Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 29 maja 2023, 17:18

Spodziewałem się głębi i ją dostałem. To taktyczne RPG dla fanów gatunku

Po kaczkach i świniach przyszła pora na kijanki. Miasma Chronicles – nowa gra twórców Mutant Year Zero: Road to Eden – nie zachwyca fabularnie, ale to obowiązkowa pozycja dla fanów taktycznych RPG.

Źródło fot. 505 Games
i

Po kolejnej grze studia The Bearded Ladies, czyli twórców świetnego Mutant Year Zero: Road to Eden, spodziewałem się przede wszystkim taktycznego zróżnicowania oraz głębi. Miasma Chronicles dostarcza obu tych elementów na pęczki, więc generalnie jestem zadowolony i z czystym sumieniem mogę polecić tę produkcję wszystkim fanom taktycznych RPG. Nie oznacza to jednak, że jest ona idealna. Zwłaszcza pod względem fabuły ma sporo za... skrzelami.

Fabularne zgrzyty

Przypominający typowego amerykańskiego nastolatka Elvis jest mechanikiem w miasteczku Sedentary. Jedyną „rodzinę” chłopaka stanowi zaprogramowany na jego starszego brata robot Diggs. Bha Mahdi, matka Elvisa, zniknęła wiele lat temu za ścianą wyziewu, zostawiając synowi rękawicę – dzięki której da się kontrolować tę substancję – oraz polecenie, by odnalazł swoją rodzicielkę i „odkrył własne przeznaczenie”. Czym jest ów wyziew, czyli tytułowa miasma? To niewielkie czarne cząsteczki powodujące mutacje i deformacje u roślin, zwierząt oraz ludzi. Właśnie za ich sprawą bujny niegdyś świat gry zmienił się w opustoszałe pustkowia.

Elvis próbuje odnaleźć matkę, lecz przez długi czas mu się to nie udaje. Aż tu nagle zaczyna się gra, pojawiają się mordercze kijanki i – któż by się spodziewał – chłopak znajduje sposób, by okiełznać wyziew i odszukać Bhę. To oczywiście zaledwie początek długiej histtorii – mimo że nie zaliczyłem wszystkiego, ukończenie Miasma Chronicles zajęło mi ponad 41 godzin na standardowym poziomie trudności – ale mocno trąci banałem i fabularną kliszą. Później jest nieco lepiej, a gra w nienatrętny sposób podejmuje różne ważne tematy, np. kwestię ekologii.

Prawdę mówiąc, fabuła jako taka nie jest zła – choć nie określiłbym jej też mianem dobrej, mimo że momentami potrafi zainteresować. Przede wszystkim jednak nie przeszkadza w poznawaniu ciekawego, mrocznego, tajemniczego świata, który – swoją drogą – cieszy oczy niezależnie od tego, czy drobinki wyziewu akurat wirują na ekranie, czy też nie. Wydaje mi się, że odbiór opowieści byłby inny, gdyby nie nudne postacie, których nie byłem w stanie „kupić”. Elvis został wykreowany na rozsądnego, odpowiedzialnego i opanowanego... nastolatka. Z kolei Diggs próbuje nadrabiać za „brata” humorem – czerstwym jak chleb z zeszłego tygodnia. Ich rozmowy są przy tym odrobinę zbyt infantylne. Innymi słowy, nie spodziewajcie się relacji na wzór tej, która łączyła Jacka Coopera i BT-7274 w Titanfallu 2.

Więcej fabularnych zgrzytów

Ponadto wiele elementów fabuły zostało podanych w mało elegancki sposób. Dla przykładu: gdy Elvis i Diggs wracają do miasteczka po prologu, są zasypywani stricte ekspozycyjnymi przemowami przez szereg NPC. Oczywiście rozumiem cel tego zabiegu, ale wyobraźcie sobie, że w prawdziwym życiu wybieracie się na przejażdżkę rowerową, a po powrocie do domu czeka na Was kolejka sąsiadów, chętnych się zwierzyć i powspominać przeszłość. Innymi słowy, jest to bardzo nienaturalne rozwiązanie. Tym bardziej że o każdej postaci czy wydarzeniu i tak możemy przeczytać notkę w menu.

Spodziewałem się głębi i ją dostałem. To taktyczne RPG dla fanów gatunku - ilustracja #1

Tło fabularne jest świetne, sam główny wątek nieco mniej, a postacie, dialogi i humor po prostu średnie.Miasma Chronicles, 505 Games, 2023

Co dziwne, te ostatnie często pojawiają się jeszcze przed poznaniem danego bohatera. Generalnie okazują się jednak bardzo przydatne, gdyż w dialogach pewne kwestie zostały tylko wspomniane. Warto w tym miejscu napomknąć o polskiej kinowej lokalizacji (napisach). Nie jest ona zła, choć niektóre zwroty czy nazwy własne zostały przetłumaczone dość swobodnie. Znalazło się w niej również trochę błędów pokroju literówek czy nieprzetłumaczonych zdań. Biorąc jednak pod uwagę ilość obecnego w grze tekstu, warto docenić fakt, że wydawca pamiętał o polskich graczach.

Niemniej dialogi jako takie są średnie – na szczęście zostały całkiem nieźle udźwiękowione w języku angielskim, więc nie trzeba ich czytać. Nie zmienia to jednak faktu, że wiele spotykanych postaci wydaje się mocno przerysowanych. Ot, choćby pewna naturalistka, która oczywiście szczyci się swoją dziwacznością i rzuca „namaste” częściej niż The Truth z GTA: San Andreas. Ponadto opowieść trapi więcej podobnych „głupotek” jak wspomniane wyżej ekspozycyjne dialogi. Matka głównego bohatera odeszła przed wieloma laty, ale ważną informację w zostawionych przez nią plikach znaleziono dopiero w trakcie fabuły, mimo że wcześniej wielokrotnie je prześwietlano. Można przełknąć tę naiwność, choć pozostawia ona spory niesmak.

Żabie udka

Dość jednak o fabule – przejdźmy do rozgrywki, która jest creme de la creme Miasma Chronicles. Gameplay z najnowszych odsłon serii XCOM spotyka się tu z rozwiązaniami zastosowanymi w Mutant Year Zero: Road to Eden. Mamy więc turowe strzelanie zza osłon z nadzieją, że tych kilka procent, których brakuje do pewnego trafienia, nie zaważy na tym, iż spudłujemy. Prawdę mówiąc, aż tak skrajnych sytuacji nie uświadczyłem – kiedy już moje pociski chybiały celu, ryzyko było całkiem spore, np. 20-procentowe. Co więcej, w sytuacjach podbramkowych można bez problemu zapisać grę, a następnie – jeśli nasz plan się nie powiedzie – ewentualnie ją wczytać. Trzeba to jednak robić ręcznie, bo opcji szybkiego „sejwowania” tu niestety nie ma. Bywa to odrobinę frustrujące.

Spodziewałem się głębi i ją dostałem. To taktyczne RPG dla fanów gatunku - ilustracja #2

Eksploracja sprawia sporo frajdy – zwłaszcza proste zagadki środowiskowe. Oto przykład jednej z nich. Na jej rozwiązanie i zrozumienie tego, co widzicie, naprowadza znaleziona w pobliżu notatka (choć można się bez niej obyć).Miasma Chronicles, 505 Games, 2023

Warto dodać, że nie jest to jedyna opcja, która ma uczynić grę bardziej przystępną tudzież mniej irytującą. Poza tradycyjnym wyborem poziomu trudności – jednego z czterech, przy czym tylko pomiędzy pierwszymi trzema da się przełączać już po rozpoczęciu kampanii – możemy także zdecydować o taktycznej głębi, której chcemy doświadczyć. Innymi słowy, określamy, czy flankowanie i odległość od celu mają wpływać na szansę trafienia. Choć sam nie wyobrażam sobie grania z tego typu ułatwieniami, doceniam ich obecność w Miasma Chronicles, gdyż uprzyjemnią one zabawę osobom, które zechcą skoncentrować się wyłącznie na fabule lub po prostu nowicjuszom w gatunku taktycznych RPG.

Zwłaszcza że starcia jako takie wymagają pomyślunku i kombinowania. Początkowo są relatywnie proste, ale z czasem – gdy mierzymy się z coraz bardziej przeważającymi zastępami wrogów – trzeba zacząć umiejętnie korzystać z pełnego arsenału. Jego zastosowanie jest objaśniane stopniowo, przystępnie i nienachalnie. Po znalezieniu granatów niemal od razu trafiamy na walkę, w której po prostu trzeba je wykorzystać. Podobnie jest, gdy w nasze ręce wpadnie broń wystrzeliwująca rykoszetujące pociski – nic nie sprawia takiej frajdy, jak mający 50-procentową szansę trafienia strzał, który dobija wroga po tym, jak kula odbije się pięciu czy sześciu powierzchni – czy moce wyziewu.

Tych ostatnich oczywiście nie mogło zabraknąć. Początkowo tylko Elvis potrafi ich używać, ale z czasem spotykamy inne zdolne do tego postacie. Jednak w moim przypadku to główny protagonista był tym, który ciskał we wrogów wybuchającymi beczkami – powodując przy tym wyraźne spadki klatek na sekundę (przed premierą gry większe niż po niej, jednak wciąż zauważalne) – czy raził ich prądem. Wszystko przez Jade – utalentowaną strzelczynię wyborową, której wyposażona w tłumik snajperka pozwala likwidować wrogów po cichu, bez konieczności rozpoczynania właściwej walki.

Spodziewałem się głębi i ją dostałem. To taktyczne RPG dla fanów gatunku - ilustracja #3

Gdy dołącza do nas Jade, świat się odrobinę otwiera i pojawiają się zadania poboczne. Na ogół lokacje są jednak liniowe.Miasma Chronicles, 505 Games, 2023

Metal i kość

Po dostrzeżeniu oponentów – wspomnianych wyżej kijanek, innych ludzi czy robotów – zwykle mamy okazję się do nich podkraść i przygotować zasadzkę. Gdy przeciwników jest wielu, zaskoczymy tylko kilku z nich. Mając Jade w drużynie, możemy jednak odstrzelić wszystkich, którzy patrolują obrzeża danej strefy – a nawet tych zbitych w grupy, o ile wcześniej odciągniemy pojedynczego osobnika od pozostałych, na przykład w dogodnym miejscu rozbijając szklaną butelkę, która przyciągnie jego uwagę.

W ten sposób da się wykosić spore oddziały niegrzeszących inteligencją niemilców bez odnoszenia choćby najmniejszych obrażeń. Warto stosować tę taktykę – zwłaszcza na wyższych poziomach trudności, na których kapsuły lecznicze są na wagę złota. Doskonale rozumiem, dlaczego twórcy Miasma Chronicles ograniczyli liczbę postaci w drużynie do trzech – przy czym dwie to niemal non stop Elvis i Diggs, więc tak naprawdę sami wybieramy tylko jednego kompana. Gdybym bowiem miał do dyspozycji dwie takie Jade, chyba przemknąłbym przez grę niepostrzeżenie. No, prawie – kilkakrotnie to my wpadamy w zasadzkę (w ramach fabuły), a wtedy nici z cichego podejścia. Z tego też względu uważam te starcia za najbardziej frustrujące.

Spodziewałem się głębi i ją dostałem. To taktyczne RPG dla fanów gatunku - ilustracja #4

Wpadliśmy jak śliwka w kompot, czytaj: w zasadzkę.Miasma Chronicles, 505 Games, 2023

Nieco irytująca – przynajmniej na początku – była także konieczność przełączania się pomiędzy trybem przemieszczania się i strzelania w walce. Jest to oczywiście pochodna Mutant Year Zero: Road to Eden. Owo rozwiązanie ma również sens – prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie, jak można by usprawnić rozgrywkę pod względem sterowania. Niemniej zdarzyło mi się kilka razy zakląć, gdy – mając już dogodną pozycję do strzału – najechałem kursorem myszki na wroga, nacisnąłem spację, by potwierdzić atak... a moja postać pobiegła co koń wyskoczy i z (wyobrażonym) uśmiechem na ustach zajęła miejsce tuż przed nosem wroga. Po prostu trzeba się do tego (na nowo) przyzwyczaić.

Poziom zachowany

Nie żałuję jednak, że to zrobiłem. Mimo pozostawiającej wiele do życzenia warstwy fabularnej, drobnych problemów technicznych oraz niedoskonałej SI Miasma Chronicles to znakomite taktyczne RPG. „Brodate Damy” udowodniły, że Mutant Year Zero: Road to Eden nie było szczęśliwym wypadkiem przy pracy. Wprawdzie nie uważam, by najnowszą produkcją deweloper zawiesił sobie poprzeczkę wyżej niż poprzednio, ale z pewnością nie zszedł poniżej tamtego poziomu – a to już coś. Dla fanów gatunku – którzy nie mogą skarżyć się na klęskę urodzaju – jest to pozycja obowiązkowa, zdecydowanie warta swojej dość wysokiej ceny (219 zł).

Moja opinia o grze Miasma Chronicles

PLUSY:

  1. satysfakcjonujący, wymagający pomyślunku turowy system walki;
  2. świetnie zaprojektowana mechanika skradania się;
  3. sporo ułatwień, które pomogą nowicjuszom zaznajomić się z gatunkiem;
  4. piękny, choć mroczny świat, który chce się poznawać i eksplorować;
  5. niezłe udźwiękowienie – zarówno jeśli chodzi o muzykę, jak i (angielski) dubbing;
  6. zadowalająca długość kampanii.

MINUSY:

  1. co najwyżej średnia fabuła;
  2. przeciętne dialogi i czerstwy humor;
  3. drobne problemy techniczne (spadki klatek na sekundę etc.).

OCENA: 7,5/10

ZASTRZEŻENIE

Dostęp do gry otrzymaliśmy od jej wydawcy.

Hubert Śledziewski

Hubert Śledziewski

Zawodowo pisze od 2016 roku. Z GRYOnline.pl związał się pięć lat później – choć zna serwis, odkąd ma dostęp do Internetu – by połączyć zamiłowanie do słowa i gier. Zajmuje się głównie newsami i publicystyką. Z wykształcenia socjolog, z pasji gracz. Przygodę z gamingiem rozpoczął w wieku czterech lat – od Pegasusa. Obecnie preferuje PC i wymagające RPG-i, lecz nie stroni ani od konsol, ani od innych gatunków. Kiedy nie gra i nie pisze, najchętniej czyta, ogląda seriale (rzadziej filmy) i mecze Premier League, słucha ciężkiej muzyki, a także spaceruje z psem. Niemal bezkrytycznie kocha twórczość Stephena Kinga. Nie porzuca planów pójścia w jego ślady. Pierwsze „dokonania literackie” trzyma jednak zamknięte głęboko w szufladzie.

więcej