Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 11 grudnia 2009, 12:55

autor: Krzysztof Gonciarz

Battlefield: Bad Company 2 - Wrażenia (single player)

Battlefield: Bad Company powraca w wydaniu poważniejszym, mroczniejszym i upodobnionym do Call of Duty. Zejście na lepsze tory czy utrata tożsamości? Mieliśmy okazję przekonać się o tym na pokazie trybu single player.

Od redakcji: Poniższy tekst to wrażenia z trybu dla pojedynczego gracza w Bad Company 2. Zapraszamy do przeczytania analogicznego tekstu na temat rozgrywki wieloosobowej oraz obejrzenia filmu z cyklu Gramy!.

Zła kompania powraca! Autorzy długo milczeli na ten temat, karmiąc graczy informacjami dotyczącymi wyłącznie trybu multiplayer z Battlefield: Bad Company 2. A przecież cześć pierwsza – jakkolwiek fajny by nie był tryb Gold Rush czy Conquest – spodobała się posiadaczom konsol głównie dzięki doskonałym postaciom i nietypowemu podejściu do tematu „wojny”. Badania marketingowe chyba pomieszały szyki ludziom z DICE, bo zarys fabuły drugiej części wygląda już dużo bardziej komercyjnie.

Sierżant Redford powraca w roli przywódcy sympatycznych oprychów.

„Gra będzie dużo bardziej dojrzała niż pierwsza część” – mówi producent, Bjorn Jonsson, podczas prezentacji w Londynie. Koniec z klimatem niedopowiedzeń, koniec z niesubordynacją głównych bohaterów. Zostawiamy więc w tyle Złoto dezerterów, a do czytnika wsadzamy Helikopter w ogniu czy jakiekolwiek inne Call of Duty. Wcielamy się ponownie w Prestona Marlowe`a – żołnierza, który do karnej Kompanii B został oddelegowany na początku pierwszej części za bliżej nieokreślone przewinienia. Tam poznał pozostałych buntowników-nieudaczników: szalonego piromana Haggarda, okularnika Sweetwatera oraz sierżanta Redforda. Ta zgrana paka w pierwszej części gry wpadła na trop wielkiej fortuny, by ostatecznie zdezerterować w imię pozytywnej, wyluzowanej chciwości. I tak: fabuła gry była w zasadzie o niczym – nie wiedzieliśmy nawet, w jakiej wojnie bierzemy udział, ani nie uczestniczyliśmy w „życiu” większych formacji wojskowych. Gra stworzyła wrażenie, które Von Zay doskonale porównał do klimatu teatru telewizji. Teatru kameralnego, z akcentem na postacie i niskim nakładem środków finansowych na zdjęcia i aktorów – jeśli w grach miałoby to znaczenie.

BF:BC2 odchodzi od tej szczytnej konwencji. Na pocieszenie zostaje przynajmniej to, że powraca cała ekipa znanych już bohaterów (oraz znakomitych aktorów podkładających im głosy). Zachęcony, pytam producenta o powrót Miss July – seksownie brzmiącej łączniczki, zgłaszającej się przez radio jako Mike-One-Juliet. „Nie wiem” – odpowiada. Aha. A będzie co-op? „Nie mówimy o tym”. Ech, po prezentacji podziękowano mi za „podchwytliwe pytania”.

Fabuła gry opowie o konflikcie amerykańsko-rosyjskim, którego ogniskiem stanie się tajemniczy nowy typ broni konstruowany przez Rosjan. Akcja rozpocznie się na Alasce, gdzie nasza kompania w trakcie wykonywania standardowej misji przypadkiem natrafi na ślady potajemnych operacji wroga. Poza tym większość misji będzie toczyć się w Ameryce Południowej. Wśród ujawnionych lokacji, poza Alaską, znajdziemy Boliwię, Chile oraz Andy.

Bjorn uruchamia filmik, na którym oglądamy fragment jednej z misji z kampanii. Jej tytuł: Heart of Darkness (Jądro ciemności). Przenosimy się do boliwijskiej dżungli, na mapę wielkości 64 kilometrów kwadratowych. Wow! Grafika przypomina Crysis, a na każdym kroku daje o sobie znać ulepszony system zniszczeń. Przypomnijmy, że gra chodzi na nowej wersji silnika Frostbite, którego głównym atutem są właśnie ulegające destrukcji obiekty – przede wszystkim zabudowania, tym razem pozbawione już niezniszczalnych „rusztowań”, które w pierwszej części uniemożliwiały zrównywanie ich z ziemią.

W grze poprowadzimy kilka typów pojazdów– na razie zobaczyliśmy to tylko w trybie multiplayer.

Na ekranie bardzo dużo się dzieje. Słyszymy znajome głosy towarzyszy z drużyny, bohater mknie przez dżunglę i eliminuje kolejnych przeciwników. Pojawiają się skrypty: wijący się w agonii, płonący przeciwnik. Haggard niemal zmiażdżony przez przewracający się posąg (który oczywiście rozpada się w drobny mak). Wreszcie: efekty pogodowe, rewelacyjny deszcz (będzie też śnieg). Ktoś tu odrobił lekcje z Call of Duty – fani serii na pewno gryzą teraz paznokcie z obawy. Ciekawe, czy w Bad Company 2 seria Battlefield zachowa swoją rozpoznawalną swobodę działania.

Kolejna misja – tym razem w Andach. Otoczenie zasypane śniegiem. Zadaniem drużyny jest odzyskanie materiałów wywiadowczych z posterunku rosyjskiej armii. Zaczynamy od ostrzału z helikoptera. Łooo! Wygląda kosmicznie. Seria z ciężkiego karabinu niszczy wszystko na swej drodze, dewastuje liche zabudowania i rozrywa przeciwników na strzępy. Intensywność wyższa niż w misji „Shock and awe” z Modern Warfare – tam nie mamy takiego poczucia mocy giwery, która tutaj co chwilę wywołuje jakąś eksplozję. Za tą grą stoi naprawdę potężna technologia.

Mija kilkadziesiąt sekund i jesteśmy już w kabinie pędzącego jeepa. Kierowca zasuwa na złamanie karku, my prowadzimy ostrzał – akcja jest niesamowicie szybka. Coś jak „Team Player” z Modern Warfare 2. Takich rozwiązań w ogóle nie było w pierwszym Bad Company. Tam mieliśmy wielkie obszary, swobodę, relatywnie niskie tempo akcji. Już teraz widać, że sequel będzie cechować dużo większa intensywność, ale kosztem zawężenia naszego pola manewru. Trzeba jednak pamiętać, że pokazywane przez twórców fragmenty są pewnym manifestem i nie świadczą o przebiegu całej rozgrywki. Po coś w końcu podkręcili swój silnik, by upchać w nim tak wielkie mapy.

Misja w Andach kończy się niespodziewanym atakiem rakietowym, który tworzy na oczach bohaterów wybuch przypominający nieco nuklearnego grzyba. Dużo w tym tekście porównań do Call of Duty, ale sami widzicie. Trochę mi smutno, że słyszane w trakcie pokazu pogawędki Haggarda, Sweetwatera i Redforda zdawały się być na tak dalekim planie – wygląda na to, że tym razem będą nieistotnym dodatkiem, a nie esencją gry. Możemy mówić o utracie tożsamości, ale, do diaska, mówimy o produkcji Electronic Arts. Oni wiedzą, co się sprzedaje i jak się sprzedaje.

Krzysztof „Lordareon” Gonciarz

Battlefield: Bad Company 2

Battlefield: Bad Company 2