filmomaniak.pl Newsroom Filmy Seriale Obsada Netflix HBO Amazon Disney+ TvFilmy
Filmy i seriale 4 stycznia 2005, 10:47

autor: Adam Kaczmarek

Aleksander - człowiek, jego dzieło i film o nim

Film Olivera Stone’a od swojej premiery zmagał się z miażdżącą opinią ze strony krytyków. Przychylnych głosów próżno szukać. Filmowi zarzuca się, że jest nudny, nieciekawy, a jego forma przerosła treść. Nic dziwnego – oczekiwania były wielkie.

Spis treści

Aleksander „Niedoskonały” Wielki

Wbrew pozorom nie wymieniłem wielu zalet i wad filmu. Wszystko zależy od widza, o to w jaki sposób spostrzeże film. Poniższe wady wynikają raczej z mojej bacznej obserwacji, bo w zasadzie nie muszą przeszkadzać. Pierwszą taką niespójnością jest powód, dla którego Aleksander stał się homoseksualistą. Otóż powodem dla którego młody chłopak zmienił orientację był dialog przeprowadzony z ojcem i jego rozkaz, aby nie wiązać się z kobietami. Moim zdaniem jest to wątek strasznie naciągany i niewiarygodny. Kwestię tę można było rozwiązać chociażby poprzez ukazanie nieszczęśliwej miłości w okresie dzieciństwa. Tymczasem forma, w jakiej nam to przedstawiono, jest co najmniej bzdurna. Przez takie niedociągnięcie może się wydawać, że temat homoseksualizmu został dodany na siłę.

Sprawa kolejna: fabuła w Indiach jest mało porywająca. Ten fragment filmu nastawiony jest na ukazanie kryzysu psychicznego Aleksandra oraz jego niepowodzeń osobistych. Innego rodzaju pomyłką jest mocno ograniczona rola młodego Ptolemeusza w wyprawie. Nie znam powodu, dla którego reżyser tak ukazał jednego z bohaterów. Widz może pokusić się o stwierdzenie, że Ptolemeusz młody i stary to dwie zupełnie inne osoby. W filmie znajduje się kilka innych irytujących sytuacji jak próba Aleksandra zmotywowania ludzi do walki. Nie jest może ona zła, ale wygląda naiwnie i widz jej zdecydowanie „nie kupuje”. Dowódca obiecuje wojakom złote góry. Zapominają, że taką przysięgę Aleksander składał im już kilka razy wcześniej.

Kuleje montaż. W początkowych minutach filmu mamy do czynienia z kilkoma scenami, które nie wiadomo, jakim cudem znalazły się w ostatecznej wersji. Dla bystrego oka wyłapanie tych błędów nie będzie problemem. Filmowi nie pomagają również liczne skoki czasowo-przestrzenne. Na początku ich zastosowanie wydaje się logiczne, bo poznajemy dzieciństwo Aleksandra, ale potem zupełnie przeszkadzają. A już zupełną pomyłką jest cofnięcie akcji o 8 lat na końcu filmu, tylko po to, żeby pokazać śmierć Filipa II. Można było to przedstawić na początku, fabuła byłaby bardziej spójna. Zastrzeżenia budzi też rodzaj sfilmowania walk nad rzeką Hydaspes, a raczej ich koniec, kiedy to nagle dostajemy obraz w odcieniach czerwono-żółtych. Nie zmienia tego nawet fenomenalne ujęcie pojedynku ze słoniem. Z pewnością wielu z was będzie zaskoczonych takim obrotem sprawy. Ostatnią wadą, która niejako zawarta jest w każdym filmie historycznym, jest brak jakichkolwiek niespodzianek. Praktycznie każdy będzie wiedział, co będzie się działo w następnym ujęciu. Dlatego Aleksander nie jest odkrywczy, nie szokuje – jest przewidywalny.

Obejrzeć czy nie obejrzeć? Oto jest pytanie...

Film na pewno nie jest taki zły, jak mówią. Wręcz przeciwnie – jest dobry, ale tylko dobry. Do doskonałości daleko. Z całą pewnością jest lepszy niż Troja czy Król Artur. Dzieło Stone’a wyróżnia się dojrzałością wykonania, ale nie ustrzegło się kilku dużych błędów. Mam wrażenie, że te kilkaset milionów dolarów można było lepiej wydać. Sprawa jest prosta – mogliśmy otrzymać komercyjną „chałę”, którą ogląda się łatwo albo produkcję bardzo złożoną i ciężkostrawną. Otrzymaliśmy dzieło, które mieści się gdzieś pośrodku, ale z mocnym ciążeniem ku tej drugiej stronie. Niemniej te 3 godziny spędzone w kinie uważam za udane. Film jest inaczej nakręcony niż to, co oglądaliśmy do tej pory. Nie należy się sugerować opiniami krytyków, bo jak wiadomo „krytykiem zostaje ten, co nie zdał do szkoły reżyserskiej”. Wystarczy tylko odpowiednie nastawienie i chęć poznania historii Aleksandra Macedońskiego. Pozdrawiam i życzę miłego oglądania...

Fortuna sprzyja odważnym.

Adam „eJay” Kaczmarek