Twórca inicjatywy „Stop niszczeniu gier wideo” powiedział nam, jak można pomóc sprawie poza podpisaniem petycji. W Polsce już się to dzieje
Wszyscy duzi wydawcy zmieną regulaminy że nie nabywasz ani licencji ani niczego i możemy ci gre z konta wywalić w każdej chwili i pieniędzy też nie odzyskasz.
A teraz pora na premie.
Z branży muzycznej też jest problem, nikt nie archiwizuje muzyki, a jak wytwórnia padnie to znika sprzedaż zarówno fizyczna jak i cyfrowa, jeśli sam autor nie wrzuci gdzieś do internetu swojej muzyki, to muzyka przepada.
Później widzimy w encyklopedii muzycznej że była jakaś płyta X autora B z wytwórni C, ale nigdzie nie można jej odsłuchać, nawet w nielegalny sposób.
Słuszna uwaga o sprzęcie medycznym, rolniczym czy samochodach. Tyle że sprzęt medyczny czy rolniczy przynajmniej na siebie zarabia (trochę jak pakiet Adobe wśród profesjonalistów - aczkolwiek w przypadku softu brak możliwości jednorazowego zakupu to zawsze będzie sk...o, jeśli soft nie wymaga ciągłego wsparcia, jak choćby pakiety AV)
I co niby posłowie mieliby z tym zrobić? Uregulować całą branżę ustawą? A w jaki sposób, co miałoby być zapisane w takim akcie prawnym? Hasło przewodnie inicjatywy jest szczytne, ale niewiele z tego wyniknie, jeśli gracze nie zmienią swojego podejścia. Przedsprzedaż i mikrotransakcje cały czas mają się bardzo dobrze, pomimo tego, że podobno dzieje się źle. Zacznijmy w końcu myśleć i głosować portfelem, to najlepszy sposób. Gdzie tam, zapewne wielu graczy w tym momencie jedną ręką podpisuje petycję, a drugą kupuje kolejnego kota w worku i to w wersji premium, żeby zagrać dwa dni wcześniej. Gra jest niedopracowana? Co za problem, skoro już się zwróciła, a teraz, powolutku, na spokojnie, będą ją łatać. Może rok, może dwa lata im to zajmie.
Bredzisz. Głosowanie portfelem to frajerskie gadanie, które nie działa. Zawsze będą casuale, które ochoczo będą kupować mikrotranazakcje do fify, kupować gry ubisoftu z milionem dlc i kupować popularne gry w przedsprzedaży. Casuali nie interesuje, że to szkodliwe działanie, a korporacje będą coraz bardziej bezczelne i wszystko ujdzie im na sucho, jeśli nie będzie żadnych regulacji co do tego co mogą wciskać konsumentom.
I tak jest w wielu innych branżach. Jakby nie regulacje co do jedzenia w UE, to byśmy jedli takie samo, wstrętne gówno co w USA jest. Polecam tam pojechać i spróbować ich "wspaniałych" przysmaków.
Wiele można terrorystycznym USA zarzucić, ale g... żarcie to mają w Chinach a nie w USA.
przecież UE nie ma żadnych problemów z żywnością zawierającą wszystkie zakazane pestycydy pod warunkiem, że wytwarzana jest poza UE. Wiele nawozów i środków ochrony roślin, które u nas zakazano 20+ lat temu nadal są stosowane na Ukraine i w Argentynie (co zwiększa plony i obniża koszty) i UE nie widzi żadnych problemów w dostawach z tamtych regionów.
Prawdopodobnie chodziło tu bardziej o obawy o niszczenie gleb prze rolników, a nie co do naszych żołądków trafia.
Porównanie do żywności nie ma najmniejszego sensu. Dotyczy regulacji czegoś czego konsument NIE WIDZI i nie ma jak stwierdzić. Nawet po spożyciu. W grach wszystko jest na tacy. Nie podoba się - nie kupuj.
PS. czy dobrą szyneczkę w jakiś Wierzejkach masz bo UE to spowodowało? NIE!
To, że są ludzie, którzy kochają ideę opiekuńczego państwa dyktującego jakie skarpetki można kupić w sklepie to rozumiem - respektuję takie poglądy, nawet jak uważam je za niedorzeczne.
Ale gdy internetowi "influencerzy", którzy przez lata marudzą na wyniszczające regulacje, które również miały bardzo dobre intencje, bezmyślnie wspierają takie akcje bez jakiegokolwiek przeanalizowania potencjalnie negatywnych konsekwencji (za i przeciw?) to śmiać mi się chce.
Rozumiem i doceniam ten ruch od strony fundamentalnej, ale obawiam się, że negatywne skutki mają ryzyko być nawet gorsze od optymistycznych zamiarów. Nie pojmuję, czemu to nie jest dyskutowane bardziej obiektywnie (szczególnie wstyd dla mediów, że temat traktują powierzchownie). Internetowe plemiona to niezwykle przykre zjawisko XXI wieku. Rozum idzie na bok, tylko emocje i przynależność do grupy. Gdzie racjonalna dyskusja? Jak tak politycy przeciskają ustawy to nie ma się co dziwić, że tyle dziwactw przechodzi.
Po to jest ta petycja, kupiłeś gre i masz prawo w nią grać tak długo aż nie padnie sama platforma. Jeszcze fajniej jakby dzieki tej akcji każdy kupujacy gre miał prawo ja archiwizować a jeszcze lepiej ograniczyć uzycie tym samym DRMów
Nie, sprawa jest prosta: korporacyjne dążenie po trupach do zysku i ich absolutną decyzyjność w sprawie tego co się dzieje z zakupionymi przez nas produktami albo można próbować uregulować, albo nie stawiać im żadnych przeszkód.
Albo inaczej: albo decydować będzie korporacja albo regulacja. Jedną z tych dwóch rzeczy musisz wybrać, nie da się inaczej. Dbanie o twoje dobro nie leży w interesie korporacji. W interesie państwa czy Unii - przynajmniej co do zasady - owszem.
Super, dzięki, że w końcu udało się Wam bezpośrednio porozmawiać! Oby przełożyło się to na lepsze zrozumienie inicjatywy wśród graczy. Szkoda tylko, że przyszło nam na to czekać aż rok, skoro Ross od wielu lat mieszka w naszym kraju - gdybyście wiedzieli o tym wcześniej, to już dawno powstałby jakiś bardzo malutki tekst, z wielkim clickbaitowym nagłówkiem o patriotycznym zacięciu (wiecie jakie ma to branie; robiliście to już to wiele razy). Zmarnowanego czasu i możliwości wcześniejszego wpływu na świadomość polskich graczy niestety już nie da się odzyskać. Jako największe media związane z grami w Polsce jesteście temu winni. Mimo to doceniam, że po zwróceniu Wam uwagi na ten fakt, zadziałaliście tak szybko. Trzymajcie tempo, droga redakcjo. Poprzeczkę niestety zawiesiliście sobie nisko, ale to równocześnie wielkie szczęście, bowiem macie szansę ją przeskoczyć.
Mam również nadzieję, że szerokie i sensowne deklaracje TVGry/GOL-a o dalszym wspieraniu inicjatywy przełożą się na jakikolwiek etos dziennikarski, czyli krytyczna analizę informacji, edukowanie tej części społeczeństwa, do której docieracie oraz wpływanie na polityków, urzędników i gamedev w czasie dłuższym niż ruch pod filmem na YouTube czy artykułem na stronie. I tak, czasami liczy się walka, per se. Macie zasięgi, a część redakcji ma możliwości i chce być uważana za dziennikarzy - zacznijcie więc być w końcu siłą nacisku, a nie tylko mediaworkerami czy nośnikami reklam. Nie wszystkich, ale niektórych z Was stać na znacznie więcej.
Trzymam za Was kciuki, choć bez skurczów, ale tym razem szczerze.