Takoż doszło i do jubileuszu Myśli nieprzemyślanych – dziś po raz 50 będziemy niekoniecznie myśleli o tym i o owym. Ponieważ numer zobowiązuje, będzie wyjątkowo kreskówkowo.
pozostałe
Redakcja GRYOnline.pl
18 sierpnia 2006 16:09
Czytaj Więcej
Shuck trochę se pozapominał z tego UFO - nie mógł tam wystawić na początku dobrze uzbrojonego oddziału, bo dobre uzbrojenie trzeba było sobie dopiero odkryć w laboratoriach, a na to trzeba było kupę czasu. Ale to nie był znowu taki wielki problem, bo pierwszymi przeciwnikami na Ziemi byli tacy sami ciency kosmici jak i ziemska drużyna - wielkogłowe szaraki uzbrojone w zwykłe blastery.
Oczywiście dla kogoś, kto w strategiach nie siedzi i na nich się nie wyznaje, początek w UFO mógł być cokolwiek trudny. Ale zawsze można włączyć Tappera albo Jumping Jacka :)
Fulko >> Dało się dało. Jak się grało po raz kolejny i po raz kolejny, to się brało z naboru osiłki z celnym okiem i dawało rakietnice do plecaków, potem się ich stawiało na dachu najwyższej stodoły na przykład i gdy jakiś biedak ze strzelbą zauważył obcego, to leciała na niego rakieta z góry i choćby spadła obok to i tak było po robocie. Tylko takich taktyk na każdą okazję trzeba się było dopiero nauczyć.
Ja, jako fan gier, gdzie można sobie trochę postrzelać, swoją największą traumę zaliczyłem właśnie w grze FPS. To był Project IGI 2. Człowiek skrada się z nożem przez olbrzymią polanę, widzi w oddali pięcio- i dziesięcioosobowe grupy wrogów uzbrojonych w AK47, granaty i karabiny snajperskie. Nade mną krążył helikopter bojowy, a wyposażone w szybkostrzelne działka wozy opancerzone pełniły role statystów w tym dramacie. Miałem przy sobie snajperkę, ale strzał zwróciłby uwagę wszystkich w okolicy. Koniec końców musiałem przejść przez dobrze strzeżoną granicę. Jestem już prawie u celu, choć położenie wydaje się być fatalne - wrogowie biegali z naładowaną bronią kilka metrów ode mnie, po lewej i prawej miałem pola minowe, a ja leżałem w trawie i modliłem się, żeby patrol mnie nie zauważył i sobie poszedł. Adrenalina powoli zaczynała parować uszami, tajemnicza muzyka sprawiała, że naprawdę się bałem. Kiedy wydawało mi się, że już nikogo nie ma w pobliżu, ruszyłem dalej. Wnet jednak usłyszałem za sobą rosyjskie krzyki - zauważyli mnie.
Nawet nie czekałem na śmierć. Wyłączyłem grę i spojrzałem na swoje dłonie. Żadna klasówka nie była w stanie przyprawić mnie o takie drgawki... z wielkim trudem odpaliłem płytę z twórczością Mozarta i słuchając łagodnych dźwięków muzyki klasycznej dochodziłem do siebie...
Shuck ---> Z tego, co pamiętam, to bazooka i rakiety kosztowały kupę forsy, a na początku UFO nie jesteś zbyt bogaty. Więc nie p...<piiiiii> tu mi. :))))
Fulko >> Ja to z kasą nie miałem w UFO problemów. Zawsze miałem jakieś ciężkie dziesiątki milionów na koncie. Pamiętam, że zdarzyło mi się kiedyś wybudować 7 kompletnie wyposażonych baz jednocześnie i nająć do nich żołnierzy do ochrony tylko na wszelki wypadek oraz po setce naukowców tylko po to, żeby przyspieszyć badania naukowe nad czymś dla mnie istotnym. Na początku gry latałem wyłącznie na misje dzienne, na których lepiej sobie żółtodzioby radzili - za wyjątkiem landingów, na których wynosiłem ze statków obcych cały nieuszkodzony sprzęt i go sprzedawałem - za wyjątkiem jednego egzemplarza czegoś tam do badań na przykład. Z tego była największa kasa. Przecież za jednego sprzedanego ufoka można było kupić 3 rakietnice, jeśli po blisko 15 latach dobrze pamiętam, a z misji wracałem z kilkoma ciałami na handel. Zjadłem na UFO zęby. :D Żadna inna gra nie zjadła mi tyle czasu z życiorysu, co pierwsze UFO.
Shuck---> Mnie się mnie się zdarzyło tylko cztery wybudować na raz :), a grało się dniami i nocami. Za to o palpitacje serca doprowadzały mnie sceny z Resident Evil 2 kiedy zakupiłem sobie PSX i zobaczyłem co to survival-horror
Silent Hill 2? No pewnie! Dla mnie w horrorach absolutnie numero uno! Nie ma odpowiednika i rywala w promieniu kilku parseków wokół siebie.
byla taka misja w Operation Flashpoint gdzie trzeba bylo w nocy uciec z niewoli. Zeby dojsc do swoich trzeba bylo kierowac sie na polnoc, a nie mialo sie nawet kompasu- w posiadaniu byly za to notatki z mapa nieba i zaznaczona gwiazda polarna... do tego wrog na plecach, to byl klimat...
ps. swietny temat, well done:)
Heh, moja trauma z UFO polegała na tym, że grałem na Amidze 1200, ,gdzie komputer potrafił się 5 min zastanawiać nad ruchem :) Ale to nic, mój cioteczny brat grał na A500 a tam jak żołnierz szedł to trzeba było zmienić dyskietkę, żeby doczytać animację :) :) :) :) :) :) :) :)
A tak na serio- pierwsze Resident Evil na PSXa - masakraaaaaaaa. Jak się weszło do tego domu, strach było wejść do jakiegokolwiek pomieszczenia. Jeden z momentów które nie były straszne, ale strasznie mnie nakręciły do tej gierki to moment, jak się grało Księżycową Sonatę, i to otwierało tajne przejście :)
Z wcześniejszych traum - niepokojących do bólu - jak przejść Montezuma's Revenge. Czy to się komuś udało ? Czytałem kiedyś, że gra wyszła nieskończona. Koledzy wskakiwali do liczników i potem gdzieś skakali ale nic z tego nie wyszło.....
albz74 --> no oczywiscie ze sie dało skonczyć. Pamiętem że parę razy to skończyłem. Spadało się wtedy w jakąś przepaść
Granie w System Shock 2 było dla mnie jednym wielkim traumatycznym przerzyciem. Tam nie było sekundy nawet aby odetchnąć i się nie bać. Żadnej grze nie udało się dorównać takim obłędnie przerażającym klimatem jaki właśnie ma SS2.
vonBuBs - chyba masz na myśli Preliminary Monty 16K - tam się schodziło w dół do komnaty z szmaragdami, i lądowało na początku. Ale ja mówię o Montezuma's Revenge
Rowniez System Shock 2. Ja... ja do dzis ICH slysze...
Join us!
Najwieksza traume przezywalem grajac w nocy w Alone in the Dark... Silent Hill 1/2 nie zrobil juz na mnie takiego wrazenia. A oprocz tego System Shock - wybitna, GENIALNA gra.
Najbardziej podobała mi się refleksja Shuck'a, sam też w obawie przed tymi draniami z kosmosu równałem miasta z ziemią - ale to była frajda :-)
Ja natomiast pierwszy zawał ever miałem na Atari 800 XL - gierka zwała się "Behind Jagged Lines". Ciemno, sound na full, grałem chyba pierwszy bądź drugi raz, ale jak się łatwo domyślić to był pierwszy raz gdy napotkałem obcego na swej drodze :] Nie zapomnę tego nigdy, tak mi ciśnienie skoczyło, że o mało nie byłoby najmłodszego na świecie zawałowca (bo chyba miałem wtedy 5 lat). Ehh, to były czasy...
Dzięki Shuck. Przypomniałeś mi grę przy której spędzałam nie godziny i dnie, ale tygodnie. Ledwo sięgający stołu bachor, który usilnie próbuje zrozumieć mechanikę gry i wygrać. I nie trząść się ze strachu w trakcie nocnej misji w mieście (UFO:TFTD). A potem nieco już starsza panna, która w wolnej chwili wraca do klasyka, żeby w pełni świadomie skopać tyłki całemu temu galaktycznemu tałatajstwu. Cudo. Szkoda, że potem gra rozmieniła się na tak drobne drobne...
f
Shuck---> Kto wie, może i masz rację z tą kasą w UFO. Mogę rzeczywiście dokładnie nie pamiętać, tym bardziej, że grałem w UFO na CD-32, a to oznaczało dłuuuugie oczekiwanie na ruch przeciwnika i w efekcie spore zniechęcenie do tej gry. Dopiero w Terror from the Deep zagrałem na PC i tą gierkę (chyba najlepszą z serii) rozpracowałem i lubię najbardziej.
Fulko >> UFO2 w samej rzeczy było znakomicie poprawione względem jedynki, nie dało się już skompletować uniwersalnego wyposażenia dla oddziału, nie było powiedziane, że bronie obcych są zawsze lepsze od ziemskich - no i te misje dwuetapowe, gdzie terror na statku potrafił zabrać caluśki dzionek z życiorysu, mniam. :-) Jednak dwójka to zawsze dwójka - to nie był już ten dreszczyk, że oto gram w coś, co wcześniej nie istniało...
Boginka >> Cieszy mnie to bardzo, że Ci zrobiłem przyjemność. :-)
Shuck ---> Hmmmm... po głębokim zastanowieniu stwierdzam jednak, że to "dwójka" (UFO) była dla mnie większą "traumą" :)
Dlaczego?
Otóż "jedynkę" przeszedłem kilka razy na "superhumanie" bez save'owania (save tylko w momencie wyjścia z gry).
(wiadomo - maniactwo :D)
I wcale za bardzo nie kombinowałem z tymi rakietnicami, czy blasterami.
Podstawą na początku było latanie TYLKO w dzień.
Ale tu się kłaniało odpowiednie wyczucie czasu startu trytona i później takie kombinowanie transportowcem, że zawsze dolatywało się za dnia :)
(po pełnej godzinie "return", a przed upływem następnej godziny nowy cel - statek obcych, bądź terror. Tryton wisiał w powietrzu nieraz prawie całą dobę :)
W momencie wejścia do gry Ethernali - owszem - masowe "jebudu" z blasterów + BŁYSKAWICZNE rozejście się grupy.
Trudne, ale możliwe.
Niemniej - z "dwójką" NIGDY mi się sztuka "przejścia bez saveów" nie udała.
Terror lobstermanów na statku (w początkowej fazie gry) był nie do przejścia...
(a dwa terrory "w plecy" i po grze :/)
I choć masz oczywiście rację, że w końcu dwójka to już nie to samo co jedynka, to ja jednak stoję w tym konkretnym przypadku na stanowisku, że duuużo bardziej wymagająca była dwójka :)
P.S. Jeśli Ty zjadłeś zęby na pierwszym UFO, to ja chyba połkąłem żuchwę ;)
Jeszcze jeden mały "peesik" do powyższego.
Byłem, jestem i będę niepoprawnym optimistą co do serii gier UFO i wierzę głęboko, że ktoś, kiedyś... (dawno, dawno temu w odległej galaktyce :D) stworzy sequel na miarę Wielkiego Pierwowzoru.
To jest jedna z moich (nielicznych) Wielkich Growych Nadziei :)
P.S. Pewnie nie będzie to Extraterrestrials, ani nawet kilka tytułów po, ale... gdzieś... kiedyś... na pewno! :)
Znam gościa, który zachłystywał się Apokalipsą i jak dla niego, ta część UFO jest najlepsza. Godzinami mi opowiadał o powiązaniach między korporacjami, kto, kogo co i komu, zachłastywał się świetną grafiką itd. Słuchałem go, bo uprzejmy jestem z natury... ;)
Ale pograć w to dziadostwo dłużej niż kilka godzin nie dałem rady.
skoro wspominamy ufo, to mi się bardziej podobał tftd - głównie za sprawą jakiegoś amatorskiego spolszczenia, które biło na głowę wszystko - w pozytywnym tego słowa znaczeniu:). dużo juz nie pamietam, bo to lata temu było a ja lubie masło, ale na przykład obcy o nazwie 'deep one' został przetłumaczony jako 'głębion' :>
matchaus, znasz: http://www.ufoai.net/ ? Taka fanowska wariacja na temat. prawdopodobnie aż tak daleko nie zajdą, żeby być "na miarę Wielkiego Pierwowzoru", ale...
matchaus >> Ja też czekam na godne pierwowzoru UFO. I czekam... No i póki co tyle w tym temacie.
Boginka ---> Ba! No pewnie! :)
Tyle, że od czasu dema minęło.... uuuu... a projekt jakby ugrzązł w miejscu...
matchaus, fakt. Ale to jest chyba uniwersalny problem tego typu przedsięwzięć (takie np. Mount&Blade też posuwa się baardzo powoli). I tak pewnym optymizmem napawa fakt, że jeszcze istnieją i prowadzą jakąkolwiek działalność.
Fulko de Lorche ---> Ja również przechodziłem "Apocalipsę" lewą ręką i gładszą półkulą, ale żeby się tym zachwycać... o nie... to już nie było to, choć wiadomo - UFO, grać było trzeba :)
Boginka ---> Wierzę głęboko, że przełom w tworzeniu gier nastąpi w momencie stworzenia jakiegoś super inteligentnego procesora + odpowiedniego softu.
Wrócą czasy Erica Ch.* - każdy z zacięciem i pomysłem będzie mógł stworzyć coś odkrywczego, przełomowego... świeżego.
Tak to czuję.
* - kto dokończy nazwisko? :)
Moje wirtualne traumy... Traumy to moze za duzo powiedziane, ale bylo pare takich gierek w ktorych klimat baaardzo sie udzielal.
Pierwszy w kolejce byl Thief. Pamietam ze przechodzilem demo grajac oczywiscie po ciemku gdzies w srodku nocy. W pewnym momencie poczulem zew natury i musialem isc do toalety. Dopiero wracajac z kibla zauwazylem ze sie... skradam. We wlasnym mieszkaniu. Pelna wersja gry miala podobny wplyw. Dwojka w duzej mierze tez. Trojka juz jakos nie, czegos jej brakowalo.
Rowniez pierwsze Alien vs Predator dawalo nieco w kosc. Juz pierwsza misja Marinem sprawiala ze rece zaczynaly sie trzasc. AvP powtorzyl ten klimat. Co ciekawe, grajac Predziem czy Alienem nie bylo juz az takiej frajdy.
Popieram to, co ktos napisal wyzej o System Shock 2. Ta gra rowniez miala znakomity klimat. Gdy w bardzo napietej sytuacji nagle mi wyskoczyl przed nosem jakis Bogu ducha winny duch, wpakowalem w niego pol magazynka... No, w sciane za nim.
Ach, jeszcze jeden klimatyczny staroc: pierwsze Alone in the Dark. Miodzio :)
matchaus >> Ja dokończę, jeśli wolno. Eric Chahi (i Jean Francois Freitas). :-)