Wcale nie dziwi takie podejście, bo psychofani Nintendo rzucają się każdy odgrzewany kotlet jaki się im poda. Plus pierdyliard różnych wariacji gierek z najbardziej znanymi postaciami N. A ogólnie szkoda, bo choćby takie Astral Chain z powyższego screena, jest naprawdę świetne.
Tylko, ze co w tym złego? Jeżeli faktycznie gry będą różnić się innowacjami w rozgrywce to nowa marka nie jest potrzebna do niczego.
Oczywiście o ile zachowają świeżość i ciągły rozwój w warstwie mechaniki rozgrywki. A to im się w miarę udaje. Tj. oczywiście nie każdy tytuł jest świeży, ale regularnie takie się pojawiają.
To czemu inni wydawcy nie obrali tego tropu?
Powody są trzy:
1) na klasycznych konsolach mamy większa różnorodność w kontekście modeli rozgrywki, a na PC mamy wręcz gigantyczne zatrzęsienie różnych pomysłów w postaci choćby gier indie. W zamkniętym ekosystemie N przez lata panowała spora stagnacja i mają po prostu sporo miejsca na rzeczy z punktu widzenia ich odbiorców nowe, ale na innych platformach już dawno obecne. Co nie znaczy, że N nie wpada na świeże pomysły w odniesieniu do całej branży. Jednak np. gry opierające się na destrukcji na PC wychodziły już dawno, dla N są jednak powiewem świeżości.
2) fani marek Sony, MS itd. są często bardzo sceptycznie nastawienie do zmian w koncepcji istniejących serii czy nawet spin-offów gdzie fani N są do tego typu rzeczy nastawienie optymistycznie. Stąd jak ma się nowy pomysł na rozgrywkę to N wypuszcza spin-oofa lub kontynuację dosłownie zmieniającą gatunek gry a pozostałe studia opracowują nową markę by nie wkurzyć fanów. Przykładowo wyobraźcie sobie, ze nowy COD wychodzi jako gra TPP, albo dostajemy Dark souls 4 jako shooter FPP.
3) N ma całkowitą kontrolę nad swoimi markami od dekad. W wypadku marek na PC i konsolach często sprawa jest skomplikowana, stąd studia i wydawcy chcą tworzyć nowe nad, którymi będą mieli kontrolę. Oczywiście do czasu aż się drogi rozejdą i potem się okazuje, ze część praw ma studio, część wydawca a część w ogóle imiennie należy do jakiegoś szefa produkcji. Potem jest problem w tym by wydać kontynuację bo nie da się dojść ko jaką część praw gdzieś tam odziedziczył. A nawet jak ktoś ma prawa do marki to np. do samego znaku towarowego ale nie do starszych odsłon, części assetów itd.
Mają rację. Wolę nowe rozgrywkowe Mario niż nowe IP w otwartym świecie od Sony czy Ubi, które niczym się nie różni od innych podobnych gier od tych wydawców.
To jak Appple ciągle tylko te iPhony i MacBooki, żadnej nowej marki ;-)
Nie nowe marki, a nowa rozgrywka ma być strategią Nintendo.
Nintendo nie widzi potrzeby tworzenia nowych marek i woli stawiać na „coś świeżego” w rozgrywce niż na kolejną „skórkę” i „opakowanie”.
Dokładnie tak. Słuszną linię ma nasza partia jak mawiał klasyk. Nintendo ma zatrzęsienie marek i w ich obrębie robi niesamowite świeżynki, nowości, często innowacje, przesuwa granice. Dlatego ich lubię, zawsze coś nowego i zaskakującego. Podane przykłady samych tylko ostatnich Zeld i Marianów nie wymaga komentarza. To jest zawsze świeża rozgrywka dla świadomych i wymagających graczy, a niejednokrotnie jest challengerem dla całej branży. A przy tym jeżeli jakaś seria ma kilka dekad, to widać i czuć w "palcach" czyli perfekcyjnie dopieszczonych bazowych mechanikach. To się przekłada również na jakość tych gier i praktyczny brak błędów na premierę. To jest siła tej koncepcji - świeżo i perfekcyjnie jednocześnie. Tymczasem mainstream to pierdyliad marek, masa jednakowych formuł i powtarzalnych kotletów, ciągłe wynajdowanie koła od nowa, ciągłe rozczarowania premierowe, i zwyczajowo już fatalny stan techniczny tych nowych marek tworzonych od zera. Wystarczy obejrzeć dowolny pokaz w stylu TGA czy gamescom, sieczka nierozróżnialnych, powtarzalnych rozgrywek, które się już widziało 1000 razy, gdzie z 2h pokazu "nowości" ciężko wybrać nawet 1 grę dla siebie. Taki teatrzyk dla hurtowników growych biegających jak kot z pęcherzem za nowymi etykietkami. No i dojna krowa dla twórców żerujących na tym powierzchownym pędzie.
I to akurat jest dobry trend. Nintendo ma tyle marek i serii, że część z nich i tak leży odłogiem od lat, po co im iść drogą Activision, Ubisoftu czy Square Enix które mają marek jakieś 3 razy tyle co Nintendo i z 2/3 z nich nie robią nic i nie mają zamiaru?
Samo Square Enix ma tyle martwych serii np. The 7th Saga, Battlestations, Kane & Lynch, Just Cause (od 4 minęło już 7 lat), Lufia, Drakengard, Dungeon Siege, Parasite Eve, Psychic Force, Supreme Commander, Ogre, a wciąż wymyślają nowe IP.
Widzę duże niezrozumienie tematu wśród komentujących. To, że to jest ta sama marka, nie oznacza, że to odgrzewany kotlet. Używany tego samego świata, postaci itp. ale rozgrywka może być zupełnie inna. I to ma w sumie sens, bo buduje przywiązanie do marki.
Widzę tu chyba same odpowiedzi tych, co się z grami Nintendo prawie w ogóle nie obeznało.
To, że lepiej skupić się na tworzeniu rozgrywki niż na nowej marce, to OK, szanuję to. Problem tylko w tym, że gry od (obecnego) Nintento to są zawsze odgrzewane kotlety. Które nie mają zbyt wielkiego skupienia na jakichkolwiek mechanikach, co grę jest zawsze tylko jedna-dwie, dodatkowe mechaniki, które (porównując ją do poprzednich gier danej serii) powodują przebudowę całego balansu gry pod tą właśnie mechanikę i powoduje, że poprzednie były nieskuteczne. Może się mylę co do Zeldy, bo przyznaję, nie grałem w żadną grę tej serii - Ale Pokemony, Marian, Mario Cart... Najbardziej w sumie jestem tutaj w Pokemonach obeznany, więc o nich wypowiem się najwięcej. O ile w szóstej generacji mega ewolucje się bardzo dobrze przyjęły, bo nie psuły rozgrywki i ładnie się wpasowały w serię, to potem Dynamaxy, Gigantamaxy, Terestalizacja, Ruchy Z i tak dalej to były tak naprawdę same dopychacze by pokazać, że poza nowym regionem, jeszcze bardziej mdławą fabułą, 50-100 nowymi stworkami i kolejną bandą dzieciaków udających antagonistów, którzy nie dorastającą nawet do pięt staremu Zespołowi R, zrobili coś więcej. I nagle bum, chcesz zagrać w 9 generację na starych zasadach - Nie możesz, bo musisz grindować w cholerę, żeby przewyższyć liderów lub innych bossów o kilkanaście poziomów plus dodatkowe dziesięć na mega ewolucje i terastelizacje. A powyżej setny poziom wejść się nie da... Najbardziej rewolucyjne było w sumie Legends Arceus, ale to również jest zmarnowany potencjał i dałoby się zrobić lepiej, gdyby tylko nie sama kasa się liczyła.
To nie tylko w Pokemonach tak jest, lecz, jak już wspomniałem, w Super Mario, czy Donkey Kongu. To są kotlety odgrzewane gorzej od Disneya, a to już, drodzy państwo, jest wyczyn. Do MarioCart się nie dowalam, bo to jest akurat ścigałka, poza modelem jazdy, grafiką i fabułą nie zmienia się w takich grach nic za bardzo.