Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Gramy dalej 25 kwietnia 2014, 12:53

autor: Adam Kaczmarek

Recenzja kampanii East Wind do gry ArmA III - singiel z klasą - Strona 2

Po 8 miesiącach oczekiwania Bohemia Interactive nadrobiła zaległości i ukończyła prace nad kampanią do trzeciej części serii ArmA. Sprawdzamy, czy warto było czekać.

Strugi deszczu nadają walkom specyficznego charakteru i podnoszą poziom trudności.

Kwestią dyskusyjną są natomiast bohaterowie. East Wind cierpi na niedostatek ciekawych osobowości. Głównym protagonistą został amerykański żołnierz sił NATO - kapral Ben Kerry. Pisząc delikatnie - Czesi nie wysilili się przy pogłębianiu jego charakteru. Kierowany przez gracza wojak nie przechodzi żadnej przemiany, nie przeżywa osobistych dramatów, a nowe doświadczenia i wieści z frontu przyjmuje obojętnie. W moich oczach urósł on nawet do miana marionetki i smarkacza, którym można pomiatać. To kolejne potwierdzenie, iż Bohemia od czasów pierwszego Operation Flashpoint ma wyraźne problemy w kreowaniu ciekawych postaci na potrzeby opowiadanej historii.

Sytuację ratuje nieco drugi plan. Jedną z najważniejszych jednostek na Altis jest dowódca brytyjskiego oddziału komandosów – Scott Miller. W pierwszych misjach emanuje cechami, które stawiają go w roli głównego wodza, aczkolwiek na czas walk o niepodległość wyspy przepada bez śladu. Kilka ciekawych charakterów pojawia się w obozie FIA (partyzanci), ale ich obecność jest również niewyobrażalnie krótka. W rezultacie jesteśmy skazani na ciągłe słuchanie wywodów Kerry'ego, w które często wplata angielskie słowo zaczynające się na literę „F”.

Transport na misję - rutynowa czynność w ArmA III.

W kampanii ArmA III zauważyłem jeszcze jeden niepokojący objaw braku pomysłowości twórców. O ile starali się oni przy użyciu ograniczonych środków zbudować całą otoczkę walki w ruchu oporu (i im się to udało), tak zupełnie polegli przy zakończeniu. Decydujące minuty East Wind są wyprane z jakichkolwiek emocji i pozostawiają masę niedopowiedzeń, a nawiązania do ostatniego kinowego hitu z Batmanem nie przystają produkcji nastawionej na symulację pola walki. Możemy oczywiście ten scenariuszowy niewypał pominąć, ale alternatywne rozwiązanie nie jest wyraźnie lepsze.

Recenzja kampanii East Wind do gry ArmA III - singiel z klasą - ilustracja #3

T_BONE O KAMPANII EAST WIND:

Kampania w ArmA III została zrealizowana na zaskakująco wysokim poziomie jak na tą serię, wypowiedzi i animacje bohaterów mocno się wyróżniają. Nie mamy tu też do czynienia z tunelowym shooterem, wczytany zapis gry może przynieść nam inaczej rozwijającą się wymianę ognia, a do zadań możemy podchodzić w dość indywidualny sposób. Szkoda że Bohemia nie zdecydowała się w pełni wykorzystać sandboksowej konstrukcji gry, tak jak to robiła chociażby fanowska kampania The Forgotten Few do Army II, która oferowała zarządzania drużyną i dynamicznie generowane zadania. „Trójka” stała się już pełnoprawnym produktem godnym polecenia, o ile jesteśmy w stanie znieść klimaty ładnego lecz nieco bezpłciowego Altis i roku 2035.

Życie obozowe, czyli uzupełnianie magazynków i pogawędki z kompanami.

Nie oznacza to jednak, że najnowsza gra ze studia Bohemia Interactive nie jest dobrą propozycją dla miłośników trybu dla pojedynczego gracza. Omawiana kampania gwarantuje ponad 10 godzin rozgrywki na niezłym poziomie. Pomijając tradycyjne już dla czeskiego studia braki realizacyjne kampanię East Wind stawiam wyżej od Harvest Red z Arma II. Przez niemal cały przebieg fabuły nie miałem większych zarzutów pod kątem konstrukcji i długości misji. Grało mi się przyjemnie, a dłuższy czas oczekiwania na ostatni odcinek został wynagrodzony solidnym szlifem technicznym – jest to najmniej zabugowana kampania w historii serii.

Adam Kaczmarek | GRYOnline.pl