Avatar 2 jest filmem tak zbędnym, że aż nie mogę w to uwierzyć
James Cameron zaplanował Avatara na wiele części, ale już druga okazała się filmem zupełnie zbędnym. Trzygodzinny seans jest rozdmuchaną wydmuszką, w niewielkim stopniu posuwającą sytuację bohaterów do przodu i mogącą zachwycać tylko wizualnie.

Pierwszy Avatar był przełomem technologicznym, dla którego miliony ludzi wybrały się do kin. Od jego premiery minęło trzynaście lat i wydaje się, że marka filmu Jamesa Camerona znacznie osłabła. Mimo wszystko kanadyjski twórca planuje całą serię produkcji osadzonych na Pandorze. Niestety już druga odsłona sprawia wrażenie niepotrzebnej. Istota wody wygląda pięknie i próbuje być wielka, ale tak naprawdę ma nam mało do powiedzenia – nie znajdziemy tu nic, co by tłumaczyło, dlaczego ten seans trwa nieco ponad trzy godziny.
Fabularne mielizny z teen dramą
Długość Avatara 2 zapowiadała prawdziwą epopeję, która wyznaczyłaby różne kierunki dla przyszłości całego uniwersum. Okazało się to mylne. Na głównym planie film robi zaledwie mały krok do przodu, odróżniający sytuację początkową od końcowej. Taki postęp można byłoby spokojnie zamknąć w kilkudziesięciu minutach.
W dodatku Cameron nie ustrzegł się powtórki z rozrywki. Ponownie stawia na proekologiczny przekaz i ukazuje niszczycielską siłę człowieka. Ba, czyni to za sprawą znanej już nam twarzy. Poza tym jeszcze raz podziwiamy cuda Pandory – tylko że tym razem opuszczamy lasy i poznajemy morskie ludy. W dużej mierze to samo, lecz bez naśladowania Pocahontas.

Centralna fabuła nie robi wyraźnego progresu, nie kładzie żadnych ciekawych podwalin pod ciąg dalszy, jest prościutka i przewidywalna. Czas upływa na małym planie, który został zbudowany z klisz należących m.in. do młodzieżowej konwencji. Tak, Cameron poszedł w teen dramę.
Młode, jeszcze dojrzewające pokolenie przechodzi okres buntu wobec rodziców, chce udowodnić swoją siłę i zasłużyć na słowa aprobaty. Wątki dotyczące tych bohaterów są przedstawiane w bardzo oczywisty sposób – pierwsze spojrzenie czy zdanie od razu sugeruje, że między danymi postaciami zajdzie szczeniacka spina, ktoś się będzie rwał do akcji wbrew poleceniom dorosłych, a pewna dwójka ma się ku sobie.
Avatar 2 nie robi nic poza pobieżnym i bezrefleksyjnym kopiowaniem przytoczonych motywów. Nie potrafi wyjść poza szablony i tchnąć w bohaterów życia, by widz mógł się przejąć akcją. Co zatem zyskujemy? Tylko poświadczenie, że ludzi i Na'vi tak wiele nie różni. Nie ma tu miejsca na żadną głębszą myśl, a osobowości postaci są podporządkowane schematom. Nie mogło się obyć nawet bez usilnego parcia na wyjątkowość – jeden z synów protagonisty jedynki koniecznie musi się wyróżniać, nie może być zwyczajny.
Piękna natura z sentencjami w stylu Paulo Coelho
Przygotowano również deus ex machinę, która jest w stanie w każdej chwili wyciągnąć postacie z tarapatów. Wygodne rozwiązanie, chętnie wykorzystywane w końcówce filmu. Takie czary-mary bez większych konsekwencji. Kto powiedział, że fabuła ma mieć jakiś większy sens czy być zniuansowana?
Młodzieżowe wątki można byłoby przyjąć pozytywnie, gdyby Istota wody postarała się ożywić bohaterów. Zaskoczyć humorem czy subtelnością w przedstawianiu dorastających postaci. Uczynić cokolwiek, co nie byłoby pozbawioną serca pracą wykonywaną od linijki, w wyniku czego nikt widza za bardzo nie obchodzi. Taka historia broniłaby się dawniej, gdy nie było aż tylu filmów i seriali podejmujących się tematyki dojrzewania. Chociaż scenarzyści – na czele z Cameronem – w zasadzie nie wydają się za bardzo zainteresowani wspomnianym dojrzewaniem. Raczej traktują je użytkowo, dla wypełnienia ekranowego czasu.
Zostaje zatem podziwianie piękna Pandory. Technologicznie Avatar 2 nie jest takim przełomem jak jego poprzednik, lecz wciąż stanowi gwarancję bogactwa wizualnych wrażeń. To immersyjne doświadczenie, pozwalające poczuć się jak część niezwykłego świata i jeden z uczestników spektakularnych scen akcji. Dynamiczność obrazu stoi w opozycji do jednostajności fabuły, co chwila nurzającej się w nierozważnym postępowaniu bohaterów, przynoszącym głównie negatywne konsekwencje.

To interesujący przypadek. Pod względem głównej historii nic się nie dzieje. Małe wątki to klisze. Jednak konfrontacja z niszczycielską siłą człowieka czy obserwacja przyrody budują widowisko pełne rozmachu, potrafiące dostarczyć intensywnej i dopracowanej akcji. Aby w pełni docenić tę wartość Avatara 2, koniecznie trzeba wybrać się do kina. Tylko że… wizualne dopieszczenie jest średnim uzasadnieniem dla powstania produkcji, szczególnie że zamiast zachwycać się Pandorą, możemy obejrzeć prawdziwe filmy czy seriale przyrodnicze, np. Naszą planetę dostępną na Netfliksie.
Obrazowanie natury cierpi na jeden problem. Niekoniecznie duży, ale zabawny. Mianowicie podrzucono tu parę banalnych sentencji rodem od Paulo Coelho. Woda początkiem i końcem, oddychaj, życie i śmierć są pewne jak podatki, coś tam równowaga. No dobra, brzmiało to inaczej, jednak uwierzcie na słowo, że Cameron raczy nas grubym patosem, którego nie da się traktować poważnie.
Avatar 2 to film efektowny i śliczny z zewnątrz, lecz pusty w środku. Wydaje się, jakby Cameron za wszelką cenę chciał stworzyć wielką sagę – tylko że trudno zrealizować ten cel z pozytywnymi rezultatami, jeśli jedyną siłą realizowanych produkcji mają być kwestie wizualne. Przy czym i te ustępują wobec potęgi prawdziwej ziemskiej przyrody. Istota wody okazała się definicją zbędności, a kolejne części serii może spotkać ten sam los.
Ocena: 5/10
Film:Avatar: Istota wody(Avatar: The Way of Water)
premiera: 2022premiera PL: 2022akcjaprzygodowysci-fithriller
Avatar: Istota wody zabiera nas na obcą planetę Pandora, na której żyje rasa Na'vi. Dwanaście lat po wydarzeniach z poprzedniego filmu, po raz kolejny musi ona stawić czoła śmiertelnemu zagrożeniu. Avatar: Istota wody jest wyreżyserowaną przez Jamesa Camerona (Titanic) kontynuacją produkcji science-fiction Avatar z 2009 roku. Akcja tytułu ponownie toczy się na obcej planecie Pandora, zaludnionej przez rasę Na'vi. Pośród niej żyje bohater pierwszej części, Jake Sully. Ma on rodzinę u boku i jest szczęśliwy. Sielankę przerywa jednak pewne zagrożenie z przeszłości. W produkcji wystąpili m.in. Sam Worthington (Jake Sully), Sigourney Weaver (Kiri), Kate Winslet (Ronal), Zoe Saldana (Neytiri), Michelle Yeoh (Dr. Karina Mogue), Stephen Lang (Miles Quaritch), Giovanni Ribisi (Parker Selfridge), Edie Falco (Frances Ardmore) i Joel David Moore (Norm Spellman). Zdjęcia kręcono m.in. w Wellington w Nowej Zelandii.
Komentarze czytelników
meanraax Centurion

ciekawe co panowie elokwentni oglądają pewnie dokumenty z discovery jedynie. nie zapomnijcie się tylko pochwalić sukcesami swoich mundrych produkcji i jakie rekordy pobiły
eJay Legend

Piszę to jako wielki fan i wyznawca KRÓLA ŚWIATA - to pierwszy film Camerona, który w ogólnym rozrachunku jest ledwie przeciętny.
James zawsze mi imponował dobrym rozkładaniem akcentów i rozwojem historii. W Terminatorze 2 na pierwsze starcie robotów trzeba czekać 40 minut, w Aliens 2 obcy pojawiają się dopiero po godzinie. Oba filmy umiały przed tym daniem głównym ustawić pionki na planszy i przedstawić w ciekawy sposób bohaterów. Tutaj tak nie jest. To dla mnie pierwszy film Camerona, w którym tak mocno problematyczny był dla mnie storytelling i tempo.
Niesamowicie rwany początek, który utrudnia płynne wejście w historię, a potem masa dłużyzn, których jedyną rolą jest pokazanie jakie można dzisiaj robić piękne VFXy. No fajnie, ale treści w tym zero, a historię można było skrócić o 30 minut bo mniej więcej tyle trwają urywki "Z kamerą wśród morskich zwierząt". Pierwsza część miała prosty scenariusz i prostą historię, ale szła za tym jakaś ewolucja bohatera, pojawiały się fajne postaci drugoplanowe, a "źli" mieli konkretne plany pod kątem demolki. W skrócie - była to banalna, ale jednak solidnie zrealizowana przygodówka.
Ten film chce być filmem o rodzinie i odpowiedzialności, ale zapomina, że jest tu ktoś taki jak Jake Sully i Neytiri. Niesamowite, że Cameron tak ograniczył ich role. Dał za to więcej dzieciaków (Kiri jest spoko) i tragicznego Spidera, który jest tylko po to, aby dać Quarritchowi jakąś motywację do zmiany zachowania. Chociaż i tak przez 99% czasu Quarritch to solidny kawał chama.
Avatar 2 jest "mniejszy" niż pierwszy i to mnie zaskoczyło. Nie wiem czy to wada, czy zaleta. Cameron nie chciał przeskakiwać kolejnej poprzeczki, a tylko rozbudować uniwersum. Nie ma więc wielkiej bitwy czy jakiegoś Mcguffina. Całość ma wymiar osobistej zemsty i to jest akurat spoko. Tylko, że zemsta opakowana wątkami z orką i dzieciakami bywa nudna James...
Szkoda też, JC tak lamersko potraktował wątki ludzkie. Ja uważam, że starcie ludzi z Navi ma super potencjał, ale tutaj nie wykorzystano go nawet w 5%. Zawsze myślałem, że jak ci dostali wpierdziel i musieli wrócić na ziemię, to skontrują stawiając na Pandorze solidnego buta z toną sprzętu i zniszczenia. Poza scenką z mechami nie ma NIC. Trailer pokazał prawie wszystko. Strasznie to po łebkach zrobione.
Panie James, rób pan science-fiction kino wojenne z prawdziwego zdarzenia, a nie jakiś apel ku ratowaniu Ziemi.
Nie wiem czy mam ochotę na powtórkę. Trochę się zmęczyłem tym filmem, a pierwszą część widziałem w kinie 3 razy + wersję specjalną. I uważam ją za lepszy film całościowo, bo to wciąż rzetelna produkcja z masą dobrych visuali.
Tutaj visuale są 10/10, ale reszta pachnie takim średnio-utalentowanym Georgem Lucasem.
Witch-king of Angmar Legionista

Szczerze nie jestem zbyt wielkim fanem filmu "Avatar", ale druga część przypadła mi do gustu. Według mnie film oczywiście skupia się mocno na efektach wizualnych, ale było miło zobaczyć głównego bohatera jako ojca który chce zapewnić bezpieczeństwo swoim bliskim przez co nie zawsze umie ukazać im swoje uczucia, z drugiej strony mamy też drugi operator ojca, który pomimo pozornego ignorowania własnego potomka, jak przyjdziesz to do czego to pokazuje że zależy mu na nim. Co do długości filmu, film był długi, to prawda, ale dużo lepiej mi się go oglądało niż chwaloną Diunę, w której po prostu nie było, praktycznie żadnej dynamiki akcji.
marcinw258111417 Junior
Bardzo dobra recenzja. Po wyjściu z kina miałem identyczne odczucia.