Wiedźmin: Rodowód krwi narobił książkom smrodu. Recenzja serialu
Budżetowy Wiedźmin mógł wyjść gorzej, ale i tak nie jest wybitnie. Ciężko uwierzyć, że za produkcję odpowiadają fani książek, bo klimatu sagi po prostu nie czuć. Ale chyba nikt nie oczekiwał niczego innego.

Od pierwszych zapowiedzi Wiedźmina: Rodowodu krwi coś śmierdziało – i nie chodzi tu o nieumytego Zoltana. Udostępniane informacje były szczątkowe, zwiastuny nijakie, a wieści o skróceniu produkcji o całe dwa odcinki, po wycięciu gorszych scen, mówiły same za siebie. Produkcja straciła nawet miano serialu i zaczęto Rodowód krwi nazywać „czteroodcinkowym wydarzeniem specjalnym”. Brzmi wybitnie zachęcająco…
No cóż, co tu dużo mówić. Raczej nikt nie spodziewał się wybitnego dzieła, które zrewolucjonizuje gatunek fantasy i przywróci wiarę fanów Wiedźmina w Netflixa, że firma jednak umie udźwignąć wagę coraz popularniejszej marki. Jeśli ktoś tak myślał, to składam moje najszczersze kondolencje. Ale może przejdźmy do historii, dlatego rozsiądźcie się wygodnie.
Karty podarunkowe do Netflixa kupisz tutaj
Dawno, dawno temu…
… za górami, za lasami żył król elfów. Dopiero zaczynał rządy i chciał zakończyć wojnę, która od tysiąca lat trwała pomiędzy skłóconymi królestwami. Władcy udało się porozumieć z innymi przywódcami, a jednemu z nich obiecał rękę swojej siostry. Księżniczka jednak nie chciała wychodzić za starego króla, ponieważ sama chciała decydować o swoim losie. Jej kochanek został wygnany z dworu, ponieważ nie był godny królewskiej krwi i łącząca ich miłość nie miała znaczenia. W międzyczasie zły nadworny czarodziej planował, w jaki sposób mógłby przejąć władzę w elfim królestwie.
Ukochany będący banitą na swojej drodze spotyka kolejne postacie. Niektóre są wobec niego wrogo nastawione, a innym zdaje się być wszystko jedno, kim elf był w przeszłości. Różni ich wiele, a łączy cel ocalenia królestwa. Ruszają więc w podróż, a na swojej drodze napotykają przeciwności losu. Na szczęście mają swoją przyjaźń, która wykiełkowała po drodze, oraz niesamowity spryt. Dzięki temu szczęśliwe zakończenie wydaje się nieuniknione i w zasięgu ręki. Koniec.

Jeśli powyższe akapity brzmiały jak bajka, to dokładnie tak miało być. Przez cały seans odnosiłem wrażenie, że przed oczami mam jakąś dobranockę, do której dla niepoznaki dodano bardziej dojrzałe elementy. Wiedźmin: Rodowód Krwi jest całkowicie wyciśnięty z atmosfery książek Andrzeja Sapkowskiego. Mogły być odcienie szarości, a dostaliśmy czarno-białe tanie ksero z lekcji angielskiego. W sumie od samego początku widać, kto jest dobry, a kto jest zły. Wiemy, że ci drudzy po prostu muszą zostać pokonani, ponieważ dobro, moc przyjaźni i prawdziwa miłość zawsze zwyciężają.
Jest po prostu tandetnie i bajkowo. Łobuz zmienia swoje nastawienie, ponieważ pewna kobieta zobaczyła w nim dobro. Otrzymaliśmy także wiedźminową relację w stylu Legolasa i Gimliego, ale zrobioną po kosztach. Opowieść jest niestety do bólu przewidywalna, a tego, jak skończą dani bohaterowie, nie sposób się nie domyślić. Całości dopełniają radosne przepychanki słowne oraz ociekające słodyczą okrzyki podczas walki o wolność, które jakoś kompletnie nie pasują do dziejącej się akcji. Po takim Wiedźminie to po prostu kąpiel, w pajacyka i do spania.
W Rodowodzie krwi tanim plastikiem zalatuje z daleka
Po prostu widać, że budżet na serial nie był duży. Prawdopodobnie dyrektor generalny Netflixa wyjął drobne ze skarbonki swojego dziecka, dał twórcom i życzył powodzenia. Przez cały czas rzuca się w oczy fakt, że Wiedźmin: Rodowód krwi nie otrzymał dużego wsparcia finansowego. Wszystkie sceny podróży na pewno były kręcone w tym samym miejscu, przez co zielone równiny widzimy wyjątkowo często. Niby produkcja miała pokazać, w jaki sposób twórcy wyobrażali sobie schyłek potężnej elfickiej cywilizacji.
I albo mają kiepską wyobraźnię, albo zaskórniaki zaczęły się kończyć, ponieważ nie da się określić scenografii jako „na bogato”. Niesamowite imperium to jedno duże miasto będące stolicą, portowa wiocha, która miała niby być stolicą innego elfickiego królestwa, oraz wiocha pośrodku nie wiadomo czego. Temu wszystkiemu było bliżej do starożytnej cywilizacji, która nawet nie zaczęła się rozwijać. Do schyłku było jeszcze bardzo daleko.
Muszę jednak przyznać, że mimo tanizny i wystających wszędzie metek z podpisem „Made in China” serial nie wygląda jak najgorsza abominacja. Stroje postaci oraz efekty specjalne są znośne i nie zostałem odrzucony. Sceny walki, zwłaszcza te na początku, były całkiem dobre, a na pewno lepsze od tych z Władcy Pierścieni: Pierścieni Władzy. Spodziewałem się czegoś gorszego, a wyszło znośnie. Z większymi pieniędzmi może udałoby się zrealizować wizję starożytnej cywilizacji.

Ciężko jest mi to wyznać, ale pomimo wymienionych wad Wiedźmina: Rodowód krwi oglądało mi się całkiem dobrze, nie licząc końcówki, która była sporym zjazdem. Przy opisywanym niedawno Dragon Age: Rozgrzeszenie męczyłem się bardziej, a obie produkcje zrobiły z materiałem źródłowym to, co Geralt robi z czarodziejkami. A propos Geralta. W serialu mieliśmy zobaczyć, jak powstał pierwszy wiedźmin, i faktycznie zostało to przedstawione. Tyle że to indywidualna wizja twórców. Całość została niesamowicie skrócona do tylko jednej próby, którą mogliśmy poznać z sagi. Oprócz tego miałem wrażenie, że twórcy kompletnie nie zrozumieli, o co chodzi z wiedźmińskimi mutacjami, bo ich pomysł kompletnie mija się z oryginalną koncepcją.
Przed chwilą wspomniałem, że Wiedźmina: Rodowód krwi oglądało się znośnie. Ale wady produkcji po prostu uderzają po twarzy i nie da się ich zignorować. Mamy do czynienia z kolejnym dziełem, którego twórcy książki Sapkowskiego mają w postaci tapety na ścianie, a nie jako faktyczny materiał na półce czy regale. Historia jest słaba, scenografia biedna, a obcięte odcinki mówią same za siebie. To, że miałem jakąś przyjemność z oglądania Rodowodu krwi, sprawia, iż czuję się jak ten zawodnik z „1 z 10”, którego zainteresowaniami były słaby film i słaba książka. Czyli nie polecam, ale może w trakcie przerwy świątecznej włączycie, żeby po prostu przy byle czym strawić sałatkę.
Ocena: 4/10
Może Cię też zainteresować:
- Dragon Age: Rozgrzeszenie nie zasługuje na to, co sugeruje podtytuł
- Wednesday Netflixa to dla mnie uboga kuzynka Harry’ego Pottera
- 1899 Netflixa kusi tajemnicą, ale zawodzi wszystkim innym
Serial:Wiedźmin: Rodowód krwi(The Witcher: Blood Origin)
premiera: 2022akcjaprzygodowyfantasydramat
Zakończony Sezonów: 1 Epizodów: 4
Wiedźmin: Rodowód krwi jest serialem skupiającym się na przeszłości uniwersum stworzonego przez Sapkowskiego; śledzimy przygody bohaterów na tle niezwykle istotnych wydarzeń, takich jak Koniunkcja Sfer czy stworzenie pierwszego wiedźmina. Wiedźmin: Rodowód krwi jest zrealizowanym dla platformy Netflix serialem fantasy, którego twórcami są Declan de Barra (Pamiętniki wampirów) oraz Lauren Schmidt Hissrich (The Umbrella Academy). Produkcja jest oparta na twórczości Andrzeja Sapkowskiego i stanowi prequel wydarzeń znanej z sagi Wiedźmin. Opowiada ona historię muzyczki Éile, mistrzyni miecza Scian i wojownika Fjalla która rozgrywa się na tle niezwykle istotnych dla uniwersum wydarzeń, wśród których możemy wymienić chociażby Koniunkcję Sfer, która doprowadziła do pojawienia się na świecie potworów, oraz powstania pierwszego wiedźmina, czyli odpowiednio zmutowanego wojownika, którego zadaniem jest walka z krwiożerczymi bestiami. W produkcji wystąpili m.in. Sophia Brown (Éile), Michelle Yeoh (Scian), Laurence O'Fuarain (Fjall), Lenny Henry (Druid Balor), Mirren Mack (Merwyn), Nathaniel Curtis (Brían), Dylan Moran (Uthrok), Jacob Collins-Levy (Eredin), Lizzie Annis (Zacaré) czy Francesca Mills (Meldof). Zdjęcia kręcono w Wielkiej Brytanii.
Komentarze czytelników
Demilisz Generał
"fani książek"
Fan książek to tam był jeden i się ulotnił.
Persecutor Legend

Przed tym, że będzie cancel po s1 :P
Ja nie mam zamiaru oglądać, marka Netflix + trailery mi wystarczyły do podjęcia decyzji, a oceny widzów tylko potwierdzają, że to była ona słuszna. Szkoda mi marnować czas na oglądanie gówna, to jeden z powodów, dla których przestałem subować Netflixa parę lat temu. Wystarczy mi kupić miesiąc raz na rok, żeby obejrzeć parę wartościowych rzeczy, które tam się ukazały.
Darth_Tusken Generał

Obejrzeliśmy całą rodziną w święta i wszystkim się podobało.
Tak było, nie zmyślam.
ZŁ Generał
dla widza globalnego, gdzie tylko co dziesiąty jest biały
Tak - wiem, że większość chce mieć aktorów, którzy pochodzą z ich grupy etnicznej.
Tylko zastanawia mnie dlaczego ta większość etniczna nie napisze własnych scenariuszy własnych opowieści, w których te postaci będą wiarygodne, a dzieła oglądalne i przynoszące zyski. Takie Bollywood nie ma z tym problemu i trzepie tematyczne opowieści w ilościach hurtowych, dlaczego w świecie zachodnim problem jest? Brak twórców?
Zastanawiam się, czy komuś kiedyś wpadnie do głowy (może jakaś niskobudżetówka) nakręcenie filmu o białych niewolnikach chwytanych w Europie przez mieszkańców Afryki (choć w sumie to Isaura już była i zrobiła furorę w swoim czasie).
tgolik Generał

Nie uratuje przed czym? Obejrzeliśmy całą rodziną w święta i wszystkim się podobało.