Gladiator przekonał mnie, że nie warto wymagać wpisywania się w rycerski wzór męskości
Maximus to postać niczym z rycerskiej opowieści. Mimo trudnych okoliczności pozostaje zawsze honorowy i szlachetny, jest jednym ze wzorów męskości. Ale wymaganie, by każdy w tym kierunku dążył, może uczynić wiele zła.

Filmy nieraz już przedstawiały nam wzorce, do których chcielibyśmy dążyć – nawet jeśli te niekoniecznie są dla nas zdrowe. Część osób mogłaby np. łatwo ulec wpływowi Jokera odgrywanego przez Joaquina Phoenixa i swoją frustrację wynikającą z „życia w społeczeństwie” przeistoczyć w agresję. A Sala samobójców: Hejter? Prezentuje negatywnego bohatera, który za sprawą przenikliwości i opanowania ma szansę uchodzić za pewnego rodzaju ideał – a przecież napędza nienawiść wśród ludzi i tworzy podziały.
W Gladiatorze jednak rozdzielenie dobra i zła wydaje się wyraźne. Całym sercem można towarzyszyć szlachetnemu Maximusowi (Russell Crowe) w walce o sprawiedliwość i nadzieję na lepszy Rzym, podczas gdy jego główny rywal, Kommodus (Joaquin Phoenix), do końca pozostaje oślizgły niczym żmija, mimo psychologicznie umotywowanego postępowania. Za tym porównaniem kryją się jednak takie motywy jak toksyczne rodzicielstwo i różne spojrzenia na męskość.
Patriotyzm, rodzina, honor
Uosabiane przez Maximusa cnoty są iście rycerskie – podświadomie nawet do nich tęsknię. Do tego prostego pojmowania honoru, twardego trzymania się własnych zasad niezależnie od tego, jak zmienia się świat. Maximus to człowiek, za którym ludzie podążają w ogień. Wymarzony dowódca, będący na linii frontu wraz ze swoimi żołnierzami i doglądający ich po walce.
Główny bohater nigdy nie ulega pysze ani nie dopomina się o szacunek. Daje otoczeniu przykład swoim zachowaniem, a w nagrodę dostaje podziw i lojalność. Nawet wśród gladiatorów – zmuszonych do zabijania się przed publicznością i w pewien sposób wykolejonych – zdobywa poparcie. Bardzo łatwo byłoby przesadzić w tym wizerunku szlachetnej postaci, ale Maximus ujmuje swoją skromnością, uśmiechem kierowanym do towarzysza broni czy schyleniem głowy podczas rozmowy z wyżej usytuowaną osobistością. Choć nie wszystko mu wychodzi – przyznaje, że nie odnajduje się w polityce.

To jednak cechy Maximusa przemawiają do otoczenia. Dzięki nim ostatecznie tryumfuje. Atuty Kommodusa, takie jak ambicja czy spryt, pozwalają odnieść tylko chwilowe zwycięstwo. Świat Gladiatora jest dosyć prosty, dobro wygrywa, a tłum można zjednać także za pomocą przejawów miłości – i to właściwie ta metoda jawi się jako efektywniejsza od zdobywania przychylności poprzez zapewnianie widowni krwawej rozrywki.
Motyw zemsty nie brzmi zbyt rycersko, jednak film stwarza warunki do odwetu, które stawiają Maximusa wyłącznie w korzystnym świetle. Morderstwo żony i dziecka to wstrząsające przeżycia, a Kommodus w dodatku stanowi niebezpieczeństwo dla Rzymu. Okazuje się więc, że pokonanie nowego cezara to również przejaw patriotyzmu oraz starań o lepszą przyszłość. Kommodus zagraża poza tym własnej siostrze i jej synowi – a kobieta, zresztą dawna ukochana Maximusa, z niewinnym dzieckiem na pewno zasługuje na ratunek.
Antagonista w pewnym momencie próbuje sprowokować bohatera, wyśmiewając śmierć jego rodziny. Nawet wtedy Maximus trzyma nerwy na wodzy, choć nikt nie miałby mu za złe potencjalnego aktu agresji. Poza ograniczonym spojrzeniem na polityczne porachunki nie da się zdradzonemu generałowi niczego zarzucić – ale przecież ta polityka to obrzucanie się błotem i gadanie. Może nawet lepiej, że Maximus się tym nie kala i pozostaje człowiekiem twardo stąpającym po ziemi?

Z mojej perspektywy zaskakujące są dwa momenty. Pierwszy, gdy Maximus nie kryje się ze swoją tożsamością i przy pierwszej okazji rzuca Kommodusowi w twarz, kim jest i jakie ma plany. Spodziewałem się, że to odkrycie nastąpi później, ale raz, że to intensyfikuje napięcie i jest bardzo emocjonującą chwilą, a dwa, że znów dowodzi szlachetności bohatera. On nie chce kłamać, a choć swoim wyznaniem kieruje na siebie uwagę wroga, to świat chroni go od porażki. Jest to wyraz naiwności fabuły, ale czy właśnie nie tym charakteryzują się opowieści rycerskie?
Kulminacją sceny, w której Maximus ujawnia swoją tożsamość, są słowa: „I zemszczę się w tym życiu albo następnym”. Russell Crowe nie cierpiał tej linii dialogowej i nawet chciał zaimprowizować inne zwieńczenie. Ostatecznie aktora przekonano do pierwotnej wersji, a jej świetne brzmienie przypisał on swoim zdolnościom: „To był szajs, ale jestem najlepszym aktorem na świecie i potrafię sprawić, by nawet szajs brzmiał dobrze”. To wydarzenie opisała Nicole LaPorte w książce pt. The Men Who Would Be King: An Almost Epic Tale of Moguls, Movies, and a Company Called DreamWorks.
Kommodus jako owoc toksycznego rodzicielstwa
Lud kocha Maximusa, a Gladiator sprzedaje nam tezę, że bohatera można zabić jedynie na arenie, podczas walki. Wygodne uproszczenie, ale czyż my też nie jesteśmy częścią publiczności, raz zachwycającą się intensywnymi scenami akcji (wymagającymi od aktorów dużego poświęcenia – Crowe doznawał na planie kontuzji, takich jak np. złamanie kości biodrowej), aby potem popierać Maximusa i przytakiwać mu, że walki gladiatorów powinny zostać na powrót zakazane? Gdy więc bohater nie idzie za tłumem jak Kommodus i postanawia oszczędzić wroga, nie dzieje się nic złego. Po prostu zyskuje przydomek „Miłosierny”.
Maximus inspiruje innych do bycia szlachetnymi – jak czyni to z trenerem gladiatorów, Proximem (Oliver Reed). A Kommodus zazdrości generałowi rzymskich legionów. Zazdrości aprobaty ojca, szacunku ze strony żołnierzy, tęsknych spojrzeń rzucanych przez Lucillę (Connie Nielsen) czy perspektywy objęcia władzy. Też nie cierpię Kommodusa, ale zdecydowanie nie jest on zły bez powodu.

Kommodus cierpi na niedostatek miłości, co można odbierać nieco ironicznie, zważywszy na przydomek Maximusa nadany mu przez tłum. Nowy cezar zabiega o uznanie rodziny i ludu, ale spotyka się tylko z chwilowym uwielbieniem (bo przeprowadza igrzyska), a jedyna czułość, jaką otrzymuje, wynika ze strachu (od siostry) lub litości (od ojca). Do tego wyraźnie ma skłonności kazirodcze. Nie znamy jego dzieciństwa czy etapu dorastania, lecz pojmujemy, że złe tendencje Kommodusa narodziły się gdzieś właśnie wtedy – poprzez odrzucenie wskutek niespełniania oczekiwań innych.
Z filmu wynika, że Kommodus stał się zły poprzez narzucanie mu określonych wartości, których nie był w stanie spełnić. Wymagano od niego, by był jak Maximus. Waleczny, silny, przywódczy. Tymczasem jego atuty dotyczą innego rodzaju działań – mógłby być sprawnym politykiem i wykorzystywać swój spryt do osiągania wyznaczonych celów. Do tego musiałby jednak otrzymać wsparcie, akceptację i miłość – z powodu ich niedostatków uległ spaczeniu. Zwróćmy uwagę, że na podobnej ścieżce znalazł się Joker grany przez tego samego aktora, tylko że Gladiator każe nam przyjąć perspektywę Maximusa, a nie jego przeciwnika.
Gdy Maximus ginie, nie brakuje chętnych do przeniesienia jego ciała. Kommodus zostaje osamotniony – jego zwłoki zdają się nikogo nie obchodzić. Tylko jeden z tej dwójki zasłużył na miłość ludzi, i to właśnie on staje się wzorem, do którego film sugeruje, by dążyć. To jest absolutnie zrozumiałe, ponieważ Kommodus dopuścił się bezwzględnych czynów i zdecydowanie nie wolno się nim inspirować, ale jednocześnie jego tragedia trafiła w cień.
Film:Gladiator
premiera: 2000akcjadramatprzygodowy
Komentarze czytelników
Marv Pretorianin
anzelmb Junior
No nie, przykro mi, ale nie.
Tłumaczenie czynów Kommodusa brakiem miłości ze strony ojca to skazana na porażkę próba quasi-usprawiedliwienia tej postaci. Skazana na porażkę, bo Kommodus wcale nie jest tak skomplikowanym bohaterem; film nakreśla go jako złego do szpiku kości, potwora w ludzkiej skórze. Nie ma żadnych przesłanek, które wskazywałyby, że kiedykolwiek był inny; jak ktoś wspomniał, większe docenienie ze strony ojca prawdopodobnie podziałałoby jeszcze bardziej destrukcyjnie na osobowość Kommodusa. Jak już ktoś tu wspomniał, porównanie z Jokerem jest nietrafione, bo poza egoizmem i widocznymi zaburzeniami osobowości tych postaci nie łączy wiele. Nie bez powodu twórcy "Jokera" starają się wytłumaczyć swojego bohatera, a Scott nie. Kommodus nigdy nie był pomyślany jako postać jakkolwiek zniuansowana czy posiadająca pozytywne cechy, to dosyć jednowymiarowy, monstrualny antagonista, choć oczywiście diabelnie dobrze zagrany przez Phoeniksa.
Persecuted Legend

To, że ludzie się naparzali od zarania dziejów nie ulega wątpliwości, chodzi raczej o podzielanie czy odrzucanie pewnych narracji i emocjonalne wiązanie się z poszczególnymi stronami konfliktu. Np. w naszym kręgu kulturowym mamy skłonność do trzymania strony Rzymian i najczęściej nie widzimy problemu w ich ekspansjonizmie czy licznych podbojach (wręcz utożsamiamy się z nimi jako "dorobkiem naszej cywilizacji"), choć wynikały one po prostu z zasady "bo jesteśmy silniejsi i możemy!". Nie przeszkadza nam nawet to, że Rzymianie mieli naszych pra-słowiańskich przodków za dzikusów i barbarzyńców, z którymi nieraz wojowali.
Z drugiej strony, w sytuacjach, w których to Rzymianie dostawali łupnia np. od Galów, Germanów czy Hunów, też najczęściej emocjonalnie trzymamy ich stronę i powielamy ich własną narrację o najwspanialszej cywilizacji świata, która padła ofiarą prymitywnych barbarzyńców, choć w rzeczywistości zasada była ta sama "bo jesteśmy silniejsi i możemy!"...
Jak wspomniałem, historię piszą zwycięzcy i dlatego to ich stronę najczęściej trzymamy, nierzadko wbrew logice. Starożytni Rzymianie wcale nie byli lepsi czy gorsi od reszty (na tle standardów swoich czasów), ale to my sami, mocno na wyrost, często uważamy ich za lepszych, bardziej światłych i ucywilizowanych.
Marv Pretorianin
"Kommodus jest zepsuty, nie może rządzić" - tutaj myślę, że jest całe wyjasnienie. Ojciec nie odrzucił syna, po prostu uznał że nie nadaje się on do rządzenia i nie chciał przekazać mu władzy. Pózniejsze działania Kommodusa skądinąd potwierdziły, że stary cesarz miał rację. Każdy kto próbowałby do niego dotrzeć, poza rodziną, która się go bała i wolała nie drażnić, zostałby najpewniej pozbawiony głowy. Ale dobrze, załóżmy że podjęto próby naprostowania i zrozumienia Kommodusa. Niemniej, nadal masz przed sobą osobę chorą psychicznie, i co bez cienia wątpliwości oddajesz mu niemal absolutną władzę nad połową Europy?