Efekt IKEA, czyli jak uwierzyliśmy, że akcesoria do Sims 4 są super (choć nie są) - Strona 2
EA dało nam kolejne rozszerzenie do Simsów. Nieduże, nie tanie, ale dzięki jednemu prostemu zabiegowi społeczność i tak nie będzie go krytykować, tylko pobiegnie do sklepów.
Efekt IKEA
Jak coś sami sobie złożycie – bardziej to cenicie. Złożyliście sobie zatem dodatek. Wybraliście motyw przewodni, tytuł, poszczególne elementy zawartości. Braliście udział w procesie twórczym, oglądaliście, jak grupy deweloperów realizują to, co wybraliście. Głosowania nie zawsze idą po Waszej myśli, ale część się zgadza. Twórcy ekscytują się w materiałach całym tym procesem, a Wy razem z nimi, bo przecież też jesteście twórcami – to Wasze dzieło.
Przychodzi czas premiery – kupujecie dodatek w pełnej cenie, bo w końcu pracowaliście nad nim tyle czasu, że cena wydaje się uzasadniona; twórcy, nie twórcy, płacić trzeba. Dostajecie dokładnie to, na co głosowaliście, a nawet więcej, bo widzicie tę piękną, pieczołowitą animację kawałka ubrania przyrastającego na drutach w miarę postępu prac. Widzicie ogrzewacze na skrzynki pocztowe – czy to nie przesłodkie?! Czapki w kształcie pandy możecie wydziergać już na samym początku, a przecież był to najlepszy przedmiot z całej paczki! Ogrom zawartości do wytworzenia samodzielnie jest bezprecedensowy – tyle kolorów, tyle możliwości! Czyżby wreszcie powstał dodatek, który bez większego wysiłku zachęca do tego, by grać starszymi simami? (Odpowiedź brzmi: tak, zdecydowanie – i za to ogromny plus dla twórców). Widzicie oczywiście, że nie jest idealnie, ale kiedy było? Tylko że wad jest sporo.

Zawartość, której nie musicie sami wytwarzać swoim simem, jest po prostu brzydka. Mebli nie połączycie efektownie z nowoczesnymi ani nawet eklektycznymi wnętrzami, nieważne jak byście kombinowali z paletą kolorów. Średnio pasują one nawet do mebli z Wielkiego prania. Zawartość stworzona z myślą o starszych simach nadaje się bardziej do pokoju dziecięcego, ale nie takiego, który chcielibyście mieć w swoim domu. Część wypoczynkowa – fotele i kanapy – wygląda, o ironio, jak wyjęta z katalogów IKEA z początku lat 2000. Ale za to dostajecie cztery prawie identyczne fotele bujane!
Ubrania znów jakby pomijały męskich simów, a te kobiece... no cóż. Najładniejsze dwie sztuki – kwiecisty crop top i spodnie z doszytymi koralikami – na pewno przypadną Wam do gustu, ale to z kolei strój dla młodych dorosłych. Kobieca fryzura a la lata 60., którą zachwalali w materiałach twórcy, odstaje od klimatu całości, wizualnie odbierając simkom pogodę ducha. Odblokowywanie kolejnych rzeczy do zrobienia na drutach będzie Wam szło bardzo szybko i oczywiście będzie to bardzo satysfakcjonujące, bo zapoznacie się ze wszystkimi możliwościami. Niestety, sprawi to jednocześnie, że dodatek nie zatrzyma Was na długo.
PLOPSY
Jedną z nowych mechanik jest możliwość sprzedania swoich wyrobów na Etsy... Plopsy. Etsy to zachodni odpowiednik Pakamery albo zamkniętej już (przejętej przez Etsy) DaWandy – przestrzeń dla niezależnych twórców, w której mogą rozwijać swoje biznesy i sprzedawać wytworzone przez siebie ubrania, immersyjne świeczki w stylu Skyrima, dodatki, meble, biżuterię i wszystko, co związane z branżą ślubną albo dostępne ludzkiej wyobraźni. W USA sprzedawczynie z Etsy to już prawie osobna subkultura – w Polsce niekoniecznie, dlatego idea Plopsy może przejść tu odrobinę niezauważona.
Jeśli bywacie we wnętrzarskich zakamarkach Instagrama, na pewno znacie profile prowadzące sprzedaż wyrobów bez strony internetowej, bez sklepu i w których zamówienia na produkty kieruje się „do szufladki”, czyli do wiadomości prywatnej. Bardzo często w ten sposób można nabyć właśnie makramy, koce, dywany czy kwietniki. Na tych profilach pełno jest zieleni, modnych stylizacji wnętrz, afirmacji prostego życia, jogi i spokoju ducha. No i promocji ręcznie robionych produktów. Żeby nie było, nie krytykuję. To po prostu chyba najbardziej adekwatny rodzimy odpowiednik amerykańskich sprzedawczyń z Etsy, jaki znam.

Pomimo ewidentnych wad, słabej i niemożliwie okrojonej zawartości fenomen tego dodatku polega na tym, że nie dość, iż gracze „sami” go sobie stworzyli, to jeszcze wewnątrz rozgrywki dalej tworzą elementy wyposażenia i dodatki do garderoby. I ciągle mam wrażenie, że to przecież powinien być argument na korzyść zawartości – wszystkiego wydaje się być mało, bo resztę po prostu się dorabia! Ale to zwyczajnie za mało. Zapewne cały ten zabieg sprawi, że najbardziej wokalna część społeczności nie odważy się krytykować własnej pracy, a nawet będzie ją irracjonalnie przeceniać. Niektóre serwisy powstrzymają się od ostrzejszych słów krytyki, by uniknąć fali hejtu w komentarzach (czytanie tego wysysa z człowieka energię i radość życia, Drodzy Forumowicze) – społeczność to bardzo wrażliwa tkanka, która krytykę zdecydowanie zbyt często odbiera personalnie. Ale czy było warto?
Jedna z simowych youtuberek, Plumbella, recenzując Włóczkowe historie, oceniła, że te akcesoria spokojnie mogłyby być częścią jednego większego dodatku razem z Życiem eko i Kompaktowymi wnętrzami. I ja poniekąd zgadzam się z tym tokiem rozumowania. Robienie przedmiotów na drutach jest eko, less waste i zdecydowanie obniża rachunki. Jeśli pomyślicie, jak drobnym urozmaiceniem rozgrywki jest możliwość wydziergania sobie skarpet, chyba też się zgodzicie. Nifty Knitting z Plopsy i dzierganiem byłoby świetnym urozmaiceniem stawiającego na twórczość Życia eko – na osobną paczkę to po prostu za mało. Gdyby nie „efekt IKEA”, EA nie uszłoby to na sucho.
O AUTORCE
Uwierzcie, że pisanie tego nie przychodzi mi łatwo. Krytykowanie Simsów to jak krytykowanie członka rodziny, którego znam od urodzenia. Nie chcę tego robić, ale robię, bo mi zależy. A teraz wracam dziergać, sur, sur!