Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Gramy dalej 8 października 2020, 16:45

Among Us to symulator bycia kanalią. Oto 5 lekcji życia, które dała mi gra - Strona 3

Są gry, które próbują zmusić nas do myślenia o innych, wzbudzić empatię lub potępić bezmyślną nienawiść. Jest też Among Us, które mówi: „Stawiam 18 złotych, że w dwie rundy zrobię z Ciebie dwulicową świnię”. I uwierzcie mi, ma rację.

Aktywność to samobójstwo. Jej brak – tym bardziej

Jeśli zdarzy się zebranie, w trakcie którego naprawdę trudno o tropy naprowadzające na tożsamości winnego, nie odzywajcie się. Jak wspominałem, w dziewięciu przypadkach na dziesięć w Among Us wygrywa paranoja, więc gdy naprawdę nie macie dobrego powodu, by wyrzucić kogoś za burtę, postarajcie się po prostu wtopić w tło. Dlaczego? Cóż, w społeczności tej gry najwidoczniej panuje przekonanie, że tylko winny się tłumaczy... albo w ogóle odzywa. Jeśli więc zaproponujecie jakiekolwiek, nawet najbardziej zdroworozsądkowe rozwiązanie – „pomińmy głosowanie”, „sprawdźmy czerwonego”, „podajmy swoje pozycje” – prędzej czy później okaże się, że najprawdopodobniej próbujecie po prostu odciągnąć uwagę od siebie. Wyrok? Wycieczka w kosmos. Na wszelki wypadek.

Przyzwyczajajcie się do tego ekranu. Będziecie go widzieć częściej niż komunikat „You Died” w Dark Souls.

„Ha!” – zakrzykniecie z triumfalnym uśmiechem. – „W takim razie po prostu nie będę się odzywać”. Kolejny błąd. Bo jedyną rzeczą, rzucającą się w oczy bardziej niż członek załogi mający się za Sherlocka Holmesa, jest członek załogi udający niemowę. Milczy – znaczy, że się kryje. Kryje się – znaczy, że ma coś na sumieniu. A co można mieć na sumieniu w tej grze? Tylko bycie sabotażystą. A najbardziej jaskrawą ze wszystkich czerwonych flag wywiesza ktoś, kto odzywa się dopiero wtedy, gdy padnie na niego cień oskarżenia, bo pamiętajcie: tylko winny się tłumaczy. A jeśli nawet jest niewinny, i tak nie zaszkodzi wysłać go na kosmiczny spacer. Wiecie, na wszelki wypadek.

Rozwiązania są dwa: albo mieć zawsze konkretne dowody na konkretnych członków załogi – nagrania wideo, zeznania czterech do siedmiu naocznych świadków oraz świadectwo akurat zabitej osoby POWINNY wystarczyć – albo opanować do perfekcji sztukę bycia ludzkim ekwiwalentem muzyki w filmach Marvela. Oczywiście zawsze tam jest, nikt nie zaprzeczy, ale do momentu, w którym nikt nie zapamięta Waszej melodii – za burtę poleci ktoś inny. Tak na wszelki wypadek.