Oj nie obraziłbym się na takie demko technologiczne w postaci odświeżonego Motorstorma... A jeszcze lepiej, jakby wzięli się za Pacific Rift, który prześciga pierwowzór pod każdym względem ;)
Ewentualnie wyobrażam sobie, że powrót do klimatów pierwszej odsłony miałby szansę się obronić, gdyby przerobili całość na modłę Forza Horizon. Raz, że więcej dostępnych aktywności zwalczyłoby wspomnianą przez Ciebie monotonię rozgrywki, a dwa, że w końcu cała ta otoczka festiwalu miałaby sens.
Za każdym razem, gdy ktoś pisze o Pathologic 2, robi mi się cieplej na serduszku.
A w ogóle to mam nadzieję, że takich felietonów poświęconych w całości konkretnym grom będzie na GOLu tylko przybywać. Uwielbiam ten rodzaj tekstów ;)
Doctor Strange
More like najlepszy pierwszy Iron Man od czasu pierwszego Iron Mana. Nie żebym narzekał ;)
Świetny tekst, prosto w punkt ;)
Niestety, biorąc pod uwagę, że obecnie najpopularniejsze gatunki gier stawiają na czystą akcję i / lub ciągłą konfrontację, twórcom bardzo ciężko będzie na takim szkielecie zbudować opowieść, która wykracza poza fabularne mielizny pokroju "ci dobrzy walczą z tymi złymi".
Lekko zbaczając z tematu - bardzo mnie przy tym bawi, jak projektanci gier łapczywie rzucają się na każdą nową metodę budowania fabuły, świata i rozgrywki, przy wykorzystaniu której owe trio nie skakałoby sobie do gardeł. Takie From Software wymyśliło sobie, że rzucenie gracza w zdewastowany świat, gdzie samemu trzeba wykminić, "co tu się panie zadziało", to świetny sposób na połączenie rozgrywki opartej na ciągłej walce z historią niekoniecznie napisaną pod dyktando tarczy i miecza. Sprawdziło się, więc nagle co drugi indyk (a także i kilka większych gier) korzysta z tego samego motywu "odkrywania świata w ruinie". Tak samo było, jak BioShock wjechał na scenę z audiologami :p
Cieszę się, że tekst przypadł do gustu :)
Mam nadzieję, że jak już dorwiesz w swoje łapy Reignited Trilogy, to przynajmniej w odświeżone Ripto's Rage i Year of the Dragon będzie Ci się grało przyjemnie (pamiętam, że o dwójeczce wypowiadałeś się w cieplejszych słowach :D ). A co do jedynki - nawet, jeśli była męcząca, to bardzo dobrze, że zawczasu przez nią przebrnąłeś. Co prawda rozgrywkę znasz już na wylot, ale podziwianie, jak Toys for Bob na nowo tchnęli życie w stare lokacje może być fajnym doświadczeniem samo w sobie.
Tak w ogóle to jestem zachwycony obecnie panującym trendem przepisywania kultowych tytułów na nowe silniki graficzne. W końcu producenci i wydawcy zauważyli, że gry wideo to nie filmy - u nas samo podbicie rozdzielczości nie sprawi, że obcowanie z klasyką nagle stanie się bezbolesne. A kiedy zmiany dotykają jeszcze rozgrywki (i ewentualnie fabuły), powodując, że mamy do czynienia właściwie z reinterpretacją danej gry (patrz Resident Evil 2; Final Fantasy VII), to nie pozostaje nic innego, tylko wstać i klaskać.
Brucevski, TataLeona - wielkie dzięki! :D
Chętnie pisałbym więcej, ale i czasu mało, i człowiek strasznie leniwy. A w tym szczególnym przypadku tekst powstawał w wyjątkowych bólach, bo ilekroć miałem pisać, to odpalałem Zeldę "żeby wprowadzić się w nastrój". Kończyło się na półtorej godziny grania oraz zerowych postępach w pracy nad tekstem :P
DanuelX - mocno upraszczając sprawę, to trochę z tą rozgrywką w Breath of the Wild tak jest. Nie ma co zabierać się do tej gry, jeśli ktoś ma przede wszystkim nadzieję na mocno angażującą fabułę. Historia i lore świata gry są nawet całkiem ciekawe, ale to takie przystawki do dania głównego, którymi nikt się nie naje. Cały myk polega na tym, że w Zeldzie wspomniane przez Ciebie "zabawianie się samemu" przychodzi zaskakująco naturalnie. Gra ma w zanadrzu tak dużo niespodzianek, że chce się grać choćby z samej ciekawości, co czeka na nas za najbliższym rogiem. A dodatkowo sterowanie Linkiem (wspinaczka, szybowanie, walka, etc.) jest na tyle przyjemne i intuicyjne, że aż przyjemnie czasem posnuć się bez celu, ew. poszukać guza wśród okolicznych potworów ;)
Dobry artykuł, słuszne obserwacje ;) Sam długi czas byłem przekonany, że tęsknię za demami, podczas gdy w rzeczywistości chyba tęsknię za czasami, kiedy dema jeszcze sprawdzały się w swojej roli prezentowania gier. Większość informacji człowiek czerpał z czasopism, zwiastuny w sieci (a co dopiero długie nagrania z rozgrywki) ukazywały się stosunkowo rzadko i takie demko często jako jedyne pozwalało zobaczyć grę w ruchu. Obecnie nawet jak wykroją jakiś początkowy poziom na potrzeby wersji demonstracyjnej, to niekoniecznie chce mi się w to grać, skoro ten sam fragment twórcy pokazali już na wszystkie możliwe sposoby na oficjalnych materiałach.
PS Największy sentyment mam do czasów płytek z demami z Oficjalnego Polskiego Magazynu Playstation - jak raz na ruski rok wydało się te dwadzieścia-coś złotych, to grania było co najmniej na miesiąc... A przy okazji można było poczytać przetłumaczone (niekiedy niezdarnie, ale miało to swój urok) recenzje z brytyjskiego OPSM ;)
Wilku - to aż jestem ciekaw, jakie wrażenie zrobi (już zrobiło?) na Tobie wybuchowe zakończenie gry, a potem pełen dodatkowej zawartości endgame ;)
Brucevsky - Galaxy też kiedyś muszę przejść (tym bardziej, że Wii można dorwać za bezcen), ale przy obecnej nawałnicy dobrych gier prawdopodobnie znajdę na to czas dopiero na emeryturze :<
Nie wiem, czy już wróciłeś do oglądania, ale w obecnym sezonie tak podkręcili tempo akcji, że aż żal nie być na bieżąco ;) Jestem też na 90% pewien, że w najbliższych odcinkach coś naprawdę konkretnie grzmotnie, skoro
spoiler start
All For One zdecydował się wreszcie pokazać bohaterom swoją szpetną mordę.
spoiler stop
Heh, a pamiętam jeszcze, jak koszmarnie bojkotowany był długi cykl życia konsol poprzedniej generacji :P
Sam jednak też jestem zdania, że przy obecnym urodzaju gier nie ma potrzeby, żeby producenci spieszyli się z nowym sprzętem. Bardzo cenię sobie te okresy "pełnego rozkwitu", kiedy już wszyscy mniej więcej znają możliwości konsol i prawdziwa walka o klienta toczy się na płaszczyźnie gameplay'u, fabuły, oryginalnych rozwiązań itd.
Jak nam zapowiedzą nowe konsole, to znowu będzie trzeba przecierpieć przez pierwszy rok ich życia wszystkie te zachowawcze sequele i gry kurczowo trzymające się utartych schematów, których jedyną wyróżniającą cechą będzie dopakowana oprawa.
I na koniec tak zajeżdżając trochę prywatą, to może jestem mało wymagający, ale gram cały czas na starutkim telewizorku z 720p, Full HD z PS4 widuję, jak podłączę ją u kogoś innego, a 4K i HDR to dla mnie czysta abstrakcja... A mimo to grafika w grach wciąż potrafi mnie zwalić z nóg ;)
Super sprawa :D Strasznie w tej całej akcji spodobało mi się to, że gdyby nie ona, to sam z siebie raczej nigdy bym się nigdy nie zastanowił na poważnie, które tytuły tak właściwie kształtowały mnie jako gracza.
A poza tym to świetna okazja, żeby poznać preferencje - czy może raczej growy background? - innych graczy, ulubionych twórców gier, redaktorów, youtuberów, etc.. Przeglądając wpisy ze wspomnianym hashtagiem na twitterze bardzo przyjemnie marnuje się czas ;)
Na chwilę obecną Made in Abyss jest dostępne tylko na egzotycznym dla nas (póki oficjalnie nie wystartuje w Polsce) Amazon Prime Video, ale kto wie, może się kiedyś podzielą tym dobrem z resztą serwisów ;)
Dzięki za miłe słowa ;) Do gier Sucker Punch ogółem mam straszny sentyment, właśnie dlatego, że dawno temu oczarowała mnie oprawa chyba drugiego Sly'a na PS2. Specjalnie kupiłem wtedy ten diabelnie drogi "Playstation 2 Magazyn" z płytką, bo była demówka szopa owym numerze. Głupie 40 minut gry, a powtarzałem to demo do porzygu :D
Absolutnie się zgadzam, że zapędy największych wydawców ostatnio przekraczają granice dobrego smaku. "Wincy pinionżków" zawsze było dewizą branży, ale nigdy jeszcze nie okazywano tego w tak bezpośredni sposób.
Nie zmienia to faktu, że na odmawianie grom z tego powodu przynależności do ogólnie pojętej "sztuki" (do której swoją drogą należały, zanim pojawił się pierwszy ever artykuł zabierający głos w tej niepotrzebnej dyskusji) nie mogę się zgodzić.
Najwięksi wydawcy każdego medium bawią się w biznes, gdzie dobry smak idzie w odstawkę. Może i u nas jak dotąd najmocniej pojechano po bandzie, ale nie w tym rzecz - medium to nie tylko najwięksi wydawcy. Scena niezależna, a nawet pomniejsze studia wydawnicze stoją daleko od poczynań rekinów biznesu (o czym z resztą sam wspomniałeś ;) ), więc nie ma co generalizować. Tym sposobem - skupiając się na grzechach największych danej branży - równie dobrze można potępiać całe kino, oskarżać je o wtórność i płytkość, skoro w multipleksach triumfy święcą sequele sequeli, rebooty znanych marek i filmy o komiksowych bohaterach, które cały czas żerują na tych samych schematach.
Uważam też, że nawet najgorsze z najgorszych przykładów zachłanności twórców zasługują na odrobinę uwagi. Mając do czynienia np. z takim enfant terrible naszej branży, jak Battlefront 2, wychodzę z założenia, że warto oddzielnie oceniać koszmarną monetyzację tytułu (która bezpośrednio przyczynia się do psucia wielu z mechanizmów rozgrywki) oraz kreatywny wkład producentów: adaptację materiału źródłowego, opracowanie (dobrze działających) elementów gry itd. Innymi słowy: owszem, to bezczelny skok na kasę i z tego powodu nie mam zamiaru Battlefronta kupować, ALE nie przeszkadza mi to pokiwać głową z uznaniem na widok choćby realizacji potyczek X-Wingów w kosmosie, czy pieczołowitości w oddaniu realiów Star Wars. To też pewna wartość artystyczna ;)
Co do lobby, to oprócz PUBG wiem, że funkcjonują na podobnych zasadach bodajże w modzie battle royale do Arma 3 (nie mam pojęcia, jak było za czasów moda do Arma 2) oraz w H1Z1: King of the Hill. Podobieństwo w tych tytułach wynika jednak z faktu, że we wszystkich maczał palce Brendan Greene, koleś bezpośrednio odpowiedzialny za Battlegrounds. Mod do Army był jego autorstwa, a w przypadku H1Z1 pełnił on rolę "konsultanta" rozgrywki.
Wiem też, że jest jeszcze gra typu battle royale pod tytułem The Culling oraz osobny tryb rozgrywki w GTA Online - starałem się podejrzeć naprędce, jak tam ma się sprawa... I nie udało mi się dopatrzyć lobby wzorowanego na PUBG. To jednak był taki risercz na szybko, także jeśli ktoś dużo grał w te tytuły i wie, że jest inaczej, niech da znać ;)
Zdecydowałem się zwrócić uwagę na podobieństwo lobby z tego powodu, że studio niemające w składzie Brendana Greene'a mogłoby moim zdaniem spróbować odrobinę odróżnić w swojej grze ten (króciutki i nieistotny przecież) etap przygotowań do meczu.
Co zaś się tyczy porównywania Fortnite'a do tytułu, w który nie grałem - zgadzam się, że nie mogę rzetelnie odwoływać się do każdego elementu PUBG (np. spory problem byłby w przypadku feelingu broni, czy modelu strzelania). Starałem się porównywać te składowe rozgrywki, na które można zwrócić uwagę oglądając sam gameplay PUBG - czy nie zapędziłem się za bardzo, to pozostawiam ocenie czytelników. Rozumiem, że Tobie (a znając życie, zapewne i wielu innym) może się to nie podobać. Pozostaje mi na przyszłość starać się, żeby jak najmniej osób miało coś do zarzucenia artykułom ;)
Jeszcze wyczerpując temat: uznałem, że pozwolę sobie na porównanie Fortnite: Battle Royale do PUBG chociażby z perspektywy obserwatora tego drugiego, ponieważ gra Epic Games jest bardzo silnie powiązana z Battlegrounds. Opisując ją, praktycznie nie da się uciec od wspominania na każdym kroku o PUBG... Założyłbym się też o duże pieniądze, że Fortnite: Battle Royale w ogóle by nie powstało, gdyby nie sukces produkcji Brendana Greene'a.
Racja, zapomniałem, że Max po skoku włącza się "autopilot". Wobec tego rzeczywiście: jeśli nie bawić się w szukanie przemiany w bohaterce, to w świetle tego zakończenia wszystkie działania gracza tylko pogarszały sytuację. Jestem w stanie zrozumieć, że taka konkluzja może zirytować po dobrych kilku / kilkunastu godzinach gry.
@Czarny Wilk trudno się nie zgodzić. Wygląda to prawie, jakby developerom bardziej zależało na wersji zakończenia, w której Chloe ginie, a drugi ending był zaledwie pokłosiem uczynienia z ostatniej sceny wyboru... Nawet muzyka przy "Sacrifice Arcadia Bay" to użyty ponownie kawałek z końcówki pierwszego odcinka, podczas gdy "Sacrifice Chloe" miało własną, nowiutką nutę w tle.
@Łoker men to akurat dla mnie rozwiązanie z cofaniem się w czasie do początku odrobinę się broni przed zarzutami o kasowanie wszystkich dokonań tym, że mimo wszystko Max zachowała całą wiedzę z tych kilku dni - zakończenie pokazuje, że Kate żyje, a Jefferson jest jakoś złapany, więc można z pewną ostrożnością założyć, że bohaterka po prostu pogadała z odpowiednimi osobami, już bez żadnego igrania z czasem ;) Ale to oczywiście trochę już podpada pod dobudowywanie teorii...
Nawet nie masz pojęcia, jak zazdroszczę, że ogrywasz już Personę 5 :D
Cieszą mnie te przytłaczająco pozytywne opinie, napływające z każdej strony. Nie żebym potrzebował upewniać się co do jakości nowej odsłony TEJ serii, ale połączenie słów "najlepszy" i "jRPG" w różnych wariacjach, otwierające prawie każdy tekst o piątce, sprawiają że serce rośnie.
Zgadzam się z werdyktem w 100% - "renegaci" zapisali się w mojej pamięci jako jedna z najlepszych gier do lokalnego co-opa. Świetnie w praniu wypadało to rozwiązanie z dynamicznie dzielącym się ekranem, które zastosowali twórcy, uwielbiam ten efekt (... mój leciwy komputer też uwielbia, bo gdy dwójka graczy trzyma się razem i przez to obydwoje są na jednym ekranie, oddala się niebezpieczeństwo wybuchu procesora ;) ).
A oprócz samej rozwałki, o której rozpisałeś się w recenzji, mi strasznie do gustu przypadła fizyka samochodów. Po wduszeniu nitro wyskoki ze skarp czy ciągłe kolizje z drugim graczem owocowały tak pięknymi piruetami, że nawet mimo wypadania z trasy w drzewa te akrobacje nie frustrowały :D
Nie wiem, czy dobrze pamiętam, ale w DLC chyba nawet był jeden poziom wybitnie bogaty w skoki prawie jak na zawodach skoczków narciarskich (co pasowało tym bardziej, że wszystko przecież skąpane było w śniegu).
Brucevsky, muszę Cię odrobinę rozczarować, bo Legends niestety nie ma soundtracku z Takedowna. Playlista składa się z 21 kawałków zapożyczonych z Burnout Revenge, który wychodził równolegle z przenośnymi "legendami" (nie jestem jakimś specem od umów licencyjnych, ale coś mi podpowiada, że takie zagranie się twórcom opłacało ;) ). Muzyka też dobra, ale dla mnie soundtrack trójki wygrywa przez ładunek nostalgii, jaki ze sobą niesie. Nie zmienia to oczywiście faktu, że skasowanie kilku aut przed snem to doskonały sposób na zakończenie dnia :D
Zaś co do Dominatora, to miałem kiedyś okazję przejść go na PS2 i choć dobrze się bawiłem, wtedy nie zrobił na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia... Co nie przeszkodziło mi w zaopatrzeniu się niedawno w osobną kopię na PSP (bo czemu by nie). O dziwo teraz, ogrywając go na przenośniaku, bawię się dużo lepiej niż wcześniej. Ciężko mi powiedzieć, czy ostatecznie będzie to lepsza zabawa niż w Legends, ale już na tym etapie odrobinę zmieniłem o Dominatorze zdanie.
Na samym początku muszę powiedzieć, że Twoje wcześniejsze teksty na gameplay'u jakoś mi umknęły - czego teraz żałuję, bo ten tutaj czytało mi się z przyjemnością ;) Oby tak dalej.
Co do samego tematu zaś, to absolutnie zgadzam się z myślą z ostatnich akapitów - że adaptacje mające szansę na sukces to te, które tylko inspirują się materiałem źródłowym, a nie próbują go przenieść na srebrny ekran 1:1. Scenariusze gier pisane są w ten sposób, żeby w naturalny sposób uzasadniać rozgrywkę, z kolei rozgrywka uzupełnia luki w historii. Jeśli wyrwać z tej symbiozy gameplay, historia nie ma prawa poradzić sobie sama. A większość twórców kina jakoś nie zdaje sobie z tego sprawy.
Czasami mam wrażenie, że również gracze o tym nie pamiętają. Nie potrafię na przykład zrozumieć, dlaczego wszyscy tak wyczekują ekranizacji serii Uncharted. Przecież cały sukces przygód Nathana Drake'a opierał się na tym, że twórcy przekładali schematy kina nowej przygody na grunt gier wideo i obudowywali zajmującą rozgrywką. Jaki jest sens robienia filmu z gry wzorującej się na filmie?
Nie napisałem o nim za wiele, bo, nie będę ukrywał, nie miałem okazji go przetestować :) Za to nawet bez grania, po namyślę mogę stwierdzić, że mechaniki z logicznych sekcji Catherine muszą się świetnie sprawdzać w rywalizacji i wymyślaniu chamskich zagrywek dla przeciwnika - jak znajdę wolną chwilę oraz odrobinę chęci wśród znajomych, to wypróbuję na własnej skórze ;)
Dzięki :D Nawet jeśli nie są najlepsze, to zgodzę się, że warto chociaż jednego Sonika w 3D ograć, bo nigdy jeszcze nie widziałem, żeby jakaś inna gra choć próbowała skopiować ten pomysł na rozgrywkę. W ogóle jak masz ochotę, to pojawiła się niezła okazja, żeby zaopatrzyć się w tytuły z jeżem w ramach Humble Bundle - za bezcen można dorwać prawie wszystkie gry z serii wydane na PC (już za dolca jest zestaw z pierwszym Sonic Adventure) ;) - https://www.humblebundle.com/sonic-25th-anniversary-bundle
Kwestia gustu, mi przykładowo Korra bardzo podchodzi, głównie przez atmosferę i paradoksalnie pierwszy sezon Korry w prywatnym rankingu cenię wyżej od drugiego. Po prostu strasznie mi się spodobał fakt, że pokazali bardziej przyziemny scenariusz, z napięciami pomiędzy Tarrlokiem i naszą Avatarką, swego rodzaju rozgrywkami politycznymi. Tymczasem później znowu w 2. sezonie (SPOILER) ratowanie świata i bitwa na wodzie z przegiętymi olbrzymami. A 3. wciąż najlepszy.
Szkoda też, że całość nie jest ciągłą opowieścią, jak The Last Airbender, tylko każdy sezon wynajduje nowego "głównego złego" i buduje wokół niego nową oś fabularną.
@aope - Nie wiedziałem o losach ludzi ze Starbreeze, dzięki :) Właśnie w Syndicate nie tak dawno temu grałem, ale bawiłem się tylko w kampanii singlowej i pierwsze godziny jakoś wybitnie nie ujęły mnie za serce, potem przerzuciłem się na inne tytuły. Dziwiło mnie, że ludzie od The Darkness zdołali zrobić taką bezpłciową kampanię, teraz już wiem, że to nie oni.
Nie przepadam za wpisami z cyklu: "witam", "po dłuższej nieobecności" i tak dalej, dlatego postanowiłem te parę słów zawrzeć w komentarzu pod pierwszym od bardzo dawna tekstem. Trochę zaniedbałem swoją stronkę, najwyższy czas to naprawić. Może i nie z częstotliwością karabinu, ale mam zamiar w miarę regularnie publikować. I wielkie dzięki dla wszystkich, którzy kiedyś czytali moje wpisy i z ciekawości kliknęli, żeby zobaczyć, czy rzeczywiście tutaj coś odżyło :D
To ja tak abstrahując od tematu samej gry powiem, że całkiem przyjemna w czytaniu taka forma recenzji i nie pogniewałbym się, gdybyś wypluł od czasu do czasu coś w ten deseń propo innych gier. Nie muszą być nowości, ale do takich "znanych już wszem i wobec" tytułów powrót z tego typu podsumowaniem to niezły pomysł :)
O dodatkowym poziomie nie miałem pojęcia (jak chyba wielu internautów, których komentarze czytałem w paru miejscach), więc punkt dla Ciebie :) Zakończenie to akurat kwestia mocno subiektywna - jak zwykle z resztą.
spoiler start
Moja argumentacja wygląda tak: niby jest ten obraz w menu, gdzie widzimy dwie kupki ścierwa (sorry za dosadność), niby jest ten przebłysk z siostrą (?) chłopaka, ale co z tego wynika? Trafili do czyśćca, czy też "limbo" jako miejsca zsyłki dla dusz nieochrzczonych dzieci i... Znaleźli się? Tyle? Prawie jak Mario znajdujący księżniczkę, że takim błahym porównaniem rzucę :P
spoiler stop
@ viesiek - no na przykład :)
Co do tytułu to tak, powinno być "olbrzymami" (i już jest) - jakoś mi umknęło
I również polecam Berserka, którego chyba w końcu zacznę czytać mangę - historia pod koniec jest tak boleśnie ucięta, że czuć... Nie tyle rozczarowanie, co straszny niedosyt. Ktoś się orientuje, dlaczego nie kontynuowali anime? Mała oglądalność, brak środków...?
http://www.snk.wbijam.pl/
Sam wybitnie się nie orientuję, ale wg tego serwisu (a w kwestii pozostałych odcinków mieli dobrą "rozkładówkę") coś się nam szykuje
Fakt, moje przeoczenie, to data premiery jakiegoś odcinka specjalnego, nie kolejnej serii... Dzięki za wskazanie tego, już poprawiam :)
A propo 1. komentarza: ja tam wciąż mam nadzieję, że w kolejnej serii uczynią głównych bohaterów trochę bardziej nieszablonowymi. Żeby tak Eren chociaż pomyślał o czymś innym, niż wycinanie w pień tytanów...
Zaskoczenie - nawet się nie zorientowałem, kiedy nowy tytuł wbił się na poletko prasy growej. Jak dla mnie świetnie, bo chociaż nic nie mam ani do CD-A, ani do PSXa (którego z resztą kupuję), tak trochę więcej życia wśród naszych kochanych "gazetek" zawsze się przyda. Jeszcze niech wróci Neo+ lub Click! i będę spełniony :)
Fakt, po zwrocie akcji ostatnie dwa / trzy etapy (ten trzeci w sumie za krótki na pełnoprawny etap) były trochę dłużące się. Ale przynajmniej pojawił się fajny motyw z
spoiler start
kompletowaniem stroju tatuśka.
spoiler stop
Widzę, że do twoich wpisów wbił się inny rodzaj alkoholu, niż piwa :) To ja bym może poprosił parę tekstów o cydrach - za granicą takie popularne, a u nas zabija je głupie zamieszanie z akcyzą :P
@ HubertT - ze splitscreena zapamiętałem głównie powtarzanie tej samej trasy po parę razy, żeby zrewanżować się kumplowi za takedowna :P Szkoda, że serwery PS2 zostały odłączone dawno temu, bo chciałbym obczaić grę po sieci w trójce.
Ogólnie rozumiem punk widzenia, ale mimo wszystko "kuloodporność" Nate'a biorę jako część konwencji - tak samo, jak działające po pierdyliardzie lat mechanizmy w tybecie, które najwyraźniej zasilane są powietrzem... I że broń nie ma mocy? Taki rewolwer przy każdym strzale miota jakimkolwiek gościem jak szmatą (że się mało wyrafinowanie wyrażę). Co nie zmienia faktu, że nawet ja, widząc końcówkę ze sceną "ach, nie strzelę głównemu złemu kulki w łeb, to moralne zwycięstwo", oplułem ekran ze śmiechu. "Co tam, położyłem trupem z pół tysiąca ludzi, ale krwią tego jednego rąk sobie nie ubrudzę..."
Że o trójce, gdzie Nathan przeżywa więcej katastrof niż bohaterowie "2012" i nawet nie otrzepuje się z kurzu, nie wspomnę. Co nie zmienia faktu, że Uncharted to jedna z moich ulubionych serii tej genarcji konsol :)
kęsik - No nie skłamię, że nie - większość gier przechodzę grubo po ich premierze... Co prawda Infinite akurat dorwałem jeszcze na początku wakacji, ale do na pisania tego tekstu skłoniło mnie, jak czytałem coś propo Bioshocka i akurat obok trafił się jeden z tych starszych trailerów.
jarooli - pierwszy raz na oczy widzę. Pomijając samą Elizabeth w stylizacji a'la dama ciekawie to wyglądało... Aż jestem ciekaw tego wczesnego prototypu
A powiem Ci, że mnie demko całkiem pozytywnie zaskoczyło. Zgodzę się, że rozmów jest zdecydowanie za wiele, ale to chyba po prostu urok początku gry. Za to warstwa artystyczna (grafika to małe cudeńko) po prostu mnie zmiażdżyła, z motywami przeskakujących scenografii, narratora i okrzyków publiki. Nawet te infantylne wstawki wpisują się w klimat :) No i jeśli rozwiną pomysł z głowami i ciachaniem nożycami (na zwiastunach wyglądało całkiem, całkiem), może się szykować świetny platformer 2D. Po kontakcie z ostatnimi Raymanami i tym tworem uwierzyłem, że gatunek może wrócić do łask.
Ze swoich ulubionych tytułów z dinusiami muszę jeszcze dodać do tej listy automatowy Jurrasic Park od Segi. Niby klasyczny celowniczek w stylu Time Crisis albo House of the Dead, ale ile to dawało radochy (i ile złotówek przepadło podczas wizyt w nadmorskim salonie). Myślałem, że to tylko nostalgia, ale tego roku trafiłem na to cudo znowu - za granicą i muszę powiedzieć, że cały czas sprawia kupę radochy. Nie wiem czemu, ale prucie ołowiem do jaszczurów chyba nawet bardziej mnie cieszy niż obecny boom na zombiaki :P
Gdyby tak tylko tani 2DS był rzeczywiście "tani" w Polsce... Jak znam życie, przeliczanie ceny sprzętu z dolarów na euro wg przelicznika 1:1 jak zwykle nas zaboli :P
Swoją drogą nawet ciekawy pomysł (pomijając brzydotę i nieporęczność - gdzie i jak to mam niby upchnąć?), tylko gnębi mnie jedno pytanie - czy tak trudno wepchnąć do tej konsolki drugiego "grzybka" (w sensie ślizganą imitację analoga)? Jak patrzę na 2DSa to nawet nie wiem, czy da mu się dopiąć Circle Pada Pro...
Zadania poboczne - wkurzają, ale tylko jeśli są robione na jedno kopyto (przynieś, wynieś, pozamiataj). Nie mam nic przeciwko dobrze zaprojektowanym, małym historiom, przykładowo taki Fallout 3 (wiem, że nie wszyscy się zgodzą) miał jak dla mnie nawet lepsze wątki poboczne od głównego.
Strażnicy w skradankach - ustalone ścieżki są i chyba będą, bo jak wspomniał nagytow wyżej, czyniłoby to z gry morderczą loterię. Za to mogliby coś uczynić w kwestii znikania strażników, bo szlag mnie trafia, gdy zdejmuję gościa, zabieram ciało... A partner mojej ofiary obraca się, patrzy w puste miejsce po kumplu, drapie się po głowie i stoi dalej. Może alarm to byłaby przesada, ale niech chociaż koleś przejdzie się dookoła i wykaże "pozory" inteligencji - immersja by zyskała. Tekstu "hmm.. ktoś powinien tu patrolować" strażnika z Dishonored nie biorę pod uwagę, bo ten i tak nic z tym nie robi :(
Na koniec takie moje czepialstwo, ale po dziś dzień nie mogę tego zrozumieć. Przeładowywanie w strzelaninach - bohater wystrzeli jedną kulę, wyrzuca magazynek z pozostałymi na bruk, wciska nowy do karabinu i voila! Mamy pełny magazynek, a nie ubyło nam nic z zasobów amunicji. Rozumiem, że kule z ciśniętego na ziemię magazynka teleportowały się do naszej kieszeni...
Jeszcze jedno słowo odnośnie poruszanej wyżej kwestii broni - też uważam, że dorwanie się do pistoletu nie ujmowało nic gęstej atmosferze. Na dodatek jeszcze w żadnej grze utrata całego wyposażenia (w pewnym momencie fabuły) nie była dla mnie taka straszna, jak tutaj :)
Prawdę mówiąc takich tytułów oczekiwałem, słuchając pierwszych zapowiedzi Vity. Producenci mogą chwalić sobie dotykowe ekrany, żyroskop etc., ale jak życie już nauczyło: po pierwszych paru ekskluzywnych tytułach mało jaki tytuł używa tych bajerów. Pozostaje więc miażdżąca specyfikacja konsolki, którą powinny wykorzystać wszystkie większe produkcje. A jak dotąd najwięcej na Vicie ląduje tytułów indie (nie, żebym na miejscu posiadacza platformy miał coś przeciwko temu), przy których przenośne Playstation nawet się nie poci... Oby Sony wzięło się na porządnie za mocarniejsze gry, bo oprócz Tearaway i opisanego Najemnika cienko to widzę. Trochę jakby powtarzała się historia PSP...
ma_ko - Zgodzę się, że walczysz do końca, ale gdy trzeci raz z kolei dwa okrążenia prowadziłem, by na ostatnich metrach trzeciego śmignął mnie jakiś wariat znikąd (a nie daj Boże staranował), to ciśnienie trochę mi skoczyło... Co nie zmienia faktu, że od pierwszego Motorstorma takie "chamstwo" jest integralną częścią serii i idzie się do tego przyzwyczaić :D
Moje zamiłowanie do gier... Tego nie da się opisać. To trzeba zobaczyć, najlepiej w sytuacji kryzysowej. Epidemia zombie, setki ofiar, paniczna ucieczka? No i super, tylko dajcie mi zabrać ze sobą komputer. I może jeszcze pada.
Dla mnie przede wszystkim liczy się Bioshock: Infinite. Nie tylko jako najbardziej oczekiwana gra w tym miesiącu, ale jedna z najważniejszych dla mnie w tym roku. Przede wszystkim Ken Levine z miejsca kupił mnie wizją Columbii - unoszącego się w chmurach miasta, powolnie rozkładanego od środka przez zepsucie, przesiąkniętego klimatem Ameryki z początków XX wieku. Tak odmiennego od zdegenerowanego Rapture z pierwszego Bioshocka, a równie intrygującego. A poza tym ujmuje mnie niewinna owieczka tego miasta, Elizabeth. Wnosząc ze zwiastunów scenarzyści wykreowali tu niezwykłą postać, która - mam nadzieję - będzie kołem zamachowym rozwoju wydarzeń i prawdopodobnie największą zagadką (i tu muszę, po prostu muszę przytoczyć wrzucający na plecy ciarki dialog z trailera " - Boisz się Boga, Booker? - Nie. Ale boję się ciebie."). Ględzę tu sporo o fabule, otoczce, etc., ale ani słowa o tym, czego oczekuję po rozgrywce. Dlaczego? Infinite wygląda jak porządnie dopakowany, "zwykły" Bioshock. A to w połączeniu z dobrym scenariuszem po prostu nie może się nie sprawdzić.
Czy kiedykolwiek mówiłem ci definicję mocarnej gry? Mocarna gra to robienie jednej wspaniałej rzeczy, ciągle i ciągle, w kółko. To dobra rzecz - i gry nie chce się zmieniać. To jest szlagier. Pierwszy raz jak ktoś mi powiedział, że to będzie mocarna gra, powiedziałem "g***o prawda!" i buuum... Zastrzeliłem go.
Ale rzecz w tym... Hahehah... Że miał rację. I wtedy zauważyłem, że wszyscy ją śledzili, wszyscy śledzili, wszyscy ci pie***eni gracze, wszyscy ją śledzili, powtarzając tą samą, pie****ną rzecz. Ciągle i ciągle i ciągle to samo: "Tym razem gra będzie inna. Nie nie nie nie nie - tym razem, gra będzie inna"...
Nie no, przerwa. Sorry, ale nie podoba mi się sposób, w jaki patrzysz na tą grę! Czy masz jakiś problem z głową, myślisz że pie***ę, myślisz że kłamię, WAL SIĘ! WAL - SIĘ!
Powiem ci coś, tylko się wyluzuję. Zaraz się wyluzuję... Cała rzecz w tym. Cała rzecz w tym, że już raz próbowałem cię przekonać do tej gry. I nie wyszło mi nie dlatego, że ta gra jest zła. To jest mocarna gra.
Bo widzisz... Czy kiedykolwiek mówiłem ci definicję mocarnej gry?
Sorry za mniej kulturalne zwroty, ale konwencja tego wymagała. Jakby ktoś jeszcze nie wyłapał aluzji - http://www.youtube.com/watch?v=AHjKjw5jARo
A moim kandydatem do miana "gry listopada" jest oczywiście Far Cry 3 :P
Po dłuższym namyśle - Assassin's Creed III. Dobrze, że wreszcie zdecydowali się na pełnoprawną część trzecią, bo wariacji na temat "dwójki" chyba sam Ezio miał już dość... Nowe czasy, nowy bohater i (miejmy nadzieję) zwieńczenie jednej z ciekawszych historii w grach ostatnich lat - trzy elementy, które każą mi wiercić się z niecierpliwości na fotelu. Można powiedzieć, że seria ewoluowała razem z obecnymi konsolami i pomału przychodzi zakończyć wszystko z przytupem :)
Jedynym prawdziwym konkurentem dla asasyna jest Corvo z Dishonored, ale - chociaż zdążyłem już się zapoznać z realiami Dunwall i przypiąć "zniesławionemu" metkę pretendenta do gry roku - jestem przekonany, że ACIII zaprezentuje co najmniej równy poziom.
Ech... Marzyły się podboje, ale również mam problem z kluczem. Nic to! Jeszcze sobie pogram... Co ciekawe, to mój drugi klucz do bety, jaki zdobyłem. I drugi, który nie działa :D.
No, to czas zaprezentować mojego upośledzonego Zergling'a... Niestety muszę powiedzieć, że efekt pracy jak zwykle bardzo daleki od oczekiwań. Jak modelina zrobiła się ciepła, to mój Zerg po prostu rozpadał się w dłoniach. A przy okazji - w danej chwili już 5 (tak!) osób nie dostanie klucza. Cóż za rywalizacja!
[mniej zabawne jest to, że jedną z tych osób będę prawdopodobnie ja :( ]
Powodzenia wszystkim.