Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość pozostałe 13 lipca 2009, 11:11

Gralingrad - ten wspaniały niewykorzystany potencjał

Ilu graczy na świecie tyle różnych pomysłów dotyczących znanych serii. O dziwo, niektóre znane marki do tej pory nie doczekały się realizacji kilku prawdopodobnie genialnych projektów.

Ilu graczy na świecie tyle różnych pomysłów dotyczących znanych serii. O dziwo, niektóre znane marki do tej pory nie doczekały się realizacji kilku prawdopodobnie genialnych projektów.

Każdy z nas ma jakąś swoją ulubioną serię, którą chętnie przeniósłby ze znanych ram w zupełnie nowe miejsce. Wiele popularnych produkcji nie wykorzystało jeszcze szans jakie daje Internet i nie poszło w kierunku sieciowego multiplayera. To dziwne, bo rosnąca popularność produkcji oferujących kooperację, a także sukces World of Warcraft wyraźnie wskazują na potencjał tego kierunku.

Jakiś czas temu okazało się, że jeden z takich świetnych pomysłów nie zostanie zrealizowany. Mowa o cRPG w świecie Aliens, czyli niedawno zarzuconym projekcie Obsidian Entertainment. Świat Obcych jest jednym z najciekawszych i najbardziej klimatycznych wytworów ludzkiej wyobraźni i aż dziw, że na polu gier tak rzadko go eksploatowano. Sporadyczne strzelaniny FPP to jedynie wierzchołek góry lodowej oczekiwań fanów śliniących się monstrów. Wciąż jeszcze gracze nie zyskali możliwości powalczenia z Obcymi lub Marines w oprawie najnowszej generacji. Niedługo może się to zmienić, ale zwykły sieciowy deathmatch to jeszcze nie maksimum wyciśnięte z uniwersum. Gdyby tak dołożyć do tego wielki świat a la Mass Effect i pozwolić na podróże po nim, gdyby stworzyć sieć rang, awansów, ułożyć jakieś zmyślne tło fabularne to mielibyśmy murowany hit. W końcu kto nie chciałby zostać żołnierzem kosmicznych Marines, który zostaje wysłany do ludzkiej kolonii na danej planecie, aby zmierzyć się ze śmiertelnym zagrożeniem ze strony innych graczy?

Inny przykład pozycji, która nie wykorzystała potencjału sieciowej zabawy jest Resident Evil. Marka, która wypromowała zombie w świecie gier i której bohaterów zna większość osób siedzących w temacie wirtualnej rozrywki nie doczekała się jeszcze wielkiego online’owego świata. A szkoda, bo miksując temat z Left 4 Dead i pozwalając walczyć w Racoon City graczom w roli policjantów i członków S.T.A.R.S. z kolegami w roli zombie i hunterów można by było odnieść globalny sukces. Capcom na razie jednak nie ryzykuje, a szkoda. Wielu z nas pewnie połaziłoby po znanym mieście i odkryło wszystkie jego zakamarki jako pracownik najdziwniejszego komisariatu policji w historii lub spragniony świeżych mózgów zombiak.

Na razie jednak tylko miłośnikom pozycji z gatunków RPG i tytułów sportowych twórcy zaspokoili apetyty. Mecz 11 na 11 to niesamowite przeżycie, podobnie jak emocjonująca wyprawa po ukryte skarby grupy dzielnych wojowników. Nowe platformy dają wszystkim szansę, aby wreszcie bawić się masowo w grach, razem pokonywać przeszkody i czerpać radość z drużynowej rywalizacji. Kiedyś mocno ograniczone poziomy Jamesa Bonda, w których dwie osoby mogły wykonać razem minimisje dawały godziny dobrej zabawy. Temat zaczęto jednak rozwijać dopiero niedawno, wraz z nadejściem nowych konsol, na których mamy już nawet tak dedykowane temu rodzajowi zabawy tytuły jak Army of Two.

Kooperacja i możliwość przechodzenia poziomów z innymi ludźmi to sedno gier. Trochę to dziwne, ale twórcy jakby o tym na kilka lat zapomnieli. W końcu jeszcze w ubiegłym wieku nie było problemem stworzenie tak genialnej gry jak Contra. Dwóch żołnierzy, dwie osoby z kontrolerami przed telewizorem, setki wrogów i miliony wystrzelonych kul. W dwóch słowach – gar miodu. Potem nie wiadomo czemu, mimo niewątpliwego sukcesu kilku pozycji umożliwiających zabawę w kooperacji, temat zarzucono. Postawiono na fabułę, efektowną grafikę, bardziej rozbudowano tryb jednoosobowy. Kooperacja była wyjątkiem, który tylko rozpalał serca graczy i przypominał o dawnych pięknych chwilach. Na szczęście produkujące nowe gry „księżniczki”, w końcu obudziły się ze snu i dzisiaj mamy triumfalny powrót do korzeni.

Krok został poczyniony, ciekawe kiedy przyjdzie następny, który pozwoli nam przechodzić tytuły lub bawić się w jeszcze większym gronie. I nie chodzi tu o zabawę w deathmatche, ani też o wyróżniające się z tłumu erpegi i sportówki. Wciąż czekamy na takie produkcje jak MMO w świecie Aliens czy Resident Evil. Czy dostaniemy je jeszcze w tej generacji sprzętu? Czy w ogóle kiedyś je ujrzymy?

Gralingrad - ten wspaniały niewykorzystany potencjał - ilustracja #1
A jednak Army of Two to „tylko” nieoficjalny sequel


Poniżej poprzednie odcinki serii:

Gralingrad - (r)ewolucja w bliźniaka

Gralingrad - AVALANCHE, czyli lawina

Gralingrad – o wyższości fotela nad deską

Gralingrad - realistyczny facet w realistycznej bryce

Gralingrad – odstresowywacz

Gralingrad - walka z czasem

Gralingrad - struna

Gralingrad - sekcja

Gralingrad - dusza gry

Gralingrad – monotematyczni

Gralingrad – zły pomysł

Norbert Szamota

Norbert Szamota

Absolwent dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Tam też obronił pracę dyplomową poświęconą miesięcznikom o grach konsolowych, wydawanym na przełomie XX i XXI wieku. W GRYOnline.pl działa od 2009 roku. Początkowo jako newsman i autor felietonów, później twórca wpisów encyklopedycznych i bloger na gameplay.pl, a od kilkudziesięciu miesięcy jako członek działu Publicystyki. Zaczynał dwa lata wcześniej, tworząc dla serwisu GamePress jedne z pierwszych wideorecenzji gier w polskim Internecie i publikując je na raczkującym wówczas YouTube. Gra we wszystko i na wszystkim, ciągle szukając ciekawych historii, intrygujących mechanik oraz zachwycających obrazów i dźwięków. Uwielbia tropić dawne opowieści z branży, a w wolnym czasie tworzyć też własne growe opowiadania na blogu Gralingrad.pl.

więcej