Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Gramy dalej 12 kwietnia 2015, 12:23

autor: Szymon Liebert

Testujemy grę Dark Souls II: Scholar of the First Sin - stary pies zna nowe sztuczki - Strona 3

Scholar of the First Sin to nowa edycja Dark Souls II, w której From Software nie ograniczyło się do liftingu graficznego. Fani dostają grę, która ponownie ich zaskoczy.

Gorące powitanie na wejściu do „doliny żniw”.

Pierścionek stworzony z myślą o fanach PvP to naturalnie nie jedyna nowa rzecz – tych jest kilka i można je znaleźć głównie u postaci niezależnych. Trudno mi na razie powiedzieć, czy wnoszą jakąkolwiek nową jakość do gry PvE bądź PvP, więc tylko odnotowuję, że widziałem nowy zestaw zbroi czy chociażby kosę. Artefakty te sprzedaje postać z zaginionej twierdzy, zamieniona w kamień przy ognisku w celi. Jeśli graliście, na pewno wiecie, o czym mówię.

Pamiętacie walkę z dwoma „żółwikami” na dachu? No cóż, mają nowego kolegę.

Lepiej czy gorzej?

Potraktowanie tej edycji jak kolejnej okazji do poprawienia gry i jednocześnie zaskoczenia fanów jest wręcz budujące. Tym bardziej że w różnych przekazach czytaliśmy, jak to From Software cięło, zmieniało i kroiło Dark Souls II wielokrotnie (ponoć co najmniej raz doczekało się ono poważnej przebudowy w trakcie produkcji). Widzieli to zresztą ludzie, którzy testowali kolejne wersje beta, w których układ przeciwników często był inny. Pojawiają się jednak pewne pytania – na przykład o to, czy zmiany te wyszły tytułowi na dobre. Jak mówiłem, grałem dopiero kilkanaście godzin, więc pokuszę się tylko o wstępną ocenę: tak, zmiany są fajne i z perspektywy fana podstawowej edycji wydają się sensownym łataniem pewnych niedociągnięć. Z jednej strony uzyskujemy dzięki nim efekt świeżości w tej rozłożonej na czynniki pierwszej grze. Z drugiej – modyfikacje często przekładają się na bardziej przekonujące pułapki czy zasadzki. Czasami tylko mam wrażenie, że autorzy poszli na łatwiznę: „Był jeden przeciwnik? To teraz dajmy ich pięciu”. Szkoda też, że nie zmodyfikowano w podobny sposób bossów – ja przynajmniej nie widziałem wartych odnotowania ciekawostek w tym zakresie.

W co-opie można przyzwać tylu nowych NPC i graczy, że aż tłum się robi.

Inną kwestią jest to, jak owe poprawki wpływają na poziom trudności. No cóż, po początkowym „postbloodborne’owym” szoku gra mi się w Dark Souls II lekko i przyjemnie, a większość bossów pada bardzo szybko. Nawet mimo zmian – czyli nowych układów przeciwników, dodatkowych oponentów – ginę niezbyt często. Te nowinki naturalnie potrafią zaskoczyć, ale doświadczenie bierze górę i zwykle udaje mi się wyjść z opałów cało. Z tego też powodu osobom, które zaliczyły już podstawowe Dark Souls II, polecam od razu podkręcenie poziomu trudności poprzez przystąpienie do przymierza w Majuli (słynny kamień na wzgórzu).

Dobrze jest wrócić na stare śmieci.

Naprawdę trudno jest mi za to powiedzieć, jak owe modyfikacje – polegające często na zwiększeniu liczby przeciwników – odbiorą nowicjusze. Scholar of the First Sin serwuje wiele ukłonów w stronę weteranów, co trudno zrównoważyć z oczekiwaniami nowych graczy, ale wierzę, że From Software nie przesadziło. Poza tym to wciąż Dark Souls, a nie pierwszy lepszy samograj – tutaj ma boleć, a po przejściu danej lokacji czy bossa ma się czuć ulgę. I niewątpliwie się ją poczuje, o ile skusimy się na grę, wiedząc, co nas czeka. A czeka sporo niespodzianek, nawet jeśli Dark Souls II mamy już za sobą.

Szymon Liebert | GRYOnline.pl