Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Gramy dalej 11 stycznia 2017, 15:24

autor: Jerzy Bartoszewicz

World of Warcraft był lepszy w vanilli? WoW kontra Nostalrius, czyli nostalgia kłamie - Strona 3

Czy World of Warcraft był w najlepszej formie tuż po premierze, w czasach tzw. vanilli? Popularność prywatnych serwerów zdaje się to sugerować, ale nie jest to cała prawda. Przyglądamy się ewolucji kultowego MMORPG.

Usprawnienia i nowości

Kolejne dodatki wprowadziły również szereg nowości i usprawnień. W vanilli i The Burning Crusade jednym z naczelnych problemów społeczności był brak tanków i healerów. W połączeniu z faktem, że grupy trzeba było organizować samodzielnie, powodowało to, że niejednokrotnie gra sprowadzała się do przesiadywania w mieście i spamowania zaproszeniami na czacie. Wrath of the Lich King wprowadziło system podwójnych specjalizacji, uwalniający graczy od wydawania złota na reset talentów i żmudnego komponowania umiejętności. Świetnym pomysłem był też Dungeon Finder, czyli system zapisywania się na wyprawy poprzez automatyczne dobieranie graczy z różnych serwerów w danej grupie. Oczywiście nie jest to tak klimatyczne jak wyprawa na piechotę, jednak niewątpliwie znacznie wygodniejsze.

Zamieszkane przez nieumarłych miasteczko Brill wyglądało niegdyś mrocznie, lecz biednie.

Dziś Brill ma architekturę przywodzącą na myśl Nightmare Before Christmas.

World of Warcraft był lepszy w vanilli? WoW kontra Nostalrius, czyli nostalgia kłamie - ilustracja #3

Społeczność World of Warcraft narzeka często, że Blizzard uprościł raidowanie, rezygnując z raidów 40-osobowych i wprowadzając Raid Finder. Zapomina się jednak, że wraz z tymi ułatwieniami pojawiły się nowe poziomy trudności raidów, nadal stanowiące odpowiednie wyzwanie. Ponadto nowe instancje posiadają znacznie bardziej rozbudowane mechanizmy walki z bossami niż te znane z vanilli. Dlaczego jednak zdecydowano się na zmiany? W wywiadzie z Ionem Hazzikostasem, pełniącym funkcję Lead Encounter Designera w Blizzardzie, który dane mi było przeprowadzić w 2012 roku przy okazji premiery Mists of Pandaria, dowiedziałem się interesującej rzeczy.

W momencie gdy społeczność gry była najliczniejsza i wynosiła aż 10 milionów aktywnych subskrybentów, na całym świecie zaledwie 3 tysiące graczy dotarły do komnaty Kel’Thuzada – ostatniego bossa instancji Naxxramas i zarazem ostatecznego przeciwnika podstawowej wersji gry. Zainteresowanie fanów odwiedzaniem starych raidów po premierze The Burning Crusade, celem poznania ich fabuły, było dla twórców sygnałem, że nie powinno się udostępniać tej przyjemności jedynie najbardziej wytrwałym. Dla nich pozostały najlepsze przedmioty, achievementy i dodatkowe poziomy trudności.

Blizzard proponował także przez lata elementy uatrakcyjniające zabawę. Achievementy zachęciły do poznawania różnych aspektów rozgrywki. Transmogryfikacja, czyli podmienianie wyglądu przedmiotów, nadała sens wyprawom do niskopoziomowych instancji raidowych. Wzorowane na Pokemonach walki minipetów okazały się bardzo ciekawą grą wewnątrz gry, a kalendarz różnorakich specjalnych eventów nie pozwala się nudzić. Vanilla była w swoim czasie naprawdę ekscytująca, ale w porównaniu z dzisiejszą wersją WoW-a oferowała znacznie mniej atrakcji. Sytuację ratowała sama społeczność, która organizowała niezwykle klimatyczne akcje, w stylu atakowania miast wrogiej frakcji czy „przeciągania” do nich jednego z world bossów, lorda Kazzaka.

Niektórzy narzekają, że obecny WoW jest pod wieloma względami uproszczony, jednak należy mieć na uwadze, że pewne zmiany wprowadzone przez Blizzard nie wynikają z niczego innego, tylko z potrzeb społeczności. Niegdyś praktycznie niezbędne były np. add-ony do gry wprowadzające licznik Aggro (czyli chęci zaatakowania nas przez walczącego z grupą moba) czy Quest Helper, dodający na mapie znaczniki questów. To nawet zabawne, że ludzie sprawdzający przez lata wskazówki do questów w serwisach takich jak Thottbot czy Wowhead krytykowali Blizzard za zaimplementowanie podobnej mechaniki w samej grze. Bardzo przydatne okazało się także ulepszone zarządzanie ekwipunkiem.

Czy warto wracać?

Warlords of Draenor wprowadziło usprawnione modele postaci.

Mam wrażenie, że za Nostalriusem przemawia głównie siła sentymentu. Większość zmian wprowadzonych przez lata w World of Warcraft wyszła grze na dobre i pozwala jej na trzymanie się obecnych standardów. To niesamowite, że ponad dwunastoletnia produkcja może śmiało konkurować z najnowszymi przedstawicielami gatunku. Nie bez znaczenia było oczywiście odświeżenie Azeroth w Cataclysmie i usprawnienie modeli postaci w Warlords of Draenor.

Najnowsze rozszerzenie do gry jest ponadto niezwykle przemyślanym ukłonem w stronę miłośników klasycznego klimatu, z jednoczesnym zachowaniem nowych mechanizmów. Biorąc pod uwagę, że od pewnego czasu można płacić za granie w WoW-a zdobywanym złotem, wybieranie prywatnych, uwięzionych w przeszłości serwerów wydaje mi się rozwiązaniem sensownym jedynie w przypadku dużej tęsknoty za tym, co było kiedyś. World of Warcraft to po prostu dzisiaj lepsza gra niż w czasach vanilli.

W World of Warcraft gram od czasów vanilli, a dokładnie od 2006 roku. Od początku preferuję Hordę, aczkolwiek od premiery Cataclysmu lubię też czasami wcielać się w worgena. Jestem wielkim fanem orków, a moja główna postać to szaman, któremu poświęciłem już blisko 1000 godzin online. W czasach The Burning Crusade sporo raidowałem w progresywnej polskiej gildii Vae Victis na serwerze Sporeggar, lecz zasadniczo najbardziej pasuje mi PvP.