Menu oglądałem szczęśliwy, brakowało mi tak mocnej czarnej komedii
Menu zapowiadało się trochę zagadkowo i do seansu najlepiej podejść właśnie w ten sposób – z jak najmniejszą wiedzą. Do szczęścia wystarczy Wam tylko świadomość, że obejrzycie jedną z najlepszych czarnych komedii ostatnich lat.

Kiedyś na zajęciach z poetyki rozmawialiśmy o tym, jak można budować napięcie w dziele literackim poprzez świat przedstawiony. W omawianym wtedy przykładzie pojawiające się na stole dania odbijały przebieg akcji, podkreślając jej dynamikę. Menu robi coś podobnego – osadza historię na kulinariach, kolejne potrawy służą bardziej treści niż nakarmieniu gości, zaś mistrz kuchni kreuje się na sprawcę fabularnych wydarzeń. Ta koncepcja działa wyśmienicie – dostarcza rozrywki z wieloma tropami i stanowi odpowiedź na niedostatek czarnych komedii w kinie.
Ugotuj mi opowieść
Elita bogaczy trafia na wyspę, gdzie będzie miała szansę skosztować kunsztownych dań przygotowanych przez mistrza kuchni, Juliana Slowika, i jego zastępy pomocników-wyznawców. Kulinarna podróż staje się jednak coraz dziwniejsza i bardziej zaskakująca. Porywa przy tym już od pierwszych chwil, kiedy zarysowani zostają poszczególni bohaterowie wydarzeń – niedługo później odcięci od świata zewnętrznego niczym w powieści Agathy Christie I nie było już nikogo.
Nie mogę z całą pewnością stwierdzić, czym inspirowali się twórcy, ale pewne skojarzenia narzucają się samoistnie. Zamknięcie grupy postaci w ograniczonej przestrzeni, odkrywanie prawdy i zwiększanie napięcia przypominają wspomnianą klasykę kryminału. Kulinarna tematyka nie sprowadza się do samej historii, jest wyraźna również w estetyce filmu. Możemy dokładnie przyjrzeć się przygotowywanym w pocie czoła daniom, a każde z nich zostaje odpowiednio zaprezentowane na talerzu, z napisami wyjaśniającymi jego zawartość. Geniusz kuchni spełnia natomiast wszelkie normy ekscentryzmu i rygorystyczności.

Kolejne tropy dotyczą mniej oczywistych konwencji. Menu przechodzi w motywy nierówności społecznych, w czym bije od niego koreańskim Parasite. Nie jest to jednak produkcja, która jedynie krytykowałaby arogancką elitę, a biedniejszych stawiała w roli niewinnych ofiar. Ostatecznie sytuacja wydaje się niejednoznaczna. To tak, jakbyśmy smakowali danie i potrafi rozróżnić jego składniki, ale nie umieli wskazać tych dominujących.
W interpretacji fabuły możemy więc pójść za samoistnie narzucającą się krytyką bogaczy. We współczesnym świecie jest ona bardzo aktualna, niektórzy pławią się w swoim sukcesie i myślą, że za pomocą pieniądza mogą posiąść ludzkie dusze. Jednak w Menu skrywa się też kwestia konsumpcjonizmu, który nie zostaje sprowadzony do samego jedzenia. Film wcale nie ma urazić widzów zaopatrzonych w nachosy i colę – przeciwnie, zdaje się zachęcać do… pochłonięcia klasycznego burgera.
Przyjemna konsumpcja filmu
Dania, jakie serwuje Slowik, niosą określone znaczenia. Mistrz kuchni pełni zatem rolę narratora i sprawcy wydarzeń, który ma dobrać składniki opowieści i doprowadzić podniebienie widza do czystej rozkoszy. Powstaje paralela między przygotowywaniem jedzenia a tworzeniem historii, między spożywaniem dania a oglądaniem filmu. Porównanie nie jest idealne, ale generalnie Slowik w pewnym stopniu prezentuje swoje umiejętności właśnie przed nami – bez łamania czwartej ściany i innych podobnych rozwiązań, przez które świat fabuły mógłby stracić na wiarygodności.
Ekipa Slowika funkcjonuje podobnie do sekty w Midsommar. W biały dzień. Nikt nie wyrazi wątpliwości względem działań szefa kuchni, wszyscy pracownicy są wpatrzeni w niego jak w obrazek. Menu gdzieniegdzie jest nawet zaliczane do horrorów – podejrzewam, że za sprawą niepokoju wzbudzanego właśnie przez postać graną przez Ralpha Fiennesa. Brytyjski aktor roztacza wokół siebie atmosferę niekwestionowalnego autorytetu, z pasją opowiada o kulinarnej sztuce, przybiera jednocześnie maskę surowego maestro, żeby we właściwych chwilach odkryć swoje wnętrze. Przy kimś takim nie chcesz popełnić błędu.

Menu to jednak przede wszystkim czarna komedia – reszta elementów tworzy wspaniałą otoczkę. Dawno w kinie nie było takiego filmu – z inteligentnie poprowadzonym humorem wyśmiewającym ludzkie wady, dążenie do doskonałości czy snobizm. Dialogi od początku przykuwają uwagę swoją konkretnością, tj. bogatą prezentacją jedzenia, wulgarnością i soczystością języka, nieskrywaną bezczelnością czy emocjami.
Od towarzystwa odstaje tylko Margot, grana przez Anyę Taylor-Joy. Wspomniana kobieta wydaje się zbyt bezbarwna jak na jedną z wiodących postaci Menu. Jej życie zostało tylko liźnięte, nawet nie nadgryzione. Tak jakby Margot miała uosabiać szarego człowieka, może i widza, a więc być reprezentantką ogromnej grupy osób. Być może dlatego postanowiono ograniczyć indywidualizm protagonistki.
Oglądaniu Menu towarzyszy nieustanny uśmiech. Czarny humor pozwala uzyskać dystans do scen (nawet tych drastycznych) i mniej przejmować się losem postaci (czy wyjdą z całej kabały cało, czy nie), zaś bardziej emocjonować się przedstawianym spektaklem. To na swój sposób film-niespodzianka, ponieważ kierunek akcji jest nieprzewidywalny, a zachowania bohaterów mogą wydawać się dziwne. Całość charakteryzuje się świeżością, mimo że przedstawione motywy znamy z innych produkcji. Zróbcie sobie przyjemność – idźcie do kina i skosztujcie tej przepysznej satyry.
Ocena: 8/10
Więcej:Disney+ zaskoczyło detektywistycznym thrillerem sci-fi. Wszystkie 10 odcinków już dostępne
Film:Menu(The Menu)
premiera: 2022horrorkomediathriller
The Menu opowiada historię pewnej młodej pary, która wybiera się na odległą wyspę, by zjeść w ekskluzywnej restauracji. Szef kuchni przygotował dla niej i innych gości wykwintne menu... i kilka szokujących niespodzianek. The Menu jest thrillerem z elementami komedii, wyreżyserowanym przez Marka Myloda (Sukcesja, Gra o tron). Jego akcja toczy się na odizolowanej wyspie. Na nią to przybywa młoda para, by zjeść coś smacznego w znajdującej się tam ekskluzywnej restauracji. Są oni jednymi z kilku gości. Na miejscu są oni raczeni kolejnymi wykwintnymi daniami przygotowywanymi przez zespół pod kierownictwem szefa Slowika. Przyjemne popołudnie i wieczór zaburza jednak seria niepokojących zdarzeń. W produkcji wystąpili m.in. Ralph Fiennes (szef Slowik), Nicholas Hoult (Tyler), Anya Taylor-Joy (Margot), Arturo Castro (Soren), John Leguizamo (Gwiazda filmowa), Rob Yang (Bryce), Reed Birney (Richard) oraz Janet McTeer (Lillian). Zdjęcia kręcono w Savannah.
Komentarze czytelników
vanBolko Konsul

Artykuł przypomniał mi inny, nieszablonowy film z kulinariami w tle "Kucharz, złodziej, jego żona i jej kochanek" Petera Greenawaya z 89 roku i genialną muzyką Michaela Nymana.
Bri Generał

Obejrzałem w ten weekend na D+, chciałem i nie uważam tego czasu za stracony ale nie poczułem ani trochę rosnącego napięcia, nie czułem gości. Tzn. wiedziałem kim większość jest bo zostali wyłożeni szybko przez Tylera albo we własnych rozmowach.
Najgorsze że nie widzę motywu, a raczej sensu w motywie Słowika. Gdyby dano mu jeszcze ze 20minut na dokładniejsze określenie co ma innym za złe i tak właściwie dlaczego (aktorowi, managerom), Fiennes by to wykorzystał, a tak obcięto mu charyzmę. Największe nieporozumienie to to że wszyscy pracownicy byli w to wciągnięci. Czwarte danie "porażka Jeremiego" to z kolei najgłupszy chyba moment.
Oglądałem następnego dnia szmirę - "Zabawa w pochowanego" i ta bzdura na kółkach była lepiej nakreślona fabularnie niż Menu.