Flight Simulator 2020 – niezwykłe detale, o których nie mieliście pojęcia - Strona 5
Microsoft Flight Simulator to może jeszcze nie tak dopracowana produkcja, jak dzieła Rockstara, ale jak wiele dużych sandboksów, kryje w sobie sporo smaczków i ciekawych detali. Wyłowiliśmy dla Was najlepsze z nich.
Lotnicze ciekawostki
W Microsoft Flight Simulatorze znalazło się także miejsce na ciekawe detale, które pojawiły się tu niejako przy okazji. Nie zawdzięczamy ich bezpośrednio deweloperom, ponieważ chodzi o rzeczy, które istnieją od dawna, są dość oczywiste dla ludzi często latających na danych trasach bądź samodzielnie pilotujących maszyny. Niemniej, dzięki wiernemu odtworzeniu rzeczywistości, terenów i realnych procedur we Flight Simulatorze, gra stała się czymś w rodzaju furtki, która otworzyła dostęp do świata lotnictwa i różnych smaczków w nim obecnych każdemu chętnemu nowych wrażeń.
Gandalf, Jedi i Sith poszli na lotnisko...
Trasy odlotu i dolotu do zatłoczonych lotnisk, czyli tzw. procedury SID i STAR, to generalnie nudne i skomplikowane rzeczy, które mało obchodzą laika. Nawet tu znalazło się jednak miejsce na odrobinę fantazji. Takie trasy składają się z szeregu punktów nawigacyjnych, czyli czegoś w rodzaju checkpointów, jakie samolot musi zaliczyć w drodze na pas do lądowania lub z niego odlatując.
Nazwy owych checkpointów często związane są z konkretnymi trasami lotniczymi, jednak mogą być to też nawiązania do lokalnych atrakcji czy drużyn sportowych. Tak jest np. w San Diego, gdzie punkty trasy odnoszą się do słynnego zoo, czy w Orlando na Florydzie z nazwami z filmów Disneya.
Najbardziej „nerdowskim” lotniskiem na świecie jest chyba międzynarodowy port lotniczy Hartsfield–Jackson w Atlancie (KATL). Checkpointy SID i STAR nawiązują tam do świata Gwiezdnych wojen i książek Tolkiena. Samoloty mijają takie punkty jak: SKWKR, NWHPE, HOTHH, WOKIE, EEWOK, BBFET, JJEDI czy XWNNG. Przylot może się odbyć z kolei np. drogą GNDLF TWO, a więc: SHYRE, FRDDO, BLLBO, BGGNS i SMAWG. Flight Simulator 2020 bazuje na rzeczywistych procedurach, więc tworząc swój plan lotu, możemy lecieć dokładnie według takich punktów, oglądając ich listę w kokpicie maszyny.
Witaj w Cleveland – no prawie...
Dzięki dokładnemu odtworzeniu miast w grze w technologii fotogrametrii możemy zobaczyć autentyczne detale na ziemi, tak jak podczas przeglądania map w serwisie internetowym. Jednym ze słynniejszych punktów w świecie lotnictwa (co prawda tego w USA) jest dach pewnego budynku. Na brązowym tle widać ogromny biały napis „Welcome to Cleveland” („Witamy w Cleveland”) tyle że... ów budynek i napis znajdują się w mieście Milwaukee!
Cleveland i Milwaukee to miejscowości oddalone od siebie o około godzinę drogi samochodem, leżące w jednej linii wzdłuż tego samego brzegu jeziora Michigan. Dach budynku znajduje się bezpośrednio pod miejscem, gdzie bardzo nisko przelatują lądujące w Milwaukee samoloty. Nic dziwnego więc, że napis powoduje niemałe zamieszanie wśród nieświadomych sytuacji pasażerów.
Jego autorem jest emerytowany dziś fotograf Mark Gubin, który – jak podkreśla – wykonał go tylko po to, by siać chaos i zamieszanie. Co ciekawe, napis powstał w 1978 roku i od tamtego czasu stał się swego rodzaju memem i atrakcją turystyczną okolicy. Co jakiś czas internet i media przypominają sobie o dziwnym żarcie fotografa i temat napisu powraca na blogach, w różnych talk-show i programach telewizyjnych. Nigdy jednak nie pomyślano, by go usunąć. „Welcome to Cleveland” stało się „Mona Lisą” miasta i samego Gubina. A stewardessy i stewardzi obsługujący lokalne loty od ponad 40 lat obowiązkowo informują pasażerów przed lądowaniem, że są na dobrej trasie i samolot wcale się nigdzie nie zgubił.
Pola kukurydzy i filmy ujawniają datę powstania map
Popularną atrakcją w Stanach Zjednoczonych są labirynty wycinane w polach kukurydzy, tzw. corn maze. Farmerzy jednak nie poprzestają tylko na karczowaniu losowych dróg w gąszczu roślin. Wielu dba, by korytarze te układy się w precyzyjnie wykonany obraz, który widać wyraźnie jedynie z lotu ptaka. Sporo takich kukurydzianych landszaftów możemy zobaczyć we Flight Simulatorze 2020 po wpisaniu odpowiednich współrzędnych na mapie świata.
Przelot nad takimi lokacjami oznacza w grze coś więcej niż tylko zobaczenie z góry ciekawej ilustracji. Dzięki porównaniu ich z informacjami na stronie internetowej danej farmy możemy zidentyfikować rok, w którym zrobiono zdjęcia dla serwisu Bing, a więc z którego pochodzi mapa okolicy, a zarazem i terenu generowanego w grze. Rolnicy pilnują bowiem, by co roku zaoferować nieco inną atrakcję i zachęcić stałych bywalców do ponownych odwiedzin.
Szybkie śledztwo ujawniło, że wiele map terenu w grze (oraz w serwisie Bing) pochodzi nawet z 2010 roku. Wizyta nad Hollywood Boulevard i Dolby Theatre (dawniej Kodak Theatre) pozwala z kolei zerknąć na ówczesne plakaty filmowe i wielkie billboardy. Jeden z nich pokazuje reklamę filmu Whitney, który ukazał się w 2015 roku, co raczej na pewno zdradza datę sfotografowania Miasta Aniołów na potrzeby Flight Simulatora i serwisu Bing. Fotogrametryczny Berlin to z kolei rok 2014, patrząc na reklamę tabletu Surface Pro 3.
Autentyczność i immersja przed interesami?
Na koniec zostawiliśmy pewien detal, który w świecie gier robionych przez bezduszne korporacje wydaje się całkiem ciekawy. Lecąc nad miastami odtworzonymi w stu procentach dzięki fotogrametrii, czasem natkniemy się na rzeczywiste obiekty, które zachowały sporo szczegółów w swoich teksturach. Ujrzymy szyldy lokalnych restauracji, piekarni, sklepów, wielkich marketów czy stacji obsługi samochodów. Będą to zarówno małe, prywatne biznesy, jak i wielkie korpomolochy. Lidl, IKEA, Auchan, Norauto, billboardy Toyoty, Yamahy – to wszystko jest w grze bez żadnego „blurowania” czy usuwania.
Patrząc na to, jak miasta generowane są w grze od strony technicznej, logotypy marek, które się ostały, wydają się raczej wynikiem przypadku i zbiegu okoliczności. Nikt raczej nie przeczesywał każdej uliczki w ponad czterech setkach tak wykonanych metropolii, by wybiórczo zakrywać coś, co często i tak uległo mocnej deformacji. Z pewnego punktu widzenia to może nieco niesprawiedliwe, że jedne firmy się uchowały, a inne nie, ale z drugiej strony – nikt przecież nie używa lotniczego symulatora do wyrobienia sobie zdania, gdzie kupić kanapę czy zjeść obiad w weekend. Widząc jednak, jak wielu wydawców traktuje wirtualny świat swoich gier jako miejsce na reklamę, warto docenić Flight Simulatora 2020 za jego autentyczność i naturalność pod tym względem. Przynajmniej na razie.