Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Assassin's Creed: Unity Recenzja gry

Recenzja gry 11 listopada 2014, 18:00

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Assassin's Creed: Unity - Arno Dorian, zabójca nowej generacji

Unity zabiera nas do pełnego przepychu i tłumów na ulicach Paryża. Jeszcze żadne wirtualnie miasto nie miało w sobie tyle życia, ile ma stolica Francji sprzed ponad dwustu lat. Obecność w trakcie zwiedzania obowiązkowa.

Recenzja powstała na bazie wersji PS4. Dotyczy również wersji XONE

PLUSY:
  1. gęsty od tłumów, zróżnicowany architektonicznie, żyjący Paryż;
  2. większy realizm świata przedstawionego;
  3. wprowadzenie bardziej spójnych elementów RPG;
  4. zadania dodatkowe mające konkretny wpływ na sposób wykonania misji głównej;
  5. większy nacisk na skradanie się; implementacja osłon;
  6. walka wręcz wymagająca większego skupienia i wyczucia chwili;
  7. znakomita oprawa wizualna, choć…
MINUSY:
  1. …w wersji konsolowej wyraźnie daje o sobie znać brak full HD;
  2. niemal nieobecny wątek współczesny;
  3. nadal niezbyt lotna sztuczna inteligencja,
  4. drobne błędy techniczne możliwe do wyeliminowania za pomocą niewielkiej łatki,
  5. twórcom zabrakło chyba czasu na implementację jakiegoś przewodniego rozwiązania gameplayowego.

Pamiętam, że gdy tylko Ubisoft zapowiedziało drugą część serii Assassin’s Creed wiedziałem, że kiedyś przyjdzie taki czas, w którym wraz z zakonem asasynów trafimy w realia Rewolucji Francuskiej. Epoki tej, jako jednej z najciekawszych po prostu nie dało się pominąć i pomimo to, że wcześniej zwiedziliśmy inne miasta Europy, poznaliśmy wschodnie wybrzeże rodzących się Stanów Zjednoczonych i Karaiby, byłem całkowicie przekonany co do tego, że francuska firma tylko czeka na najlepszą okazję, aby przedstawić fragment historii swojego kraju. Nowa generacja konsol umożliwiła znaczne podkręcenie skali przygód, i twórcy nie mogli zaprzepaścić takiej okazji.

Arno Doriana, głównego bohatera Assassin’s Creed: Unity, poznajemy w momencie, kiedy jako kilkuletni brzdąc wraz z ojcem przybywa do pałacu w Wersalu. Tu poznajemy swoją przyszłą miłość, ale przede wszystkim w królewskich włościach ważą się losy chłopca, którego ojciec zostaje zabity w tajemniczych okolicznościach. Po latach w równie zagadkowy sposób ginie jego opiekun. Arno nie pozostaje nic innego, jak tylko pomścić śmierć bliskich mu osób. Jest koniec XVIII wieku, w Paryżu rozpoczyna się Wielka Rewolucja Francuska, król i szlachta tracą głowy pod ostrzem gilotyny, a ulice miasta zamieniają się w chaotyczne miejsce starć ekstremistów i protestów zwykłych mieszkańców.

Arno nie jest tak charyzmatyczną postacią jak Ezio czy Edward, niemniej pobudki jego działania są dobrze zrozumiałe. Jego problemem bywa zapalczywość, za co zresztą będzie musiał wcześniej czy później zapłacić niemałą cenę, ale jako kolejny bohater sagi asasynów spisuje się całkiem nieźle. Fabuła Unity przez większość czasu sprawia wrażenie bardziej koherentnej, zrozumiałej. Jest pozbawiona większych skoków czasowych. Ma się wrażenie, że od samego początku jest czymś w rodzaju oświeceniowego kryminału, w którym Arno po nitce dociera do kłębka okazującego się czymś znacznie więcej niż z początku się wydawało. Mnie takie postawienie sprawy bardzo się podoba, bo przyznam, że w pewnym momencie Black Flag, nie grając weń regularnie, pogubiłem się zupełnie w chronologii wydarzeń.

Arno wstępuje do zakonu Asasynów.

Paryż od pierwszej minuty rzuca na kolana. Na początku największe wrażenie robią dosłownie tłumy ludzi przechadzających się po ulicach i wykonujących różne czynności. Większa pamięć RAM obecnej generacji konsol pozwoliła na zapełnienie miasta w taki sposób, by sprawiało ono wrażenie żyjącego organizmu. To już nie kilkunastoosobowe, co najwyżej, grupki znudzonych spacerowiczów z poprzednich części. W Paryżu toczy się normalne życie. Przed kafejkami siedzą i rozmawiają między sobą klienci, panowie trzymają damy pod rękę, gdzieś tam kamraci niosą na rękach pijanego kolegę, ktoś w asyście kilku majstrów liczy deski, złodzieje próbują okraść przechodniów, praczki na nabrzeżu szorują ubrania, ludzie tańczą na ulicach, kłócą się, walczą ze sobą, rozmawiają w grupkach, ktoś kopie czołgającego się ledwie po ziemi pijaka, ktoś inny przemawia, krzyczą gazeciarki, kupcy na straganach rozmawiają z klientami… I to wszystko, a nawet o wiele więcej, w zasięgu widzenia. Zewsząd dochodzi harmider głosów. Większość rozmów toczy się po francusku, niektóre po angielsku. Gra nawet nie próbuje tłumaczyć tego słowotoku. Nie da się. Klony modeli zdarzają się, ale nie rzucają się specjalnie w oczy. Za duża ciżba ludzi.

Twórcy obiecali nam tłumy na ulicach Paryża i słowa dotrzymali.

Atmosferę Paryża wspaniale dopełnia architektura. Po obu stronach brukowanych, ale podniszczonych i ubłoconych uliczek, pną się w górę kamienice. Na parterach mnóstwo szyldów i aż szkoda, że to tylko dekoracje i nie da się faktycznie wejść do piekarni czy szewca. Nowością są jednak w pełni dostępne mieszkania. Niektóre drzwi lub okna są otwarte, można więc przejść swobodnie przez budynek. Nie ma konieczności wspinania się nań lub obiegania dookoła. Czasem w ten sposób miniemy jakąś gospodę, czasem prywatne lokum, zamieszkiwane przez rodzinę o różnym statusie majątkowym. Oczywiście w grze, w której miasto jest jednak sporej wielkości nie da się przygotować setek wnętrz czy modeli budynków, więc czasem coś się powtarza.

W Paryżu nie mogło zabraknąć charakterystycznych budowli.

Charakterystyczne dla Paryża budowle są odwzorowane znakomicie. Katedra Notre Dame robi ogromne wrażenie, także w środku. Twórcy nie pokusili się o to, aby udostępnić wnętrza wszystkich znanych ze stolicy Francji budowli, ale po wspomnianym wcześniej kościele czy Wersalu pohasamy do woli. Wizualnie z bliskiej odległości Unity nie pozostawia wątpliwości – to najładniej wyglądająca gra z serii. W czasie synchronizacji, kiedy Arno kuca na wysokiej wieży, a kamera płynnie odjeżdża ukazując część miasta już tak fantastycznie nie jest.

W Paryżu także nocą kwitnie życie towarzyskie.

Jest jednak kilka rzeczy w grafice, które nie zachwycają. Ubisoftowi zabrakło chyba czasu na przygotowanie płynnego przejścia w cyklu dobowym. W rezultacie w ciągu sekundy potrafi zmienić się pora dnia, a co za tym idzie, i oświetlenie sceny. Grę testowaliśmy na PlayStation 4 i niestety doskonale widać to, że gra nie działa w full HD. To bodaj pierwszy znany mi przypadek, w którym jest to aż tak widoczne. Również za sprawą czasem niezbyt wyraźnych tekstur. Pozostaje mieć nadzieję, że na mocnym pececie grafika wypali nam gałki oczne ostrymi jak żyleta materiałami.

Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że przygotowanie takiego bogactwa detali, jakimi ocieka miasto zabiera dużo czasu. Jak przypuszczam właśnie z powodu jego braku w grze nie uświadczymy na przykład koni. Te, które są, prawie w całości stanowią tylko stojący w miejscu element dekoracyjny. Na ulicach pojawiają się psy, ale też tylko stoją i co najwyżej ziewają. Gdzieś jakaś kurka skubie coś z błocka, a na dachu rozsiądzie się kot. To musi wystarczyć.

Jedyne konie w grze to te, które zaprzężono do powozów. Szkoda, że w grze poruszającą się bryczkę zobaczymy ledwie kilka razy.

W Assassin’s Creed: Unity wraca do korzeni serii. Twórcy poza możliwością rozegrania specjalnych misji w trybie kooperacji ze znajomymi nie przedstawiło w grze żadnego innego motywu przewodniego, który miałby charakteryzować w jakiś szczególny sposób nową odsłonę. W „trójce” i Black Flag było to otwarcie świata i bitwy morskie, teraz zabrakło jakiegoś innowacyjnego elementu. To powrót do korzeni, ale bardzo specyficzny, bo w nowoczesnym stylu. Już wyjaśniam co mam na myśli.

Walka w Unity z kilkoma przeciwnikami jest bardziej wymagająca niż w poprzedniczkach.

Ubisoft postawił na większy realizm sytuacyjny. Bohater przestał być niepokonanym herosem, który niemalże stojąc w miejscu bez problemu pokonuje dziesiątki nacierających nieprzyjaciół. Dzięki podkręceniu poziomu trudności i likwidacji ikonek pojawiających się nad mającym zamiar zaatakować wrogiem, gracz musi wykazać się większą podzielnością uwagi. Szczególnie w starciach, w których staje sam przeciw grupie zbirów. Mam wrażenie, że asasyn nie jest w stanie przyjąć teraz tak wielu obrażeń co kiedyś. Postać jest szczególnie wrażliwa na ostrzał z broni palnej, którego nie da się już uniknąć tak łatwo co w poprzednich częściach. Strzelcy są celniejsi i sprytniejsi, atakując z większej odległości. Podoba mi się takie postawienie sprawy. Trzeba nabrać szacunku do adwersarzy i niepotrzebnie nie pakować się w kłopoty.

Fantomowa postać przedstawiająca głównego bohatera, to ostatnie miejsce, w których widzieli go nieprzyjaciele. Podobną mechanikę zaimplementowali przed kilkoma laty twórcy Splinter Cell: Conviction.

W Unity premiowane jest ciche zachowanie, infiltracja i spokojna, niezbyt szybka eliminacja kolejnych przeszkód w drodze do celu głównego misji. W Paryżu nie ma krzaków, w którym można się ukryć i niemal bezkarnie buszować po okolicy przyciągając patrole gwizdami. Arno zresztą nawet nie potrafi gwizdać, a za wabik służą mu fajerwerki. A te działają różnie. Czasem kogoś zainteresują, ale najczęściej ich użycie poza kilkoma zdaniami komentarza ze strony wrogów nie odnosi żadnego skutku. Trzeba ostrożnie przemykać pomiędzy dostępnymi osłonami, do którym można się przykleić niczym w rasowych składankach, a pomiędzy jedną a drugą wykonać szybki ruch pozwalający zmienić pozycję. Po raz pierwszy w serii spotkamy się też z tak dużym ograniczeniem amunicji. Arno korzysta z widmowych ostrzy i ostrzy berserkera wystrzeliwanych z umieszczonej na nadgarstku małej kuszy. Amunicja do tej zabawki jest jednak dość droga, a martwi wrogowie rzadko kiedy uzupełniają nasze zapasy. Zresztą chyba po raz pierwszy w jakiejkolwiek grze z tej serii zdarzało mi się tak często i systematycznie przeszukiwać poległych przeciwników.

Unity nabrało cech gatunku RPG. Kupując odpowiednie stroje i je modyfikując możemy uczynić naszą postać mistrzem skradania się, walki wręcz lub walki dystansowej. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby wymieszać ze sobą elementy odzienia tworząc postać uniwersalną.

Do eliminacji wrażych sił służy duża liczba najrozmaitszych środków zagłady podzielonych na kilka kategorii. Broń jednoręczna, gdzie znalazły się szpady, florety, buławy i trochę podobnego żelastwa, jest tą, którą będziemy posługiwać się od początku gry. Z czasem odblokujemy możliwość korzystania z broni drzewcowych (włócznie, halabardy) oraz ciężkich. Dzięki odpowiednim zakupom i rozlokowaniu zdobytych w trakcie misji punktów możemy dobrać najbardziej przez nas lubiany styl walki. Mnie osobiście odpowiadała zwykle lekka broń i niemal całą grę przeszedłem z jednym floretem, którego w trakcie zabawy mogłem ulepszyć, ale jeżeli ktoś życzy sobie skorzystać z innego podejścia, to Unity nie robi z tego problemu. Koniecznie jednak w tym miejscu muszę wspomnieć o elementach rasowego erpega, które w tej serii na taką skalę pojawiły się po raz pierwszy.

Każdy oręż i każda część ubioru (Arno może dowolnie przebierać pomiędzy kapturami, spodniami, pasami i kurtami) dysponuje własnymi współczynnikami, które można ulepszyć wydając na to tzw. punkty kredo, zdobywane w czasie zabawy poprzez wykonywanie różnych czynności charakterystycznych dla zakonu asasynów. Może to być cicha eliminacja, perfekcyjne parowanie czy zabójstwo z powietrza. Poprzez odpowiednie dobranie wyposażenia czynimy z Arno postać, która lepiej radzi sobie w skradaniu lub walce wręcz. Wszystko wedle własnych preferencji. Nie ma też problemu, żeby uczynić bohatera uniwersalnym, w czym dodatkowo pomagają odblokowywane w miarę upływu kolejnych sekwencji umiejętności.

W Unity powróciły znane z poprzedniczki dzwony alarmowe.

Arno bowiem nie jest od samego początku maszyną do zabijania. Potrafi wykonywać różne sztuczki, ale dopóki nie odblokujemy na przykład umiejętności odpowiadającej za podwójne morderstwo, „zdjęcie” z posterunku dwóch stojących obok siebie typów jednym atakiem będzie niemożliwe. Również korzystanie z niektórych skuteczniejszych broni musi zostać najpierw odblokowane w panelu zdolności. Asasyn nie użyje bomby z trucizną przez całą grę, jeżeli nie zdecydujemy, że chcemy z takiej możliwości korzystać i za to zapłacimy. Część z umiejętności bardziej przeznaczona jest do trybu kooperacyjnego, więc wobec deficytu odpowiednich punktów warto dobrze się zastanowić z czego faktycznie będziemy korzystać. Możliwości oczywiście nie ma aż tak wiele, żeby nie dało się odblokować ich wszystkich w ciągu jednego przejścia gry. Jeżeli wykonamy większość misji pobocznych i nie będziemy unikać zabawy w sieci, to nie powinno być z tym wielkiego problemu.

W trakcie misji możemy wykonać dodatkowe zadania, wśród których może być odkrycie bonusowego sposobu osiągnięcia głównego celu lub zapewnienie sobie pomocy dodatkowych rąk w razie wpadki.

Drobnej reorganizacji uległ sposób wykonywania misji. W Unity mamy szerszy wachlarz dostępnych opcji, które doprowadzą nas do wybranego celu. Można chyba napisać, że poszczególne misje są takim małym sandboksem w wielkim sandboksie, jakim jest cała gra. Otrzymujemy informację o liczbie strażników, liczbie wejść i podpowiedzi dotyczące ułatwień, jakie możemy sobie przygotować przed ostatecznym zakończeniem akcji. Na przykład pomoc znajdującym się gdzieś na terenie więźniom, którzy uwolnieni stanowić będą istotne wsparcie w czasie otwartej walki lub odwrócenia uwagi strażników. Można też ułatwić sobie zmagania poprzez wcześniejszą przysługę dostawcy fajerwerków, który w podzięce odpali w odpowiedniej chwili swoje zabawki. Różnorodność jest spora i zdecydowanie pozytywnie wpływa zarówno na odbiór gry, jak i stopień trudności, który już i bez tych dodatkowych atrakcji jest wyższy niż drzewiej bywało.

Pola Elizejskie za czasów Rewolucji Francuskiej.

Nowy Assassin’s Creed pomimo zaserwowania mi znanych już z wcześniejszych odsłon mechanizmów, oczarował mnie. Nie od początku, choć od już od pierwszych minut za sprawą oprawy audiowizualnej poczułem się jakbym trafił w sam środek Paryża sprzed ponad dwustu lat. Musiało minąć kilka misji, abym nabrał zaufania do twórców, którzy stare i sprawdzone rozwiązania chcieli mi przybliżyć w bardziej nowoczesnym stylu. Moim zdaniem takie podejście sprawdziło się. Zanim w pełni przestawiłem się na bardziej realistyczny styl zabawy (w miarę możliwości samej opowieści i gatunku gry), moje nieprzemyślane szarże kończyły się najczęściej w błocie, gdzie Arno konał po nierównej walce z oprychami. Trudniejsza walka i uczynienie z gry rasowej składanki, czego nie udawało się porządnie zrobić już od przygód Altaira, a przede wszystkim wspaniałe widoki Paryża, jakie zaserwowali mi artyści z Ubisoftu sprawiły, że Unity jest obecnie dla mnie najlepszą grą z serii. Nie zaryzykuję tezy, że jest tym, czym kiedyś dla rozwoju cyklu została część druga, ale pomimo wszystko, także wielu potknięć technicznych, które nękają obecną wersję, a których nie wymienię, bo nie mają wpływu na ostateczny odbiór rozgrywki, warto się Assassin’s Creed: Unity zainteresować. Ubisoft spisał się na medal.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Recenzja gry Assassin's Creed: Unity - Arno Dorian, zabójca nowej generacji
Recenzja gry Assassin's Creed: Unity - Arno Dorian, zabójca nowej generacji

Recenzja gry

Unity zabiera nas do pełnego przepychu i tłumów na ulicach Paryża. Jeszcze żadne wirtualnie miasto nie miało w sobie tyle życia, ile ma stolica Francji sprzed ponad dwustu lat. Obecność w trakcie zwiedzania obowiązkowa.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.