Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 1 lipca 2008, 13:00

autor: Maciek Jakubski

Call of Duty: World at War - zapowiedź

World at War to powrót serii Call of Duty do drugowojennych realiów. Dodajcie do tego fakt, że gra powstaje na tym samym silniku co Modern Warfare oraz że powalczymy w niej na Pacyfiku i macie gotową odpowiedź, dlaczego warto czekać na ten tytuł.

Zeszły rok bez dwu zdań należał do Call of Duty 4: Modern Warfare. Fantastyczne, wysokie oceny prasy, sypiące się nagrody, zachwyty graczy nad innowacyjnością COD4, a nade wszystko oszałamiająco wysoka sprzedaż. W ciągu pół roku na wszystkie platformy sprzedało się 10 milionów egzemplarzy tej gry!

Bezprecedensowy sukces Call of Duty 4 jest tym większy, że akcję gry przeniesiono 60 lat naprzód w stosunku do poprzednich części. Sam jestem maniakiem shooterów osadzonych w realiach II wojny światowej i przed premierą bluzgałem na barbarzyństwo Infinity Ward z powodu zamiany MP40 na M-16. Jednak wystarczyło ledwie pięć minut z tym tytułem, bym uznał Call of Duty 4: Modern Warfare za najlepszy FPS, w jakiego grałem.

Dziadek Arszawina też szybko biegał.

W tym momencie jestem ponownie mocno zdziwiony. I to po trzykroć. Po pierwsze zaszokowany jestem tym, że powstaje kolejna odsłona Call of Duty, gdyna dobrą sprawę nie skończyło się jeszcze odcinanie kuponów od poprzedniej. Po drugie nad World at War pracuje Treyarch, a nie Infinity Ward. Dla przypomnienia – Treyarch robiło m.in. konsolowe Call of Duty 3, jedyną część serii, jaka nie ukazała się na PC. W sumie nie jest to jednak jakiś problem, bo Treyarch, tak jak Infinity Ward, należy do Activision. Po trzecie zaś wraz z World at War wracamy do rozdziału zatytułowanego II wojna światowa.

W World at War dostępne będą dwie kampanie. Pierwsza z nich zabierze gracza na Pacyfik, gdzie weźmie on udział w wojnie przeciwko Japończykom. W drugiej wcieli się w żołnierza Armii Czerwonej walczącego pod koniec wojny w Europie. Kampania na Pacyfiku to novum w serii Call of Duty, bo chociaż prowadziliśmy już na nim działania wojenne w Medal of Honor: Pacific Assault czy w Battlefield 1942, to jednak Call of Duty do tej pory nie zawitało na to terytorium. Sami twórcy tłumaczą się tym, że wcześniej nie było możliwości technicznych, by odpowiednio realistycznie pokazać dżunglę. Może to prawda, bo w wymienionych przeze mnie grach, dżungla faktycznie prezentowała się bardziej jak park lub lasek. Jednak w pierwszych trzech częściach Call of Duty widzieliśmy takie cuda, że ciężko w to tłumaczenie uwierzyć. Zaśnieżony Stalingrad też do zadań prostych dla grafików chyba nie należał?

Wydaje mi się, że chodziło nie tyle o grafikę, co o AI komputerowych przeciwników. Wojna na Pacyfiku przebiegała zupełnie inaczej niż w Europie, Japończycy mieli swój specyficzny styl walki, a i Amerykanie stosowali tu inną taktykę niż na froncie zachodnim. Japończycy są doświadczonymi i doskonałymi wojownikami w dżungli, zatem gracz będzie cały czas narażony na atak. Wrogowie mogą pojawić się w najmniej oczekiwanym czasie i miejscu. Świetnie zamaskowani będą materializować się dosłownie kilkadziesiąt centymetrów od gracza, by wbić w niego bagnet. Receptą na ich pokonanie, podobnie jak to było w czasie II wojny światowej, mają być miotacze płomieni. Spalenie każdego centymetra kwadratowego trawy i krzaków zapewni graczowi, że nie wyskoczy stamtąd japoński żołnierz. Działa to jednak w dwie strony. Dźwiganie zbiornika z benzyną na plecach nie należy do najbezpieczniejszych zajęć. Żywa pochodnia wprawdzie wygląda efektownie, ale jest równoznaczna z (wirtualną) śmiercią gracza.

Ciemność i dżungla będą sprzymierzeńcami Japończyków.

Bardzo skutecznym przeciwnikiem będą także snajperzy, którzy całymi dniami potrafią czekać na swoje ofiary. Mało tego, gdy japoński snajper trafi i zrani któregoś z amerykańskich żołnierzy, to będzie dalej cierpliwie czekał, aż jeden z kolegów spróbuje pomóc rannemu. Zawsze to szansa na zadanie większych strat. Nie zabraknie zaciętych walk wręcz; duża część starć skończy się właśnie walką na bagnety. Zaletą World at War ma być także nieliniowość. Każdą potyczkę można będzie rozegrać na różne sposoby. Dla przykładu: wioskę zajętą przez Japończyków da się zdobyć uderzeniem bezpośrednim lub poprzez oflankowanie wroga i zajście go od tyłu, przez otaczającą osadę wodę.

Twórcy zapowiadają, że World at War będzie grą bardzo brutalną, ukazującą okrucieństwo wojny. Biorąc pod uwagę, że i w Modern Warfare nie brakowało drastycznych scen, a zabijanie jeńców było na porządku dziennym, trzeba im wierzyć. Będziemy więc świadkami tortur i rozstrzeliwania jeńców, a i sama walka ma eksponować bezwzględność żołnierzy. Trochę mnie to przeraża, bo – już grając w Modern Warfare – złorzeczyłem na zbyt wiele okrutnych scen. Rozumiem, że tak właśnie wygląda wojna, że „dobry wróg, to martwy wróg”, ale oglądanie co etap jeńca, któremu ktoś przystawia pistolet do głowy i pociąga za spust, to przesada. W końcu to tylko gra, której zadaniem jest przede wszystkim zapewnienie rozrywki.

Jeśli do tej pory nie rozwiałem Waszych wątpliwości, czy będzie to dobra gra, to dorzucę kolejny argument – World at War powstaje na silniku Call of Duty 4. W dodatku Treyarch, jak przystało na siostrzaną firmę Infinity Ward, posiadało ten silnik już na rok przed premierą Modern Warfare. Oznacza to, że Treyarch pracuje nad World at War od dwu lat, koncentrując się głownie na grywalności oraz ulepszaniu silnika. O kwestii grafiki czy dźwięku pisać nie ma sensu, bo każdy, kto widział na własne oczy Modern Warfare, jest świadom tego, jak cudownie World at War MUSI wyglądać.

Nie ma dymu bez ognia! A myśleliście, że skąd się bierze dym w FPS-ach?

Znacznie ciekawsze z technicznego punktu widzenia jest wprowadzenie do kampanii trybu... kooperacji. W cztery osoby będzie można przejść kampanię w sieci lub w trybie split-screen. A już nader interesującym pomysłem jest skalowanie stopnia trudności, w zależności od tego, ilu graczy weźmie udział w tym trybie oraz jak będą dobrzy. Jeśli chodzi o tryb multiplayer, to większych zmian w stosunku do Modern Warfare nie będzie. Po co zmieniać coś, co jest niemal doskonałe?

Gdyby nie ścisły związek Treyarch z Infinity Ward oraz ich doświadczenie (oprócz Call of Duty 3 stworzyli także dodatek COD: United Offensive oraz COD: Big Red One), to miałbym obawy co do World at War. A tak zadanie wydaje się proste: gra musi być równie intensywna, widowiskowa i śliczna jak Modern Warfare. Gdy uda się spełnić te warunki, to World at War będzie najlepszym shooterem w realiach II wojny światowej.

Maciek „eld” Jakubski

NADZIEJE:

  • powrót do realiów II wojny światowej;
  • silnik Modern Warfare i doświadczeni programiści;
  • walki na Pacyfiku.

OBAWY:

  • ciężko będzie pokonać poprzeczkę wysoko zawieszoną przez Modern Warfare.
Call of Duty: World at War

Call of Duty: World at War