filmomaniak.pl Newsroom Filmy Seriale Obsada Netflix HBO Amazon Disney+ TvFilmy

Filmy i seriale

Filmy i seriale 20 grudnia 2019, 13:10

Widziałem odc. 1. serialu Wiedźmin – jest dobrze!

Koniec spekulacji – Netflix wreszcie udostępnił wyczekiwany przez nas wszystkich serial Wiedźmin. Mam już za sobą pierwszy odcinek, napisałem tekst i lecę oglądać dalej.

Po wielu miesiącach nieustających dyskusji o nilfgaardzkich zbrojach, medalionach z paczki chipsów i nietrafionych wyborach castingowych wreszcie możemy się przekonać, czy Netflix zarżnął tę osławioną „słowiańskość” (wybaczcie, musiałem) w Wiedźminie, czy też stworzył pierwszą poważną adaptację twórczości Andrzeja Sapkowskiego za konkretne pieniądze, której fani nie będą się wstydzić. Obejrzałem już pierwszy udostępniony w sieci epizod i od razu powiem Wam, że jestem więcej niż zadowolony. Początek końca, bo tak nazywa się otwierający serial rozdział, cholernie przypadł mi do gustu i mimo drobnych potknięć dał nadzieję, że potem będzie jeszcze lepiej. Polacy mogą wreszcie odetchnąć z ulgą i zapomnieć o koszmarnej ekranizacji z Michałem Żebrowskim w roli głównej. Telewizyjny Wiedźmin nareszcie prezentuje się tak jak trzeba – brudno (no, tutaj można byłoby jeszcze nad tym popracować) i konkretnie. A przede wszystkim – nie wygląda tanio.

Otwierający serial odcinek bazuje na fabule opowiadania Mniejsze zło, które już za kilka miesięcy będzie obchodzić trzydziestolecie swego istnienia. Doskonale znana fanom historyjka koncentruje się na wizycie Geralta w Blaviken – miasteczku, któremu Biały Wilk zawdzięcza swój niesławny przydomek. Autorzy widowiska wybrali samo mięcho z materiału źródłowego, zgrabnie pomijając mniej znaczące detale. W odcinku pojawia się wiele kwestii wyjętych wprost z twórczości Sapkowskiego, wliczając w to „kultowy” monolog o konieczności dokonywania wyborów, w dużej mierze określający stosunek wiedźmina do otaczającego go świata.

Pomiędzy wydarzenia w Blaviken sprytnie wpleciono wątek cintryjski, który „buduje” kolejną istotną postać w tym uniwersum – Cirillę. Tutaj dla odmiany akcja toczy się w dość szybkim tempie, bo kiedy Geralt oddaje się leniwemu zbieraniu ziół w lesie i dyskusjom z Renfri, wojska cintryjskie najpierw staczają z Nilfgaardem bitwę w dolinie Marnadal, a później kapitulują pod naporem wroga. Autorzy nie odmówili sobie zobrazowania pamiętnej rzezi Cintry, zrealizowanej w niezwykle brutalny sposób.

Wielu z Was zastanawia się zapewne, jaki jest Geralt w kreacji Henry’ego Cavilla. Gdybym miał podsumować go tylko w oparciu o ten pierwszy odcinek, powiedziałbym „idealny”. Nie dość, że brytyjski aktor prezentuje się na ekranie kapitalnie, to na dodatek dobrze oddaje charakter postaci. Mówi niewiele, a kiedy już otwiera usta, jego wypowiedzi są konkretne i pewne. Polskim graczom, przyzwyczajonym do występów Jacka Rozenka, barwa głosu Cavilla może nieco przeszkadzać, ale w żaden sposób nie należy uważać jej za minus. Widać, że aktor sporo nagrał się w grę i Doug Cockle (odtwórca roli Geralta w anglojęzycznej wersji cyklu) odcisnął na nim swoje piętno. Na szczęście jego głos nie jest aż tak przesadnie grobowy i „bale’owy” jak u kolegi po fachu. W kwestii innych wyborów castingowych mam na razie mieszane uczucia. O ile spodobał mi się Myszowór, tak ciężko zaakceptować mi wyraźnie „niepółnocną” urodę Eista, choć on sam w odcinku miał jedynie epizodyczną rólkę. Średnio przypadła mi też do gustu Cirilla i wydaje mi się, że będę mieć z nią problem do samego końca sezonu. Z kronikarskiego obowiązku wspomnę również, że w tym epizodzie pojawia się Maciek Musiał, grający zupełnie nową postać – sir Lazla. Na ile okaże się ona ważna, przekonacie się sami po projekcji.

Cała reszta to cud, miód. Mam nieodparte wrażenie, że twórcy serialu do serca wzięli sobie porównania z Grą o tron i bardzo chcieli pokazać, że w żadnym aspekcie nie będą się patyczkować. Sceny walki nafaszerowane są przemocą w stopniu niewyobrażalnym, szczerze powiedziawszy, nawet gry „Redów” przy tym wymiękają. Z wrażenia kilkakrotnie przewijałem szlachtowanie pomagierów Renfri, bo autentycznie opadła mi szczęka. Oko kamery nawet na chwilę nie ucieka od tej rzezi, jakby twórcy chcieli w brutalny sposób udowodnić, że przydomek „rzeźnika z Blaviken” nie wziął się znikąd, a oni sami nie mają żadnych problemów, żeby tę przemoc pokazywać. Patroszenie level 500, żadnych niedopowiedzeń.

Serial nie boi się przemocy i to dobrze. - Widziałem odc. 1. serialu Wiedźmin – jest dobrze! - dokument - 2019-12-20
Serial nie boi się przemocy i to dobrze.

Ogólnie rzecz ujmując, jestem bardzo zadowolony po obejrzeniu pierwszego odcinka. Serial nie wygląda tanio, o co przed premierą miałem chyba największe obawy. Budżet Wiedźmina jest prawdopodobnie nieporównywalnie mniejszy od tego, którym w końcowym stadium dysponowała ekipa Gry o tron, ale specjalnie tego nie widać, również w walce z kikimorą, czyli jedynym – na razie – zaprezentowanym potworem. Autorzy pokusili się nawet o krótką scenę batalistyczną, która wypadła całkiem przyzwoicie. Czepiać można się jedynie nieco konstrukcji odcinka – wątek Geralta odrobinę się wlecze, z kolei wydarzenia z Cintry dzieją się trochę za szybko. Jestem też ciekaw, jak odbiorą ten epizod ludzie, którzy z Wiedźminem nie mieli do tej pory do czynienia, bo choć twórcy z oczywistych względów mocno skupili się na ekspozycji, by należycie przedstawić istotne dla fabuły postacie, odnoszę wrażenie, że bez znajomości książek i gier miałbym mały problem, by wyraźnie określić, kto tu jest naprawdę istotny, a kto nie.

Tyle wrażeń na gorąco, spisanych w niespełna 20 minut. Lecę oglądać dalej, bo pierwszy odcinek narobił mi sporego smaka. Apeluję też, żeby nie traktować tego tekstu jak recenzji. Stosowna pojawi się później – na razie podzieliłem się pierwszymi wrażeniami i to wszystko. Na szybko i bez głębszych przemyśleń.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej