Nie zgadzam się z tym wynikiem. Nieważne, że po tak długim czasie i nazywajcie mnie hejterem albo czym tam chcecie, ale to zakończenie ewidentnie zostało wybrane na chybił trafił. Ani redakcja ani autor nie popisali sie znajomością universum.
Po pierwsze - po co żeście te obrazki dawali, skoro okazało się, że były totalnie niepotrzebne? Po co dajecie na koniec obrazek sugerujący, że to Maggie ogłuszyła Garretta a potem inaczej?
Po drugie - Maggie jako Hameryta?! Hameryci nigdy ale to nigdy nie przyjmowali do zakonu kobiet. Mechaniści owszem, ale Hameryci NIGDY bez żadnego wyjątku. Tylko mężczyźni mieli wstęp!
Po trzecie - to miało być zakończenie. Czyli w moim rozumowaniu zamknięcie wszystkich wątków, a wy wybraliście takie, które kończy się tekstem "Nie uwierzysz! Poganie wyszli na ulicę!" Noooo i co? No wyszli i co dalej? To nie żadne zakończenie, tylko kolejny epizod, a miało być zakończenie.
Krótko mówiąc, beznadziejny konkurs. Nagrody super, ale wasz totalny brak wiedzy o Thiefie popsuł wszystko.
Tuż po redakcyjnym turnieju Hearthstone’a zapraszamy Was do kolejnej zabawy, w której – w ramach interaktywnego opowiadania – będziecie mogli pokierować losami Garretta (z gry Thief, oczywiście) podczas jednego z jego licznych włamów :)
Na stronie http://thief.gry-online.pl/ znajdziecie już teraz pierwszą część opowieści. Możecie już teraz zadecydować, co wydarzy się w części drugiej, która pojawi się na stronie za 48 godzin. Ponadto, gdy opublikowane zostaną już wszystkie części opowiadania, będziecie mogli sami w pełni zadecydować jak zakończy się historia legendarnego złodzieja – konkurs polega bowiem na dopisaniu finału opowieści. Na zwycięzcę czeka nagroda pieniężna (1000 zł!) oraz strój Garretta, który możecie podziwiać na zdjęciach ilustrujących opowiadanie :)
Dodam też, że osoby na zdjęciach (strażnicy, szlachcice, itd.) to członkowie ekipy GRYOnline.pl :)
http://thief.gry-online.pl/
Nareszcie coś, co może być dla mnie. Żadne cosplaye czy grafiki :)
Tak przy okazji, to bardzo ciekawy pomysł z tym konkursem.
Konkurs konkursem, ale zobaczyć redakcję w fikuśnych kostiumach rodem z niskobudżetowego pornosa - bezcenne ;].
A tak całkiem serio to muszę przyznać, że to dość oryginalny pomysł. Chętnie wezmę udział.
PS. Kto normalny (znający serię Thief) zagłosuje na "sposób głośny"? :).
Bezi2598 - tak, jak jest napisane na stronie: "Zapoznaj się z naszą odcinkową opowieścią, w której będziesz mieć wpływ na dalsze losy Garretta (...)" - to Wy i Wasze głosy zdecydujecie, którą opcję wybierze Garrett. Ta opcja, która zbierze większość głosów zostanie ujawniona w kolejnym etapie opowiadania.
hmm... chyba komentarz BliBs_Pl powinienm potraktowac jako komplement... Czyzby kolega (kolezanka?) wzial moje zdjecia za screeny z gry? ;-)
Biedny Hed, najpierw wirtualne dzieci teraz zmęczenie turniejem... on nie ma lekkiego życia ;P
[9]
Raczej chodziło mi o to, że nie jest to żaden konkurs plastyczny czy też cosplayowy, więc jest to nareszcie coś dla mnie, bo nigdy nie umiałem rysować, a cosplayami raczej nie mam jak się zająć :p
No kolejny konkurs bardzo mnie to cieszy oby było ich więcej !!! :D
BliBs_Pl : po analizie Twojej wypowiedzi tez do tego doszedlem ze to pewnie o to chodzilo ;-) Coz... fotografa jak zwykle nikt nie docenia :-D
Persecuted, na sposób głośny zapewne zagłosują fani serii Call of Duty a tak na poważnie mogę się założyć że w tym głosowaniu wygra opcja druga (znaczy cicha).
pwodnicki docenia, docenia ja jestem pod wrażeniem bo zdjęcia wyszły super, dlatego mam pytanie czy można będzie gdzieś zobaczyć pełniejszą galerie z tej sesji?
BliBs_Pl faktycznie o ile dobrze pamiętam to chyba pierwszy konkurs tutaj w którym będzie trzeba coś napisać a nie rysować czy kręcić filmiki, współczuje tym którzy będą musieli to wszystko czytać...
Przy okazji, nudny poniedziałek sprawił że trochę się pobawiłem w Garretta →
Nie było podane czy aby móc uczestniczyć w tworzeniu opowiadania należy mieć 100% skuteczność w wyborach ankietowanych Familiady?
A inicjatywa świetna! Trza będzie zasięgnąć to bardziej kreatywnej części siebie, a to już jest częścią wygranej :)
Na forum thiefa właśnie rozdaliśmy 5 pudełek z grą dla zwycięzców konkursu a tu taka niespodzianka i kolejna zabawa, nie wspominając o nagrodzie - zatkało mnie :).
Zresztą pochwalę się, że warto na nasze forum (thief-forum.pl) zaglądać bo szykuje się kolejny, tym razem artystyczny konkurs :).
ks. Józef - nie pierwszy, popatrz chociażby tu: http://metro.gry-online.pl/ :)
Cold Mind - nie trzeba mieć 100% skuteczności ;)
Nie mogę się wprost doczekać, aby ujrzeć rozpalone zmysły Lorda Verminusa.
Steve'o-podobnym ścierwom wszetecznym mówimy stanowcze i zdecydowane TAK
ks. Jozef - zapewne po publikacji calego opowiadania powstanie jakaś zgrabna galeria. Niedlugo pojawi sie tez pewnie backstage i wtedy bedzie widać nieco "kuchni" tej sesji a przede wszystkim bedzie widac dosc zaskakujca pore dnia w ktorej powstaly te nocne klimaty ;-)
pwodnicki w takim razie nie moge sie doczekać a to że zdjęcia powstawały w dzień to ja doskonale wiem bo były "przecieki" z planu...
mycha734 - faktycznie jakoś tamten konkurs uszedł mojej uwadze
Rewelacyjne zdjęcia i bardzo ciekawy konkurs! Niecierpliwie czekam na dalszy ciąg :)
W końcu się zmotywowałem, żeby założyć tutaj konto :D
Konkurs wygląda całkiem ciekawie, zdjęcie bardzo ładne, tylko stroje redakcji jakieś takie nienaturalne. Pewnie trudno jest zrobić strój zgodny z klimatem(dla mnie Bober, Mad Matt, a nawet Lord Verminus wyglądają komicznie, ale może tylko na tych zdjęciach), chociaż Garret wyszedł świetny - zarówno poprzez strój jak i aktora. Szkoda, że zobaczymy tylko zdjęcia, chętnie obejrzałbym jeszcze jakieś filmiki z panem Trelą, bo muszę przyznać, głos ma dobry :)
Pozdrawiam.
Julion - bądź spokojny, pojawi się jeszcze video :D Na pewno się Wam spodoba, ale na razie to niespodzianka!
Regulamin, punkt 4: "Praca konkursowa musi zostać przygotowana w języku polskim, być utrzymana w klimacie opowiadania dostępnego na stronie thief.gry-online.pl, a jej długość nie może przekraczać 3000 znaków bez spacji."
Pamietaj też o punkcie 7: "Prace konkursowe można wysyłać od 3 marca 2014 od godziny 17:00, do dnia 17 marca 2014 roku włącznie. Prace zgłoszone przed i po wyznaczonym terminie nie będą brały udziału w konkursie."
Kolejna część opowiadania jest już dostępna! Waszymi głosami wybrano sposób cichy. Zachęcamy do przeczytania, jak Garrett po kryjomu dostaje się do rezydencji Verminusa :) Od teraz macie kolejne 48 godzin na podjęcie następnej decyzji, przed którą stanie Thief.
Super inicjatywa zespołu z gry-online :) zdjęcia są świetne, i czy można było by je dostać w dużej rozdzielczości? :)
Julion - jeśli chcesz obejrzeć Wojciecha Trele w akcji to polecam wybrać się w przyszłości na choćby jedną ze sztuk w których grywa (jeśli oczywiście jesteś z Krakowa) bo mowa o człowieku który jest bardzo obiecującym aktorem teatralnym młodego pokolenia.
Sandro - czyli dobrze obstawiałem, fani serii call of duty tutaj się nie pojawili a jak już coś to byli w mniejszości (moglibyście dawać nagrody za poprawne typy np. abonament na godzinę....)
Co do nowych zdjęć czuje lekki niedosyt, jak dla mnie są ciut gorsze od poprzednich i nie mam tu na myśli spraw techniczny tylko postawę osób będących na tych zdjęciach, pozy, mimika jakieś takie lekko sztuczne to wszystko nie naturalne w takiej sytuacji (jak widać model modelowi nierówny)
Mycha734 - w takim razie konkurs podoba mi się jeszcze bardziej, już się nie mogę doczekać :D
Ks. Józef - niestety, ale do Krakowa mam bardzo daleko :( Ale może kiedyś uda mi się zobaczyć pana Wojciecha w akcji.
Sandro - a czy opowiadanie jest pisane na bieżąco czy przygotowano je wcześniej, z dwoma ścieżkami? Pewnie wcześniej, bo pisanie takiego tekstu tak szybko mogłoby być uciążliwe, więc czy po zakończeniu konkursu będzie możliwość zobaczenia wersji, która nie została wybrana przez użytkowników(w tym wypadku sposób głośny z głównym wejściem)? :)
Julion - zarówno opowiadanie, jak i zdjęcia zostały przygotowane wcześniej, natomiast alternatywne (niewybrane w głosowaniach) etapy opowiadania również będą upublicznione, po zakończeniu zabawy.
Bez sensu jest trochę, że opcje wyboru są podpisane, która z nich jest cicha a która głośna. Nie ma przez to takiej nieprzewidywalności opowieści i większość osób sugeruje się tylko tymi podpisami, bo przecież Thief musi działać cicho (sam się na tym łapię).
Dla mnie oczywiste jest, że złodziej musi zwykle działać cicho, chyba że dla odwrócenia uwagi wykona jakieś głośniejsze akcje. Też się nie przychylam do podpisów co jest głośnym, a co cichym rozwiązaniem.
Na razie wypowiedziały się dwie osoby, co nie jest zbytnio reprezentatywną grupą osób. Jeśli więcej osób chce, by nie informować o sposobie "głośny" - "cichy", a pozostawić same wybory to dajcie znać tu w komentarzach! W przypadku większości głosów proszących o tą zmianę przychylimy się do niej :)
nie wiem czy mi wolno glosowac ale takze przychylam sie do wniosku by nie sugerowac ktora droga jest cicha a ktora glosna
Sandro - świetnie, chętnie zobaczę alternatywną ścieżkę :)
Mycha734 - co do podpisów, to chciałem już napisać o tym wcześniej - zdecydowanie wolałbym, gdyby ich nie było,bo ,tak jak powiedzieli moi przedmówcy, strasznie ukierunkowują one wybór(oczywiście na cichy). Tak przy okazji to ciekawe ile osób wybrało sposób głośny :P
Pwodnicki - dlaczego miałbyś nie mieć pozwolenia na głosowanie? :) Swoją drogą świetne zdjęcia, panie fotografie :D
Również dokładam się do pomysłu, aby podpisy informujące o sposobie działania znikły, ponieważ w większej mierze one decydują o wyborze. Pozdrawiam.
Fajny pomysł :) Ja też jestem za zniesieniem napisów sposób cichy i głośny
Zdjęcia są świetne, na początek myślałem, że to są screeny z gry :) Również jestem za zniesieniem podpisów, która decyzja jest głośna, a która cicha. A mam pytanie, czy opowiadanie jest wymyślone?
AxelGra - co masz na myśli pytając, czy jest wymyślone? Trudno, by takie nie było - w końcu wszystko kiedyś ktoś musiał wymyślić ;)
Jesli pytasz, czy jest naszego autorstwa to mogę odpowiedzieć, iż zostało napisane specjalnie dla nas przez Tadeusza "Zooltara" Zielińskiego :)
AxelGra - nie posądzałam Cię o złą wolę, chciałam tylko zbadać dokładniej o co pytasz :) Cieszy nas Wasz pozytywny odzew i mogę już zakomunikować, że usunięte zostaną opisy "cichy" - "głośny" w wyborach!
Kolejna część opowiadania jest już dostępna! Zapraszam do sprawdzenia, który sposób wybraliście. Od teraz rozpoczynamy następne głosowanie, które - tradycyjnie już - potrwa 48 godzin.
Jedno pytanko: Spacja to tak naprawdę też jest kot, czy to żart, że człowiek (jestem nowy )
McAtomica: Spacja to jak najbardziej autentyczny kot - mój ;-) I imie też autentyczne ;-)
Jesli pytasz, czy jest naszego autorstwa to mogę odpowiedzieć, iż zostało napisane specjalnie dla nas przez Tadeusza "Zooltara" Zielińskiego :)
Czyli widać, że ten lol to tak nie uzależnia.
Tadek zawsze na propsie. :D
Oj, coś czuję, że Spacja odegra jakąś mroczną rolę w tej historii! :)
Kolejna część opowiadania została dodana. Zgodnie z Waszymi głosami, Garrett uciekł strażnikom. Zachęcam do sprawdzenia jak potoczyły się dalej jego losy, a ponadto do oddania kolejnego głosu w naszej opowieści. Tradycyjnie macie na to 48 godzin :)
mik18 - poczekaj proszę do opublikowania epilogu, a nastepnie dopisz własne zakonczenie. Pracę umieść tutaj w komentarzach. Polecam zapoznać się z regulaminem - jest tam wszystko opisane.
Mycha734 ---> dobrze poczekam, narazie mi się nie śpieszy tylko się zapytałem co nie mogę się zapytać
''2. Zadanie konkursowe polega na przesłaniu do Organizatora pracy tekstowej (zwanej dalej pracą konkursową), która jest zakończeniem opowiadania dostępnego na stronie thief.gry-online.pl.''
Zazwyczaj to właśnie epilog kończy opowiadanie, a jak zakładam naszym celem jest napisanie zakończenia, zatem jeśli epilog będzie gotowy, historia się zakończy - to co mamy pisać? :D
mik18 - możesz pytać, odpowiedziałam Ci przecież.
Co do pytan o zakończenie - tak, u nas epilog kończyć będzie opowiadanie, lecz... pojawi się niespodziewany zwrot akcji! ;) Waszym zadaniem będzie opisanie, jak dalej potoczy się historia. Poczekajcie więc jeszcze cierpliwie, zagłosujcie na to, czy ocalić Maggie i powoli ostrzcie pióra! Ostatni odcinek opublikowany zostanie we środę o godzinie 17:00. Około tej godziny udostepnimy też dla Was kolejną niespodziankę - nie tylko twist w opowiadaniu ale też... tajemnicze video :D
"...W pracach nie można używać nawiązań do alkoholu..." - Czy to oznacza, że samo wspomnienie o nim dyskwalifikuje z konkursu? Gdyby na przykład jeden z bohaterów pisanej przeze mnie pracy, w pewnym momencie napił się wina z kieliszka, czy to już przekreśla pracę? Chciałbym wiedzieć, żeby potem nie okazało się, iż jedno zdanie (nawet nie koniecznie znaczące dla historii) miałoby mnie wykluczyć z zabawy. ;)
W punkcie tym chodzi o to, by nie namawiać lub w żaden inny sposób promować alkoholu i jego spożywania. Niewinne wtrącenie nie powinno zdyskwalifikować pracy, jednak jeśli masz możliwość usunięcia takich wątków bez szkody dla całości pracy to polecam unikać takich nawiązań.
Ok, dziękuję za wyjaśnienie :)
Jak teraz oglądam nowe zdjęcia, to cofam to, co mówiłem o niektórych postaciach i ich komicznym wyglądzie - WSZYSTKO wygląda świetnie :D Już się nie mogę doczekać epilogu opowiadania i tajemniczego filmiku :)
Sam nie wiem, co powinienem pochwalić - fotografa, aktora, redakcję, wykonawcę strojów czy kogoś jeszcze innego? Chyba wszystkich, bo widać, że każdy odwalił kawał solidnej roboty.
Przy okazji to świetne opowiadanie(chętnie zobaczyłbym całe w formie video :D), klimat zachowany po prostu mistrzowsko. Zooltar ma się czym pochwalić :D
Można gdzieś przeczytać jakieś inne prace pana Zielińskiego?
Ostatnia część opowieści znalazła się już na stronie. Teraz zapraszamy Was do udziału w konkursie, polegającym na dopisaniu finału historii Garretta! Na autora najlepszego zakończenia czeka 1000 zł i strój Thiefa. Szczegóły znajdziecie na stronie zabawy, po kliknięciu w aktywną już zakładkę "Konkurs".
Ewentualnie możecie kliknąć w link :) http://thief.gry-online.pl/konkurs.asp
Czekamy na Wasze prace i życzymy powodzenia!
SUPER - tyle mogę powiedzieć :)
Fajne video, przy okazji można zobaczyć, jak ważna jest poza i przygotowanie do zdjęcia - niektórzy na zdjęciach wyglądają kompletnie(no, może trochę przesadziłem)inaczej. Oczywiście to na plus dla fotografa, bo zdjęcia są mistrzowskie. Szkoda tylko, że jednak się nie nacieszyłem Wojciechem Trelą, a raczej Garretem, na którego tak czekałem, bo w filmiku było go chyba najmniej :P
I tak w ogóle to gdzie jest Spacja? To zwierzę powinno mieć jakaś szczególną rolę w opowiadaniu. A może to ono uderzyło pałką naszego Złodzieja lub stoi za jakimś misternym planem? Kto wie...
W każdym razie, gratuluję pomysłu i realizacji i zabieram się do rozmyślania(narazie nie pisania :D)nad pracą konkursową :)
Pozdrawiam.
Szkoda tylko, że opowiadanie tak odbiega od klimatu samej gry (a przynajmniej jej pierwszych części). Złodziej ma pozostać złodziejem, a nie zabójcą. W tym momencie to opowiadanie równie dobrze może być o Corvo z Dishonored, a nie o Garrecie. Złodziej jako obrońca biednych i pokrzywdzonych? (pomijam fakt, że Maggie nie jest taka biedna, w końcu planowała morderstwo). Garret nigdy nie przejmował się specjalnie ludźmi, liczył się zysk, a tu niepotrzebnie ryzykuje i ratuje życie jakiejś nieznajomej kobiecie. DAFUQ
Już pomijam brak motywacji morderczyni.
Agrelm - to decyzją czytelników Garrett ocalił Maggie. Wiekszość głosów została oddana przez osoby o miekkim sercu i tą drogą podążył też nasz złodziej. Co do motywacji morderstwa - jak przeczytasz uważnie to zauważysz powody - jak choćby gwałt i plany stracenia dziewczyny na rzecz bóstwa.
Julion - Spacji nie ma, gdyż użytkownicy poprowadzili Garretta inną ścieżką.
AxelGra - zamierzone ;)
Gdy Garrett ocknął się był już dzień, musiał być nieprzytomny przez dobre kilka godzin. Chciał złapać się za głowę, gdyż okropnie go bolała i dopiero wtedy zorientował się że znajduję się gdzieś indziej ze skrępowanymi rękami i nogami. Złodziej wierzgnął nerwowo i przez następne kilka chwil próbował uwolnić się z węzłów, jednak nic z tego. Ten kto go w to wrobił zabrał mu cały sprzęt a najgorsze było to, że kompletnie nie wiedział kto to mógł być. Pomieszczenie w którym się znajdował przypominało stodołę, słońce zaglądało przez rozszczelnione ściany z desek. Garrett Próbował znaleźć coś, co pozwoliłoby mu uwolnić się z węzłów i wtedy zobaczył zardzewiałe ostrze od kosy leżące nieopodal po sianem. Wyciągnął się jak tylko mógł i udało mu się sięgnąć ostrze nogami, skulił się i zaczął piłować o tępe narzędzie. Po kilku minutach węzeł w końcu puści. Złodziej wstał i otrzepał się z kurzu i siana, podszedł do drewnianych drzwi i wyjrzał przez dziurę po sęku. Jego oczom ukazało się wiejskie podwórko, wyszedł ostrożnie przez drzwi, kiedy miał zamiar zacząć uciekać w stronę miasta zauważył go mały chłopiec. "Cholera" - pomyślał, jakby wiedział co się zaraz stanie.
- Tato, tato! Złodziej ucieka! - krzyczał chłopiec biegnąc do domu.
Potężnie zbudowany mężczyzna wybiegł z chaty, a Garrett rzucił się do ucieczki w tym samym momencie.
Biegł w stronę miasta, wiedział że jeśli zdąży przed nim, z łatwością zgubi go w dobrze mu znanych uliczkach.
Po chwili myślał że zgubił nieznajomego, okazało się jednak że był w ogromnym błędzie. Gdy zwolnił biegu z dużej trawy rosnącej przy ścieżce wyleciał bełt z liną, który trafił go prosto w łydkę. Garrett zawył i wyrżnął twarzą o żwir na drodze. Po chwili z ukrycia wyskoczył na niego mężczyzna dzierżący mały sztylet, złodziej w ostatniej chwili zdążył odturlać się w bok i uniknąć śmiertelnego ciosu. Uderzył napastnika w twarz kontrując, tamten stracił równowagę i upuścił broń. Wykorzystując moment przewagi Garrett rzucił się na mężczyznę, był on jednak dużo masywniejszy od złodzieja i z łatwością przerzucił go nad sobą. Napastnik podniósł nóż i po raz kolejny zaatakował, cios chybił tak jak poprzedni, tym razem Garrett uderzył go w rękę trzymającą sztylet i złapał go, gdy tamten zszokowany go upuścił. Obrócił się błyskawicznie wokół własnej osi podcinając gardło oprychowi. Stał przez chwilę i patrzył jak tamten kona, łapiąc się za gardło i panicznie próbując zatrzymać krwawienie. Złodziej odrzucił nóż na bok i zauważył papier wystający z bocznej kieszeni trupa - Była to formuła.
Bo tak nie do końca załapałem, gdzie mam przesłać moją pracę ?
3. Czytelnicy swoje prace przesyłają do Organizatora poprzez wiadomość w forumowym wątku, dostępnym na stronie thief.gry-online.pl.
To jest ten wątek czy istnieje jakiś osobno na pracę ?
Nie biore udziału, natomiast chciałbym poinformować, że wszystkie odnośniki włączają Prolog (film z prologu-tak mi się wydaje bo nie wiem co jest czym, chodzi o film "Dzień I". Chyba, że tak ma być, nie wiem :) Tylko informuje, pozdrawiam.
Aha chyba zrozumiałem. Chodziło mi o "Making of" (materiał obok opisu)
Ocknął się z okropnym bólem głowy. W ustach czuł słodki posmak krwi, jednak najbardziej bolała urażona duma. Dał się podejść jak uczniak. Otworzył szerzej oczy i świat zawirował. Z trudem przełknął ślinę. Siedział na solidnym krześle z dziurą w siedzeniu, było to standardowe wyposażenie sal tortur na jakie ostatnio zapanowała moda wśród zblazowanej szlachty. W końcu nic tak nie poprawia humoru jak znęcanie się nad służbą, czy własną rodziną. Ręce miał przywiązane rzemieniami do poręczy. Spróbował poruszać palcami, ale jedyne co osiągnął to tępy ból rozlewający się po przedramieniu. Rozejrzał się i pożałował, że spotkał Basso.
- Tak, przyjacielu. Paser cię sprzedał i to bez mrugnięcia okiem - głos, który usłyszał zmroził mu krew w żyłach. - Choć przyznam, że tani nie był.
- To niemożliwe - wychrypiał. - Ty nie żyjesz...
- Tylko oficjalnie, złodzieju. - Verminus wyłonił się z cienia. - Od jakiegoś czasu planowałem to zniknięcie. Może nazbyt melodramatycznie, ale za to skutecznie. Widzisz, pozostając w mroku można dostrzec dużo więcej niż w blasku dnia.
- Przecież Maggi...
- Kobiety są jak biżuteria, kosztowne i zniewalające. Ale nie można ich spuszczać z oka. A ty zachowałeś się jak prawdziwy mężczyzna i pomyślałeś nie tą głową co trzeba.
Delikatna i zimna jak lód dłoń musnęła jego policzek. Garret poczuł, że po plecach przeszedł mu dreszcz. Maggi pochyliła się nad nim, a on mimowolnie nie mógł oderwać spojrzenia od rozsadzających dekolt piersi.
- Przynajmniej odruchy masz prawidłowe, przyjacielu - kontynuował Verminus z kpiącym uśmiechem na ustach. - Takim wdziękom nikt się nie oprze. Jednak jak na Mistrza Złodziei okazałeś się nazbyt przewidywalny.
- Po co to przedstawienie? - otaksował wzrokiem pomieszczenie. Migotliwe światło pochodni nie pozwalało za dużo zobaczyć. Czuł stęchliznę i wilgoć, byli w jakiejś piwnicy i to nie w bogatej dzielnicy. Do tego smród fekaliów i pisk szczurów. Dzielnica portowa? Pewnie Verminus chciał w nocy opuścić miasto. - Nie lepiej od razu pchnąć mnie nożem?
- To byłoby nieuzasadnione marnotrawstwo - mimo, że na ustach pełgał uśmieszek w oczach lorda nie było znać żadnych emocji. - Po co mam cię zabijać, skoro mogę cię wykorzystać? Ciebie i twoje legendarne umiejętności.
- Nie wystarczyło zwyczajnie zapłacić?
- Sęk w tym, że stawka jest zbyt wysoka. No i cel misji mógłby ci się nie spodobać. Dlatego musiałem zainscenizować ten mały dramat. Kochanie, czyń honory.
Lord skinął na Maggi. Kobieta bezceremonialnie złapała Garreta za policzki i wlała mu w usta jakąś cuchnącą breję. Złodziej krztusząc się przełknął płyn. Jego ciałem targnęły skurcze, zwymiotował resztki jedzenie, puściły zwieracze. Z trudem zogniskował spojrzenie na twarzy Verminusa.
- To bardzo droga trucizna - lord zdawał się napawać własnym głosem. - A zdobycie do niej antidotum graniczy z cudem. Najpierw zaczniesz się pocić, później będziesz miał problemy z koncentracją, na końcu przyjdą omany. Jednak zanim ugotuje ci się mózg udławisz się własną krwią.
- Co mam zrobić? - wychrypiał złodziej.
- Masz dwa cele. Pierwszy to uratować własne życie. Natomiast twój drugi cel pozwoli mi sfinalizować pewien misterny plan. Oczywiście zaczniemy od końca. Jeżeli zdołasz wykonać zadanie, zdradzę ci gdzie znajdziesz odtrutkę. To chyba uczciwa propozycja?
Garret chciał splunąć, ale jedyne co mu się udało to osmarkać własną brodę.
- Chyba nie mam wyboru - światło pochodni zatańczyło na ostrzu, którym Maggi przecięła mu więzy. - Dowiem się czegoś więcej?
Kobieta pochyliła się nad jego uchem. Jej szept paraliżował zmysły jednak to co usłyszał sprawiło, że zaczął rozważać czy zwyczajnie się nie powiesić. Tak byłoby prościej... Gdy skończyła mówić Mistrz Złodziei wstał i chwiejnym krokiem ruszył w stronę mroku, który spowił go niczym zimny całun śmierci.
mycha734 - Dlatego w przypadku Maggie nie powinno być takiego wyboru, a przynajmniej nie trzeba było zabijać strażników. Brak klimatu, ot co. Motywy akurat są słabe, ale to już jest kwestia odbioru. Nie będę się czepiał wszystkiego, w końcu krytykowanie zawsze przychodzi z łatwością, a znawcą nie jestem. Ot prosty ze mnie facet, a grając w Thiefy nigdy nikogo nie zabijałem. Stąd moje rozczarowanie walką z 2 strażnikami. Cóż, czasy się zmieniają to i Thief musi :D
Agrelm - wiadomo, kazdy ma swoje zdanie ;) Co do motywów - akurat ja jestem kobietą i gdyby ktos postapił wobec mnie jak wobec Maggie i do tego miał w planach moje morderstwo to byłyby to dla mnie motywy wystarczające, by podjąć pewne kroki ;P
swoją pracę trzeba umieścić w komentarzach tutaj, gdzieś na forum umieścić czy mailem do organizatorów?
Ale tu nie widać całości wypowiedzi... (przynajmniej tak wnioskuję z dodanych już dwóch kontynuacji). Więc jak...?
Witajcie, gdzie mogę obejrzeć tajemniczy filmik o którym była wcześniej mowa?
Tak poza tym, odwaliliście kawał porządnej roboty, wielki plus za realizacje ;)
mycha734 - Nie wydaje mi się, aby to były prawdziwe motywacje Maggie. Jeśli już robić jakiś portret psychologiczny, w czym, znowu muszę przyznać, nie jestem specjalistą, to bez namysłu wypaliłbym, że nikt jej nic nie zrobił, jest wolną kobietą, która ma jakiś ukryty cel. W końcu nikt jej nie pilnuje, jej pokój jest otwarty, a zamiast uciekać, czy prosić o pomoc Garreta... Zabija. Ciekawe? Tak myślę, tym bardziej, że gwałt nie stanowiłby dostatecznego powodu, w końcu parała się ciekawym zawodem.
Powoli otworzył oczy świdrujący ból dotarł w głąb czaszki i eksplodował zmuszając go do ponownego zaciśnięcia powiek. Leżał tak przed dłuższą chwilę tłumiąc mdłości i próbując ignorować pulsujący ból rozchodzący się z tyłu głowy. Do jego uszu nie dochodził żaden dźwięk zorientował już się że twardy bruk ulicy na którym tak gwałtownie został sprowadzony do rzeczywistości po euforii z dobrze wykonanego zadania został zamieniony na twarde posłanie w jakimś ciemnym pomieszczeniu o okiennicach tak brudnych że nie docierał tu żaden promień słońca. Jedynym źródłem światła była naftowa lampa paląca się na stoliku obok łóżka.
- Pani obudził się - głos dotarł gdzieś z głębi zaciemnionego kąta pokoju.
- Dobrze Jake - Garrett rozpoznał kobiecy głos Maggie siedzącej na brzegu posłania - Zostaw nas teraz - zaskrzypiały otwierane drzwi - Jeszcze jedno Jake... dziękuje zostaniesz sowicie nagrodzony za pomoc w przyniesieniu go tutaj i pamiętaj trzymaj język za zębami.
-Tak pani - drzwi zamknęły się cicho i znowu zapanował półmrok.
Garret podniósł się na łokciu i spojrzał w oczy dziewczyny siedzącej na posłaniu. Ta uśmiechnęła się a w jej oczach zatańczyły figlarne ogniki.
- Niebywałe - w jej głosie zabrzmiała ironiczna nuta - Garrett król złodziei okradziony w biały dzień na ulicach jego ukochanego miasta, ta opowieść mogła by się stać niesamowitą historią opowiadaną w tutejszych tawernach przy kufelku piwa - Garrett zmełł w ustach jakieś przekleństwo próbując zerwać się z łóżka lecz Maggie położyła mu rękę na piersi dociskając do posłania.
- Spokojnie Garrecie to zdarzenie zostanie w tym pokoju i nikt nie dowie się o twojej małej wpadce - z jej ust znikł ironiczny uśmiech zastąpiony przez harde spojrzenie - A o Jake nie musisz się martwić wie co by go spotkało gdyby choć pisnął słówko o tym co tu zaszło.
- Co wiesz - Garrett był znany z tego że nie traci czasu na próżne pogaduszki - Kto za tym stoi - jego głos zabrzmiał złowieszczo.
- Dobrze więc Garrecie - Maggie ściszyła konspiracyjnie głos - powiem czego się dowiedziałam. W mieście pojawili się nowi gracze. Są bardzo potężni chcą przejąć władzę i napisać historię na nowo, formuła to był tylko pretekst żeby cię wywabić i wciągnąć w tę intrygę z pewnego źródła dowiedziałam się że ich korporacja zwie się EI-D-OS są to bardzo potężni ludzie mają wpływ na losy całego miasta, są bezwzględni i bardzo wpływowi. Wciągnęli cię w tą historię by sprawdzić czy odnajdziesz się w tej grze i czy nadal jesteś tym Garrettem który bez względu na okoliczności sprosta ich planom. Kazali ci przekazać ten manuskrypt - Maggie wyciągnęła zwinięty rulon i podała Garretowi ten ze zdziwieniem zauważył że jest to formuła którą skradł z domu lorda Verminusa, rozwinął pismo i odczytał " A WIĘC GARRECIE ZAGRASZ Z NAMI ". Niebo przecięła błyskawica zbliżała się północ w najciemniejszym kącie komnaty dwoje oczu wpatrywało się w postać siedzącą na brzegu łóżka, nadchodził czas - na ustach Garretta zagościł uśmiech - czas złodzieja...
Tak sklecone na prędce. Hmm... muszę wrócić do mojej książki... hmm...
Zakładam: gdy Garret „dostaje w łeb” jest noc, poruszamy się w świecie „Thief-a” czyli istnieje Gildia/e Złodziei.
Dokładnie 3000 znaków bez spacji.
Gdy się ocknął, ciągle była noc. Ze zdziwieniem zauważył, że nadal leży w alejce w której umówił się z Basso i, co najdziwniejsze, nie jest skrępowany. Wśród bólu narodziła się myśl Czyżby myśleli, że cios pałką mnie zabije?
Pomacał potylicę. Jednak opłacało się zainwestować we wzmocniony kołnierz kurtki. Ten, który próbował mnie zabić, ma jakieś pojęcie o tym gdzie trafiać. Cios wymierzony w miejsce za uchem dokładnie na szwie czaszki, jest dla większości ludzi zabójczy. Garret, o wiotkim i giętkim ciele, nie miałby szans bez podjętych środków ostrożności.
Kiedy stwierdził, że czuje się wystarczająco na siłach podniósł się i otrzepał z kurzu. Przeczesał swoje kieszenie odnajdując broń, pieniądze, skradzioną biżuterię i Gwiazdę Polarną bezpiecznie spoczywającą za pazuchą. Ciekawe. Okradli mnie profesjonaliści, ale działali szybko. Brakuje wyłącznie Formuły. Usłyszał kroki. Instynktownie przywarł do ściany i ukrył się za stojącymi nieopodal baryłkami z winem. Zerknął tylko szybko, by zobaczyć, kto nadchodzi.
- Szefie, o tu, tu się osunął – mówił żylasty jegomość z latarnią. - Dokładnie tutaj.
- Ale go niema – złodziej usłyszał znajomy głos. – Ostrzegałem cię, gdzie musisz uderzyć, bo on ma inny strój. Dobrze, że przynajmniej Formuła jest bezpieczna w moim biurze. Musimy wracać do Gildii, bo jeśli Garret się dowie, kto go obrobił… – głosy zaczęły się oddalać.
Ratas, główny złodziej w mieście. Garret miał z nim trochę nie po drodze więc się rozeszli na rozstajach, ale na wzmiankę o biurze uśmiech pojawił się mu na twarzy. Po chwili wyszedł zza beczek i, unikając niepotrzebnej atencji, skierował się do znanego mu skąd inąd budynku.
Budynek Gildii był bardzo niepozorny, po prostu magazyn, zamknięty na głucho. W środku jednak znajdowały się „biura” złodziei oraz „magazyny” „uwolnionych” towarów. Obok stała kantyna. Czasem ktoś tu zaglądał i, jeśli miał delikatną sprawę, był kierowany dalej.
Garret nie uczył się tutaj, lecz doskonale znał plan budynku ze względu na los. Odbył tu ostateczne „terminy” przed dostaniem „patentu”. Wiedział więc gdzie znajduje się jego cel - biuro Ratasa. Przejście przez kantynę nie było dobrym pomysłem, więc obszedł budynek, by znaleźć się od strony biura. Rozejrzał się, czy nie zwraca na siebie uwagi, wyciągnął łuk z linową strzałą i wystrzelił w kierunku krokwi, licząc na to, że drewno jeszcze nie do końca spróchniało.
Strzała nie spadła, więc złodziej wdrapał się po lince na balkon. Gdy podszedł bliżej, z otwartego okna usłyszał rozmowę:
- …już go nie było.
- Mówiłem, że ma wzmocniony kołnierz…
Basso. Zdrajca. Ciekawe czy Maggie coś wiedziała?
Usłyszał trzask drzwi i cykliczne skrzypienie podłogi. Wejrzał do pomieszczenia. Oświetlała je jedna świeca, a Basso krążył po pokoju. Kiedy odwrócił się od okna Garret przeskoczył ściankę, po czym jednym płynnym ruchem wyciągnął szmatkę i przyłożył ją do nosa „przyjaciela”.
- Musimy pogadać… później.
Gdy bezwładne ciało osunęło się na ziemię, złodziej jął przeszukiwać pomieszczenie. Małego ruloniku nie znalazł w biurku ani w szafce. Po kilku chwilach nie było już widocznych schowków. Jego uwagę przykuł więc obraz wiszący na ścianie. Po zbadaniu odsłonił niewielką zabezpieczoną skrytkę.
Wytrych szybko mknął po kolejnych zapadkach. Kilka sekund później Garret miał już w ręce niewielki papier. Z czystej ciekawości rozwinął go.
Był pusty.
Wiedziony ciekawością przystawił go do świecy. Po chwili pojawiły się litery:
„Perfekcyjna Formuła babuni Hermenegildy na Konfitury wiśniowe: Weź trzy miechy wiśni bez pestków…”
Merian - widać calość, kliknij guzik "wszystkie komentarze" na dole strony. Pojawi Ci się wtedy widok tradycyjny wątku forumowego, gdzie widac całość wypowiedzi i (jeśli są) wszystkie grafiki i pliki dołączane przez użytkowników.
MRDILLON - obejrzec możesz na górze strony w zakładce "opowiadanie" lub na stronie tvgry.pl - jest to humorystyczne video z realizacji sesji zdjęciowej do tego konkursu.
Agrelm - Moim zdaniem, może na początku widziała w przyjściu do willi jakiś cel, jak na przykład szybkie wzbogacenie się, ale potem dostrzegła jaki Verminus jest naprawdę - okrutny i bezlitosny. Co do gwałtów - dochodzimy tu do wałkowanego onegdaj tematu: czy kobietę wiadomego zawodu można zgwałcić? Moim zdaniem można - jeśli kobieta odmawia a mimo tego mężczyzna robi swoje (nawet jeśli potem płaci) to i tak jest to wbrew woli kobiety. Poza tym Maggie nie była wolna - willi strzegli strażnicy, a jak sądzę i w Mieście Verminus miał swoich sługusów. Jesli by uciekła to dopadł by ją i tak. Do tego mocno urażona duma, chęć pozbycia się tyrana - wedlug mnie powodów jest dużo. Może sam dopiszesz jakies zakończenie? :) Z chcęcia przeczytam Twoja dalszą wersję opowiadania ;)
AxelGra - jaka ręka? :P
Mycha734 - aha, no tak, rozumiem. Ciekawe jaką rolę odegrałby ten kocur. Może byłby czymś w rodzaju ptaków i psów z nowego Thiefa - reagował na ruch i alarmował straż albo coś w tym stylu. Dobrze, że dowiemy się tego po zakończeniu konkursu :D
Tak przy okazji, to zastanawiam się, czy to na pewno dobry pomysł z zamieszczaniem prac konkursowych w komentarzach. Z jednej strony eliminuje to możliwe oszustwa ze strony organizatorów(nie, żebym kogoś podejrzewał, tak tylko mówię :P), bo każda praca jest do wglądu użytkowników i nie będzie takiej sytuacji, że wygrała ''tajemnicza praca, której nikt nie widział, ale spodobała się jury i wygrywa". Poza tym można się trochę podszkolić od innych. Z drugiej jednak strony, może być trudniej napisać swoją własną pracę, bo w myślach będzie się miało historie innych. Poza tym, ktoś mógłby zaplanować swoje opowiadanie i napisać je dopiero przed samym końcem konkursu, a ktoś inny wcześniej zamieścił swoją pracę, w której występowało kilka podobnych elementów. Gdyby nie było wglądu do prac, to nikt by nikomu nie zarzucił, że od kogoś coś ściągnął, a tak mogą być takie podejrzenia, często niesłuszne. Chociaż szansa na to, że coś się będzie powtarzać w pracach bez żadnych oszustw jest raczej mała.
Jeszcze jedna sprawa - jak można sprawdzić ilość znaków w tekście? Bo ilość słów można sprawdzić w Wordzie, ale jak to zrobić ze znakami?
Julion - "jak można sprawdzić ilość znaków w tekście? Bo ilość słów można sprawdzić w Wordzie, ale jak to zrobić ze znakami?"
W Wordzie, na dolnym pasku jest licznik słów, kiedy go klikniesz, wyświetli się więcej informacji.
Co do drugiego problemu - wystarczy nie czytać cudzych prac ;D Lub przeczytać już po napisaniu swojej.
Dzwiedziiu - wielkie dzięki z tymi znakami :)
A z tym czytaniem prac to trudno się powstrzymać, jakby nie było możliwości zobaczenia ich to by tak nie kusiło :D
Julion - tak jak sam przedstawiłeś, każda "metodologia" zgłaszania prac ma swoje plusy i minusy. Jakiś sposób trzeba jednak wybrać - tym razem zdecydowaliśmy się na zgłaszanie prac w komentarzach. Jest to też ukłon w stronę użytkowników, gdyż prace przesyłane na skrzynkę mailową nie mają możliwości być przeczytane przez innych, a tak tutaj mogą być wszystkie należycie eksponowane! :)
Gdy Garrett się ocknął doskwierał mu przenikliwy ból z tyłu głowy, leżał na ziemi i miał skrępowane ręce.
-Co się stało, gdzie ja jestem?- powiedział pół szeptem.
Rozejrzał się dookoła, aby zapoznać się z miejscem w którym się znajdował. Była to stara, drewniana szopa. Na zewnątrz było słychać szum liści co wskazywało na to, że jest poza miastem. Wiatr przeciskał się przez szczeliny między deskami wywołując głośny gwizd co dręczyło Garretta, konstrukcja szopy trzeszczała i zgrzytała jakby miała się zaraz zawalić. Wśród tych dźwięków usłyszał jakąś rozmowę lecz z powodu bólu głowy i szumu nie mógł dokładnie jej zrozumieć. Pierwsza myśl, która przyszła mu do głowy to aby zawołać o pomoc, ale po chwili sobie uświadomił że mogą być to jego porywacze, więc się wstrzymał. Zaczął próbować zdjąć więzy, ale były one zbyt mocno splątane, więc musiał je czymś rozciąć, ale cały jego sprzęt zastał zabrany. Powoli się czołgał w stronę leżących w rogu szopy koszy z nadzieją, że znajdzie coś ostrego czym mógłby je przeciąć. Niestety niczego tam nie znalazł. Nagle poczuł, że coś go uwiera w prawą dłoń, była to mała brzytwa, która była ukryta w małej kieszonce od środka rękawa, która służyła mu do wycinania wartościowych obrazów.
-Jednak wszystkiego mi nie zabrali.- rzekł z lekkim uśmiechem na twarzy.
Powoli wyjął brzytwę i zaczął ciąć sznur. Nie trwało to długo. Gdy się uwolnił powoli wstał i podszedł do drzwi, zerknął przez szparę miedzy deskami i ujrzał dwóch ludzi siedzących przy ognisku, jeden był z mieczem, a drugi z kuszą.
-Nie wyglądają jak strażnicy z Miasta, gdybym zawołał ich o pomoc pewnie byłbym już trupem.- pomyślał.
Obejrzał dokładnie drzwi, nie miały one zamka, lecz były zamknięte na haczyk z zewnętrznej strony. Garrett wyjął brzytwę i powoli podważył haczyk, otwierając drzwi. Gdy już był jedną stopą na zewnątrz, zastygł w bezruchu, gdyż ujrzał dwa metry od szopy w której się znajdował klatkę z psem. Pies spał więc nie zauważył Garretta, ale musiał się cicho poruszać by go nie obudzić. Wyszedł, zamknął drzwi na haczyk i zwinnym ruchem schował się za pobliskie drzewo. Wychylił się powoli i ujrzał, że przy jednym z mężczyzn jest skrzynia, a przy niej leżał jego łuk wraz z kołczanem.
- Skoro tam jest mój łuk to w skrzyni musi być reszta mojego sprzętu.Muszę jakoś ich rozdzielić i wykończyć pojedynczo.-uznał.
Nagle ujrzał niewielki kamień, który w sam raz nadawał się do odwrócenia uwagi przeciwników. Porozglądał się i spostrzegł, że na jednej z gałęzi małego drzewka siedzą ptaki. Celnym rzutem trafił w krzaki, które znajdowały się pod drzewkiem co spłoszyło ptaki.
- Słyszałeś to?- odezwał się jeden z porywaczy- Tam chyba coś jest.
- Daj spokój, to pewnie jakiś zając lub lis.- stwierdził drugi porywacz.
- No nie wiem, lepiej pójdę to sprawdzić.
- Jak chcesz, ja się nie ruszam.
Garrett właśnie na to czekał. Gdy postać mężczyzny znikła w cieniu, złodziej zwinnymi i szybkimi ruchami przechodził z jednego drzewa za drugie tak aby ten drugi go nie zobaczył. Jak zbliżył się do wroga wolnym, lecz pewnym krokiem się zbliżył i obezwładnił go zadając mu cios łokciem.
- Dobra, jeden z głowy, teraz pora na drugiego.
Bezszelestnie niczym duch znalazł się za plecami drugiego przeciwnika. Także zadał mu cios łokciem. Ciało zaciągną tam gdzie obezwładnił pierwszego.
Wziął swój sprzęt i się rozejrzał. Ujrzał Miasto które było kilka kilometrów od niego.
- No to ruszam- powiedział i szybkim krokiem poszedł w kierunku Miasta. Gdy przeszedł niecały kilometr usłyszał, że coś nadjeżdża. Było wóz, który wiózł jedzenie do miasta. Garrett niepostrzeżenie wśliznął się do wozu i czekał, aż dojedzie do miasta. Jak przekroczyli bramę usłyszał głos.
- Co tam wieziesz starcze?- zapytał strażnik.
- Mam dostarczyć jedzenie i wino do domostwa Verminusa.- odpowiedział starzec.
- Muszę to sprawdzić, weź lampę i choć ze mną.
Jak tylko Garrett usłyszał te słowa padające z ust strażnika szybko wyskoczył z wozu i ukrył się w cieniu.
- Muszę się spotkać z Basso- stwierdził i ruszył do jego kryjówki.
Jak wszedł do kryjówki Basso nie mógł wykrztusić słowa.
- Patrzysz jakby cię zdziwił mój widok?- zapytał Garrett.
- Bo zdziwił- odparł Basso- widziałem jak dwóch ludzi wrzuca cię do wozu, myślałem że ludzie Verminusa cię nakryli w domu i teraz jadą się z tobą rozprawić.
- Verminus nie żyje, został otruty.
- Ty go otrułeś?- zapytał paser.
- Nie ja, tylko Maggie, mówi ci coś to imię?- spytał Garrett podejrzliwym głosem.
- Tak, Maggie była moją znajomą, wiedziałem że można jej zaufać i poinformowałem ją że się tam pojawisz.- odpowiedział spokojnie.
- No dobra to mamy tę sprawę wyjaśnioną, ale co z Formułą?
- Widziałem jak jakiś wysoki mężczyzna wziął ją od ciebie i zabrał ją do doków.
- W takim razie ruszam do doków.- stwierdził złodziej.
Gdy dotarł do doków zauważył wysokiego mężczyznę, który trzymał coś w ręku.
- To musi być Formuła.- pomyślał.
Był sam, prawdopodobnie czekał na jakieś spotkanie. Złodziej nie mógł się podkraść niepostrzeżenie, gdyż facet stał na pomoście.
Garrett szybko wyją łuk, wziął strzałę i naciągną cięciwę z całej siły, wycelował i strzelił. Strzała trafiła prosto w szyję mężczyzny, który wpadł do łodzi zacumowanej obok. Złodziej podszedł wyciągną z zaciśniętej dłoni Formułę i wrócił do swojego pasera.
Gdy dotarł do kryjówki Basso w niecierpliwości czekał.
- Wiedziałem, że ci się uda!- krzyknął radosnym głosem.
- A co miało się nie udać, w końcu jestem Garrett Mistrz Złodziei.
Mam otóż pytanie odnośnie konkursu.
Czy w skład stroju znajduje się również prezentowany na obrazku łuk. Jeśli tak to jaki jest to łuk kompozytowy? I taki z którego faktycznie można strzelać czy też ot replika jedynie dla wyglądu?
Pozdrawiam.
A są jakieś ograniczenia wiekowe ? Bo nie wyczytałem tego w regulaminie
Morawski - łuk jest częścią stroju, jednak nie da rady z niego strzelać. Nie oferujemy prawdziwych broni jako nagród.
Przevix - nie ma ograniczeń wiekowych.
gol234 Zakończenie opowieśći ,,Thief''. Garret po tym jak stracił przytomność, został porwany przez Lorda, który rzekomo miał być martwy.
Jednakowoż Maggie przypadkowo podała mu nie zatrutego drinka, a dodała kawałek cukierka.
Gdy lord przybył na miejsce ( czyli do swojej posiadłośći) kazał strażom znaleźć i zabić Maggie. Maggie myśliła że zabiła lorda Verminusa, jednak myliła. Próbowała uciec z domu, jednak bezskutecznie.
Strażnicy znaleźli i zabili Maggie, za próbę morderstwa. Po śmierci Maggie, Garret poczuł dziwne drgawki na ciele, mimo że był nieprzytomny. Garretowi w umyśle ukazała się postać Maggie i prosiła go by pomścił jej śmierć.
Lord Verminus wybudził Garreta ze stanu nieprzytomności i wyjawił, że to co było dla niego tak cenne to… pusta kartka. Garret usłyszał od jednego ze swoich kompanów, że na tej kartce jest coś tak cennego, jak złoto, a naprawdę był to szpieg Verminusa.
Garret wykorzystując chwilę wyciągnął po cichu z kieszeni nóż i błyskawicznie się uwolnił, zadając przy tym cios Verminusowi.
Straże słysząc dziwny hałas, natychmiast zaczęli biec do pokoju, w którym był Verminus, jednak zanim Garret uciekł, wziął tą kartkę, bo czuł że coś na niej jest.
Gdy straż weszła do pokoju, nie zobaczyli już Garreta, a jedynie umierająca ciało Verminussa.
Na kartce, którą Garret wziął zanim uciekł po śmierci Verminusa pojawiły się słowa ,,Dziękuje za wolność, królu złodziei’’.
Proszę o usunięcie tego postu. Chciałem sprawdzić czy można edytować tekst (pogrubienia, pochylenia, i zaczynanie tekstów od środka. Nie można :(
Opowiadanie ma 2996 znaków. Życzę powodzenia konkurentom i pozdrawiam!
Garrett obudził się w zaschniętej kałuży krwi. Jego policzek całkowicie zlepił się z brudną posadzką. Uderzenie w głowę nadal piekielnie bolało, próbował wstać, ale jego oczy zalała ciemność. Aby zapowiedz kolejnemu omdleniu działał spokojniej. Łuk i reszta jego broni została odebrana. Znajdował się w ciasnym pokoju przypominający schowek na środki czystości, które po stanie posadzki musiało dawno nie być odwiedzane. Usłyszał kroki określając wagę po odgłosie kroków postać musiała być mężczyzną. Złodziej nie mylił się był to potężnie zbudowany mężczyzna. Złapał Garretta za ręce i szybko ściągnął do parteru. Thief nie pozostał mu dłużny zręcznym ruchem wywinął się mężczyźnie i wyjął sztylet, który bardziej przypominał rozsuwaną igłę. Zawsze nosił go w szczelinie paska, dzięki temu podczas przeszukania nikt nie mógł go znaleźć. W mgnieniu oka sztylet znalazł się w grdyce oponenta. Przeciwnik w kilka sekund osunął się na zaniedbaną podłogę a na jego ustach zaczynała pojawiać się biała piana. Sztylet musiał być zatruty. Jak gdyby nigdy nic wyszedł ze schowka poprawił pasek przy okazji ponownie wkładając do niego sztylet. Garrett od razu poznał Domostwo, z którego wcześniej wyszedł na spotkanie z Basso. Idąc przez ciemne bogato zdobione korytarze był już blisko komnaty Maggie. Oczywiście nie był by sobą gdyby po drodze nie ukradł kilku cennych przedmiotów. Przy drzwiach usłyszał kilka wrzasków i krzyk. Pokój był dużo większych rozmiarów niż pomieszczenie, w którym znalazł się na początku. Naprzeciwko stało zabytkowe biurko, pod którym siedział smukły, szary kot z czerwoną opaską na szyj. Po prawej i lewej stronie stała dębowa komoda, na której postawiona była zdobiona lampa. Nie było tam wielu rzeczy jednak przez słabe rozświetlenie, zdawał się przytłaczać. Lord Verminusa z bogato zdobiona szablą w dłoni odwrócił się ku otwierającym drzwiom. Maggie miała głęboko rozcięty policzek, a z szabli Verminusa kapała krew.
Nie miał żadnej drogi ucieczki, broni niestety też.
Verminus odezwał się.
-Maggie nie jest lojalna, musiała zostać ukarana. Zdradziła nawet ciebie kradnąc formułę.
-Na pewno miała swój powód. –Rzucił Garrett.
-Wiesz, że używam bezwzględnych metod, aby ukarać niesubordynację. Niechciał byś ją za to zabić, ja bardzo. –Powiedział przez zęby lord.
-Jestem złodziejem nie mordercą. –Zacytował złodziej.
Lord ciął brutalnie Maggie w brzuch. Garrett nie zdążył zareagować cios był za szybki. Zrywając się na pomoc usłyszał ostatnie słowa kobiety, podczas których wsunęła mu do kieszeni liścik.
Za to ja jestem. –Syknął lord.
Wykrwawiająca się Maggie wskazała na kota. Zwierzak nie spodziewanie wzbił się w powietrze i wskoczył Lordowi na twarz wydrapując oko. Lord krzyczał i machał rękami chcąc spłoszyć kota. Lecz ten nie dawał za wygraną. Garrett czuł, że John Dowe i jego ludzie już się zbliżają. Dał znak kotu, ten od razu ruszył za Złodziejem skacząc przez okno. Było wysoko, lecz koty dobrze radzą sobie z wysokością.
Docierając do mieszkania Basso. Zauważył go na pobliskim pchlim targu gdzie sprzedawał znaleziska Garretta.
-A, więc co z formułą Garrett? –Zapytał zaciekawiony, Basso
-Znalazłem ją, ale jej treść zostawie dla siebie.
-Mogę tylko spytać gdzie była?
-Przechowywał go na szyj jej, najufniejszy przyjaciel, Spacja. –Wyjaśnił złodziej.
-Myślałem, że to pupilek lorda. –Odpowiedział zdumiony.
-Można powiedzieć, że był milutkim szpiegiem.
Lord zmusił mnie do tego by odebrać Ci formułę.
Szantażował mnie romansem z pewnym ministrem.
Zniszczyłoby to jego karierę, nie chciałam tego.
Przepraszam za wszystko.
Garrett obudził się w mrocznym miejscu. Światło dostawało się jedynie przez malutką lampę. Złodziej szybko zorientował się, że jest w kajdanach.
- Gdzie jestem? Co się ze mną stało? - Tajemniczy głos odpowiedział
- Naprawdę nie poznajesz mnie Garrett - Zaśmiał się szyderczo i mówił dalej
- Garrett to ja. Lord Verminus - Verminus włączył lampę i pokazał się Garrett'owi.
- Ale jak?! Przecież zginąłeś od trucizny - Zapytał zdenerwowany i lekko przestraszony Złodziej.
- To był mój sobowtór - Odpowiedział Lord.
I w chwili gdy Verminus wypowiadał ostatnie słowa upadł. Za nim była Maggie wraz z łukiem Garrett'a. Uwolniła go i wytłumaczyła dlaczego jest teraz i co się stało. Okazało się, że ktoś zdecydował się na zamach na Złodzieja. A jego sprzedali Verminus'owi. Maggie udało się tylko zdobyć jego strój i łuk a reszta zniknęła lub została sprzedana. Jednak Garrett bardziej myślał co się stało z Formułą. Wreszcie zapytał ile dni upłyneło od jego porwania. Przyjaciółka odpowiedziała, że jedna noc. Wyszli, Garrett od razu poznał to miejsce. Był obok pałacu Verminus'a. Złodziej pożegnał się z Maggie i od razu wszedł na pobliskie drzewo. Z stamtąd udał się do swojej kryjówki.
- Na szczęście nikt tu nie myszkował - Pomyślał.
Tu wziął swoje wyposażenie i ruszył skontaktować się ze swoim informatorem. Dowiedział się, że osoba która go ogłuszyła najpewniej znajduje się teraz w parku. Park niestety był dosyć daleko więc Garrett szybko tam ruszył. Jakąś godzinę później dotarł tam ale tej osoby już nie było. Wszedł na największe drzewo i z tego miejsca zobaczył swój cel. Był ubrany w czarny płaszcz i kaptur zasłaniający zasłaniający jego. Kierował się w górny poziom miasta więc Bohater szybko za nim podążył. Cel wszedł do wielkiego budynku a Garrett zobaczył wiele ludzi pilnujących tego budynku. Złodziej obszedł cały dom sprawdzając czy są jakieś inne wejścia. Okazało się, że istniały tylko jedne drzwi przez które weszła tajemnicza postać którą Garrett śledził. Postanowił poczekać do nocy i tym samym czekać na swój cel ale nie wyszedł.
- Więc ja wejdę do ciebie - Pomyślał.
Wziął swój łuk i strzałami wodnymi zgasił pobliskie ogniska i w ciągu paru chwil znalazł się w kryjówce tajemniczej postaci. Zobaczył też czy nie ma jakiś błyskotek i po okradnięciu większości wszedł to wielkiej sali w której znajdowała się wielka niebieska kula. Po drugiej stronie stał też paser Bass. Garrett uwolnił go i ten mu powiedział, że osoba ta to jest Szachraj. Próbuje znowu otworzyć portal i przywołać swoją armię do zawładnięcia nad światem. A osobą która go okradła jest Maggie która zbuntowała się. Szachraj opuścił na chwilę to miejsce za pomocą portalu i wystarczyło tylko go zniszczyć. Garrett wraz z Bass'em zniszczył go i udali się do Maggie by zdobyć Formułę. Po przybyciu Maggie przywitała ich i przeprosiła Garrett'a za powalenie. Odzyskali Formułę i ruszyli do swoich kryjówek.
morxe - można edytowac tekst. Np. tekst pogrubiony czy tekst pochylony. Musisz napisać zdanie, które chcesz wyróżnić, zaznaczyć je i poniżej ikonek z emotkami po prawej stronie masz przyciski do edycji - "B" dla pogrubienia, "I" dla pochylenia i "U" dla dolnego podkreślenia.
Mycha734 - to prawda, dzięki temu każda praca będzie w pewien sposób wyróżniona i być może oceniona przez innych użytkowników :)
Garret nie budzi się. Verminus szuka kto załatwił Gerreta i przy okazji spotyka Maggie i pyta się kto załatwił Gerreta ona odpowiada że nie wie kto załatwił Garret. W tym czasie śni że Gerreta się żeni z Maggie. Verminus patrzy się na Garret się czy obudził się. Maggie widzi straż jak ida do pokoju Garret i szybko rzuca kamieniami, Verminus idzie do okna i patrzy co się dzieje i widzi Maggie powiedziała mu żeby schował Garret do szafy a Verminus ukrył się pod łóżko, przyszli straż patrzą nikogo nie ma idą dalej a Garretowi śni się że się żeni z Maggie, Verminus wyciąga Garret z szafy i wtedy Garret budzi się i pyta czy ja się ożeniłem z Maggie? Verminus odpowiada że nie a Maggie to usłyszała, Verminus mówi Garret że tracił przytomność i szukamy z Maggie kto cię załatwił Garret mówi ze to był strażnik. Verminus szuka tego strażnika a Maggie przychodzi do Garret i pyta się jak się czuję Garret mówi że nie za dobrze Verminus słyszy strażników ze załatwił Garret mówi Maggie czy my się ożenili Maggie
mówi że nie a Garret się cieszy się, Verminus schował w krzakami i wyciąga łuk i strzela do strażnika nie żyje, Verminus przychodzi do Garret i mówi że strażnik nie żyje Garret mówi Dziękuję kilka tygodni później Garret dobrze się czuję i oświadczył się Maggie a Verminus dalej pomaga Garretowi.
Pobudka Garretta nie należała do najprzyjemniejszych. Skutkiem uderzenia pałką był mocny ból głowy. Powoli podniósł się z ziemi, zakręciło mu się w głowie więc oparł się o pobliską ścianę budynku. Postanowił przemyśleć co się właściwie wydarzyło i kto za tym stoi. Było jeszcze ciemno więc musiał być nieprzytomny nie dłużej niż kilka godzin. Przypomniał sobie cień który zauważył zanim stracił przytomność, bez wątpienia był to cień kobiety w sukni. Dodając do tego fakt że basso nie przyszedł na umówione spotkanie był dla Garretta jasnym sygnałem że został wykiwany przez złodziejkę Maggie i pasera. Zastanawiał się tylko po co Basso wysłał go po formułę skoro złodziejka radziła sobie całkiem nieźle. Garret doszedł już do siebie i postanowił dowiedzieć się prawdy, w tym celu wybrał się do domu pasera mając nadzieję że tam go zastanie. Nie mylił się, przez okno widać było blade światło. Garrett podszedł po cichu i zajrzał do środka. Przy stoliku siedziały dwie osoby, oczywiście był to Basso i Maggie trzymająca w ręku formułę. Mocno dyskutowali zapewne ustalając cenę za zdobycz. Tym razem Garret nie zamierzał trudzić się na wyszukany, cichy sposób dostania się do środka. Kiedy już brał zamach chcąc wyważyć drzwi, te otworzyły się. Stała w nich Maggie z uśmiechem powiedziała - spodziewałam się że przyjdziesz, wejdź. Nieco zaskoczony Garret wszedł powoli nie spuszczając z niej oka. - Może ktoś mi powie co tu się u diaska wyprawia? Dajcie mi chociaż jeden powód dla którego miałbym was nie ukatrupić. - Bo jesteś złodziejem a nie mordercą, może być? - powiedział dziwnie spokojnym głosem Basso. - Bez nerwów mistrzu złodzieju, może się czegoś napijesz? - zaproponowała Maggie. - Nie i nadal nie wiem co jest grane więc słucham - Maggie i Basso spojrzeli na siebie jakby zastanawiając się kto ma mówić. - To proste i skomplikowane jednocześnie - zaczął paser- Zleciłem odzyskanie formuły Maggie. - Dobrze mi szło dopóki Steve nie zaczął podejrzewać że coś kombinuje. Od tego momentu nie chciał cię ode mnie odczepić, ciągle za mną łaził bardzo utrudnił mi działanie. - Wtedy Maggie dała mi znać o swoich problemach a nie mogła tak po prostu stamtąd zniknąć, formuła była zbyt ważna, zbyt cenna. - Wtedy wpadłeś na genialny pomysł żeby wysłać mnie, jako rozwiązanie problemu? - Dokładnie! - Po co ta cała intryga? Nie mogłeś po prostu powiedzieć prawdy? I dlaczego mnie okradłaś tam na ulicy? - Sam pomyśl, jesteś złodziejem nie rycerzem w lśniącej zbroi. Gdym powiedział ci że dama w opałach potrzebuje pomocy byłbyś taki chętny? Znam cię, o wiele bardziej przemawiała do ciebie wizja kradzieży i łatwego zysku. - Co do incydentu na ulicy, byłam zmuszona to zrobić. Nigdy nie oddałbyś formuły ot tak. - W porządku, niby to wszystko wiele wyjaśnia, ale nie sądzicie chyba że tak po prostu o tym zapomnę? - Maggie i Basso ponownie uśmiechając się wymownie na siebie spojrzeli. - Oczywiście że nie mój drogi Garecie - rzekł paser. - Mamy dla ciebie propozycje. Ten świstek papieru o który cała ta afera, dla pewnego naukowca wart jest okrągłą sumkę. Dla mnie czy dla ciebie treść tej formuły jest tylko jakimś bełkotem z cyferkami i literkami ale nasz kupiec gotów jest za nią sporo zapłacić. - Co więc proponujecie? - Podzielimy zysk pomiędzy nas na trzy równe części. Jeśli cię to interesuje ustaliliśmy to z Maggie jeszcze zanim tu przyszedłeś, jak sam widzisz nie zamierzaliśmy cię wykiwać, ukrycie pewnych faktów uznaliśmy za konieczne. - Co ty na to - zapytała Maggie - Jak sam powiedziałeś Basso, nie jestem mordercą i chociaż nie podoba mi się to wszystko, zgadzam się.
- Garret. Garret.– dobiegło go ciche wołanie.
Złodziej powoli otworzył oczy i to co ujrzał wcale nie było najpiękniejszym widokiem. Wielka, pyzata głowa z za dużymi binoklami przyglądała mu się z zainteresowaniem. Księżyc powoli znikał za lśniącą łysiną co oznaczało, że już niewiele pozostało do świtu.
- Co się stało Garret? Masz Formułę? – wielkie, czerwone usta poruszały się jakby zostały wykonane z plasteliny.
- Niech cię zaraza Bass. Nie widzisz, że zostałem ogłuszony? Ktoś mnie okradł. – Złodziej wstał i natychmiast tego pożałował. Świat zawirował mu przed oczami, a tępy ból rozlał się po potylicy i karku.
- Nigdy nie uważałem ciebie za głupca, jednak... Garret, ty?
- Ja – Westchnął. Popatrzył na niskiego człowieczka, zamyślił się. – Zostań tu do świtu. Przyniosę Receptę.
*
Sytuacja nie przedstawiała się dobrze. Ze szczytu muru otaczającego rezydencję Lorda, Garret zdążył naliczyć co najmniej siedmiu Młotodzierżców. Przypomniał sobie pewne zdanie „Zobaczysz, to będzie banalna robota.” Niech cię zaraza Bass.
Złodziej zeskoczył i trzymając się cienia dotarł do okienka do piwnicy. Zgrabnie prześlizgnął się przez otwór i wpadł do spowitego mrokiem pomieszczenia. Pierwsze co spostrzegł była słaba poświata padająca od świeczki trzymanej przez strażnika. Znowu.
Ten wpatrywał się w jakiś worek umieszczony pomiędzy beczkami pod ścianą. Pałka automatycznie znalazła się w ręce Garreta, jeden szybki ruch i żołnierz padł na ziemię. Złodziej już miał odejść, jednak jego uwagę zwrócił chrapliwy głos.
- To ty. Przez ciebie... - Workiem, którego pilnował ogłuszony mężczyzna, okazał się nie kto inny, jak biedny Steve. Miał siniaki na całej twarzy, widoczne nawet pomimo panujących ciemności. – Uwolnij mnie.
- Najpierw opowiedz mi co się stało. – Odparł zrezygnowany Garret. Steve patrzył przez chwilę na niego jednak po chwili przemówił chrapliwym tonem.
- Na twoim miejscu już bym tu nie wracał. Ta Maggie okazała się agentem Młotodzierżców. Nie mogli dopaść Lorda bezpośrednio, więc potrzebowali podstępu. Na początku Leanna. Chcieli go wrobić w morderstwo. Nie udało się, więc wysłali Maggie. Dziewczyna rozkochała w sobie Lorda, a niedługo po tym przyprowadziła nowych strażników. Jake’a i jeszcze paru. Część słuchała się jej, a część Verminusa. Owszem, nasz pan był czasami okrutny i gwałtowny, ale nigdy nikogo nie zabił. Teraz został zamordowany, a ty im to umożliwiłeś. Znaleźli kozła ofiarnego. Teraz uwolnij mnie albo zawołam straż.
Garret zamachnął się pałką i Steve ponownie znieruchomiał, jednak zanim złodziej odszedł, przeciął więzy krępujące więźniowi ręce i nogi.
Nie miał wiele czasu, niedużo pozostało do świtu. Bezszelestnie przemknął przez hol i wspiął się po schodach na górę. Od drzwi gabinetu Verminusa niosły się podniesione, kobiece głosy, Garret skierował kroki w tamtą stronę.
- Wszystko mogło się zakończyć Leanno! Czemu zostawiłaś tego złodzieja przy życiu?!
- Nie było powodu go zabijać. Miałam zabrać Formułę, tak? Spójrz, jest prawdziwa. Co nam po jego śmierci? Młotodzierżcy oddadzą nam ten dom w zamian za ten papier!
- Gdybyśmy teraz go miały, jutro by wisiał i zostałybyśmy oczyszczone z zarzutów!
Przez lekko uchylone drzwi wrzucił niewielki pakunek. Ładunek rozniósł dym po całym pomieszczeniu w kilka sekund. Zaskoczone kobiety wrzasnęły, jednak było już za późno. Garret wbiegł, wyrwał Formułę z drżących rąk Leanny i wyskoczył przez okno prosto na mur. Zaalarmowani strażnicy poszukiwali Steve’a, który musiał już się obudzić. Droga ucieczki była wolna.
Opowiadanie bez spacji posiada 2996 znaków. Dołączam, również zdjęcia jako klimatyczny dodatek do pracy :D. Wszystkie modele zostały sklejone i pomalowane ręcznie, łącznie z makietą oraz Formułą. Powodzenia :D.
Perfekcyjna Formuła
http://imageshack.com/a/img36/766/h0bc.jpg
Skarby
http://imageshack.com/a/img833/2067/v1ho.jpg
Garret
http://imageshack.com/a/img208/4550/1gtp.jpg
Droga przez Miasto
http://imageshack.com/a/img35/9035/n6g9.jpg
Wartownicy
http://imageshack.com/a/img593/4331/8sc9.jpg
Garrett po obudzeniu się odczuwał jeszcze skutki uderzenia, dziwił się jak kobieta, a była nią Maggie, może tak mocno uderzyć. Wiedział że nie będzie łatwo z powrotem dostać formułę tym bardziej że w głębi serca czuł coś do pięknej Maggie. Postanowił namierzyć ją i porozmawiać. Nie musiał się trudzić ponieważ ona sama do niego wróciła, był wściekły mógł teraz ją uśpić i poszukać w jej stroju formuły, lecz kobieta spytała się -co się stało ? Garrett nie wiedział jak na to zareagować, gdyż był pewny że to Maggie go okradła. Kobieta wyjęła z dekoltu formułę i wyjaśniła złodziejowi że znokautowała go Gizele, przywódczyni nowego klanu. Maggie wraz se swoimi strażnikami powstrzymali ją. Garrett był wdzięczny i zakochany. Maggie zauważyła dziwne zachowanie złodzieja i od razu spytała o co chodzi. Garrett objął kobietę która poczuła mrowienie w żołądku, złodziej powiedział - Maggie ja, ja ...
Nie zdążył dokończyć gdyż kobieta namiętnie go pocałowała. Uzgodnili że na razie nikomu nie powiedzą o swojej miłości i razem będą okradać bogatych.
Zgłaszam to opowiadanie na konkurs .
Garret ocknął się z rękoma związanymi za plecami. Spojrzał na dywan. Znał ten wzór, kilka lat temu nielicho się namęczył, wynosząc go z zamku lorda Aspargusa. A więc był u Bassa. Szmer zbliżających się głosów ostrzegł złodzieja.
- Coś ty najlepszego zrobiła - głos pasera był pełen irytacji. - Nie taki był plan! Miałaś załatwić Garreta w zamku, a następnie sprowadzić miejskich strażników.
- Nie było okazji - skruszony głos Maggie lekko drżał.
- Do kroćset fur beczek! Wyjaśnisz mi teraz, po co była ta cała maskarada?
Z Maggie jakby uszło powietrze, usiadła na krześle i spuściła głowę. - Spodziewam się dziecka.
- Veminus pewnie był zachwycony.
- Nic nie rozumiesz. Kilka lat temu do zamku przybył sławny lekarz ze Wschodu i lord zapłacił mu krocie za zabieg. Za pomocą skalpela i roztopionej rtęci doprowadził do tego, że Vermilus nie musiał się już martwić o niechciane potomstwo. Przez tydzień po tym chodził okrakiem, ale nic już nie powstrzymywało jego chuci, o czym przekonała się każda służąca, praczka, a raz nawet baba, która przybyła do nas ze Słowem Bożym. Moja ciąża byłaby ewidentną oznaką zdrady.
- Jasna cholera! - Basso zerwał się z fotela. - Nie mogłaś wykombinować jakiegoś łatwiejszego sposobu. Cokolwiek, co by wyglądało na przypadkową śmierć.
- Nie mogłam. Każdy taki wypadek wywołałaby podejrzenia i wszczęto by śledztwo. Plan był taki, że po otruciu Vermilusa razem z Jakiem zabijemy Garreta. Ciało lorda przebije się mieczem i nikt nawet nie pomyśli, że mogłam maczać w tym palce.
- No tak, to teraz wyjaśnij to jemu.
Maggie spłoszona spojrzała na złodzieja – Och, Garret, wybacz mi. Zrozum, moje dziecko jest dla mnie najważniejsze. To życie, kiełkujące we mnie, to mój skarb. Moja nadzieja. Jest dla mnie wszystkim. Nie mam wyboru, żeby zapewnić mu przyszłość, muszę poświęcić ciebie - po jej policzkach płynęły łzy. Twarde serce Garreta zaczęło mięknąć, ale ręce związane z tyłu pracowicie wyginały się, powoli rozplątując sznur.
- Jak zamierzasz zabrać go do zamku? - głos Basso przerwał ciszę.
- Prosiaczek czeka na dole z powozem.
Garret obserwował twarz dziewczyny, zastanawiając się, kiedy obwieścić światu, że uwolnił się już z więzów, gdy za jej plecami pojawił się Prosiaczek.
- Nie! - wrzasnął Garret, ale było już za późno. Ostrze miecza przebiło jej brzuch, niosąc śmierć Maggie i jej nienarodzonemu dziecku. Strażnik błyskawicznie się obrócił i ciął w twarz Basso, a następnie spojrzał z ciekawością na Garreta.
- Fiu, fiu! Oto wielki Król Złodziei związany jak prosię.
Garret z przerażeniem patrzył na Prosiaczka, którego rysy się wyostrzyły, a w oczach pojawił stalowy błysk.
- Kim ty, do kroćset, jesteś?
- Wynajął mnie kościół, zaalarmowany gwałtem na jednej z jego służek.
Dla Garreta była to ostatnia chwila na działanie. Gwałtownym kopnięciem popchnął lampę i w zapadającej ciemności błyskawicznie schronił się w kącie. Strażnik zaczął machać mieczem na oślep, klnąc przy tym niemiłosiernie. Garret wiedział, że jest w potrzasku i lada chwila skończy się jego szczęście, gdy nagle trzasnęło coś w drugim pokoju i złodziej kątem oka uchwycił cień znikającego kota. Strażnik z animuszem podążył za hałasem. Chłopak wstał i podszedł do Maggie, wzdłuż naszyjnika po jej pięknej szyi płynęły strużki krwi.
- Przykro mi, dziewczyno - Garret podszedł do okna i je otworzył. Jednak po chwili zawrócił i delikatnie ściągnął jej naszyjnik. - Bóg złodziei nie wybacza słabości - mruknął do siebie, znikając w ciemnościach.
Dzięki mycha734. :)
A więc jeszcze raz. xd Da się usuwać poprzednie posty?
Opowiadanie ma 2996 znaków. Życzę powodzenia konkurentom i pozdrawiam!
Garrett obudził się w zaschniętej kałuży krwi. Jego policzek całkowicie zlepił się z brudną posadzką. Uderzenie w głowę nadal piekielnie bolało, próbował wstać, ale jego oczy zalała ciemność. Aby zapowiedz kolejnemu omdleniu działał spokojniej. Łuk i reszta jego broni została odebrana. Znajdował się w ciasnym pokoju przypominający schowek na środki czystości, które po stanie posadzki musiało dawno nie być odwiedzane. Usłyszał kroki określając wagę po odgłosie kroków postać musiała być mężczyzną. Złodziej nie mylił się był to potężnie zbudowany mężczyzna. Złapał Garretta za ręce i szybko ściągnął do parteru. Thief nie pozostał mu dłużny zręcznym ruchem wywinął się mężczyźnie i wyjął sztylet, który bardziej przypominał rozsuwaną igłę. Zawsze nosił go w szczelinie paska, dzięki temu podczas przeszukania nikt nie mógł go znaleźć. W mgnieniu oka sztylet znalazł się w grdyce oponenta. Przeciwnik w kilka sekund osunął się na zaniedbaną podłogę a na jego ustach zaczynała pojawiać się biała piana. Sztylet musiał być zatruty. Jak gdyby nigdy nic wyszedł ze schowka poprawił pasek przy okazji ponownie wkładając do niego sztylet. Garrett od razu poznał Domostwo, z którego wcześniej wyszedł na spotkanie z Basso. Idąc przez ciemne bogato zdobione korytarze był już blisko komnaty Maggie. Oczywiście nie był by sobą gdyby po drodze nie ukradł kilku cennych przedmiotów. Przy drzwiach usłyszał kilka wrzasków i krzyk. Pokój był dużo większych rozmiarów niż pomieszczenie, w którym znalazł się na początku. Naprzeciwko stało zabytkowe biurko, pod którym siedział smukły, szary kot z czerwoną opaską na szyj. Po prawej i lewej stronie stała dębowa komoda, na której postawiona była zdobiona lampa. Nie było tam wielu rzeczy jednak przez słabe rozświetlenie, zdawał się przytłaczać. Lord Verminusa z bogato zdobiona szablą w dłoni odwrócił się ku otwierającym drzwiom. Maggie miała głęboko rozcięty policzek, a z szabli Verminusa kapała krew.
Nie miał żadnej drogi ucieczki, broni niestety też.
Verminus odezwał się.
-Maggie nie jest lojalna, musiała zostać ukarana. Zdradziła nawet ciebie kradnąc formułę.
-Na pewno miała swój powód.
-Wiesz, że używam bezwzględnych metod, aby ukarać niesubordynację. Niechciał byś ją za to zabić, ja bardzo. –Powiedział przez zęby lord.
-Jestem złodziejem nie mordercą. –Zacytował złodziej.
Lord ciął brutalnie Maggie w brzuch. Garrett nie zdążył zareagować cios był za szybki. Zrywając się na pomoc usłyszał ostatnie słowa kobiety, podczas których wsunęła mu do kieszeni liścik.
Za to ja jestem. –Syknął lord.
Wykrwawiająca się Maggie wskazała na kota. Zwierzak nie spodziewanie wzbił się w powietrze i wskoczył Lordowi na twarz wydrapując oko. Lord krzyczał i machał rękami chcąc spłoszyć kota. Lecz ten nie dawał za wygraną. Garrett czuł, że John Dowe i jego ludzie już się zbliżają. Dał znak kotu, ten od razu ruszył za Złodziejem skacząc przez okno. Było wysoko, lecz koty dobrze radzą sobie z wysokością.
Docierając do mieszkania Basso. Zauważył go na pobliskim pchlim targu gdzie sprzedawał znaleziska Garretta.
-A, więc co z formułą Garrett? –Zapytał zaciekawiony, Basso
-Znalazłem ją, ale jej treść zostawię dla siebie.
-Mogę tylko spytać gdzie była?
-Przechowywał go na szyj jej, najufniejszy przyjaciel, Spacja. –Wyjaśnił złodziej.
-Myślałem, że to pupilek lorda.
-Można powiedzieć, że był milutkim szpiegiem.
Lord zmusił mnie do tego by odebrać Ci formułę.
Szantażował mnie romansem z pewnym ministrem.
Zniszczyłoby to jego karierę, nie chciałam tego.
Przepraszam za wszystko.
Garret nie wiedział co go zbudziło. Czy był to nieprzyjemny zapach unoszący się w pomieszczeniu, czy dziobiący go po głowie kruk. Powoli odzyskiwał świadomość oraz czułość zmysłów. Nie pamiętał jak się tu znalazł, nie był w żaden sposób skrępowany. Po krótkich oględzinach pomieszczenia, w którym się znajdował, oraz nasłuchiwaniu otoczenia, doszedł do wniosku, że znajduje się poza Miastem. Ciszę przerywało tylko co jakiś czas krakanie ptaszyska, które obudziło Garetta. Zdecydował się wstać i poszukać wyjścia. Nie zdążył zrobić kroku gdy drzwi przed nim otworzyły się i w białym świetle księżyca ujrzał niską postać. Mimo ostrego wzroku nie mógł rozpoznać kogo skrywał płaszcz z kapturem.
– Pewnie zastanawiasz się kim jestem i co tu robisz – rzekł przybysz z lekko zarysowanym, szyderczym uśmiechem na twarzy.
Garret rozpoznał głos przybysza.
– Bober. Jesteś ostatnią osobą, którą podejrzewałbym o takie działania – powiedział złodziej z wyczuwalnym sarkazmem w głosie.
– Nie ty jeden Garret. I o to w tym wszystkim chodzi – tłumaczył Bober – Verminus, Maggie, mieszkańcy Miasta widzą we mnie tłustego hazardzistę i miłośnika kobiecych wdzięków. Postrzegacie mnie w taki sposób, ponieważ ja tego chcę.
W jego głosie dało się wyczuć nutę ekscytacji i arogancji, która nie umknęła Garretowi. Słuchał go uważnie, starając się zrozumieć cel byłego ochmistrza Verminusa.
– Czemu nic nie mówisz złodzieju? – zapytał donośnie Bober.
– Słuchanie jest ważniejsze od gadania ochmistrzu – odparł ze spokojem Garret.
Bober odwrócił się w stronę komody, która stała obok wejścia do pomieszczenia, w którym się znajdowali. Zapalił świece, które na niej stały i wolnym krokiem zaczął spacerować po pomieszczeniu zapalając resztę świec, które rozświetliły ciemności.
– Wiem, że cień jest twoim największym sprzymierzeńcem – mówił Bober – Teraz jesteś całkiem sam.
Garret dalej milczał. Ochmistrz zdjął płaszcz i położył go na stole stojącym między nim a złodziejem.
– Nie wiesz złodzieju do czego jestem zdolny prawda?
– A powinienem? – odparł Garret.
- Nie wiem czy powinieneś lecz powiem ci. Podczas zakradania się do posiadłości widziałeś młodego strażnika sprawującego wartę. Ślady na jego plecach są moim dziełem, nie Verminusa – Bober patrzał uważnie na złodzieja szukając na jego twarzy śladów zaciekawienia, strachu, lecz nic takiego nie dojrzał. Kontynuował więc dalej.
– Pamiętasz zapewne byłą żonę Lorda, która zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. To ja ją porwałem…
- A możesz powiedzieć w końcu coś ciekawego? – Garret przerwał nudzący go monolog.
- Czy wiesz co kryje formuła, którą ukradłeś a którą ja ci odebrałem?
- Zaskocz mnie.
- Dzięki tej formule można zyskać dodatkowy zmysł złodzieju. W formule nazwany jest jako Focus – kontynuował ochmistrz. Wpływa on na postrzeganie świata, pozwala dostrzec rzeczy niezauważalne. Wyobraź sobie jak przydatny może być ten zmysł w twoim fachu. Osoba, która go posiądzie stanie się mistrzem złodziei…
- Wszystko poszło jak po sznurku ochmistrzu – wtrącił Garret - Od momentu gdy ujrzałem cię w drzwiach wiedziałem co planujesz. Nie znałem tylko sekretu skrywanego przez formułę. Dziękuję ci za to, już nie jesteś potrzebny.
Nim zdziwienie zniknęło z twarzy ochmistrza leżał już nieprzytomny na podłodze.
- Niezłe wyczucie czasu – oznajmił z uśmiechem Garret.
- Teraz jesteśmy kwita – odparła z uśmiechem postać stojąca w drzwiach.
Złodziej schylił się po formułę, schował do kieszeni i skierował się wraz z jasnowłosą w stronę Miasta. W ciemnościach widać było tylko czerwoną sukienkę.
Mistrz złodziei powoli zaczynał odzyskiwać świadomość. Drażniący jego nozdrza odór, który panował w miejscu w którym się znajdował, sprawiał iż jego zmysł skupienia nie pozwalał mu na wyostrzenie przydatnych obiektów znajdujących się w jego otoczeniu. Błądząc wzrokiem po ciemnej zatęchłej norze, dostrzegł obok siebie kałuże krwi. Śledząc miejsce skąd pochodzą ślady krwi, ujrzał mrożący krew w żyłach widok martwego Lorda Verminus’a. Ciało nieszczęśnika było skrępowane sznurem, a drugi koniec zaś przywiązany był do Garrett’a.
,,No tak, niektórzy wielcy ludzie nie wiedzą kiedy zejść ze sceny” pomyślał Garrett.
Do złodzieja dotarło, że został schwytany jak kotka na gorącym blaszanym dachu, skojarzenia z Maggie jak najbardziej wskazane. Będąc w tak beznadziejnej sytuacji, Garrett’a nie opuszczało cyniczne poczucie humoru.
- Widzę, że nasz mistrz złodziei wrócił do żywych! w przeciwieństwie co do niektórych tu obecnych. - rozległ się głos tajemniczej postaci dobiegający gdzieś z głębi pomieszczenia.
- Nie mam nic wspólnego z tą śmiercią! - odpowiedział ironicznie Garrett.
- Dość tych gierek! ujawnij się w końcu, dlaczego chowasz się w cieniu? - Garrett skierował swój głos w stronę mroku.
- Podobnie jak ty złodzieju, cień daje mi schronienie. Mogę kontrolować sytuację. – odpowiedział lekko skrzeczącym głosem właściciel zarysowanej sylwetki.
- Basso? Garrett rzucił hasło w próżnię. – Byliśmy umówieni, a więc to twoja pułapka?
- Ha ha ha, oj mistrzu złodziei to by było zbyt proste, nie sądzisz? - parsknięcie gburowatym śmiechem.
W pomieszczeniu zapaliła się świeca, między zakurzonymi skrzyniami leżała ciemna kotara, która okalała dużą postać. „Basso? odrzekł złodziej i Ty tutaj!?”. Basso miał związane usta, więc tylko od czasu do czasu potakiwał na słowa rzucane przez Garrett’a.
„Jeśli nie Basso mnie zdradził, to kim jest człowiek skrywający się w cieniu?” Napięcie sięgało zenitu.
- Nie podejrzewałeś mnie? cóż taki nędzny opryszek jak Ja, może równać się z prawdziwym złodziejem. Ja także mam swoje sposoby. Ty i ta dziewka zrobiliście kawał dobrej roboty. Teraz gdy Formuła jest moja, potrzebuję tylko truchła Verminusa i twoich zdolności, w celu odczytania jego sekretu z tatuażu którą ten głupek zabrał do grobu, dzięki pomocy dziewki. On stanowi klucz do formuły.
- Bober ty nędzną … , - co z Maggie? Ją też tu sprowadziłeś by oglądała to nędzne przedstawienie?
- Po twoim spotkaniu, straż znalazła mnie nieprzytomnego, dowiedziałem się wszystkiego o spisku, plotki okazały się prawdziwe. Musiałem działać szybko, nie chciałem przez wieczność być drobnym złodziejaszkiem świeczników w domu mojego pana. Ta wredna dziewka doczekała się niebawem zasłużonej kary, kazałem spalić dom by zniknęły wszelkie dowody owej zbrodni.
- Pozwoliłeś Bober by ogień strawił tyle drogocennych przedmiotów! – jesteś obłąkany, dziś nawet każda złota moneta się liczy!
-Widzę, że nie obchodzi cię los biednej kobiety, nie ładnie z twojej strony Garrett! –wydusił z siebie Bober.
Bober snując swój niecny plan Garrett’owi nie dostrzegł przenikającego cienia w blasku świecy. Był tak zajęty swoimi ideałami i tryumfowaniem swojej wyższości nad Garrett’em, iż nie zdołał usłyszeć jak pewna kobieta w czerwieni podkradła się z nożem pod jego plecy.
Jednym gładkim cięciem noża, Bober upadł martwy na ziemie. Ową zabójczynią okazała się być Maggie, którą Bober uznał za zmarłą w pożarze.
- Już wcześniej powinienem był to z tobą zrobić. -rzekł Garrett w kierunku ciała Bobra.
Maggie uwolniła znajomych złodziejów. Pozostała przed nimi tylko jeszcze jedna zagadka rozszyfrowania tajemniczej Formuły, ale to już była inna historia dla prawdziwego Króla Złodziei.
Dziękuję bardzo za odpowiedź. Ale niedawno naszło mnie kolejne pytanie.
Otóż sprawa wygląda tak. Gdy konkurs się zaczął wybrałem jedną z opcji w prologu. I właściwie tylko ją zdążyłem wybrać. Albowiem sądziłem, że wraz z kolejnym wyborem będzie to jakoś na stronie głównej Gry-Online zaznaczone i tylko tam zaglądałem. Koniec końców ocknąłem się po wszystkich wyborach, samemu uczestnicząc jedynie tym z prologu. I tu rodzi się moje pytanie. Czy to dyskwalifikuje mnie jakoś z miejsca? Bo nie wiem czy po prostu trud, który sobie zadam nie będzie nadaremno.
Pozdrawiam.
Morawski - nie trzeba było brac udziału w głosowaniu na wszystkie opcje by wziąć udział w konkursie, także śmiało chwytaj za wirtualne pióro ;)
Gdy Garrett przebudził się z ogromnym bólem głowy zorientował się że ma związane ręce za plecami. Pomieszczanie było wilgotne i oświetlone pochodniami. Otworzył szerzej oczy i pierwsze co zobaczył to Maggi stojąca na wysuniętej platformie z zawiązana pętla ze sznura na szyi. Rozglądną się dokładniej były tam jeszcze dwie osoby, strażnik stojący obok Garretta i Verminus który siedział przy stole kawałek dalej. Garrett z wielkim zdziwieniem zapytał
-Jak to jest możliwe? ty powinieneś być martwy
-Haha mylisz się Mistrzu złodzieji- powiedział śmiejąc się Verminus
-Widziałem jak umierasz- odparł Garrett
-Nie, widziałeś jak umiera mój jedyny sobowtór, wspaniale odegrał swoja role nie sadzisz? Teraz za to odpowiecie oboje najpierw zawiśnie ta zdzira później ty.
Garrett miał pustkę w głowie nie wiedział co ma zrobić, rozglądną się i powiedział sobie "Musze improwizować". Z rękawa wysunął brzytwę i zaczął przecinać line gdy w tym samym czasie Verminus przesunął dźwignie, dziewczyna zawisła i zaczęła się dusić. Garrett rzucił się na strażnika stojącego obok ogłuszył go i sięgnął po luk. Napiął cięciwę, wstrzymał oddech i wycelował, czas nagle spowolnił Garret wystrzelił prosto w line na której wisiała Maggi, strzała przecięła line. Dziewczyna upadla na ziemie ledwie łapiąc powietrze do płuc. Garrett spostrzegł katem oka Verminusa który rzucił się na niego, upadli na ziemie szarpiąc się. Garrett leżał na plecach przyciśnięty przez Verminusa, nie mógł nic zrobić nagle Maggi wbiła sztylet w plecy Verminusowi mówiąc
-Nie jestem zdzira szujo
-Pożałujesz tego- powiedział Verminus wykrwawiając się
-Teraz jesteśmy kwita- uśmiechając się powiedziała Maggi do Garretta
Szybko przeszukali ciało lezące we krwi i znaleźli Formule. Razem zanieśli ja Basso który sowicie ich wynagrodził.
Garrett otworzył oczy. Był obolały i czuł, że jego ciało zwisa na rękach. Chciał ruszyć nimi, ale bez skutku. Były przytwierdzone okowami do kamiennej ściany. Rozejrzał się próbując rozpoznać teren. Był już tutaj. Pomimo mroku rozpoznał nawiedzoną katedrę, z której wiele lat temu ukradł Oko. W końcu sali, nad ołtarzem paliło się blade światło. Nagle dostrzegł, że znajduje się na nim formuła.
Witaj ponownie, Garrett – usłyszał niosący się echem głos Maggie gdzieś z lewej.
- Co się dzieje?! Jeśli chcesz mnie zabić, to, na co czekasz?
- Zabić? Garrett, o którym słyszałam nie był głupcem. Nie zabiję cię, a przynajmniej nie teraz.
W świetle pojawiła się sylwetka kobiety. Maggie uśmiechnęła się nieprzyjemnie i dodała – Victoria oczarowana tobą była. Niestety też głupia jak Dyan. Obie doprowadziłyby do upadku Pogan. Nie ma już Strażników ani Młototłuków, ale dzieci Konstantyna przetrwają dzięki tobie.
Konstantyn. Szachraj – wycedził Garrett – On od wielu lat nie żyje. Zadbałem o to.
Mylisz się Łacherze – odpowiedziała Maggie – Zniszczyłeś jego ziemską formę. Szachraj jednak wciąż żyje i dzięki formule sprowadzimy go znowuż. Widzisz, formuła to Glif. Jednak, aby działał potrzeba mu Strażnika. Strażnika, który ma klucz. Zwodziłam Basso i uśpiłam twą czujność. Teraz Leśny Pan przyjmie twe ciało i spełni swój plan. Ale dość gadki! Bracia, przyprowadziwszy go!
Garrett zrozumiał znaczenie tych słów. Spojrzał na swoją dłoń, na której Ostateczny Glif wypalił symbol klucza, podczas jego starcia z Wiedźmą Gamall. Nagle dwaj mężczyźni wyłonili się z ciemności i uwolnili ręce Garretta. Gdy okowy puściły udał utratę sił i padł na podłogę. Strażnicy natychmiast podnieśli go za ramiona. Jednak to kilka sekund starczyło na sięgnięcie po bombę.
Szachraj dostał moje oko – powiedział Garrett, po czym rzucił bombę, a całą salę wypełnił oślepiający błysk – Ale na pomocną dłoń musi sobie zasłużyć!
Dwaj Poganie osłonili oczy a Garrett błyskawicznie zanurkował w otchłań mroku.
Głupcy! – wrzasnęła Maggie – Łapać go, ale nie zabijawszy! On żywy Szachrajowi potrzebny!
Poganie zaczęli przetrząsać salę, ale Garrett znał dobrze to miejsce i miał przewagę. Maggie wściekle sycząc rozglądała się dookoła. Nagle zobaczyła przed sobą świecący punkt i usłyszała cięciwę. Szybko uskoczyła przed ognistą strzałą, ale ta nie była wycelowana w nią. Płonący grot uderzył w Formułę na ołtarzu. Wybuch wstrząsnął katedrą.
Głupoludzie! – Maggie krzyknęła z wściekłością i przerażeniem – Ty wszystko zniszczywszy! Szachraj już nigdy nie przybywszy!
Nie zauważyła, iż całe miejsce zaczęło się rozpadać. Nie zauważyła też wielkiego, żelaznego młota spadającego prosto na nią…
Garrett pędem wybiegł na dziedziniec gdzie kiedyś poznał ducha brata Murusa. Zręcznym susem pokonał płot, gdy katedra zawaliła się całkowicie.
Basso siedział w swoim biurze, gdy usłyszał kroki.
- Garrett wreszcie . Udało ci się zdobyć…
Pytanie przerwała pięść Garretta lądująca na jego potylicy.
Basso zachwiał się – Ejże, a to za co!?
Za bycie Łacherem, który nie zna zleceniodawców – odparł Garrett, ale zaraz złagodził ton – Jednak dzięki tobie chyba znów ocaliłem Miasto.
Że co? – Zdziwił się Basso – O czym ty mówisz?
Garrett już miał odpowiedzieć, gdy usłyszał żeński głos – Hej mentorze. Przypominam o twej obietnicy.
Odwrócił się i ujrzał smukłą sylwetkę złodziejki.
- Obiecałeś mnie zabrać na miasto. A noc dziś piękna.
Erin – uśmiechnął się Garrett i spojrzał przez okno na oświetlone blaskiem księżyca Miasto – Jak dobrze pójdzie, to nawet znajdziemy ci ładne kolczyki.
Garret obudził się przywiązany do krzesła z tępym bólem głowy.Powoli otwierając oczy spostrzegł że znajduje się w małym pomieszczeniu. Kiedy był już całkiem świadomy zaczą rozglądać się po pokoju. Jak na złodzieja przystało pierwsze co zrobił to rozeznanie. Z pomieszczenia można było się wydostać tylko jednym wyjściem, które znajdowało się po jego prawej stronie. W pokoju był jeden dębowy stół na który znajdowała się jedyna , oświetlająca tę ,, cele '' woskowa lampka. Garret , jako mistrz złodziejów szybko przyzwyczaił się do panującej w pokoju lekkiej ciemnoty , właśnie wtedy spostrzegł że na ścianie wisi jego znajomy , Basso. Teraz złodziej zrozumiał dlaczego paser się spuźniał. Garret prubował wydostać ręce z więżących go więzów , lecz na prużno zdały się jego działania. Pruby wydostania się obudziły Basso .
- Ała , moja głowa , co się stało , gdzie ja jestem - rzekł w jęczący sposób paser.
- Też chciałbym to wiedzieć przyjacielu - powiedział z nadziejom w głosie że Basso wytłumaczy mu to i owo.
- Garret ? Co ty tu robisz ? Co ja tu robie ? - spytał zdenerwowanym głosem.
- Nie wiem , ale teraz musimy uciekać. Czy masz może jeszcze w kapeluszu swoją niespodzianke ?
- Ha , ha , ha ... a czy ty masz swój ukryty na plecach sztylet .
- To dobrze , użyj jej kiedy ci powiem.
Wtedy w dzrzwiach dało się słyszeć zgrzytanie zamka , najprawdopodobniej był zardzewiały bo klucz ciężko w nim chodził tak samo jak zawiasy bo dzrzwi zgrzytały podczas otwierania . Pierwszą osobą , która weszła do pomieszczenia był ciężko zbrojny rycerz z dwurę - cznym mieczem przypasanym do boku . Jedyny słaby punkt to brak hełmu , co w razie walki da Garretowi jakąś przewage. Następna była ponętna blondynka , którą Garret dobrze znał , to Maggie . Złodziej pomyślał że ją też złapali.Ostatnią osobą był lekko obity rycerz .
- Witaj Garret . - zaczęła Maggie. - Pewnie zastanawiasz się co ty tu robisz .
- Tak - odparł Garret ze zdziwieniem w głosie. Spowodowanym tym że dziewczyna nie jest więźniem.
- Odpowiem krótko . To ja cię porwała razem z moimi braćmi.
- Ale ty pracujesz dla Basso !
- Dla mnie ? - wtrącił się paser.
- Ja tylko udawałam.
- Ale skąd wiedziałaś że będe w posiadłości ?
- Szpiedzy .
- Kim ty naprawde jesteś ?
- Sługą Sachraja .
- A poco mnie porwałaś .
- Po pierwsze musiałam zdobyć formułe , a po drugie chcemy żebyś stał się jednym z nas . Jeśli to zrobisz otrzymasz coś w zamian .
Maggie pstryknęła a duży rycerz wyszedł i wrócił po chwili ze skrzynią . Połorzył ją a potem otworzył . W środku było pełno monet a na nich leżał sprzęt Garreta .
- I co? Jaka jest odpowiedź.
- Wole zdechnąć niż służyć Szachrajowi.
- Jak chcesz. Zdejmijcie temu drugiemu kapelusz.
Garret spojrzał na Basso lekko zdziwiony prośbą Maggie
- Myślałeś że cie nie podsłuchiwaliśmy .
Strażnik zdjął kapelusz , spojrzał do środka , zwracając gure kapelusza ku dołwi. W tym samym momeńcie z kapelusza wyleciała jakaś dziwna kulka , która po upadku na ziemie wybuchła jasnym świałem oślepiając wszystkich poza Garretem który zamkną oczy chwile przed tym incydentem. Podczas tej rozmowy Maggie nie spostrzegła że złodziej rozciął więzy . Garret wysztrzelił z krzesła i szybkim ruchem ręki zaatakował dużego rycerza i podcioł mu gardło. Następnie pochwycił Maggie i trzymał w mocnym uścisku. Wzioł klucz od trupa i uwolnił Basso , a następnie zakuł Maggie w kajdany przytwierdzone do ściany. Zabrał rzeczy , otworzył dzrzwi , ale we framudze dzwi usłyszał głos
- Pomoge wam się wydostać jestem strażnikiem dego lochu. - był to ten lekko poobijany żołnierz
Garret bez sprzeciwu pozwolił mu się prowadzić , ale zanim wyszedł postanowił zrobić dywersje i podpalił pomieszczenie .
Złodziej uciekają słyał jakby demo demonicznym głosem słowa
- To jeszcze nie koniec!
Dalsza ucieczka przeszła bez problemów . Po wyjściu na wolność zrobiło mu się szkoda że nie ma tej formuły za którą miał dostać wynagrodzenie , więc udał się do swojego domu.
Mam nadzieję, że tutaj wszystko będzie wyglądało tak, jak wyglądało w Wordzie...
,, Huk błyskawicy, przecinającej nocne niebo wyrwał go z uśpienia. Pierwszym, co pojawiło się po odzyskaniu przytomności był tępy, pulsujący ból, ściskający mu czaszkę. Starając się go zignorować, Garrett dźwignął się na nogi i rozejrzał uważnie. Otoczenie nie zmieniło się, wciąż był w tej samej bocznej alejce. Basso najwyraźniej nie pojawił się.
Przeklinając swoją nieuwagę, Garrett zaczął szukać śladów, pozostawionych przez napastnika. Nie trwało to długo. Nawet odór z pobliskich kanałów nie stłumił woni różanych perfum, która unosiła się w powietrzu.
,,Wyślij złodzieja, by złapać złodzieja” – przeszło mu przez myśl.
Choć ból wciąż przyćmiewał mu umysł, szybko ułożył sobie plan działania. Skoro Maggie była złodziejem, musiała mieć swoją kryjówkę i pewnie tam zatrzyma się, zanim zaniesie Formułę swojemu paserowi. Wystarczyło tylko znaleźć ją i ukraść łup. Po raz drugi.
Niewielkie mieszkanko na szczycie skrytej w głębi miasta kamienicy było odciętym od świata i niedostępnym dla zwykłych ludzi schronem. Ale nie dla Mistrza Złodziei. Jego zdolności i zmysły przez lata doprowadzane do perfekcji szybko poprowadziły go po ledwie zauważalnych śladach. Strzała z liną oraz skok z pobliskiego dachu otworzyły mu drogę do uchylonego okna.
Garrett nie mylił się. Maggie rzeczywiście zatrzymała się w swojej kryjówce. Brała akurat kąpiel w dużej drewnianej balii. Jedynym źródłem światła w pomieszczeniu była mała świeczka, stojąca tuż obok.
Przysiadłszy na parapecie, Garrett zlustrował dokładnie pomieszczenie w poszukiwaniu swojej zguby. Była tam, leżała na stole parę metrów od niego, między oknem a balią. Formuła niemal lśniła, przyciągając uwagę jego oczu. Niemniej przyciągały ją także delikatne ramiona oraz plecy, wystające ponad poziom wody.
Garrett powoli i ostrożnie postawił stopę na podłodze. Akcja w posiadłości nie poszła do końca po jego myśli i kosztowała życie dwóch strażników. Nie było to dla niego problemem, ale mijało się z jego powołaniem. Był złodziejem, a nie zabójcą.
Tym razem zamierzał rozegrać to jak na Mistrza Złodziei przystało. Kolejne bezszelestne kroki skracały dystans, jaki dzielił go od łupu.
-Ach Garrett, Garett – szepnęła Maggie. Garret zamarł w bezruchu, po chwili jednak uśmiechnął się. Maggie bynajmniej nie zauważyła jego obecności – zwyczajnie mówiła do siebie na głos.
-Może nie powinnam zostawiać cię w tej alejce samemu sobie. W końcu gdyby nie ty, nigdy nie wydostałabym Formuły poza posiadłość. Gdybym miała dość serca, może nawet odpaliłabym ci coś z mojego łupu.
Wsłuchując się w jej słowa i delikatny, beztroski śmiech, Garrett dotarł wreszcie do stołu i jednym zwinnym ruchem porwał z jego powierzchni zwój.
Kiedy ponownie przysiadł na parapecie i przygotował do skoku na zewnątrz, zawahał się. Ten jeden jeszcze raz postanowił tej nocy dać znać o swojej obecności.
Niby od niechcenia potrącił ręką szklany flakon z perfumami, stojący na parapecie.
Gdy hałas tłuczonego szkła wyrwał ją z zamyślenia, Maggie szybko obróciła się w stronę okna. Jedyne, co zdążyła zauważyć to bezkształtny cień, duch, zsuwający się bezszelestnie z jej parapetu i znikający gdzieś wśród innych cieni, oplatających rozciągające się pod nocnym niebem miasto.”
Pytanie: mistrz który uczył garretta żyje?
prosił bym o chociaż lekkie odpuszczenie za błędy ortograficzne bo mam dysortografie . Jeśli można.
Mój tekst:
Wraz z nastaniem południa, długie cienie odrapanych kamienic przyczaiły się w kątach i załomach ścian, wynurzając z półmroku rozmokłą ziemię patia. Pod bezlistną, omszałą olchą siedział mężczyzna okutany w łachmany. Twarz przywdziała maskę bólu i rozpaczy, jak gdyby w jednej chwili stracił wszystko co miał i czym rozporządzał, odrzucony teraz jak bezużyteczna, do cna wykorzystana zabawka.
Kręcił się tam też grubas o podwójnie nalanym podbródku; gestykulował żywo, klął, potrząsał znajomym, a potem znów krążył wokół patia, próbując naciągnąć na ogromne brzuszysko ciasną koszulę i gładząc rozdarty w szwach tużurek.
- Jak to? Okradli cię? I nawet nie wiesz kto?
- Ktoś mnie ogłuszył, a potem zabrał formułę i zwiał.
- I co teraz? Jak go znajdziemy?
- Może poszukamy jakiegoś cwanego zbira z pałką i sprawdzimy na mojej głowie, czy to ta sama.
Basso parsknął mimowolnie, przykładając dłoń do czoła.
- Jeśli się nie ruszysz, sam zdzielę cię pałką.
- Jednego podejrzanego mniej – mruknął do siebie i wstał chwiejnie.
Prawie upadł, gdyż potylica odezwała się boleśnie, zasnuwając na moment oczy cieniem.
Ostrożnie przemierzyli główną ulicę; lgnąc jak szczury do ocienionych zaułków, skierowali kroki ku wieży zegarowej, na której kurant wybił ponuro godzinę trzynastą.
Na miejscu Garrett zrzucił lnianą szmatę i rozgrzewając klatkę piersiową, otworzył kufer z ubraniami.
- Szybko, nie mamy wiele czasu – wychrypiał paser, spoglądając na doki przez okno pod tarczą zegara.
- Gdzie ci się tak spieszy? Nie mamy formuły, skradziono mi łuk, strój, nawet pałkę ktoś sobie pożyczył.
- W przeciwieństwie do ciebie, ja zasięgnąłem języka, zamiast wylegiwać się do południa w podejrzanej dzielnicy. Za pół godziny odbędzie się wymiana nieopodal molo. Jeśli dopisze ci szczęście, znajdziesz swoje rzeczy.
***
Mimo zarazy, ludzie tłumnie ciągnęli do doków, gdzie kwitł nie całkiem legalny handel. W tawernach żeglarze i flisacy rozpuszczali wieści o szerokim świecie, o niebezpiecznych i niedostępnych wodach, podsycając ciekawość gawiedzi. Werbowano na statki żądnych przygód młodzieńców, grano w karty przy skocznych melodiach skrzypiec i pianina, popijając przy tym uzdrawiającą ze wszelakich chorób magiczną wodę.
Garrett i Basso wsiąknęli w okolicę, porwani chaotycznym strumieniem ciżby, która przewalała się po placu i dopływach mniejszych ulic.
Nagle mignęła Garrettowi przed okiem burza blond włosów i purpurowa suknia.
- Maggie – rzekł mimowolnie.
- Coś mówiłeś?
- Muszę coś załatwić. Spotkamy się w gospodzie.
Paser chciał coś odrzec, lecz Garrett zniknął w roju ludzkich głów. Machnął więc ręką i ruszył dalej.
***
Złodziej uchylił ostrożnie skrzypiące drzwi i wszedł na górę obskurną klatką schodową. Chciał iść dalej, gdy mignął w dole smukły kontur trzewika i brzeg czerwonej sukni, a po chwili wysypał się z mieszkania stukot obutych stóp, gnany przekleństwami.
Powódź złotych loków zamigotała na schodach. Dziewczyna dostrzegła wychylonego Garretta, który chwycił ją za rękę i pociągnął w głąb korytarza. Uruchomił glif na ścianie, znikając razem w tajnym pomieszczeniu.
- Dobrze cię widzieć żywego – odparła, ciężko dysząc. Zaniemówiła, dostrzegając w turkusowym blasku skrzep na potylicy złodzieja. – Na Budowniczego, wszystko w porządku?
- Tak z grubsza. Gorzej wygląda sprawa Formuły… Straciłem ją.
Maggie jednak uśmiechnęła się dobrodusznie i głaszcząc Garretta po głowie, odparła:
- Głuptasie, to ja jestem Formułą. – I zrzuciła bolerko, ukazując plecy.
Garrett obudził się w ciemnym zaułku ulicy z wielkim bólem głowy. Czuł się jak by wypił za dużo,strasznie bolała go głowa. Z przyzwyczajenia postanowił sprawdzić czy wszystko ma,w czasie przeszukiwania rzeczy zobaczył że brakuje formuły oraz naszyjnika. "Cholera! gdybym był ostrożniejszy nigdy by do tego nie doszło! " wykrzyczał tak że przechodnie obracali się w jego stronę i przyglądali się z zaciekawieniem. Wypytywał wszystkich ludzi o to czy coś widzieli,jednak każdy z nich mówił że leżał tu już tak od kilku godzin " no pięknie,teraz to już nie odzyskam formuły" pomyślał zrezygnowany Garrett . udał się do okolicznej karczmy w którym jak zawsze spotykał się z swoimi pracodawcami,pijąc kolejny kufel jasnożółtego piwa zorientował się że karczma ma nowych bywalców,Starał się wyczytać z ich twarzy kim są i czego chcą. Młodzi mężczyźni nie byli zachwyceni widokiem Garretta,gdy tylko ten podszedł wszelakie rozmowy ucichły,Garrett odrazu zrozumiał że coś tutaj nie pasuje....
Obudził się. Znajdował się w pomieszczeniu o ceglanych ścianach, leżał na prostym lecz wygodnym łóżku, odrobinę światła dawał płomień tlący się w kominku. W kącie pomieszczenia stały jeszcze jakieś meble, w tak fatalnym stanie, że Garretta zaczęło zastanawiać jakim cudem jeszcze stoją. Gdy chciał usiąść poczuł okropny ból w potylicy, starał się to zignorować lecz bezskutecznie. Padł na łóżko, dotknął głowy i zaklął dość szpetnie i całkiem głośno. Gdy odpoczywał do pomieszczenia wszedł siwy mężczyzna.
- Jaśnie panie – odezwał się staruszek – przyprowadziła was do mnie pewna dama, poleciła byś się śpieszył. Zostawiła też ten list.
- Kim jesteś? – zapytał słabym głosem.
- Nikim, panienka ta prosiła wam dać ten list i flakon. Więcej nie wiem, pewnie list wam więcej wyjaśni. – odrzekł wręczając przedmioty.
- Była to blondynka, ładna?
- Szatynka, Margaret miała na imię – odrzekł staruszek i wyszedł.
Rozwinął list od tajemniczej sojuszniczki i zaczął czytać – „We flakonie jest pewna mikstura, która uśmierzy ból i pozwoli wykonać misję. Ten kto ma Formułę o północy będzie płynął rzeką na łodzi z oznaczeniami Straży Miejskiej. Niestety nie mogę ci nic więcej powiedzieć. Margaret”
Zgniótł list w kulkę i cisnął nią w ogień, wypił jednym chlustem miksturę i zawołał:
- Która godzina?
- Wieczór już panie, za godzinę północ.
- A moje rzeczy?
- Tutaj są!
Wstał, nie czół już bólu z tyłu głowy, wręcz przeciwnie - był pełen energii i determinacji by wykonać powierzona mu misję, jak na uczciwego złodzieja przystało.
Gdy wyszedł poczuł na twarzy przyjemny i znajomy chłód nocy. Był w dokach, tak mu się przynajmniej wydawało. W Mieście, gdzie nie brakowało miejsc w których biedota się gnieździła, mieszkała w rozpadających się domach. Garrett dostrzegł dość wysoki i solidny budynek, którego szczyt nadawał się wprost idealnie na punkt obserwacyjny, który pozwoli wytyczyć mu drogę do ostatniego mostu przed ujściem rzeki. Podbiegł wolno do budynku, z bliska wyglądającego na opuszczony. Przyjrzał się szukając drogi na szczyt, zastanowił się przez ułamek sekundy i zaczął się wspinać. Po chwili był już na szczycie, a pod nim rozpościerały się niczym ocean, setki, ciasno ustawionych obok siebie budynków.
- Do mostu mam całkiem niedaleko – powiedział spokojnie do siebie, wykonał głęboki oddech, oddał skok na budynek stojący dwa metry niżej i popędził po dachach kierując się w stronę ostatniego przed ujściem mostu na rzece.
Był już na moście, czekał na jego krawędzi na łódź o której mówiła Margaret, myślał o niej. Z zamyślenia wyrwało go światło sunące po wodzie. „ To oni” – pomyślał.
- Idę po ciebie – powiedział złowrogim szeptem i skoczył w ciemność.
Całe szczęście łódź poruszała się powoli, dzięki czemu mógł wspiąć się po burcie, gdyby płynęła trochę szybciej mógłby spartolić całą akcję, stwierdził, że w przyszłości musi bardziej poskromić emocje, gdyż działanie pod ich wpływem może się kiedyś źle skończyć.
Musiał szybko zniknąć z pokładu, nie chciał aby Strażnicy Miejscy go dorwali. W odległości kilku metrów od siebie zobaczył drzwi prowadzące do wnętrza statku. Nie czekając aż straż go znajdzie, przekroczył je.
W środku pomieszczenie było puste, znajdowały się tam tylko kolejne drzwi, stawiając wszystko na jedna kartę dobył sztyletu i przekroczył je. W pokoju stało tylko małe biurko a na zdobionym krześle leżało ciało człowieka w masce jakiejś bestii. Na biurku dostrzegł Formułę i jakaś karteczka. Schował formułę, przeczytał wiadomość która brzmiała - „Wygrałeś”. Przed wyjściem zdjął maskę martwego już wroga.
- Maggie?
Tum dum dum, tum dum dum. "Clair de lune" Claude'a Debussy'ego przeszywało dźwięcznie przestrzeń. Cichy idealny kształt, nieokiełznana radość, ale równie mocny smutek rodził się w najciemniejszych szarych zwojach najciemniejszego złodzieja świata.
-Starzeje się - Pomyślał Garrett nie otwierając oczu. -Uziemiony na dobre, pierwszy raz w życiu.- Przejechał palcami po teksturze na której leżał - Perski kaszmir, miękki i delikatny jak płatek wosku świecy. Nie jestem tu sam.. - Kolejna myśl zawróciła mu w głowie. Wziął głęboki wdech i otworzył oczy. Jego zmysłami zawładnął zapach róż i widok leżącej na łożu z baldachimem, przepięknej istoty, o kształtach bogini Wenus. Była naga i tylko czerwony rubin wypoczywał między piersiami nieznajomej, należy wspomnieć, że bardzo rzucał się złodziejowi w oczy.
-Szukasz formuły, Basso się spisał wysyłając tutaj Ciebie. - Rzekła ze szczodrym spokojem, podrzucając delikatnie płatki róż, na których leżała.
-Zapewne. Zdradzisz mi gdzie spoczywa moja zguba, zanim opętasz swoim spojrzeniem resztę moich uczuć? - Pierwszy raz w życiu poczuł się jak drobny kieszonkowiec, uśmiechnął się sam do siebie.
-Formuła.. Pomyśl, co nią jest.. Czy Twój najlepszy handlowy przyjaciel ściągał by Cię do jakiegoś psychopatycznego gwałciciela, po bzdetny świstek papieru? - Sens słów płynął z Jej ust jak muzyka.
-Fakt, to do niego dość niepodobne. - Poczuł bezradność i samotność. Jednakże z każdą chwilą wpatrując się w karminowe usta i głębie spojrzenia tajemniczej kobiety, czuł że chce z Nią zostać, być przy Niej, opiekować się Jej tajemniczością, jak każdej błyskotki, wartej tyle co nic w porównaniu z wymiarem piękna, którego doznawał. -Ja.. -
zająknął się. -Czy Ja Cię kocham..?
Chwila zastygła bez pamięci. Od teraz nie było formuły, czas przestał istnieć, był tylko On i jego największy skarb.
-To jest nasz sen, nasz świat, nasza miłość. -
Bordowy cień. Uczucie zręcznego spełnienia. Cisza.
Tekst ma 2 976 znaków bez spacji.
Tępy ból rozchodził się po jego głowie falami, powodując niemałe nudności, które z trudem powstrzymał. Otworzył oczy, które jeszcze przez chwilę próbowały dostosować się do małej ilości światła księżyca, wpadającego przez okno. Normalnie nie sprawiało mu to takiego problemu, ale teraz był na tyle zdezorientowany, że przez moment nie potrafił nawet poskładać urywków myśli, kołaczących się w jego głowie. Po chwili jednak wszystko do niego dotarło: misja, Perfekcyjna Formuła, Lord Verminus, Maggie, ciemny zaułek… Jak mógł dać się zaskoczyć w tak banalny sposób? Garret spróbował wyprostować ręce, jednak uświadomił sobie, że są one ciasno związane sznurami, ale nie na tyle dokładnie, by nie mógł sobie z nimi poradzić.
-Och, wreszcie się obudziłeś – powiedziała jakaś kobieta, stojąca w mroku. Twarz wykrzywiła mu się w grymasie, kiedy uświadomił sobie do kogo należy głos. A więc jest zdrajczynią… I kolejny raz zawiódł się na ludziach.
-A ja ci pomogłem… – odparł, z ciężkim westchnięciem, spoglądając na blondynkę, która zapaliła teraz kilka świec i oparła się o mahoniowe biurko z nonszalanckim uśmiechem na twarzy.
-Mężczyźni są naprawdę naiwni. –Maggie zaśmiała się, wachlując Formułą, którą po chwili kobieta schowała między fałdy sukni.
-Doprawdy? – spytał, delikatnie i ostrożnie manipulując sznurami tak, aby wydostać się z więzów. To nie będzie trudne zadanie, powiedział mu Basso. Przekona się, że na następny raz musi ostrożniej dobierać sobie „pomocników”! Po chwili Garret uwolnił jedną z rąk. Ktokolwiek zajmował się tymi więzami, powinien się jeszcze douczyć tej sztuki.
-Ależ oczywiście, mój drogi – powiedziała z zalotnym uśmiechem, zbliżając się do mężczyzny. –Tak łatwo was rozbroić i złamać… Jeden uśmiech, parę słów i już jesteście zniewoleni.
-To po co ci była ta cała zabawa? – spytał z prychnięciem, uwalniając drugą rękę, jednak jeszcze pozostając w bezruchu. Musi znaleźć odpowiedni moment, żeby nie zawalić tej sprawy.
-Mam swoje powody – mruknęła sucho, a przez jej twarz przemknął pewnego rodzaju żal, który równie szybko zniknął. –Ale twoje zdziwienie na twarzy wiele mi wynagradza.
Kobieta nachyliła się w jego stronę, otoczył go słodki zapach jej perfum. Teraz, pomyślał. Stanął na równe nogi, chwytając Maggie w pasie jedną ręką, a drugą zasłaniając usta, gdyż ta już chciała krzyczeć po Strażników. Garret kilkoma zwinnymi ruchami zakneblował jej usta serwetą, leżącą na stole oraz przywiązał do krzesła, na którym jeszcze przed chwilą siedział on. Maggie zgromiła go wzrokiem, a na jej twarzy dało się dostrzec nie tylko złość, ale też pewnego rodzaju strach. Nie wiedział, co nią kierowało, ale nie miał zamiaru do tego dochodzić. Nachylił się do blondynki, aby wyciągnąć z fałd sukni Formułę i pomachał kobiecie papierem przed nosem.
-Szkoda, że nasza znajomość musi kończyć się w ten sposób – powiedział z cichym westchnięciem. Odnalazł wzrokiem swój ekwipunek, który szybko przerzucił sobie przez ramię i płynnym ruchem, otworzył okno, aby po chwili zsunąć się po rynnie na ulicę. Spojrzał w niebo, uświadamiając sobie, że to zadanie zajęło mu niemal całą noc.
Dotarcie do mieszkania Bassa nie zajęło mu dużo czasu. Sprawny złodziej niemal włamał się mu do domu, a już niedługo później stał przed brunetem. Mężczyzna spojrzał na niego z niepewnością na twarzy, a Garret wręczył mu bez słowa Formułę.
-Coś ty taki niemrawy? – spytał Basso.
-Źle dobierasz sojuszników – mruknął, odbierając swoją zapłatę i skierował się w dół ulicy, próbując odrzucić od siebie myśli o Maggie.
Garrett ocknął się z luką w pamięci w domu Basso. Ten powiedział mu, że Lord zmarł za sprawą jego byłej złodziejki o imieniu Maggie, która przejęła majątek Lorda i zdradziła Gildię Złodziei. Zdezorientowany Garrett uwierzył we wszystko co powiedział mu paser i przyjął jego zlecenie wykradnięcia Formuły z byłej posiadłości Lorda, ostrzegając go przed przebiegłością Maggie. Mistrz obiecał Basso, że będzie cieszył oczy widokiem Formuły już następnego ranka.
Kiedy mrok, jedyny przyjaciel Mistrza Złodziei spowił już wszystkie miasta i wsie, Garrett rozglądał się wtulony w mur okalający podwórko przy posiadłości Lorda, jednak poczuł się dziwnie. Jednak nie zwracając uwagi na dziwne odczucia, kroczył spokojnie zważając na każdy ruch w stronę okienka do piwnicy o którym dziwnym trafem wiedział. Wnętrze piwnicy również wydało się Mistrzowi znajome, jak i zapach stęchlizny unoszący się dookoła. Z ostrożnością na jaką przystało złodziejowi kroczył dalej ciemnym korytarzem do głównego holu. Tam od razu rzucił mu się w oczy znajomy kryształowy żyrandol, lecz stukot obcasów wydobywający się z wyższego piętra i trzask drzwi bardzo zaciekawiły Garrett'a. Przykurczony i skoncentrowany Mistrz Złodziei kroczył spokojnie po schodach na piętro skąd słyszał dźwięki i podszedł do jedynych drzwi spod których wydobywało się światło.
-Wejdź Mistrzu Złodziei!- zabrzmiało z pokoju przy którym stał Garrett. Nieświadomy niczego Złodziej otworzył drzwi i ujrzał piękną kobietę leżącą na łożu z baldachimem.
-A więc to Ty jesteś Maggie? -spytał.
-Tak, wiem dla kogo pracujesz, dlatego wysłuchaj mnie proszę. -spokojnym tonem odpowiedziała Maggie.
-Cóż ważnego masz mi do powiedzenia? -spytał zdezorientowany Mistrz.
-Najpierw musisz wiedzieć, że to ja uderzyłam Cię wczoraj w głowę i wykradłam Ci Formułę...
-To niemożliwe! Przecież nie było mnie tu wczoraj, a zlecenie na Formułę dostałem dzisiaj rano. Nigdy tu nie byłem... Skąd wiesz... Nic nie rozumiem! -przerwał zdenerwowany Garrett.
-Byłeś tutaj wczoraj, wykradłeś Formułę, a ja dzięki Tobie pozbyłam się Lorda i przejęłam jego majątek. Nie muszę już pracować dla tego łotra Basso. Jednak znalazłam pewien list w szufladzie Lorda w którym było wyjaśnione co zawiera Formuła. Nie mogłam dopuścić do tego, aby znalazła się ona w rękach Basso, więc wybacz mi, że musiałam Cię uderzyć. Muszę Ci jeszcze o czymś powiedzieć... Basso chce się Ciebie pozbyć, tak samo jak chciał mnie. Ja również dostałam zlecenie na pewną Formułę, która zawierała recepturę na Miksturę Zapomnienia. Jestem pewna, że Twoja amnezja jest powiązana z tą Miksturą. -wyjaśniła Maggie.
-A co jeśli Ci nie ufam? Jestem tylko złodziejem, nie interesują mnie sprawy moich pracodawców.
-Basso to nie interesuje, on chce się pozbyć wszystkich którzy cokolwiek o nim wiedzą. Musisz mi zaufać!
-Co takiego zawiera ta Formuła?- spytał Garrett
-Recepturę na Miksturę Nieśmiertelności... -ze strachem w głosie odpowiedziała Maggie.
Rankiem Bassa przebudziło mocne walenie w drzwi. Pełen nadziei, że to Garret, natychmiast wstał i otworzył je. Na ziemi leżało coś owiniętego w cienki, skórzany materiał. „To zapewne Formuła!” z uradowaniem krzyknął Basso. Paser zaczął ostrożnie odwijać materiał, gdy nagle poczuł słodki zapach który wręcz natychmiast przejął kontrolę nad jego zmysłami i ciałem. Mężczyzna upadł na ziemie i z pianą na ustach powoli umierał, patrząc w stronę okna w którym stał i obserwował widowisko Garrett.
„Widzisz drogi przyjacielu, tak kończy się igranie z Mistrzem Złodziei”-powiedział odchodząc.
poniżej mój tekst (załóżcie proszę, że mistrz Garretta żyje)
Garrett ocknął się w bocznej alejce nieopodal. Próbował się podnieść, lecz bez skutku. Oparł się więc o mur łapiąc się za miejsce uderzenia. -"Ten kto to zrobił zna się na rzeczy." - Pomyślał. Nagle spostrzegł, że zamiast formuły włożono mu inną zapisaną kartkę. - "Mój były uczniu. Wybacz te środki ostrożności, lecz dokument który zdobyłeś, jest zbyt niebezpieczny by wpadł w niepowołane ręce. Obserwowałem twojego pasera, i jego klienta. Gdybyś sprzedał tę kartkę, nastał by chaos. Nie mogę ci więcej powiedzieć, niestety. Jeśli jednak chcesz zarobić, spytaj pasera o klejnot zwany duchem. I jeszcze jedno: pod kratą po twojej lewej znajdziesz miksturę. Uśmieży ból i poprawi ci samopoczucie." Garret złożył kartkę i odłożył ją, Lecz gdy tylko dokument znalazł się na ziemi, zaczął płonąć zielonym ogniem. Złodziej nalazł i wypił miksturę, wstał i zaczął iść w kierunku wyjścia z alejki – "Jedynym tropem jest Basso. Dlaczego trudne zadania zawsze są jeszcze trudniejsze?" - Rozważał w drodze do niego. Gdy był już u Bassa zaczął wypytywać o tajemniczy klejnot. - Powiedz mi, czy wiesz coś na temat „ducha”? - Basso zastanawiał się chwilę. Trapiło go to, że jego najlepszy „dostawca uwolnionych przedmiotów” porywa się na taką misję. - Posłuchaj mnie proszę. Mówiłem, że z formułą będzie łatwizna, Bo to co chcesz zrobić teraz, jest o wiele gorsze... - Lubię wyzwania. - Przerwał mu ironicznym głosem. - To masz coś? - Basso sięgnął pod ladę lecz zamiast map lub dokumentów wyjął klejnot. Świecił się on mocniej i piękniej do jakiegokolwiek klejnotu który złodziej kiedykolwiek widział. Widać było w nim coś na kształt zastygniętego płomienia. - To on? - Spytał – Raczej klucz do niego. Jakiś czas temu był tu człowiek który powiedział, że gdy zapytasz o „ducha”, mam dać ci to... - Garrett z zainteresowaniem słuchał – otóż przy budynku straży ujrzysz ognistą bramę, powiedział. Powiedział też, że ten klejnot pozwoli przejść przez bramę tylko prawdziwym złodziejom. - A mówił coś o duchu? - tylko to, że mogę go spokojnie kupić. - Mistrz złodziei od razu ruszył. Na miejscu zobaczył bramę a za nią klejnot. Wziął klejnot bez namysłu, i wrócił do Bassa. Przekroczył próg i zastał pasera nieprzytomnego na krześle obok. Z ciemnego narożnika wyłoniła się tajemnicza postać. - Witaj złodzieju. - Rzekł spokojnym lekko mrocznym głosem – Ktoś ty!? - Wybacz, po tylu latach nie poznajesz swojego byłego mistrza? - Garret ze złością na twarzy słuchał dalej i nie przerywał – Otóż widzisz, dotrzymam umowy. To twoja działka za klejnot. - Przy czym rzucił ciężką sakwę ze złotem na ladę i kontynuował. - Lord Verminus cały czas szukał tego klejnotu do swojej kolekcji. Jednak gdyby go zdobył i zbliżył do Pierścienia „ciało” stał by się ucieleśnieniem szachraja. - nie mogłeś mi tego powiedzieć od razu? - Garrett, sam wiesz, że gdy nie zaprzątasz sobie głowy takimi rzeczami to nie popełniasz błędów. - a co z formułą? - Posłuży do zniszczenia ducha. Pozwól teraz, że się rozejdziemy. Basso żyje, nie martw się.
Po przebudzeniu Garret poczuł się jak na najgorszym kacu w życiu. "Przecież nic wczoraj nie piłem", pomyślał. Chaotycznie pojawiające się obrazy w jego głowie, powoli zaczęły nabierać logicznej chronologii. Oparł się na łokciach, ale paraliżujący potylicy uniemożliwił mu dalsze ruchy. Postanowił więc skorzystać z chłodu brukowanego podłoża.
Powoli się rozejrzał, ale ciemność panującej nocy, o ironio, tym razem mu nie pomagała. Przetarł oczy pozbywając się nieprzyjemnej mgiełki rozmazującej kontury i kształty.
Przyzwyczajony do ciemności wzrok szybko się wyostrzył i Garret zorientował się gdzie się znajduje. Oczekując na Basso zawędrował w uliczkę między domami mieszczan, skąd miał perfekcyjny widok na miejsce spotkania. Jego zawodowe oko dostrzegło, że piwniczne okienko jednego z domów przepuszcza wąską strugę światełka. Normalnie nie oparłby się pokusie oprowadzenia się po majętnej rezydencji, ale teraz nie czuł pełni formy. No i chciał jak najszybciej wyjaśnić tę dziwną sprawę.
Pomasował dłonią tył głowy i ocenił, że śmiało może już chociaż wstać. Wolnymi i delikatnymi ruchami postawił się do pionu. Mimo ostrożności zakręciło mu się w głowie i żołądku. Oparty plecami o kamienną ścianę, stłumił niemiłe uczucie.
Przeanalizował kierunek swoich kroków, pozycję w jakiej się ocknął oraz gabaryty guza. Doszedł do wniosku, że napastnik zaszedł go od tej samej strony, z której sam wszedł w uliczkę. Spróbował sobie przypomnieć czy nie widział niczego podejrzanego kierując się w zaułek, jednak nic mu nie świtało. Domyślił się też, że został ogłuszony za pomocą podobnego, lub tego samego narzędzia, którego on sam używał - typowej złodziejskiej pałki. Przeszedł go zimny dreszcz. "To już nawet złodziej przeciw złodziejowi występuje?".
Rozejrzał się za śladami. Szukał czegokolwiek; fragmentów oderwanego odzienia, śladów po butach, zgubionej biżuterii, albo znaku rozpoznawczego, jakie to niektórzy początkujący złodzieje mieli w zwyczaju zostawiać na miejscu zbrodni. Potem coś przyszło mu do głowy. Sprawdził kieszenie w poszukiwaniu jakiejś wiadomości czy notatki, ale nic nie znalazł. Ani śladów, ani wiadomości.
W swoich stronach, Garret mógłby mieć jeszcze nadzieję uzyskać informacje od skulonych w kątach bezdomnych umierających powoli na posępność, a w bogatej dzielnicy wszyscy porządni przecież obywatele o tej porze spali już w ciepłych łóżkach.
Postanowił wrócić więc do "swoich stron". Mknąc ciemnymi alejami starał się unikać przechodzenia dachami i balkonami bojąc się o kolejny niekontrolowany zawrót głowy, który mógłby się skończyć niebezpiecznym upadkiem.
Dotarł do położonej w Czarnej Alejce kryjówki Basso. Zastał go spacerującego nerwowo po sali i coś mamroczącego pod nosem. Spostrzegł znajomego złodzieja i podskoczył w przestrachu.
- Ile razy mam ci mówić, że do tego pomieszczenia wchodzi się drzwiami? - zapytał retorycznie, ale Garret nie wyczuł zwyczajowego, szczerze pretensjonalnego tonu. Jego pytanie raczej miało suchy i obojętny charakter.
- Spartaczyłem, Basso. To nie była "banalna robota", ale Formułę zdobyłem. Tylko... - Garret podrapał się z tyłu głowy - ktoś mi ją ukradł.
- Wiem - odpowiedział.
Złodziej uniósł brwi w zdziwieniu i podążył wzrokiem za dłonią Basso wskazującą na jakąś kartkę leżącą na jego biurku. "Formuła!", zauważył. Szok odjął mu mowę. Spojrzał tylko pytająco.
- Ktoś się chyba stara o moje względy - w szerokim uśmiechu zleceniodawca Garreta pochwalił się pełnym uzębieniem, po czym zaśmiał się wesoło. - I jest na prawdę dobry.
Tekst ma 2998 znaków :)
1. Mam nadzieję, że będzie dobrze skopiowane
2. Serdeczne życzenia dla Pań!
Skrzeczenia wron obudziły go. Zaczął odzyskiwać świadomość, choć ból w tyle głowy nie pozwalał się skoncentrować. Układał wydarzenia sprzed uderzenia. Leżał dokładnie tam gdzie upadł, prawdopodobnie atakujący myślał, że Garrett nie żyje. Gdy odzyskał do końca świadomość i ból odszedł wiedział co musi zrobić.
Wszedłszy do mieszkania Bassa, Garet zastał go siedzącego na krześle, gdy podszedł bliżej, ujrzał rękojeść sztyletu wystającą z klatki piersiowej. Podbiegł do niego i szturchając za ramię pytał co się stało. Początkowo nieruchomy, po dotknięciu Złodzieja, wziął ciężki, płytki oddech. W jego oczach początkowo można było ujrzeć rozpacz i nienawiść, lecz gdy rozpoznał swojego przyjaciela wyraz oczu zmienił się w nadzieję i ulgę. Charcząc zdołał tylko powiedzieć jeden wyraz.
- Ma-ggie.. – Gdy to rzekł skonał w ramionach Garretta.
Mistrz Złodziei wiedział, że chodziło jej o Perfekcyjną Formułę. Gdy wychodził zabrał wszystkie plany i dokumenty związane z posiadłością, martwego już, Lorda Verminusa. Swoją akcję zaplanował na noc z pełnią księżyca, która wypadała trzy dni po śmierci jego przyjaciela.
Owa noc nadeszła nader szybko. Przekradając się przy murze okalającym posesję słyszał głosy co najmniej pół tuzina strażników. Po chwili odnalazł wyznaczone wcześniej przez siebie miejsce. Wspiął się na mur i zeskoczył lądując miękko na mchu, płynnym ruchem skrył się za najbliższym drzewem. Odczekał chwilę wysłuchując reakcji ze strony strażników. Gdy nie słyszał żadnego zainteresowania zaczął poruszać się na kuckach, cicho niczym kot. Spotkał trzech strażników idących razem i rozmawiających ze sobą. Nie mieli oni pochodni. Bez żadnego źródła światła nie sposób było dojrzeć Króla Złodziei w mroku.
Tym razem Garrett postanowił wejść głównym wejściem, którego strzegł tylko jeden strażnik. Rozproszył go ciskając kamień w mrok. Gdy ten ruszył się ze swojego stanowiska kierując się w stronę rzuconego kamienia Złodziej jednym susem skoczył do wejścia, delikatnym ruchem nacisnął na klamkę i uchylił sobie drzwi. Wszedł i zamknął je szybko bezszelestnie. Zdziwienie go ogarnęło, ponieważ nie spodziewał się w domu panującego mroku i głuchej ciszy. Nie było słychać żadnych rozmów, szeptów ani nawet oddechów. Znając drogę począł iść do pokoju Maggie. Przejść musiał przez cały dom na wskroś, lecz pierwsze dźwięki jakie usłyszał dobiegały z jej pokoju. Spod drzwi biło delikatne czerwone światło. Początkowo myślał, iż słyszy muzykę z zepsutego gramofonu. Po chwili przysłuchiwania się dotarło do niego, że musi być to język z którym nie miał do tej pory styczności. Odczekał jeszcze moment i zdecydował się na ciche wejście do pomieszczenia. Kiedy drzwi oderwały się od framugi poczuł mocny zapach mieszanki ziołowej imbiru z mandragorą. Gdy tylko przeszedł przez nie zauważył kontem oka błysk, było to ostrze sztyletu lecące w jego stronę. W ostatniej chwili zdążył je zablokować. W mgnieniu oka wyciągnął prawą ręką nóż do rzucania z pochwy na lewym przedramieniu rzucając nim w postać patrzącą z niedowierzaniem. Trafił w klatkę piersiową w okolice serca.
-Dlaczego to zrobiłaś? – Spytał już spokojny Złodziej
-Perfekcyjna Formuła miała dać mi nieśmiertelność, ale w ostateczności przyniosła mi śmierć.
Dopełniając zemsty po przyjacielu Złodziej wziął formułę, wyskoczył przez okno i nie bacząc na strażników uciekł z posesji.
Czuł pod sobą zimną posadzkę. Cienie i światła tańczyły mu przed oczami.
Uchylił lekko powieki. Ból świdrował mu potylicę, a otoczenie zlało się w barwną plamę. Zacisnął zęby i mrugał oczami, póki zaburzenia wzroku nie ustąpiły.
Wtedy ukazał mu się dziwny widok. Obok jego nóg na kamiennej podłodze spoczywał płowy, otyły kot. Zwierzak wyczuł na sobie jego wzrok i na chwilę uniósł lśniące w mroku oczy. Potem wrócił do pałaszowania martwej myszy.
— To Spacja, pupil Lorda. Ponoć żarłok jest gotów zabić za odrobinę jedzenia.
Spojrzał w kierunku, z którego dobiegł znajomy głos.
— Basso?
Mizernie wyglądający paser siedział obok. Ręce miał związane i założone za belkę, o którą się opierał. Garrett zorientował się, że też został w ten sposób unieruchomiony.
— Jesteśmy w piwnicy rezydencji? Co się stało?
— Maggie — odparł z goryczą Basso. — To ona zleciła mi kradzież Formuły. Płaciła dużo, więc od razu przekazałem sprawę tobie.
Wpierw mnie wykorzystała, potem uśpiła mą czujność i odzyskała łup.
— Ona tu jest?
— Po tym, jak jej ludzie mnie porwali, ta wariatka otruła ich na moich oczach, bredząc o darach dla Leśnego Pana i jakiejś siostrze. Formuła może mieć związek z Szachrajem?
Nie odpowiedział, tylko spojrzał na Spację. Emocje wzięły górę a gniewne machnięcie nogą przegoniło kota na drugi koniec piwnicy. Blade ślepia zmierzyły go z oburzeniem.
Wtedy wpadł na pewien pomysł. Kopniakiem posłał mysz za plecy Bassa.
— Prędko, łap ją mocno!
Paser zrobił wielkie oczy, ale spełnił jego prośbę i chwycił martwe zwierzątko założonymi za plecami rękoma.
— Po c… Aaał!
Kot nagle pojawił się za plecami Bassa i sycząc zaczął drapać jego dłonie do krwi.
— Napieraj na sznur!
Garrett z satysfakcją dostrzegł, iż atakujący w furii kot zaczął rozrywać więzy.
Basso poczerwieniał z wysiłku i bólu. Garrett słyszał w życiu wiele dźwięków, ale odgłos pękającej liny był jednym z najsłodszych.
— Osz ty! – Ucieczka uratowała kota przed kopniakiem Bassa. Po chwili obaj byli wolni.
— Łap parę błyskotek i zmykamy. — Weszli na górę, a oczarowany wystrojem holu paser zapomniał o bólu.
— Nie bez Formuły – odparł stanowczo. To była kwestia jego dumy.
Po odgłosie kroków poznał, że Basso idzie za nim.
— Oko odzyskałeś. Wątpię, by Mechaniści dali ci nową głowę – burknął paser.
Wspięli się po schodach. Idąc korytarzem, ujrzeli ciało we krwi.
Bober.
Wyciągając zza pasa ochmistrza sztylet, Garrett dostrzegł uchylone drzwi balkonu w pokoju klubowym.
— Tam coś jest!
Gdy wyszedł na balkon, chłodny wiatr owiał jego twarz, a oczy skupiły się na tym, co ujrzał pod nogami. W kałuży krwi leżał zwitek pergaminu, opatrzony runami i siedmioramienną gwiazdą. Formuła.
— Basso, tutaj! — zawołał.
— Witaj, Garrett.
Odwrócił się błyskawicznie. Maggie trzymała nóż na gardle Bassa, a w oczach miała obłęd.
— Dam memu Panu to, czego pragnie. Formułę Rezurekcji i krew zabójcy mej siostry, Verminusa, już mam. Teraz przeleję waszą krew. Wtedy odzyskam siostrę! Mój Pan obiecał!
Teraz Garrett zrozumiał, o kim mowa.
— Szachraj umie mącić umysł — uniósł sztylet. — Ale Leanny nie wskrzesi. Puść go!
— Obiecał!
Wystarczył ruch jej nadgarstka, by podjął decyzję. Sztylet ugodził ją w szyję.
Puściła Bassa i osunęła się z jękiem na podłogę. Zapadła cisza.
— Pusty dom, pełen kosztowności — rzekł w końcu. — Czas zebrać łupy.
— I to jest Garrett, jakiego znam!
Upewniwszy się, że Bassa pochłonęły bogactwa, szybko schował Formułę do kieszeni. Po co? Sam nie wiedział. Zadumany spojrzał na spowite nocą Miasto.
— Garrett!
Otrząsnął się. Czas kraść.
Był złodziejem, taki jego los. Kradł, by żyć. Żył, by kraść.
Praca ma 2995 znaków (bez spacji). Dołączam do niej namalowany przeze mnie akrylami obrazek ostatniej sceny. Dziękuję za świetną zabawę z konkursem i liczę na więcej takich przedsięwzięć! :)
-Szybko! Chodź tu! Budzi się!- po pomieszczeniu rozniósł się niespokojny kobiecy głos. Garrett gdy odzyskał przytomność nie wiedział co się dzieje po chwili zorientował się że znajduje się w czyimś domu.-Prawie Ci się udało Garrett!- złodziej od razu rozpoznał ten głos. To był Basso. Garrett wstał z łóżka jednak każdy ruch sprawiał mu ogromny ból.-Co się stało i co tutaj robię?- zapytał się nieco zdziwiony Garrett -Znalazłem Cię nieprzytomnego na miejscu naszego spotkania. Wcześniej udało mi się zobaczyć sylwetkę kobiety, która zabierała Ci jakąś kartkę.-odpowiedział Basso -Formuła!- wykrzyknął niespokojnie Garrett -Tak drogi kolego. Leżałeś nieprzytomny trzy tygodnie, a twój rabuś zdążył w tym czasie podwoić majątek Verminusa, przejąć wszystkie skarby z czarnego rynku a nawet wprowadzić terror gorszy niż za czasów Verminusa. Chyba wiesz już że chodzi o naszą przyjaciółkę Maggie!- Garrett nie mógł uwierzyć w słowa które usłyszał. Czy Maggie naprawdę mogła to zrobić? - Co się tak dziwisz! Ja sam zostałem oszukany! Ufałem jej - powiedział rozzłoszczony Basso -A ty tak leżałeś. Zacząłem kopać Ci grób. Ale obudziłeś się. Sądzę że mi pomożesz. Mam plan jak odzyskać formułę. Piszesz się na to?- Propozycja wydawała się kusząca -Zgadzam się. Tylko teraz nie dam rady. Za duży ból- odpowiedział złodziej -Rozumiem. Pech chciał, że upadłeś na kamień. Uszkodziłeś kość ale za kilka dni powinieneś się lepiej poczuć. Teraz czuj się jak u siebie. Marie się tobą zajmie-.
Garrett poznał szczegóły akcji. Gdy złodziej odzyskał siły prędko wziął się za przygotowywanie sprzętu. Nastała noc. Mieszkańcy miasteczka udali się do swoich domów. Była to idealna pora na przeprowadzenie akcji. Garrett szybko dostał się pod mury rezydencji. Teraz to jest forteca nie do zdobycia. Złodziej szybko wdrapał się na drzewo i przeskoczył na kolejne. Był już na terenie rezydencji wystarczyło tylko dostać się do środka. Problemem byli strażnicy. Wejście na dach przez kolumnę nie sprawiło mu większego problemu. Złodziej rozejrzał się czy na dachu nie ma jakiś strażników. Niestety Maggie przewidziała i to. Stało tu dwóch strażników. Garrett podszedł do nich, chwycił za głowy i mocno uderzył je o siebie. Nieprzytomnych strażników i schował za jednym z kominów. Garrett rozglądał się za wejściem. Zauważył duży komin. Złodziej nie miał innego wyboru, wlał do komina dwie butelki wody i skoczył w dół. Teraz wystarczyło odnaleźć formułę. -Witaj ponownie mistrzu złodzieju. Wpadłeś prosto w moją pułapkę!- z końca pokoju rozległ sie głos Maggie -Maggie. Już rozumiem dlaczego Verminus Cię wybrał. Jesteś taka jak on- odpowiedział Garrett - Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak mi pomogłeś. Dzięki Tobie przejęłam majątek tego tyrana i zdobyła Perfekcyjna Formułę. Dzięki niej podwoiłam majątek co dało mi też kontrolę nad wami złodziejami. Jesteście zbyt prości, dacie się przekupić za parę groszy. Już niedługo a cała gospodarka kraju będzie pod moja kontrolą! Możesz jeszcze do mnie dołączyć. Potraktuję Cię łagodnie-nagle rozległ się potężny huk. Mieszkańcy miasteczka dostali się do rezydencji. -Bo widzisz moja droga ja jestem tu tylko dla formuły. Ale mieszkańcom raczej nie podoba się to jak ich traktujesz- Garrett podbiegł do Maggie, wydarł jej formułę z ręki i wyskoczył przez okno. W tym czasie kilka osób weszło do komnaty i zaprowadziło Maggie do celi. Złodziej dostarczył formułę Bassowi. -Jeśli można. Do czego służy ta formuła?- zapytał Garrett -Czy to istotne? Ważne jest, że przynosi zysk- Basso zapłacił i odszedł w ciemną uliczkę.
2997 znaków
Wrzucam jeszcze raz po dopiero teraz zauważyłem błąd, a nie mogę już edytować. Zabrakło jednego słowa, przez które wyszłoby 3001 znaków. Poprawione:
Po przebudzeniu Garret poczuł się jak na najgorszym kacu w życiu. "Przecież nic wczoraj nie piłem", pomyślał. Chaotycznie pojawiające się obrazy w jego głowie, powoli zaczęły nabierać logicznej chronologii. Oparł się na łokciach, ale paraliżujący ból głowy uniemożliwił mu dalsze ruchy. Postanowił więc skorzystać z chłodu brukowanego podłoża.
Powoli się rozejrzał, ale ciemność panującej nocy, o ironio, tym razem mu nie pomagała. Przetarł oczy pozbywając się nieprzyjemnej mgiełki rozmazującej kontury i kształty.
Przyzwyczajony do ciemności wzrok szybko się wyostrzył i Garret zorientował się gdzie się znajduje. Oczekując na Basso zawędrował w uliczkę między domami mieszczan, skąd miał perfekcyjny widok na miejsce spotkania. Jego zawodowe oko dostrzegło, że piwniczne okienko jednego z domów przepuszcza wąską strugę światła. Normalnie nie oparłby się pokusie oprowadzenia się po majętnej rezydencji, ale teraz nie czuł pełni formy. No i chciał jak najszybciej wyjaśnić tę dziwną sprawę.
Pomasował dłonią tył głowy i ocenił, że śmiało może już chociaż wstać. Wolnymi i delikatnymi ruchami postawił się do pionu. Mimo ostrożności zakręciło mu się w głowie i żołądku. Oparty plecami o kamienną ścianę, stłumił niemiłe uczucie.
Przeanalizował kierunek swoich kroków, pozycję w jakiej się ocknął oraz gabaryty guza. Doszedł do wniosku, że napastnik zaszedł go od tej samej strony, z której sam wszedł w uliczkę. Spróbował sobie przypomnieć czy nie widział niczego podejrzanego kierując się w zaułek, jednak nic mu nie świtało. Domyślił się też, że został ogłuszony za pomocą podobnego, lub tego samego narzędzia, którego on sam używał - typowej złodziejskiej pałki. Przeszedł go zimny dreszcz. "To już nawet złodziej przeciw złodziejowi występuje?".
Rozejrzał się za śladami. Szukał czegokolwiek; fragmentów oderwanego odzienia, śladów po butach, zgubionej biżuterii, albo znaku rozpoznawczego, jakie to niektórzy początkujący złodzieje mieli w zwyczaju zostawiać na miejscu zbrodni. Potem coś przyszło mu do głowy. Sprawdził kieszenie w poszukiwaniu jakiejś wiadomości czy notatki, ale nic nie znalazł. Ani śladów, ani wiadomości.
W swoich stronach, Garret mógłby mieć jeszcze nadzieję uzyskać informacje od skulonych w kątach bezdomnych umierających powoli na posępność, a w bogatej dzielnicy wszyscy porządni przecież obywatele o tej porze spali już w ciepłych łóżkach.
Postanowił wrócić więc do "swoich stron". Mknąc ciemnymi alejami starał się unikać przechodzenia dachami i balkonami bojąc się o kolejny niekontrolowany zawrót głowy, który mógłby się skończyć niebezpiecznym upadkiem.
Dotarł do położonej w Czarnej Alejce kryjówki Basso. Zastał go spacerującego nerwowo po sali i coś mamroczącego pod nosem. Spostrzegł znajomego złodzieja i podskoczył w przestrachu.
- Ile razy mam ci mówić, że do tego pomieszczenia wchodzi się drzwiami? - zapytał retorycznie, ale Garret nie wyczuł zwyczajowego, szczerze pretensjonalnego tonu. Jego pytanie raczej miało suchy i obojętny charakter.
- Spartaczyłem, Basso. To nie była "banalna robota", ale Formułę zdobyłem. Tylko... - Garret podrapał się z tyłu głowy - ktoś mi ją ukradł.
- Wiem - odpowiedział.
Złodziej uniósł brwi w zdziwieniu i podążył wzrokiem za dłonią Basso wskazującą na jakąś kartkę leżącą na jego biurku. "Formuła!", zauważył. Szok odjął mu mowę. Spojrzał tylko pytająco.
- Ktoś się chyba stara o moje względy - w szerokim uśmiechu zleceniodawca Garreta pochwalił się pełnym uzębieniem, po czym zaśmiał się wesoło. - I jest na prawdę dobry.
2996 znaków bez spacji. Przepraszam za kłopot.
michu9212: według punktu 10. (Jeden użytkownik może zgłosić maksymalnie jedną pracę. W momencie, gdy jeden użytkownik zgłasza ich większą liczbę, brana pod uwagę jest tylko ta, która została nadesłana jako pierwsza.) regulaminu tylko pierwsza praca się liczy przykro mi :(
McAtomica - Chyba nie powiesz mi, że teraz facet nie może poprawić swojej pracy? Każdemu może się zdarzyć, a konkurs oceniają ludzie, a nie maszyny. Według mnie, przede wszystkim ze względu na formę konkursu (komentarze), tego typu prośby powinny zostać wysłuchane, oczywiście w granicach rozsądku. Każdemu zdarza się popełniać błędy. Jeśli Twoja praca również bierze udział to pewnie też zawiera jakiś drobny błąd. Bądźmy ludzcy.
2998 znaków. (Nawiązanie do DLC ''WŁAMANIE DO BANKU'').
Minęło kilka kwadransów w mieście zapadł ponury mrok, ulice skąpała lekka mżawka a zakapturzony mężczyzna przypominający przeora spał na krawędzi odnowionej kamienicy. Tajemnicza postać nie okazała się duchownym był to słynny król złodziei. Jego strój był czarny a twarz biała jak mgła dzisiejszego wieczoru. Wokół jego głowy rozlana była gęsta karminowa ciecz która powoli skapywała na gzyms budynku. W jego stronę szedł puszysty mężczyzna który zauważywszy sytuacje podbiegł do Garretta zbudził go ze snu i zapytał.
Co się tutaj stało?! –krzyknął paser
Nie widzisz? –odpowiedział wstając na proste nogi.
Widzę, zabrali Ci wszystko prawda? –dopytywał Basso
Gdy puszysty mężczyzna zadawał pytania złodziej badał miejsce ataku. Znalazł kawałek czerwonego lakieru do paznokci. Pamiętał kto takiego używał.
Nie zabrali mi broni myśleli że nie będzie mi potrzebna. –odparł złodziej
Co teraz zrobimy?
Ty, nie wiem ja idę odebrać formułę.
Basso nie zdążył nawet odpowiedzieć bo mężczyzna był już kilka dachów i ulice dalej. Był już w pobliżu domostwa z którego stosunkowo niedawno wrócił. John Dowe szef straży byłego Lorda pilnował pięknego, bogatego wnętrza. Wielkie komnaty i czerwone dywany których pojedyncze sztuki kosztowały tyle ile mieszkanie w średnio zamożniej dzielnicy miasta. Wszedł na gzyms pierwszego piętra i zerkając przez okno wszedł do pustego pomieszczenia. Nie było to jedne z licznych pomieszczeń w ogromnym domostwie, był to pokój kobiety. Nie była to też byle jaka kobieta, była to ta która podarowała mu formułę i ją skradła. Maggie po chwili weszła do swojej siedziby i zastała kogoś kogo w zupełności nie chciała widzieć. Garrett w mgnieniu oka napiął cięciwę łuku.
-Na co czekasz złodzieju?
-Na wyjaśnienie.
-Nie ma wyjaśnienia, ktoś powiedział mi że formuła jest dużo cenniejsza niż myślałam. Więc ci ją odebrałam.
-Gdzie ona jest? –powiedział przez zęby Garrett
Czy to ważne, tym razem jest lepiej zabezpieczona niż zwykle Królu Złodzi.
Garrett prędko powtórzył pytanie. Maggie tym razem zdecydowała się odpowiedzieć.
-W banku, w największej, najlepiej zabezpieczonej skrytce.
-Do niezobaczenia Maggie. –po czym rzucił obok niej przedmiot z wygrawerowaną treścią ''powoduje wymioty i biegunkę, używać ostrożnie’’. Przedmiot zaczął się dymić. Maggie po chwili zasnęła.
"Włamanie do banku" nie mogło być proste. Wślizgnął się przez ogromną bramę i zobaczył 4 strażników pilnujących wejścia. Tym razem postawił na nieco głośniejsze wejście. Wystrzelił 4 strzały usypiające i w jedną chwile strażnicy osunęli się na marmurową posadzkę. Wkroczył i wystrzelił usypiające strzały jeszcze kilka razy. Gasił raz po raz świece i lampy był jak cień. Wiedział że ma już mało czasu a strażnicy zaraz się obudzą. Wsunął dwa pręciki do kłódki słysząc tylko głos dobrze ustawionych zapadek. Wsunął drewienko przez dobrze wyczuty czujnik nacisku. Zostało mu tylko wydostanie się z wielkiego banku. Mad Matt wybierał się do skarbca ale zastał tylko śpiących strażników. Zaczął krzyczeć i wzywać ponownie straż. Garrett mnąc przez następne korytarze rojące się od strażników strzelał dymnymi strzałami. Cały budynek był biały od dymu a Garrett znalazł do ucieczki dogodne okno. Wyskoczył przez nie rozbijając szybę. Był już w pobliżu ponownego spotkania z Basso. I już widział jak sprzedaje urzędnikowi jakiś przedmiot. Spotkali się 5 minut później w tym samym miejscu co wcześniej.
-Proszę Basso oto formuła.
-Nie chcesz wiedzieć co jest w środku?
-Nie, bierz ją nie chcę mieć z nią nic wspólnego.
-A więc żegnaj złodzieju.
Pierwszą rzeczą, którą Garret poczuł po przebudzeniu, była lepka, zaschnięta krew na lewym policzku. Drugą zaś rzeczą była ogromna złość na Bassa. Garret spróbował wstać. Lekko się zachwiał, jednak w porę przytrzymał się zimnego muru jednej z kamienic. Przypomniał sobie Złodzieja i Formułę, którą mu ukradł. Mężczyzna postanowił wydedukować, kto to mógł być. Na pewno znał miejsce spotkania jego i Bassa. Nie wyjawił tego Maggie, więc… musiał być to ktoś z najbliższych współpracowników! Lub też jakiś szpieg… Garret spojrzał na niebo. Właśnie świtało, czyli Basso też nie dotarł na spotkanie! Złodziej musiał sam go wykończyć, a gdy zobaczył, że ten nie ma Formuły, przyszedł po Garreta! Mężczyzna nie zbliżył się do odgadnięcia, kto to mógł być, więc postanowił poszukać śladów w okolicy. Niestety, nie znalazł nic godnego uwagi (poza mieszkiem z kilkunastoma monetami). Zdecydował się ruszyć do domu Bassa. Gdy się do niego zbliżał, coś mu nie pasowało. Nigdzie nie było strażników! Tak samo, przed frontowymi drzwiami. Postanowił zaryzykować i używając wężowego wytrychy otworzył cicho drzwi, po czym zanurzył się w przyjemnym mroku. Na szczęście pulsująca głowa nie przeszkadzała mu. Po chwili wpadł na genialny pomysł. Skoro Bassa nie ma w rezydencji, może warto „znaleźć lepszy dom” dla niektórych błyskotek? Garret natychmiast ogołocił kilka szafek z drogocennych naszyjników i innych skarbów. Gdy już nic ważnego nie było do roboty na tym piętrze, złodziej postanowił przeszukać sypialnię Bassa. Poszedł, więc do kuchni i stamtąd tajemnym szybem wspiął się do komnaty. Przed otworzeniem włazu, zatrzymał się na chwilę, jednak nie usłyszał nic podejrzanego. Jednak w razie bezpieczeństwa płynnym, wyćwiczonym ruchem założył strzałę na cięciwę i otworzył właz. Widok zaszokował go dogłębnie. Naprzeciwko niego siedział Basso! Ręce i nogi miał przywiązane do krzesła, a z zakneblowanych ust , dochodziła do Garreta seria chrząknięć, mruknięć i jęków. Tuż za nim stał… Pitalus. Był to „rywal” Garreta w Mieście. Często utrudniał mu misje i okradał jego skrytkę. Dlatego też nasz bohater często zmieniał jej miejsce.
- Witaj – rzekł Pitalus i nim Garret zdążył jakkolwiek zareagować, chociażby wypuścić strzałę, już leżał martwy na ziemi. *** Garret szybko otworzył oczy. Leżał na drodze, na którą upadł po ciosie Złodzieja. Zaraz za sobą usłyszał charczący śmiech.
- Hahaha. A więc znów się spotykamy? Hahaha – choć Garret tego nie widział, zaczajony w ukochanym cieniu Pitalus, wręcz zataczał się ze śmiechu.
- Podałeś mi fitrydymeks. Mała dawka wywołuje halucynacje. Dość realne zresztą.
- Taak, Basso przeszedł przez to samo, jednak… on nie miał Formuły.
- A więc na tym ci zależy?
Garret wstał, nałożył strzałę na cięciwę i skrył się mroku po drugiej stronie ulicy. Zrobił to tak szybko, że nawet Pitalus był tym zaskoczony. Jeszcze bardziej Złodzieja zaskoczyła strzała. Zdążył jednak w porę się odchylić i dobyć gladiusa. Tymczasem Garret nałożył kolejną strzałę i śladem drugiego mężczyzny wyszedł na środek ulicy. Zaczęli okrążać siebie nawzajem. Pitalus skoczył do Garreta. Ten szybko wypuścił strzałę, która rozdarła szatę rywala i zablokował spadający cios łukiem. Metale zazgrzytały, posypały się iskry. Wtem, łucznik niezauważenie nałożył strzałę i strzelił. Strzała utkwiła w sercu Pitalusa, który osunął się na ziemię. Szeroko otwartymi oczyma patrzył jak Garret zabiera Formułę i idzie w kierunku zbliżającego się Bassa. Gdy Złodziej właśnie umarł, jego przeciwnicy wesoło się przekomarzali.
Garret z trudem otworzył oczy. Leżał w kałuży na brukowanej ulicy. Najwyraźniej musiało padać. Nie wiedział ile czasu minęło. Na szczęście noc jeszcze trwała. Ostatnią rzeczą, jaką spamiętał było piekielnie mocne walnięcie w głowę. Ale dałem się podejść… jak kompletny żółtodziób. – pomyślał i zaklął po cichu.
W głowie krążyły mu myśli. Kto go wystawił? Basso? Nie… w końcu bądź, co bądź są przyjaciółmi… a przynajmniej takimi do interesów. Fakty nasuwały się same. Maggie! To ona wykiwała ich wszystkich. Garret musiał jakoś zareagować. Postanowił wrócić do rezydencji Verminusa. Nie dążyła nim zemsta, a raczej chęć odbicia swego łupu. Co by pomyśleli inni w jego fachu. W końcu został wykiwany przez zwykłą kurtyzanę.
Powrót do rezydencji nie był trudny, Garret znał Miasto jak swoją własną złodziejską kieszeń. Wewnątrz też nie było problemów. Wszedł tym samym sposobem, co wcześniej. Złodziej wolał chodzić po sprawdzonych ścieżkach. Piwnica, hol i piętro nie sprawiły problemów. Rezydencja zdawała się być opustoszała. Jednakże na korytarzu prowadzącym prosto do pokoju Verminusa zdarzyło się coś niespodziewanego, coś, czego nawet sam mistrz złodziei nie mógł przewidzieć.
-Miauuuu. – spasiony kot chyżo zważywszy na jego gabaryty podbiegł i zamiauczał.
Zdawało by się, że ktoś specjalnie go wyszkolił, aby reagował na nieproszonych gości. Jednak jego próby spaliły na panewce. W rezydencji nie było żywej duszy. Maggie pewnie zwolniła większość ludzi Verminusa. Reszta była martwa. Niespodziewanie ktoś pozostał… Najbardziej szalony ze wszystkich szalonych. On sam we własnej osobie… Mad Matt!
-Nasza mała myszka wpadła w pułapeczkę! Muahahah. – Mad Matt niespodziewanie wpadł na korytarz. Jednakże coś poszło nie po jego myśli. -Eee… yyy… A ty to kto do czorta? – ze zdziwieniem na twarzy wykrzyczał.
-Mógłbym spytać o to samo, jednak wiem kim ty jesteś. Najsławniejszy z gwardii przybocznej Lorda, Matt! – złodziejski spryt zawsze towarzyszył Garretowi.
-Oj tak, tak tak. Najsławniejszy! Najlepszy! Hihihahaha…ha.
-Co ty tu robisz? Myślałem, że wszyscy się stąd wynieśli. Najwyraźniej zostałeś ty, ten kot i…
-… Maggie! Jej szukam! – Mad Matt był wkurzony, a jednocześnie podekscytowany. Jego szaleństwo było widoczne na pierwszy krok.
-Tak się składa, że ja też. Wiesz gdzie może być?
-Najciemniej pod latarnią, złodzieju!
Garret od razu wiedział, o co chodziło. Pokój Maggie. Nikt normalny nie szukałby tam formuły. Jednak szaleńczy umysł strażnika czasem się przydaje
W pomieszczeniu zdawało się nie być nikogo. Garret wszedł do wnętrza. Mad Matt zaczaił się na korytarzu, przed uchylonymi drzwiami. Formuła jak gdyby nigdy nic leżała na toaletce. On wiedział, że to pułapka i był na to przygotowany. Zza rogu szafy wyskoczyła Maggie z ciężką kuszą. Garret wiedział co robić. Jeden celny cios wystarczył, aby wytrącić kuszę z jej rąk.
-Miałeś tyle skarbów w tym domu, a połasiłeś się na jakiś papier! Ty nawet nie wiesz co jest tam napisane! – krzyknęła Maggie posuwając się wolno do tyłu w stronę łóżka.
-Może i nie wiem. Ale tak samo jak ty dostałem zlecenie i chce je wykonać. Nie liczy się ile, ale co ukradnę. A o skarby się nie martw, nimi też się zająłem. – uśmiechnął się i wziął z toaletki Formułę. –Ja ciebie nie zabiję, żegnaj…
Wychodząc z pokoju szepnął do Mad Matta „Jest twoja”.
Nie wiedział co dalej się działo, i nie chciał wiedzieć. Tajemniczą Formułę sprzedał Bassowi jeszcze tej samej nocy. Nie dane mu było zrozumieć o co tyle krzyku. Chciał zarobić i tak się stało. Taka praca złodzieja…
2970 znaków bez spacji.
Moje zakończenie:
Garrett oprócz obolałej głowy, miał także nadszarpnięty honor złodzieja. Sytuacja w jakiej został postawiony Basso, nie była dobra i dla jego reputacji, a w pewnych kręgach oznaczało to załamanie się interesu i kłopoty finansowe.
- Jak sądzisz, kto trzepnął cię w czerep i zabrał Formułę? - zapytał Basso z troską na jaką mógł sobie pozwolić tylko paser. Garrett rozcierając kark popatrzył na okrągłą twarz wspólnika – Po tym co zdążyłem zobaczyć, za nim zapadłem w ciemność to był gibki kształt i poczułem... tak... poczułem różany zapach!
Z błyskiem w oku spojrzał na pasera - Przyjacielu, nie lubię kiedy się mnie okrada! Czas złożyć nocną wizytę.
Dawna posiadłość Lorda tonęła w mroku nocy oświetlona nielicznymi latarniami. Garrett zrozumiał że ten mrok, to zaproszenie skierowane specjalnie do niego. Korzystając ze szpona wspiął się po murze okalającym posiadłość i znieruchomiał na jego szczycie. Balansując, pochylony, wolno przesuwał się do przodu po krawędzi muru. Nagle znieruchomiał. Poniżej, pomiędzy drzewami pojawiły się złowrogie cienie strażników.
- Jak sądzisz, przyjdzie dziś?
- Kiedy się zjawi poczęstujemy go strzałami...
Zostawił w tyle zasadzkę. Dotarł do drzewa, które rosło pomiędzy murem a budynkiem posiadłości. Wydobył łuk i założył na cięciwę sznurową strzałę. Szybko wybrał odpowiednią gałąź i strzelił. Wspinając się po sznurze dokładnie obserwował okna. Lekko rozbujawszy linę przeskoczył miękko i cicho na gzyms budynku. Przywarł do ściany i rozpoczął mozolną wędrówkę. Dotarł do okna. Wychylił się, zza krawędzi obserwując uważnie wnętrze. W środku pokoju, przy nocnym stoliku, siedziała rozczesując włosy Maggie. Garrett uśmiechnął się pod nosem. Na jej szyi wisiał podłużny medalion, taki, w którym zamyka się tajemnice. Złodziej przełożył nogę przez parapet. Szybko go przeskoczył i stanął tuż za dziewczyną, zakrywając dłonią jej usta i tłumiąc okrzyk zaskoczenia.
- Witaj ponownie Maggie. Przyszedłem po coś co należy do mnie. Maggie ze złością go odepchnęła - Sprytny jesteś! Ale nie tak jak sądziłam! Nagle drzwi szafy stojącej obok otworzyły się gwałtownie i wyskoczył z nich Steve, dzierżąc w dłoni sztylet. Garrett okręcił się na pięcie uderzając z półobrotu pałką w głowę napastnika. Steve padł jak ścięty. Złodziej kątem oka zauważył Maggie kierującą się w stronę drzwi. Doskoczył do niej stając na brzegu powłóczystej nocnej koszuli, gwałtownie zatrzymując dziewczynę.
- Rozumiem Maggie że to wszystko wcześniej ze Stevem to były kłótnie kochanków? Garrett przyciągnął dziewczynę do siebie. Poczuł zmysłowy różany zapach.
- Nie mam jej tutaj! - Syknęła.
- Morderczyni, złodziejka to jeszcze rozumiem ale... kłamczucha!? Szybkim ruchem zerwał z jej szyi złoty medalion . Magie próbowała rozpaczliwie wyrwać go z dłoni Garretta. Odepchnął ją na łóżko i jednym susem przeskoczył przez okno, w mrok nocy. Nad posiadłością ciszę rozdarł krzyk pełny wściekłości. Garret jednak był już daleko.
- Budzi się. - Aksamitny kobiecy głos, był pierwszą rzeczą, jaką Garrett usłyszał po przebudzeniu.
Minęło kilkanaście sekund, nim przyzwyczaił się do światła, jakie dawała stojąca na stoliku obok świeczka. Czuł, że ból głowy stopniowo maleje, wciąż jednak dawał o sobie znać. Rozejrzał się. Znajdował się w małym pomieszczeniu. Zmarszczył brwi, gdy biorąc oddech, poczuł smród moczu i potu. Kilka metrów obok niego, po prawej stronie, leżał związany mężczyzna. Wszystko wskazywało na to, że był nieprzytomny.
"Lub martwy" – pomyślał ze zgrozą.
Złodziej spojrzał przed siebie i poczuł, jak przewraca mu się w żołądku. Chciał pobiec przed siebie, lecz uniemożliwiły mu to grube liny, którymi przywiązany był do krzesła. Skończyło się więc tylko na gwałtownym szarpnięciu. Spróbował krzyknąć. Tę czynność uniemożliwiły mu natomiast zakneblowane usta.
Przed nim stała Maggie, uśmiechając się paskudnie i przekładając z ręki do ręki zwój papieru. Obok kobiety znajdował się ktoś, kogo Garrett absolutnie się nie spodziewał. Ktoś, czyjego kapelusza i charakterystycznego zarostu nie mógł pomylić z nikim innym.
Mężczyzna szybkim ruchem odwiązał kneblujący usta Garretta kawałek materiału i otworzył usta, chcąc coś powiedzieć.
- Basso, draniu! Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy! - krzyknął złodziej, uprzedzając pasera.
- Wybacz, lecz nie mogłem sobie pozwolić na taki wydatek. Zbyt wysoko cenisz swoje usługi, mistrzu - odparł Basso ze smutną miną. Zamilknął na moment i zamknął oczy, przełykając ślinę. Po chwili potrząsnął energicznie głową i uśmiechnął się. - Widzisz, mam nowego wspólnika. - Mówiąc to, poklepał Maggie po ramieniu.
Obydwoje wycofali się w kierunku drzwi, zostawiając Garretta samego.
- Czym jest formuła? - spytał nagle złodziej.
Nie doczekał się odpowiedzi, Basso tylko uśmiechnął się ponownie i wyszedł z pokoju razem ze swoją nową partnerką, zamykając za sobą drzwi.
Nie minęła minuta, nim drzwi otworzyły się z charakterystycznym kliknięciem i stanęła w nich zamaskowana postać o drobnej sylwetce. Przybysz bez słowa przeciął więzy Garretta i odszedł, tak samo nagle, jak się pojawił, zostawiając przed mężczyzną sztylet.
Mistrz złodziei tkwił chwilę w miejscu, zaskoczony obrotem spraw, w końcu podniósł broń i podszedł do drugiego więźnia, który leżał w kącie. Rozpoznał w nim Steve'a. Tak jak się spodziewał, strażnik Verminusa nie oddychał. Garrett pokręcił głową z dezaprobatą i opuścił pomieszczenie. Znalazł się w niskim korytarzu, instynktownie skierował się w jego prawą stronę. Po pokonaniu kilkunastu stopni wszedł do kolejnego pomieszczenia, dużo bogatszego od piwnicy, w której był przetrzymywany. Ujrzał przed sobą Basso, który wyglądał przez otwarte okno. Za pas zatkniętą miał Formułę. Ostrze sztyletu zalśniło, kiedy kierowany żądzą zemsty złodziej podkradał się do pasera. W ostatnim momencie zawahał się, ze względu na dawne czasy. Zamiast zabijać dawnego wspólnika, zręcznie wykradł Perfekcyjną Formułę i osunął się w cień.
Spojrzał na zwój papieru trzymany w dłoni. Czas znaleźć kupca.
Ilość znaków bez spacji - 2994.
Dodatkowo załączam trzy wykonane przeze rysunki.
Jako pierwszy zareagował zmysł dotyku, pozwalając na wpół przytomnemu Garrettowi poczuć nieobcy mu skądinąd chłód kamienia. Niemalże jednocześnie wybuchły zmysły smaku i węchu, kiedy to wypluł naleciałą z przegryzionego języka krew, a jej woń szybko zanikła pośród innych, nie zawsze przyjemnych, zapachów dzielnicy. Jako iż słuch nie rejestrował niczego, nawet najcichszego szmeru, Garrett niechętne zmusił się do otwarcia oczu.
Leżał w wąskim zaułku, zupełnie niewidocznym z opustoszałej ulicy, gdyż nie docierało tu światło z pobliskiej latarni. Dobrze znał to miejsce, bo nie raz i nie dwa korzystał z niego w tym samym celu, co jego napastnik.
Nosił wilk razy kilka… pomyślał mimowolnie.
Po chwili dotarło do niego, co zaszło i zaklął w duchu. Nie wiedział, na co był bardziej zły: na własną nieostrożność, czy na fakt, że tylko dzięki łasce owej osoby nie siedzi teraz w ciemnicy i nie oczekuje wątpliwej przyjemności jaką są tortury. Nieważne jak niecodzienna była ta misja, miał teraz nauczkę, żeby to przenigdy nie tracić czujności.
Z jękiem dźwignął się do pozycji siedzącej. Nie znał tożsamości sprawcy, ale gdyby lubił się zakładać, to postawiłby swój mieszek złota na mieszkańców posiadłości Lorda Verminusa. I gdyby tylko zechciał, to natychmiast by tam wrócił i odzyskał Formułę.
Tak… Formuła… przypomniał sobie i podtrzymawszy się ściany, nieco chwiejnie wstał. W tym momencie zdał sobie sprawę, że wokół twarzy nie czuje znajomego dotyku kaptura. Ktoś zsunął mu kaptur i zdjął maskę z twarzy, którą dodatkowo zabrał ze sobą. Czyżby napastnik chciał go w ten sposób jeszcze bardziej upokorzyć, a maskę przywłaszczył sobie jako trofeum? Wielce prawdopodobne.
Nieoczekiwanie, Garrett uśmiechnął się szyderczo i sięgnął za pazuchę, wyciągając… starannie złożoną Formułę! Owszem, ogłuszono go niczym śmierdzącego mlekiem nowicjusza, ale i sam napastnik dał się oszukać jak nowicjusz. Garrett z doświadczenia chował wszystkie drobne przedmioty i dokumenty w niewielkiej sakwie, tak przemyślnie uszytej i schowanej, że trzeba było wiedzieć o niej wcześniej, by ją znaleźć. Wszak nie na darmo zwano go mistrzem złodziejskiego fachu… A „łup” napastnika? Cóż, pomyślał Garrett zapewne wkrótce ów nikomu niepotrzebny świstek papieru zostanie ze złością rzucony na pożarcie ogniowi, chociażby kominkowemu.
Usatysfakcjonowany, założył z powrotem kaptur i sięgnął po swój nieodzowny łuk, który do tej pory leżał niedbale porzucony w kącie zaułka. Już nawet nie dziwił się, czemu napastnik nie zabrał również i tej wspaniałej broni. Jednak po wzięciu jej do ręki zrozumiał. Łuk, jego nieodłączny towarzysz, został zniszczony! Jedno z ramion było odłamane, a w samym środku łuku widniało głębokie pęknięcie, tak iż broń w każdej chwili mogła się przepołowić. Zerwana cięciwa zaś zwisała smętne z ocalałego ramienia. Ktoś uczynił to z premedytacją, ażeby łuk stał się zupełnie bezużyteczny.
Tym razem Garrett zaklął już głośno, obiecując sobie, że odnajdzie sprawcę. Jednak jak na jedną noc miał szczerze dosyć.
Delikatnie schował łuk do kołczanu i cicho wynurzył się z zaułka, chcąc jak najszybciej znaleźć Bassa i oddać mu tę po trzykroć przeklętą Formułę. Nie zdążył ujść dziesięciu kroków, kiedy to z pobliskiej alei dobiegł go tajemniczy głos.
- Garrecie… mielibyśmy dla ciebie zadanie… oczywiście…
- Z odpowiednim wynagrodzeniem – bezceremonialnie przerwał mu Garrett – Przyjdźcie tu jutro o tej samej porze, a pomyślę, czy znowu mam ratować wam, Strażnikom, skórę.
I nie czekając na odpowiedź, zniknął w mroku ulicy.
Garrett stojący przed wejściem do posiadłości Lorda Verminusa:
http://imageshack.com/a/img577/5493/vhyd.jpg
Z Formułą:
http://imageshack.com/a/img716/255/iyfg.jpg
Ze zniszczonym łukiem:
http://imageshack.com/a/img28/1949/hsho.jpg
Kurczę, ciężko jest napisać tylko na 3000 tyś znaków. Ja jestem w połowie i stwierdziłem sprawdzę sobie ile mi jeszcze zostało znaczków a tutaj 4000 tyś bez spacji ;/ No nic muszę zacząć od nowa z bardziej ubogim językiem.
Ocknąwszy się ujrzał przepiękne, przeszywające go na wylot spojrzenie. To była Maggie. Czekała aż się zbudzi.
-"Pewnie z góry wiedziała że tak się stanie" - pomyślał. Teraz wszystko zaczynało nabierać sensu. Przecież wiedziała że tam będę, ale skąd mogła to wiedzieć ? Basso. Wiedział, wiedział że jej pomogę i w podzięce da mi Formułę.
- Maggie.. - Powiedział z jękiem w głosie.
- W końcu ! Już myślałam że nigdy się nie zbudzisz - Szybko podbiegła do niego i zaczeła mu pomagać podnieść się z łóżka.
- Ty wiedziałaś że tak się stanie - ciągnął dalej, powoli stając na nogi - czemu mi tego nie wyjawiłaś ? Mogło to się skończyć inaczej.
Garrett dopiero teraz ujrzał że znajduję się w małym, ciemnym i przytulnym pokoiku. Było w nim zaledwie tylko jedno łóżko, usytuowane zaraz pod oknem z którego był przepiękny widok na pobliskie miasto. Po środku pokoju znowu znajdował się malutki stolik, z mała lampką naftową i jedno krzesło.
- Chciałam, naprawdę ale.. - na chwilę przerwała, spojrzała głęboko w jego oczy - gdybyś nie dostarczył mu tej Formuły, zabił by cię - powiedziała drżącym głosem.
- Nie łatwo mnie zabić Maggie - odparł - gdybym poznał prawdę mógłbym zabić go pierwszy.
- Garrett - odwróciła się szybkim ruchem w stronę okna, i wyjrzała za nie - nadal nie rozumiesz ? Basso nie jest sam.
- Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia.
- Ma ! - przerwała mu - Myślisz że jako jedyny posiadasz tak rozwinięte umiejętności które czynią cię mistrzem w swym fachu - ciągnęła, nadal spoglądając za okno, nadal myśląc o tym co było, jest i co będzie - Basso bardzo dobrze chowa swą prawdziwą twarz, ma za sobą grupkę ludzi którzy zrobią dla niego wszystko o co poprosi.
- Maggie - podszedł do niej i również spojrzał za okno, na przepiękną metropolie miasta - nawet nie wiem po co to wszystko - odwrócił się w jej kierunku spojrzał na jej twarz w której było wyraźnie widać nadzieje i smutek - nie wiem kim jesteś i dlaczego próbujesz mi pomóc.
- Jestem.. - spuściła głowę lekko w dół, próbując zamaskować smutek jaki pojawił się na jej twarzy - Basso pozbawił mnie rodzinny, od jakiegoś czasu szukam sposobu na zemstę - przerwała, powoli odwróciła się i usiadła na krzesełku, zaraz koło małego stoliczka. Przez chwilę patrzyła na Lampe, na płomień który kołysał się raz w lewo, raz w prawo.
- " Poprosi, wiem że poprosi o pomoc" pomyślał.
- Wiem że to zbyt wiele ale.. - Głoś Maggie przerwał jego myśli - sam zostałeś oszukany, obrabowany i prawie zabity - zwrócił się w jej kierunku, lekkim krokiem ruszył w kierunku łóżka i usiadł na skraju nadal nie odrywając od dziewczyny wzroku.
- Chce cię prosić o pomoc w odnalezieniu Basso i.. - jej głos zadrżał - zabiciu go.
Dziewczyna schyliła głowę, Garrett nie myślał długo nad odpowiedzią. Znał ją już od samego początku rozmowy.
- Maggie jestem złodziejem, lubię diamenty, złoto, rubiny jednym słowem wszystko co błyszczące - wstał, powoli zbliżył się do niej, przykucnął zaraz przy jej boku spoglądając w jej oczy - a ty Maggie w moich oczach błyszczysz jak nie jeden.
Wstał, zbliżył się do okna i oparł się prawą ręką o framugę.
- Wyruszamy o świcie - odwrócił się w jej kierunku - zjedz coś i prześpij się bo potem już nie będzie na to czasu.
Maggie rzuciła mu się na szyję, Garrett przytulił ją lekko i położył z powrotem na ziemię..
- Podziekujesz mi po wyprawie - uśmiechnął się do niej najładniej jak potrafił - tymczasem prześpij się jak mówiłem, ja w miedzy czasie zbiorę ekwipunek.
Postąpił tak bo sam kiedyś stracił rodzinne, był jeszcze młody i nie mógł zbyt wiele zrobić. Dlatego jest tym kim jest. A jest złodziejem, Mistrzem złodziei i nazywa się Garrett.
Zimna, nieprzyjemna mżawka spływała mu na nieosłonięty kapturem kawałek policzka. Gdy tylko udało mu się odzyskać zalążek świadomości, chwiejnie podniósł się i czujnym okiem obrzucił ciemną uliczkę oświetloną jedynie nikłym światłem kilku latarni tlących się na jej końcu. Zaklął w myślach i opierając się o mokrą ścianę za jego plecami zaczął przeszukiwać kieszenie. Szybko zorientował się, że tajemniczy napastnik pozbawił go dokumentów i Formuły, na którą tak ciężko pracował. Garrett zaklął cicho pod nosem i ponownie uważnie lustrując uliczkę, ruszył powoli w stronę domu Bassa, który przecież powinien już dawno zjawić się na umówionym spotkaniu. Gdyby ten cholerny paser się nie spóźnił, teraz głowa złodzieja nie pękałaby na milion kawałeczków, a Formuła i dokumenty spokojnie leżałby w jego kieszeniach albo jeszcze lepiej- pod łapą Bassa, a w dłoniach Garetta słodko dźwięczałoby kilka ciężkich sztuk złota. Na myśl o tym złodziej skrzywił się i przyspieszył nieco. Bez dokumentów w City należał mu się pręgież. Nie mógł pozwolić sobie na powolne spacery, musiał się spieszyć. Czujnie rozglądając się po kolejnych coraz bardziej obskórnych uliczkach, kryjąc się w ich mroku, zbliżał się do domu passera. Musi sobie z nim pogadać. Najpierw nie wspomniał mu nic o Maggie, a później spóźnił się w umówione miejsce. Garrett był tak pochłonięty myślami i swoją wściekłością, że niemalże nie zauważył dwóch strażników miejskich. Złodziej przywarł do śliskiego muru, wczepiając w niego mokre palce. Starając się nie oddychać zbyt głośno, przeczekał, aż odgłosy cięzkich butów znikną daleko za rogiem domu, do którego z taką paniką się przytulił. Teraz postanowił wzmóc czujność. Biorąc pod uwagę to, że deszcz uporczywie lejący się z szarego nieba, ograniczał widoczność do minimum było to dość trudne zadanie. Smród wzmagający się w obleśnych kątach, podpowiadał mu, że znajduje się coraz bliżej domu pasera. Zbliżył się do jego drzwi i już miał wpaść do środka z impetem, aby zedrzeć skórę z Bassa, gdy zobaczył, że w pokoju na piętrze tli się słabe światło. Co Bass o tej porze robił na stryszku? Przecież nie szedłby spać, zanim nie uregulowałby spraw z królem złodziei. Wiedział dobrze co to oznacza. Garrett obrzucił wzrokiem wąską uliczkę, do której przylegał dom pasera. Spokojnie oceniając odległość, wdrapał się na rozlatujące się beczki, ustawione na rogu ślepego zakamarka, potem zwinnie prześliznął się na wąski murek i ostrożnie balansując zbliżył się do okna na piętrze. Zajrzał, nie wychylając się zbyt, aby nie zostać przyłapanym. W środku w nikłym świetle świecy, siedział Basso. Był przygarbiony, a jego umęczona twarz mówiła, że stało się coś strasznego. Nagle Garrett dostrzegł za jego plecami niewyraźny ruch. Nie był pewien czy wzrok nadal płata mu figle po uderzeniu w głowę, czy też coś rzeczywiście się poruszyło. Jednak jego wątpliwości rozwiały się już po chwili. Zza pleców pasera wyłonił się smukły cień. Dziewczyna miała na sobie ciemny, workowaty płaszcz z kapturem, lecz jej piękne kobiece kształty mimo wszystko niemalże płonęły wraz z knotem świecy. Kobieta najwidoczniej zwróciła się do Basso, bo ten odwrócił głowę w jej stronę. Garrett pomyślał, że paser musiał wiedzieć, że tajemnicza postać przebywa w jego domu i jakby na nią czekał, jednak przerażenie na jego obliczu mówiło, że nie był to mile oczekiwany gość. Garrett pierwszy raz widział Basso w takim stanie. Paser niemalże wił się pod ciężarem słów kobiety. Złodziej żałował, że nie może jej usłyszeć. W jego głowie powoli kiełkował plan, w którym przechwyciłby Basso z jej rąk. Wprawdzie mógłby znaleźć sobie innego pracodawcę, jednak Basso miał wysokie stawki i od jakiegoś czasu nawet dobrze się dogadywali. Po za tym, byłoby zbyt nudno, gdyby odpuścił kolejną okazję do wykazania się sprytem. Jednak musiał dowiedzieć się trochę więcej. Był pewien, że kobieta nie jest sama. Garrett już, już wyciągał z kołczanu jedną z ukrytych tam strzał. Już miał ładować ją na kuszę, gdy ponownie obrzucił wzrokiem pomieszczenie. Basso niemalże klęczał przed kobietą, prosząc ją o coś. Ta błysnęła śnieżnobiałymi zębami spod ciemnego kaptura, po czym z gracją zrzuciła go na plecy, odkrywając twarz. Blond włosy spłynęły złotą kaskadą na szczupłe ramiona, w mroku błękitne oczy zalśniły niebezpiecznie. Między długimi, smukłymi palcami obracała niezwykłą Formułę. Zaskoczony Garrett wziął głęboki oddech. "Maggie"
Obdarłem to opowiadanie trochę ze skóry i myślę, że zabrałem mu wiele uroku ale w końcu okroiłem do 3000 tyś znaków co nie było łatwe, efekt nie jest co prawda powalający, ale rozumiem jak najbardziej te wymagania w końcu trochę tych opowiadań będzie, a nikt nie ma ochoty przy tym spędzić wieczność.
Garret odzyskiwał świadomość powoli, głowa bolała go nie miłosiernie i z pierwszą próbą otworzenia oczów, przeszył go ogromny ból, któremu uległ zamykając je z powrotem, musiał odczekać kilka minut przed kolejną próbą. Gdy otworzył oczy pierwsze co ujrzał była beczka, stojąca tuż przy jego twarzy. Powoli wstał i zrozumiał, że schowali go w bocznej uliczce za kilkoma takimi beczkami, które stały już tam jakiś czas. Widocznie napastnik stwierdził, że jego ofiara nie żyje. Mistrz złodziej zastanowił się jak było można tego nie sprawdzić, tym bardziej, że ten cios na pewno nie był tylko po to by go ogłuszyć. Nim zrobił cokolwiek innego szybko sprawdził zawartość swojej torby, była pusta. Cały wysiłek z kradzieżą naszyjnika a co ważniejsze formuły poszedł na marne. „ Bassa na pewno nie będzie zadowolony z takiego obrotu sprawy, będzie trzeba go poinformować”- pomyślał złodziej otrzepując się z kurzu i powoli ruszając w stronę bezpiecznej przystani pasera. Wybrał drogę nieco trudniejszą ale „bezpieczniejszą” tym bardziej, że ostatnim razem gdy podróżował po ulicy dostał pałką w głowę. Przeskakiwał między dachami, niczym kot. Przy okazji nie omieszkał odmówić swojemu instynktowi złodziejskiemu zajrzenia do kilku mieszkań górnie ulokowanych, zabierając z nich kilka pucharów, świeczników czy nawet nożyczek, napełniając lekko swoją torbę.
Gdy był już całkiem niedaleko jego oczom, rzuciła się postać kobieca z idącym obok mężczyzną, którego miał okazję poznać w rezydencji Lorda Verminusa. Bober sprawiał wrażenie nieco zdenerwowanego i podnieconego „ O proszę, kogo moje oczy widzą” – pomyślał Garret „i w dodatku podążają w tym samym kierunku co ja, chyba trzeba posłuchać o czym tak namiętnie dyskutują”. Mistrz złodziej chwilę później pojawił się na dolę uliczki i przylegają do ścian oraz tutejszych zakamarków podróżował za 2-ma postaciami, ciągle pozostając w ciemność, która dawała mu poczucie bezpieczeństwa, a przy okazji trzymał się na tyle blisko, aby słyszeć wyraźnie o czym rozmawiają.
- To na pewno się uda? Przecież Basso może nie uwierzyć w taką historyjkę. – Dopytywał mężczyzna z lekkim strachem w głosie.
- Bober spokojnie ja się wszystkim zajmę, ty jedynie masz poczekać na zewnątrz i dostaniesz swoją część działki. – Kobieta odpowiedziała mu wręcz z wyrafinowanym spokojem w głosie. Garett od razu ją poznał, była to piękna Maggie i pożałował swojej decyzji o jej ratowaniu. „Zachciało mi się być szlachetnym złodziejem” – pomyślał, przeklinając lekko pod nosem.
- W porządku to powtórz jeszcze raz na wszelki wypadek to co ustaliliśmy i już cię nie mecze Maggie.
- No dobrze skoro ma ciebie to uspokoić. Garret zakradł się do rezydencji niezauważony, ale niestety spowodował hałas wykradając naszyjnik, skoro byłam na miejscu pomogłam mu zabić 2 strażników i otruć Lorda, ale niestety jeden z strażników, który nadbiegał z pomocą zdołał go trafić w głowę, natychmiast się osunął i umarł. Wtedy ja skłamałam, że również próbował mnie zabić i zostałam Panią rezydencji, a teraz chcę się pozbyć kilku niepotrzebnych fantów aby spłacić wspólnika. – Opowiadała Maggie. „Ładnie to sobie wymyśliła, ale nic z tego kochaniutka nic z tego”- Garett właśnie się do niej zakradał i szybkim ale bezgłośnym ruchem pozbawił ją torby, w której trzymała wszystkie skarby. Znikając w czeluściach mroku, uśmiechnął się szeroko wiedząc, że jest tego trochę więcej niż przedtem i pomimo bólu głowy ładnie się wzbogacił. „Chciałbym zobaczyć jej minę, kiedy będzie już u Basso, ale nic straconego, powinienem tam być przed nimi” .
Witam, ja również chciałbym podjąć się konkursu :) Oto moje opowiadanie (2991 znaków bez spacji) wraz z dołączonym obrazkiem, który dopełni klimatu Thiefa, zrobionym w Photoshop. Miłej lektury :)
Ostre włókna worka ocierały się o twarz Garretta jakby złośliwie. Lecz ani zakryta głowa, ani związane ręce nie były tak dokuczliwe jak pozycja, w której się znajdował. Nie musiał wpatrywać się w szpary materiału by wyczuć, że wisi do góry nogami. Dudniąca głowa, od napływającej krwi, dawała do wiadomości, iż wisi tak już od dłuższego czasu. Starania przypomnienia sobie, co stało się wcześniej, szły na marne z każdym napływem bólu. Jedyne wspomnienie dotyczyło silnego ciosu w potylice.
Dopiero dochodzący do siebie Garrett nie usłyszał zbliżających się do niego postaci. Jedna z nich, uwolniła jego nogi z więzów. Mistrz złodziei upadł twardo na plecy, gubiąc oddech. Nie zdążył nacieszyć się upływem bólu z głowy, a ktoś ściągnął mu worek z twarzy. W pierwszym momencie, jego oczy, oślepił zrykoszetowany promień słońca, jednak po chwili rozpoznał stojącą przed nim postać.
Chciał coś powiedzieć, ale otwierając usta nie mógł się zdecydować, które pytanie zadać najpierw. Dlaczego, skąd, za ile?. Przed złodziejem stał Bass.
- Pewnie zastanawiasz się o co tu chodzi Garrett? – odezwała się postać podchodząca zza mężczyzny. Ten niezwykle kobiecy i uwodzący głos mógł należeć tylko do...
- Maggie! – Garret wypluł jej imię niczym truciznę z ust. Kobieta kucnęła przed nim obdarowując go tym samym cierpkim uśmiechem, jakie ujrzał w pokoju Lorda.
- Och mój przyjacielu, musisz mi wybaczyć, ale obiecano mi za twoją głowę sowitą nagrodę – mówił Bass. – Oferta przyszła zbyt późno, dałem więc nowe rozkazy Maggie by się ciebie pozbyła – urwał na moment napawając się zwycięstwem. – A wiesz co jest najlepsze? Upiekłem dwie pieczenie na jednym ogniu! – wrzasnął uradowany chyląc się ku mistrzowi złodziei. – Mam Formułę i ciebie! To podwójna wypłata! – mężczyzna poklepał leżącego po policzku. – A wiesz gdzie jesteś? U mnie! Czy nie jest tu pięknie? Nigdy nie umawiam się z nikim w tym miejscu ze względu na moje kosztowności, lecz dla ciebie zrobiłem wyjątek. Chcę rozkoszować się trunkiem patrząc jak twoja głowa wpada do worka po ziemniakach – Maggie, dotychczas przysłuchująca się monologowi mężczyzny, zaśmiała się. – Zaczekaj, gdzieś tu mam co nieco do picia – rzekł Bass po czym potruchtał do pokoju obok. Równocześnie z wyjściem właściciela, Maggie podbiegła do Garretta.
- Gdzie masz jakieś ostrze? Mnie wszystko zabrano przy wejściu. – rzekła oklepując kolejne kieszenie złodzieja, który zmrużył za zdziwienia oczy słysząc poprzednie pytanie.
- Co ty wyprawiasz? – zdołał jedynie wyszeptać, a już w progu pojawił się Bass.
- Podnieś go kochana, czas to zakończyć.
- Tak jest, mój panie – odpowiedziała wypełniając rozkaz. Spojrzenie złodzieja utknęło w podłodze. Zrozumiał nagle co planuje Maggie. Mogła zabić go i zabrać Formułę. Miała mnóstwo okazji, tymczasem przed samym Bassem ogłuszyła Garretta. Gdyby chciała go zabić, to już by to zrobiła. Dostałaby zapłatę, a w dodatku pozbyłaby się konkurenta. Garrett domyślił się, iż Maggie chciała wejść do apartamentu Bassa, by móc go okraść. Dom był fortecą, jednak z tak cennym łupem jak Garrett, Bass nie mógł odmówić jej wejścia. Głowa Garretta nie mogła równać się sumie jaką uzyska za wszystkie skarby mieszkania.
- Lewy rękaw – wyszeptał do kobiety wskazując położenie sztyletu, który w jego placie „c” albo i „d” miał mu zapewnić ucieczkę. Maggie wyciągnęła niewielkie ostrze i jednym zamachem odebrała życie Bassowi.
- Dzięki, ale teraz zmykaj Garrett – dodała uwalniając złodzieja. Obolały mężczyzna przypomniał sobie swoje słowa: „Doskonała robota jak na tak… niewinną osóbkę”.
Obudził go potworny ból głowy. Zajęło mu chwilę nim wróciły do niego wspomnienia sprzed...ile w sumie czasu minęło? Kiedy otworzył oczy ukazała mu się zatroskana twarz Bassa.
"Garrett, nic ci ne jest? Jak się czujesz?"
Spojrzenie jakim obdarował pasera powinno starczyć za tysiąc słów.
"Eee...dobra, widzę że nie tak źle."
Basso odszedł od łóżka w którym leżał złodziej i udał się do pokoju obok by przynieść coś do picia.
"Krucho ostatnio, mogę poczęstować cię tylko wodą...Garrett? Garrett, gdzie jesteś?"
Paser westchnął na widok otwartego na ościerz okna. Widać bardzo mu się śpieszyło.
Tymczasem Garrett biegł opustoszałymi ulicami Miasta. Nie mogło minąć wiele czasu, być może znajdzie jakieś ślady w miejscu gdzie czekał na Bassa. Nie mógł uwierzyć, że tak dał sie podejść. Mistrz złodziei okradnięty w najbezpieczniejszej dzielnicy Miasta. O tym na pewno nie będzie opowiadał przy szklaneczce.
Na miejscu powitała go migocząca latarnia, ta sama przy której stał czekając na swojego pasera. Nie trzeba było posiadać sokolego wzroku aby dostrzec drobne plamki krwi na bruku. Garrett odruchowo dotknął głowy w miejscu gdzie dostał pałką. Nie było rany, to nie była jego krew. Nie pozostało nic innego jak podążać śladem.
Trop zaprowadził prosto do rezydencji Lorda Verminusa...a raczej Maggie, tej zdradzieckiej żmiji. Wiedział, że nie powinien jej ufać w chwili w której na nią spojrzał. Coś jednak nie dawało mu spokoju, instukt podpowiadał mu, że coś nie jest do końca w porządku. Gdzie są straże rezydencji?
W środku panowała kompletna cisza. Czemu w domu panuje mrok? Po takim wieczorze na pewno nikt tu nie śpi. Garrett ostrożnie ruszył znajomymi już korytarzami, prosto do pokoju Maggie.
"Mistrzu złodzieju! Och, Garrett, proszę cię pomóż mi. Zaklinam cię na Mistrza Budowniczego, musisz mnie uratować!"
Spodziewał się, że zastanie ją ze sztyletem w ręku, z obstawą a nie roztrzęsioną, ranną i skuloną w kącie ciemnego pokoju.
"Co się stało? Gdzie Formuła?"
"Przepraszam, to wszystko moja wina. To ja zabrałam ci Formułę, tak bardzo tego żaluję, ten przeklęty świstek papieru jest przeklęty! Ktoś mnie śledził, ktoś..."
Urwała w połowie zdania i otworzyła szeroko oczy. Przez chwilę jeszcze spojrzała w stronę okna i upadła na ziemię. Garrett kucnął przy ścianie i przelotnie spojrzał na Maggie. Była martwa, a w odsłonięte ramię wbita była strzałka - lśniła, pokryta trucizną. Wybiegł z pokoju i ruszył do wyjścia. Nie miał już czego tutaj szukać.
Na zewnątrz nie było śladu po zabójcy Maggie, nie było żywego ducha na terenie wokół posiadłości. Garrett nie wiedział co ma dalej robić, cała ta sprawa nie podobała mu się od samego początku, Basso będzie musiał pogodzić się, że nie dostarczy klientowi Formuły...a Garrett będzie musiał dorobić się z innego źródła.
Wschodzące słońce wyłoniło sie znad murów posiadłości i dopiero teraz złodziej zauważył coś co umknęło mu wcześniej. Na drzewie rosnącym przy domu, tuż przy oknach pokoju Maggie, ktoś wyżłobił symbol. Garrett poczuł dreszcz i szybko odwrócił się w stronę bramy. Miał dosyć tego miejsca, nie chciał już o tym myśleć, pragnął jedynie oddalić się od odkrytego właśnie, wydrążonego w korze oka - symbolu Szachraja.
Mam pytanie czy dla inny użytkowników będzie jakaś niespodzianka?
Witam, znaków bez spacji 2977.
- I jak Ci się podobało? Usłyszał Garrett otwierając powoli powieki oczów. Położenie mistrza złodziei nie było zbyt zadowalające, ponieważ siedział przywiązany do krzesła, a ono nawet nie drgnęło jak złodziej próbował się poruszyć. Pomyślał, że zapewne krzesło jest przymocowane do podłogi. W pomieszczeniu było ciemno, jedynie widział stół, niewielką palącą się świecę na nim i postać która siedziała po drugiej stronie, nie widać było twarzy, ale tylko posturę.
- Już prawie skończyliśmy, ale nie przejmuj się, zapewne znowu niczego nie pamiętasz, ale to nie jest istotne, najważniejsze, że jesteśmy coraz bliżej celu, widzisz Garrett nie jesteś pierwszą osobą, która ma styczność z tym, a nawet nie chcę wspominać ile tu już jesteś. Jesteś zaszczycony bycia moim gościem, tak jak i pozostali też utalentowani w różnych dziedzinach osobistości. Nie chcę Ci wszystkiego zdradzać, cóż to byłby za zawód jakbyś przegapił niespodziankę, która ma nastąpić. Garrett milczał ciągle chcąc przypomnieć co się stało, lecz odrzucił wszystko na bok i starał skupić się na pomieszczeniu i szukać jakichś przedmiotów, którymi mógłby się posłużyć, aby się uwolnić. W tej chwili nieznajomy wstał odwrócił się i zawołał: Siostro poproszę jedną dawkę hibernatu autentycznego. Mistrz złodziei nikogo teraz nie widział, ale odczuwał obecność kogoś tuż obok niego, nagle poczuł ukłucie i zasnął.
Garrett przebudził się i wstał, zamyślił się, cóż to był za dziwny sen, od razu przypomniał sobie, że został ogłuszony i stracił przytomność, sięgnął za pas, lecz tam nie było formuły i rzekł w myślach – pora na spotkanie z Basso i wyjaśnienie paru spraw.
Poszedł w stronę karczmy mając nadzieję, że Basso pije piwo w wesołym nastroju. Zajrzał przez okno i zauważył, że akurat głośno żegna się z karczmarzem i chwiejnym krokiem wychodzi z budynku. Wszedł w ciemną uliczkę, a tam czekał na niego już Garrett. – Ale mnie chlip wystraszyłeś chlip hehe jak tam zdrówko chlip coś taki poważny, nie spinaj się chlip. W mgnieniu oka sztylet znajdował się przy jego gardle, ostrze dotykało jego szyi, aż po chwili poleciała stróżka krwi. Oczy Basso zrobiły się jak dwie złote monety i od razu wytrzeźwiał. Garrett milczał i patrzył na niego, zauważył, że Basso jest zdezorientowany tą sytuacją. W końcu mistrz złodziei przemówił: Za ile? Przestraszony odpowiedział: Jak za ile, znasz zasady, nie można ceny zmienić, dostałeś tyle ile miałeś dostać. Garrett milczał i dalej złowrogo patrzył na tego człowieka, rzekł - Kto? Basso odpowiedział – Tak właśnie wydawało mi się, że to nie byłeś Ty, ale wygląd miał identyczny, strój, chociaż twarzy nie widziałem i bardzo gadatliwy jak Ty hehe Garrett odsunął sztylet od szyi zleceniodawcy misji. Basso otrząsnął się i powiedział - popytam gdzie trzeba, ale Garretta już nie było. W głowie Garretta kłębiły się różne myśli – Maggie? Verminus? Czym jest Formuła? Był już zbyt zmęczony wszystkimi ostatnimi wydarzeniami. Położył się do swojego łoża i zasnął.
- Wojna, wojna nigdy się nie zmienia, ktoś mi o tym mówił. Garret znowu siedział przywiązany na krześle, znowu w tym samym pomieszczeniu i znowu słyszał ten głos. Jednak tym razem widział dłoń postaci, przebierającą i stukającą palcami po stole. Garret zauważył ten niezwykły srebrny pierścień. Znowu tajemnicza postać się odezwała - Siostro szybko, są jakieś braki w procesie, proszę przynieść hibernat oczyszczający.
Garrett przebudził się, szybko wstając i w myślach rzekł - tylko u jednego człowieka widziałem taki pierścień i wyskoczył przez okno na dach.
Pierwsze co ujrzał po ocknięciu się to twarz Bossa nerwowo rozglądającego się po okolicy.
-Wstawaj nie mamy czasu do stracenia musimy odzyskać formułę!-nerwowo powiedział
Bosso. Garret wstał przetarł oczy i rozejrzał się.Nagle zobaczył zakapturzoną postać wyglądającą zza budynku,zaczął powoli iść w jej stronę.Postać zaczęła uciekać wąskimi uliczkami między bogato zdobionymi,wysokimi domami,Garret i Bosso wiedzieli że to może być pułapka ale nie mieli wyjścia,musieli odzyskać recepturę.Złodziej w biegu wyciągnął rękę i złapał postać za pas.Oboje upadli na ziemię,Garret złapał postać za ręce a Bosso zdjął jej kaptur wraz z maską.Była to piękna czarnowłosa kobieta z zielonymi oczami.
-Kim jesteś,dlaczego uciekałaś! -nerwowo zapytał Garret.
-Widziałam jak jakaś kobieta cię ogłuszyła i zabrała jakąś kartkę śledziłam ją do momentu gdy weszła jakiejś rezydencji potem wróciłam zobaczyć czy nadal tam leżysz ale był tam już twój przyjaciel.-odpowiedziała wystraszona kobieta. -Wskażesz nam gdzie weszła? -zapytał dość spokojnie Bosso.
-Tak ale najpierw twój przyjaciel musi mnie puścić.-odpowiedziała kobieta.
Idąc nikt się nie odezwał,Garret i Bosso uważnie obserwowali kobietę zważając na każdy jej krok.W końcu doszli do ogromnej rezydencji która wyróżniała się z pośród innych nie tylko wielkością ale i specyficznymi zdobieniami.
-To tu robi wrażenie prawda? - powiedziała zielono oka
-Dziwne jeszcze tu nie byłem. -zażartował Garreet
-Nie czas na żarty.Jesteś pewna że ta kobieta tu weszła?.-Zapytał Bosso
-Tak-oznajmiła
-To zrobimy tak ja zakradnę się do środka a ty zaczekasz z dziewczyną.-Powiedział Garret
Jak powiedział tak zrobił Garret wślizną się do budynku a Bosso z dziewczyną zostali na zewnatrz.
Garret po wejściu do środka zobaczył Maggie która stała przy stole alchemicznym i na podstawie formuły,którą wcześniej dobrowolnie mu dała,warzy jakąś miksturę o ciemnofioletowym kolorze.Wyszedł z cienia wyjął nóż który przystawił do jej gardła,przybliżył się i powiedział jej do ucha:
-Jesteś lepsza niż myślałem
-Po prostu mnie nie doceniłeś myślałeś że ot tak od dam ci formułę?-odpowiedziała Maggie
Garret związał ją po czym wziął recepturę i wyszedł z rezydencji.Stało przed nią grupka uzbrojonych ludzi która była wrogo nastawiona do niego,nie widział Bossa i kobiety wiec miał pewność że gdzieś uciekli.Wiedział co się święci i w mgnieniu oka wyjął tą samą kulkę co użył w rezydencji Verminusa i rzucił ją pod nogi uzbrojonej grupki,po czym skręcił w wąską uliczkę i zaczął uciekać w stronę kryjówki...
Obudził go kopniak w żebra.
- Nie baw się trupem! - powiedział ktoś za jego plecami.
- Sprawdźmy chociaż, co ma przy sobie.
- Chcesz się zarazić? Zostaw tego śmiecia, mam już dość na dziś.
Garrett błogosławił instynkt, który powstrzymał go przed otwarciem oczu, zanim jakakolwiek przytomna myśl zdołała przedrzeć się przez watę spowijającą mózg. Jeżeli będzie miał szczęście, strażnicy odejdą. Usłyszał odgłos splunięcia, lepka wilgoć spłynęła mu po policzku. Nawet nie drgnął, dopóki nie ucichł odgłos oddalających się kroków.
Otworzył oczy. Nadal znajdował się nieopodal miejsca, w którym umówił się z paserem. Wciągnął do płuc powietrze przesycone zapachem róż, tak nietypowym dla Miasta. No tak, dzielnica bogaczy... Wiedział, że lada chwila może się pojawić kolejny patrol. Podniósł się ostrożnie, obawiając się skutków uderzenia w głowę, ale na szczęście kaptur uchronił go przed najgorszym. I nadal miał swój worek! Chwiejnym krokiem dotarł do najbliższej plamy mroku, sprawdził ekwipunek. Wszystko było w komplecie, tajemniczy napastnik nie ukradł niczego poza Formułą. Dziwne...
Dalsze stanie na ulicy było ryzykowne, więc wspiął się na dach jednej z kamienic. Niech Budowniczy błogosławi tych, którzy w swej próżności każą ozdabiać ściany rzeźbami! Zegar na wieży wskazywał, że upłynęło ledwie kilkanaście minut od chwili, gdy złodziej stracił przytomność. Basso nigdzie nie było widać. Być może paser miał jakieś problemy po drodze?
Ostra bryza, która na tej wysokości mogła wiać bez przeszkód, otrzeźwiła złodzieja do reszty. Kilka uderzeń serca później zerwał się do biegu, w szaleńczym pędzie przeskakując z dachu na dach w stronę rezydencji Verminusa.
Cała historia ułożyła się w logiczną całość w chwili, gdy zorientował się, że na dachu nadal czuje zapach róż, wprawdzie przytłumiony rybnym odorem, jaki bryza niosła znad portu, jednak wciąż obecny. Obwąchał swoje dłonie i rękawy, wpakował nos pod pachę. Nie, to nie to, zwłaszcza pod pachą. Więc skąd?
Sakwa, z której napastnik skradł Formułę.
Garrett wiedział, że ma niewiele czasu. Musiał dotrzeć do rezydencji, zanim autor tej intrygi zdąży ustawić dekoracje, wezwać publiczność i odegrać rolę swego życia.
Gdy zakapturzona postać wbiegła do ogrodu, złodziej już czekał. Nie zdążyła nawet pisnąć, gdy przycisnął ją do muru, jedną dłonią zakrywając jej usta, drugą zdzierając kaptur. W świetle, dobiegającym od strony wejścia do rezydencji, błysnęły jasnozłote włosy.
- No proszę, miałem rację. Pachnąca Maggie.
Odszukał ukradziony dokument i pomachał nim przed nosem dziewczyny.
- Nie interesuje mnie, czym naprawdę jest ta „Formuła”, ale pozwolisz, że ją zabiorę.
Maggie szarpnęła się gwałtownie. Uniosła ręce, patrząc na złodzieja błagalnie.
- Zależy ci? Więc słuchaj mnie uważnie. Rozumiem, że potrzebowałaś kogoś, na kogo można było zrzucić winę za śmierć tej kanalii, Verminusa. Straż miała mnie znaleźć z workiem pełnym dowodów, prawda?
Błysk w jej oczach wystarczył za odpowiedź.
- A ja ci życie uratowałem... - pokręcił głową z niesmakiem.
Wzruszyła ramionami.
- To nie przejdzie – kontynuował. - Nie zrobisz ze mnie mordercy.
Usiłowała coś powiedzieć, więc Garrett zdjął dłoń z jej ust.
- A Formuła?
- Zatrzymam ją jako zabezpieczenie. Kiedy będę pewny, że nikt nie łączy mnie z tą sprawą, oddam ją Basso, a ty mu zapłacisz, tak jak się umawialiście.
Po chwili wahania Maggie skinęła głową.
- Steve nadal leży w mojej szafie - powiedziała, spoglądając w stronę domu. - Chyba mam dla niego nową rolę.
Kiedy się odwróciła, po złodzieju nie było nawet śladu.
Dodaję jeszcze link do drugiej ilustracji: http://i.imgur.com/MQqLIfi.jpg
Nie zauważyłam, że wkleiła się tylko jedna. :(
Mam pytanie czy dla innych użytkowników będzie nagroda pocieszenia?
Nie mogę edytować, więc wrzucam to samo opowiadanie po korekcie ilości znaków (2989 bez spacji).
Ocknął się z okropnym bólem głowy. W ustach czuł słodki posmak krwi, jednak najbardziej bolała urażona duma. Dał się podejść jak uczniak. Otworzył szerzej oczy i świat zawirował. Siedział na solidnym krześle z dziurą w siedzeniu, ręce miał przywiązane rzemieniami do poręczy. Spróbował poruszać palcami, ale jedyne co osiągnął to tępy ból rozlewający się po przedramieniu. Rozejrzał się i pożałował, że spotkał Basso.
- Tak, przyjacielu. Paser cię sprzedał i to bez mrugnięcia okiem - głos, który usłyszał zmroził mu krew w żyłach. - Choć przyznam, że tani nie był.
- To niemożliwe - wychrypiał. - Ty nie żyjesz...
- Tylko oficjalnie, złodzieju. - Verminus wyłonił się z cienia. - Od jakiegoś czasu planowałem to zniknięcie. Może nazbyt melodramatycznie, ale za to skutecznie. Widzisz, pozostając w mroku można dostrzec dużo więcej niż w blasku dnia.
- Przecież Maggi...
- Kobiety są jak biżuteria, kosztowne i zniewalające. Ale nie można ich spuszczać z oka. A ty zachowałeś się jak prawdziwy mężczyzna i pomyślałeś nie tą głową co trzeba.
Delikatna i zimna jak lód dłoń musnęła policzek, po plecach przeszedł mu dreszcz. Maggi pochyliła się nad nim, a on mimowolnie nie mógł oderwać spojrzenia od rozsadzających dekolt piersi.
- Przynajmniej odruchy masz prawidłowe - kontynuował Verminus z kpiącym uśmiechem na ustach. - Takim wdziękom nikt się nie oprze. Jednak jak na Mistrza Złodziei okazałeś się nazbyt przewidywalny.
- Po co to przedstawienie? - otaksował wzrokiem pomieszczenie. Migotliwe światło pochodni nie pozwalało za dużo ujrzeć. Czuł stęchliznę i wilgoć, byli w jakiejś piwnicy i to nie w bogatej dzielnicy. Do tego smród fekaliów i pisk szczurów. Dzielnica portowa? Pewnie Verminus chciał w nocy opuścić miasto. - Nie lepiej od razu pchnąć mnie nożem?
- To byłoby nieuzasadnione marnotrawstwo - mimo, że na ustach pełgał uśmieszek w oczach lorda nie było znać żadnych emocji. - Po co mam cię zabijać, skoro mogę cię wykorzystać? Ciebie i twoje legendarne umiejętności.
- Nie wystarczyło zwyczajnie zapłacić?
- Sęk w tym, że stawka jest zbyt wysoka. No i cel misji mógłby ci się nie spodobać. Dlatego musiałem zainscenizować ten mały dramat. Kochanie, czyń honory.
Lord skinął na Maggi. Kobieta bezceremonialnie złapała Garreta za policzki i wlała mu w usta jakąś cuchnącą breję. Złodziej krztusząc się przełknął płyn. Jego ciałem targnęły skurcze, zwymiotował resztki jedzenie, puściły zwieracze. Z trudem zogniskował spojrzenie na twarzy Verminusa.
- To bardzo droga trucizna - lord zdawał się napawać własnym głosem. - A zdobycie do niej antidotum graniczy z cudem. Najpierw zaczniesz się pocić, później będziesz miał problemy z koncentracją, na końcu przyjdą omany. Jednak zanim ugotuje ci się mózg utopisz się własną krwią.
- Co mam zrobić? - wychrypiał złodziej.
- Masz dwa cele. Pierwszy to uratować własne życie. Natomiast twój drugi cel pozwoli mi sfinalizować pewien misterny plan. Oczywiście zaczniemy od końca. Jeżeli zdołasz wykonać zadanie, zdradzę ci gdzie znajdziesz odtrutkę. To chyba uczciwa propozycja?
Garret chciał splunąć, ale jedyne co mu się udało to osmarkać własną brodę.
- Chyba nie mam wyboru - światło pochodni zatańczyło na ostrzu, którym Maggi przecięła mu więzy. - Dowiem się czegoś więcej?
Kobieta pochyliła się nad jego uchem. Jej szept paraliżował zmysły jednak to co usłyszał sprawiło, że zaczął rozważać czy nie rzucić się na własny miecz. Tak byłoby prościej... Gdy skończyła mówić Mistrz Złodziei wstał i chwiejnym krokiem ruszył w stronę mroku, który spowił go niczym zimny całun śmierci.
Po kilkunastu lub kilkudziesięciu minutach, Garret zaczynał odzyskiwać świadomość. Uderzenie pałką było tak silne, że każdy dźwięk sprawiał mu nieopisany ból.
- Co się stało?- zapytał sam siebie Garret. Jego wrodzony instynkt złodzieja zaczął mu podpowiadać, że ktoś go okradł i sprawdził ekwipunek.
- Chyba wszystko jest na miejscu – powiedział Garret – brakuje tylko formuły. Garret zaczął się zastanawiać kto to mógł zrobić, przecież był bardzo dyskretny.. Nie potrafił sobie darować jak można okraść mistrza złodziei – Nie zasługuję już na ten tytuł – pomyślał.
Nagle usłyszał nadchodzących dwoje ludzi. Jego instynkt złodzieja zareagował samoczynnie, szybko zerwał się na nogi aby schować się w cieniu , ale zaraz osunął się na ziemię i zaatakował go ból głowy.
- nie dam rady uciec – pomyślał Garret – muszę wymyśleć coś innego. Garret wpadł na pomysł, że będzie udawał nieprzytomnego, był to jedyne rozsądne wyjście, gdyż nie byłby w stanie uciec i walczyć. Garret ułożył się na ziem , zamknął oczy, zwolnił oddech i zaczął nasłuchiwać zbliżających się nieznajomych. Jego zmysły były lekko przyćmione po uderzeniu, ale nie dawał za wygraną, przecież chodziło tu o jego życie .
Dwoje nieznajomych zbliżało się do Garreta. Jeden z nich trzymał pochodnie i oświetlał drogę, - to zapewne strażnik – pomyślał Garret.
- Jest!!- powiedział jeden z mężczyzn – znaleźliśmy go!!. Garret się nie pomylił był to strażnik z bardzo głupkowatym głosem. Garreta bardziej zainteresowała postać w długim płaszczu z kapturem.
- Zwiąż go – powiedziała tajemnicza postać- musimy go zabrać do naszego mistrza. Garret starał się przyjrzeć tajemniczemu mężczyźnie, ale nagle poczuł ból i znowu stracił świadomość. Strażnik ogłuszył go i związał.
– Gotowe – powiedział strażnik.
- Zabieramy go do zakonu- powiedział tajemniczy mężczyzna – Tylko szybko! – ponaglił strażnika i zniknęli w ciemnym zaułku.
Garret zaczął znowu odzyskiwać świadomość – Gdzie ja jestem? – pomyślał. Ciągnięty po ziemi przez strażnika spostrzegł, że jest w jakim klasztorze. Pochodnie i świece lekko oświetlały korytarz, nadając mu jeszcze bardziej złowrogiego wyglądu. Strażnik posadził Garreta na krześle na samym środku pomieszczenia. Wyglądało to na jakiś ołtarz, wkoło było wiele dziwnych symboli i znaków.
Wypij to- powiedział do niego tajemniczy mężczyzna – poczujesz się lepiej. Garret z niechęcią wypił daną mu miksturę i po kilku minutach całkowicie odzyskał świadomość a ból zniknął.
Do Garreta podszedł inny, także zakapturzony mężczyzna.
-Mistrzu, przyprowadziliśmy go zgodnie z twoim życzeniem – powiedział strażnik padając na kolana.
- zostawcie nas samych – stwierdził tajemniczy mistrz.
Strażnik i drugi mężczyzna opuścili niezwłocznie salę zamykając za sobą drzwi.
- Nazywam się Terminus – powiedział mężczyzna – a ja nazywam się…. Nie interesuje mnie twoje imię stwierdził Terminus. Bardziej interesuje mnie co się stało z Formuła, którą bezczelnie ukradłeś!!! – krzyknął mężczyzna. Garret opowiedział całą historię nieznanemu mężczyźnie ale czuł, że może mu zaufać.
Nawet nie wiesz w jakie tarapaty się wplątałeś – odpowiedział mu Terminus – Jeżeli ta formuła wpadnie w niepowołane ręce, może się to skończyć tragiczne . Musisz ją odnaleźć i przynieść ją do mnie, bo inaczej świat, który znasz nawet ten „twój świat” niedługo się skończy. Garret zaskoczony informacjami o których się dowiedział od Terminusa postanowił przyjąć zlecenie – Zrobię to, ale nie dla was tylko dla siebie. Udowodnię że jestem mistrzem złodziei – stwierdził Garret i zniknął w cieniu.
shepard312 - możesz napisać, aczkolwiek pod uwagę w konkursie będzie brana tylko pierwsza zgłoszona praca.
bezimieny-emeryt - na chwile obecną ich nie przewidujemy.
Mały ukłon dla redaktorów "GRY-ONLINE". Proszę połączyć wszystkie DUŻE litery od początku opowiadania do pierwszego akapitu. Pozdrowienia! :)
Ilość znaków - 2992
Zdjęcia wykonałem w technice HDR, doświetlane reflektorem i halogenem. Nie mogę wkleić dwóch plików na raz z tego co widzę, więc skleiłem dwie fotki w jedno.
Na górnym sakwa z formułą, do której sięga łysy oprych z mojego opowiadania a na dolnym zdjęciu ten sam oprych zaskakujący Garreta przy wyjściu.
Pozdrawiam i miłej lektury!
Gęstość mroku szybko blakła. Rwący ból przeszywał potylicę złodzieja.
“Yyhh” - wybełkotał. Od kiedy utracił przytomność nie minęło wiele czasu. Niespodziewanie
do żywych przywrócił go przejeżdżający obok wóz. Leniwie stawiając kopyta ciężki koń rozchlapał
kałużę. Ilość wody padająca na twarz złodzieja była wystarczająca by udało się złapać kontakt ze
światem. Nieświadomy obrażeń obmacał kark i szybko sięgnął do sakwy. Ewidentnie jej nie było.
Garret szybko poskładał wydarzenia uświadamiając sobie, że jego absencja trwała najwyżej
kilkadziesiąt sekund. “Leje jak z cebra a jeszcze jestem suchy - pomyślał - napastnik
gdzieś tu jest.” Używając rękawic z hakami wspiął się na mur i zlustrował okolicę. “Jest i
nasz amator! Naokoło sami kupcy i tylko jeden zbrojny. Nie pasujesz mi tu. Mam cię
bratku!” - syknął do siebie, przyglądając się sporych rozmiarów, łysemu drabowi odzianemu w
znoszoną, bordową przeszywanicę i kolczugę.
Ruszył w pogoń. W swoim stylu, cicho, dyskretnie i nie do wykrycia. Meandrując tłumnymi
uliczkami dotarł w końcu do mniej ruchliwej części miasta. Było tam sporo towarzystwa
najgorszego sortu. Pijani żołdacy, renegaci i inne oprychy. Zerkali na łysego podejrzliwie po
czym natychmiast odwracali wzrok. Garret przyglądał się temu skąpany w cieniu. “Z kim też
mam przyjemność?” - Pytał sam siebie.
Niedługo później dotarli do pobliskich kanałów. Mistrz złodziei wypuścił zbrojnego do przodu
żeby nie dać się zauważyć w długim wejściu, po czym sam tonąc w mroku zwinnie wszedł do środka.
Zaraz za wejściem przywitała go wielka komnata z podwieszonymi pod stropem belkami.
Garret uśmiechnął się i z kocią gracją w kilku susach znalazł się pod sufitem. To odruchy wyuczone latami.
Znajdź kawałek cienia i zniknij z oczu. Unikaj świateł i jeśli możesz zajmij miejsce nad celem.
Wśród złodziei to było jak mantra. Jak naturalna zdolność do oddychania. A Garret był wirtuozem swego fachu.
Zbrojny poprawił pas i położył sakwę z formułą na obitym owczą skórą stoliku. Wtedy właśnie dało się
dostrzec symbol na dłoni draba. Ryba otoczona półksiężycem. “Poganie! Więc to są ci dziwni
ludzie ze spotkań Verminusa, o których mówił Bober.” - zadumał się złodziej.
Drab zamknął w sejfie sakwę, chwycił ze stolika kawał mięsa, ugryzł, stłumił beknięcie i wyszedł
zatrzaskując drzwi.
“Teraz ja”- wyszeptał Garret i z wdziękiem pantery wylądował przy sejfie. Cichuteńko.
Bezszelestnie. Otworzenie sejfu trwało tyle co nic. Dwa wytrychy w rękach mistrza kręciły koła w
jedną i drugą stronę aż do momentu kiedy suchy trzask zapadki oznajmił, że już po sprawie.
Wszystko szło gładko. Za gładko. Garret odwrócił się wiedząc co się święci.
Drab witał go przed wyjściem z kanałów wspierając się na mieczu.
Złodziej pochylił głowę w parodii ukłonu i założył ręce na piersi.
- Proszę, proszę. Zbrojny sługus Szachraja. A więc mamy tutaj Pogan. Szlag was nie
trafił? - zaczął.
- Nie trafił Mistrzu, nigdy nie trafi. - uśmiechnął się wrednie łysy i ruszył w stronę złodzieja.
Garret był za mądry na walkę, pchnął łysemu kulę błyskową pod nogi, dał susa za filar i zdjął z
pleców łuk. Łysy zatoczył się zwalając świece. Pierwsza strzała z wodą zgasiła lampę tuż nad
dochodzącym już do siebie drabem. Drugą, ostatnią lampę nad ołtarzem Pogańskiego Boga
dosięgnęła kolejna strzała sekundę później.
W pomieszczeniu zapanował mrok - “Witaj w moim świecie” wyszeptał zbrojnemu do ucha
Garret po czym zdzielił go pałką w łeb. Poganin padł na ziemię.
“Teraz tylko, znaleźć Bassa i misja zakończona” pomyślał Garret i odszedł. W ciemność.
Ach, ten fart, idealnie 3000 znaków xD
Chociaż jak na mój gust za mocne to ograniczenie, rozpisałabym się bardziej :P
Miłej lekturki ^^
Kiedy mistrz złodziei odzyskał przytomność, mrok nocy przeszywały łzy nieba. Powoli podniósł ociężałe od uderzenia ciało, a ściana zaułka, w którym jakimś cudem się znalazł, posłużyła mu za oparcie. Kiedy wzrok wracał do normalności, również umysł podsunął zamaskowanemu mężczyźnie ostatnie chwile przed utratą kontaktu ze światem. Nie widział napastnika, nie widział broni, ale jedno pamięta wyjątkowo wyraźnie. Zapach różanych perfum, który wyjątkowo skutecznie roznosił się w suchym, przeddeszczowym powietrzu. Zgrzytnął zębami tak, że wrony siedzące na parapecie jednego okna zaskrzeczały nieprzyjemnie. Sfrustrowany tym, że dał podejść się jakiejś głupiej kurtyzanie z bożej łaski nie napawała go dumą. Pamiętał jednak o jednym. Musiał udowodnić, że mistrza złodziei się nie okrada.
Niewiele zajęło mu dojście do posiadłości Verminusa, gdzie już z daleka zauważył zdwojoną czujność, jak i samą liczbę, strażników. Bardzo łatwo dostał się do środka budynku. Głośny hałas ściąga uwagę bardziej, niż tłusty prosiak z rusztu postawiony na stole. Kiedy znalazł się w środku, w jego twarz buchnęła mieszanina słodkich i zapewne wyjątkowo drogich perfum. Najwidoczniej Maggie zdążyła już na dobre zadomowić się w posiadłości. Po intensywności zapachów, które wyjątkowo mocno drażniły nos Garetta, dotarł do salonu, objętego ramionami półmroku. Jedynie jasna plama światła księżycowego rozjaśniała drogi, wyszywany dywan. Przedmiot, mieniący się złotymi nićmi, obudził w złodzieju jego naturę, lecz znając niesamowitą wartość Formuły, postanowił zrezygnować z wyniesienia go. Spojrzał na wielkie, uchylone drzwi do sypialni, gdzie słyszał głos swojej niedoszłej wspólniczki i jakiegoś strażnika i nagle zamarł.
Po jego plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz, który znał doskonale. Ktoś wlepiał w niego swoje spojrzenie i to wyjątkowo przenikliwe. Kiedy już miał wyskoczyć na nieistniejącego rywala z nożem w dłoni, usłyszał donośne miauknięcie. Na stole stał spory kot. Gdyby ktoś mógł w tej chwili widzieć minę złodzieja, zapewne ryknął by śmiechem, widząc zdegustowanie podobne temu, jakie obdarza orangutan zgniłego banana. Miał już pogłaskać kota, kiedy ten zeskoczył i wszedł do pokoju Maggie, nadal mrucząc. Garrett zauważył w tym doskonałą okazję do wślizgnięcia się do pomieszczenia, które oświetlone tylko kilkoma świecami było idealnym terenem do wejścia. Maggie była sama. Strażnik musiał ewakuować się wcześniej drugimi drzwiami, więc kobieta samotna właśnie patrzyła się w miasto uśpione nocną porą. Kot wskoczył na parapet otwartej okiennicy i wyciągnął się leniwie. Złodziej natomiast czaił się w cieniu. Czasami zabijał, no cóż, taki urok pracy, nie lubił jednak pozbawiać życia kobiet, szczególnie tak pociągających jak ona. Zdecydował się więc na ogłuszenie i ucieczkę pod osłoną ciemności nocy. Zakradł się do niej i bezszelestnie przyłożył jej nóż do gardła.
-Wiedziałam, że przyjdziesz, mistrzu złodzieju. Musisz jednak wiedzieć, że to, czego pragniesz, nie jest już w moim posiadaniu.
Garrett wytrzeszczył oczy i po chwili warknął.
-Nie wierzę.
Maggie westchnęła i rozłożyła ręce.
-Był ktoś, kto i mnie okradł, kiedy moja uwaga została zachwiana. Jeśli masz ochotę na Formułę, to radziłabym szybko udać się za czarnym powozem. Bober chyba ma ucieczkę we krwi.
Widząc, że kobieta faktycznie nie stawia oporu, szybko cofnął się i spojrzał na nią. Uśmiechnęła się i wyszła z pomieszczenia. Garrett natomiast słysząc rżenie koni i szczęk kół na bruku westchnął. Szykowała się kolejna misja.
-Garett!
Usłyszał swoje imię dobiegające gdzieś z oddali. Świadomość powoli wracała. Znajomy głos. Znajoma twarz. Basso. Paser pomógł złodziejowi podźwignąć się do pozycji siedzącej. Garett rozejrzał się i rozmasował bolący kark. Na szczęście uderzenie nie było zbyt mocne. Spojrzał w górę na nocne niebo. Jako stworzenie nocne umiał z niego wyczytać wiele istotnych informacji. W tej chwili najbardziej zainteresowała go pozycja Księżyca, która mówiła mu, że nie minęło nawet 5 minut od momentu, kiedy to jego głowa stanęła na drodze jakiemuś ciężkiemu przedmiotowi. Zerwał się na nogi.
- Co się dzieje Garett? – zaniepokoił Basso.
- Z której strony przyszedłeś? – zainteresował się złodziej.
- Z tamtej – wskazał w kierunku rynku paser.
- Komu jeszcze mówiłeś o mnie i naszym spotkaniu? I nie kłam, wiem o Maggie!
- Nikomu więcej. Przysięgam. Co tu się stało? Nic Ci nie jest? Masz formułę?
- Zawrzyj gębę! Muszę pomyśleć - rozkazał Garett.
Sformułowanie wniosków zajęło mu kilka sekund. Czy ocenił sytuację właściwie dowie się w ciągu najbliższych kilkunastu minut, ale nie było chwili do stracenia. Ruszył szybkim krokiem w kierunku rynku, pociągając pasera za sobą.
- Już możesz mi powiedzieć co się tam stało? - ponowił pytanie Basso.
- Posiadłem Perfekcyjną Formułę wcześniej niż zaplanowałem. Dzięki pomocy Maggie. Z tego powodu nie śpieszyłem się zbytnio na nasze spotkanie, gdyż nie lubię wystawać za długo w jednym miejscu. Człowiek staje się wtedy łatwiejszym celem, chociaż w tym przypadku ostrożność zadziałała na moją niekorzyść. Zostałem wyprzedzony.
- Przez kogo? – wtrącił się paser.
- Naszą nową wspólną znajomą. Maggie. Spróbujemy przeciąć jej drogę, zanim wróci do rezydencji. Musimy odzyskać formułę
- Jak?
- Nie mogła udać się w stronę rynku, gdyż zobaczyła, że się zbliżasz. Na pewno uciekła na wschód, a potem skręciła wzdłuż parku. Wyłączając naszą to najkrótsza trasa. Powinniśmy zdążyć.
- To czemu nie biegniemy?
- Biegnący człowiek zawsze zwróci czyjąś uwagę. Jak wiesz w moim zawodzie to dość niepożądany efekt działań, a ona ma tylko jakieś 5 minut przewagi.
- Ale dlaczego pomogła Ci zdobyć formułę?
- Jest jeszcze coś o czym Ci nie wspomniałem… Verminus nie żyje.
- Co? - krzyknął Basso.
- Cicho! – rozkazał Garett rozglądając się uważnie.
- Miało obyć się bez ofiar. Lord Verminus ma potężnych przyjaciół.
- Miał… A poza tym to nie ja go zabiłem. Został otruty przez Maggie. Pozwoliła mi uciec, gdyż potrzebowała kozła ofiarnego, a wiedziała, że nie wyjdę bez Formuły. W rezydencji są świadkowie, którzy mnie widzieli. A do tego zniknęło kilka przedmiotów. Straż nocna bez większych problemów powiąże fakty i rysopis z moją osobą, nawet jeżeli sprawa trafi na biurko wolnomyślącego kapitana Kovaala. Jeśli jej nie złapiemy, będę miał poważne kłopoty.
Zdążyli w ostatniej chwili. Maggie płaszczu z kapturem zbliżała się szybkim krokiem. Garett wysunął się z cienia, złapał złodziejkę za rękę i wyrzucił z siebie pytanie, które nie dawało mu spokoju przez całą drogę:
- Dlaczego?!?!
W oczach dziewczyny widział przerażenie i bezsilną rezygnację, gdy mu odpowiadała:
- Oni mają moje dziecko.
-Kto?
W ciszy jaka zapadła jedynym dźwiękiem był głośny świst, który przekształcił się w suchy trzask, kiedy strzała dosięgnęła celu. Garett przytrzymał upadającą Maggie, ale dla niej było już za późno. Na wszystko. Z oddali dochodziły tylko milknące echa kroków uciekającego mordercy.
Garett musiał się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Jedynym tropem była Perfekcyjna Formuła. Wystarczyło poczekać, aż ktoś się po nią zgłosi.
Mistrz Złodziei obudził się po kilku godzinach. Ostatnio co pamiętał to była damska dłoń? Coś tu Garretowi nie pasowało. Pierwsze co na myśl mu przychodziło to Maggie. Ale niby dlaczego miałaby to zrobić? Czyżby jednak współpracowała z lordem Verminusem albo chciała ugotować dwie pieczenie na jednym ogniu.Ale nie zgadzała się jedna rzecz. Skoro pozwoliła Garretowi wziąść Formułę to dlaczego miała zaraz mu ją odebrać? Coś mu świtało i przypomniał sobie zleceniodawcę zadania.
"Czyżby Basso maczał w tym wszystkim swoje paluchy" pomyślał Garrett
Był w jakimś ciemnym pomieszczeniu, przez kilka minut nie widział zbyt wiele jego wzrok musiał się przyzwyczaić do panujących ciemności. Nie było nawet żadnych okien tylko drzwi naprzeciwko niego z których było widać przez kraty w drzwiach małe światełko. Wtem usłyszał zbliżające sie kroki postać przekręciła klucz w zamku i drzwi się otworzyły a ujrzał w nich...
"A jednak" Garrett już wiedział kto za tym stoi.
-Witaj mój drogi "przyjacielu" jak się spało?
-Daruj sobie żałosny psie, ta formułka była warta całej tej szopki?!
-Mogę ci powiedzieć i tak to są twoje ostatnie dni twego nędznego żywota.
Na twarzy Basso pojawił się nieznaczny uśmiech
-Dzięki tej formułce posiądę nadprzyrodzone zdolności, będę rządził tym miastem a kto mi się sprzeciwi to zniknie w "tajemniczych okolicznościach" ale żeby mój cały plan się powiódł to musiałem wykorzystać ciebie. Jesteś tylko małym pionkiem w tej grze i twa rola się już skończyła
Po tym jakże szybkim wytłumaczeniu Basso opuścił pomieszczenie i zamknął drzwi.Garrett zaczął analizować wszystkie słowa jakie do niego dotarły.
"nadprzyrodzone zdolności", "jesteś tylko małym pionkiem w tej grze"
Wiedział nie on MUSIAŁ coś zrobić w końcu jest jednym z najlepszych. Po kilku godzinach przyszli strażnicy. Było ich dokładnie dwóch zapewne mieli pozbyć się go ale złodzieja takiego jak on się docenia. Garrett znienacka kopnął strażnika w jego czułe miejsce a drugi już zacisnął pięść i zaczęła lecieć w jego stronę jednak uniknął tego ciosu ale nie mógł używać rąk, które najzwyczajniej w świecie miał związane. Szybkim ruchem przycisnął strażnika swoim ciałem jednak pierwszy strażnik złapał go od tyłu i trzymał ale on tylko to sprytnie wykorzystał używając swych nóg i trafił go w grdykę a trzymającego go strażnika przerzucił szybko nad sobą i zrobił to samo co z pierwszym. Garrett tylko się przyglądał jak ze strażnika uchodzi życie by po chwili padł martwy na ziemię. Na korytarzach o dziwo nikogo nie było. Skradał się powoli i przerzucał ciężar z jednej nogi na drugą. Wtem zauważył drzwi jego instykt podpowiadał że właśnie musi iść w tę stronę, spojrzał przez dziurkę od klucza i zobaczył Basso. Powoli otworzył drzwi i zakradł się za plecy Basso. Momentalnie zaczął go dusić szarpał się z nim lecz po chwili Garrett cieszył się zwycięstwem. Przeszukał ciało i znalazł formułkę. Wiedział co musi z nią zrobić bo gdyby wpadła w niepowołane ręce mogło by być źle. Oszczędził mu życie bo on nie jest zabójcą lecz złodziejem a złodziej taki jak on nie zabija.
Obudził mnie ból w klatce. „E, gnojku! Wstawaj!” Usłyszałem głos oprycha, który chciał ponownie kopnąć mnie w żebra. Ból był ostry, nie przeszkodziło mi to jednak w sparowaniu jego ataku. Przechwyciłem jego nogę, po czym szarpnąłem do siebie. Zbir stracił równowagę co dało mi czas na wstanie z posadzki. Jeden celny cios – w odcinek szyjny, tuż pod uchem – i oprych, upadł na ziemie zastępując moje miejsce.
Nie mogłem leżeć długo, księżyc nieznacznie zmienił położenie.
Usłyszałem sapanie i odbijające się echo kroków. Ktoś biegł w stronę uliczki. Instynktownie schowałem się w cieniu tak by móc w możliwie zaistniałym przypadku przyglądnąć się biegnącej osobie. Osoba stanęła. Księżyc oświetlił jej sylwetkę, a ja zauważyłem ten tępy wyraz twarzy. Prosiak! Przyglądałem się mu. Strażnik stojąc wyciągnął zza pasa niewielkich rozmiarów kusze pistoletową po czym wycelował w ciało leżące na ziemi. Wystrzelił bełt po czym pobiegł naprzód, nie zauważając mnie. Wiedziałem! Kiedy w końcu naucze się, że nie powinienem ufać kobietom, które urodą znacznie przewyższają te karczmanne dziewki podające kufle z piwem?! Maggie za tym stoi! Po odkryciu spisku postanowiłem śledzić Prosiaczka. Jeszcze mi za to zapłacą! Biegliśmy w mroku. Cień zapewniał mi kryjówkę.
Strażnik zwolnił. W dali zobaczyłem sylwetki dwóch postaci – Basso i Maggie. Strażnik idąc już powoli, przytulił się do ściany i ręką chwycił kuszę. Zatrzymał się i wycelował prosto w kierunku rozmawiających osób. To był moment, w którym musiałem wyjść z cienia. Pobiegłem w jego stronę. Odwrócony plecami Basso nie mógł zobaczyć mnie ani zabójcy. Moja reakcja była późna, wykrzyknąłem więc jeszcze: „Basso! Uważaj! Ona Cie oszukała. Maggie, ta podła szma...” Nie dokończyłem. Wskoczyłem na strażnika, wbijając mu sztylet w część potyliczną czaszki. Za późno. Bełt przeszył powietrze po czym ugrzązł w ciele. Strażnik padł na ziemię a sekundę po nim kolejne ciało.
Cisza. Cisza, a potem odgłos ciała zderzającego się z brukiem.
Basso odwrócił się, wyglądał na zaskoczonego. Popatrzył się na trupa Prosiaczka, a zaraz po tym na ciało Maggie z bełtem wbitym w pierś. Osłupiał – myślał nad czymś. W końcu niepewnie podszedł do mnie mówiąc: „G-Garret ?! Dupsko mi uratowałeś. Chodź no tu!” Stałem w miejscu. Podszedł i położył mi dłoń na ramieniu. Prosiaczek celował wystarczająco długo. Z takiej odległości niemożliwe byłoby żeby ten nie trafił w cel. Chyba, że cel był inny.. Patrzyłem na dłoń kupca i zobaczyłem otwierający się pierścień, z którego nagle wystrzelił brązowy gaz. Cholera! Ten zasraniec mnie oszukał. Z opresji uratowało mnie zmechanizowane oko. „Martwe” błony śluzowe w nim, nie zareagowały z brązowym gazem, przez co nie zostałem ogłuszony i wciąż mogłem widzieć. Basso niezdarnie usiłował pchnąć mnie sztyletem. Udało mi się przechwycić jego rękę i wykonać dźwignię. On już wykonał swój ruch, teraz przyszła kolej na mnie. Uderzyłem go pięścią w twarz, usłyszałem dźwięk pękających kości. Ćwieki z mych rękawic pozostawiły na policzku czerwony ślad. Basso upadł. „Garret! D-daj spokój. Wciąż mogę Ci zapłacić. Ba! Dostaniesz pięć razy tyle”
Powoli zacząłem zbliżać się w jego stronę. Przed sobą wciąż widziałem ciało niewinnej Maggie.
„Garret, dostaniesz dużo więcej niż ta gówniana formułka jest warta! Odezwij się ! Nie podchodź w ten sposób”.
rzadko lubię bawić się w Pana życia i śmierci, nie powinienem tego robić, nikt nie powinien. Ja po prostu czasami jestem do tego zmuszony. A gdy już zaczynam to jedyna maska jaką ubieram to maska śmierci…
23.59
uffff
mam nadzieję, że zdążyłem :)
Hmm... limit całkiem zrozumiały.
W prawdzie nie grałam jeszcze w "Thiefa", jednak planuję to nadrobić tą częścią... tylko jak potanieje i przejdę Finale, które mam :P
Ogólnie to fajny pomysł na konkurs. Szkoda, że dowiedziałam się o nim wcześniej, bo poczytałabym więcej o realiach, albo obejrzałabym jakieś cosie na yt.
A! No i nie rozumiem, dlaczego ludzie aż tak się spinają ;) Przecież czas jest do poniedziałku :)
Mam kilka opowiadań do napisania na weekend, więc nie siądę do tego przed niedzielą. Jestem ciekawa, ile tekstów pojawi się jeszcze siedemnastego ;)
A... tylko nagłówek: "Weź los redaktorów..." dziwnie brzmi :P
smrol - termin jest do 17 marca, tak więc spokojnie, zdążyłeś ;)
Karmelkowa - na allegro można "Thiefa" w wersji steam już za 50 zł dostać
Znaki (bez spacji) 2 995 + Foto story :) Plik był za duży, 24 fotki ważyły 8 MB, dlatego użyłem Imageshack.
http://imageshack.com/a/img21/3593/6avo.jpg
Skąpane w deszczu, przykryte całunem nocy ciemne arterie ulic, od pędu Garretta zdawały się zlewać w ciemną smugę przerywaną refleksami girland utkanych z blasku płomieni ulicznych latarń gazowych. Promieniujący na szczękę ból głowy, pamiątka po napaści, na przemian wzmagał się i przygasał w rytm pulsującej krwi w skroniach. Uderzenie było mocne, ale nie śmiertelne, stracił formułę ale żył. Sprzymierzeńcem w niedoli okazał się wiatr z zachodu, który wzmógł się tuż przed ulewą. Dzięki niemu, Garrett moment przed ogłuszeniem, poczuł znajomą woń różanych perfum Maggie, zapach wrył mu się w pamięć jak blizna w skórę, wiedział dokąd iść. Złodziej dobiegł do kamienicy, za pomocą wciągarki z hakiem wdrapał sie na jej dach, przykucnął obok komina i spojrzał w dół tonącej w strugach deszczu ulicy. Jego oczom ukazał się Różany Dom, przybytek wyróżniający się w dzielnicy czerwonych latarni wysokimi cenami, pięknymi kurtyzanami oraz kanciapą na końcu zaplecza, gdzie paser Bass prowadził swoją "działalność gospodarczą". Garrett wziął rozbieg i przeskoczył na przeciwległy dach, zaczepił hak o krawędź rynny i bezszelestnie zsunął się po linie w mrok podwórka za domem uciech. Tajne wejście do budynku uruchamiał mechanizm w atrapie cegły, który po odpowiednim potraktowaniu odsłaniał małe drzwiczki prowadzące do piwnic budynku. Nie zastanawiając się długo wszedł do środka, mechanizm wrócił na miejsce zasłaniając drzwi ceglanym murkiem. Wąski korytarz ledwo oświetlał mały płomyk lampy gazowej ulokowany przy schodach u jego krańca. Złodziej ostrożnie zrobił kilka kroków gdy nagle przed jego twarzą z pomiędzy krat małej celi wysunęła się kobieca dłoń. - Pomóż mi, proszę. - Kim jesteś? - Leanna żona Lorda Verminusa. - Ty żyjesz? Zapytał szczerze zdziwiony Garrett - Tak, uwolnij mnie, a dowiesz się wszystkiego. Leanna potarła czerwone ślady na nadgarstkach i zaczęła opowieść. - Wszystko zaczęło się od nakrycia Bobera, ochmistrza męża na podmianie gwiazdy polarnej i kielicha z błękitnego kryształu na falsyfikaty. Garrett westchnął smutno. - Wiedziałam, że to grubsza sprawa więc zaczęłam węszyć. Z polecenia Bobera w domu pojawiła się nowa służka Maggie, z nią wiązała się nagła przemiana Lorda Verminusa. Z dobrego człowieka, zmienił się w rozdrażniony, agresywny cień dawnego siebie. Odkryłam, że mocodawcy Bobera i Maggie to wysoko postawieni wyznawcy Szachraja polujący na formułę i wydający polecenia przez usta pasera Bassa, który kazał Maggie podtruwać Lorda Verminusa dosypywanymi do wina psychodelikami zmieniającymi osobowość. Garrettowi przypomniały się słowa Bobera wypowiedziane przy przesłuchaniu "ja tam swoje wiem" słowa te nabrały w świetle nowych faktów innego wydźwięku. Z podsłuchanej rozmowy Bobera z Maggie wiem, że nazywasz sie Garrett, wiec, że miałeś skończyć tak samo jak mój małżonek, doprowadzony do szaleństwa i martwy po wykonaniu swojej części w planie tych gnid. Niewiele później zostałam ogłuszona przez strażnika Matta i uwięziona w tej dziurze, a moje zniknięcie spadło na barki męża. Formuła w ich rękach jest fałszywa, co daje nam atut w nierównej walce. Lord Verminus przezornie ukrył ją daleko, bo aż w białym lesie, mam mapę prowadzącą w to miejsce, dam ci ją, odzyskasz formułę za co zostaniesz sowicie wynagrodzony. Ale najpierw pomścij śmierć mojego męża, zgładź ich ale wpierw wydobądź z nich wszystkie informacje o kulcie Szachraja. Po wszystkim spotkamy się w piwnicy winiarni mojego męża, tam przekażę ci mapę. Niebo przecięła błyskawica, zanosiło się na burzę.
Gdy Garret oprzytomniał, miasto nadal pogrążone było we śnie, podniósł się z gruntu i opanował mrok który pojawił się ponownie w jego oczach, następnie podwinął rękaw płaszcza i sprawdził godzinę na ostatnio skradzionym zegarku. Miałem szczęście, nie leżałem tu dłużej jak kilkanaście minut. Złodziej strzepnął piach ze swej twarzy i dokładnie sprawdził zawartość sakw. Zniknęła tylko formuła. Chciał się trochę rozejrzeć, jednak usłyszał tętent zbliżających się obiektów, ucho złodzieja łatwo rozpoznało, że do jego pozycji nadbiegają dwie osoby. Cień rzucany przez śmietnik stojący nieopodal był świetną kryjówką, złodziej zwinnie przemknął w jego stronę i zniknął w mroku.
-Szybciej Prosiak, według jej planu, powinien być tutaj.- Ujrzał dwie zakapturzone postacie wyłaniające się zza rogu budynku. Bober i Prosiak, szukają mnie.- Widzisz go gdzieś?
- Zobacz, pałka. To tutaj. Zostawiła tu pałkę, ale gdzie złodziej?
- Nie wiem, może uciekł, ale jeżeli go nie znajdziemy, to będzie najwyższy czas na zmianę pracy. Maggie jest nieobliczalna, sam widziałeś co zrobiła z Verminusem
Garret wiedział już wszystko. Jeżeli się pośpieszy, może zdąży pojawić się w posiadłości tuż przed Maggie. Korzystając ze zdezorientowania mężczyzn, przemknął za ich plecami, skręcił w jedną z alejek i ruszył w stronę posiadłości. Po dachach będzie szybciej. Naciągnął strzałę z liną i wypuścił ją w stronę jednej z wystających dachowych krokwi.
http://images.tinypic.pl/i/00509/918gihm64hjc.jpg
Do posiadłości dotarł w kilkanaście minut. Na parterze paliły się światła. Czyżby Maggie była szybsza? Garret ponownie zdecydował się na okno piwnicy. Gdy przeszedł kilka metrów, ujrzał czerwoną ciecz na podłodze, zwolnił kroku i zbliżył się do krawędzi ściany. Gdy wyjrzał zza niej, zobaczył spoczywające na posadzce zbrukane krwią ciało Steve’a . Ta kobieta to potwór. Złodziej przekroczył zgrabnie leżące ciało i ruszył dalej szukając czegoś, o co można wytrzeć buty.
http://images.tinypic.pl/i/00509/dno1a5cgzu7y.jpg
Na pogrążonym w ciemności korytarzu pierwszego piętra, usłyszał ciche pluski dobiegające z łazienki, Garret skierował się w jej stronę. Dlaczego ona nigdzie nie wystawiła strażników? Drzwi do łazienki były otwarte, a w powietrzu unosił się delikatny zapach olejków do kąpieli. Garret przywarł do ściany i zajrzał do środka. Płomienie świec stojących na kredensie delikatnie połyskiwały w mroku. Na płytkach leżało brudne od krwi ubranie, a na wannie siedział zaniepokojony kot. Złodziej wszedł cicho do łazienki i zbliżył się do Spacji, kot trącał łapą unoszące się na powierzchni wody bezwładne ciało Maggie. Nie żyje. O co tu chodzi? Zza parawanu w łazience dobiegł znajomy głos.
http://files.tinypic.pl/i/00509/cbu2d05san9y.jpg
- Witaj mistrzu.- powiedziała figlarnie Eris, wychodząc z ukrycia.- Zdziwiony?- W ręce trzymała bombę błyskową.
-Eris?- Garret nie ukrywał zaskoczenia.- Ty zabiłaś Maggie?
-Och-westchnęła.- Całkiem możliwe. Nie przejmuj się nią, była podła. Mnie również zależy na tej formule, tak samo jak Tobie, czy też Jej.- Wskazała na ciało.- No. Jej już nie zależy.- Uśmiechnęła się szyderczo.
- Eris! Nie na tym polega nasza praca. Oddaj mi formułę.- Garret wyciągnął dłoń i ruszył w stronę złodziejki, zapomniał jaka jest szybka. Dziewczyna przewróciła na niego parawan i upuściła bombę błyskową, przestraszony kot uciekł z pomieszczenia.
- Emeryt.- Uśmiechnęła się i wyskoczyła przez okno zsuwając się po linie. Nim Garret się otrząsnął i podbiegł do okna, Eris była już nieosiągalna. Złodziej nie wiedział jeszcze wtedy, że gdyby nie te wydarzenia, nigdy nie wszedłby w posiadanie szponu. Może faktycznie jestem już za stary, formuła przepadła.
http://files.tinypic.pl/i/00509/oa4qbbli7tsb.jpg
Do niedzieli postaram się wrzucić coś od siebie. Przy okazji zapraszam fanów uniwersum na polskie forum i nasz wewnętrzny konkurs. Detale pod http://thief-forum.pl/viewtopic.php?f=6&t=6154
Nie można usłyszeć stąpającego kota, oddychającej ryby, jak i dostrzec samego wiatru, a tylko kołyszące się liście. Ciężko jest odgadnąć myśli człowieka, równie niełatwo jego zamiary. Jedno jest jednak pewne – nie można okraść złodzieja.
Deszcz bez pośpiechu wybijał swój rytm. Obijał się o okiennice i kamienne parapety domów, strugi wody spływały po płaszczach przechodniów, bruku i rynsztokami. Było szaro, a ludzie szybko zmierzali tam, dokąd gnały ich własne sprawy.
Garrett również. Bolała go głowa, nie mógł zebrać myśli, na włosach miał jeszcze resztki zaschniętej krwi, ale w promieniu wielu mil nikt, kto wychylił głowę za drzwi, nie uśmiechał się tak, jak teraz Mistrz Złodziei. Dopisywało mu szczęście, co przy nieuwadze rzadko idzie w parze.
Gęsty dym wypełniał pustą przestrzeń karczmy między stołami a sufitem, gdzie mieszał się z unoszącymi się okrzykami i śpiewami. Lecz teraz te wszystkie dźwięki i zapachy znikały za parawanem alkierza. Nareszcie Garrett był sam na sam ze swoimi myślami. Póki co nie śpieszyło mu się, skrytka była pewna, a skradziono mu tylko naprędce przygotowaną kopię – bo i spodziewał się pościgu. Śmiał się w duszy do rozpuku, bowiem ten, kto go wytropił był, widocznie, na tyle zaaferowany, że nie przyjrzał się temu, co zabiera.
Garrett wodził wzrokiem po małej salce, nie przyglądając się niczemu w szczególności. Przeszło mu przez myśl, że zgłodniał. W rogu dojrzał pająka, nieruchomo czekającego na swoją ofiarę – a w pobliżu małą muszkę. Jeszcze chwila, sekunda...
Odezwało się drewno z podłogi zaraz za parawanem. Garrett zesztywniał w oka mgnieniu, a jego ręka spoczęła na sztylecie. Jeszcze przez chwilę nic się nie działo, po czym przed złodziejem stanął nieznajomy mężczyzna. Przynajmniej tak mu się wydawało.
- Nieźle – zaczął niespodziewany gość, na moment spotykając się wzrokiem z Garrettem. – Można się było tego spodziewać, ale nie zaszkodzi spróbować, prawda? – ciągnął, na chwilę zamarł w bezruchu, po czym usiadł naprzeciwko zachowującego zimną krew złodzieja.
Garrett milczał. Mężczyzna przysunął się bliżej.
- A teraz oddasz Verminusowi jego własność.
Być może nie byłby tak pewny siebie, gdyby wiedział o sztylecie znajdującym się milimetry od jego tętnicy udowej. Rozmówcy obserwowali się nieustannie, nie odrywali od siebie wzroku, niczym partnerzy w tańcu. Tańcu na parkiecie pełnym wnyk.
Mężczyzna poddał się pierwszy:
- Nie chcesz. Rozumiem – wstał, po czym podszedł do parawanu. – Chłopcy!
Odwrócił się, ale Garrett był szybszy. Sztylet już wbijał się w szyję przeciwnika. Walka o władzę po Verminusie, jak widać, trwa w najlepsze. Trzeba szybko się stąd wynosić – pomyślał.
„Chłopcy”, jak widać, nie podzielali zapału swojego szefa, bowiem śmiali się i bawili już w najlepsze. Nie minęła chwila, a karczma pochłonęła ich całkowicie, tak, że nawet nie słyszeli, albo słyszeć nie chcieli tego, co działo się za parawanem. Przypadkiem, lub nie. Tak, to dobry czas na zmycie się.
I znowu Garrett szedł w strugach deszczu. Znowu uśmiechnięty i znowu to fortuna uśmiechała się do niego. Nie można okraść złodzieja. Zazwyczaj też nie można go wyśledzić, jeśli sam tego nie chce. Najważniejsze jest jednak, by mimo błędów i niepowodzeń, być tym, który wieczorem może się uśmiechnąć.
2977 znaków bez spacji i zdjęcia :)
Garretta, z wymuszonego snu, obudziły nawoływania Bassa. Otworzył oczy i spojrzał na niego. Bolała go głowa i czuł pod kapturem zlepione krwią włosy. Twarz miał zaniepokojoną. Rzadki to był widok dla pasera - leżący na bruku mistrz złodziei. Pomógł mu wstać, po czym zaczął wypytywać o wszystko. Garrett, zachowując spokój odpowiedział na wszystkie pytania Bassa.
- Co zamierzasz teraz zrobić, Garrett? - spytał
- Odbiorę to, co mi zabrano i nie pozwolę, by ktoś ubiegł mnie w zgarnięciu nagrody - odpowiedział złodziej.
- Gdy odzyskasz Formułę, będziesz wiedział gdzie mnie szukać.
Basso ruszył ciemną ulicą w kierunku swojej dziupli, zostawiając złodzieja samego.
Garrett, po odejściu pasera, sprawdził, czy poza Formułą i dumą nie stracił czegoś wiecej. Na swoim czarnym stroju zauważył długi blond włos. Wziął go do ręki i przyjrzał się mu.
- Hmm, co my tu mamy? - zapytał sam siebie.
Tego wieczora Garrett spotkał wiele osób, ale chyba żadna z nich nie miała długich i w dodatku blond włosów. Poza jedną! Próbował przypomnieć sobie napastnika. Wyraźnie czuł ten różany zapach. Nagle Garretta oświeciło. Rozważał, którą drogą mógłby udać się rabuś. Wychwycił swym prawym mechanicznym okiem, delikatne, niewidoczne dla zwykłego śmiertelnika, ślady na bruku. Ruszył tym tropem. Szedł ciemną ulicą, zważając na każdy krok. Czasami musiał się kryć przed żołnierzami Barona i Młotodzierżcami, którzy patrolowali teren wokół Katedry Św. Edgara.
Miasto spowite było ciemnością i tylko księżyc rozjaśniał je, dodając nieco uroku temu miejscu. Nie spuszczał sokolego oka ze śladów, czasami nie wiedząc dokąd idzie i nie mając pewności, czy ktoś nie czyha za zakrętem. Wszedł w ciasną uliczkę, która skąpana była w całkowitym mroku. Nagle usłyszał przed sobą ciężkie kroki i dźwięczenie żelastwa. Tuż za rogiem kamienicy dostrzegł dwóch Młotodzierżców. Jeden z nich trzymał pochodnię, która rozświetlała im drogę. Garrett rozejrzał się za kryjówką, lecz żadnej nie znalazł.
- No to w górę.- powiedział do siebie i zaczął się wspinać po wystających kamieniach i parapetach domów.
Zastygł w bezruchu obserwując patrol. Widział młoty na plecach osiłków, słyszał strzępki ich rozmowy.
- Nie chciałbym się na takiego natknąć – pomyślał i gdy tylko odeszli, zeskoczył bezszelestnie na kamienną uliczkę. Pomknął przed siebie, pragnąc jak najszybciej dotrzeć do celu. W końcu ujrzał znajomy widok – dzielnicę pasera. Ślady prowadziły prosto do jego domu. Ruszył więc w tym kierunku, mając nadzieję, że za chwilę potwierdzą się jego przypuszczenia.
U Bassa panował półmrok, ale wyczuwał, że oprócz niego był w pomieszczeniu ktoś jeszcze. Kątem oka zauważył Formułę bielącą się stoliku przy fotelu.
- Garrett, jesteś wreszcie! Czekaliśmy na ciebie! - ucieszył się Basso – Zapewne domyśliłeś się, kto skradł ci Formułę?
- Tak, ale zastanawiam się, dlaczego zdzieliła mnie pałką – powiedział Garret, dotykając bolącej głowy.
Kobieta stanęła przed nim, opierając dłoń na biodrze. Czerwone paznokcie odcinały się na tle jej skórzanego stroju.
- Mistrzu – rzekła Maggie zsuwając kaptur wraz z blond peruką, odsłaniając brązowe włosy – nieprzyjaciel poderżnąłby ci gardło.
Garrett zaniemówił. To była Erin! Cały czas udawała Maggie!
- To był mały test. Chciałem sprawdzić twoją czujność – skwitował Basso uśmiechając się z przekąsem – Oj, starzejesz się Garrett! Wezmę to pod uwagę przy nastepnej robocie.
- Nawet dla mnie czas nie stoi w miejscu - powiedział z nutą smutku w głosie mistrz złodziei – Erin, zmyj ten makijaż, bo cię szpeci...
[link]
Super, wstawiłem linki do zdjęć i pisze jakieś [link], a czas już upłynął >.<
3000 znaków to kpina. Jak na razie 4000. Jak ja mam to poprzycinać? Ludzie...
Garett ocknął się i poczuł niesamowity smród. Nic nie widział, miał zawiązane oczy jakąś szmatą, ręce związane do tyłu. Opierał się o ścianę, wymacał, ze jest zimna i wilgotna. Chciał stanąć, ale nogi też miał związane. Szarpnął.
-Prosiak! Wezwij panią. Złodziej się obudził.
„Co jest grane?” pomyślał Garett. Po chwili usłyszał stukot obcasów, ktoś szybko zbiegał ze schodów. Skrzypnęły drzwi i poczuł delikatną woń róży.
-Maggie- wyszeptał.
-Tak to ja.
-Rozwiąż mnie.
-Rozwiąże, ale najpierw mnie wysłuchaj. Prosiak zdejmij Panu opaskę.
Oczom Garetta ukazała się Maggie tak jak ją zapamiętał.
-Garett, Formuła jest bezpieczna, naszyjnik też możesz zatrzymać. Będziesz mógł odejść ale musisz mnie najpierw wysłuchać.
Garett kiwnął głową.
-Wiele lat temu Wyrocznia przekazała Przepowiednię. Przepowiedziała wsyzstko, moje przybycie do rezydencji, to jak Verminus będzie mnie traktował, wszystko- głos Maggie drżał –Przepowiedziała moje spotkanie z Bassem oraz twoje przybycie. Nie wiedziała tylko kim będziesz. Jednak powiedziała coś bardzo ważnego „Ten który przybędzie do rezydencji, pomoże ci uwolnić się od tyrana, on też jest prawowitym Lordem. To do niego należy całe bogactwo tyrana”.
-Rozwiąż mnie Maggie.
Maggie skinęła na Prosiaka. Garett mógł nareszcie swobodnie stanąć.
- Co ty sobie wyobrażasz kobieto, myślisz że ci uwierzę w taką bajeczkę… - syknął
- Możesz swobodnie odejść, oto twoje rzeczy. To było konieczne. Mistrzu złodziei, nie uwierzyłbyś w to gdybym ci powiedziała przy pierwszym spotkaniu. Możesz wybrać, odejść lub zostać.
- Chcę wyjść na zewnątrz.
Garett nie mógł zebrać myśli. Siedział na schodach już od kilku godzin. „Co mam zrobić?” Poczuł, ze nie jest sam.
- Co postanowiłeś Mistrzu?
- Na razie muszę spotkać się z Bassem, Maggie. Jestem mu coś winien.
Rozkojarzony złodziej ruszył do Miasta, był łatwym celem, ale tym razem obyło się bez przygód. Rozliczył się z Bassem. „Co dalej?” myślał. Szedł zamyślony przed siebie, nogi niosły go same. „Wyrocznia… przepowiednia… miał odmienić się mój los… dawno mi to już przepowiedziała”. Usiadł na schodach, pochylił głowę i skrył twarz w dłoniach. Myśli kłębiły się w głowie. „Może Wyrocznia ma rację? Może tu jest mój azyl? Wyrocznia… to tylko opcja… to może się spełnić ale nie musi… Wyrocznia to przepowiednia a nie wyrok…”
- Wróciłeś –miękki i spokojny głos Maggie przerwał jego myśli.
Opuścił dłonie i spojrzał w noc. Ciemność, którą ujrzał przed sobą uspokoiła go. Już wiedział co powinien zrobić. Podniósł oczy na kobietę
-Maggie… dobrze jest mieć gdzie wracać.
- Tak Garett – Poczuł jej dłoń na swoim ramieniu – dobrze jest mieć na kogo czekać.
Garett podniósł się zwinnie i odszedł w mrok pozostawiając kobietę na schodach.
- Wyrocznia… to tylko opcja – powiedział cicho do siebie - jednak dobrze jest mieć gdzie wracać.
Gdy Garrett się obudził, złapał się za swoją potylicę lewą ręką, ponieważ prawą miał przykutą kajdanami do kolumny obok. Obok siebie zauważył swego pasera Bassa, który także był do niej przywiązany. Był nieprzytomny.
- Basso, obudź się! - krzyknął Garrett, ale on nie reagował, więc wziął mały kamień z ziemi i rzucił lekko w głowę swego pasera, która była zaplamiona zaschłą krwią. Od razu się obudził.
-Co się... - głos mu się urwał - Ach, wiedziałem , że nie można jej ufać.
-Komu? - zapytał Garrett.
-Maggie, miała być dywersją dla Verminusa - mówił to takim głosem jakby obwiniał siebie. Garrett wyjął wytrych i błyskawicznie otworzył zamek swoich kajdanek, a następnie Bassa.
-Dobrze, daj mi formułę - powiedział paser. Garrett sięgnął do kieszeni.
-Nie mam jej - burknął. Basso rozkazał znaleźć Maggie. Złodziej, po chwili namysłu, ruszył do posiadłości Verminusa.
Przed wejściem zobaczył strażnika Jake'a, uzbrojonego w miecz. Mistrz złodziei chciał po pnączu wejść do środka. Udałoby się to bezszelestnie, gdyby się one nie zerwały. Jakaś postać wyjrzała przez okno, ale Garrett nie był w stanie rozpoznać twarzy przez oblewający ją cień. Nie zwrócił jednak na to uwagi, gdyż Jake był coraz bliżej. Odruchowo przywarł do ściany i przez przypadek wcisnął ukryty guzik. Otwarło się przejście, przez które wpadł do spiżarni. Czekała tam na niego pewna niespodzianka.
-Witam, Mistrzu złodziei - powiedziała Maggie, zmysłowo kręcąc loka.
- Boli Cię rączka? Dość mocno ścisnęłam kajdanki - zaśmiała się szyderczo.
-Ty to wszystko zaplanowałaś? -zapytał z niedowierzaniem.
-Tak -odpowiedziała ze zirytowaniem - A teraz pozwól, że zawołam straż.
Garrett nie mógł na to pozwolić. Wyciągnął łuk, naciągnął na cięciwę strzałę i wystrzelił ją. Pocisk trafił tuż pod nogi Maggie. Uniósł się zielony opar, a dziewczyna upadła niczym ścięte przed chwilą drzewo. Garrett podbiegł do niej i przeszukał ją. Znalazł kartkę. Miał nadzieję, że to formuła, jednak zawiódł się. Był to zwykły kawałek kartki, na której widniał rozmazany napis: "Przykro mi, że nie było mnie na rocznicy, ale będę co drugą ". Na odwrocie kartki znajdował się niezrozumiały ciąg cyfr:" 6,5,2,3,8,9". Przeszukał pokój i poszedł na górę.
Zobaczył hol. Nie było w nim strażników. Przeszedł połowę korytarza, gdy nagle usłyszał kroki. Wszedł do pokoju po prawej stronie, drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Na środku czerwono-krwistej ściany wisiał podejrzany obraz. Złodziej przywarł do drzwi i nasłuchiwał kroków, które się oddalały. Garrett niezwłocznie podszedł do niego. Za ramą wyczuł wypustkę, wcisnął ją, obraz ospale uniósł się do góry i wtedy Złodziej zobaczył sejf. Miał on trzy pokrętła z cyframi od 0 do 9. Wyciągnął karteczkę Maggie.
- Co druga cyfra... Przecież to oczywiste! - pomyślał. Wpisał 5,3,9 i w tym samym momencie sejf odkrył swoje oblicze. Była tam formuła. Złodziej pochwycił ją i odwrócił się. Zobaczył zielone oczy kota Verminusa, który arogancko zrzucił wazon ogonem. Chwilę potem do pokoju wszedł Prosiak.
-Garrett - powiedział chłodno.
-Co tu robisz? - zapytał Złodziej.
-Niczego się nie domyślasz? - odpysknął - Nie wiesz, że to ja wszystko zaplanowałem?
-Słucham? - Garrett był bardzo zdziwiony - Przecież ty jesteś...
-Bezrozumny - przerwał mu Prosiak - Właśnie tak miałeś myśleć. Chciałem się Ciebie pozbyć, ale Maggie nie miała odwagi Cię zabić. Teraz ja to zrobię!
-Po co? - zapytał Garrett.
-Dla formuły.
W tym momencie Prosiak rzucił się na niego, ale Garrett wyskoczył przez okno i uciekł, dając się pochłonąć odmętom ciemnych alejek Miasta...
-Garrettcie, czy jesteś człowiekiem wierzącym?
Złodziej powoli otwierał oczy, wracając do normalnego świata. Głos wydawał mu się znajomy. Tępy ból skutecznie przeszkadzał w myśleniu i kojarzeniu faktów. Ręce miał przywiązane do żyrandola wiszącego nad nim.
-Wydaje mi się, że nie. A szkoda, Garrettcie. Miałbyś teraz pewne oparcie, pewną… dodatkową siłę, że tak to ujmę.
Garrett zaczynał rozumieć. Jego umysł potrzebował więcej czasu na odpowiednie umiejscowienie wszystkich szczegółów, lecz trzon historii wrócił na swoje miejsce. I biorąc pod uwagę to, co działo się teraz, był dość nieprawdopodobny.
-Zawsze myślałem, że skojarzyłeś się z tymi… Mechanistami? Młotodzierżcami? Coś takiego. Twoje oko jest przecież ich dziełem.
Lord Verminus poszedł po piękne, złote krzesło, obite czerwoną skórą, postawił je naprzeciw Garretta i usiadł, zakładając nogę na nogę. Uśmiechnął się nonszalancko.
-Wydajesz się być zaskoczony, Garrettcie. Ale spójrz na to szerzej – przypomnij sobie, na przykład, swoją wyprawę do Paszczy Chaosu. – Verminus wstał i nalał sobie wina z kryształowej karafki. Wymowna pauza mogła tylko wzmocnić jego słowa, a w tym momencie na tym mu zależało.
Mimo pulsowania odczuwalnego w tylnej części głowy, Garrett oprzytomniał i momentalnie ułożył wszystkie elementy układanki. Gdy zrozumiał, z kim zadarł, pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna, zaczął się bać. Lord Verminus spostrzegł zmianę nastroju złodzieja. Odwrócił krzesło i usiadł, kładąc ręce na oparciu.
-Widzisz, Garrettcie, kiedyś, w sumie już naprawdę dawno temu, stanąłeś po niewłaściwej stronie barykady. Owszem, pokonałeś Szachraja, pokonałeś to „zło” nawiedzające Miasto. – Verminus przybliżył się do Garretta – ale nie pokonałeś jego wyznawców.
Złodziej spróbował się ruszyć, lecz był porządnie skrępowany. Ręce musiał trzymać cały czas w górze. Gdy spojrzał w dół, przeraził się jeszcze bardziej.
Sznury, trzymające jego nogi w rozkroku, były przywiązane do dwóch z siedmiu gwoździ wbitych w podłogę. Czerwony ślad łączył je, tworząc siedmioramienną gwiazdę.
-Maggie poświęciła swoje życie dla wyższego dobra. – Lord Verminus wstał i obrócił się, wskazując na heptagram. Nagle stał się śmiertelnie poważny. – Ty poświęcisz swoje życie jako zadośćuczynienie. Za to, co zrobiłeś Leśnemu Panu.
Garrettowi brakowało pewności siebie. Nie mógł wydusić z siebie słowa. Opuścił głowę. Teraz, gdy zagrożenie było jak najbardziej realne, stracił całą werwę. Verminus znów usiadł na krześle.
-Coś taki cichy, Garrettcie? Twoja rozmowa z Maggie podchodziła pod flirt, a mi nie powiesz nawet słowa? Od początku Maggie stała po mojej stronie. Pozwoliła ci zabrać Formułę tylko dlatego, że złapanie cię tutaj graniczyło z cudem. Ale po wykonanym zadaniu… Odpuściłeś sobie, Garrettcie, i drogo zapłacisz za swoją nieuwagę.
Garrett zrozumiał.
-Czerwone paznokcie… Maggie miała paznokcie pomalowane na czerwono… Jak… Jak ręka zabierająca Formułę…
Lord Verminus zaczął klaskać. Wstał, uśmiechnięty.
-Widzisz, Garrettcie, widzisz! Teraz mi wierzysz! Przynajmniej tyle pamiętasz… Cóż, skoro wszystko sobie wyjaśniliśmy, pozwól mi przygotować rytuał. Muszę dokończyć pewne dzieło, rozpoczęte w Paszczy Chaosu. –Verminus wyciągnął Formułę. – Dam ci chwilę na zastanowienie nad się swoim postępowaniem. Na rachunek sumienia.
Verminus wyszedł z pokoju. Garrett nawet nie próbował walczyć – doskonale wiedział, że nie ma szans na ucieczkę. Jego oprawca wszystko perfekcyjnie przygotował.
Pierwszy raz w życiu zaczął się modlić.
Musiało minąć parę dobrych godzin, aby ogłuszony złodziej mógł dojść do siebie. Głowa bolała go okrutnie, jak niejednego obywatela Miasta o poranku, który smutek swojego życia postanowił leczyć poprzedniego wieczoru w tawernie. Garrett rozejrzał się wokół siebie. Znajdował się bowiem w słabo oświetlonej piwnicy. Zdziwiło go to niezmiernie, gdyż jedyne co pamiętał zanim stracił przytomność, to dzielnica, w której umówiony był z Bassem. Po chwili zauważył, że ktoś pozbawił go łuku. Nie myśląc dłużej postanowił czmychnąć do cienia. Nagle usłyszał charczący, nieludzki głos. Można było go porównać do głosu starego bełkotliwca, lecz ten był znacznie bardziej wyraźny.
- Szmat czasu Garrecie…
Złodziej gwałtownie obrócił się w stronę skąd dobiegały te słowa, gdy nagle jakaś siła pchnęła z powrotem na ścianę. Oszołomiony siedział opierając się o nią. Z mroku wyłoniła się postać. Była to mocno poraniona kobieta, blada jak trupy na wozach zbierane w owych czasach z ulic. Garrett zbadał postać wzrokiem i z trudem próbując stłumić ból głowy, pomyślał „Leanna… Verminus i jego chore rytuały…”. Istota zrobiła krok w przód, a ciepłe światło świecy przegoniło cień z jej twarzy. Uwagę złodzieja przykuły jej oczy o odmiennych kolorach.
- Szachraj! Czego ode mnie chcesz? Oddawaj Formułę.
- Właściwie, to nie jest mi ona do niczego potrzebna – odpowiedział naigrywającym się z Garretta tonem, wyciągnął Formułę i z powrotem schował ją za pasek – ale i tobie za chwilę też nie będzie potrzebna – na te słowa Szachraj wyciągnął sztylet i powoli zaczął zbliżać się w stronę Garretta. Nieudolnie pozszywane rany na nogach nie pozwalały na gwałtowne ruchy. Działało to na korzyść przeciwnika, który odczuwał spory niepokój. Złodziej skupił się, wiedział, że z każdym krokiem wroga ma coraz mniej czasu na jakiekolwiek działanie. „Pałka w tej sytuacji na nic mi się nie zda, biorąc pod uwagę jego nadprzyrodzone moce”. Garretta i Szachraja dzieliły już tylko dwa metry. Opierając się o ścianę, mistrz złodziei poczuł, że ma na sobie kołczan, a w nim kilka strzał. Garrett uśmiechnął się szyderczo, a następnie powiedział z satysfakcją w głosie – Ostatni błąd – po czym rzucił strzałą w Szachraja. Sądząc po jego minie, nie spodziewał się ataku. Strzała trafiła go w oko. Wróg padł jak długi na twarz, która spłynęła krwią ze śmiertelnej rany.
- Lepiej to wezmę – Garrett chwycił formułę, po czym skierował się ku wyjściu z piwnicy. Za półkami z winem, które minął zauważył swój łuk. Uwagę złodzieja przykuły pozłacane butelki. Chowając je do jednej z wielu kieszeni jego stroju wyszedł na ulicę. „Muszę iść do Basso, pewnie niepokoi się o Formułę”.
W biurze Basso zgasło światło.
- Garrett, mówiłem ci tyle razy, żebyś, do cholery jasnej wchodził normalnie, drzwiami!
Złodziej wyciągnął Perfekcyjną Formułę i położył na stole, a następnie powiedział - Sprawy trochę się skomplikowały… Starzy znajomi. Heh, daj to już lepiej klientowi, pewnie się niecierpliwi.
Wyszedł na zewnątrz, po czym zanurzył się w mroku ulicy.
Złodziej obudził się z uczuciem okropnego bólu na swojej potylicy, próbując ją rozmasować zrozumiał że został przywiązany do krzesła , tylko jego nogi nie były skrępowane. W pomieszczeniu byłoby ciemno, gdyby nie srebrna poświata bijąca przesz uchylone okno dzięki księżycowi w pełni. Rozejrzał się po lochu mając nadzieję że znajdzie coś, co pozwoli mu na rozcięcie więzów na jego nadgarstkach. Zauważył coś błyszczącego stojącego na półce, która wisiała po lewej stronie drzwi. Ostrożnie wstał na ugiętych nogach z przywiązanym krzesłem do jego rąk i podszedł bliżej do małej półki. Błyszczącym przedmiotem była przezroczysta butelka, jej etykieta wskazywała na to że była ona po wódce, najbardziej lichej jaką można było dostać w Mieście. Garett wiedział jak jej użyć, był tylko jeden problem, czym? Nadgarstki przywiązane do krzesła, jego cały sprzęt zarekwirowany, musiał znaleźć coś innego. Rozglądał się po całej celi nie widząc nic, co mogłoby mu się przydać do strącenia butelki. Podszedł ostrożnie, starając się nie hałasować do jednego z rogów pomieszczenia. Poczuł wszechogarniającą ulgę gdy znalazł tam mały, o nieregularnym kształcie kamień. Przysunął się do niego bliżej złapał, go dwiema stopami i ostrożnie przenosił go odcinkami do miejsca, w którym wisiała półka. Ustawił się na wprost butelki, złapał kamień parą stóp, nogi podniósł wysoko i rzucił w przedmiot. Wiedział że narobi hałasu, ale nie miał wyboru. Na jego nieszczęście nie trafił ani za pierwszym, ani za drugim razem. Próbując jeszcze raz i podnosząc nogi wysoko czuł pracujące mięśnie w swoich nogach. W momencie gdy już miał rzucić usłyszał głos kobiety i mężczyzny.
-Dobrze się spisałeś Verminusie.
-No ja myślę, nikt nie będzie bezkarnie kradł tego, co należy do mnie.
"Wykiwali mnie we dwójkę..."- pomyślał Garett ciskając kamieniem w butelkę po trunku. Kamień zderzył się z butelką, która z charakterystycznym dźwiękiem spadła na ziemię rozpadając się na kilkanaście części. Garett szybko podszedł do zbitego szkła, usiadł na krześle i odepchnął się od podłogi nogami aby spaść na oparcie krzesła. Przewrócił się na jeden bok i wziął w dłoń największy kawałek szkła, przecinając więzy, które krępowały mu nadgarstki. Wstał na równe nogi i podszedł do drzwi. Wyjrzał przez kratę i sprawdził czy da się je otworzyć. Powoli nacisnął na klamkę, która bez żadnych oporów ugięła się pod jego dłonią. Uchylił drzwi i wyszedł, zamykając je za sobą. Musiał odzyskać swój sprzęt tylko nie wiedział gdzie szukać. Poszedł prosto korytarzem zaglądając ostrożnie do każdej z cel. W żadnej z nich nie było jego własności. Skręcił w lewą odnogę i się uśmiechnął. Wszystkie rzeczy Garett'a były strzeżone przez strażnika, który postanowił zasnąć. Zabrał swoją własność i korzystając z okazji przeszukał strażnika. Ktoś nadchodził.
-Wykazuj ruchy Maggie. Chcę żeby ten złodziej kwiczał jak wieprzek!
-Uspokój się lordzie, nie będę za tobą biegła.
Był tylko jeden problem, złodzieja już dawno nie było ani w celi, ani w posiadłości.
Garrett wstał parę chwil po uderzeniu. Było ono zbyt lekkie aby pozbawić go przytomności, lecz wystarczająco mocne aby dać tajemniczej osobie kilka chwil na wykradzenie mu formuły. W powietrzu wciąż dało się wyczuć zapach delikatnych perfum. „A więc to była kobieta.”- stwierdził złodziej. Kątem oka zauważył ruch w ciemnej uliczce. To był Basso, który widział z daleka całe zajście i biegł mu na pomoc, jednocześnie wskazując ręką na przeciwległy kraniec placu. Garrett od razu rzucił się w pogoń za tajemniczą złodziejką. Pomimo tego, iż miała ona kilka chwil przewagi Mistrz Złodziei nie dawał za wygraną. Korzystając ze swoich niezwykłych umiejętności wdrapał się na gzyms jednego z budynków aby mieć lepsze rozeznanie w tak niedogodnej dla niego sytuacji. „Szczyt bezczelności – okraść złodzieja.” - mruknął pod nosem jednocześnie bacznie obserwując całą ulicę. Wciąż znajdował się w bogatej dzielnicy Miasta pełnej sklepów. Po drugiej stronie alei dostrzegł w cieniu delikatnie zarysowany, nieregularny kształt. „Nie schowasz się w cieniu, kiedy przed nim uciekasz!”- krzyknął, aby wypłoszyć zakapturzonego rabusia z ukrycia. Te słowa wyraźnie zaskoczyły obecnego posiadacza Formuły ponieważ rzucił się on do panicznej ucieczki wzdłuż drogi. Po krótkiej gonitwie ścigany wpadł do jednego z budynków ryglując za sobą drzwi. Mistrz Złodziei już wdrapywał się do środka przez otwarte okno nad wrotami. Garrett znajdował się na piętrze owej kamienicy. Przez balustradę koło schodów miał wgląd na niższą kondygnację budynku. Cała izba była oświetlona jedynie przez podwieszony na suficie świecznik w kształcie koła a przy drzwiach złodziej dostrzegł swojego konkurenta. Chciał dokładnie zablokować zamek, lecz nie był świadomy zagrożenia czyhającego na niego w środku. Garrett sprawnie przeskoczył przez barierkę wprost na środek izby, zagradzając drugiemu złodziejowi dalszą drogę ucieczki.
- „Po prostu oddaj mi mój łup, a rozejdziemy się w pokoju”- syknął Mistrz Złodziei.
- „To nic osobistego – przyznał rabuś – Po prostu twoi klienci nie są jedynymi, którzy chcą mieć Formułę na własność.” - powiedział odkrywając kaptur.
Przynajmniej w jednym Garrett miał rację. To była kobieta. „ Ach ta konkurencja...” -stwierdził w myślach. Nagle złodziejka uczyniła ruch ręką jakby odpędzała osę z jej ramienia. W tym samym momencie pojawiło się czterech uzbrojonych ludzi, gotowych zabić Mistrza za choćby mrugnięcie okiem. - „Chyba nie sądziłeś, że się nie przygotuję Panie Mistrzu ?”. Wtedy stało się coś, czego nawet Garrett się nie spodziewał. Przez drzwi wpadł Basso, który przez cały czas podążał jego śladami. Na taką okazję czekał złodziej. Korzystając z rozproszonej uwagi przeciwników chwycił za swój łuk i strzałą strącił świecznik wprost pod nogi strażników. W pokoju zapanowała ciemność. Kilka chwil później było już po wszystkim. Po zapaleniu pochodni najemnicy nie znaleźli Bassa, Garretta, Formuły ani swoich sakiewek ze złotem. Kilka przecznic dalej Mistrz Złodziei przekazywał swemu paserowi kartkę. Wiedział, że nie może zapytać o jej zawartość, gdyż byłoby to niezgodne z jego zasadami, lecz rozchmurzył się natychmiast, gry Basso rzucił mu sakiewkę ze złotem. „Zasłużyłeś” - przyznał z uznaniem, po czym poszedł w stronę swego biura. Garrett spojrzał na sklep zegarmistrza znajdujący się obok niego. Na zegarze znajdującym się na wystawie widniała dopiero godzina druga. „A więc noc dopiero się zaczęła” powiedział cicho Garrett i oddalił się ciemną aleją w stronę bogatej dzielnicy.
2989 znaków - Pozdrawiam.
-Zabierz go.- Rozległ się głos w ciemności.
-Niebywałe jak to łatwo przecenić czyjeś umiejętności. He he ten Garret miał być niewidzialny. To miał być profesjonalista, a tymcza …
-Zamilcz Jeff. Masz za długi język. Chyba nie chcesz skończyć tak jak Basso?
-Daj spokój Rob. Facet był sam, a w tej okolicy nawet w dzień jest pusto. O zobacz ile zdążył zwędzić.Za ten naszyjnik mógłbym żyć jak król…
-Włóż mu to do sakwy. –Powiedział wyższy wyciągając w stronę Jeffa dłoń z miedziakami.
-No coś ty zamiast dawać mu pieniądze spokojnie możesz go obrabować, szef się nie obrazi.
-Bądź cicho i rób co mówię. Pieniądze możesz sobie zatrzymać, ale wszystkie pamiątki i ten naszyjnik należą do szefa, rozumiesz.
-Phi pamiątki, masz na myśli te bazgroły i połamany wytrych?
- Wszystko co może przypominać mu przeszłość.
-Naprawdę chcesz wcielić w życie ten zwariowany plan?
-Ja tylko wykonuję swoją pracę.
- Dlaczego go po prostu nie zabijemy.
-Złodziej jeszcze nam się przyda. Przeszukałeś go już?
-Tak, ale nie znalazłem niczego interesującego, za sentymentalny to on nie jest. Dam znak chłopakom.
-Czekaj, jeszcze nie. Weź to.- Mężczyzna podał swojemu towarzyszowi czarną maskę, którą jednym szarpnięciem zdjął z twarzy Garreta. Następnie zamachnął się i uderzył nieprzytomnego w twarz łamiąc mu nos.
-No wież co, też mógłbym to zrobić.
-Siedź cicho! –Odburknął Rob pozbawiając złodzieja broni.
-Teraz jest gotowy, wołaj naszych.
Garret obudził się w karczmie. Głowa go bolała a na spuchniętej twarzy czuł zaschniętą krew.
-Nareszcie się pan obudził! A jużem myślała, że martwy. –Złodziejowi zaczęły wracać wspomnienia. Zaczął pośpiesznie przeszukiwać kieszenie. Wywracał je do góry dnem, a znalezione przedmioty układał przed sobą. Niczego nie rozpoznał.
-A czego to szuka? Chyba nie tamtego papierzyska o którym ciągle powtarza?
-Papierzyska?- Zapytał spoglądając uważnie na kobietę.
-A no. Tego o który się pobił jak już wypił czwarty kufel. –Garret dotknął obolałej głowy.
-Boli? Nie dziwota, przecie i w twarz nieźleście oberwali. Jeśliby kto inny tak się pobił to dawno by wstępu tu nimał, ale pan to bywalec stały i wstyd by było swego za drzwi. Jeno taka prośba by nie co wieczór bić się o bzdety. –Milczał.
-A bo to bzdury nie są? Jak można ludziom papiery wyrywać wrzeszcząc „Perfekcyjna Formuła”. Panie przecie to niepoważne. A kiedy posłyszał pan o śmierci mego wuja Verminusa to tak się pan uśmiechać zaczął jakoby jakie szczęście się stało. –W tym momencie ktoś zawołał „Magie” i przez okno wskoczyła kotka.
„Niemożliwe”- Pomyślał. „Czyżby wszystko co pamiętam było majakami?”. Spojrzał na siebie był brudny, niechlujnie odziany i śmierdział chmielem. Nieopodal siedział dryblas z podbitym okiem, chmurnie patrząc na złodzieja. „Czyżbym to z nim się bił?, Nie z nikim się nie biłem, przecież pamiętam dobrze wczorajszą noc. Wykonywałem robotę dla Basso, miałem zdobyć Perfekcyjną Formułę i pomogła mi w tym… tutejsza kotka. Dlaczego teraźniejszość nie zgadza się z przeszłością. Gdzie jest prawda?” Rozejrzał się w poszukiwaniu jakiejś wskazówki. Wszystko wyglądało normalnie, nagle jego uwagę zwrócił pozostawiony przez nieuwagę nóż na szynkwasie. „Mam nóż w podeszwie.”Pomyślał i by to sprawdzić schylił się. Nóż rzeczywiście tam był. Pięknie wykonany, niewielki zupełnie nie pasujący do opowieści karczmarki. „A więc kłamie, tylko po co ktoś zadał sobie tyle trudu by mnie oszukać? Musze się stąd wydostać. Ale nie teraz. Niech myślą, że dałem się nabrać. Którejś nocy. Noc jest sprzymierzeńcem złodziei.”
Oto moje zakończenie (2997 znaków, bez spacji):
Obudziło go głośne szczęknięcie metalicznego zamka i chłodny powiew nocnego powietrza. Ból głowy po uderzeniu jeszcze nie ustał, na domiar złego okazało się, że jest mocno i równie boleśnie przykuty do ściany. Na jego nadgarskach oraz kostkach znajodwały się ciężkie kajdany, a w szyję wrzynała się metalowa obręcz, przytwierdzona sztywno do ściany celi. Znajdował się w niewielkim pomieszczeniu, z małym, zakratowanym okienkiem znajdującym się wysoko nad Gerretem. Pozbawiono go całego sprzętu. Nagle usłyszał drugie szczękniecie i do środka wszedł... Basso.
- Witaj Garrecie, wybacz, że nie spotykamy się w lepszych okolicznościach.
- Przyszedłeś mnie stąd wyciągnąć? Czy sprzedałeś się Straży Miejskiej? – doparł lekko zdezorientowany złodziej.
- Och, nie jesteśmy w lochu Straży, Garrecie.
- To zadanie od początku mi śmierdziało, Basso, ty psi....
- Wstyrzmaj język! – przerwał mu paser – Gildia musi jakoś utrzymywać się na powierzchni! Myślisz, że jest to takie łatwe? Całe miasto wydaje się być przeciw nam! Jestem tylko pionkiem, Garrecie. Ty też nie myślisz chyba, że jesteś jakimś tam królem złodziei? Wszyscy w tym tkwimy i wszyscy płacimy swoja cenę. Teraz twoja kolej. I zachowuj się grzecznie, masz ważnego gościa.
Do celi wszedł szczupły, łysy jegomość o siwym, krótkim zaroście i drapieżnym wyrazie twarzy. Na sobie miał długą do ziemi, biało – czerwoną szatę przepasaną sznurem. Na piersi widniał symbol – złoty młot, a z szyi zwisał mu również złoty, ciężki łańcuch, zakończony rubinowym słońcem. W dłoni trzymał świecznik, jedyne źródło światła, co jeszcze bardziej dodawało mu dostojeństwa i otaczało go dziwną aurą władzy. Wolną ręką wyjął spod poły szaty Formułę. Spojrzał na więźnia i uśmiechnął się nonszalancko.
- Proszę, proszę, pan Mistrz Złodziej, we własnej osobie... Czyżby noga się powinęła?
- Inwizytor... – Garret splunął na podłogę.
Basso podszedł i uderzył Garreta w twarz otwartą dłonią.
- Wystarczy, nie chcemy zrazić do siebie naszego gościa – machnął do pasera, aby tamten się usunął. Podszedł do więźnia i pokazał mu Formułę.
- Czy wiesz co to jest, Mistrzu Złodziei? Ta Formuła, to rozwiązanie naszych najtrudniejszych problemów. Dzięki niej uporamy się z bandą heretyków z Doków, zaprowadzimy porządek w Mieście... Dzięki niej.... – przysunał twarz do ucha Garreta i szepnął mu do ucha – Dzięki tobie...
Garret wzdrygnął się na dźwięk jego jadowitego głosu, jednak nic nie powiedział.
- Małoś rozmowny, Złodzieju. Cóż, myślę, że w nagrodę należy ci się parę wyjaśnień. Tak naprawdę dzisiaj nie pracowałeś sam. Zapewne miałeś okazję poznać Maggie. Jest naszą agentką, bardzo oddaną. Czuwała, żeby wszystko poszło tak jak powinno. I to jej zawdzięczasz tego guza, ale nie miej jej tego za złe... Gildia od zawsze służy Inkwizycji. A przy okazji kontroluje ona każdego złodzieja, kieszonkowca i rabusia w Mieście, ciebie równierz, czy tego chcesz, czy nie. Dlatego jutro oficjalnie zostaniesz stracony, za swoje przewinienia względem co bogatszych obywateli naszego miasta. Jednak, dzięki mojej łasce, zamiast ciebie zginie jakiś głupiec, którego Straż znalazła zalanego w rynsztoku, a ty pracujesz teraz dla mnie... Za godzinę przyjdzie tutaj strażnik, zapewniam cię, że będzie pijany w trupa. Już Twoja w tym głowa, jak to zrobisz.
Inwkizytor schował pieczołowicie Formułę w rękawie swojej szaty i podniósł świecznik. Podszedł do Garreta i jeszcze chwilę mu się przyglądał.
- Nie zawiedź mnie Mistrzu Złodzieju – zgasił świecę a w mroku błysnęła biel jego zębów widoczna pod chytrym uśmiechem...
Garret szedł przez ciemny korytarz, gdy nagle w zakątku uliczki zauważył małe światło.Szło w jego strone wyciągnął łuk,zauważył że to strażnicy miał już strzelać ale nagle jeden strażnik zauważył go i krzyknął do pozostałych strażników.Echo rozprzestrzeniało się ponieważ budynek był wielki.Garret ogłuszył go i uciekał ale z każdej uliczki wybiegał strażnik, więc wyskoczył przez okno.Znalazł się na podwórzu uciekał ile sił w płucach ale z każdej uliczki wybiegał strażnik.Garret wkońcu się zmęczył,strażnicy go złapali.Garret trafił do lochów przez dwadzieścia pięc lat knuł jak uciec i udało mu się.
Garett uciekł a słuch ponim zaginął jedyne co nie pokojiło ludzi to dlaczego dalej znikały : złoto,biżuterie oraz cenne przedmioty
Nie świadomi ludzie nie wiedzieli że Garett zapanował nad ciemnością pojoł jej sekret i stał się najbardziej tajemniczą i zagadkową osobom
w całym kraju nikt go nie widział a kto go zobaczył ginął z rąk ciemności Garetta .
Garett stał się legędą człowiekiem ciemności
gdy słuch po nim zaginoł królestwem zapanował nowy naj bogatszy ród na świecie a wszystkie jego złoto przywiezono do królestwa
Geratt wiedząc że jest władzcą ciemności postanawia poraz sotatni okraść i ród i miasto jak długo będzie żyć jego przeszłość będzie nie zapomniana
Garett staja się ostatnim z żyjących misztrzów złodżeji
-Ostatnia cenna rzecz jest moja !!
PERFEKCYJNA FORMUŁA
Garrett obudził się, przykuty do ściany lochów domostwa Verminusa. Chwilę potem drzwi się otworzyły i do komnaty weszły trzy postacie Maggie, Bober i nieznajomy mężczyzna, ubrany dosyć szykownie.
-Maggie, nie powinienem był cię słuchać.
-Musisz jej wybaczyć.-odrzekł nieznajomy. Nigdy nie ufaj kobietom. To by była dobra rada dla mojego zastępcy lorda Marvina, któy został otruty.
-Jak to? Przecież to był Verminus...
Tak to miało wyglądać mój drogi. Ja jestem lord Verminus, a ty dałeś się złapać w pułapkę. Wszystko co się tutaj wydarzyło miało się tak wydarzyć, ta kartka nie była prawdziwą Formułą. Chciałem, żebyś myślał, że jest, bo tak naprawdę zależało mi aby odnaleźć Basso, ale on się nie zjawił i ty teraz mi powiesz gdzie on jest! Garrett się zawahał. -Łączą nas tylko interesy. - KŁAMIESZ! -ryknął lord. Jednak możemy się dogadać. Uwolnię cię a ty mi odpowiesz na pytanie.
-Niech będzie. Na znak lorda Moose i John odpieli złodzieja.
-Basso mieszka w tawernie naprzeciwko ratusza. Na tą odpowiedź lord poderżnął gardło dziewczyny. -TY POTWORZE!- krzyknął i rzucił się na niego. Bijatykę przerwał hałas wywarzanych drzwi. Do lochów wbiegło 4 najemników oraz Basso. Szybko opanowali sytuację. -Skąd wiedziałeś, że mnie porwano w drodze na spotkanie? -Każdy paser ma swoje tajemnice... Gdzie jest Perfekcyjna Formuła? Verminusie, gadaj! Lord zaczął przeszukiwać kieszenie -Zaraz, dałem ją Boberowi, żeby schował...-BOBER! Że też nikt go nie zauważył...- krzyknął Garrett i ruszył w pościg.
Ochmistrz lorda był już kawał drogi od rezydencji, na szczęście Garrett znał Miasto najlepiej ze wszystkich mieszkańców i pędząc na skradzionym od Verminusa koniu przez dobre skróty, dogonił zdrajcę.- Bober, nawet twój pan się tego nie spodziewał. Jedziemy z powrotem do domostwa.
Niestety Mistrz Złodziei był sam, nie mógł jednocześnie prowadzić wozu i pilnować jeńca. W trakcie przejeżdżania przez most, Bober skoczył na główkę do potoku, tym samym popełniając samobójstwo.
Kiedy nadjeżdżał do rezydencji ktoś go zawołał- Garrett!-obcy głos znał jego imię. To był jeden z najemników Basso, dowiedział się, że w międzyczasie ktoś wezwał straż i Basso musiał uciec do swojej kryjówki.
Po dotarciu na miejsce Garrett zaczął: -Przed sprzedaniem ci Formuły, masz mi powiedzieć dlaczego tak wszyscy o nią walczyli. -Garrecie, Perfekcyjna Formuła jest jedną z najrzadszych przedmiotów w Mieście. Ponoć głęboko pod Miastem znajduje się podziemna metropolia wybudowana przez pierwszych Młotodzierżców. Miała być ona lepszym miejscem do życia niż nasz świat, ale została zamknięta na specjalny zamek. Wynalazca twojego mechanicznego oka znał kod i przed śmiercią go zapisał na papier, ale tylko ja uzyskałem informację gdzie się znajduje to wejście, dlatego Verminus chciał mnie schwytać. -Nie wiem czy powinienem ci ją sprzedać. W niepowołanych rękach może być zgubą dla ludzi. -Uwierz mi będzie bezpieczna, poza tym zapłacę potrójnie! Garrett był złodziejem, ale nie głupcem, dlatego przyjął ofertę. Jednak reakcja Basso przeszła wszelkie oczekiwania. Paser podszedł do kominka i spalił w ogniu Perfekcyjną Formułę.- Zdziwiony? Od początku zamierzałem to zrobić. -To dlaczego mi zleciłeś abym ją ukradł? Mogłeś wtargnąć do rezydencji Verminusa z najemnikami i ją zniszczyć! -Po prostu musiałem mieć przynętę, dlatego zleciłem to tobie. Po tej rozmowie Garrett podziękował i wyszedł, myśląc: -Każdy paser ma swoje sekrety, o których lepiej nie wiedzieć, ale kim byliby bez nich złodzieje?
linki do zdjęć:
Garrett w lochu:
https://imageshack.com/i/n6adpuj
Verminus i spółka:
https://imageshack.com/i/2hftp6j
Jej życie za informację:
https://imageshack.com/i/jjrc6tj
Maggie umiera:
https://imageshack.com/i/0w9lpwj
Drużyna Bassa:
https://imageshack.com/i/mh24jmj
Pościg za Formułą:
https://imageshack.com/i/5jlmlzj
Przyłapany Bober:
https://imageshack.com/i/m95taej
Perfekcyjna Formuła w ogniu:
https://imageshack.com/i/goeln1j
Przewijające się obrazy. Chłopiec wspinający się na drzewo. Chłopiec patrzący na śmierć mężczyzny. Patrząc na jego załzawione oczy nasuwa się myśl, że człowiek ten był dla niego kimś bliskim.
Mężczyzna obudził się. Ech, znowu wspomnienia – pomyślał - Wspomnienia powracające we śnie. Wspomnienia, których później nie pamiętam... Monolog został przerwany, gdy Garrett przypomniał sobie, że przed chwilą otrzymał cios w głowę tępym narzędziem. Chwila okazała się dwoma godzinami. Złodziej wstał, otrzepał się i sprawdził, czy wszystkie części ciała są na swoim miejscu i wyruszył ulicą przed siebie. Czuł, że nie powinien zostawać zbyt długo w tym miejscu.
Już po chwili zobaczył idącego z naprzeciw Bassa. Paser był wyraźnie zaniepokojony. Czyżby już wiedział co się wydarzyło? Garrett zobaczył umówiony znak: tu jest niebezpiecznie, spotkajmy się jutro. Złodziej miał już odejść do swojej kryjówki, gdy nagle cień kładący się na ścianie pobliskiego budynku zwrócił jego uwagę. Był bowiem identyczny jak kontur postaci, którą zapamiętał jako ostatnią przed utratą przytomności. Inny człowiek nie zauważył by tego, a nawet jeśli zauważyłby to nie zwróciłby na to uwagi. Ale Garretta nie na darmo nazywano mistrzem złodziei. Właścicielka cienia, kobieta, której bohater nigdy wcześniej nie widział, miała minę jakby zobaczyła trupa. Żywego. Szybko jednak zorientowała się w sytuacji i zaczęłą uciekać. Mimo, że Garrettowi nadal szumiało w głowie, jego lata praktyki pozwoliły mu podjąć szaleńczą gonitwę, która szybko przeniosła się z wąskich zaułków na balkony i dachy. W pewnym momencie kobieta gdzieś zniknęła. Garrett zauważył fragment dachu wykonany z jakiegoś śliskiego materiału. Spochmurniał i spojrzał w dół, wiedząc co tam zobaczy. Ostrożnie zszedł na ziemię i przeszukał kieszenie kobiety. Tak jak się spodziewał, znalazł tam nieszczęsną formułę. Nie ucieszył się. Chciał nie tylko odzyskać formułę, ale wiedzieć też kim była ta kobieta.
Następnego dnia zgodnie z umową zjawił się w biurze pasera, który natychmiast wykrzyczał nowinę. -Wiem co się wczoraj stało! - Spokojnie, ochłoń trochę. - odpowiedział Garrett. - Też mam coś ciekawego, ale proszę, mów pierwszy. - Basso wziął łyk wody i zdecydowanie spokojniejszym głosem powiedział – Mówi ci coś nazwisko Edward de Rosso? Pewnie nie. To przyjezdny, który pojawił się tu niedawno, razem z dużymi pieniędzmi. Co cię zapewne interesuje to on jest zleceniodawcą na formułę. - No dobrze. I co z tego? Nigdy nie mówiłeś mi nic o zleceniodawcach. Co to ma z tym wspólnego? - Ech... Myśl Garrett! Choć rozumiem, że z takim guzem na głowie myśli się trudno. Więc słuchaj uważnie. Otóż człowiek ten próbował nas oszukać. Wymyślił sobie, że wykorzysta cię do najtrudniejszej części planu, czyli wykradnięcia formuły. A później weźmie ją sobie bez zapłaty. - Tego się nie spodziewałem - westchnął Garrett – Rozumiem, że z tym panem nie robimy już interesów? - A co niby moglibyśmy mu zaproponować? Przecież straciliśmy for... - Basso urwał, patrząc na kartkę, która naglę pojawiła się w rękach złodzieja – Skąd to masz?!- Odzyskałem, choć łatwo nie było. Czy twoi informatorzy powiedzieli ci, jak się nazywała się osoba, która mnie ogłuszyła? - Nie, nic mi o tym nie wiadomo.
Miesiąc później wybuchła afera, związana ze sprawą zniknięcia kolekcji obrazów należących do niejakiego Edwarda de Rosso, który niedługo potem popełnił samobójstwo, nie zobaczywszy nigdy wymarzonej formuły. Trafiła ona do tego, kto dał najwięcej. A imię tajemniczej złodziejki zostało zapomniane na zawsze...
Mechaniczne oko otworzyło się, tworząc szkaradną zieloną poświatę. Pierwsze co zarejestrowało to lśniące punkciki umiejscowione gdzieś bardzo wysoko – to gwiazdy - dotarło do zamglonego umysłu Garretta. Złodziej sięgnął dłonią by przetrzeć drugie oko, jednak poczuł blokadę, był skrępowany.
- Patrzcie no, śpiąca królewna właśnie się obudziła - powiedziała kobieta, siedząca naprzeciw Garretta. Umysł złodzieja powracający z mroków otępienia szybko ocenił sytuację: znajdował się na łodzi, pewien jegomość pieczołowicie wiosłował w kierunku wynurzającej się z mgły wyspy, a jego towarzyszka spoglądała wprost w oczy Króla Złodziei. Maggie. ‘’Jak mogłem być tak naiwny i zaufać panience z Ukwieconego Domu’’ – pomyślał Garrett.
- Dałam ci Formułę, tylko dlatego by móc ją później w łatwy sposób odebrać i załatwić cię na amen. Nic do ciebie nie mam, ale nie pozwolę by złoto uciekło mi sprzed nosa.
- Dlaczego jeszcze mnie nie zabiliście? – zapytał Garrett.
- To byłoby za łatwe. Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Matt podsunął mi ciekawy pomysł – odpowiedziała kobieta, obdarzając swoją ofiarę szelmowskim uśmiechem.
Milczący Garrett spojrzał w kierunku wyspy, natychmiast przez jego ciało przebiegł dreszcz. Zbliżali się do zakładu dla obłąkanych, tylko Mad Matt mógł wymyślić coś tak okropnego. Wkrótce łódź dobiła do celu. Cała trójka zmierzała długimi, zniszczonymi schodami prowadzącymi do mrocznego budynku.
- To tutaj dorastałeś Matt? – uśmiechając się pogardliwie zapytał Garrett.
- Stul pysk! – krzyknął Matt i popchnął rabusia.
Po chwili byli już w środku. Wnętrze było nad wyraz przerażające. Unosił się tu zatęchły zapach, po ziemi walały się nieznane przedmioty, a wszystko to zostało zalane przez blade światło księżyca. Nagle martwą ciszę przecięły opętańcze jęki.
- Słyszysz to? Za niedługo do nich dołączysz złodzieju. Zabijemy cię, a twój duch już na wieki będzie błąkał się po tym miejscu, wyjąc i prosząc by to się wreszcie skończyło – odparł Matt wyraźnie podekscytowany.
Garrett właśnie miał zabrać głoś, kiedy to obok nogi Maggie pojawił się kot Lorda Verminusa trzymający coś w pyszczku. Oprawcy wybuchnęli paskudnym śmiechem.
- A ten tu skąd? – zapytał Matt radosnym tonem.
- Ten leniuch musiał urządzać sobie drzemkę na łodzi, a niech mnie, że też go nie zauważyliśmy – powiedziała kobieta.
Zwierzak bezceremonialnie minął Maggie i rzucił swą zdobycz tuż pod nogi Garretta. Był to kwiat maku. Złodziej poczuł jak czas się zatrzymuję, jego wzrok się wytężył, a więzy, które już wcześniej rozpracowywał z łatwością puściły. Wydarł Mattowi sztylet i klingą rąbnął go w głowę. Ten opadł bezwładnie. Maggie zaczęła się wycofywać, jednak bezskutecznie. Nieznana siła podniosła ją i wciągnęła w głąb izolatki. Drzwi zamknęły się.
Garrett usłyszał dochodzący zza nich dziecięcy głosik:
- Pobaw się ze mną – a następnie przerażający krzyk Maggie.
Nie bez powodu pomyślał o Lauryl, duchu dziewczynki, która niegdyś spotkał. Być może to jej sprawka. Nie tracąc czasu podniósł kota oraz Formułę, która wypadła nieszczęsnej kobiecie i szybkim krokiem opuścił to przeklęte miejsce. Kiedy już wypłynął spojrzał na opatulonego workami lnianymi kota i powiedział: ’’Zawód złodzieja, tylko na pozór wydaje się łatwy, prawda?’’.
Krzyk Maggie jeszcze przez chwile unosił się powietrzu, po czym został zastąpiony posępnym śpiewem kruków. A potem była już tylko cisza, łagodny szelest wody. Kot ponownie zasnął, a sam Garrett leniwie wiosłował w kierunku miasta, oczami wyobraźni widząc kolejne łupy.
Serdecznie witam, moja praca liczy sobie 2980 znaków.
Moja wersja:
Potrząsanie przywracało go stopniowo do stanu świadomości. Najpierw skrystalizował się potworny ból z tyłu głowy, następnie dopiero zaczęły napływać dźwięki, a jako ostatni zmaterializował się obraz trzęsącego nim Bassa.
- No nareszcie! Co się stało? Gdzie Formuła?!
- Dzięki, że się o mnie troszczysz – skrzywił się Garrett, próbując mruganiem odgonić mroczki sprzed oczu – Formułę zabrała Twoja dziewczyna – skrzywił się jeszcze bardziej, macając ogromnego guza.
- Jaka dziewczyna?! Co ty bredzisz?
- No, ta od ‘ubezpieczania’, Maggie, mieszka u Verminusa – ‘świętej pamięci’, dodał w myślach, wstając, wspomagany ręką Bassa. Świat wciąż kołysał się lekko.
- Nie znam żadnej Maggie! Jak ona wyglądała?
-Wysoka blondynka, ciemne oczy? – głos stracił trochę na pewności – wiedziała o Formule, czekała na mnie…
- Anett – przecedził przez zęby Basso – Zabójczyni. Sympatyzuje z Młotodzierżcami, a specjalizuje się w wyznawcach Szachraja.
- Verminus nie żyje, otruła go. A teraz wyjaśnij mi o co chodzi z tą Perfekcyjną Formułą, dlaczego jest taka ważna i czemu wszyscy chcą ją mieć.
- Nie tutaj. Pogadamy u mnie.
Półmrok biura Bassa w jakiś dziwny sposób uspokajał Garretta, który zajął miejsce przy stole – Formuła – przypomniał.
- Ano Formuła… - zastanowił się Basso – Nikt nie wie za bardzo czego to jest formuła. Mówią że jakiegoś materiału mocniejszego niż żelazo, lżejszego niż pierze, inni że nie wykrywalnej trucizny, jeszcze inni że napoju dodającego siły… Teorii jest wiele, ale jedno jest pewne – wiele osób dałoby sobie rękę uciąć, żeby ją zdobyć.
- A Maggie? – poczuł lekkie ukłucie zranionej dumy, gdy wymawiał to imię. Tak się podejść jak jakiś szczeniak…
-Mówisz o Anett? Niezła z niej aktorka. Pewnie jej głównym celem był Verminus, a Formuła, to taka dodatkowa premia…
Garrett zastanawiał się tylko przez chwilę, ale i bez tego wiedział co by zrobił. Dowie się o co chodzi z tą Formułą. Znajdzie ją, a wtedy wszystko mu wytłumaczy. W końcu okradła złodzieja! Uśmiechnął się.
- Wiesz, gdzie mogę zacząć jej szukać?...
Przy okazji chciałbym też wyjaśnić pewne kwestie. Oczywiście wierny fan serii bez problemu zrozumie bez moich objaśnień ;)
Kwiat Maku - W najnowszej odsłonie Thief'a dzięki tej roślince nasz bohater uzyskuje super koncentrację, która umożliwia wykonywanie niektórych czynności szybciej, sprawniej.
Duch Lauryl - mowa tu oczywiście o duchu dziewczynki spotkanej w Przytulisku - zakładzie dla obłąkanych, który niegdyś był sierocińcem (Thief: Deadly Shadows). Została zamordowana i jej duch nie mógł stamtąd uciec, ponieważ między innymi została tam jej krew, w ten sposób ten zakład ją ''pamiętał''. W taki oto podobony sposób właśnie Mad Matt i Maggie chcieli pozbyć się Garretta na amen ;)
Niestety przeoczyłem i pominąłem pogrubienie jednej kwestii dialogowej, mam nadzieję, że to nie problem. Pozdrawiam, życzę wszystkim powodzenia ;)
Garrett obudził się w ciemnym, mrocznym miejscu, lecz jego pobudka nie należała do najprzyjemniejszych. Doskwierał mu głęboki ból głowy. Złodziej złapał dwiema rękoma swoją głowę. Podnosząc się z podłogi spostrzegł, iż zostały mu zabrane wszystkie przedmioty służące do walki w tym łuk i pałka oraz zabrana została mu formuła, ta formuła na którą tak ciężko zresztą pracował. W tym momencie Garrett zaczął zastanawiać się kim mógł być cień, który został przez niego zauważony przed stratą przytomności. Po chwili domyśleń był już prawie pewien... to prawdopodobnie była Maggie, ta dziewczyna, która mu pomogła w zlikwidowaniu Lorda Verminusa, bynajmniej cień do niej pasował. Garrett tylko pomyślał jak ludzie mogą być dwulicowi. Rozglądając się po miejscu swojego uwięzienia Garrett z niepokojem sprawdził czy ma w swojej kieszeni schowany wytrych. Na szczęście dla niego, wytrych tam był. Złodziej szybko go chwycił. Po cichu otwierając drzwi ujrzał strażnika stojącego przy wejściu do jakiegoś pomieszczenia, oraz nieoczekiwanie usłyszał głos swojego pasera Bassa.
- Świetna robota Maggie, jestem z ciebie bardzo dumny i ta formuła.
- To była banalna robota, ale czy jesteś pewien, że go dobrze uwięziłeś, lepiej żeby Garrett się zbyt szybko nie obudził. - odrzekła Maggie.
- Stamtąd nie da się uciec, a trzasnęłaś go na tyle mocno, że nie obudzi się przez następne 1000 lat. - Basso zaczął się szyderczo śmiać.
- Co do formuły, oto ona.
- Ach, jakie to wspaniałe trzymać we własnych rękach taki skarb.
- A moja zapłata?
- Proszę oto ona. Pełne 1000 sztuk złota. Reszta w swoim czasie.
- Jak to? Tylko 1000 złota? Umawialiśmy się na 2000 tysiące złota i miały one do mnie trafić dzisiaj.
- Nie i koniec - Stanowczo odpowiedział Basso.
Natomiast Garrett podsłuchując rozmowę był już przekonany o spisku ze strony Maggie. Ale dlaczego Basso? Nawet jego wierny paser go zdradził. W tym czasie złodziej spojrzał się jeszcze na strażnika i poczuł złość jak nigdy do tej pory. Garrett tylko czekał i pomyślał.
- Nawet gdybym chciał coś zadziałać nie mam broni. Za chwilę jednak pewna myśl mu przyszła do głowy.
- Mój sztylet, może go nie zabrali? - Mruknął pod nosem złodziej. Garrett po chwili poszukiwań znalazł upragniony sztylet , który był schowany w bucie (ot, dobra kryjówka) spojrzał jeszcze na strażnika i los chciał aby w tym momencie właśnie schodził po schodach. Gdy Garrett upewnił się, że nikt nie pilnuje wejścia do pokoju w którym znajdował się jego paser i Maggie szybko wszedł do pomieszczenia i powiedział jedno jedyne słowo w stronę zaskoczonego Bassa ,,Żegnaj". Jego sztylet wbił się w klatkę piersiową Bassa, a plama krwi w szybkim tempie zalała jego pokój, Garrett wziął formułę i ze szyderczym uśmiechem spojrzał się na Maggie.
- Proszę cię nic mi nie rób, ja tego wcale nie chciałam zrobić. - Powiedziała przerażona Maggie zamykając oczy.
- Ale to zrobiłaś - Odrzekł Garrett.
Maggie była już pewna, że nie dożyje następnej minuty, gdy usłyszała z ust Garretta słowa
- Pamiętaj ze mną nigdy nie wygrasz. Tym razem oszczędzę ci życia, ale pamiętaj będę miał cię na oku do końca mojego życia - Odpowiedział spokojnym tonem Garrett.
Gdy Maggie otworzyła oczy zauważyła tylko przybiegającego właśnie strażnika, otwarte okno i zalanego w kałuży krwi Bassa, ani formuły ani Garretta już tam nie było...
Do tego parę rysunków dotyczących opowiadania
Garrett z obolałą głową
http://imageshack.com/a/img18/8260/ekxv.jpg
Złodziej otwiera kraty wytrychem
http://imageshack.com/a/img845/9053/jjmx.jpg
Rozmowa Bassa z Maggie, Garrett podsłuchuje
http://imageshack.com/a/img691/2042/wbm4.jpg
Śmierć Bassa
http://imageshack.com/a/img197/6772/p9hg.jpg
Rozpacz Maggie, Garretta już nie ma...
http://imageshack.com/a/img841/5130/c1ox.jpg
Cokolwiek masz, jest już moje - Thief
http://imageshack.com/a/img30/2549/pkhd.jpg
Wszystkie rysunki zostały wykonanie ręcznie, rysunek z śmiercią Bassa jest zrobiony na dwóch kartkach
Napis cokolwiek masz, jest już moje THIEF został wykonany z kuleczek z bibuły natomiast litery H i E w słowie Thief zostały namalowane farbą
Pisanie o tym, że Garrett został porwany przez Maggie nie ma sensu, przecież mogła to zrobić, gdy weszli do pokoju lorda, a za nimi (po czasie) weszło dwóch strażników. Czterech osób znających jego sztuczki raczej by nie pokonał… Paser też nie, bo po co miałby niszczyć swoje źródło dochodów? I czy człowiek o wadze 120kg umiałby się podkraść do złodzieja? Jedyne kto mógłby go porwać to straż miejska, żeby go wtrącić do lochów, odciąć rękę lub powiesić pięknym rankiem za liczne kradzieże i napaści :)
Na ostatnim zdjęciu zilustrowana jest kobieca ręka wykradająca dokument i to właśnie mi nie dawało spokoju. Pierwsza myśl to Maggie, ale ona nie miała motywu i raczej nie ściągałaby swojej czarnej rękawiczki po łokieć, by sięgnąć po magiczną karteczkę. Dlatego wymyśliłem sobie, że jest to ręka Poganki, która z ziomkami pobiła Bassa i dowiedziała się od niego, gdzie szukać złodzieja formuły, ażeby ją odzyskać. Chociaż mogłaby to być też wyznawczyni Mistrza Budowniczego (kolor paznokci by się zgadzał), która zamawiała formułę, ale odechciało się jej płacić, albo przegrała zapłatę w kości. :)
2996 znaków bez spacji, 508 wyrazów, 11 gafik i ponad tydzień roboty ; )
"Cień człowieka wykradającego mu dokument był ostatnią rzeczą, którą złodziej zapamiętał, zanim stracił całkowicie przytomność."
http://imageshack.com/a/img594/8960/946u.jpg
Nie wiadomo, czy to twarda czaszka Garretta, czy nieumiejętność posługiwania się bronią obuchową, ale jeden z tych faktów sprawił, że nasz złodziej ocknął się po niedługim czasie od ataku. Zakłopotany podnosząc się z zimnego, brukowego podłoża, zauważył niewielką ilość błota, nie pasujące do bogatej dzielnicy miasta, w której się znajdował. "Wyznawcy Szachraja..." myśl nasunęła się instynktownie, mimo słodkiego bólu, który odczuwał pomiędzy uszami. „Co oni knują?" ta sprawa nazbyt zainteresowała bohatera, ażeby nie zaspokoił ciekawości, sprawdzając dokąd zaprowadzą go ślady.
W czasie drogi, różne motywy krążyły w jego głowie, nie dając mu chwili spokoju. "Sądzili, że zabiją mnie pałką?" pomyślał szyderczo "albo nie chcieli mnie zabić... mają jakieś plany wobec mnie?".
Podążając wzdłuż śladów, zauważył w ciemnym kącie mocno obitego i półprzytomnego Basso.
http://imageshack.com/a/img843/1965/8xx6w.jpg
Podbiegł i zapytał, by upewnić się w swoich przekonaniach.
- Poganie?
- Tak. – odpowiedział ciężko i oparł się plecami o ścianę.
- Źle cię oceniłem.
- C-co?
- Jednak niechętnie wyjawiasz tajemnice handlowe (gdzie szukać złodzieja formuły).
Paser uśmiechnął się lekko i unosząc siną rękę w kierunku starej, wyschniętej studni w cichej części miasta, powiedział:
- Jeśli chcesz, możesz ich tam znaleźć... ich i tą całą formułę, na którą „złożyli zamówienie” Młotodzierżcy.
http://imageshack.com/a/img824/3560/jpa2.jpg
Garrett skinął głową jakby w podzięce, przypatrzył się zharatanej twarzy pasera i rzucił cynicznie
- Do wesela się zagoi.
Następnie ruszył we wskazane miejsce, trzymając się cienia, by uniknąć niemiłego spotkania z idącą w stronę leżącego mężczyzny strażą miejską.
http://imageshack.com/a/img545/4186/akkw.jpg
Gdy zbliżył się do celu, bez zastanowienia wskoczył do środka. Było tam starannie wyżłobione przejście o wygładzonych, błotnistych ścianach, prowadzące do podziemi, gdzie zebrało się grono fanatyków przyrody.
http://imageshack.com/a/img208/7717/66ww.jpg
Mimo, iż znajdowało się tam tylko jedno, przygasające już ognisko, było jasno jak podczas pełni księżyca w bezchmurną noc. Źródłem światła był kryształ, coś jakby wielki, oślepiający szmaragd, w samym środku, dopiero co zasadzonego drzewa. Poganie stali w okręgu, a jeden z nich wyciągnął dokument i rozpoczął czytanie. „To Dyan… i Formuła!” zauważył Złodziej.
http://imageshack.com/a/img593/4817/wfg2.jpg
Opanowała go frustracja, gdyż odzyskanie zguby było niemożliwe. W jaskini nie było ani kawałka cienia, ani jednego przedmiotu, czy kamienia, za którym mógłby się schować, więc tylko patrzył z ciekawością.
http://imageshack.com/a/img600/895/xwwv.jpg
Tekst brzmiał niezrozumiale dla bohatera, natomiast roślina z każdym wypowiadanym zdaniem rosła i zakwitała coraz bardziej, aż do ostatniego słowa. Wtem kobieta uśmiechnęła się z zadowoleniem, zgniotła formułę i cisnęła ją w tlące się ognisko. Wiedząc o obecności Garretta, zwróciła się do niego tymi słowami:
- Od tej pory, jeśli będziesz wypuszczał codziennie jedną ze swoich żywiołowych strzał w naszą roślinę, uznamy cię za wartościowego sojusznika.
http://imageshack.com/a/img545/2318/cfae.jpg
Bohater nic nie odpowiedział. Wyciągnął ognistą strzałę, naciągnął cięciwę i wystrzelił w drzewo. W momencie eksplozji ognia, roślina wydała piękne, żółtoczerwone kwiaty „warto by było wspomnieć o tym Młotodzierżcom i Strażnikom” – pomyślał zmieszany złodziej.
http://imageshack.com/a/img43/8146/46ly.jpg
„Może będą mieć dla mnie jakieś opłacalne zadania… Wybiorę się do nich, ale nie teraz, stanowczo nie dziś… to była długa i… dziwna noc”. Po chwili zastanowienia wymknął się z podziemi, a następnie zniknął gdzieś w cieniach miasta, zmierzając prawdopodobnie w stronę swojego domu, by odpocząć i przemyśleć dzisiejszą sytuację. W końcu jest tylko człowiekiem - mistrzem złodziejskiego fachu, ale wciąż człowiekiem.
http://imageshack.com/a/img809/3176/o8ey.jpg
http://imageshack.com/a/img811/5103/8va9.jpg
Spowity mrokiem loch, w którym się znalazł, do złudzenia przypominał cele Więzienia Rozpadlin. Po ostatnim pobycie jednak wiele się zmieniło. Strugi lodowatych kropel wody obficie spływały po ścianach, metalowe kraty okryła już rdza, zaś w powietrzu czuć było stęchliznę i nieprzyjemny odór współwięźniów, którzy o higienie zmuszeni byli zapomnieć. Przewracając się na bok, złodziej nadział się dłonią o coś ostrego. Uroniwszy kilka kropel krwi, Garrett wytężył wzrok i ujrzał stertę ludzkich kości. Nim zerknął bliżej, do krat podszedł znajomy jegomość. Nie wypowiadając krzty słowa, Steve z lekkim uśmiechem w kącikach ust i pogardą padającą wprost z fałszywych oczu, które rozświetliły płomienie trzymanej pochodni, przystał na chwilę przy celi. Nacieszywszy oczy, odwrócił się na pięcie, szyderczo śmiejąc się. W blasku światła Garrett rozpoznał czwarty blok więzienny. Jego ciemnica była dawnym miejscem przetrzymywania Kusego. Leżące kości z pewnością należały do tego łachera. Nie wyczekując ni chwili dłużej, Garrett chwycił dwie drobne sztuki, złamał je i prowizorycznymi wytrychami począł otwierać spowity czasem zamek. Konfrontacja mistrzowskich umiejętności z mechanizmem Młotodzierżców nie trwała długo. Krótkie skrzypnięcie krat nie zbudziło śpiącego u góry strażnika. Także pozostali więźniowie pozostali obojętni na chwilowy zgrzyt, który umilkł równie szybko. Ich agonia i cierpienie, wewnętrzna walka z bólem i dopadającym szaleństwem, była jedyną rzeczą, jaka im pozostała. W pewnym momencie jęki dogorywających i pozbawionych nadziei przeszył przerażający krzyk z sąsiedniego pomieszczenia. Służyło ono onegdaj Młotodzierżcom jako sala tortur. Z pewnością nowy posesor potrafił wykorzystywać atuty pozostawionych tam narzędzi. Ignorując błagalne wołania o pomoc z naprzemiennymi archaiczni bluzgami, Garrett odwrócił się w kierunku korytarza prowadzącego wprost do dawnej fabryki Zakonu Młota. Była to jedyna rozsądna droga na powierzchnię. Błyskawicznie przemykając w plamach światła, pozostając w ciągłej symbiozie z mrokiem, wytężając koci wzrok i nietoperzy słuch, złodziej zdołał ominąć kilkoro nierozgarniętych strażników. Dawną potęgę Młotodzierżców zbezczeszczono, tworząc składnicę mniej wartościowych przedmiotów. Piece usunięto, kraty wyłamano, a niemalże w każdym wolnym kącie pozostawiono skrzynie z odzieżą i narzędziami. Zapewne wartościowe dobra przechowywano w dawnych barakach.
Ku uciesze kres ucieczki był już bliski. Przed złodziejem czekała przeprawa przez nawiedzoną kopalnię. Jednak nie były te same tunele, których Garrett swego czasu zaszczycił swą obecnością. Mrok był gęstszy i przytłaczający. Niemal oplatał swymi mackami ciało, próbując jednocześnie przedrzeć się do jeszcze trzeźwo myślącego umysłu. Wszechobecna cisza nie wróżyła ni dobrego. Żadnego światła, ni dźwięku. Na nieproszonego gościa czaiło się coś nieznanego...
Zachęcam również do udziału w artystycznym konkursie polskiego forum społeczności wokół Garretta i jego uniwersum. Detale pod: http://www.thief-forum.pl/viewtopic.php?f=6&t=6154
Brukowe Ciemnice wyglądały posępnie i zapewne tak samo ponuro jawiły się teraz, jak i w chwili ich wybudowania ponad 300 lat temu. A jakże by inaczej, miały w końcu być gorzkim domem dla niegodziwych ludzi, hotelem dla morderców, gwałcicieli i złodziei.
Szare ściany i pokryta zatęchłym sianem podłoga były tym, co jako pierwsze ukazało się Garrettowi. Sekundę, może dwie później do jego umysły doszedł impuls analizujący dane wdychanego powietrza – zastałego i wilgotnego, pachnącego nieprzyjemnie szczurzymi odchodami i ludzkim moczem. Jak uroczo, Garrett, jak uroczo...
Mężczyzna podniósł się, czując nieprzyjemną wręcz lekkość i uporczywy, tępy ból głowy. Smukłe palce potarły potylicę, wyczuwając delikatne rozcięcie i zakrzepłą w dotyku krew, a gdy ręka powoli przejechała od ramienia do klatki piersiowej Garrett z niezadowoloną miną stwierdził, że pozbawiony został całego swojego oręża – od składanego łuku i wielofunkcyjnych strzał, aż po najdrobniejsze ostrza, ukryte zazwyczaj tu i ówdzie w zakamarkach jego stroju.
Nie podobało mu się to – ani jego nowe lokum, ani brak broni, ani tym bardziej nieprzyjemny ból głowy.
Robota u Verminusa wcale nie była taka banalna, właściwie może nie chodziło o samą robotę, jak o jej zakończenie. Jak mógł być aż tak nieostrożny? Zaatakowany w ciemnej uliczce, roztargniony i zamyślony stał się łatwym celem, zbyt łatwym, a niech to! Karą za takie głupie niedopatrzenia był pobyt w więzieniu, do tego najlepszym, jakim aktualnie mogło pochwalić się Miasto.
- Ciężki poranek, co nie?
Mistrz złodziejskiego fachu uniósł nieco głowę i zmrużył oczy. Na korytarzu co jakiś czas paliły się pochodnie, oświetlając mroczne wnętrza Brukowych Ciemnic, ale pech lub szczęście sprawiło, że idealnie przed celą Garretta nie było żadnego źródła światła i to stamtąd, a jakże by inaczej, dobiegało pytanie.
- Poniekąd – odparł, podchodząc do krat. – Cóż sprowadza taką mademoiselle do takiego miejsca? Raczej nie piękne widoki i zapierający dech w piersiach krajobraz.
- Nie wiem jak tobie, ale mnie osobiście brak tchu – parsknęła cicho kobieta, nie wychylając się jednak z mroku nawet o milimetr. – Powiedzmy, że potrzebuję nieco twojego złodziejskiego talentu, Garrecie.
- Chwilowo jestem – zaczął cichym, acz rozbawionym głosem – odrobinę niedostępny.
- Nonsens – stwierdziła kobieta, a wraz z jej jednym, pewnym słowem zamek kraty szczęknął cicho i same odrzwia otworzyły się szeroko. – Zabierz swoje rzeczy – przed złodziejem upadł tobół z jego sprzętem – i chodź. Nie mam zbyt wiele czasu, mistrzu złodziei.
Mężczyzna pochylił się pakunkiem i sprawnie zaczął wkładać swoje narzędzia w należne im miejsca przy własnym stroju. Przez cały ten czas znajdował się w korytarzu i choć bardzo starał się dostrzec, kim jest jego tajemnicza rozmówczyni, postaci jej nie mógł oddzielić od mroku przy ścianie.
- Kim jesteś? – zapytał, mocując ostatnie noże przy pasie. – I czego pragniesz?
- Nazywają mnie Nienazwaną i może niech już tak pozostanie, Garrecie. Przed tobą znajduje się dwóch strażników, którzy znajdą cię za około piętnaście sekund, jeśli nie ruszysz się i nie zaczniesz być duchem, mój drogi. Spotkamy się w kamieniczce numer 13 w Południowej Dzielnicy. Tam dowiesz się, czego potrzebuję i czego od ciebie wymagam. A teraz... idź.
Mężczyzna zmrużył nieco oczy i stopą pchnął drzwi własnej celi, które szczęknęły z zamkiem. Zza rogu wyłonił się pierwszy strażnik, a Garrett dopadł cienia przy ścianie w ostatniej chwili. I jak się okazało w mroku tym był właściwie on jeden sam.
''Pisanie o tym, że Garrett został porwany przez Maggie nie ma sensu''
Nie jest to zupełnie bez sensu, Garrett to człowiek, który zrobi wszystko, tylko by osiągnąć swój cel, a tym razem jego zadaniem była Formuła. Kobieta mogłaby ucierpieć w starciu Garretta ze strażnikami bowiem Złodziej na pewno nie poddałby się bez walki. Po co ryzykować? Jeśli można było spokojnie dać mu Formułę i później znienacka mu ją odebrać. Maggie to także postać, która przywiązuje dużą wagę do rzeczy materialnych, więc to też może świadczyć, że właśnie ona wykradła Formułę nieprzytomnemu Garrettowi. Ponadto Maggie miała czerwone paznokcie ;)
Garretta obudził intensywny dźwięk uderzania kluczem o kraty celi, w której jak się okazało, został zamknięty. Powoli podniósł się z zimnej podłogi. Ból głowy był nie do zniesienia, przed oczami cały czas miał mroczki, ale mimo to jego ręka odruchowo powędrowała ku ukrytej kieszeni, w której powinna znajdować się pałka, lecz niestety jej tam nie było.
- Muszę się stąd jak najszybciej wydostać – pomyślał Garrett.
Rozejrzał się po celi w poszukiwaniu czegoś co by mu w tym pomogło, lecz niczego nie znalazł. W tym wypadku pozostało tylko jedno wyjście.
Błyskawicznie rzucił się w stronę wejścia do celi. Dwoma susami pokonał odległość dzielącą go od strażnika. Wyszarpnął mu klucz, którym ten cały czas wystukiwał, irytujący już złodzieja, rytm, po czym szybkim, celnym ciosem w grdykę posłał klawisza na ziemię zanim ten zdążył wydać z siebie choćby najcichszy dźwięk. Złodziej szybko wydostał się z lochu. Kiedy podszedł do strażnika żeby go przeszukać, zauważył, że pilnował go nie kto inny jak Bober.
- Niewinna duszyczka? Dobre sobie – powiedział włamywacz i kopnął stygnące zwłoki nieszczęśnika.
W jego kieszeniach znalazł sztylet i pomiętą karteczkę, z której dowiedział się, że za jego porwaniem stała Maggie. Fala złości przetoczyła się przez jego oblicze, ale, jak przystało na zawodowca, szybko się opanował.
- Jeszcze się policzymy - obiecał.
Obejrzał całą salę i stwierdził, że najlepszą możliwą drogą ucieczki jest okno. Podkradł się do niego i ostrożnie wyjrzał. Od widoku który rozpościerał się z okna dostał zawrotów głowy. Okazało się że jego więzienie znajdowało się w wierzy, a do ziemi miał jakieś dziesięć metrów. Garrett wziął głębszy oddech, dla uspokojenia, po czym złapał się parapetu i delikatnie opuścił szukając oparcia dla nóg. Kiedy znalazł już pewne punkty oparcia zaczął powoli schodzić po ścianie na niższe piętro gdzie znajdowała się sypialnia Valentin’a, którą teraz przejęła jego morderczyni.
Gdy dotarł do odpowiedniego okna otworzył je delikatnie, przeszedł przez nie i schował się za ciężką zasłoną, która oddzielała go od pokoju. Już miał zamiar wyjść z za niej i wbić Maggie sztylet między żebra, kiedy usłyszał cichą rozmowę dobiegającą z wnętrza pokoju.
- Nie przejmuj się, on już nie będzie sprawiał problemów.
- Zabiłaś go? – ku zaskoczeniu Mistrza Złodziei drugi głos należał do jego pracodawcy i informatora Bass’a
- I ty Brutusie? – zapytał w myślach Garrett i słuchał dalej
- Nie, jest zamknięty w lochu. Nie jest w stanie uciec.
- Jeśli tak uważasz to jeszcze go dobrze nie znasz, ale to już nie mój problem. Mam to czego chciałem. Tu jest twoja zapłata. Tyle ile się umawialiśmy. Proszę.
- Interesy z tobą to czysta przyjemność.
Po chwili rozległ się trzask zamykanych drzwi. Włamywacz odczekał jeszcze chwilę i wyszedł zza zasłony. Nie mówiąc nic podszedł do Maggie i dźgnął ją kilkakrotnie w brzuch. Przez chwilę patrzył jak jej ciało osuwa się na podłogę, po czym podszedł do łóżka i zabrał sakiewkę leżącą na stoliku nocnym.
- To powinno pokryć koszty nowego ekwipunku, a z tobą Bass porozmawiam sobie później – pomyślał.
Kilka chwil później, po ominięciu pozostałych przy życiu strażników, opuścił teren posiadłości i udał się do miasta na pogawędkę ze swoim zleceniodawcą.
"Ponadto Maggie miała czerwone paznokcie"
Skąd wiesz, że miała czerwone paznokcie skoro na zdjęciach występuje w czarnych rękawiczkach? ;)
Mam ważne pytanie co do konkursu. Prace można wysyłać do dnia 17 marca włącznie, czyli do północy w poniedziałek? :)
Rękawiczki nie są jednolicie czarne, na zbliżeniu widać prześwitujący czerwony kolor paznokci :)
Garret obudził się. Znajdował się w ciemnej i wilgotnej celi. Na kamiennej podłodze leżała kromka czerstwego chleba i drewniany kubek wypełniony wodą. Jedynym źródłem światła była pochodnia wisząca na ścianie korytarza ciągnącego się między celami. Światło dobrze oświetlało jego sąsiada z celi obok. Mimo silnie obitej twarzy Garett rozpoznał w nim Steve’a. Utwierdził się w tym przekonaniu gdy przemówił on swoim śliskim, choć nieco zachrypniętym głosem:
-Bober ty świnio! O wszystkim wiedziałeś! Współpracowałeś z tą suką Maggie. Swoim gadaniem namówiłeś tego złodzieja, żeby jej pomógł w zabiciu Verminusa. Powinniśmy donieść na ciebie z Mattem jak tylko zacząłeś kraść te świeczniki. Wtedy wisiałbyś tu zamiast mnie. Co ta dziwka ci obiecała za pomoc? Może też ci się oddała jak Verminusowi? Mam nadzieję, że skończysz jak on.
Dopiero teraz Garret zwrócił uwagę na ciemiężyciela Steve’a. Był to istotnie Bober, który nie sprawiał już wrażenia niedojdy. Był dumny i z dziką satysfakcją okładał kijem byłego strażnika.
-Jestem materialistą. Dała mi wystarczająco złota żeby mieć cztery takie jak ona i by grać do woli. Ten złodziej zjawił się w idealnym czasie, choć zaraz odpłacę mu za tak dotkliwe obicie mnie.
Garett czuł olbrzymie pragnienie, lecz wiedział jak lepiej wykorzystać wodę z kubka. Podszedł z kubkiem do krat i chlusnął wodą na pochodnie. Pochodnia zgasła momentalnie i przy celach, które pochodnia oświetlała nastała ciemność. Garett natychmiast poczuł się o wiele bezpieczniej.
-Cholerne przeciągi – mruknął Bober i poszedł zapalić pochodnie na nowo.
Złodziej zdążył w tym czasie zdjąć pęk kluczy z pasa Bobera i otworzyć drzwi jego celi. Nim Bober zrozumiał, że to nie był przeciąg został po raz kolejny ogłuszony przez Garetta.
-Ten gość naprawdę nie będzie mnie lubił - pomyślał z ironią Garett.
Ukrył Bobera w swojej celi zamykając ją na klucz, zabrał z krzesła swój ekwipunek i ostrożnie wspiął się schodami w górę posiadłości. Został oczywiście pozbawiony wszystkich kosztowności, które udało mu się zrabować więc na cel postawił sobie jedynie odzyskanie Formuły i wyrównanie rachunków z nową właścicielką posiadłości. Następnie przeszedł drogimi schodami w górę i omijając strażników chodzących po posiadłości znalazł się przy sypialni Lorda. Ostrożnie wszedł do środka i otworzył skrytkę za obrazem tak jak wcześniej Maggie. Tak jak się spodziewał była pusta, ale musiał się upewnić. Właścicielka miała najpewniej Formułę przy sobie, więc to ją musiał znaleźć. Aby dostać się niepostrzeżenie do pokoju Maggie wyszedł przez okno i po gzymsie dostał się do jej pokoju. Poczuł znajomą woń różanych perfum, lecz właścicielki nie było w pokoju. Na biurku leżał natomiast list. Był napisany kobiecą ręką.
Drogi Mistrzu.
Wszystko idzie zgodnie z planem. Verminus został wykluczony z gry. Odebrałam mu Formułę. Konieczną ofiarą była również jego żona Leanna, która poznała nasze plany i chciała go ostrzec. Złodziej niedługo również pójdzie w zapomnienie. Niedługo dokończymy dzieło.
Chwała Mistrzowi Budowniczemu
Maggie
-„Banalna robota” – mruknął Garret – Basso nie wspominał, że to są jakieś sprawki Młotodzierżców.
Złodziej wyszedł z pokoju i zobaczył, że Maggie stoi pod drogocennym żyrandolem. Na jej szyi błyszczała Gwiazda Polarna. W około nie było żadnej straży. Taka sytuacja mogła się nie powtórzyć. Celnym strzałem z łuku strącił żyrandol, który zabił dziewczynę na miejscu. Garret zabrał z jej szyi naszyjnik oraz Formułę, którą trzymała w ręce po czym zniknął w czeluściach nocy.
Garreta obudziło łupanie z tyłu czaszki. Ktokolwiek zaaranżował spotkanie jego głowy z pałką musiał mieć sporo krzepy.
Po kilku chwilach złodziej zaczynał wracać do rzeczywistości. Siedział związany na krześle w pustym pomieszczeniu, oświetlanym leniwie przez samotną lampę naftową zawieszoną gdzieś na ścianie po prawej. Kąty pokoju spowijał aksamitny mrok.
Za jego plecami skrzypnęły drzwi, snop światła wlał się do pomieszczenia, na chwilę rozganiając czająca się po kątach ciemność. Rozległy się powolne kroki, ktoś cicho się zaśmiał, drzwi zamknęły się. Postać odziana w długa, ciemną szatę z głębokim kapturem obeszła Garreta i stanęła przed nim.
-Sporo mi sprawiłeś kłopotów, złodziejaszku. -głos płynący spod kaptura wydawał się znajomy. -Ale w końcu cię dorwałem, niczym pająk łapie muchy w swe sieci. -ramiona postaci uniosły się, zrzucając kaptur z głowy.
-Verminus? -nie był pewien, czy to co widzi jest prawdą, czy omamami wywołanymi uderzeniem.
-Tak, twe zmysły cię nie mylą, łotrze. -jego głos był pewny siebie.
-Niemożliwe. Przecież Maggie Cie otruła.
-Taaaak. -przeciągnął lord. -Myślę, że należy ci sie małe wyjaśnienie tego, co właśnie zaszło. Widzisz, cała sprawa z formułą była ukartowana. Zaplanowana i spisana niczym sztuka, która następnie została wystawiona w teatrze ku uciesze widzów. -lord uśmiechnął się lekko. -Co prawda nie wszystko poszło zgodnie z planem, dwóch moich ludzi poniosło śmierć, ale czyż nieco improwizowany spektakl nie jest ciekawszy?
-Po co to wszystko?
-Po co? -roześmiał się. -Tylko i wyłącznie po to, żeby cię złapać. Jak mówiłem sprawiłeś mi w przeszłości wiele kłopotów. Byłeś upierdliwy niczym komar letnim wieczorem. Jednocześnie ciągniesz do wszelkich bogactw niczym ćma do ognia. Podobnie jak ten Twój przyjaciel.
-Bass? On też maczał w tym palce? -spróbował się szamotać, jednak jego kostki i ręce były ciasno przywiązane do krzesła.
-Cóż, nie zrobił tego świadomie. Wystarczyło podrzucić mu plotkę o formule, reszta potoczyła się sama. -zapadła cisza, gęsta, wwiercająca się w uszy. -Zapewne zastanawiasz się, co teraz z Tobą zrobię, prawda? -spytał w końcu Verminus. Wydawało się, jakby czekał na to pytanie.
-Właściwie niespecjalnie.
-Zamierzam złożyć cię w ofierze Szachrajowi. -kontynuował lord nieprzejęty odpowiedzią Garreta. -Niech i on skorzysta na twej śmierci.
W momencie, w którym Verminus skończył zdanie, drzwi otworzyły sie ponownie i do pomieszczenia weszło dwóch, niemal identycznie ubranych jegomościów. Przy pomocy krótkich, zagiętych noży przecięli liny wiążące złodzieja do krzesła i wyprowadzili go na korytarz.
Dopiero teraz dało się poczuć chłód i zapach stęchlizny, charakterystyczny dla piwnic. Korytarz był długi, skąpo oświetlony i dość wąski, mężczyźni prowadzący Garreta po ramiona ocierali się barkami o ściany. Lord szedł spokojnie za nimi.
W końcu dotarli do końca korytarza, który rozszerzył się w dość sporych rozmiarów salę dziwnie przypominającą wnętrze kościoła, było tu jednak ciemno, kilka pochodni słabo oświetlało wnętrze, do tego pachniało wilgocią. Przy ołtarzu po drugiej stronie sali stało jeszcze dwóch mężczyzn w długich, ciemnych szatach. Garret czuł jednak, że jest tu ktoś jeszcze. Ktoś poza zasięgiem jego wzroku i słuchu.
Verminus uniósł rękę i złodziej został zaciągnięty do ołtarza i przywiązany do niego. Czterech mężczyzn stanęło dookoła, zaś sam lord ustawił i się za Garretem. Wyjął spomiędzy połów szat piękny, rytualny sztylet i wszyscy zaczęli powtarzać jakieś inkantacje. Łotr jednak nie skupiał się na nich. Próbował przeszyć otaczający go mrok, dostrzec tam coś lub kogoś.
Nagle rozległ się świst i z cienistej otchłani wyłoniła się strzała, która przeszyła klatkę piersiową jednego z mężczyzn. Nim jego ciało spotkało się z kamienną posadzką z innej strony nadleciał nóż, znajdując sobie wygodne miejsce w krtani kolejnego wyznawcy.
Kiedy pozostała przy życiu trójka rozglądała się w poszukiwaniu cichego zabójcy, po posadzce zwinnie prześliznął się trzepoczący cień, podcinając ścięgna achillesa jednemu z zakapturzonych. Gdy tylko upadł na ziemię targany konwulsjami od zatrutego ostrza, czwarty, stojący po przeciwnej stronie ołtarza już trzymał się za gardło i krztusił własną krwią. Przy życiu pozostał tylko lord.
-Pokaż się! -krzyknął, a krzyk jego przepełniony strachem odbił się echem po sali. Jak na żądanie postać z cienia zeskoczyła na ziemię. Między nią a lordem znajdował się ołtarz.
-Hm. -mruknęła postać ubrana w czarną skórę, której twarz ukryta była pod kapturem. Wykonała szybki ruch ręką i w czole Verminusa niemalże pojawił się niewielki nóż.
Oszołomiony Garret wciąż leżał przywiązany do ołtarza, nie wiedząc do końca czy się boi, czy też przepełniony jest podziwem.
Nie dane mu było długo nad tym myśleć, gdyż już po chwili kilka sprawnych cięć uwolniło go z więzów.
-Mogę wiedzieć, komu to zawdzięczam swe życie? -spytał, gdy tajemnicza postać przeszukiwała ciało lorda. Po chwili wstała. W dłoni ściskała zwinięty pergamin.
-Jestem Leanna.
-Leanna? Ale słyszałem...
Nie wierz we wszystko, co usłyszysz, chłoptasiu. -mruknęła, po czym zniknęła w obłoku dymu. Dymu bardzo dobrze Garretowi znanemu. Dymu z jednej z jego ucieczkowych kulek.
Łotr stał chwilę oszołomiony, szybko jednak się otrzepał i sam opuścił piwnicę. Nie codziennie spotyka się martwych. Tym bardziej martwych złodziei. Jak na ironię ów złodziej okradł właśnie jego.
Garrett ocknął się, czując tępy ból z tyłu głowy. Spróbował otworzyć oczy, lecz ciężkie powieki nie chciały całkowicie się unieść. Zauważył, iż przy głębszych oddechach w jego klatce piersiowej pojawia się odrętwienie, więc starał się brać jak najpłytsze oddechy. W końcu otworzył oczy i niemrawo się rozejrzał. Większość dużego pomieszczenia, w którym się znajdował, skryta była w półmroku. Złodziej szybko przeprowadził kilka testów i stwierdził z niepokojem, że jego naturalne oko szwankuje, lecz mechaniczna gałka spisuje się dobrze. Jeszcze raz się rozejrzał i dostrzegł parę butów opartych na małej skrzynce. Ciało ich właściciela skryte było w mroku. Garrett spróbował się ruszyć, lecz jego ręce były związane łańcuchem zwisającym z sufitu.
- Witam mistrzu złodziei, miło cię znów widzieć - głos wydał się Garrettowi znajomy.
- Kim jesteś? - zapytał Garrett.
- Nie pamiętasz mnie Garrett? To ja, Zywed. - Garrett nagle sobie przypomniał.
- Widzę, że sobie przypomniałeś. Wiedz, że ja mam lepszą pamięć niż ty. Nie zapomniałem bowiem upokorzenia jakiego mi zgotowałeś kilka lat temu. Ale nie jestem tu by się zemścić. Widzisz, ja cenię sobie lekcję, którą mi dałeś i chcę tylko wyrównać rachunki. Wiedz, że jako zapłatę zabieram Formułę i ten piękny naszyjnik - Zywed zrobił krótką przerwę. - Choć dziwi mnie, że to jedyne co wyniosłeś z tej posiadłości. Ci strażnicy byli tak niezdarni, że pewnie zdołałbyś wynieść ten wielki żyrandol, gdybyś oczywiście miał dość siły, i zapewne nawet by nie zauważyli. Przejdźmy jednak do sedna, jak mówiłem, nie chcę się mścić, więc cię nie zabiję. Jednak wiem, że jeśli się wypuszczę, natychmiast zaczniesz mnie tropić - Zywed wstał i począł przechadzać się obok Garretta. Złodziej miał już wyraźnie problemy z oddychaniem i widział tylko dzięki swemu mechanicznemu oku.
- Ciekawi mnie twoja chęć zostawienia mnie przy życiu - powiedział z trudem Garrett.
- Widzisz, ty mnie nie zabiłeś, więc ja odwdzięczę się tym samym. W twoim ciele jest wolno działająca, ale śmiertelna trucizna. Zostało ci kilka godzin życia, więc gdy cię wypuszczę będziesz musiał znaleźć lek, a ja w tym czasie zniknę. Genialne, nieprawdaż?
- Rzeczywiście, piękne. A nie lepiej jak po prostu dam ci słowo? - Garrett próbował znaleźć inne wyjście z tej trudnej sytuacji.
- Po pierwsze nie ufam ci, a po drugie, już za późno. Lek jest w laboratorium hrabiego Danisza, który jak wiesz, produkuje różne odtrutki i sprzedaje je po wysokich cenach. Do niego musisz się udać. Jeżeli jesteś tak dobry jak kiedyś to sobie poradzisz. Powodzenia - Zywed przemknął gdzieś obok Garretta i po chwili złodziej usłyszał jak wspina się po skrzynkach. - Zapomniałbym, trucizna to jad skorpiona ziemistego.
Po tych słowach Zywed strzałem z łuku oswobodził jedną rękę Garretta. To wystarczyło, by ten się uwolnił. Nagły kaszel wypełnił pomieszczenie. Zywed zniknął.
Kilka godzin później na stole przechadzał się ptak. Z fajki Bassa unosił się dym, gdy ten popalał sobie w ciszy. Po chwili spojrzał na Garretta.
- Co ty sobie myślałeś?! Nie pojawiasz się na miejscu spotkania. Szukam cię w całym mieście, bez skutku. Potem nagle okazuje się, że maczałeś palce w spaleniu willi Danisza. Masz szczęście. Usłyszałem o pożarze i udałem się tam. Motłoch prawie cię powiesił, ale udało mi się ich od tego odwieść. Jesteś mi winien sporo kasy i niezłą przysługę. Musisz mi sporo wyjaśnić kolego - ptak zaskrzeczał jakby na podkreślenie tych słów. Basso odwrócił się do niego i pogłaskał go po głowie. Garrett powoli usiadł na łóżku.
- Basso, nie spodoba ci się ta historia...
Czy człowiek, który tyle razy oszukał śmierć może umrzeć? Te i inne myśli sunęły się Garrettowi w głowie kiedy był nieprzytomny. Jednak w końcu się ocknął i wrócił do żywych.
-GARRETT?!!- krzyknął ze zdziwieniem Basso.
-Tak, chyba żyję... Jak długo byłem w tym stanie?- zapytał. Mina Bassa zbladła. Nie wiedział od czego zacząć.- No dobrze. Jak pamiętasz ktoś Cię ogłuszył i wykradł Formułę. Kobieta.
-Maggie.
-Owszem. Jest wiedźmą, która za pomocą Perfekcyjnej Formuły przywołała Szachraja i zmieniła nasz świat. Tamtej nocy cię ogłuszyła i wstrzyknęła pewną substancję, przez którą twoje ciało było w hibernacji...
-Ile dni?
-Cały rok.
Garrett był oszołomiony po tej informacji. -No dobrze ale co teraz?
-Musisz się cofnąć do tamtej nocy i zabić Maggie nim cię oczaruje. Akurat wczoraj zdobyłem klejnot tej wiedźmy do podróży w czasie. Niestety, nie mogę z tobą polecieć.
-Dlaczego?
-Cały czas cię ukrywałem tutaj w moim domu, a Szachraj cię szuka. Torturuje wszystkich cały czas.
W tym momencie paser podwinął spodnie i pokazał duże blizny. - Moje nogi już dość się nacierpiały.- powiedział ze smutkiem.
-Dobrze w takim razie lecę. Garrett według instrukcji Bassa przejechał klejnotem 7 razy po ziemi i wypowiedział datę. Pojawił się wielki blask i zniknął.
Pojawił się dokładnie tam, gdzie był rok temu, pod rezydencją Verminusa. Tym razem wszystko zrobił szybciej i ukradł więcej drobiazgów. Wreszcie nadszedł czas na wiedźmę. Bawiła się włosami i po raz drugi zaczęła:
-Witam, mistrzu złodzieju.- Garrett przełknął ślinę. Powoli zaczął sięgać po strzałę. -Najwyraźniej historie, które słyszałam, nie były przesadzone w najmniejszym stopniu- Teraz albo nigdy...-pomyślał i naciągnął cięciwę. -Co ty wyrabia...?!!- ostra jak miecz strzała poleciała w jej klatkę piersiową. Garrett miał już wychodzić lecz zobaczył, że Maggie nadal żyje. „Szlag! Przecież to wiedźma!” Kiedy uśmiech się pojawił na jej twarzy dwie kolejne strzały trafiły w okolice serca. Tym razem się schyliła z bólu, ale nadal żyła. Złodziej wpadł w furię użył najpotężniejszej strzały jaką ze sobą miał – ognistej wybuchowej.
Garrett miał tylko 100 sekund żeby znaleźć Perfekcyjną Formułę i się ewakuować z budynku. Na szczęście Maggie nie zdążyła otruć Lorda Verminusa a on w ten sposób położył kartkę na swoim biurku. To był dość łatwy cel ,ale zajął ponad minutę, więc musiał szybko uciekać przed eksplozją. Najszybsza droga była przez okno, ale było za małe, więc musiał wyjść na dach i liczyć na szczęście od losu. Miał pecha bo właśnie zaczęła się burza ale dlaczego strzała nadal nie wybuchła? Garrett usłyszał, że ktoś wchodzi na dach. -Zdziwiony? -zapytała arogancko Maggie. -Szczerze to nie. Akurat te wybuchowe mają spore usterki. -Formuła należy do mnie! Rozszarpię cię na srzępy! -złodziej nie wiedział co zrobić aż w oddali uderzył piorun. -Wiesz co. Możesz ją sobie wziąć.- i nabił Perfekcyjną Formułę na zwykłą strzałę po czym wystrzelił w kierunku Maggie. Tak jak planował wiedźma nie przewidziała konsekwencji i podskoczyła żeby chwycić strzałę. Po chwili uderzyła błyskawica spalając Formułę i kobietę. Teraz Garrett miał pewność, że nie wstanie. Złodziej skoczył na gałąź drzewa i zaczął schodzić, potem udał się do pasera.
-Przykro mi ta transakcja z Perfekcyjną Formułą jest już nieaktualna, ale bez obaw, mam coś równie interesującego- powiedział i wyjął klejnot do podróży w czasie. Basso należycie zapłacił, a Garrett pomyślał „ Gdyby tylko wiedział, że zapłacił za coś co sam zdobył”
Ilustracja: https://imageshack.com/i/0x6b93j
Ilość znaków bez spacji: 2992
Głowa Garretta była ciężka i ćmiła głuchym bólem. Ktoś musiał mu bardzo dobrze przyłożyć. Teraz już wiedział, jak się czują strażnicy, których czasem ogłuszał.
Złodziej niemrawo otworzył oczy, potrząsając głową na boki. Chciał się podnieść, jednak poczuł więzy szarpiące jego nadgarstki. Poderwał się mocniej, ale sznur tylko głębiej ranił skórę.
- Co jest...?
Ciepłe powietrze połaskotało go po policzkach, niosąc ze sobą zapach mchu i uschniętych liści. Garrett widział płomyczki, których światło tańczyło na miękkich źdźbłach tuż pod jego butami. Słyszał ciche dźwięki, jakby nucenie pieśni, lecz w swej na wpół nieprzytomności nie rozumiał słów.
Jego ruchy musiały być widoczne, gdyż po chwili złodziej usłyszał krzyk.
- Garrett! Dzięki Budowniczemu. Jakoż dobrze, iże cały i zdrów...
Przestępca odwrócił głowę.
Maggie!?
Kobieta była związana, przestraszona i zapłakana. Serce złodzieja zabiło szybciej z emocji. Co ona tutaj robi? Dlaczego tu są? Czemu mówi jak typowy Młotodzierżca?
Garrett zadałby jeszcze więcej pytań, gdyby nie uderzenie w bęben i ryk niczym dochodzący z gardziela bestii. Przed mężczyzną stanęła kobieta w połatanej sukni, dzierżąca jaśniejący kostur. Na jej ciemne policzki opadały kasztanowe loki. Kapłanka ściskała kartkę w wymazanej krwią dłoni.
Perfekcyjna Formuła!
- Chyżo zamilkwszy głupoludzie młot dzierżący! Złodziejaszku, któren szacunek panienki zieleńszej zdobywszy, jeśliś ciekaw słuchawszy uważnie.
Czyżby to była... Dyan? Kobieta utkwiła w nim poważne, pełne niemej groźby spojrzenie.
- Verminus głupolud, ażeby dobruchny Pan pożarłszy jego duszunie, myślawszy, iże wkupi się w łaski Hamadyad. Zdobywszy jakoś formułunię naszej Panienki liściawej zacząwszy sam ją studiować. Posiąwszy "względy" ostatniutkiego Młota w tej dzielnicy chciałwszy poświęcić ją Panu, by rytuał doprowadziłszy do...
- Zawżdy zepsułoż wasz plan y pokazały byłam wam, eżby durnie nadal yesteście!
Dyan zamachnęła się kosturem i uderzyła Maggie, zostawiając na jej policzku purpurowiejący ślad.
- Zamknąwszy się młocie, ażebym cię do sług Leśnego Władcy za wczas nie wrzuciła!
Przerażona Maggie przeczuwała co się stanie. Dyan dopełni tego, co nie udało się Verminusowi.
- Młot jednak tak głupiutki nie bywszy. Pozbyć się chciawszy formuły Wiktorii. Witki mająwszy wśród kryminalistów dowiedziałszy się o twoim skoku na Verminusa. Obałamuciwszy twojszego pasera, pomoc ci zaoferowawszy, któren ty nie potrafił odmówić. Chciaławszy, by formuła na zawsze poza naszymi rękami znalazłsza się, u jakiegoś znawcy kultur w Czarniutkim Strumyku. Nic z tego głupoludzie - Dyan odwróciła się do Maggie - Siłę odzyskawszy zdobędziem Miasto ponownie! A ty złodziejaszku o wszystkim opowiesz!
Ciężka, ogłupiająca muzyka zaczęła grać stapiając się ze słowami poganki. Oddaliła się w stronę ognia i zakręciła dookoła w dzikim transie. Rozrzuciwszy zioła, nasiona i liście napełniała miejsce magią. Jej słudzy śpiewali i grali, by oddać chwałę Szachrajowi. Mdlący zapach palonych specyfików dotarł do nozdrzy Garretta siłą przymykając jego oczy. Nim złodziej zemdlał zdawało mu się, że słyszał cichą modlitwę Maggie.
"Twój młot wbija gwóźdź, który podtrzymuje strop.
Twój młot uderza w żelazo, które staje się kotłem"
- Garrett obudź się!
Złodziej poderwał się niemalże dusząc Basso w przekonaniu, że jest wrogiem. Mężczyzna rozejrzał się dookoła niepewnie. Miasto! Czyżby wizyta u Dyan była tylko złym snem?
- Psia jego! Żyjesz! - paser odetchnął z ulgą - Nie uwierzysz! Poganie wyszli na ulicę!
****
Odautorskie komentarze:
- Dyan to przywódczyni Pogan zaraz po Wiktorii (leśnej driadzie pomagającej Szachrajowi w "The Dark Project")
- Języki Pogan i Młotodzierżców na podstawie tłumaczeń Thief "The Dark Project" oraz "The Metal Age"
- Modlitwa Maggie to modlitwa Młotodzierżców z księgi w misji "Ucieczka z Więzienia Rozpadlin" w "Thief: The Dark Project"
Ciemność... ból, głosy, szum.
- Witaj, jak ci na imię ? - spytała chrapliwym głosem postać, pochylając się nad twarzą Garretta.
Widział go jakby przez mgłę, obraz mu się zamazywał, jego głowa pulsowała.
- Jak ci na imię - ponowił pytanie nieznajomy.
- Biedaczek, czemu uderzyłeś go tak mocno Gargulio, przecież nie chcemy, żeby nasz złodziejaszek miał bóle głowy prawda ?
Tak - odpowiedział ten drugi bardzo niskim głosem i cicho zachichotał.
Garrett spróbował się ruszyć, siedział na małym, drewnianym taborecie, słowa tamtych nie do końca docierały do niego . Nagle ktoś wylał na niego wiadro lodowatej wody, następnie dostał dwa silne ciosy w twarz. Natychmiast, oprzytomniał i rozejrzał się. Znajdował się w klaustrofobicznym pokoju oświetlonym jedynie małą świeczką, było strasznie duszno. Spojrzał na dwóch mężczyzn, jeden z nich, który go uderzył był bardzo wysoki i słusznej postury. Czarny, misternie pleciony warkocz efektownie kontrastował z gładko ogolonymi płatami skroniowymi jego czaszki.
- Co jest grane!? - wydusił, oszołomiony nagłym atakiem.
Kolejne celne trzy ciosy ze strony wielkoluda mocno podbiły oko i rozerwały wargę Garretta. Złodziej splunął na ziemie krwią.
- Wybacz chłopcze, to nic osobistego, rozumiesz prawda ? Po prostu nie tylko ty potrzebowałeś formuły. W zasadzie przysłużyłeś mi się wykradając ją od tego...lorda.
Tutaj odchrząknął i zaśmiał się dziwacznie.
- Twoja przyjaciółka też mi pomogła. Szkoda, że cię wystawiła, nie sądzisz ?
Był starszym, niskim mężczyzną, sam jego głos, podpowiadał Garretowi, że ma do czynienia z człowiekiem niezrównoważonym.
- Czego chcesz, skoro już ją masz ?
Kolejny cios trafił w brzuch, a był tak silny, że Garrett zwymiotował i przewrócił się razem z krzesłem na ziemię.
- Ta, formuła haha, mamy ją Gargulio prawda ? Taak, rzeczywiście mamy ją.
Tutaj mężczyzna zaczął się dziwnie trząść.
Mistrz złodziei wystraszył się nie na żarty, ci ludzie zdawali się być nieobliczalni. Nigdy przedtem nie znajdował się w takiej sytuacji zawsze dzięki swemu sprytowi i umiejętnością zostawał niezauważony.
- Nie powinieneś był kraść tego chłopcze. Zapomnij o Basso, zapomnij o formule. - zakończył tym razem ze śmiertelną powagą i skinął w stronę swego towarzysza.
Mała świeczka zgasła. Garrett nawet nie widział jak Gargulio podszedł. Potem, tamten tylko przycisnął nasączoną szmatkę do jego nosa.
***
Ocknął się na mokrej od deszczu brukowanej ulicy, była jeszcze noc. Czuł się fatalnie, nic już nie rozumiał. Z jednej strony cieszył się, ale z drugiej odczuwał niepokój. Czemu go puścili ? Co się stało z Maggie ? Czym jest ta formuła ? Wszystko to kłębiło się w jego głowie i jeszcze ten ból, przeszywający każdy milimetr jego ciała. Zaczął biec w stronę domu Bassa.
Gdy był na miejscu, otworzył drzwi, które zaskrzypiały nieprzyjemnie i wszedł do środka.
- To cud, że mi się udało, sam nie wierzę, że żyję - pomyślał uśmiechając się mimo woli, ignorując piekącą wargę. Paser siedział na dużym, skórzanym fotelu.
- Wróciłem, niestety bez twojej formuły, przykro mi. Dorwali mnie jacyś chorzy ludzie i zabrali ją. Podszedł bliżej i zauważył jego twarz. Była cała sina, jego usta były rozwarte w nienaturalnym grymasie. Oniemiał, teraz przypomniał sobie słowa starca. W jednej chwili chciał uciec od tego szaleństwa jak najdalej, powstrzymał go jednak chrapliwy głos z rogu pomieszczenia.
- Witaj, jak ci na imię ?
Ocucił się dostrzegając wściekłego Bassa, stukającego rytmicznie butem o dębowy stół. Ból jaki odczuwał w potylicy był tak silny że nie wiedział co się stało, na szczęście uderzenie nie było bardzo mocne i wybudził się po 3 godzinach By przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów zaczął streszczać paserowi swoją przygodę. Dochodząc do współpracy z pewną pięknością Bass skrzywił się niemiłosiernie, bo wiedział że Garrett pracuje sam… Nie słuchał dalej, a po chwili spytał
-Kim po diabła jest Maggie?
Złodziej zamarł, a na jego twarzy w ciągu chwili pojawiło się więcej emocji niż ma na koncie zrabowanych przedmiotów
-To ona nie była od Ciebie? spytał, -przecież wiedziała o zadaniu? dodał nerwowo pokrzykując.
Bass zrozumiał, cynicznie się uśmiechnął i rzekł -Widzę że ta blondynka oszukała nie tylko Verminusa…
Ta wiadomość przeszyła umysł złodzieja szybciej niż piorun przeszywa niebo. On, największy, złodziej świata, przemieszczający się niczym cień został wykiwany. Nie czekał dłużej, śpiesznym krokiem skierował się do wyjścia, a na wołanie Bassa odkrzyknął tylko
-Jeszcze tej nocy dostaniesz to czego chcesz.
Teraz była to już sprawa honoru. Po drodze do willi rozmyślał jak to wszystko było zaplanowane. Na razie musiała mu jednak wystarczyć wiadomość że to Maggie wszystko uknuła.
Z domu Bassa nie było daleko do jego celu, dlatego szybko zjawił się pod ogrodzeniem, a dzięki swoim gadżetom zaraz znalazł się po drugiej stronie. Sprawę znacznie ułatwił brak straży. W ogóle cały dom wydawał się opustoszały, bo tylko z górnych okien wydobywało się światło. Postanowił więc iść tą samą drogą którą obrał poprzednim razem. Podszedł do ciągle otworzonego okienka i ujrzał tego samego strażnika który czekał wieczorem na pieniądze od Maggie, teraz poganiał on Bobera ciągnącego zwłoki martwego tyrana. Włamywacz dalej działał z rozpoznawalną dla swego fachu gracją, lecz nie zamierzał już gasić zapalonych lampionów. Szybko wskoczył do środka. Chowając się za tymi samymi beczkami podkradł się do strażnika. Wtem jednym, płynnym ruchem swego sztyletu podciął mu gardło. Gdy strażnik upadał z kieszeni wysunęła mu się gwiazda polarna, najpierw skradziona przez Garretta, później mu odebrana. Dzięki temu był już pewien że obrał właściwy trop. Następnym celem był Bober, lecz ten zemdlał od razu na jego widok. Garrett miał już dość przygód na dzisiaj więc zostawił tego pulchnego jegomościa i udał się na górę, chcąc szybko zakończyć zadanie. W holu nie było strażników, a przez otwarte złocone drzwi, było słychać słowa Maggie
-Za naszego naiwnego złodzieja, zabójcę mego męża za którego głowę już jutro będzie można sporo zarobić.
Zrozumiał już wszystko na tyle, by nie mieć ochoty na pracę skrytobójcy, dlatego wparował przez otwarte drzwi z naciągniętym łukiem. W kołczanie miał strzał tyle ilu ludzi w tym pokoju. Mimo to nie miał problemu z zabiciem mężczyzn zanim ci go dostrzegli. Ostatnią żywą osobą została Maggie, lecz czuł do niej coś wyjątkowo, wbrew swej woli skierował łuk w jej stronę. Strzały nawet nie puścił, sama wyślizgnęła się ze spoconych palców. Pierwszy raz w swym życiu chciał chybić, lecz grot wszedł prosto w jej serce. Zszokowany, wolnym krokiem skierował się w stronę formuły znajdującej się na stole cały czas wpatrując się w martwe oblicze damy leżącej w kałuży krwi.
Ocknęły go dopiero pazury kota uciekającego spod stołu które zahaczyły o jego nogę. Nie przejął się jednak kocurem i pobiegł do mieszkania Bassa, gdzie zakończył zadanie razem z brzaskiem słońca. Ta noc została w jego pamięci na długo.
Jakoś się zmieściłem w limicie. Musiałem jednak trochę skrócić. Przydałoby się jeszcze 1-2 zdania żeby zamknąć w pełni ramę, ale cóż. Zasady to zasady. ;)
Garrett z trudnością otworzył oczy. W głowie dudniło mu tak, jakby właśnie przeżył bliskie i niezbyt przyjemne spotkanie z Młotodierżcami. Kiedy spróbował chwycić skronie żeby choć na chwilę zapanować nad bólem spostrzegł, że jego nadgarstki oplata gruba lina. Szybko rozejrzał się po obskurnym pokoju, w którym właśnie przebywał. W kącie zobaczył siedzącą przy biurku postać, na której twarz padało drobne światło z małego płomienia stojącej nieopodal świecy.
-Mistrzu złodzieju, nareszcie się obudziłeś. Garrett natychmiast przypomniał sobie zdarzenia tej nocy.
-Maggie... szybko zapominasz o uczynionej względem ciebie szlachetności.
-To nic osobistego mistrzu. Zrozum, to, że ten drań Verminus nie żyje niczego względem mnie nie zmienia. Dom co prawda jest piękny i z odrobiną kobiecej ręki szybko uda mi się przywrócić mu świetność, ale kobieta potrzebuje czegoś więcej. A tak się złożyło, że wszystkie cenniejsze świecidełka jakie ten bydlak posiadał są teraz pod twoją opieką... a raczej były.
-Oszczędź sobie Maggie! Nie fatygowałabyś się tyle, tylko dla kilku błyskotek. Chodzi ci o formułę.
-Jasne, że chodzi mi o formułę! Nie trzeba być przesadnie sprytnym, żeby wiedzieć, że ten świstek papieru jest wart fortunę. Fortunę, na której widzisz... bardzo mi zależy. Jest tylko jeden mały problem. Nie wiem, do czego ona służy.
-Mówiłem ci już, staram się nie interesować przeznaczeniem łupu.
-Ale twój przyjaciel Bass pewnie wie. Widzisz, miałam nadzieję, że doprowadzisz mnie do niego i upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu, ale on się nie zjawił. Gdzie on jest?
-Nie wiem, byłem z nim umówiony tutaj, ale jedyne co mnie przywitało to obuch w potylicę.
-Dobrze więc, nie chcesz rozmawiać ze mną, to porozmawiasz sobie z Jake'em. To doprawdy uroczy chłopak, chciał być kiedyś sportowcem, wiedziałeś o tym?
-Urocze.
-Miejmy nadzieję, że nie żywi do ciebie urazy, w końcu widział w akcji twoją niebywałą zwinność. Liczę na ciebie złodzieju, nie zawiedź mnie.
Maggie uśmiechnęła się półgębkiem i wyszła z pokoju. Zaraz potem do pomieszczenia wszedł Jake.
-No to teraz my sobie pogadamy.
Powiedział z nieukrywaną satysfakcją i ruszył w kierunku Garretta. Maggie, choć nie można jej odmówić bystrości umysłu, nie wykazała się dużą spostrzegawczością. Od 10 minut Garrett piłował linę na nadgarstkach znalezionym na podłodze kawałkiem szkła.
Ta niedbałość, będzie cię sporo kosztowała Maggie. - pomyślał Garrett, na którego właśnie szarżował Jake. Mimo że lina już się poddawała, zajęło mu to znacznie więcej czasu niż założył. Strażnik zbyt ufał swojej przewadze i nie spodziewał się kopniaka w twarz, który złodziej wymierzył w niego chcąc zyskać trochę czasu. Garrett przetoczył się po podłodze i w tej chwili więzy puściły. Błyskawicznie doskoczył do strażnika i zadając mu mocny cios łokciem szybko pozbawił go przytomności. Garrett wybiegł z pomieszczenia, na szczęście nikt więcej go nie pilnował. W oddali usłyszał głos Maggie, rozkazującej coś dwóm pachołkom przy wozie. Czym prędzej schował się w mroku i kiedy tylko Maggie minęła źródło światła, ruszył za nią.
Maggie trzymała formułę w skórzanym woreczku, który z kolei przywiązała rzemieniem do nadgarstka. Nagle, poczuła nieodpartą chęć spojrzenia jeszcze raz na formułę, dzięki której już wkrótce będzie diabelnie bogata. Maggie otworzyła woreczek, wyciągnęła rulonik papieru i szybko go rozchyliła. W jednej chwili poczuła, że jest jej słabo i zaklęła w duchu. Na kartce papieru widniał napis: Cokolwiek masz, jest już moje...
- Garret! Garret! Słyszysz mnie? – zbudził go zaniepokojony głos Bassa.
Mistrz Złodziei rozejrzał się wokół siebie, żeby szybko ocenić sytuację. Nadal znajdował się na ulicy, a konkretniej w bocznym zaułku, w którym umówił się ze swoim zleceniodawcą. Z tym, że pozostawał w pozycji półleżącej opierając się o zimną ścianę jakiejś kamienicy i strasznie bolała go głowa. Obok niego klęczał Basso.
- Maggie! Mogłem się tego domyślić! – krzyknął Garrett odruchowo chwytając za pas, za którym nie było już kartki z Perfekcyjną Formułą. – Zabrała Formułę!
Wszystko układało się w logiczną całość: od początku zachowywała się tak, jakby wręcz spodziewała się wizyty Garretta i do tego wiedziała dokładnie, gdzie Verminus ukrył pożądaną przez wszystkich kartkę papieru. Otrucie jako metoda pozbycia się despotycznego pana? Nie sądzę. Jak mogłem być tak ślepy i tego nie zauważyć. Wykorzystała mnie, a ja jak ostatni błazen myślałem tylko o jej ładnej buzi i skarbach ukrytych pod suknią, zamiast skupić się na tym co naprawdę jest wartościowe dla złodzieja. Zresztą Maggie zdecydowanie wiedziała za dużo. Garrett nagle spojrzał na Bassa.
- To wszystko moja wina – jęknął paser. – Poznałem Maggie na jednym z licznych bali organizowanych przez Verminusa. To od niej dowiedziałem się, że Formuła znajduje się u jej pana i może ułatwić mi jej zdobycie. Wino uderzyło mi do głowy, zbyt łatwo jej zaufałem, no i… głupi dałem się zwieść jej kobiecym wdziękom.
„Nie ty jeden” – pomyślał Garrett, ale ta myśl wcale nie dodała mu otuchy.
- Garrett! Musisz odzyskać tę Formułę! To dla mnie bardzo ważne!
- W zasadzie to dlaczego ta formuła jest dla wszystkich taka istotna?
Basso ostrożnie wyciągnął z kieszeni mały flakonik, zapełniony tylko częściowo jakimś zielonkawym płynem.
- Dzięki tej miksturze człowiek staje się bogiem – szepnął Garrettowi do ucha – musiałem bardzo słono zapłacić, żeby to zdobyć i to ostatnie co mi zostało. – spojrzał na flakonik z czcią i kontynuował – Człowiek jest zdolny do bardzo wielu niepojętych rzeczy, ale też wiele go ogranicza, Garrett – powiedział tajemniczo – ten płyn pozwala wydobyć 100% możliwości, dzięki temu stajesz się pożądanym kochankiem, geniuszem technologicznym, co tylko zechcesz, ale… efekt jest krótkotrwały. Gdybym tylko posiadł Perfekcyjną Formułę sam mógłbym produkować miksturę. Niezwykle trudno jest też trafić na handlarza, bo mało kto chce się nią dzielić. Nie chciałem początkowo mówić i tobie. Bałem się, że kiedy dowiesz się czym jest, zachowasz ją dla siebie.
- Nie wierzę, że istnieje coś takiego – przerwał mu Garrett.
- A myślisz, że dzięki czemu Verminus tyle osiągnął? Nigdy cię to nie zastanawiało? Nie jest to zdecydowanie uwielbiany jegomość, ale to grubsza sprawa, Garrett. Mniejsza z tym – przerwał na chwilę. Ostatni raz tęsknie popatrzył na flakonik i przekazał go swemu rozmówcy. – chcę żebyś go wziął. Tobie przyda się bardziej i ufam ci, Garrett.
- Co ja będę z tego miał? Już raz się dla ciebie naraziłem i popatrz jak skończyłem.
- To oczywiste. Jeśli będę mógł sam produkować miksturę, będę cię w nią darmowo zaopatrywał. Jeśli teraz myślisz, że jesteś mistrzem złodziei, to po tym będziesz ich bogiem i zapewne nie tylko tym. Ale pamiętaj, tym razem łatwo nie będzie. Te ostatnie krople mogą ci bardzo pomóc, ale dobrze się zastanów zanim z nich skorzystasz. Będziesz miał tylko jedną szansę. I na boga, uważaj na tę przebiegłą kobietę!
- Drugi raz nie dam się jej zwieść – obiecał Garrett.
- Najlepiej w ogóle na nią nie patrz – uciął Basso i pomógł mu wstać.
(2957 znaków bez spacji)
Obudził się po jakimś czasie, ledwo wstał, widział niewyraźnie, złapał się za kark i splunął krwią. Zauważył że zniknęła tylko formuła, więc napastnik musiał być przygotowany i działał na czyjeś zlecenie. „Pięknie, po prostu, pięknie… Złodziej dał się obrabować. Co za ironia. To miała być łatwa, szybka i przyjemna robota” – pomyślał. Usiadł na najbliższej ławce, przed gospodą. Było ciemno, ciągle padało, układ budynków był dosyć chaotyczny, mały, kwadratowy plac z jedną odchodzącą uliczką. Zastanawiał się kto mógł być lepszy od niego, lub kto miał tyle szczęścia. Dlaczego Basso nie przyszedł? To pytanie nie dawało mu spokoju. Nie miał wrogów, może inaczej, nigdy nikt nie wiedział że to przez niego został pozbawiony kosztowności. To musiał byc ktoś kogo znał, lub ktoś powiązany. Teraz to i tak nie miało znaczenia, musiał udać się do zakładu pasera, to pierwsze co przyszło mu do głowy. W kieszeni nadal trzymał zrabowany naszyjnik i sakiewkę. „To jednak nie była kompletna klęska” – pomyślał, uśmiechnął się i odszedł. Po chwili, był już przed „zakładem” Bassa, nikt nie odpowiadał na pukanie do drzwi, wszedł do środka. Paser leżał za swoim biurkiem z poderżniętym gardłem. Twarz Garretta pobladła, nie wiedział co ma myśleć, ale zdał sobie sprawę że ta formuła musiała być jednak czymś ważnym, bardzo ważnym… Złodziej zauważył na stole kartkę - „Dziękuje Garrett, mam nadzieję, że bardzo nie bolało, za Twoją głowę wyznaczą nagrodę, lepiej uciekaj”. Nie wiedział co tu się dzieje, był kompletnie zdezorientowany, zabójca, nie dość że zabił pośredniego zleceniodawcę, zaskoczył złodzieja, to jeszcze znał jego imię. Miał już uciekać, usłyszał dźwięk, to był kot który zeskoczył ze stołu i stłukł naczynie, ale zobaczył coś jeszcze. Skrawek materiału, był czerwony, ze wzorem, takim samym jaki miała na swoim gorsecie Maggie. Nie wierzył że to przypadek, nie mógł dać za wygraną, postanowił, że się tym zajmie, pierwszy raz wzięła nad nim górę ciekawość, a nie czysta żądza zysku. Był już przed rezydencją, nie mógł od tak zapukać i zapytać - czy jest blondwłosa panna. Ale w pokoju w którym zazwyczaj przebywała paliło się światło, a okno było otwarte. Bez chwili namysłu dostał się do budynku. Nie zastał jej tam. Wszedł do środka, z pokoju wyszedł na główny korytarz. Był zbyt pewny siebie, albo ból odebrał mu czujność, nagle poczuł że stoi za nim jakiś człowiek i nóż który ociera się o jego żebra.
-Stój spokojnie, nic Ci nie będzie, panienka Maggie chciała by Cię oszczędzić.
Poczuł uderzenie klingi sztyletu o potylicę, zanim padł, uświadomił sobie że słowa „piorun nigdy nie uderza w to samo miejsce” są tyle warte co łatwe zaufanie do urodziwych kobiet. Obudził się związany, siedząc na krześle przed piękną blondynką.
- Nie myslałam że będziesz tak głupi by tu przychodzić – zadrwiła
- Musiałem zobaczyć Cie jeszcze raz, księżniczko – sarkastycznie ale z uśmiechem odpowiedział
- Wiesz… w sprzyjających okolicznościach „wykorzystałabym” Cię inaczej, lubię takich mężczyzn, ale był mi ktoś potrzebny, na kogo można było zrzucić kradzież formuły
- A ja w tych „okolicznościach” bym nie odmówił – znowu się uśmiechnął
- Pewnie nawet nie wiesz, czym jest ta formuła, ale to nieistotne, jest cenna, są na tym świecie osoby które dadzą za nią majątek
Garrett kończył przecinać sznur, za pomocą małego ostrza w rękawie. Nagle się podniósł, szybko obezwładnił Maggie, zabrał kartkę…
-Pożegnałbym Cię czulej, ale… nie zasługujesz – zaśmiał się - skoro mówisz że ten kawałek papieru jest cenny to go sobie wezmę – powiedział zadowolony i zniknął w cieniu.
Ja mam jeszcze jedno pytanie i proszę o szybka odpowiedz bo czas się kończy PYTANIE !!! Czy to ma być ostateczne zakończenie ze by już nic więcej nie było czy może mam zostawić znowu jakieś niedopowiedzenie zeby czytelnicy mieli wybór ? :D
Zakończenie (około 2870 znaków) + grafika, zwieńczająca moją pracę. Życzę przyjemnego czytania! :)
Nagły, przeszywający ból potylicy zbudził Garretta pogrążonego w błogim letargu. Ociężale uchyliwszy powieki, ujrzał drobną kobiecą dłoń, przymierzającą się do przecięcia naskórka jednego z palców złodzieja. Nieznajoma, uzbrojona w ostrze, drasnęła bezbronnego łupieżcę tak, aby kropla krwi zabarwiła niewielki kawałek papieru.
Narastająca wewnątrz adrenalina umożliwiła Garrettowi szybką ocenę sytuacji. Gdy podniósł wzrok, momentalnie zamarł. Przełknął głośno ślinę obserwując swych oprawców, którzy pełni namiętności wznosili dłonie ku małemu ołtarzowi. Stół ofiarny został przyozdobiony znajomo wyglądającymi świecznikami i czymś w rodzaju pentagramu, nakreślonego węglem.
Dręczyciele posiadali swojskie oblicza. Niczym członkowie tajnego bractwa, Verminus, Maggie i Bober (w niczym nie przypominający bojaźliwego ochmistrza), odziani w ozdobne, ciężkie habity, umieścili zakrwawioną Formułę na ołtarzu.
Verminus drżał z fanatycznym błyskiem w oku. Jakież to było zaskoczenie, kiedy w podziemnym lochu rozbrzmiał koncert pełnych zaskoczenia okrzyków! Formuła pokryła się arcydziwnymi znakami, a tuż przy jednej ze ścian wymalowała się majestatyczna postać. Tajemniczy osobnik przemieścił się niewyobrażalnie szybko na drugi koniec pomieszczenia, by potężnym ruchem powalić strwożonego ochmistrza na posadzkę grubymi pazurami skrytymi pod czarnym rękawem płachty. Chwilę później, dwójka okultystów poczęła uciekać, kierując się w stronę mosiężnych wrót. Verminus, popisawszy się zręcznością, zdążył przecisnąć swe postawne ciało przez szparę w drzwiach. Maggie nie miała tyle szczęścia.
Wrota zatrzasnęły się na dobre. Pogrążona w amoku Maggie, w mgnieniu oka dobiegła do ołtarza, chowając Formułę w pięści.
Srebrzyste ślepia nieznajomego napotkały przenikliwe spojrzenie złodzieja. Garrett dopiero teraz, korzystając z okazji, zbadał wzrokiem zaświatowe oblicze.
- Kim jesteś? - wykrztusił Garrett, lecz postać nie odpowiedziała, odwróciwszy się do niego plecami.
- Oddaj Formułę – rzekł nieznajomy, a jego dostojny głos przerwał narastające wokół napięcie.
Maggie podniosła głowę i zmierzyła go niespokojnym wzrokiem, po czym posłusznie przekazała kartkę drżącą dłonią.
-Mógłbym was po prostu zabić. - skwitowała postać, patrząc na z trudem oddychającego Garretta.
-Nie zrobię tego, gdyż sądzę, że jesteś w stanie mi pomóc. - na te słowa łupieżca dosłownie zdębiał. Ledwo widoczne usta obcego wygięły się w szyderczy łuk.
- Nie sądzę, bym mógł cokolwiek dla ciebie zrobić. - oznajmił Garret, już nieco spokojniejszy.
- Zawrzyjmy układ. Oszczędzę was, ale w zamian... - obcy zamilkł niespodziewanie, zwracając się osobiście do złodzieja. - ...ty użyczysz mi swojego ciała, żebym mógł wykonać pewne zadanie.
Garrett przez moment czuł, jak zalewa go fala zimnego potu. Próbował poukładać myśli, znaleźć odpowiednie słowa... Wiedział, że to jedyna deska ratunku, a w jego rękach spoczywał los młodej kobiety.
Wreszcie, po długiej bitwie z rozsądkiem, złodziej kiwnął stanowczo głową, przygotowując się na najgorsze. Zatopił wzrok w nadciągającej czarnej płachcie.
Zacisnął powieki.
Gdy otworzył je ponownie, jego oczy nie przypominały już tych sprzed kilku chwil. Były srebrzyste i lśniące, niczym księżyc.
Na pobladłej twarzy Garretta zagościł delikatny półuśmiech.
Garrett poczuł że ktoś nim potrząsa. W głowie brzęczało mu stado wściekłych pszczół.
- Garrett! Garrett! Obudź się! Cóżeś narobiła idiotko!
- Tylko nie idiotko! To był twój pomysł!
Mistrz złodziei otworzył oczy. Pszczoły nie przestawały harcować. Nad sobą ujrzał zatroskaną twarz Bassa.
- Nic ci się nie stało - westchnął paser, a na jego nalanym obliczu zagościł uśmiech pełen ulgi.
- Zabieraj łapy - syknął Garrett.
Basso pospiesznie cofnął dłonie i wyprostował się.
Mistrz złodziei wziął głęboki oddech. Usiadł powoli i ręką rozmasował sobie tył głowy. Pod palcami wyczuł solidnego guza.
Nieopodal stała odziana w złodziejski strój Maggie i wpatrywała się w niego wrogo.
- Mocny cios - kiwnął głową z uznaniem.
Dziewczyna prychnęła i skrzyżowała ręce na piersiach.
- Najważniejsze że nic ci się nie stało - uśmiechnął się paser.
- Zaraz zetrę ten głupi uśmieszek z twej paskudnej gęby - oświadczył Garrett.
Basso cofnął się o krok.
Mistrz złodziei zmusił pszczoły w jego głowie do posłuszeństwa, po czym wstał.
- Tysiąc złotych monet grubasie - wycedził. - Tyle mi zapłacisz jeśli chcesz odzyskać brakującą część Formuły.
- To za dużo - zapiszczał paser.
Garrett wzruszył ramionami.
- Jak tam sobie chcesz. Sprzedam ją komuś innemu.
- Dobra, dobra.
Mistrz złodziei otrzepał ubranie.
- Tym razem spotkamy się u ciebie. Masz dwie godziny na zgromadzenie funduszy.
Basso przez chwilę wpatrywał się ponuro w Maggie. Pokręcił głową i oddalił się.
Garrett został sam na sam ze swoją oprawczynią.
- Pewnie jesteś z siebie cholernie dumny - rzekła.
Mistrz złodziei uśmiechnął się pod nosem.
- Zaiste.
- Dałeś się podejść jak jakiś uczniak.
- Ale koniec końcem to ja jestem górą - odparł i uderzył się palcem w skroń. - Bez tego tutaj Formuła jest niekompletna i bezwartościowa.
Maggie ze złością tupnęła nogą, odwróciła się na pięcie i odeszła jak niepyszna. Towarzyszył jej głośny śmiech Garretta.
Mistrz złodziei został sam.
Pochwalił się w duchu za przezorność. Musiał koniecznie podziękować skrybie Erricowi za to iż ów dał mu fiolkę swojego wynalazku - odplamiacza inkaustu.
Bez tej substancji nie mógłby wymazać kilku istotnych elementów zapamiętanej Formuły czyniąc ją bezwartościową.
Ponieważ nie miał nic lepszego do roboty, a do spotkania z Bassem zostały mu dwie godziny, postanowił od razu odwiedzić sędziwego Errica.
Pogwizdując cicho ruszył na zachód.
- Garrett? Garrett! - wykrzyknął Basso, upuszczając pajdę chleba, którą właśnie łapczywie gryzł. Szkoda, bo pajda była okazała, ze smalcem i ogórkiem prosto z piwnicznych magazynów.
- Garrett! Co się stało?! Garrett!
Basso rozejrzał się, zrozumiawszy, że ciągle krzyczy. Byli co prawda w bogatej dzielnicy Miasta, ale krzyki natychmiast przyciągały gapiów. Co teraz było na pewno niewskazane.
Złodziej otworzył oczy. Wzrok miał mętny, źrenice szukały światła. Paser pewnym uderzeniem sprawdził, czy Garrett jest przytomny. Był.
- Już… Już, żyję, spokojnie.
Usiadł, rozmasowując obolałą głowę.
- Co się stało?
- A co, nie widać? - zniecierpliwił się złodziej, podnosząc się powoli z ziemi. - Łeb mam rozwalony, leżę w jakiejś bocznej uliczce, nie mam Formuły. Na co to wygląda?
- Na kradzież?
- Naćpałeś się czymś? - Garrett zmierzył wzrokiem pasera. - Tak, kradzież. Takie, jak widzisz, zrządzenie losu. Ja ukradłem - mnie okradli. Chyba mówi się na to “karma”, tak słyszałem.
- Czyli nie masz Formuły?
Garret skrzywił się.
- Nie masz, po co nawet pytam. - Basso zmierzwił włosy, po czym ukrył twarz w dłoniach. - Tyle czekania, tyle planowania, tyle negocjacji z tobą… I dupa! Gówno! Szlag by tafił to wszystko, Garrett. Nawet nie wiesz, jak to cudeńko było potrzebne! - paser wściekle uderzył pięścią w mur. Nienajlepiej wybrał sposób upustu swojej agresji, bo pozdzierał sobie knykcie. A mur pozostał w stanie nienaruszonym.
- Odnajdę złodzieja, spokojnie. Zlecenie obejmowało dostarczenie ci towaru, który straciłem. Czyli ciągle mam robotę do wykonania.
- Naprawdę? Zrobisz to dla mnie? - Basso wyglądał na zdziwionego.
- Nie, nie zrobię tego dla ciebie. Dla tych pieniędzy, które masz mi zapłacić. - powiedział Garrett i natychmiast zniknął w bocznej alejce.
Jedyne, co pamiętał, to cień i odgłos wydawany przez napastnika. Cień - jak to cień - niczym się nie wyróżniał oprócz tego, że musiał należeć do kogoś niskiego. Natomiast odgłos zdawał się być na tę chwilę bardziej pomocny. Łączył w sobie stukot podkutej żelazem podeszwy, brzęczenie czegoś, co prawdopodobnie było przytroczone do pasa oraz sapanie. Takie charakterystyczne - bo ten rodzaj sapania da się słyszeć raczej w przydrożnych zamtuzach, a nie na ulicach.
Rysopis, czy może “słuchopis” był gotowy. Niski żołnierz, może strażnik, który ma problemy z kręgosłupem. To także zawęziło krąg poszukiwań, bo jeśli biedaka bolały plecy, to zapewne obsługiwał balistę. A ta w Mieście była jedna. Przynajmniej sprawna, bo niesprawnych można było naliczyć o wiele więcej.
Garrett skierował swe kroki do baszty, w której spodziewał się spotkać cel swych poszukiwań. Wiedział, że niezbyt to pomysłowe - ale gdzie miał zacząć szukać?
Nie miał pojęcia, jak to rozegrać, a widział już drzwi do wieży. Czy niepostrzeżenie przemknąć po murach i wejść przez boczne okienko? Czy poczekać w cieniu, aż ktoś sam wyjdzie?
Los zgotował mu jednak niespodziankę.
Spomiędzy kamenic dało się słyszeć sapanie. Ale nie takie normalne - tylko jakby z jakiegoś przydrożnego zamtuza. Po chwili w blasku latarni pojawił się on, w całej swojej okazałości. Złodziej. Niski, twarz poorana bliznami, zgięty niemal w pół, co przy jego i tak niewysokim wzroście wyglądało, jakby cały czas się skradał. A to Garrett podkradł się do niego.
Mocne uderzenie pałką w tył głowy, przeszukanie kieszeni, Formuła w dłoniach. Najbardziej żałosna historia odbicia towaru, jaką Garrett miał kiedykolwiek opowiadać w tawernach.
Gdy Basso usłyszał, co się stało, nie mógł przestać się śmiać.
Ostatnią, a zarazem pierwszą którą zobaczył zaraz po przebudzeniu. Był to tylko cień, nie był w stanie dostrzec więcej, ale postać wychodziła z pomieszczenia kierując się w górę schodów jednocześnie rzucając oschle rozkaz do wartowników: „Tak co mi żaden z was nie spuści go z oka, bo jeszcze jutro zawiśniecie na dziedzińcu, obaj!”. W odpowiedzi strażników słychać było strach, najprawdopodobniej wiedzieli kogo pilnują.
Garretowi towarzyszył pulsujący ból czaszki, najwyraźniej napastnik trafił celnie i bezwątpienia boleśnie. Tak czy inaczej złodziej starał się przeanalizować każdy szczegół zeszłych kilku godzin bardzo dokładnie, w myślach układał wiele scenariuszy, czy zleceniodawca okazał się zwykłym oszustem, lub Maggie wszystko dokładnie sobie umyśliła. Jedno było pewne był teraz w niemałych kłopotach i jak najszybciej musiał znaleźć jakieś wyjście. Spokojnym ruchem rozejrzał się po pomieszczeniu, ściany porośnięte grzybami ze względu na dość wilgotne powietrze, po lewej stronie na przeciw schodów kilka skrzyń wypełnionych butelkami rumu. Przez nieszczelne okna, których pokój liczył sobie trzy wpadał co chwila zimny strumień powietrza. Była noc. Mimo to słychać było głośne śmiechy dochodzące z karczmy nieopodal. Garret co chwila, nadal ze spokojnym ruchem głowy, spoglądał na strażników jednocześnie szukając czegoś co mogło pomóc mu w ucieczce. Nagle na ulicy wybuchła kłótnia, której najbardziej prawdopodobną przyczyną był jakiś trunek.
W momencie, wrzawę przerwał ostry dźwięk rozbijanego szkła, którego – na szczęście Garreta - odłamek wpadł przez kratkę na podłogę, tuż przy jego nodze. Strażnik wstał, serce złodzieja zabiło szybciej, znów na jego szczęście tylko zobaczyć co się stało. Sprawnym ruchem nogi Garret przyciągnął szkło zaraz do swojej dłoni. Korzystając z nieuwagi strażników, szybkim ruchem przeciął rzemień przywiązany do dłoni oraz nóg, gwałtownie wstał rzucając ostry odłamek prosto w krtań jednego ze strażników, krew malowała czerwone smugi na ścianie w rytm słabnącego pulsu przeciwnika. Nim drugi zdążył sięgnąć po broń na jego twarzy roztrzaskała się pełna butelka rumu zapewniając mu długi sen. Jak najszybciej przeszukał ofiary, znajdując przy nich kilka monet, ozdobny nóż oraz klucz do celi. Dozbroił się na koszt swych ofiar, przechodząc w bardziej ostrożny tryb działania. Otworzywszy drzwi celi, ujrzał pusty hol prowadzący najpewniej do gabinetu oraz półokrągłe schody pozwalające wejść na górne piętra. Wiedział że czas nie gra na jego korzyść więc prześliznął się pod gabinet, i szarpnął za zimną, mosiężną klamkę. –Hę?! – zdążył powiedzieć mężczyzna zanim otrzymał poważny cios pałką prosto w nos. Garret nie znał tej twarzy, nigdy wcześniej jej nie widział, a była wyjątkowo paskudna, dodatkowo okaleczona w przeszłości. W każdym razie nie mógł z nim teraz porozmawiać, przywiązał mu ręce i nogi w dość niewygodny sposób do stołu, tak by jak się ocknie nie mógł się ruszyć. Złodziej miał trochę czasu, więc dokładnie sprawdził wszystkie zakamarki. Nie znalazł nic ciekawego prócz biurowych akcesoriów. Przypomniał sobie o skrytce za obrazem, którą pokazała mu Maggie i zrobił to samo w gabinecie. Była. Formuła leżała nienaruszona. Czym prędzej schował ją w sakwie i zawiązał podwójnie. Usłyszał bieg strażników. Wyprostował się, zatrzasnął drzwi i wyskoczył przez okno, zostawiając za sobą budzącego się mężczyznę. Nie znał jego tożsamości, jedyne co wiedział, było to, że jeszcze tutaj wróci, a tymczasem ruszył wolno w stronę kryjówki Bassa.
- Wszystko w porządku, Garret? Wygląda na to, że nieźle oberwałeś. Pamiętasz co się stało?
Garret ujrzał pochylającego się nad nim Bassa. Chwycił się za obolałą głowę. Pamiętał, że dał się zaskoczyć, podejść jak jakiś nowicjusz.
-Napadnięto mnie. – Wstając obmacał swoje kieszenie. – Zabrali Formułę. Musieli wiedzieć o zleceniu. Może twoja wtyka w rezydencji wie coś więcej. – Zmrużył podejrzliwie oczy, gdy wypowiadał ostatnie zdanie.
Basso westchnął ciężko.
-A więc rozmawiałeś z Maggie? Uznałem, że przyda ci się wsparcie. To chyba nie problem?
Garret splunął, wyrażając swoje niezadowolenie.
- Pracuję sam. Myślałem, że jesteś profesjonalistą. Jeśli nie ufasz moim umiejętnością, nasza współpraca dobiega końca.
- Nie obrażaj się, proszę. Wysoko cenię sobie twoje umiejętności. Chciałem ci tylko ułatwić zadanie, ale skoro tak stawiasz sprawę to przepraszam i obiecuję, że się to już więcej nie powtórzy.
- Mam taką nadzieję. – Złodziej spojrzał w rozgwieżdżone niebo. – Noc się jeszcze nie skończyła, chyba złożę wizytę naszej wspólnej znajomej.
Gdy dotarł do rezydencji, za pomocą linki z hakiem połączoną z wyciągarką dostał się do posiadłości. Nie chcąc zwracać na siebie większej uwagi, postanowił dostać się do domostwa tą samą drogą którą wyszedł – sypialnię Verminusa. Wspiął się po rynnie z wprawą cyrkowego akrobaty, gdy usłyszał rozmowę dochodzącą z komnaty.
- Gdzie jest Formuła, Młotodzierżko. Odpowiadaj w imię Szachraja!
Garret ostrożnie wejrzał do sypialni. Tęgi, łysy oprych stał nad Maggie, która leżała na podłodze w kałuży krwi. Twarz miała posiniaczoną od uderzeń, a ręce związane z tyłu.
Dziewczyna splunęła krwią na buty oprycha.
- Nic ci nie powiem George. Zakon pomści moją śmierć.
Poganin wziął duży zamach by zadać kolejny cios, gdy do sypialni wparował Matt.
- Panie, udało mi się odzyskać Formułę – krzyknął zdyszany, wyciągając zwitek papieru.
Wyznawca Szachraja uśmiechnął się szyderczo do Maggie.
- Jednak wyszło na moje, a ty zginiesz. Zabrać ją do ołtarza. Złożymy ją w ofierze Roślinnemu Panu.
Garret uznał, że najwyższy czas coś zrobić. Wyjął specjalną strzałę z pojemnikiem z tajemniczą substancją umieszczonym w miejscu, w którym powinien być grot. Naciągnął powoli łuk, tak by nie wydać żadnego dźwięku, poczym puścił cięciwę. Łuk jęknął z cicha i strzała poszybowała w kierunku lampy naściennej – jedynego źródła światła w pokoju. W sypialni zapadł nieprzenikniony mrok. Złodziej wślizgnął się do sypialni, wyjął specjalną pałkę ogłuszającą i zadał szybko cios w głowę tęgiemu drągalowi, poczym doskoczył do Matta i ogłuszył także jego. Cała sytuacja trwała nie dłużej niż mrugnięcie oka. Garret ponownie zapalił lampę. Rozwiązał Maggie i posadził ją na łóżku.
- Dziękuję za ratunek, Mistrzu. Ten tutaj – wskazała George’a. – jest wyznawcą Szachraja. Lord Verminus przechowywał dla niego Formułę. Tak się złożyło, że przyszedł ją dzisiaj odebrać. Gdy odkrył, że Verminus nie żyje wpadł w szał i zaczął mnie torturować. Matt, ten służalczy szczur, musiał widzieć jak wymykasz się z rezydencji i chciał się przypodobać George’owi. Pewnie myślał, że poganin będzie następnym panem rezydencji.
- A więc to on mnie ogłuszył. - Garret podszedł do leżącego na podłodze Matta i wyjął Perfekcyjną Formułę z jego dłoni.
- Zawsze do usług – uśmiechnął się szelmowsko do dziewczyny. – Mniemam, że dasz sobie radę z tym bałaganem?
Maggie skinęła głową.
- A zatem do zobaczenia. – Złodziej ukłonił się jak dworak, po czym wyskoczył przez okno. Zlecenie wykonane, pomyślał. Czas wrócić do Bassa.
Noc jest sprzymierzeńcem złodziei
Obudził go kolejny kopniak w brzuch, po bólu pulsującym na całe ciało, Garrett był pewien że nie było to pierwsze kopnięcie. Delikatnie obrócił się w stronę oprawcy. Znał go, był nim Steve.
- O, nasz dyskretny koleżka wreszcie się obudził. – Steve spojrzał na postać stojącą obok niego - Matt, podnieś go.
Matt wykonał pośpiesznie polecenie. Garrett mimo całego fizycznego bólu, nie mógł zdzierżyć jednej rzeczy i nie tyle była to sytuacja w jakiej aktualnie się znajdował, ale to że dał się zajść, stracił czujność, nie przewidział prawdziwych zamiarów Maggie. Minie wiele czasu zanim Garrett wybaczy sobie taki błąd. Przynajmniej los dostarczył mu dwie ofiary, by wyładować na nich swój gniew. Gdy Matt podnosił Garretta, ten nie protestował. Czemu nie skorzystać z pomocy - pomyślał Garrett.
- Doigrałeś się śmieciu, najpierw mnie okradasz a potem walisz pałką przez łeb – powiedział podekscytowanym głosem Steve. - Trzymaj go mocno Matt.
Garrett tylko czekał, by wykorzystać furię jaka zebrała się w przeciwniku. W ostatnim momencie uchylił się przed pięścią Steve’a. Matt nie stanowił już problemu, jego bezwładne ciało osunęło się na ziemię. Garrett błyskawicznie dopadł Steve’a i szybkim ruchem przyłożył mu wytrych do gardła.
- Kto mnie tu zostawił? – zapytał ostro. Chciał mieć pewność co do swoich przypuszczeń.
- Maggie, to była Maggie – wydyszał przestraszony strażnik.
- Dziękuję - odpowiedział uprzejmie Garrett i dał upust swojej złości. Powalił Steve’a na ziemię i jednym potężnym ciosem złamał mu nos.
Gdzie mój łuk i pałka, gdzie mój sprzęt - pomyślał Garrett. Nie za długo się nad tym zastanawiał, grupa strażników miejskich kierowała się właśnie w jego stronę.
- Bez ekwipunku równie dobrze mogę się poddać – powiedział sam do siebie.
Strażnicy otoczyli Garretta.
- Piękny mamy dziś dzień – uśmiechnął się zawadiacko do osobnika który dowodził kompanią.
- Skuć go, natychmiast - dowódca wydał rozkaz. – Co z tą dwójką? – zapytał jednego ze swoich podwładnych.
Steve trzymał dłoń na nosie w taki sposób jakby bał się że zaraz odpadnie, natomiast Matt nadal pozostawał nieprzytomny.
- Zabił Verminusa, staraliśmy się go zatrzymać – wydyszał Steve i wypluł trochę krwi która spływała z nosa do jego ust.
- Chcesz powiedzieć że Verimnus nie żyje, a ten o to osobnik za to odpowiada? – zapytał dowódca, wskazując na Garretta.
- Tak, na dodatek okradł mnie i pobił, żądam by go aresztowano – jego głos stał się prawie piskliwy, jak u jakiegoś nieokrzesanego młodzieńca.
Garrett wiedział jakim typem człowieka jest dowódca. Był świadom że żądanie skierowane w jego kierunku nie odniesie skutku a tylko pogorszy sytuację. Garrett nie mógł powstrzymać się od komentarza.
- Ale z ciebie skończony głupiec, Steve – wypowiedział, uśmiechając się pod nosem.
Dowódca nie zwrócił uwagi na złośliwość Garretta.
- Skuć mi też tego tu, wygląda podejrzanie, a tamtego obudzić i przesłuchać – całe zainteresowanie dowódcy znikło w mgnieniu oka, nie zwracał żadnej uwagi na protesty Steve’a.
Gdy strażnik miejski zakładał kajdanki na ręce Garretta, Garrett nie omieszkał ułożyć wygodnie w dłoni, ukrytego w mankiecie wytrychu.
Garret dość szybko odzyskał przytomność, widocznie uderzenie nie było aż tak mocne jak mogłoby się wydawać. Pulsujący ból dobiegający z potylicy nie przeszkodził mu w wyczuciu tak charakterystycznego zapachu jakim były róże kojarzące się z jedną osobą - Maggie! Złodziej oparł się o ścianę i zaczął się zastanawiać dlaczego to miała być ona - jednak po chwili ujrzał Bassa, który rozpaczliwie biegł w jego stronę.
- Garret! Mamy problem! - powiedział z trudem zmęczony biegiem Bass
- Co ty nie powiesz.. Właśnie pewna osoba okradła złodzieja.. Wyobrażasz to sobie? - odparł pełen zażenowania Garret - Nie musisz się o nic martwić, wiem kto to zrobił. Twoja znajoma Maggie.
- Pieprzyć te formułę! Zapłacę Ci dziesięc razy więcej tylko zabij te suke! - krzyczał zdesperowany Bass - Jeżeli nas zdradzi to będzie po nas!
- Trochę to nie w moim stylu - uśmiechnął się Garret - Będę u Ciebie jutro.
Garret puścił się biegiem i po kilkunastu minutach stał już na murze posiadłości, która niedawno zmieniła swego właściciela. Posiadłości strzegło nagle sześciu strażników co oznaczało, że wiedzieli o jego nadejściu. Jeżeli Maggie wypuściła połowe swojej straży na zewnątrz to popełniła okropny błąd - ułatwiła Garretowi poruszanie się wewnątrz budnynku.
Jake razem ze swym towarzyszem przechadzali się po ogrodzie i najwyraźniej nie byli świadomi, że czas ich życia wkrótce dobiegnie końca. Garret czekał przy drzewie z naciągnietą strzałą, która po sekundzie trafiła Jake’a.
Strażnicy pilnujący głównego wejścia, padli jeszcze szybciej niż poprzednia dwójka a to dopiero początek rozrywki. Ostatnia para strzegła tylnego wejścia, którym Garret zamierzał wejść. Prędkość strzał z jaką Garret je wypuszczał była niesamowita, po chwili było po wszystkim.
Wewnątrz domu Garret przemieszczał się z nieokreśloną swobodą, ciemność witała go na całym parterze tak samo jak nieobecność straży. Wszyscy pewnie znajdowali się na piętrze i pilnowali komnaty z Maggie.
- Chyba im się wydaję, że mogą mnie powstrzymać - zaśmiał się Garret i wbiegł po schodach prowadzących na piętro.
Piętro w porównaniu do parteru było tak oświetlone, że aż raziło w oczy. Garret jednak nie zamierzał się tym przejmować i ruszył korytarzem sprawdzając po drodze wszystkie pokoje czy nie ma w nich strażników planujących zajść go od tyłu. Niestety wszystkie były puste. Skręcając korytarzem Garret w końcu spotkał odpowiednie towarzystwo do walki wręcz. Stało przed nim czterech strażników uzbrojonych w pokaźne miecze. Łuk upadł na ziemię i Garret wyciągnął dwa długie sztylety po czym z uśmiechem na twarzy pobiegł na przeciwników. Walka, którą prezentowała czwórka była strasznie chaotyczna, nie radzili sobię z blokowaniem szybkich ciosów Garreta dlatego też po minucie z czterech przeciwników zostało dwóch. Byli chyba bliźniakami ponieważ wyglądali tak samo. Jeden z braci zaszarżował na złodzieja jednak ten był za szybki, zrobił unik i zgrabnym cięciem przejechał najpierw po żebrach strażnika a później wbił mu drugi sztylet w plecy. Drugi popełnił ten sam błąd. Blok, riposta i brat dołączył do brata. Drzwi do pokoju były uchylone. Garret wszedł i zobaczył przy oknie Maggie.
- Przepraszam, musiałam to zrobić – powiedziała z żalem.
- Nie obchodzi mnie forumuła, mam inną robotę do wykonania – syknął Garret i błyskawicznie przeskoczył odległość która ich dzieliła po czym wbił sztylet Maggie w serce i ułożył ją na podłodze.
- Czas na moje skarby.
**
Garret leżał na łóżku w swojej kryjówce i z uśmiechem na twarzy podziwiał kryształowy żyrandol.
Garret przywiązany do słupa patrzył się w oczy swojego nemezis, próbował wymyślić sposób na wydostanie się z tej beznadziejnej sytuacji. Węzeł na jego rękach był związany dość luźno. Bez problemu Garret mógł sobie z nim poradzić. Zaczął powoli rozplatać go i wtedy osoba której patrzył się w oczy odezwała się.
Otworzyłem oczy, jednak zmrużyłem je natychmiast. Ktoś świecił po mnie lampą naftową.
Rychło w czas. - rzekł Basso.
Zabierz tą lampę sprzed moich oczu!
Basso położył przedmiot na ziemi. W jego ruchach było widać nerwowość.
Mógłbyś mi wyjaśnić, co do cholery się stało? - powiedziałem trzymając się za bolącą głowę.
To pytanie powinienem skierować do Ciebie! Dałeś się podejść jak przedszkolak!
Oburzyłem się.
Widziałeś wszystko?! Nie mogłeś się pofatygować z pomocą, prawda?
I co miałem jej zrobić? Przekonać ją moją wspaniałą retoryką?
Coś zaczęło mi świtać. Maggie!
Jej? Czy to była Maggie?
Pierwsze słyszę.
Oczywiście. Oszukała go! Użyła go aby pomógł jej wyeliminować strażników i zdobyć Formułę. Poczuł wzrastający w nim gniew. Złożył dłoń w pięść.
Nie ma czasu. Zostawiłem Basso bez wyjaśnień i ruszyłem w stronę domu zamordowanego Verminusa.
Wkradłem się przez tylne okno. Słyszałem kroki. I to dużo kroków. Zdziwiłem się. Mag najprawdopodobniej zdążyła zwerbować nowych ludzi.
„Pora udać się na górę” - pomyślałem i udałem się w ich stronę.
Przy drzwiach do pokoju Maggie stali strażnicy. Było ich aż pięciu. Rzuciłem sztyletem, który wziąłem po drodze, na drugą stronę korytarza. Wbił się w ścianę.
Zak! Idź sprawdzić z Gerry'm co to było! Wy dwoje, marsz na drugą stronę sprawdzić czy czasem tam kogoś nie ma.
Dwóch strażników ruszyło w moją stronę. Schowałem się za komodą, która znajdowała się zaraz przy wejściu na schody. Byłem za plecami obu strażników. Wyciągnąłem niezawodną pałkę i obu ogłuszyłem. Złapałem ich, aby nie było huku uderzającego ciała. Chwyciłem za łuk. Nie było wyjścia – musiałem wyeliminować wszystkich trzech. Strzeliłem pierwszemu w pierś, gdy tylko się odwrócił, drugi nie zdążył się nawet połapać, że teraz jego kolej i strzała przecięła mu tętnicę.
Trzeci strażnik wyglądał na kogoś kto stawi największy opór. Tak się nie stało i z krzykiem próbował skoku z schodów. Prawdopodobnie się zabił, ale nie obchodziło mnie to.
Wyważyłem drzwi. Maggie patrzyła mi się w oczy.
To był błąd Maggie. Nie lubię jak ktoś robi mnie w konia.
Błędem było Twoje przyjścia.
Poczułem uderzenie w potylicę, upadłem na ziemię. Znowu.
Jake stał obok ubranej w kaptur Maggie.
„Trzeba było odpuścić. Ale charakteru się nie zmieni. Razem z tą formułą spłoniesz w tym oto pięknym piecu.
Przestałem słuchać, uwolniłem się. Jake zaatakował, wykręciłem mu rękę, w której trzymał sztylet. Kopnąłem go w kulejącą nogę i klingą uderzyłem go w skroń. Maggie zaczęła krzyczeć: „ Ta formuła nie może dostać się w niepowołane ręce, ona...” Padła jak rażona piorunem. Schowałem pałkę. „Pora uczyć się na błędach” - zaśmiałem się w duchu.
Po odzyskaniu formuły, wróciłem do Basso po zapłatę.
Oczywiście nie widać "pauz" przez co dialogi są brzydsze:p
Rysunek niezbyt profesjonalny, ale bez bicia mogę się przyznać, że nie umiem rysować :p Spróbowałem i wyszło jak wyszło :)
Mistrz złodziei powoli dochodził już do siebie, jednak wciąż silnie kręciło mu się w głowie. Nie wiedział gdzie jest ani jak się tu znalazł. Jakby przez mgłę dostrzegł dwie rozmazane sylwetki. Do jego uszu dochodziły tylko brzęczące dźwięki
Podnieś go.
Ale….moja noga.
Szybko, chyba nie sądzisz, że ja to za ciebie zrobię.
Jeszcze poplamiłabym sobie ubranie, poza tym jestem damą.
Teraz komnata rozświetlona blaskiem gazowych lamp odkrywała tajemnice izby Verminusa. Długa na 300 stóp i wypełniona kosztownościami co pretendowało posiadłość do najwspanialszych w Mieście obok rezydencji Boyle’ów. Postać siedząca na końcu długiego stołu, uniosła wzrok, na jej twarzy kreślił się grymas a czubek głowy zwieńczał kapelusz – Garrett od razu rozpoznał w nim Basso.
Basso wstał i od razu przeszedł do meritum sprawy:
- Wiem kto stoi za kradzieżą Formuły.
- Słucham.
- To Charvo Acatto.
- Kiedyś kiedy jeszcze nie znałem Ciebie Garrett, pracowałem z nim, teraz kiedy sobie przypominał to zawsze mówił o Perfekcyjnej Formulę, w kółko i w kółko, była jego obsesją. Od pewnego czasu krążyła plotka o tym, że zamierza ją wykraść. Niestety ty go ubiegłeś.
Gdzie jest jego dziupla? – zapytał złodziej.
House Tips w Starym Porcie w Dalewall.
Jedyna droga wiedzie przez sieć kanałów. Będziesz musiał uważać na strażników.
Możemy pomóc! – wykrzyknął gwałtownie Moose.
Mistrz złodziei zawsze działa w pojedynkę – skwitował Basso.
Poza tym jesteście mi potrzebni tutaj, trzeba pozbyć się ciała – dodała Lady Maggie.
Pod osłoną nocy Garrett przedostał się do kanałów.
Przeprawa okazała się nadzwyczaj łatwa. Nie spotkał żadnego strażnika, prawdopodobnie wszyscy zostali wcześniej zabici i pożarci przez wygłodniałe szczury. Spotkał jedynie kilku ludzi dotkniętych dziwną zarazą, przemykał obok by nie wznosić alarmu. Parę metrów dalej ujrzał szczura który wynurzał się z głębi. Szczur zatrzymał się, skierował wzrok ku niemu po czym zakręcił się w miejscu z piskiem i upadł, wyrzucając krew z pyszczka. W tej dzielnicy musi panoszyć się jakaś choroba – pomyślał Garrett.
Wyszedł na otwarty teren, zewsząd otoczony budynkami, nisko zawieszony księżyc oświetlał prostokątny obszar. Garrett dopadł do drzwi po lewej stronie. Dostał się do budynku, droga prowadziła jedynie w górę, przemknął susem na pierwsze piętro.
Kolejne drzwi. Otworzył. Przed nim rozlał się mrok Starego Portu.
W dzielnicy nie było żywej duszy, szybkim ruchem pokonał niezbyt wysoki murek, wykonał kolejny zwinny ruch i już znajdował się na dachu niskiego budynku. Nie tracąc czasu wyszukał dogodnego miejsca by wspiąć się wyżej, strop wyższego budynku wystawał trochę poza jego obręb. Uskoczył i wspiął się na dach. Z tej pozycji pozostało mu jedynie wślizgnąć się przez okno na poddasze.
Pokój wypełniony był mnóstwem okazów m.in. piętnem heretyka czy nakręcaną pozytywką. Oprócz tego: raki, płaszcz, wysokie buty z twardymi podeszwami. Na podłużnym blacie wystawione były fiolki z przezroczystym płynem i rozkrojony szczur. Obok leżała Formuła. Chwycił ją.
Nie wiedział jednak, że Charvo uknuł zasadzkę i tylko czekał na okazję by utkwić ostrze miecza w barku zdezorientowanego Garretta. Wyjął miecz i wbił stalowe ostrze w pierś Garretta.
Charvo chwycił futrzasty płaszcz, raki oraz założył ciężkie buty i ulotnił się przez okno.
Tak zatem kończy się panowanie i po okresie zamętu oraz śmierci poprzednika na tron wstępuje nowy prawowity władca Mistrz Złodziei a na jego cześć wzniesiono Dom Lasu.
Tłum wiwatował „niech żyje król Acatto”. A zewsząd rozbrzmiewały dźwięki rogu.
Poszedłem na łatwiznę, wiem, ale czy można inaczej zakończyć historię z tym ograniczeniem co do długości, które narzucają organizatorzy? Nie wyobrażam sobie tego inaczej.
TEKST WŁAŚCIWY:
Mężczyzna w zgniłozielonym kapturze schylił się, przechodząc przez masywne drzwi, prowadzące do niskiej komnaty. Wewnątrz panował półmrok, na niewielkim stoliku paliła się duża świeca, śmierdziało wilgocią.
— Odzyskałeś formułę? — spytał wysoki damski głos.
Mężczyzna wytężył wzrok, żeby dostrzec filigranową sylwetkę jasnowłosej.
— Tak, mam ją, pani — odrzekł.
Kiedy kobieta odwróciła twarz w jego stronę, natychmiast spuścił wzrok. Każdy by tak zrobił, każdy kto znał tę kobietę, która mimo swojej drobnej postury miała w sobie niezwykłą charyzmę. Bo Dyana była urodzoną liderką, nic więc dziwnego, że od śmierci Viktorii to ona przewodziła Poganom.
— Daj mi ją — rozkazała Dyana.
Mężczyzna oddał złożoną na pół kartkę w drobne dłonie szamanki i natychmiast wrócił na swoje miejsce.
— Dobrze się spisałeś, Arnoldzie. Wiedziałam, że można ci zaufać — dodała po chwili Dyana.
— Dziękuję, pani.
Kobieta wsunęła kartkę za obcisły gorset.
— Co z Garrettem? — spytała.
— Lena zabrała go do tego pasera — wyjaśnił Arnold.
— Hmm… Macie się go pozbyć jak najszybciej.
— Zabić?
Dyana zastanawiała się przez chwilę.
— Tak będzie najlepiej — odpowiedziała wreszcie. — Zabijcie Garretta i pozbądźcie się jego zwłok. Tylko zróbcie to przed świtem.
— Dobrze, pani.
*
— Garrett! Psss… Garrett obudź się!
Złodziej otworzył oczy i dostrzegł, że znajduje się w ciemnym, dusznym pomieszczeniu; przez wąskie okno wpadało księżycowe światło, z sufitu zwisał żelazny dzwon. Leżał na drewnianej podłodze, ręce i nogi skrępowane miał grubym sznurem.
— Garrett… — wołał go szeleszczącym głosem Basso, którego przywiązano do krzesła w rogu sali.
— Czego?
— Dzięki Bogu obudziłeś się. — Basso był wyraźnie zdenerwowany. — Słuchaj Garrett musisz uciekać i odzyskać formułę…
— Co ty pieprzysz?! — Garrett był wkurzony na pasera nie na żarty.
— To… to nie tak jak myślisz. Oni mi grozili. Musiałem im powiedzieć gdzie się spotkamy, bo… bo by mnie zabili.
— Co za oni?
— Garrett — w głosie Bassa słychać było strach — no, Poganie…
— A więc to ich sprawka?
— Tak, to Poganie na ciebie napadli i ukradli formułę. Musisz… tylko ty możesz ich powstrzymać.
— Nigdy o to nie pytam, ale powiedz mi co jest w tej formule, że tyle osób zawraca sobie nią głowę? — Złodziej skupił wzrok na okrągłej twarzy pasera.
— Ah, dobrze… — Basso zwiesił głowę. — Formuła to plan Szachraja na zniszczenie cywilizacji. Rozumiesz, gdy Poganie jej użyją z Miasta nic nie zostanie.
— Więc znowu wszystko wymknęło ci się spod kontro...
Nagle do środka wpadło dwóch drabów uzbrojonych w drewniane pałki. Wyższy z nich złapał Bassa za kubrak i pociągnął pasera za sobą.
Kiedy wyszli Garrett postanowił działać. Używając wszystkich swoich zdolności wyswobodził ręce z więzów i rozwiązał sznur krępujący jego nogi.
W chwili, gdy Garrett kończył rozmasowywanie zbolałych nadgarstków do środka weszło czterech mężczyzn. Jeden z nich, ubrany w zgniłozielony kaptur, wskazał Garretta palcem. Trzech pozostałych natychmiast rzuciło się na złodzieja, ale on nie zamierzał stać bezczynnie. Szybko jednak wyszła na jaw słabość Garrett w walce wręcz, w końcu był złodziejem, nie wojownikiem. Doszło do niego, że nie ma cienia szans z napastnikami. Podjął więc szybką decyzję — musi ratować się ucieczką. Garrett rzucił się biegiem w stronę okna.
Mistrz złodziej zbiegł po dachu, zatrzymując się tuż przed krawędzią. Dostrzegł, że dwóch napastników podjęło pościg za nim. Garrett zrozumiał, że ma tylko dwa wyjścia — oddać się w ręce Pogan albo rzucić się z dachu. Tak czy siak wybierał między śmiercią a śmiercią.
I rzucił się z dachu.
Ciężko w małej ilości znaków zakończyć taką historię, więc pozwoliłem sobie potraktować to jak otwarte zakończenie pierwszego rozdziału. Jeśli wygram, chętnie dopiszę dalsze ;)
Jest tajemnica, jest zdradliwa kobieta, jest niebezpieczeństwo i są eksplozje. Czegóż chcieć więcej? Zapraszam do lektury...
TEKST WŁAŚCIWY (2975 znaków bez spacji):
Pobudki nigdy nie należą do przyjemnych, pomijając może te rzadkie chwile, gdy Garrett budził się obok przyjemnie zaokrąglonych blondynek. Niestety, nie tym razem. Uświadomił sobie, że siedzi na krześle ze związanymi z tyłu dłońmi. Zaklął w duchu i z trudem otworzył oczy.
- Mistrzu, widzę, że pan się obudził. – rozległ się drwiący głos za plecami złodzieja. – Witam w moich skromnych progach.
Garrett rozejrzał się po pomieszczeniu. Psiamać, ależ rwał go czerep! Ten, który dał mu w łeb zadbał o to, by uciekła mu spora część doby.
Pokój, w którym się znalazł znamionował bogatą dzielnicę, w której miał czekać na pasera. Przez szparę w okiennicach widział zarys wieży zegarowej, która znajdowała się rzut beretem od miejsca spotkania. Nie mogli przebyć więcej niż kilka przecznic. Dobra, to już coś. Na próbę ruszył nadgarstkami, próbując poluzować więzy.
- To na nic, panie Garrett, lata na morzu uczą człowieka wiązać przyzwoite węzły. Proszę się nie wiercić, bo będę musiał poprawić panu pałką, a głowa chyba boli pana wystarczająco, prawda? – głos był monotonny, jakby jego właściciel był skupiony na czymś innym. Lata na morzu? Dobrze, każdy strzęp informacji się przyda. Złodziej jeszcze raz spojrzał w okno. Zamknięto okiennice, a pomieszczenie było jasno oświetlone, więc w szkle widział zarys postaci pochylonej nad stołem zastawionym alchemicznymi utensyliami. Dopiero teraz poczuł dziwną woń chemikaliów unoszącą się w powietrzu. Garrett zacisnął powieki, próbując się skupić. Po ciosie w czaszkę mózg nie funkcjonował jak należy, a smród nie pomagał. Myśl!
- Nie zabierałbyś mnie tutaj, gdybyś chciał mnie zabić. – rzucił na próbę. - Mogłeś poderżnąć mi gardło wcześniej. Swoją drogą, gratuluję. Niewielu, którym się to udało jeszcze chodzą po Mieście.
Mężczyzna przy stole zaśmiał się szczekliwie.
- Zarówno ja i pan mamy swoje sztuczki, panie Garrett. A teraz proszę mi wybaczyć, pora wrócić do warzenia tego, co tak uparcie próbował pan zdobyć.
A więc to o to szło! Alchemik korzystał z Formuły, którą złodziej wyniósł z rezydencji! Garret wsłuchał się w brzęk zlewek i patrzył na chmury dymu, które od czasu do czasu wznosiły się znad warsztatu. Coś tu było nie tak. Zapach odczynników dominował w pokoju, ale była jeszcze subtelna nuta perfum. Różanych perfum. Maggie? Cholera, ta układanka ma za dużo elementów.
Rozważania złodzieja przerwał przenikliwy syk, po którym nastąpił okrzyk i głośna eksplozja jednej z kolb na stole alchemicznym. Garrett pochylił się odruchowo, ale i tak poczuł, jak ostry kawałek szkła wbija mu się w ramię tuż przy szyi. Gdy dym opadł, w szybie zobaczył, że mężczyzna leży na ziemi. Nie było wiele czasu, zaraz zlecą się ludzie. Przechylił głowę i delikatnie, ostrożnie wyjął ustami odłamek z rany. Puściła się krew, ale nie zważał na to. Wyrzucił głowę w tył, okruch poszybował w górę i wylądował wprost w związanych dłoniach złodzieja. Uwolnienie się było kwestią sekund.
Złodziej rozejrzał się po pokoju zdemolowanym przez eksplozję. Jego niedawny pogromca leżał bez przytomności wśród odłamków szkła. Ktoś musiał majstrować przy Formule. Verminus nie byłby tak sprytny, by zabezpieczać się w ten sposób. Ktoś inny musiał pociągać za sznurki. Garrett pochylił się i ściągnął z palca alchemika sygnet. Złoty, z symbolem klepsydry i kluczy. Symbol Strażników, ale wyglądający jak zgnieciony czymś ciężkim. Renegat? Zza drzwi dobiegły odgłosy nadbiegających ludzi. Garrett nie miał czasu. Wrzucił sygnet do kieszeni i znikł za oknem. Na odpowiedzi przyjdzie czas później.
TEKST 2988: Świadomość powoli przebijała się przez zasłonę ciemności. Garrett zamrugał powiekami próbując wyostrzyć spojrzenie. Podziałało nadzwyczaj dobrze. Poczuł ból z tyłu głowy. Sięgnął dłonią w tamtą stronę. Cichy zgrzyt metalu o kamień i bezskuteczność tego ruchu uświadomiły mu że jest skrępowany. Szarpnął lekko, by sprawdzić trwałość więzów. Warknął cicho niezadowolony z rezultatów. Metal trzymał jego nadgarstki w chłodnym potrzasku. Znacznie ograniczało to możliwości ruchowe. Lekko podirytowany szarpnął się jeszcze kilka razy zmuszając zastałe mięśnie do wysiłku. Udało mu się uklęknąć i wtedy ją zobaczył. Stała naprzeciw niego zanurzona w półmroku. Było w niej coś nierealnego i dopóki nie oderwała się od muru Garett skłonny był uwierzyć w istnienie duchów bądź własną śmierć.
- Wybacz Mistrzu Złodziei chłodne przyjęcie, ale musiałam upewnić się, że wysłuchasz mojej oferty – mówiła bardzo cicho. Gdy weszła w większą plamę światła zauważył, że połowę jej twarzy zasłania biała maska.
- Kim jesteś? I co u diabla tutaj robię? – kobieta czy nie na pewno nie zasługiwała na szarmanckie traktowanie odbierając mu wolność i okradając z łupu.
- Nazywam się Lenna i przebyłam długa drogę, by zdobyć formułę. Jedyną rzecz, która może wynagrodzić mi wszystko co do tej pory przeszłam – powoli sięgnęła do twarzy i zdjęła maskę. Garrett mimowolnie wypuścił głośniej powietrze widząc paskudne blizny zdobiące niegdyś piękną twarz dziewczyny. Zauważył tez liczne podłużne zabliźnienia na jej dekolcie i ramionach.
- Nie zrozum mnie źle, nie potrzebuje twojej litości. Doceniam wysiłek włożony w zdobycie formuły. Dlatego proponuję ci adekwatną do niego zapłatę – podeszła do pobliskiego stołu i otworzyła stojącą na nim szkatułkę. Błyszczące złoto od razu Garretta pozytywniej do niej nastawiło. – Dodatkowo dorzucam coś prosząc o twoja dyskrecję – kilka woreczków spoczęło w szkatułce – i możesz zachować wszystko co wyniosłeś z tamtego domu – w jej dłoni pojawiła się Gwiazda Polarna. Chwilę wpatrywała się w nią z tęsknotą po czym delikatnie położyła ją w szkatule. – Co ty na to mości złodzieju?
Garrett musiał przyznać, kobieta potrafiła się targować. Zapłata była zdecydowanie wyższa niż pierwotnie założył. Dla niego formuła nic nie znaczyła, dla niej najwyraźniej warta była małego majątku. Przez chwilę jeszcze wahał się zastanawiając się co powie Bassowi. Jednak interes był interesem, a kłamstwa należały do jego specjalności.
- Zawsze byłem zdania że najlepsze interesy robi się z kobietami, choć zazwyczaj wtedy więzy nie są potrzebne – potrząsnął łańcuchami.
- Doskonale Mistrzu Złodziei wiedziałam, że zawsze można liczyć na twoje poczucie własnej wartości – tu spojrzała znacząco na złoto i klasnęła dwa razy w dłonie. Drzwi po przeciwległej stronie pokoju otworzyły się gwałtownie. Do pokoju weszło dwóch mężczyzn. Ich postura znacznie przewyższała posturę Garretta, dlatego bez większych sprzeciwów pozwolił im się rozkuć i odeskortować do wyjścia. Zanim Lenna oddała mu zapłatę poczuł lekki chłód bijący od jej ciała i miał okazję na chwilę spojrzeć w zimne błękitne oczy.
- Wybacz mi mistrzu ale muszę chronić swoich tajemnic – czarny materiał worka przesłonił mu świat – ale możesz być pewny, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Mężczyźni chwycili go za ramiona i wynieśli w nieokreślonym kierunku. Mimo niekomfortowej sytuacji Garrett był pewny, że dama dotrzyma danego słowa. Niedługo będzie mógł zanurzyć palce w szkatułce, by przeliczyć faktyczny zysk z tego zadania. O konsekwencjach pomyśli później.
- Nie stójcie tak! – krzyknął Basso - Mozu biegnij za nią! Tiar sprawdź co z nim!
- Nic mu nie jest. Stracił przytomność, ale jest cały – Odparł najemnik.
- To na co czekasz? Ocuć go!
Strażnik po chwili zastanowienia zrobił pierwszą rzecz jaka przyszła mu na myśl. Kopnął nieprzytomnego w brzuch. Reakcja Garretta była natychmiastowa. Chwycił Tiara za nogę którą oberwał i powalił go na ziemie. Szykując się do zadania ciosu zauważył stojącego obok przyjaciela.
- Garrett! Uspokój się on jest z nami! – Krzyknął pośpiesznie Paser.
- Kobieta, gdzie jest? – syknął przez zaciśnięte zęby Garrett.
- Tam pobiegła – pośpiesznie odparł Basso wskazując kierunek – Posłałem za nią mojego człowieka, powinien ją dorwać.
Garrett bez słowa zerwał się do biegu. Ruszył we wskazanym kierunku nie zwracając uwagi na krzyki dobiegające za jego pleców.
Ciemne ulice Miasta były jego domem. Znał doskonale wszystkie zaułki, przejścia i skróty. Wiedział, że napastnik może biec tylko w jednym kierunku. Nie rozglądając się, gnał przed siebie zdając się wyłącznie na swój instynkt. Skręcając w kolejną ulicę o mało nie potknął się o leżącego strażnika Bossa. Mozu leżał oparty mur posiadłości wzdłuż, której biegł złodziej. Ręką ściskał gardło, między palcami płynęła szkarłatna ciecz. Jedno spojrzenie w oczy mówiło wszystko, umierał. Ostatkiem sił zdołał podnieść rękę wskazując kierunek.
Gerrett zrozumiał gest. Wiedział, że nie jest w stanie mu pomóc. Skinął głową w podzięce i ruszył w wskazanym kierunku.
Postanowił zaryzykować. Zwinnie przeskoczył przez mur i skierował się na wschód. Był świadom, że pewnie zwróci uwagę strażników pilnujących posiadłości, lecz jeśli chciał ją dorwać musiał skrócić drogę. Dzięki adrenalinie nie czuł zmęczenia, ani bólu. Biegł ile sił nie zważając na to by pozostać w mroku, gdzie byłby bezpieczny. Gdy dobiegł do drugiego końca posiadłości, wyczuł, że ktoś stoi po drugiej stronie ogrodzenia. Wykorzystując pęd odbił się od rzeźby stojącej przy murze, i przeskoczył go lądując na kobiecie odzianej w czerwień.
Przeturlali się na ulice, zaczęła się szamotanina. Kobieta wyciągnęła wciąż zakrwawione ostrze, chcąc nim dźgnąć Garretta. Był jednak na to przygotowany . Chwycił jej nadgarstek, i wykręcił w bolesnej dźwigni . Nocną ciszę przeszył krzyk bólu, oraz brzdęk upadającego ostrza.
- Maggie? - wysapał zaskoczony Garrett – Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego teraz, a nie w rezydencji?
- Jesteś naiwny jak na Mistrza Złodziei Garrett – odparła Maggie z drwiącym uśmiechem na twarzy – Zaskoczyłeś mnie! Gdy się pojawiłeś musiałam improwizować. Pomyślałam aby wrobić cię w morderstwo, ale Szachraj ma ciekawsze plany względem ciebie niż szafot.
- A więc, ty też? W takim razie dlaczego zabiłaś Verminusa? Przecież on też był wyznawcą Szachraja.
- Był opieszały. Wiesz co zwiera ta formuła? Jest to opis części rytuału, który umożliwi powrót Boga do naszego świata w ludzkiej formie. Lord był głupcem, ciągle kazał nam czekać. Uznaliśmy, że stracił wiarę. Wraz z resztą zakonu postanowiliśmy usunąć go i zrobić to co nam przeznaczone.
W tym momencie korzystając z nieuwagi Garretta, zaatakowała. Uderzyła kolanem w podbrzusze swego przeciwnika. Dzięki temu oswobodziła rękę, którą podniosła upuszczony sztylet. Garrett w ostatniej chwili uniknął desperackiego pchnięcia, i wyprowadził cios w krtań kobiety. To wystarczyło, Maggie straciła na chwile oddech. Drugi cios pozbawił ją przytomności. Kątem oka Garrett zauważył nadbiegających strażników miejskich. Nie tracąc czasu odnalazł formułę, i usunął się w cień.
Ocucił go łupiący ból głowy. Gdy wreszcie udało mu się zogniskować wzrok, tuż przed swoim nosem dostrzegł kostkę bruku, pod dłonią poczuł mokrą maź, a w nozdrza uderzył fetor, pochodzenia którego wolał się nie domyślać. Niemrawo poruszył się, a kudłate coś, co jeszcze przed chwilą obwąchiwało jego łydki, uciekło z piskiem.
Ostrożnie podnosząc się do pozycji siedzącej potrząsnął głową, by usunąć sprzed oczu resztki mgły i zaklął siarczyście, gdy w głowie nagle wybuchły fajerwerki. A wraz z nimi powróciło wspomnienie. Basso. Formuła. Cień.
Zaklął jeszcze raz, sprawdzając jedną z wewnętrznych kieszeni doskonale wiedząc, że tego, czego szuka, już dawno tam nie będzie. Idiota! Dobrze, że przynajmniej ten, kto go zaatakował, okazał się mieć miękkie serce, bo Garrett jedynie dostał po głowie, zamiast sztyletem pod żebro. Pewnie ze względu na sentyment i delikatność kobiecej natury, bo też nie mógł to być nikt inny, niż Maggie. Bo też tylko ona wiedziała, gdzie będzie się znajdował i co miał schowanego za pazuchą.
Wokół wciąż było ciemno, a z gospody dochodził codzienny gwar, więc albo przeleżał pod ścianą całą dobę i nikt go nie zauważył albo Garrett był nieprzytomny krócej, niż myślał. Z zamiarem sprawdzenia, czy Basso wciąż jeszcze na niego czekał, wszedł do gospody.
Wnętrze przypominało bardziej pijacką melinę, oświetlaną jedynie ogniem w dużym kominku i świeczkami na stołach, niż elegancką gospodę, która bardziej by pasowała do charakteru bogatej dzielnicy. Atmosferę dodatkowo zagęszczał duszący dym palonego zielska, znacznie na wyrost zwanego tytoniem, snujący się pod powałą i układający się w malownicze wstęgi.
Dostrzegł znajomą postać w dalszym końcu sali, przy stole dogodnie ustawionym blisko tylnego wyjścia. Widać Basso nie marnował czasu, bo na bok zostały odsunięte puste już talerze i dwa kufle.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz - gwałtownie podniósł głowę znad zapalanej właśnie fajki, ale zaraz rozluźnił się - Mówiłem, że to banalna robota. Formułę, jak mniemam, masz?
- Miałem - Garrett z ulgą klapnął na krzesło, mimowolnie sięgając ręką do potylicy, gdzie zdążył wykwinąć imponujących rozmiarów guz - Ale nasza wspólna znajoma postanowiła sama dokończyć zlecenie.
Basso całkowicie skupił się na fajce, starannie unikając wzroku przyjaciela. Garrett pochylił się nad blatem i splótł palce.
- Dlaczego nie wspomniałeś, że będę miał towarzystwo?
- Bo byś nie wziął roboty - wreszcie zniecierpliwiony odłożył fajkę - Słuchaj, to nie było takie proste. Klient miał bardzo specyficzne wymagania co do tego, kto powinien wykonać zlecenie. A przy okazji wspomniał, że mają tam już swojego człowieka, który potrzebował trochę pomocy. Poza tym, zdrowa rywalizacja jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
- Kto jest klientem? I co to w ogóle za Formuła?
- Młoty - na zdziwione spojrzenie Garretta wzruszył ramionami - Wiem, gdybym tego nie widział na własne oczy też bym nie uwierzył. Formuła ma być jakimś świętym tekstem, coś o zmartwychwstaniu ciał. Ale klnę się na grób matki, nie wiedziałem, że siostrą Maggie była Leanne!
Garrett gwałtownie wyprostował się na krześle, gdy wszystkie klocki układanki wskoczyły na swoje miejsce.
- Była żona lorda? Rzekomo złożona w ofierze Szachrajowi?
Zrozumienie spłynęło na Basso w tym samym momencie, w którym Garrett się roześmiał.
- Zaraz, nie mówisz chyba, że będzie chciała wskrzesić siostrę?
Złodziej wzruszył ramionami, wstając z krzesła.
- Chyba nie mam co liczyć na zapłatę, co?
- Ale co z Maggie? Co mam powiedzieć Młotom?
- To ich człowiek. Niech sami się o to martwią.
Garretta obudził paskudny odór. Zauważywszy bezdomnego zerwał się na nogi, złapał pośpiesznie za kieszenie i spostrzegł, że nie ma Formuły i Gwiazdy Polarnej, pieniędzy jednak nikt nie tknął. Rzucił więc bezdomnemu parę złotych monet.
- Dostaniesz więcej jak powiesz, kto mnie okradł – podrzucił mieszek pełen złota.
- Czyż można okraść złodzieja, Mistrzu Złodzieju? – wyszczerzył ubytki bezdomny.
- Konkrety. Chcesz złota, czy nie? – zniecierpliwił się.
- Kobitka, Mistrzu Złodzieju. Blondynka, szczupła, z dużymi cycuszkami – zaśmiał się perwersyjnie. – W czarnej sukni i czerwonym gorsecie ukrytym pod ciemnym płaszczem z kapturem.
- To mi wystarczy. Trzymaj. - Garrett rzucił bezdomnemu prawie pustą sakiewkę. – Zasłużyłeś.
Wspinając się po pozostawionej przy poprzedniej wizycie w posiadłości linie, zastanawiał się, co powodowało Magie; musiał jednak odłożyć rozważania na później - przedostał się na drugą stronę muru ogradzającego posiadłość. Strażnicy widocznie nauczyli się na swoich błędach - koło okienka, którym ostatnio dostał się do piwnicy, kręcił się strażnik. Chowając się za drzewem, Garrett złapał mały kamyczek i rzucił nim w mur, odwracając na chwilę uwagę strażnika. Ten, kuśtykając, udał się sprawdzić źródło dźwięku. „Klasyka, a działa. Po co coś zmieniać, skoro działa?” – pomyślał Garrett, wchodząc do piwnicy. Przemknął niczym cień do masywnych białych drzwi (po drodze wymyślając kilka sposobów, jak jednak ukraść ten żyrandol) za którymi, jak pamiętał, kryły się schody oraz droga do komnaty Maggie; te tym razem były jednak zamknięte, a złote zdobienia zniknęły. Widocznie ktoś wykorzystał okazję. Wyjął więc wytrych i kilkoma sprawnymi ruchami zaoszczędził sobie trudu szukania alternatywnej drogi; minąwszy kolejną przeszkodę udał się bezpośrednio do Maggie.
Nieoczekiwanie zastał ją siedzącą przed sekretarzykiem i czeszącą włosy. Dostrzegła jego cień w lustrze, odwróciła się i niemal nadziała na ostrze sztyletu, wycelowanego w jej krtań.
- Mistrzu Złodzieju? Co robisz? – spytała zaskoczona.
- Odbieram, co moje. Poproszę Formułę i Gwiazdę Polarną – rzucił spokojnie.
- Mistrzu Złodzieju, zadziwiasz mnie. – Sięgnęła do sekretarzyka wyjmując skradziony naszyjnik. – Zadać sobie tyle trudu dla zwykłego zadania. Przecież willa mogła być doskonale strzeżona po twoim zabójstwie na Verminusie.
- O ile dobrze pamiętam, to ty go otrułaś.
- Nieoficjalnie. Oficjalnie zabójcą jesteś ty – powiedziała, zawieszając naszyjnik na ostrzu.
- Zapomniałaś o Formule – zauważył.
- Nie zapomniałam. To ja zleciłam jej kradzież, więc oszczędzę Ci kłopotu i zachowam ją.
- Nie rozumiem.
- Jak wspomniałam przy naszym pierwszym spotkaniu, planowałam to od dawna. Verminus musiał zginąć, a ja miałam zostać bez podejrzenia. Formuła to jego testament, który po kradzieży podmieniłam na swoją wersję, a oryginał zniszczyłam. Kupiłam twoje usługi, wpłacając zaliczkę w postaci informacji o posiadłości - pozostałe 500 sztuk złota miałeś dostać po wykonaniu zadania. Niestety, ta świnia Steve spostrzegł się, że za truciznę dostał o 500 za mało. Straciłam więc możliwość spłacenia cię. Na moje szczęście - ogłuszyłeś Steve’a w moim pokoju, na moje nieszczęście - wcześniej go okradłeś, więc znów zmiana planów. Na miejsce transakcji przybyłam chwilę przed tobą. Zabrałam co moje i uciekłam.
- Czemu zostawiłaś pieniądze? – zdziwił się Złodziej.
- Należała Ci się zapłata za dobrze wykonane zlecenie. – zachichotała. - Poza tym, polubiłam Cię.
- Bober miał rację. Faktycznie dziarska z ciebie dziewucha.
Niech to.
Wyrobiłam się w limicie - co do tego nie było problemu. Problemem okazuje się pokonanie własnego stylu! Pracowałam nad nim od wielu lat i nie potrafię pisać inaczej, w inny sposób.
To było doskonałe ćwiczenie :)
Jeszcze tylko ostatnie zdjęcia porobić i mogę wrzucać ;)
A to tak na zaostrzenie apetytu na zdjęcia:
[link]
Tylko to niewyraźne, bo wyraźne zostawię już do opowiadania :3
(nawet nie wiecie, jak niewygodnie się siedzi w sukni, w zwykłym siodle... i jak ciężko zmusić konia, żeby stał nieruchomo!)
No nie wierzę. Sądziłam, że ma to być minimum 3000 słów, a nie znaków. Napisałam na trochę ponad 1,5 tysiąca słów i doczytuję, że chodziło o znaki. Wyobraźcie sobie mój wyraz twarzy. Nie potrafię ograniczyć teraz moich 10 000 znaków do 3000...
@KrwawyYaevinn, jeden z moich wykładowców kiedyś stwierdził, że ograniczanie się w treści jest bardzo trudne dla młodych pisarzy, ale zarazem bardzo ważne. Moim zdaniem przede wszystkim trzeba wyrzucić zbędne opisy otoczenia i różnych małych, niewiele znaczących na chwilę obecną przedmiotów.
Nie martw nic. Da radę.
Jedna strona to około pół godzinki pisania, jak już masz pomysł i fabułę.
Do roboty i powodzenia! :)
Własnie najtrudniejsze było zmieścić się w limicie i stworzyć coś sensownego. Utrzymanie jednolitej narracji z takim wypadku jest chyba najtrudniejsze. Gdyby dali nawet 3 strony A4 to już całe zadanie byłoby zbyt proste.
Do której można dziś wysyłać prace? Do północy?
Przevix - to już zależy od Ciebie, nie ma tutaj żadnych ograniczeń czy zaleceń.
@mycha734 - dzięki za szybką reakcję ;-)
Kiedy Garrett odzyskał przytomność padał deszcz, a dookoła nie było już nikogo, jednak złodziej miał ciągle przed oczami postać, która ukradła mu Formułę – postać kobiety... „Maggie” pomyślał i natychmiast wstał z ziemi. Potwornie kręciło mu się w głowie, a skroń nieznośnie pulsowała przypominając o tępym uderzeniu pałki. Wiedział jednak, że musi pokonać ból i znaleźć „niewinną osóbkę”, która tak perfidnie go wykorzystała, by potem zbiec z jego łupem. Musiał się jednak śpieszyć – Basso mógł w każdej chwili zjawić się po odbiór zamówienia.
Złodziej uważnie rozejrzał się po okolicy. Na wilgotnej od deszczu ziemi dostrzegł ledwie widoczne ślady kobiecych pantofli. Odciski były płytkie, kobieta nie mogła ważyć wiele. Czy to możliwe, by była w stanie ogłuszyć Garretta jednym ciosem? Nie, ktoś musiał jej towarzyszyć. Tylko kto? Z pewnością nie kulawy Jake – on zostawiłby wyraźny ślad w błocie. Złodziej rozejrzał się jeszcze raz po okolicy. Gdy już miał zrezygnować ze snucia domysłów i po prostu ruszyć w kierunku, w którym prowadziły ślady pantofli, zauważył pod swoimi stopami skrawek materiału. Schylił się by go podnieść. Szal był mocno pobrudzony błotem, a w ciemności nocy ciężko było dostrzec szczegóły, jednak Garrettowi wydał się dziwnie znajomy. „Basso?” spytał sam siebie. „Nie, to nie możliwe... Po co miałby kraść mi coś, co sam zlecił zdobyć?”. Gdyby okazało się, że również jemu nie można ufać... Nie chciał nawet o tym myśleć.
Deszcz padał krótko i nie zdołał zmyć śladów złodziejki. Podążając za nimi Garrett starał się nie myśleć o ewentualnej zdradzie Basso. Skupił się na odnalezieniu Maggie, odzyskaniu Perfekcyjnej Formuły i ukaraniu dziewczyny. Jednak, kiedy po godzinnym spacerze okazało się, że trop kończy się przed biurem jego pasera, nie był już tym faktem zdziwiony. Uchyliwszy ostrożnie drzwi rozejrzał się uważnie po ciemnej izbie. Nie było w niej nikogo, jednak z sąsiedniego pomieszczenia słychać było niewyraźne głosy. Garrett sunął bezszelestnie w kierunku drzwi, gdy w progu pojawił się paser.
- Witaj, przyjacielu. Czekaliśmy na Ciebie. – powiedział Basso uśmiechając się szeroko. Zza jego pleców cicho wysunęła się rozbawiona Maggie. W dłoni trzymała Formułę.
- Co to wszystko ma znaczyć? - spytał zdezorientowany Garrett. Nie rozumiał już nic. Jego paser zlecił mu zadanie, ale po cichu wysłał też dziewczynę, która najpierw pomogła mu zdobyć Formułę, a następnie ją wykradła i przyniosła Bassowi.
- To był jej pomysł! - paser zaczął się tłumaczyć, widząc zmarszczone brwi i ostre spojrzenie złodzieja - To ona chciała się zakładać! Mówiłem, że nie ma szans ukraść coś złodziejowi, ukraść coś TOBIE. Ale uparła się, machnęła sakiewką pełną monet, więc cóż miałem począć? Znasz mnie przecież, wiesz, że brzęk monet kocham bardziej niż kawał soczystej pieczeni prosto z rusztu. - Basso był znów wyraźnie rozbawiony.
- Niech cię Basso.... - Garrett w końcu zrozumiał – to była gra. Nie było żadnego zlecenia, a Perfekcyjna Formuła okazała się być... przepisem na pieczeń z dzika.
Po długich godzinach redukcji tekstu, przestawiam opowiadanie, które ma się następująco. WŁAŚCIWY TEKST:
Kiedy Garret przebudził się, stał pośrodku jakiejś komnaty, z dłoniami skutymi w kajdany, które umocowane były łańcuchami do sufitu. Przed nim natomiast stał wysoki, postawny, acz przygarbiony mężczyzna. Giacinto Orsini.
- Żałuję, że właśnie w takich okolicznościach spotykamy się... synu. - powiedział w końcu Orsini. - Jestem Twoim ojcem. Ty zaś krwią z mojej krwi, kością z kości. - dodał.
Garrett całkiem zaniemówił. Odrzucał myśl, że ten obcy, odrażający typ może być jego ojcem. Zarazem jednak, jaką mógł mieć pewność, że nim nie jet?
Jego oprawca uśmiechnął się. Z kieszeni płaszcza wyjął kolejno buteleczkę z eliksirem i kawałek pergaminu - formułę.
- Słyszałeś kiedykolwiek o Glavidach? Była to ludność, cywilizacja. Dostrzegali beznadzieję i głupotę rodzaju ludzkiego. Uważali się za ważniejszych od reszty świata, od której się odcięli. Zamieszkali na wyspie. Charakteryzował ich pewien szczególny zwyczaj. Glavidowie żenili się tylko między sobą. W ten sposób przedłużali swój doskonały ród, nie narażając czystości krwi. Żyli tak przez setki lat. Co ich zgubiło? Okazali się zbyt ciekawscy. Kilka osób opuściło wyspę, większość nie wróciła, kwiat ich cywilizacji po prostu uwiędnął. Ale pozostawili coś po sobie. Wiesz już co, prawda? - opowiedział, kończąc pytaniem.
- Formułę...
- Właśnie. Eliksir sporządzony według tej formuły umożliwia przejęcie przez jedną osobę lat życia drugiej osoby. Warunkiem jest morderstwo tego, komu chcemy odebrać lata i domieszka jego krwi w eliksirze. Tutaj pojawiasz się Ty. - dopowiedział z zadowoleniem Giacinto.
- Wciąż nie rozumiem, dlaczego wybrałeś właśnie mnie. Co sprawia, że chcesz to zrobić własnemu synowi? - zapytał.
Czy to możliwe, żeby dziecko było obojętne swemu ojcu?
- Glavidowie byli rodziną. Dlatego eliksir zadziała tylko w przypadku osób, które łączą więzy krwi. To musisz być ty. - wyjaśnił Orsini.
Starzec wyjął zza pasa sztylet i przybliżył się do syna.
- Powinieneś cieszyć się z możliwości przedłużenia życia swego ojca. - stwierdził.
Nim złodziej zdążył odpowiedzieć cokolwiek, ojciec przebił mu serce. Giacinto przystawił Garrettowi do piersi buteleczkę z napojem i kiedy nabrał odrobiny czerwonego płynu, odsunął się. Spojrzał ostatni raz na konającego mężczyznę. Kazał go rozkuć, najwyraźniej uznając to za wielkie miłosierdzie.
Napił się wreszcie i uśmiechnął złowieszczo, ale już po chwili jego wargi zacisnęły się w wąską linię. Padł na kolana, charcząc. Wyglądało to tak, jakby się dusił. Ale Garrettowi nie było dane obejrzeć tego do końca, bowiem po prostu zamknął oczy i odpłynął.
Mistrz złodziei przebudził się. Podniósł się do siadu i rozejrzał. Był w tej samej komnacie, w której -jak dotąd sądził- dopełnił żywota. Ale on żył! Rozplątał kurtkę i włożył dłoń pod koszulę. Nie czuł rany, tylko bliznę.
Natomiast obok siebie zobaczył zwłoki swego ojca. Nic z tego nie zrozumiał. Miał przejąć lata Garretta, a tymczasem sam stracił swoje? I dlaczego on sam przeżył?
Podniósł pergamin leżący u boku trupa Orsiniego i przeczytał treść formuły. Zwrócił uwagę na końcówkę.
"A ktokolwiek wypije go[eliksir] z domieszką krwi zmarłego, z którym więzy krwi go łączą i miłość rodzinna, ten zyska jego lata."
Pojął, gdzie Giacinto Orsini popełnił błąd. Spełnił on tylko jeden z wymaganych warunków. Łączyły ich bowiem więzy krwi, ale mężczyzna nigdy nie kochał Garretta. Dlatego też po wypiciu przez tego niegodziwca eliksiru, zamiast wzbogacić się o kolejne lata życia, stracił te, które mu zostały. Przeszły one na jego syna.
Kiedy Garrett ocknął się zobaczył nad sobą Basso. Na jego twarzy widać było troske i zaniepokojenie.
- Jak się czujesz? - spytał Basso
- Bywało lepiej.. - odpowiedział Garrett
- Masz formułę? - zapytał Basso
Garrett sięgnął do miejsca gdzie schował formułę i zaniepokoił się, ponieważ jej nie znalazł.
Zaczął razem z Basso zastanawiać się kto mógł ją mu odebrać.
- Wydawało mi się że widziałem kobiete.., Basso musze wiedzieć dokładnie co to była za formuła- powiedział Garrett
- Cóż zawierała rytuał przywołania Szachraja - rzekł Basso
- Szachraj.. skoro Verminus był jego wyznawcą to ktoś z jego otoczenia mógł być także jednym z pogan, może wykradł mi ją ten mizerny strażnik? Chyba że Maggie? Nie to by nie miało sensu -
W miare tych rozważań twarz Basso zaczeła przybierać zaskakujący wyraz. Garrett z niedowierzaniem patrzył na kompana, aż ten wybuchnął niepochamowanym śmiechem.
- I co cię tak śmieszy? Będziemy musieli odzyskać formułę a w dalszym ciągu nie wiemy kto ją wykradł - powiedział Garrett
Na to Basso opowiedział mu co się stało.
- Kiedy szedłem uliczką na spotkanie i byłem już blisko ciebie zauważyłem spadającą dachówke lecacą w strone twojej zamyślonej osoby, spadła ona prosto na twoją głowe i własnie przez to straciłeś przytomność. Nikt cię nie napadł nie było żadnej kobiety, chyba po prostu za dużo o jakiejś myślisz. Tak czy inaczej wpadłem na pomysł że grzechem było by nie wykorzystać takiej sytuacji na zażartowanie z króla złodzieji -
- Basso...! - powiedział Garrett zaciskając zęby
- Oczywiście najpierw upewniłem się że żyjesz a znając twardość twojego czerepu wiedziałem że po za bólem głowy nic ci nie będzie, wziąłem formułe i cię ocuciłem pózniej wystarczyło poczekać na dalszy rozwój wydarzeń. A było to bardzo śmieszne, że wielki niepokonany złodziej wszech czasów został pokonany przez zbieg okoliczności, załatwiła go zwykła dachówka strącona przez kota którego wcześniej pogonił - naśmiewał się Basso
-Wolałbym nie przeżywać już więcej takich sytuacji -powiedział Garrett kwaśno się uśmiechając
- A co do zapłaty.... - wtrącił Basso
- Jesteśmy kwita o ile zakończenie tej historii zostanie miedzy nami - odparł Garrett oddalając się od niego.
Cóż, ciężko jest pisać z limitem i ciężko porzucić własny wypracowany latami styl, ale cóż... Inne rzeczy ludzie robią dla pieniędzy, a ja - dla przyjemności. Przyjemnego czytania.
Garrett z trudem otworzył oczy. Padało, ktoś mówił.
- Znowu delirka? - zapytał sam siebie.
- Tym razem nie - padła odpowiedź. Złodziej zerwał się na nogi.
- Nie radzę, porządnie oberwałeś - powiedział spokojnie człowiek siedzący pod ścianą.
– Basso! Nie zachodź mnie tak więcej – wysyczał Garrett trzymając się za bolący kark.
– Masz szczęście, ten, który cię ogłuszył nie był profesjonalistą – kontynuował siedzący – właśnie opowiadałem ci jak sprzedałem ten świecznik, co… Nieważne, daj Formułę.
– Nie mam. Myślisz, że czemu leżałem ogłuszony w kałuży?
Opowiedział paserowi całą historię o Verminusie, o Maggie, o zabójstwie. Wszystko, co przeżył tej nocy. Basso starał się nie denerwować.
– Więc chcesz mi powiedzieć, że otrułeś Lorda, ukradłeś formułę i ktoś ci ją po prostu zabrał!? Przecież jesteś mistrzem!
– Rozumiem cię, ale to przez Maggie, ona jest… te jej paznokcie…
- Przykro mi, ale nie znam jej. Wysłałem tam tylko ciebie.
Te dwa zdania wystarczyły, by zniszczyć świat złodzieja. Kim ona jest? Skąd go zna? Po chwili zrozumiał. Nie zna. Żadnego z nich. Musiała zobaczyć, co zrobił strażnikom. Paznokcie. Zaczął przyglądać się brukowi. Musiał głupio wyglądać, ale znalazł. Znalazł to. Malutki czerwony ślad, odprysk. Nie krew, lakier. Złapał oparty o ścianę łuk, strzały i pobiegł. Pognał najszybciej jak umiał. Wciąż szybko. W kilka minut dotarł do willi Lorda Verminusa. Właściwie, to do willi Maggie. Jednym susem pokonał mur, strzelił do strażnika czarną strzałą i już wspinał się po białej ścianie budynku. Pazury jednak są bardzo przydatne. Wśliznął się bezgłośnie oknem do byłej sypialni Lorda. Przylgnął do zacienionej ściany i zastygł w bezruchu. Nie musiał czekać długo. Chwilę później blondynka weszła do pokoju. Chciał od razu się na nią rzucić, ale jakaś tajemnicza siła powstrzymała go. Choć równie dobrze tajemniczą siłą mogła być sylwetka po drugiej stronie pokoju. Przeciwnik był szybszy. Podbiegł cicho do oszustki… i puknął ją lekko w ramię. Podskoczyła.
- Daj Formułę i więcej mnie nie zobaczysz, przysięgam. – powiedział szorstki, męski głos.
Szybkim ruchem dłoni kobieta wyciągnęła zza gorsetu złożoną kartkę, po czym podała ją tajemniczej postaci.
– I to ma być mistrz? – prychnęła – Obrobiłabym go w biały dzień, ze związanymi rękami.
Garrett poczuł się urażony, ale siedział cicho. Nawet zamyślił się na chwilę. Zbyt długą. Prawie nie zauważył, kiedy Cień przeleciał przez okno obok. Mistrz wystrzelił więc szybko strzałę z wodą i wyskoczył za nim, pozostawiając Maggie samą w ciemnym pomieszczeniu. Nieznajomy zdecydował się na bieg dołem. Bezszelestnie sfrunął na gzyms, opadł na stertę skrzynek, przewrócił się i rąbnął plecami na bruk. „Amator” pomyślał Garrett, który jednak chcąc pozostać niezauważony, musiał biec dachami. Przeciwnik szybko wstał, otrzepał się i puścił biegiem na południe. Mistrz podążył za nim. Po minięciu plątaniny uliczek oraz paru dużych dziur między dachami Cień zatrzymał się. Ktoś do niego podszedł. Paser o imieniu Basso. Chwilę przekomarzali się, gruby zapłacił, nieznajomy zniknął. Basso odwrócił się i spokojnie poszedł do siebie. Garrett wypuścił strzałę z liną, chwilę później szedł za paserem. Jeden mocny cios pałką wystarczył, by powalić grubasa. Zręcznie odciął sakiewkę z Formułą oraz drugą z kluczem. Wiedział, gdzie mieszka zdrajca. Widział też, ile „ciekawych” rzeczy ma w domu.
Ostatnim, co Basso zapamiętał był szept: „Cokolwiek masz, jest już moje.”
-Wstawaj złodzieju.
Garrett obudził się związany w jakimś ciemnym pomieszczeniu.Nie widział, do czego jest przywiązany ,gdzie są drzwi albo jakiekolwiek możliwe wyjście, ale widział jedno.Twarz osoby, która go złapała,osoby, której Garrett w ogóle się nie spodziewał.
-Prosiak?-Zapytał z zaskoczeniem Garrett
-Zgadłeś bystrzacho.Co,nie myślałeś, że to mogłem być ja,prawda?Nikt się tego nie spodziewał.Kto w końcu podejrzewałby takiego głupka jak ja.-Na twarzy prosiaka widać było paskudny uśmieszek.
-Wychodziłem cało już z gorszych opresji -odezwał się Garrett- I obiecuję ci prosiak,jak już się stąd uwolnię zrobię z ciebie pieczeń-Po głosie Garretta słychać było że nie żartuje.
Prosiak dalej był pewny siebie-Tyle że ty nie uciekniesz.Kiedy ja wyjdę sprzedać formułę,wejdzie tutaj dwóch moich ludzi.A co będzie dalej chyba wiesz.
-Tak wiem.Mam nadzieję, że zapłaciłeś im z góry.
-Na twoim miejscu nie byłbym taki pewny siebie.Ale to już nie mój problem.Do widzenia złodzieju,na mnie czeka klient.-To mówiąc prosiak wyszedł z pomieszczenia, w którym się znajdowali.Przez otwarte drzwi w końcu dostało się trochę światła.Garrett zaczął się rozglądać i doszedł do wniosku, że znajduje się w piwnicy posiadłości Verminusa.Garret zauważył jeszcze jedną rzecz.Prosiak nie przeszukał go dokładnie i nie zabrał mu schowane noża.
-Prosiak popełnił karygodny błąd.-Pomyślał Garrett-Chyba jego głupota jednak nie była udawana.
Jak powiedział prosiak do piwnicy weszło dwóch strażników.Teraz trzeba się tylko z nimi rozprawić,znaleźć prosiaka,odzyskać formułę i dotrzymać słowa
Garretta obudziły promienie wschodzącego słońca, nieśmiało wyłaniającego się spomiędzy wysokich, bogato zdobionych budynków. Czuł pulsujący ból z tyłu głowy. Kurczowo sięgnął do paska, za którym powinna znajdować się Perfekcyjna Formuła. Mimo, iż wiedział, że nic tam już nie ma, poczuł zawód. Stracił owoc kilkugodzinnej pracy, a na dodatek nie posiadał żadnych wskazówek dotyczących tożsamości złodzieja. Nieznacznie poprawiło mu humor, że inne skradzione skarby wciąż miał przy sobie. Wyraźnie dowodziło to, że celem rabusia była wyłącznie formuła.
Wstał powoli, pomagając sobie rękami, aby nie stracić równowagi. Kiedy w końcu oprzytomniał, spojrzał raz jeszcze na miejsce, w którym leżał przez ostatnie kilka godzin. Zaczął szukać poszlak, mogących powiedzieć mu cokolwiek na temat napastnika.
Wczesna poranna godzina jasno wskazywała na to, że nikt jeszcze nie przechodził tędy od czasu zdarzenia. Mieszkańcy bogatej dzielnicy Miasta prawdopodobnie wciąż byli w łóżkach. Garrett przykucnął z nadzieją na znalezienie czegoś pomocnego w śledztwie. Lekko muskając dłonią kostkę brukową, szukał najmniejszych nawet szczegółów. Szedł od punktu jego kilkugodzinnego spoczynku, powoli przesuwając się w stronę, od której został zaatakowany, aż do rozwidlenia ulicy. Kiedy skończył bezowocnie, sfrustrowany powtórzył tę trasę raz jeszcze, tym razem jednak szybciej i bardziej nerwowo. W pewnym momencie zastygł w bezruchu. Ze spuszczoną głową obserwował swoją kamizelkę. Na skórzanym pasie zauważył czerwoną plamę. Widział ją już wcześniej, lecz myślał wówczas, że była to krew. Teraz jednak zorientował się, że mimo silnego ciosu oraz upadku, oprócz kilku siniaków i potłuczeń, nie doznał żadnej rany. Przyjrzał się więc bliżej pozornemu brudowi, identyfikując odprysk czerwonego lakieru do paznokci.
Nie miał już wątpliwości, że za napaść odpowiada Maggie. Zdenerwowany ruszył szybkim krokiem w stronę biura Bassa.
Kiedy doszedł na miejsce, zastał zamknięte drzwi. Rzadko zdarzało się żeby paser opuszczał swoje schronienie. Przez umysł Garretta przebiegło jednocześnie kilka myśli. Wahał się między czekaniem na powrót informatora a ponownym wtargnięciem do rezydencji Lorda Verminusa. Biorąc jednak pod uwagę zaistniałą sytuację, Basso był tutaj największą niewiadomą. Równie dobrze to właśnie on mógł zdradzić Jednookiego Złodzieja, mógł też być poszkodowaną osobą postronną, czy po prostu zbędną przeszkodą. Oczekiwanie przed drzwiami byłoby stratą czasu. Odrzucił więc tę opcję, pozostawiając tym samym jedynie możliwość zakradnięcia się do lordowskiej siedziby raz jeszcze.
Zabezpieczył zdobyte ostatniej nocy kosztowności i resztę czasu w oczekiwaniu na zmrok spędził starając się nie rzucać się nikomu w oczy, tak jak to potrafił najlepiej. Kiedy zaszło słońce, znalazł się na miejscu.
Tym razem wszedł łatwiej niż poprzednio. Znał już plan budynku, a obejście strażników nie sprawiło żadnych problemów.
Skradając się długim korytarzem na piętrze, wszedł do pokoju Maggie. Pomieszczenie wyglądało dokładnie tak, jak je zapamiętał. Nikogo nie było tutaj przez ostatnią dobę. Cicho zamknął za sobą drzwi i pomknął zaniepokojony w stronę komnat Verminusa.
Przez sekundy, które dzieliły go od wejścia, nerwowo starał się opracować plan, w zależności od tego, kogo zastanie w środku. Przywarł do drzwi nasłuchując, jednak grube dębowe deski nie przepuszczały żadnych dźwięków. Wiedział, że w momencie, w którym naciśnie klamkę, zwróci na siebie uwagę i nie będzie już odwrotu. Mimo wahania, zdawał sobie sprawę, że jest to jedyny sposób, żeby dowiedzieć się, co stało się z Bassem oraz gdzie jest Perfekcyjna Formuła.
Przetarł dłonią usta, złapał haust powietrza i powoli otworzył wrota do komnat Lorda.
W pokoju znajdowały się, zgodnie z przewidywaniami Garretta, trzy osoby. W fotelu siedział właściciel rezydencji, obok niego, na krześle, Maggie. Przed nimi, na podłodze, leżał skrępowany, półprzytomny paser. Na jego sinej od obrażeń twarzy malował się grymas bólu. Spuchnięty łuk brwiowy zasłonił jedno oko, a z nosa wyciekły strużki zakrzepłej krwi.
- Dobry wieczór, oczekiwaliśmy pańskiego przybycia – podjął Verminus. Uśmiechnął się krzywo i spojrzał na dziewczynę. – Zdaje się, że nasza wspólna znajoma wybrała, dla kogo pracuje. Powiedz Garrett, czy nie zastanowiło cię, jak łatwo przebiegła moja pozorna śmierć? Nie ma innego wyjścia – rzucił sarkastycznie – twoją naiwność muszą spotkać konsekwencje.
Król Złodziei zaklął niewyraźnie pod nosem. Wiedział dokładnie, co nastąpi po tych słowach. Chwilę później poczuł przeszywający ból w plecach. Osunął się na kolana i podparł rękami. Głośno zachłysnął się powietrzem. Stanęły nad nim dwie sylwetki. Spojrzał w górę i rozpoznał strażników, Matta i Prosiaka.
- Co z nim teraz zrobimy? – zadał pytanie ten pierwszy.
- Zwiążcie i połóżcie tutaj, obok grubasa – tym razem głos zabrała Maggie. – Na tę chwilę będziesz musiał uspokoić emocje, Matt. Później jest twój, zgodnie z umową.
Z ciasno spętanymi rękami i nogami, strażnicy rzucili Garretta obok Bassa, który popatrzył na niego przepraszającym, bezradnym wzorkiem. Stało się jasne, że Złodziej musi poradzić sobie bez niczyjej pomocy w zaistniałej sytuacji.
- Zostawcie nas samych – rzekł ostrym tonem Lord. Odprowadził wzrokiem Matta i Prosiaka opuszczających pomieszczenie. Później znów spojrzał na poszkodowanych. – Widząc stan swojego kolegi, domyślasz się pewnie, że nie chciał powiedzieć nam zbyt wiele. Może ty okażesz się bardziej rozmowny.
Z obłąkanym uśmiechem założył kastet na prawą dłoń. Wstał z fotela, wyprostował się. Chwilę później przykucnął i z całej siły uderzył lewą skroń Garretta, któremu cały świat natychmiast zawirował przed oczami. Poczuł, jak ciepła posoka spływa po jego policzku.
- Kto chciał kupić moją Perfekcyjną Formułę? – Verminus podniósł się i odwrócił. Czekając na reakcję, zaczął cicho szeptać do Maggie.
Jednooki Złodziej tylko wypatrywał okazji kiedy zostanie spuszczony z oczu. Wypluł schowany pod językiem niewielkich rozmiarów pilnik, który ukrył tam na wszelki wypadek, chwilę przed wtargnięciem do komnat. Podczołgał się kilka centymetrów i niezauważenie chwycił go w dłonie. Gdy agresor znów się obrócił, Garrett leżał w taki sam sposób, jak wcześniej. Nie chciał ryzykować przecinania więzów na oczach oprawców, zdawał sobie jednak sprawę, że wiąże się to z przyjęciem jeszcze kilku bolesnych razów.
Lord Verminus czerpał wyraźną przyjemność z torturowania bezbronnych ludzi. Tym razem bez słowa, jak gdyby wciąż czekał na odpowiedź, uniósł nogę i kopnął rannego w brzuch. Powtórzył jeszcze dwa razy, po czym nachylił się i uzbrojoną pięścią gruchnął go w podbródek. Złodziej wypluł na podłogę dwa zęby wraz z plamą śliny zmieszanej z krwią. W tym momencie Maggie zaczepiła Verminusa i przywołała do siebie, jakby wciąż mieli jakąś ważną, nierozwiązaną sprawę do omówienia.
Kiedy zaczęli rozmawiać, sfrustrowany Garrett przystąpił do przecinania sznura. Mimo zręcznych nadgarstków, nastręczyło mu to niemałych problemów, jednak skończył wystarczająco szybko i zanim ktokolwiek się zorientował, stanął cicho, wyciągnął pałkę i od tyłu uderzył Verminusa w głowę. Ten bezwładnie runął na podłogę, momentalnie tracąc przytomność. Zszokowana kobieta nie zdążyła nawet wydobyć z siebie głosu. Złodziej błyskawicznie przystawił jej sztylet do szyi.
- Gdzie jest formuła? – nie miał najmniejszej ochoty wdawać się w żadne głębsze dyskusje. Przerażona dziewczyna nawet nie próbowała kłamać.
- W sejfie...
- ...który zaraz otworzysz – dokończył.
Podeszli do obrazu. Maggie trzęsącymi rękami otworzyła skrytkę i wyciągnęła Perfekcyjną Formułę, którą Król Złodziei od razu wyrwał z jej dłoni. Rzucił okiem, czy dokument jest autentyczny i chwilę później wsunął za pas. Jego zakładniczka wykorzystała sytuację, odepchnęła go i rzuciła się do ucieczki, wzywając krzykiem strażników. Garrett szybko dopadł ją i obezwładnił.
- Szkoda, że tak się to skończyło. Naprawdę nie chciałem tego robić – rzekł zdenerwowany i przesunął sztylet po gardle dziewczyny. Czerwona ciecz rozlała się na jej ubranie i podłogę.
Nie zdążył nawet wstać, jak drzwi do pomieszczenia otworzyły się z impetem i do środka wparowało dwóch zaskoczonych, rozjuszonych strażników. Widząc zwłoki, rzucili się w stronę zabójcy. Ten błyskawicznie rzucił bombę dymną pod nogi, ukrywając swoją obecność, jednak również uniemożliwiając sobie zaatakowanie wrogów. W obecnej sytuacji poczuł bezradność. Nie uda mu się uciec przed przeciwnikami, a w otwartym starciu nie ma najmniejszych szans.
W pewnej chwili usłyszał hałas upadającego na ziemię ciała. Nie miał czasu zastanawiać się, co się wydarzyło, odgadnął jednak, że został mu do wyeliminowania już tylko jeden ze strażników. Wahał się przez sekundę. Ostatecznie postanowił odczekać, aż dym zrzednie, ponieważ wyjście z ukrycia w tym momencie wiązało się ze zbyt dużym niebezpieczeństwem.
Gdy zasłona zaczęła powoli opadać, dostrzegł stojących naprzeciwko siebie Bassa i Matta. Jego partner, mimo swojego stanu, wykorzystał zamieszanie i uwolnił się przy pomocy pilnika, który upuścił Garrett. Chwilę później ujrzał halabardę wbitą między żebra pasera, który odkaszlnął obficie krwią i osunął się na podłogę. Zaślepiony wściekłością, wypadł zza resztek osłony. Niewiele myśląc, rzucił się na strażnika. Razem z nim upadł, sztyletując go kilkunastoma dźgnięciami. Nie dostrzegł leżącego dwa metry dalej w kałuży krwi Prosiaka. Umazany krwią, przypadł do kompana, próbując mu pomóc. Wyciągnął z jego ciała broń i wyjął alkohol oraz bandaż z jednej z sakiewek. Szybko opatrzył ranę, jednak stan poszkodowanego był krytyczny.
- Dawno nie dźwigałem ciężarów. Następnym razem postaraj się ułożyć lepszy plan, stary przyjacielu – powiedział próbując się uśmiechnąć. – Chodź, wyciągnijmy cię stąd – z wielkim wysiłkiem wziął Bassa na plecy, ledwo utrzymując równowagę i idąc powoli, raz na zawsze opuścił rezydencję Lorda Verminusa.
Zapach róż tak bardzo znajomy. Wiem gdzie jestem. Jej oddech, delikatne dłonie...
-No wstawaj śpiący królewiczu ile będziesz jeszcze spał?-Powiedziała sprzedając Garrettowi solidnego kopa.
- Maggie moja droga przyjaciółko! Już się za mną stęskniłaś?
- Za tobą? Chyba za czymś co masz ty, a powinno się znajdować w mojej gablocie, tak tej pięknie grawerowanej. Tylko ty mogłeś się dobrać do takiego zamku.
-Diament, najlepszy kochanek kobiety. Mów czego chcesz naprawdę skończ tą szkopkę.
-Czego ja mogę chcieć? - rzuciła siadając na nim okrakiem. - Ważniejsze jest to czego ty chcesz.Formuła. Ktoś oferował za nią więcej niż kilka żyć.
-Cóż jest cenniejszego od jego śmierci?
-Wszystko. Twój cień mi to wszystko oferował, a to co usatysfakcjonowałoby ciebie jest bliżej niż myślisz.
-Maggie, zapomniałaś, że rozmawiasz ze złodziejem? Motaj mną dalej a ujawnisz więcej.
Garrett jednym ruchem zrzucił ją z siebie na łóżko , zwinnym ruchem zakrył jej usta, pochwycił poduszkę którą położył na twarzy kobiety i dusił puki ostatni dech nie wydal się z piersi.Pewien jej śmierci podszedł do drewnianego stolika. Leżało na nim pióro. Z pozoru zwykła rzecz. Garrett wiedział ze jest niezwykłe.Złote ornamenty układały się w jeden symbol. Złodziej widział go już wiele razy. Znak ten wzmagał w nim złość. Stało się jasne -Kobieta którą własnie zamordował nie była zwykłą osobą. Jego nowym celem stała się posiadłość Barona.
Skrada się. W półmroku był niemal niewidzialny. Miejsce do którego się udał było pilnie strzeżone. Na każdym kroku mógł zostać zdemaskowany. -Najbezpieczniej ominąć portal, Wkradnę się kanałami. W powietrzu unosi się zapach stęchlizny. Z willi dobiega odgłos trwającej uczty. Piją. Tylko ułatwiają mi zadanie. Z głębi korytarza dało się usłyszeć rozmowę dwóch mężczyzn. Czy to jest rzeczywistość , czy omamy. - Znam te głosy. Jeden z wielu propagandowych przemówień. Baron we własnej osobie. Drugi... Dziś już go słyszałem konał na moich oczach...Maggie ! Ta Su*a go uśpiła! Verminus żyje ! Dała mi formułę tylko po to, by nie wzbudzić podejrzeń Bassy. Dlatego cień, on miał nie żyć! Nie, to ja miałem nie żyć. Rozmowa ucichła, oddalają się. Czas ruszyć do przodu. Podążając ich tropem trafił do podziemi willi. W małym pomieszczeniu nieznacznie błysnęło. Jest zbyt cicho przeciwnik musi być jeden. Wybawię go tutaj. Garrett z żalem serca wyjął z kieszeni drogocenny naszyjnik po czym rzucił go w stronę przejścia. Zza drzwi wyłonił się Baron oszołomiony pięknem diamentów, nie zwrócił uwagi na złodzieja dając mu pełne pole manewru. Garrett sprytnym ruchem zaszedł go od tyłu i delikatnym ruchem pozbawił go formuły. Stracił swój cenny łup a zarazem wykonał misję. Czas udać się do Bassa i odebrać swoją nagrodę...
Potężny ból głowy dawał się mocno we znaki. Oszołomiony, powoli dochodził do siebie. Jeszcze otaczał go mrok, jednak niewielka plama światła rozpoczynała już swój taniec pod przymkniętymi powiekami. Z wolna otwierał oczy. Wzmagający się ból odstręczał od wszelkiego wysiłku, jednak Garrett wiedział, że musi rozpocząć walkę o życie.
Zimny, niespodziewany strumień wody opryskał jego twarz, dostając się do ust, nosa oraz za koszulę. Parskając i plując, opanował uczucie paniki, które mogło doprowadzić do zachłyśnięcia, a następnie do utopienia.
- Budź się! - przytłumiony dźwięk męskiego głosu zdziwił Garretta, jednocześnie przyczynił się do szybszego odzyskania przytomności umysłu. To nie był obcy głos, złodziej już go gdzieś słyszał. Garrett próbował coś powiedzieć, jednak nie panował jeszcze nad brzmieniem swego głosu. Zachrypnięty, przypominał dźwięk wydawany przez piłowaną belę drewna. Próbował się ruszyć, szybko jednak zaniechał prób. Więzy na nogach trzymały mocno, kajdanki na przegubach dłoni również spełniały swą rolę. Odzyskawszy ostrość widzenia, z wolna rozpoznawał miejsce, w którym się znajdował. Bez żadnych wątpliwości była to piwnica pod pałacem Verminusa, ta sama poprzez którą dostał się do budynku. Kilka kroków przed złodziejem stał elegancki mężczyzna, Lord we własnej osobie!?
- Przecież... - w jednej chwili dotarło do niego w jakiej grze brał udział. Zawstydzony swoją łatwowiernością, spuścił wzrok, ciężko oddychając.
- Nie martw się tak bardzo, mój panie. Ulec mądrzejszym, rzecz to nieurągająca honorowi...poza tym żyjesz i prawdopodobnie żyć będziesz - ostatnie słowa Verminus wypowiedział bez przekonania, jednak wesoły ton był na pierwszym planie.
- Ty żałosny karle! - chwilowa rezygnacja Garretta, ustąpiła dzikiej wściekłości.
Arystokrata podszedł do skutego Garretta i płynnym ruchem sięgnął do jego przegubów. Chwilę później złodziej miał już wolne ręce.
- Z pewnych względów muszę uczestniczyć w tej farsie. Nie mogę sprzeciwić się Northcrestowi wprost, także musiałem ciebie pojmać - krótki nerwowy śmiech przerwał na chwilę jego wypowiedź - Jesteś jednak zbyt cenny, abym powierzył „opiekę” nad tobą komuś innemu, szczególnie temu obłąkanemu starcowi! - Garrett patrzył na niego z nieukrywanym zdziwieniem, jednak przebiegły człowieczek kontynuował - Pojawisz się tutaj dokładnie za trzy dni o trzeciej w nocy, mam wobec ciebie wielkie plany - mówiąc to wsunął długi sztylet za skórzany pas więźnia - To powinno pomóc w walce z żołnierzami.
- Skąd wiesz, że będę chciał z tobą współpracować? - syknął złodziej.
- Chciwość skieruje twoje kroki do mego domu, gwarantuję ci to! - głośny śmiech Lorda niósł się przez całą długość piwnicy.
- Nic nowego - powiedział ironicznie Garrett - To mój fach... - w tym momencie usłyszał ciężkie, szybkie kroki na schodach prowadzących do piwnicy.
- To żołnierze Barona. Lepiej aby zobaczyli mnie nieprzytomnego – Garrett nie zwlekał, doskoczył do Lorda, powalając go celnym uderzeniem w szczękę. W chwilę później był przy otwierających się drzwiach, kopiąc w nie z całej siły. Drzwi huknęły z impetem w wielkie cielsko pierwszego z żołnierzy, jednak nie zdołały go powalić. Garrett bez wahania zagłębił sztylet w podudziu przeciwnika, ten wrzasnął z bólu, chwytając okolice rany. Drugi konwojent, ulegając panice, poślizgnął się na krawędzi schodów po czym sturlał się, ciężko dysząc, pod nogi złodzieja. Garrett opuścił piwnicę i bez większych przeszkód opuścił teren posiadłości, niknąc w mroku wąskich uliczek.
Z otępienia obudził go ohydny posmak ziołowej mikstury i zapach palonego drewna. Świadomość powoli wracała, ale ciągle nie mógł otworzyć oczu. Ból głowy przyprawiał Garretta o mdłości. Ktoś podtrzymywał jego głowę. Po delikatnych ruchach dłoni domyślił się, że należą do kobiety.
- Erin?! Co, do chole...
- Uspokój się - z cienia dobył się głos Basso. - Maggie dała ci łupnia i ulotniła się z Formułą. Erin wszystko widziała i znalazła w kieszeni twoich spodni kartkę z miejscem spotkania po misji. Miałeś ją spalić!
- Małe niedopatrzenie - odparł pokornie Garrett.
- Resztę opowie ci Erin. Chce pomóc w odzyskaniu Formuły.
Męska duma Garretta silnie protestowała, ale musiał przyznać, że schrzanił sprawę.
- Miałam w planach mały rabunek w okolicy, ale nie mogłam pozwolić, żeby zwykła kurtyzana cię tak załatwiła.
- Daruj sobie - Garrett wiedział, że Erin nie przepuści żadnej okazji, żeby go dobić.
- Wciągnęłam cię pod schody i pobiegłam za Maggie. Ona jest na usługach Bractwa Winorośli, zaniosła im Formułę. Później znalazłam Bassa w mieście i wróciliśmy po ciebie. Musimy jak najprędzej wyruszyć.
- Nie traćmy czasu.
Garrett biegł ramię w ramię z Erin, pomimo potłuczeń nie stracił swojej złodziejskiej precyzji. Im bardziej zbliżali się do celu, tym gęstsze stawało się powietrze. Słychać było dochodzące zewsząd szepty. W końcu dotarli na miejsce. Przed nimi rozpościerał się kamienny krąg epatujący magiczną energią. Wewnątrz tułały się ogromne czarne kształty.
- I co teraz? - Spytał.
Z ciemności wyskoczyła zwinna postać, która w mgnieniu oka przystawiła nóż do gardła Erin.
- Maggie!
- Nie drzyj się tak! Te potwory to moi ludzie odurzeni czarną magią. Ukradłam Formułę, żebyś pomógł mi zdjąć klątwę.
- Widzisz tamtą wieżę?
- Tak.
W samym centrum kręgu wznosiła się potężna iglica z kości słoniowej.
- Znajdziesz tam Kapłankę Dyan, musisz ją uśmiercić, wtedy Formuła będzie twoja. A mój lud będzie wolny.
- Tu roi się od twoich ludzi, nie dam im rady w pojedynkę.
- Ty tu jesteś panem cieni - odpowiedziała i zniknęła w odmętach nocy razem z Erin.
Garrett wiedział, że nie będzie łatwo. Czarne i rozwścieczone cielska pałętały się wokół wieży. Naliczył ich około trzydziestu.
"Jestem złodziejem. Zabiję Dyan, ukradnę Formułę i uciekam" - powtarzał w myślach to zdanie, aż w końcu zrozumiał - "Cel, nie mieli celu i przepadli".
Szedł w kierunku iglicy, mijając po drodze walczące ze sobą stwory.
Nagle gdzieś z oddali usłyszał: Formuła! Spowity cieniem udał się do wieży. To, co zobaczył w środku, ścięło go z nóg. Wewnętrzne ściany mieniły się tysiącami pastelowych kolorów, które jakby tętniły własnym życiem. Dusze ludzi Maggie tkwiły uwięzione w budowli. Zaczął iść schodami do góry, z każdym krokiem czując, jakby stąpał po cudzej duszy. Dotarł do komnaty, w której ujrzał tkwiącą na tronie Dyan. Najwyraźniej spała, wysysając moce z ludzi Maggie. Garrett dostrzegł pod fałdą płaszcza szamanki wystający zwój Formuły. Najciszej, jak tylko potrafił, dobył dłonią strzały z kołczanu, szykując się do zamachu. Nie mógł trafić w bardziej dogodnym momencie. Zaledwie trzy celne strzały dzieliły go od zdobycia Formuły.
Ogniowa strzała mknęła prosto w czoło Dyan. Jeszcze nie dotarła na swe miejsce, a tuż za nią szybowała strzała wodna w kierunku serca. Garrett postanowił zwieńczyć perfekcyjną robotę mchową strzałą, dzięki czemu zdjął zaklęcie z ludzi Maggie i wyzwolił ich dusze.
Pozostawił szamankę „śpiącą” na tronie. Zbiegł szybko po schodach, żeby odzyskać Erin i wrócić do Bassa z Formułą, którą trzymał bezpiecznie w dłoni.
Artwork:
- Kapłanka Dyan
http://i.imgur.com/4E5mX69.jpg?1
- Iglica
http://i.imgur.com/iPRBYGD.jpg?1
Gdy Garret podniósł się z ziemi i schował się w zaułku między domami. Począł domyślać się co się stało. Powiedział sam do siebie „Hmm. Więc Maggie nie była osobą która była „na miejscu” i która mnie zabezpiecza”. Ona była konkurencyjną złodziejką. I nagle wszystko ułożyło się w całość, więc dlatego płaciła Steve’owi i to stąd miała tyle złota. Garret’a te wszystkie informacje wyrwały z zaułka biegł teraz co sił w nogach do biura swojego pasera- Basso. Kilka dachów przed siedzibą pasera na ulicy u jego stóp zobaczył idącą Maggie. Rozejrzał się czy na ulicy nie ma żadnych świadków lub strażników. Potem lekko i bezszelestnie zeskoczył za jej plecami a następnie potraktował ją pałką tak jak ona potraktowała go wcześniej. Z jej sakiewki złodziej zabrał perfekcyjną formułę, jeszcze raz rozejrzał się za ciekawskimi oczami oparł dziewczynę o ścianę i pobiegł dalej na spotkanie z paserem.
Zapukał w umówiony sposób po chwili drzwi otworzył mu Basso. Złodziej wszedł, położył na stole złożoną kartę z formułą i powiedział:
-Tu masz formułę, a teraz zapłata
-Oczywiście-Basso zdjął z paska sakiewkę i położył na stole
-Interesy z tobą to czysta przyjemność-odpowiedział szybko Garret wsuwając sakiewkę do kieszeni
-Jeszcze jedno, nie wiesz co dzieje się z Maggie?- zapytał podenerwowany Basso
-Musiała.. chwilę odpocząć niedaleko twojego biura-powiedział spokojnie złodziej
Nie mówiąc nic więcej złodziej wyszedł z biura i pobiegł w stronę budzącego się centrum miasta szukając nowych zleceń i nowych rzeczy którymi mógłby się zaopiekować
Hej mam pytanie. gdzie jest moja praca, bo przeszukałem cały wątek komentarzy, a nigdzie jej nie ma, a pamiętam że pisałem. Pomocy, proszę.
Ostry ból głowy obudził Garretta. Złodziej sięgnął ku potylicy tylko po to aby wymacać opuchliznę będącą pozostałością po uderzeniu. Mężczyzna z jękiem podniósł się a łóżko zaskrzypiało pod jego ciężarem. Chwila... łóżko? Rozejrzał się po pomieszczeniu, chociaż chwilę zajęło zanim odzyskał ostrość widzenia. Znajdował się w swojej wieży. Chyba po raz pierwszy znienawidził cykanie wskazówek zegara. Zacisnął zęby kiedy ostry dźwięk przeszył jego czaszkę.
- Co się działo? - Rzucił w przestrzeń swoim niskim głosem, który był jedynym kojącym dźwiękiem. Zerknął przez okno, było ciemno chociaż pierwsze promienie Słońca powoli przebijały się ponad horyzontem. Nie czekał długo na zadane pytanie.
- Starzejesz się Mistrzu. - Odezwał się kobiecy, znajomy głos. To była Maggie, schodziła właśnie po schodach, które wiodły na wewnętrzny balkonik gdzie znajdowały się wszelkie notatki, księgi oraz listy będące zleceniami.
- Maggie? - Nie często można było usłyszeć ton zdziwienia w głosie Garretta, nie każdy miał ten zaszczyt. Maggie powinna być dumna z siebie. Zaskoczyć Mistrza Złodziei? Tak, to zdecydowanie był wyczyn.
- Tak, ja. Znalazłam Cię w zaułku. A właściwie Spacja Cię znalazł. Pewnie sierściuch żałował, że nie jesteś martwy, bo wyglądał na głodnego. - Po tych słowach na jej twarzy wystąpił ironiczny uśmieszek. - Zadziwiasz mnie. Włamałeś się do domu lorda a dałeś się tak zaskoczyć w ciemnym zaułku. - Dodała i postawiła na kolanach złodzieja tacę z jedzeniem. Na tacy było za to dużo pyszności, na widok których, Garrett poczuł burczenie w brzuchu. Sięgnął po dużą bułkę i czym prędzej rozłamał ją na pół. Szybko pochłonął połówkę, musiał być bardzo głodny.
- Ile czasu byłem nieprzytomny? - Spytał z pełnymi ustami ale na szczęście całkiem łatwo Maggie odszyfrowała jego bełkot.
- Dzień. A teraz powiedz gdzie schowałeś Formułę. Sprawdziłam Twoje ubranie i nic tam nie zobaczyłam. Masz może tam jakieś dodatkowe kieszenie? - Garrett uniósł brew do góry słysząc słowa Maggie. Zerknął na krzesło, na którym wisiał jego stój i dopiero teraz spostrzegł, że jest... nagi. Tacą zakrył oznakę swojej męskości. Na myśl o dłoniach Maggie błądzących po jego ciele poczuł mały gorąc. Musiał się jednak opanować, przecież był profesjonalistą.
- Nie, z tego co pamiętam widziałem jakąś dłoń, zanim nastąpiła ciemność. - Odparł i już miał wziąć kolejnego gryza bułki kiedy nagle poczuł ból na policzku. To Maggie zadziwiająco szybko się zamachnęła.
- Idioto! Oddałeś jeden z najpotężniejszych przedmiotów? Wiesz co to oznacza!? - Maggie była zła, bardzo zła. Garrett odpowiedział jej zaskoczonym spojrzeniem. - Tam było zaklęcie. Ten kto ma tą formułę może wchłonąć moc pierwotnego kamienia. Wyobrażasz sobie jaką moc ma pierwotny kamień? - Dopiero teraz do niego dotarło. Dotarło do niego jaki popełnił błąd. Słyszał o potędze pierwotnego kamienia. Pomimo bólu w potylicy zerwał się z łóżka i zaczął ubierać swój czarny strój.
- Dokąd biegniesz!? Przecież dopiero co się przebudziłeś! - Zawołała za nim Maggie jednak mężczyzna kucał już na progu swego okna, w dłoniach trzymał linę.
- Jak to dokąd? Do Basso. Trzeba odzyskać Formułę lub ukraść pierwotny kamień. - Odparł po czym znikł zjeżdżając po linie.
Garett powoli wracał do siebie, sprawdził sakwę, jednak nie było tam Formuły. Przeszukał okolicę i znalazł malutki skrawek materiału. Przypomniał sobie, że tuż po zdarzeniu zdołał chwycić złodzieja i jak widać to się opłaciło.
Przyjrzał się płótnu, był to element charakterystycznego stroju noszonego przez wyznawców Szachraja. Teraz bohater ,żeby odzyskać łup, musiał udać się w paszcze lwa. Dobrze wiedział, że sekta zbiera się portowych magazynach.
Król złodziei dotarł tam kilkanaście minut później. Wspiął się na dach ogromnej hali. Dzięki hakowi z linką spuścił się do najwyższego rzędu szyb i zgrabnym ruchem otworzył jedno z nich.
Bezszelestnie poruszał się po belkach nośnych, aby przybrać jak najlepszą pozycję do obserwacji rytuałów. Spostrzegł, że przy ołtarzu jest ok. trzydziestu wyznawców Szachraja. Garett miał chwilę czasu na podjęcie decyzji.
Jest ich zbyt wielu, żeby skoczyć tam z nożem i walczyć, przecież jestem królem złodziei, a nie zabójców- wyszeptał pod nosem.
Wreszcie zareagował, położył na belce mały ładunek wybuchowy, z zapalnikiem czasowym.
Wyciągnął swój łuk, podpalił strzałę i wystrzelił w beczkę z prochem. Ku jego zaskoczeniu nic się nie stało, jego przeciwnicy niczego nie zauważyli. BUUM!!! Część magazynu zaczęła płonąć, ludzie ruszyli gasić pożar,
wtedy złodziej miał jedyną okazję na odzyskanie łupu. Zeskoczył i podbiegł do kapłana trzymającego Formułę, przebił sztyletem jego ciało, mówiąc "Nigdy nie okradaj złodzieja". Garett od razu wybiegł z magazynu,
gdyż zostawił dla swoich przeciwników miłą niespodziankę. Bomba czasowa zdetonowała się, niszcząc belki nośne, które zgniotły niczego nie spodziewających się szachraistów. Cały budynek się zawalił, a razem z nim prawda o ty co się tam wydarzyło.
Bohater otrzepał się z pyłu i schował, przed chwilą odzyskany skarb. Teraz pozostało mu odebrać nagrodę, którą miał zyskać kilka godzin wcześniej. Nagle nadjechała kareta i zatrzymała się przed nosem przestępcy. Myślałeś, że tak łatwo można się mnie pozbyć, gdzie jest mój skarb- powiedział Lord, wyciągając szable.
Woźnica uciekł, bojąc się o swoje życie.
Trochę się spóźniłeś. Zapytaj twoich przyjaciół, którzy leżą w gruzach, sześć stóp pod ziemią- odpowiedział z dumą i ironicznym uśmiechem.
Szykuj się na śmierć, chętnie powieszę w domu bezcenne trofeum- robiąc zamach bronią.
Mężczyźni walczyli... Verminus powalił rywala, gdy chciał zadać ostateczny cios, szabla Garetta przebiła jego bezduszne serce.
Chyba się więcej nie spotkamy, tego nie da się przeżyć- stwierdził, zamykając oczy denatowi.
Złodziej wbiegł w boczną uliczkę, zniknął w mroku i ślad po nim zaginął.
- I tak to było. - zakończył swoją opowieść Garrett. Siedział rozparty w miękkim fotelu, przy stole, na którym stał parujący kubek ziołowego naparu. Zawartość kubka skutecznie tłumiła silny ból głowy i szum w uszach, i pozwalała opowieści toczyć się coraz bardziej wartko.
Siedzący naprzeciw niego mężczyzna splótł razem dłonie, ciało pochylił w stronę Garretta i słuchał uważnie każdego słowa. Mężczyzna nic nie pił. Mocno zaciśnięte szczęki sugerowały zdecydowanie podwyższony stan napięcia, który niebezpiecznie spokojnie przeradzał się w cichą wściekłość. Nie przerwał złodziejowi nawet na moment. Nawet teraz, gdy ten skończył opowieść, mężczyzna siedział nieruchomo, w wyczekującej postawie. Nie pytając Garretta o wnioski, wymusił je na złodzieju samym swoim milczeniem.
Garrett poprawił się w fotelu, bezwiednie dotknął głowy w miejscu, gdzie Prosiak uderzył go pałką. Mimochodem pomyślał, że to duże szczęście, że nasłali na niego akurat Prosiaka, który był zbyt głupi, żeby wraz z Formułą zabrać też inne cenne przedmioty znalezione przy Garretcie. I jednocześnie wystarczająco głupi, by nie wpaść na to, żeby Formułę zatrzymać dla siebie.
- Plan powiódł się w stu procentach – Garrett zaczął mówić powoli, ważąc słowa – antidotum od Basso w pełni skuteczne, zdrajcy i spiskowcy zdemaskowani. Zdaje się, że jedynym, który nie stanął po stronie Maggie był Steve, który stanąć dzięki mnie nie mógł, a zresztą wierny jest raczej tylko sobie i swoim zboczeniom. Jak Maggie udało się ich wszystkich przeciągnąć na swoją stronę? Na pewno pomogła jej w tym zła opinia krążąca na twój temat, którą zresztą sam tyleż skutecznie, co nieprawdziwie stworzyłeś. W każdym razie – ciągnął złodziej – wydaje im się, że dostali to co chcieli. Lord nie żyje, mają Formułę, a my mamy...
- Też Formułę, tyle że prawdziwą. - po raz pierwszy tego wieczoru odezwał się drugi mężczyzna.
- I okazję na świeży start, tak jak sobie życzyłeś.
Mężczyzna tylko skinął głową, zapadając znowu w pełne tłumionej wściekłości milczenie. Cisza, która zapanowała w pokoju stanowiła doskonałe tło dla brzęczenia rozbrzmiewającego w głowie Garretta. Brzęczenia, którego nie dało się już zignorować, ani udawać że jest efektem ciosu w głowę. Złodziej wiedział, że to jego szósty zmysł bije na alarm.
Źródłem tego alarmu były słowa Gambrinusa, który wykorzystując jak zwykle okazję do powiedzenia paru pełnych ciepła i miłości słów o swoim bracie bliźniaku, Verminusie, ostrzegał Garretta przed wchodzeniem z Lordem w jakiekolwiek układy. Pomijając wszystkie dodatki i upiększenia całość sprowadzała się do tego, że radosne oddanie Formuły, wraz z całą władzą i potęgą, jaka się z nią wiązała, w ręce nieopanowanego szaleńca, który w jednej krótkiej chwili stał się zdradzonym dowódcą i porzuconym kochankiem, jest co najmniej niezbyt rozsądne.
I gdy teraz złodziej siedział naprzeciw Verminusa, wygląd Lorda sprawiał, że alarm w głowie Garretta rozbrzmiewał coraz głośniej.
A cisza w pokoju ciążyła.
Garrett szybko dopił zawartość kubka, uspokajając kołatanie w głowie i maskując podjętą w jednej sekundzie decyzję. Wstał z fotela, skinął głową mężczyźnie i wyszedł, przekraczając próg z nowym postanowieniem.
,,Jego przebudzenie nie należało do najprzyjemniejszych. Być może była to zasługa kubła lodowatej wody, który został nań wylany lub też widoku jaki uświadczył po ocknięciu. Owym widokiem była paskudna twarz Mosse. Obraz wkoło łamał się i wyostrzał, jakoby był w trakcie zejścia po największym pijackim maratonie. Tak się również zresztą czuł. W okolicy potylicy kuł go ostry, przenikliwy ból. Po otrząśnięciu się z amoku zorientował się w swym otoczeniu. Nikły blask świecy odbijał się od kamiennych ścianek pomieszczenia. Powietrze ciążące na nim było zarazem zimne jak i wilgotne. W pomieszczeniu unosił się smród palonej siarki połączonej z czymś jeszcze gorszym - wonią śmierci. Ból w nadgarstkach powiadomił go o związaniu ich z tyłu jego ciała.
- Nareszcie się ocknąłeś – usłyszał znajomy głos, a wraz z nim doszedł do niego zapach kobiecych perfum. Oniemiał. Nad jego ciałem stanęła Maggie. Przeklął w duszy swą głupotę. Już wcześniej myślał, że to wszystko było zbyt łatwe, zbyt dużo zbiegów okoliczności, zbyt dużo szczęścia. Do tego to zabójstwo. Jednooki nigdy nie był zabójcą, to nie jego fach. On zabierał własność, nie zaś życia.
- Dziękuję Ci wielce za pomoc z Lordem, jednakże formuła którą Ci dałam jest dla mnie dość cenna. A wiedziałam, że będziesz za wszelką cenę chciał ją odzyskać, więc i Ciebie musiałam ująć w swe ręce. Zresztą chyba nie jesteś aż tak naiwny, że sądziłeś, iż pozwolę Ci z tym ot tak odejść? – zakpiła. Wystrychnęła mistrza złodziejskiego fachu na dudka. Jej twarz i oczy wyglądały teraz zupełnie inaczej niźli wcześniej. Najwyraźniej kobieta ta skrywała więcej niż to się wydawało Garrettowi na początku. On jednak miał jeszcze asy w rękawie. Mimo obszernego przeszukania jego osoby wiedział, iż ukryte, malutkie ostrze z tyłu pasa po wewnętrznej stronie pozwoli mu się uwolnić. Tacy jak on dopiero nadzy mogą zostać całkowicie zdemilitaryzowani.
- Zanim Twoje życie zostanie poświęcone wyższemu celu, pragniesz o coś zapytać? – zapytała uśmiechając się paskudnie, co skontrastowało z urodą jej twarzy. Ruchem ręki zaś nakazała straży wyjść z pomieszczenia.
- Jak domniemam to Ty zabiłaś Leannę? – Bardziej oznajmił niźli zapytał. Musiał ją czymś zająć na czas przecinania sznura bronią, którą z trudem wyciągnął palcem zza pasa.
- Och, jednak aż tak głupi nie jesteś na jakiego wyglądasz. W gwoli ścisłości za Młotodzierżcami też nie przepadam. Sądzisz, że to Lord kierował w posiadłości wszystkim i że to jego formuła? Zabawne. Mimo wszystko potrzebowałam kogoś tak głupiego do całkowitego przejęcia tutaj kontroli i zabicia go. Teraz zaś zostaniesz nowym naczyniem Szachraja – wyjaśniła podchodząc bliżej. Wręcz za blisko. Silniejsze cięcie przecięło sznur, który zsunął się z rąk Garretta. Ten zaś niczym przyczajony grzechotnik wystrzelił miękko ku oprawczyni. Jego dłoń wciąż trzymała krótkie, cienkie ostrze. Wystarczyło ono do cięcia wszerz szyi, na tyle szybko, by Maggie nie zaalarmowała straży za drzwiami. Kobieta powłóczyła ostatni raz nogami, by po chwili paść na podłogę. Tuż przed upadkiem Jednooki złapał ją i delikatnie ułożył nie powodując większego hałasu. Nie był zabójcą, jednakże to ostateczność. Stał tak wciąż nad ciałem przez dłuższą chwilę. W końcu wstał i podszedł do stołu ze świecami nieopodal. Formuła tkwiła na jego blacie, okazała się tym czego się obawiał - manuskrypt przyzwania Szachraja. Garrett jednym ruchem podjął pergamin muskając go o płomień świecy. Gdy zaś żarłoczny żywioł strawił doszczętnie cały, Złodziej pogrążył się w otchłani ciemności."
Zrobiłem dwa rysunki do pracy. Można tylko jeden(albo ja jestem taką lamą) załadować na poście, tak więc dodaje na hostingach.
Pierwszy - sam Garrett przed zniknięciem w ciemność: http://oi57.tinypic.com/2aj6r0n.jpg
Drugi - palący się zwój: http://oi59.tinypic.com/255uio9.jpg
Powoli otworzył oczy. Zamrugał oczami i spróbował podnieść głowę. Przestał rozumieć co się stało, gdy udało mu się to bez żadnego problemu. Przecież pałka, metal, utrata przytomności. Tymczasem nie mógł namacać żadnego guza, nie bolała go głowa. Właściwie nic go nie bolało, poza łokciem, który najwyraźniej stłukł sobie upadając na wybrukowaną ulicę. Niepewnym ruchem sięgnął do kieszeni, w której przedtem ukrył Formułę. Papier tkwił tam nadal. Zdezorientowany Garrett potrząsnął głową i płynnym ruchem wstał. Cała reszta się zgadzała. W domu, w którym umówili się z Bassem paliło się światło. Najwyraźniej paser czekał. Obszedł róg budynku i otworzył boczne drzwi. Podał zwiniętą kartkę, odebrał sakiewkę z pieniędzmi i szybkim krokiem ruszył w dół ulicy. Nie liczył pieniędzy. Basso doskonale wiedział, że gdyby brakowało tam choćby kilku sztuk złota z umówionej kwoty, byłoby to nie tylko ostatnie zamówienie wykonane dla niego przez Garretta. To byłoby ostatnie zamówienie, jakie komukolwiek złożyłby Basso.
***
Kluczył jeszcze przez kilka kwadransów, po czym skierował się do swojej kryjówki. Do następnego zlecenia miał kilka dni i zamierzał odpocząć. Gdy tylko przekręcił klucz w zamku w umyśle włamywacza zapaliła się ostrzegawcza, czerwona lampka. Rygle zamka ustąpiły zdecydowanie zbyt łatwo. Ktoś otwierał go wytrychem i to niedawno. Ostrożnie przestąpił próg, nie zdążył jednak zapalić światła, bowiem jeden z dwóch osiłków stojących tuż za drzwiami zatrzasnął je z hukiem.
- Myślałeś, że możesz nas wykiwać? Po mistrzu złodziei nie spodziewałem się takiej głupoty – niezbyt głośny, ale pewny siebie głos wydobywał się z kąta pokoju. Garrett rozejrzał się i zobaczył trzęsącego się ze strachu Bassa, który siedział skulony na krześle obok okna. Pod okiem pasera wykwitł potężny siniak. – Dobrze kombinujesz – kontynuował głos z cienia. – Twój kolega oberwał pierwszy, ale domyśliłem się, że nie miał pojęcia o twoim wybryku.
Jeden z osiłków wykręcił Garrettowi ręce a drugi już brał zamach ręką, by upodobnić jego twarz do oblicza Bassa. Jeden ledwie widoczny gest z cienia powstrzymał wyrok. Ochroniarze niezadowolonego klienta przerzucili sznur przez belkę powały, jednym końcem skrępowali Garrettowi ręce, a drugi przywiązali do nogi ciężkiej, dębowej szafy, stojącej w rogu pokoju. Naprężyli linę a złodziej z wyprostowanymi do góry rękami stanął na palcach jak posłuszna ruchowi kuglarza marionetka. Czuł każde rozciągnięte do granic możliwości ścięgno. „Formuła” – przemknęło mu przez myśl. „Ktoś ją podmienił”.
***
Z cienia wynurzyła się postać, która musiała być właścicielem sączącego się stamtąd wcześniej głosu. Garrett gorączkowo próbował przypomnieć sobie, komu ostatnio podpadł, komu zależałoby na wrobieniu go w oszustwo klienta. „Jestem złodziejem, nie oszustem” – pomyślał, ale zachował tę uwagę dla siebie. Postać zbliżała się. W prawym ramieniu poczuł ukłucie i w ułamku sekundy pokój zaczął się chwiać na wszystkie strony. Obraz stracił ostrość. Słyszał głos jakby z oddali.
- Zemsta smakuje wtedy, gdy trwa – marudził klient Bassa. Ale włamywaczowi było to już obojętne. Czuł, że po raz kolejny dzisiaj odpływa. „Czas na emeryturę” – postanowił w myślach. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył, było przekrwione białko i rozszerzona źrenica spoglądająca w sam środek jego mechanicznego oka. Potem błysnął wąski nóż i Garrett nie widział nic więcej.
Nieświadom zbliżającego się zagrożenia Garrett dał się zaskoczyć. Obudziwszy się w jakimś podziemnym lochu zdał sobie sprawę, że jest przywiązany i nie może wykonać żadnego ruchu.
Przez jego głowę przelatywało teraz mnóstwo myśli, ale jedna górowała nad resztą - ” Gdzie jestem i kto mi to zrobił? ”
Nagle usłyszał kroki, znajome kroki. Kroki tak równe i szykowne, że od razu wiadomo było kto to był- Maggie !
Podeszła do złodzieja zalotnym krokiem wymachując przed nosem kartką z formułą. Tak cenna kartka. Chwilę potem wszedł za nią ktoś kogo Garrett spodziewałby sie najmniej - Lord Verminus .
-Zdziwiony ? -zapytał Lord .
-Naprawdę myślałeś, że nic nie wiemy o Twoich planach wykradnięcia formuły ? Że nie będziemy na to przygotowani !? - krzyknął Verminus.
-Szkoda, że jednak przeżyłeś - odparł Garrett z ironicznym uśmieszkiem na ustach.
-Jesteś zdumiewająco wesoły jak na swoja sytuację- rzekł poirytowany Lord
-Nie przedłużając, gadaj gdzie jest Basso ? .
-Nie mam pojęcia, nie jestem jego niańką - drwił sobie z wrogów Garrett.
-Dobrze porozmawiamy gdy skończy z Tobą mój przyjaciel - odparł Lord wskazując na masywnego człowieka stojącego za nim.
Po kilku ciosach Garrett padł nieprzytomny .Budząc się po kilku godzinach , widząc blask księżyca, wywnioskował , że jest noc. Lekko się poruszył. Sznur przy prawej ręce był słabiej zawiązany. Po paru zręcznych ruchach złodziej był już wolny. Obity i osłabiony ruszył ku wyjściu. Idąc ,instynktownie przy ścianie ,sunął do przodu unikając jakiegokolwiek zagrożenia. Jednak gdy natknął się na strażnika stojącego w przejściu nie miał wyboru. Pozbawiony swojego ekwipunku Garrett postanowił rozproszyć strażnika. Rzucił kamieniem do sąsiedniego pokoju, a zaintrygowany odgłosami mężczyzna udał się tam by sprawdzić co się dzieje. Niezauważony przemknął obok. Po wyjściu postanowił sprawdzić czy z Basso wszystko porządku. Po krótkiej chwili znalazł się pod chatą Basso. Wszedł trochę niepewnie i wychrypiał:
-Bassooo , jesteś tu ?
-Tak przyjacielu , jak twoja misja ? - zapytał zaciekawiony
-Nie za dobrze , ledwo uszedłem z życiem - odparł Garrett
-Hmm to źle , a co z formułą? – zapytał Basso
-Stracona – rzekł zasmucony złodziej
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem a w progu stanął Lord Verminus z Maggie u boku i małym oddziałem straży. Najwidoczniej złodziej był śledzony , lecz zanim ktokolwiek zdążył zareagować pomieszczenie wypełnił dym . Jedyne co było słychać to świst i jęki… Po chwili ich oczom ukazał się dziwny obraz… Lord Verminus leżał martwy na podłodze. Jedyną osobą która stała jeszcze na nogach była Maggie. Roztrzęsiona i zdezorientowana starała się zrozumieć sytuację . W progu stał Bober i kilku dziwnie wyglądających strażników. Uśmiechnięty Ochmistrz od razu skierował wzrok na Garretta i powiedział :
-Witam panie zabójco
-Szukasz świecznika ? – zażartował złodziej
-Cześć Bober – odezwał się niespodziewanie Basso
Widać było, że się znają.
-Czy ktoś może mi wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi ?– nie wytrzymał w końcu Garrett
-Ach , oczywiście – odpowiedział Basso
-Byłem twoim zabezpieczeniem , dowiedziałem się co planuje Verminus i w razie niebezpieczeństwa miałem go zlikwidować.
- Basso czyżbyś nie wierzył w moje umiejętności ? – zapytał Garrett
-Hej Garrett zapomniałeś o czymś – syknął Bober rzucając mu Formułę.
-Chyba jesteś mi coś winien-rzekł Garrett podając Formułę Basso.
Słońce chyliło się ku zachodowi gdy Garrett ściskając w ręku sakiewkę ruszył w miejsce gdzie czuł się najlepiej- w stronę mroku…
-Obudź się! Obudź się. - Garrett słyszał powoli dochodząc do siebie.
-Co się stało...moja głowa...boli.
- Ogłuszyli cię strażnicy. Skorzystałam z okazji jak jeden wyszedł i przyszłam cię uwolnić. - mówiła Maggie rozwiązując Garretta
-Dziękuje.- odrzekł złodziej- Gdzie mój łuk?
-W skrzyni za tobą.
Poszli po osprzęt Garretta, gdy przerwał im głos. W drzwiach stał John Dowe
-No proszę. Pani piękna pomogła mord...
Świsnęła strzała i szef straży padł martwy. Garrett znalazł w kieszeni Dowe'a ten ważny dokument i zaczął kierować się w stronę głównej bramy. Oczywiście pomniejszając przy tym budżet "sztywnego" właściciela posiadłości o sakiewkę monet, puchar wysadzany klejnotami i złoty naszyjnik. Szedł dalej i nagle poczuł przerażający ból w lewej nodze. To była strzała wystrzelona przez Moose'a.
Garrett rzucił bombę blyskową pod nogi strażnika i zanim ten się opamietał z wściekłości mistrz złodziei był już za nim z pałką gotową do uderzenia. Ostatnie, co Moose usłyszał to:
-Słodkich snów...
Garrett będąc przy bramie obrobił jeszcze jednego strażnika. I chcąc spokojnie wyjść nie spodziewał sie usłyszeć krzyków Szpotawego Jake'a
-Tam jest! Złodziej i morderca brać go.
Garrett tylko krzyknął.
- Żegnam.
I oddalił się od posiadłości.
Na nieszczęście dla Jake'a na drodze jego pościgu wylegiwał sie kot- pupilek barona. Biedny strażnik potknął się o grubego zwierzaka i skręcił kostkę.
Garrett był już daleko od pościgu.
- Muszę opowiedzieć Basso o tej niezwykłej historii.
Garrett ocknął się z niewiarygodnym bólem głowy. Co dalej?
Postanowił wrócić do pałacu Verminusa. Wpadł do pałacu, znalazł Maggie i opowiedział co się stało. W czasie rozmowy usłyszeli hałas na ulicy. Zobaczyli Straż Barona która wchodziła do pałacu. Maggi znała wyjście przez kuchnię. Uciekli tamtędy.
Garrett stwierdził, że do siebie boi się wracać, bo nie wiadomo kto na niego poluje. Maggie zaproponował spędzenie nocy w jej mieszkaniu w celu odpoczęcia i wymyśleniu wyjścia z tego impasu. Tak się też stało ale Garrett w nocy poszedł w miasto, aby dowiedzieć się o czym mówią po piwiarniach. W piwnicy Pod Wilkiem spotkał Ottona. Kolegę z podwórka, na którego zawsze mógł liczyć. Otton powiedział że słyszał że na mieście jest wydany wyrok na niego i powinien uważać.
Garrett zrozumiał, że musi uciekać z miasta, ale nie wiedział dlaczego. Postanowił poprosić o pomoc Bassa. Otto powiedział żeby uważał na Bassa. Umówił się na spotkanie z Bassem w następny dzień nad rzeką, obok mostu o 17.00.
Poszedł z Maggie nad rzekę o 15.00. Maggie schowała się w okolicy i obserwowała miejsce spotkania. Miała dać znak Garretto gdy coś będzie nie tak. Garett przyszedł drugi raz o 17.00. Zobaczył Bassa i zobaczył ze ktoś chce uderzyć Maggi podbiegł do niej i ją uratował . Meggi wskoczyła do płynącej barki ale pościg poszedł za Gerattem. Zorientował się to on jest celem tego spotkania. Uciekał, uciekał wreszcie wskoczył do wody i zanurkował pod most....
- Łycha, sprawdźże no jego kiece! – jeden z goryli przyglądał się łapczywie Garrettowi. Złodziej wciąż leżał w miejscu, w którym pozostawił go oprawca. Głowa zanurzona była w kałuży krwi, która spływała z jego opuchniętej potylicy. Szybko zdał sobie sprawę w jakiej sytuacji się znalazł, stracił formułę, a teraz musiał zbiec jak najdalej od zbirów. Jeden z nich powziął przywiązany do tuniki worek z łupami. Gdy skupili się na plądrowaniu jego zawartości Garrett zerwał się na nogi i zebrawszy piach rzucił go w twarze oprychów. Zbiry ryknęły, wymachując swoimi opuchniętymi, zapijaczonymi łapskami. Łycha upuścił łup, który natychmiast pochwycił Garrett. Wziął długi rozbieg, złapał za znajdującą się nad nim belkę i podciągnął się, wbiegając na dach pobliskiego doku, pozostawił oprychów za sobą. Podczas biegu syczał z bólu, rana dawała o sobie znać, jednakże musiał skupić się na priorytetach. Tak lukratywny biznes nie mógł zostać zaprzepaszczony, dodatkowo formuła musiała być kluczem do czegoś wielkiego, skoro ktoś go śledził dla głupiej kartki papieru. Wbiegł w alejkę, w której znajdował się przybytek pasera.
Jedynym źródłem światła w pomieszczeniu był leciwy płomień, znajdującej się na cisowym biurku świecy. Basso widocznie nie zareagował żywiołowo na pojawienie się gościa. Oczy utkwione miał w skórzanej sakwie przed sobą.
- Wiem, że nie masz formuły – przemówił paser, przełykając ślinę. Zdziwiony Garrett sięgnął po podsuniętą mu sakiewkę, zawartość wysypał na biurko. Po blacie przeturlał się odcięty, kobiecy palec, owinięty aksamitną tkaniną członek został przez złodzieja rozpoznany. W jego fachu liczyła się spostrzegawczość, więc jego oczom nic nie mogło umknąć. Zaniemówił. Basso wymienił się z nim porozumiewawczym skinięciem głowy.
- …Maggie. Wraz z tym przyszła wiadomość co do wymiany. Wyronie, które tak miło zajęły się twoją głową chcą w zamian za dziewuchę amulet, który zniknął po twojej wizycie z rezydencji. Jak zapewne już wiesz Verminus był jednym z kultystów Szachraja, z którym od dawna masz na pieńku. Chcą wykorzystać zapiski z formuły i zawarte w tym świecidełku pogańskie zabobony by przywołać do życia coś co zwą leśną panną…
Garrett z hukiem zatrzasnął drzwi, podmuch powietrza spowodował, że jedyne źródło światła w pokoju zniknęło. Nastała ciemność, skierował się w kierunku cmentarza. O zmierzchu miało dojść do wymiany. Gdy dotarł na miejsce za pomocą dratwy stworzył sieć między nagrobkami, które stworzyły pułapkę z bomb dymnych. Na pobliskim dębię zawiesił naszyjnik. Gdy niebo spowiło mrok zza dębu wyłoniły się sylwetki, w tym jedna kobieca. Ciężko było ocenić jej stan, jednakże nie było w niej ikry tej samej kobiety z rezydencji. Chuderlawy człek ruszył w kierunku drzewa, na którym zawieszony był amulet. Na tą chwilę czekał Garrett, ruch uwolnił pułapkę. Po cmentarzu rozprzestrzenił się gęsty dym, który zmieszał się z mgłą, tworząc mulastą zasłonę. Złodziej polegał na swoim instynkcie, nałożył na cienką cięciwę dwie, srebrne strzały, wystrzelił w miejsce, w którym pojawiły się sylwetki goryli. Przeciął krępującą dziewczynę linę, uspokajając ją. Doskoczył do trzech kolejnych przeciwników, pozostawiając ich truchła w opadającej na ziemię zasłonie. Gdy ostatni jegomość spostrzegł to złapał za amulet i ruszył przed siebie. Jednak było już za późno, sztylet ugodził go w jego kościstą rękę, przypierając kultystę do drzewa. Zaryczał z bólu, próbując się wyrwać z objęć. Garrett uśmiechnął się i szepnął do jego ucha, wyrywając zdobycz.
- Nie okradaj złodzieja.
Garrett obudził się w ciemnym pokoju. Odczekał chwilę, żeby przyzwyczaić oczy do ciemności, a potem rozejrzał się. Pomieszczenie było ciasne, a jedyną drogę wyjścia stanowiły drzwi sprawiające wrażenie zbyt solidnych, żeby móc je wyważyć. Złodziej zbadał ściany i podłogę więzienia, ale nie znalazł nawet szczeliny. Zabrano mu broń, był bezradny. Postanowił czekać, ustawił się naprzeciw drzwi, gotów do ataku. Po chwili usłyszał stukot butów o posadzkę, a potem szczęk zamka. W drzwiach stanął młody mężczyzna o włosach barwy miedzi. Widząc przytomnego Garretta chwycił rękojeść miecza. Złodziej był szybszy i założył mu chwyt.
– Chcę odzyskać swoje rzeczy albo skręcę ci kark – powiedział Garrett.
– Zaprowadzę cię do mistrza. Proszę, nie rób mi krzywdy – wydyszał chłopak.
Ruszyli kamiennym korytarzem oświetlanym przez małe pochodnie. Po kilku zakrętach dotarli do otwartych drzwi. Z następnego pokoju bił przytulny blask i zapach kadzideł. Garrett wszedł do środka. Przepych sali, w której się znaleźli zaspokoiłby nawet nieżyjącego Verminusa. Podłogę pokrywał dywan, na którym wyszyto sylwetki nagich kobiet, a oświetlenie zapewniał ogromny, kryształowy żyrandol z mnóstwem świec. Wisiał wysoko nad nimi i przypominał królewską koronę. Po dwóch stronach sali znajdowały się wejścia na szerokie, drewniane schody, które błyszczały jakby przed chwilą je wyczyszczono. Prowadziły do balustrady, na której stał łysy mężczyzna ubrany jak lord. Garrett zauważył, że do pasa ma przypiętą formułę.
– Widzę, że szybko doszedłeś do siebie. Nie szkodzi i tak za chwilę będziesz martwy. – powiedział łysy człowiek i klasnął w dłonie. Po jego bokach pojawiło się dwóch kuszników. Zupełnie, jakby wypłynęli z cienia. – Nazywam się Ramon. Zanim umrzesz chcę ci podziękować, za wykradzenie formuły.
– Jak udało ci się mnie przechytrzyć? – spytał Garrett, żeby zyskać na czasie. Zasłaniał się rudzielcem, ale była to marna tarcza.
– Nie było to trudne, skoro dałeś się zajść – zaśmiał się Ramon. – Wprawdzie mogłem cię wynająć, ale jestem bogaty, ponieważ umiem zdobywać cenne rzeczy niskim kosztem. Kazałem moim ludziom obserwować dom tego głupiego lorda. Moi informatorzy donieśli, że ktoś będzie chciał ukraść formułę. Tak jak mówiłem, dziękuje ci. Pogawędziłbym dłużej, ale śpieszy mi się. Zabijcie go.
Garrett był gotów do szaleńczego biegu po schodach. Nagle pierś jednego z kuszników przebiła strzała i na górze pojawiła się Maggie.
– Spłacam dług – odezwała się swoim uroczym głosem i rzuciła mu jego broń.
Ramon krzyknął i wyciągnął sztylet rzucając się na kobietę. Garrett pochwycił łuk i kołczan, skoczył w tył i w locie wystrzelił strzałę w przeciwnika. Kusznik zdążył wypuścić bełt, który przebił rudzielca na wylot i podziurawił pierś w wizerunku kobiety na dywanie. Sekundę później kusznik i rudy chłopak byli martwi.
– Rzuć broń albo ją zabije. – powiedział Ramon, widząc że Garrett wstaje i celuje kolejną strzałą.
Kupiec chował się za Maggie i trzymał sztylet przy jej szyi. Odkryty miał tylko fragment twarzy i prawe oko.
– Nie zdołasz mnie trafić. Kazałem ci rzucić bro… – Nie zdążył dokończyć zdania. Strzała przebiła się przez jego oczodół i utkwiła w czaszce. Wystająca z twarzy mężczyzny lotka tworzyła obraz tak samo makabryczny, co groteskowy. Maggie zręcznie przerzuciła zwłoki Ramona przez balustradę.
Garrett odzyskał formułę i spojrzał na kobietę.
– Kwita – powiedziała słodkim głosem Maggie i uciekła.
– Nie okrada się złodzieja – mruknął Garrett do martwego Ramona i odszedł zadowolony z powodzenia kolejnego zadania.
Garrett ocknął się przed południem. Siedział pod ścianą w ruchliwej uliczce, o tej porze pełnej mniejszych kupców, a także bogatych mieszczan podziwiających orientalne towary. Jeden z przechodniów widząc ledwie dychającego Garretta spojrzał na niego z politowaniem i rzucił mu pod nogi dwie złote monety. Złodziej wziął pieniądze i szybko podniósł się na nogi. Nie zważając na przenikliwy ból głowy udał się w stronę willi Verminiusa. Świadomość utraty skarbu, o który trudził się całą noc nie dawała mu spokoju.
Stanął przed bramą domostwa. Ośmielony wczorajszą współpracą z „Panią Domu” wszedł do środka głównym wejściem. Przemierzał znajome korytarze coraz szybciej, nie mógł jednak dostrzec ani śladów wczorajszych wydarzeń, ani żadnego z domowników. Sytuacja stawała się niepokojąca. Wreszcie udał się do piwnicy.
Gdy zszedł po schodach jego oczom ukazał się przywiązany do krzesła Basso, otoczony przez bandę gryzoni. Zdjął mu opaskę z ust i zapytał:
– Co ty tu robisz?
– Ufff... - Basso wziął głęboki oddech. - Jeszcze chwila i by mnie zabiły... A teraz rozwiąż mnie.
– Nie mam Formuły. Okradli mnie kiedy już na ciebie czekałem – oznajmił Garrett, na co ten skrzywił się nieznośnie.
– Ta kobieta nie dała mi wyjścia.
– Maggie.
– Powiedziałem jej wszystko. Kto potrzebuje Formuły i ile za nią zapłaci.
Garrett złapał się za głowę.
– Gdzie ona teraz jest?
– Nie wiem... Pewnie u zleceniodawcy. Plac Alberta 21.
Garrett nie potrzebował nic więcej. Odwrócił się gwałtownie i wybiegł na zewnątrz. Zatrzymał się dopiero pod drzwiami wskazanej kamienicy.
Wszedł do środka lekko zdenerwowany. Poruszał się bezszelestnie przeszukując poszczególne pomieszczenia. Nikogo nie zobaczył, nikogo nie usłyszał. Wreszcie wchodząc do jednego z pokoi na poddaszu stanął nieruchomo. Na podłodze leżało ciało Maggie.
Dokładnie obejrzał pomieszczenie – w rogach stały skrzynie oraz kilka zabezpieczonych prześcieradłem obrazów. Na suficie między belkami podtrzymującymi dach rozwieszona była siatka, na której trzymano worki i stare beczki. Upewniwszy się, że nie ma nikogo w środku wszedł i pochylił się nad zwłokami kobiety.
Szybko zabrał się za przeszukiwanie jej kieszeni. Formuły nie znalazł. Wyjął wbity w nią nóż i podniósł się na nogi. Już miał się obrócić, kiedy na plecach poczuł bolesne ukłucie.
– Wybacz Garrett... - odezwał się znajomy głos.
– Basso? Dlaczego? - Garrett nie mógł zrozumieć, co się dzieje.
– Rzuć sztylet na ziemię – rzekł stanowczo. Widać było, że nie chce negocjować.
Garrett szybko rozeznał się w sytuacji – nie może się odwrócić, nie może też odłożyć noża. Teraz dokładniej przyjrzał się siatce na suficie. Była przywiązana tylko na rogach, reszta swobodnie zwisała.
– Rzuć broń! Garrett zrozum, tu nie chodzi o przyjaźń, lojalność...
– To o co chodzi?
– Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi, czy nawet wspólnikami – Basso zaczął mówić spokojnie, wręcz melodyjnie. - W tym fachu liczą się tylko pieniądze. Wygrywa ten, kto najwięcej potrafi zarobić. A teraz rzuć w końcu ten sztylet.
Złodziej już nie zastanawiając się rzucił bronią w róg siatki. W momencie cała opadła, a stos worków i beczek posypał się tuż przed nimi. Zdezorientowany Basso nawet nie zauważył kiedy Garrett obrócił się za niego i odebrał mu jego własną broń. Teraz, trzymając go w objęciach, szepnął mu do ucha.
– To ja najwięcej potrafię zarobić. Jestem złodziejem. Jestem Garrett. Pamiętasz?
Energicznym ruchem wbił mu ostrze pod żebro po samą rękojeść. Ciało opadło na podłogę. Garrett zabrał mu wszystko co cenne. Wstał i wyszedł z kamienicy szukać nowego zadania.
Obudził go kopniak w żebra.
- Chciałem tylko oddać ci za to. – rzekł Bober i pokazał mu sińca na twarzy. - Jeszcze coś miłego? – spytał Garrett. - Tak, otóż musisz mi pomóc.- powiedział po czym przeciął krępujące go więzy. - Niby w czym?- spytał z niedowierzaniem złodziej. - Verminus był tyranem, ale Maggi jest szalona, musisz ją powstrzymać. – mówiąc to podał mu strój oraz broń.
Złodziej ubrał się prędko, to był jedyny sposób na odzyskanie Formuły.
- Szybko chodź za mną. – ponaglił Bober.
Garrett podążył za nim, w głąb willi, w której o dziwo nie było nikogo.
Szybko doszli do kuchni, w której Bober otworzył tajne przejście.
- To tu, życzę ci powodzenia! – rzekł i uciekł
Garrett spojrzał w tajemne drzwi i zobaczył kręcone schody. Nie pozostało mu nic innego jak zejść w mrok…
Schodząc zastanawiał się czy właśnie nie wszedł w pułapkę, ale jego rozmyślania przerwał koniec schodów, zobaczył drzwi.
Przystawił do nich ucho by sprawdzić czy są za nimi strażnicy, lecz usłyszał tylko hałas. Zaryzykował i pociągnął za klamkę, a jego oczom ukazał się niesamowity widok.
Otóż ujrzał sporą jaskinię, przekształconą w fabrykę. Odgadł że musi kierować się na drugą stronę groty, do miejsca, które góruje nad wszystkim.
Po jednej stronie były wielkie piece, kotły i hałdy węgla, przy których uwijali się robotnicy, a po prawej stosy skrzyń i beczek. Garrett zastanawiał się, która droga będzie lepsza i jego wybór padł na skład.
Jak cień szybko i bezproblemowo pokonywał dystans dzielący go od celu, czasem tylko chował się i czekał aż przejdą strażnicy.
Gdy wszedł na podwyższenie, ujrzał Maggi siedzącą przy biurku. Gdy podszedł by zabrać Formułę, kobieta odwróciła się:
-Okradziony złodziej wrócił po łupy?- zapytała drwiąco.
-Wyjaśniłabyś mi co tu w zasadzie się dzieje? –odparł.
- Więc. –zaczęła - Verminus kupił willę i przypadkiem znalazł przejście do tej groty, w której znalazł Formułę oraz fabrykę, moi bracia wysłali więc mnie bym zlikwidowała jego, po czym użyła Formuły w jedynym słusznym celu, bo widzisz – mówiąc to uniosła papier. –To przepis na łatwopalną i wybuchową broń.
Garrett wiedział już z kim ma do czynienia – Mechaniści.
- Znów próbujecie eksterminacji Pogan, a przy okazji reszty ludzi? – zapytał gniewnie.
- To oczywiste że nie chcemy dokonać ludobójstwa! – spojrzała na niego, a on spostrzegł szaleństwo w jej oczach. – To będzie tylko Oczyszczenie!
Już chciał ją zaatakować, gdy nagle przez jedne z drzwi wpadł strażnik:
- Uciekajcie! – wrzasnął.- Idą ludzie Sza…
Nie skończył, padł na ziemię i zobaczyli strzałę tkwiącą w jego głowie. W jednej chwili zapanował chaos. Przez wrota wparowali słudzy Szachraja, podpalając, niszcząc lub zabijając wszystko na swojej drodze. Strażnicy stanęli do walki. Maggi rzuciła się do ucieczki. Garrett ruszył w pościg. Pożar zaczął trawić fabrykę. Trudno było ją złapać między uciekającymi lub płonącymi. Jeden z ludzi Szachraja zaatakował go włócznią, lecz on płynnym ruchem ominął grot i poderżnął mu gardło. Dorwał Maggi dopiero przy tajnym przejściu.
- Chcesz nas zabić! – wrzasnęła. – Zaraz zapłoną beczki z miksturą!
Musiał przyznać jej rację i razem pobiegli w górę schodów, a potem w kierunku drzwi rezydencji. W momencie gdy przekroczyli próg, fala uderzeniowa wyrzuciła ich do przodu. Ujrzeli słup ognia, który wystrzelił w niebo. Potem Garrett stracił przytomność.
Gdy się obudził, Maggi nie było. Był jednak list:
Do widzenia Mistrzu Złodziei, myślę że niedługo znów się spotkamy.
Póki co ruszył w stronę wschodzącego słońca i zaczął się zastanawiać ile Basso zapłaci mu za Gwiazdę Polarną.
Pierwszą rzeczą jaką zarejestrował jego umysł tuż po przebudzeniu była obezwładniająca ciemność. Dopiero gdy mechaniczne oko przyzwyczaiło się do panującego wokół mroku zdołał wychwycić kontury stojących nieopodal mebli. Obudził się w zupełnie innym miejscu. Ciało miał sztywno przymocowane do drewnianej belki, sznur boleśnie wrzynał się w klatkę piersiową przy każdym ruchu.
- I to ciebie nazywają królem złodziei? – rozległ się znajomy głos za plecami Garretta a komnatę wypełniło mdłe światło lampy. Maggie zbliżyła się do niego. – Może powinieneś pomyśleć nad zmianą zawodu?
- Mylnie wziąłem cię za jasny punkt na zachmurzonym niebie. Chociaż powinien dać mi do myślenia fakt, że bez mrugnięcia okiem załatwiłaś Verminusa.
- Lord był głupcem. Nie wiedział, jaki skarb ma przed nosem. Dzięki tobie, złodzieju, udało mi się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Pozbyłam się największego rywala i zdobyłam przedmiot, dzięki któremu TO JA stanę się najwierniejszą wyznawczynią Szachraja!
Złodziej westchnął ciężko.
- Ten cały ambaras to jego sprawka? Mogłem się tego spodziewać. Ale powiedz mi, jaką rolę odegrał w tym wszystkim Basso?
Dziewczyna krzątała się po pomieszczeniu, co i raz biorąc do ręki niewielkie przedmioty – część z nich lądowała w przepastnej sakwie leżącej w kącie, pozostałe odkładała na miejsce.
- Basso to tylko kolejna marionetka w moim teatrze lalek. Myślałby kto, że ze swoją profesją powinien mieć sporo oleju w głowie, jednak na szczęście dla mnie, jest wrażliwy na kobiece wdzięki. Nie powinieneś na nim polegać, podczas gdy ty tkwisz tutaj ciasno skrępowany i zdany na moją łaskę, twój przyjaciel zaznaje cielesnych rozkoszy zaledwie kilka komnat dalej.
- Dlaczego zadałaś sobie tyle trudu żeby dowlec moje bezwładne ciało do Ukwieconego Domu?
- Chłopcom, którzy pomogli mi przetransportować cię tutaj pozwoliłam wziąć twój ekwipunek – Maggie uśmiechnęła się słodko. – No i dość tych pytań, mój drogi. Nie planowałam pogawędki z tobą – powinnam już dawno być w drodze. Jeśli spokojnie doczekasz świtu, ktoś przybędzie ci na ratunek. Jeśli zaś strażnicy posłyszą twe krzyki, przygotuj się na spotkanie ze śmiercią. Osobiście radzę nabrać ogłady, inaczej...
Jej dalsze słowa zatonęły w gwałtownym łoskocie dobiegającym zza drzwi.
- Otwieraj, Maggie! Jesteś mi coś winna, czyżbyś zapomniała?
Garrett natychmiast rozpoznał stłumiony przez grube drewno głos.
- Basso! Potrzebuję pomocnej dłoni! – zakrzyknął. Przez moment na twarzy Maggie zagościł szok, jednak szybko się z niego otrząsnęła. Podbiegła do Garretta i z zagłębienia między piersiami wyjęła maleńki flakonik. Odkorkowała go i potrząsnęła przed twarzą złodzieja. Z buteleczki buchnął niewielki kłębek szmaragdowego dymu.
- W istocie jesteś tylko pionkiem w zmyślnej grze Szachraja. Śpij słodko, mistrzu złodziei. Jeszcze się spotkamy.
Ostatnim obrazem, jaki zarejestrował przyćmiony umysł Garretta zanim ponownie pogrążył się w wymuszonym śnie było otwarte na oścież okno.
Zbudził się w biurze Bassa, promienie popołudniowego słońca ogrzewały jego twarz. Palący ból klatki piersiowej był jedynym wspomnieniem po krępujących go wcześniej więzach. Paser siedział za biurkiem.
- Uciąłeś sobie porządną drzemkę, Garrett. Co masz mi do powiedzenia?
Złodziej próbował uspokoić myśli. Wspomnienia minionej nocy przepływały ścieżkami jego umysłu niczym wartki strumień.
- Historia zatacza koła. Ale ta jeszcze nie dobiegła końca – westchnął. – W końcu dałem się zwieść kobiecie.
- Nie ty pierwszy i nie ostatni. Nie pierwszy i nie ostatni...
Skoro wszyscy piszą, ile mają znaków, ja mam bez spacji i formatowania na forum 2987 :)
Mam nadzieję, że tym razem uda się wkleić zdjęcia, nad którymi się tak napracowałam...
Dodaję ponownie, ponieważ poprzednim razem się nie opublikowało.
TEKST:
Jedyne, co do czego Garrett mógł mieć pewność to to, że napastnikiem nie byli żaden z Pogan. Ci nie mieli powodu, żeby pozostawiać Złodzieja w zaułku, żywego na dodatek.
– Garrett, wstawaj – powtórzył poirytowany głos nad jego głową.
– Basso... – Z ust złodzieja wydobył się żałosny jęk, który nijak nie przypominał mowy.
Paser nie odpowiedział, za to przystawił mu do ust bukłak, z którego Garrett niefrasobliwie łyknął. Palący płyn spłynął gardłem w dół, momentalnie stawiając obolałego złodzieja na nogi.
– Co to było? – zapytał, kaszląc.
– Na specjalne okazje – odparł paser. – Co się stało?
Basso musiał przyjść niedługo po tym, jak Garrett dostał w łeb. Dalej panowała noc, możliwe też, że napastnik daleko nie odszedł. Kolejną zastanawiającą rzeczą było to, że cios nie był na tyle silny, żeby rozłupać czaszkę. Albo ktoś nie chciał zabić, albo nie miał wystarczająco sił i czasu... albo takiego zamiaru?
Poklepał się po kieszeniach, sprawdzając, czy coś nie zniknęło. Nie było Formuły, ale też Gwiazdy Polarnej i innych kosztowności. Przeklął pod nosem. Jego łuku i strzał również nigdzie nie było.
– Dowiem się – odpowiedział, przypatrując się śladom na wilgotnej ziemi.
Basso skinął głową i odszedł. Obaj wiedzieli, co mają robić i że jeśli zajdzie taka potrzeba, Garrett znajdzie pasera.
https://fbcdn-sphotos-f-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash3/t1.0-9/69591_598102973607235_495188715_n.jpg
Złodziej ruszył prędko uliczką, przemykając z cienia do cienia. Uważnie nasłuchiwał, równocześnie usiłując odróżnić dźwięki otoczenia od szumienia w głowie. Nie było to łatwe zadanie.
Zdawało się, że szukanie napastnika jest niczym szukanie igły w stogu siana. Miliardy śladów nakładały się na siebie, jednak Garrettowi jedne z nich nie pasowały. Tak małe, z charakterystycznym odciskiem obcasa mogła zostawić jedynie droga podeszwa, zupełnie nie pasująca do tej dzielnicy.
Zobaczył Maggie dopiero przy wylocie z uliczki, powoli zmierzała konno w stronę rezydencji. Ona też go zobaczyła. Garrett pomyślał, że wyjątkowo dobrze radziła sobie z damskim siodłem. Jego ręka odruchowo powędrowała do kołczanu, jednak natknęła na pustkę.
https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/t1.0-9/1901957_597607636990102_1440359106_n.jpg
Doścignięcie galopującego konia było niemożliwe, nawet po dachach. Zdyszany złodziej zdołał zobaczyć jedynie, jak za Maggie zatrzaskują się drzwi rezydencji.
„Chyba nie myśli, że się tam nie dostanę?”, pomyślał. Strażnicy nie byli żadnym wyzwaniem, udowodnił to już raz. Świadom, że nowa pani tego domu mogła sprowadzić dodatkową ochronę, zeskoczył zwinnie na ziemię. Po chwili wspinał się już do okna.
Głowa bolała go niesamowicie, a specjał Bassa przytłumił nieco zmysły, jednak nie przeszkodziło to złodziejowi w dostaniu się do środka. Podążył znaną już trasą, sprawdzając każdy pokój, jednak nikogo nie spotkał.
„Dziwne” przeszło mu przez myśl.
Nagle do jego nozdrzy doleciał swąd palonego pergaminu. Złodziej niemal biegiem wpadł do ciemnego pomieszczenia, w którym Maggie pochylała się nad czymś, co płonęło na biurku. Rozpoznał Formułę.
– Spóźniłeś się, Garrett – powitała go, stając na drodze do ocalenia resztek dokumentu.
– Dlaczego? – zapytał złodziej, tłumiąc gniew.
– Żeby tacy ludzie jak ty i Basso nigdy nie dostali jej w swoje łapska. Nawet nie wiesz, ile zła mogłoby to wyrządzić w nieodpowiednich rękach – odparła, dumnie unosząc głowę. – Trzymaj, twoja zapłata, złodzieju. – Wyciągnęła w jego stronę kuferek, w którym znajdowała się spora garść monet i to bynajmniej nie miedziaków. Pomiędzy nimi znajdowała się Gwiazda Polarna.
Formuła była stracona. Maggie trzymała rękę na sztylecie, gotowa się bronić. Garrett musiał podjąć decyzję:
Wybrano: zabranie zapłaty i odejście.
Mistrz Cienia po godzinie budzi się i zauważa że na miejsce w którym został ogłuszony pada światło księżyca, nie chce tracić czasu na durne rozmyślanie. Szybko przesuwa się w cień i wzrokiem bada okolicę nie zwracając przy tym uwagi na ból który sprawiło mu uderzenie. Chwila wystarcza mu aby ocenić że w pobliżu nie ma zagrożenia, Garett postanawia znaleźć lepsze miejsce na przemyślenie co dokładnie mogło się stać i kto odważył się okraść mistrza złodziei. Podczas sprawnego przemieszczenia się po dachach budynków w jego głowie rodzi się wiele pytań ale jedno pytanie powoduje ogromny niesmak "Jak mógł się dać tak łatwo podejść" nagle zatrzymuje się na środku dachu nie zwracając uwagi na to gdzie znajduje się cień "Kur*a". To słowo najwidoczniej mu pomogło ruszył szybciej w kierunku w którym zmierzał. Po pewnym czasie znalazł się na najwyższym dachu w mieście do którego można było się dostać za pomocą ogromnej drobiny albo talentu. Garett usiadł spokojnie przy murku opierając się plecami o niego i spoglądając w tak dobrze mu znany księżyc, analizując przy tym każdy krok który wykonał tej nocy.
-"Łatwe zadanie, od tej łatwizny boli mnie łeb" "Ktoś złamał umowę handlu, hmm" przez moment mistrz zapatrzył się na gwiazdy a może chciał dokładnie przemyśleć sytuacje
- " Bober był zbyt głupi i chciwy na drobne rzeczy, po za tym wydałby się przy naszym spotkaniu" po tym zdaniu Garett wyjął swój mały sztylet który był idealnie wykonany przez kowala z mithrilu i zaczął obracać nim między palcami.
- "A może jeden ze strażników ?" ale w jednej chwili przypomniał sobie pewien drobny szczegół który podczas tej szalonej misji mu umknął, nie obyło się przy tym bez przekleństwa pod nosem za swoją postawę.
"Gdy byłem w piwnicy ta kurtyzana musiała mnie wiedzieć byłem tylko parę kroków od celu a w tym miejscu cień mi nie pomagał"
"Cholera a ja jej życie uratowałem, powtarzałem tyle razy - Liczy się tylko cel" ostatnie przekleństwo wydarło się z gardła mistrza i ruszył w drogę.
Tym razem już nie zwracał uwagi na obecność księżyca chciał zakończyć tą sprawę jeszcze tej nocy. Gdy ponownie znalazł się w ogrodzie. "Tym razem wejdziemy od góry" burknął na siebie Garrett.
Szybko podbiegł do elewacji budynku i sprawnym ruchem zarzucił kotwicę o kant rynny. Wiedział że musi wykonać jak to sam nazywał elegancki skok. Trzy oddechy i już jego stopy wyczuwały dobrze wykonaną duchówkę. Podszedł nad okno z którego parę godzin temu wyskoczył i nie zauważył żadnego światła więc postanowił zdecydowanie wskoczyć do środka. Tym razem każdy jego ruch był perfekcyjny nikt nie mógł go usłyszeć nawet sam mistrz był z siebie dumny tym skokiem. Oczy samoczynnie zaczęły już analizować otoczenie i tym samym zrozumiał że pokój się zmienił, wcześniej na ścianie nie było krwi, ciało Lord'a zostawiło na łóżku i podłodze ślady krwi.
- "No to teraz zaczyna się robić ciekawie" Garrett podszedł szybko do drzwi ale one otworzyły się gwałtownie i uderzyły go prosto w bark. Na chwilę Mistrz Cieni stracił panowanie nad nogami ale oparł się o ścianę plecami i czekał na rozwój wydarzeń. Do pokoju weszła całkiem rozebrana Maggie ale na jej pięknym ciele pojawiły się krwawe nacięcia. Stała przez chwilę samotnie po środku ciemnego pokoju trzymając słaba świecącą lampę gdy do pokoju wszedł pewnym krokiem wysoki mężczyzna ubrany w ciemny strój bardzo podobny do stroju Garrett'a
ale zamiast kaptura na głowie miał na twarzy maskę przypominającą wizerunek demona, cała była wypełniona wgłębieniami które to zostały pokryte jaskrawym niebieskim splotem. Mistrz wiedział że takie rzeczy potrafią wykonać tylko kowale ze srebrnego miasta i to nie za małą cenne i nie byle komu. Cisza w pokoju została przerwana przez głos wysokiego mężczyzny.
- "Wyjdź z cienia mistrzu i tak widzę Cię doskonale" - donośny głoś rozbrzmiał w czterech ścianach niczym śpiew mnicha w katedrze.
-"Co tutaj się dzieje" - zapytał z irytacją Garrett
-"Przepraszam Cię on mnie do tego zmusił" - odezwała się Maggie ale szybko po tych słowach została uderzona i znalazła się na ziemi.
-"To ja Cię mistrzu przepraszam za brak manier jestem Drakar najemnik a także łowca głów"- był nad wymiar spokojny w tak dziwnej sytuacji która miała miejsce w tym pokoju. "Wiele o Tobie słyszałem, dużo ludzi opowiada o Twoich wyczynach a bardowie piszą nawet o Tobie pieśni, nadano Ci miano mistrza a nawet słyszałem że nazywają Cie duchem"
-"Gó*no mnie to obchodzi gadaj po co tutaj jesteś i co jej zrobiłeś" - Garrett tracił już nerwy ale starał się panować nad swoimi słowami, wiedział ze sprawa jest niekorzystna dlatego jego prawa ręka już leżała na rękojeści maczugi.
- "Strasznie jesteś niecierpliwy a przecież przed nami cała noc. Widzisz mamy a raczej mieliśmy wspólnego znajomego"
- "Bass!!"- wykrzyknął mistrz
-"OOO tak właśnie było mu na imię zapomniałem przepraszam. Odwiedziłem tego jegomościa wczorajszego dnia aby dowiedzieć się kiedy mogę Cię zastać był bardzo oporny do wyznania tej tajemnicy ale utracenie klejnotów spowodowało miód dla moich uszu. Niestety biedak zaczął klnąc na mnie czego bardzo nie lubię więc poderżnąłem mu gardło"
-"Ty skur*ielu" - syknął przez zęby Garrett
- "I widzisz tak samo głupi był Twój przyjaciel" - przechadzał się przy tych słowach Drakar po pokoju oglądając wnętrze.
-"Po co cała ta farsa?"- zapytał ciężko mistrz
-"Widzisz bo ja nie uważam Cię za mistrza, to ja nim jestem. Wiem że pewnie samodzielnie nie podejmiesz się walki ze mną ale spokojnie pomogę Ci" - Drakar podniósł Maggie i mocno szarpnął w swoją stronę szybkim ruchem wbił w nią sztylet i rzucił w kąt pokoju "Masz dokładnie 3 minuty aby podać jej odtrutkę która leży na biurku inaczej ta ślicznotka odwiedzi Twojego przyjaciela i może da mu dupy a nie Tobie"
Garrett nie myśląc dłużej dobył lewą ręką swojego sztyletu i cisnął nim w stronę Drakara w prawej ręce już gotowa była jego maczuga. Jednak sztylet minął skroń łowcy i wbił się w ścianę. Sam Drakar skoczył do mistrza i zaczął atakować mieczem którego wcześniej Garrett nie zauważył. Wymiany były błyskawiczne dla zwykłego człowieka nawet niewidoczne, obaj zadawali precyzyjne w technice ciosy tylko najlepsi szermierze byliby w stanie je zablokować a dla nich obu była to drobnostka. Obaj wojownicy także stosowali brudne zagrywki ale im dłużej walczyli bardziej zdawali sobie sprawę że kończy im się repertuar zaskakujących ciosów. Ciągła szarża Drakara wymuszała że Garrett cofał się blokując nadchodzące ciosy naglę stracił równowagę przez mocarny cios z góry i otrzymał kopnięcie na klatkę od łowcy. Mistrz przeleciał przez pokój i o mało nie wypad przed okno, szybko zebrał się w sobie i postawił wszystko na jedną kartę rzucił swoją maczugą w stronę , łowca odbił ją bez trudu ale to dało chwilę czasu dla Garrett'a dzięki temu dobył on jednej ze swoich kulek i cisnął wprost pod nogi Drakara na jego nieszczęście kulka błysnęła jaskrawym światłem a jego oczy zgłupiały. Garrett sprawnie podskoczył do ściany w której był wbity jego sztylet ale w tym samym momencie łowca odzyskał wzrok i rzucił się na niego z mieczem, Garrett uchylił się od ciosu zachodząc od prawej ręki i szybkim ruchem wbił mu ostrze prosto w wątrobę.
-" To jeszcze nie koniec prawdziwy mistrzu"- wyszeptał Garrettowi Drakar po czym upadł na ziemie.
Garrett zabrał ampułkę i podaj jej zawartość Maggie. (Tutaj kończę historię i zostawiam wam możliwość pisania własnego zakończenia mojej historii) Miłego czytania :)
Rysunek, który nie dodał się w opowiadaniu.
(Nigdy nie grałem w żadną część serii, przepraszam więc za błędy rzeczowe.)
Złodziej otworzył oczy i chwilę zajęło mu przyzwyczajenie się do światła, którego przez lata tak dbale unikał. Nie mógł przypomnieć sobie co się wydarzyło, ale poczuł się nieswojo w tak jasnym pomieszczeniu. Był zakuty w kajdany. Nerwowo poklepał się po kieszeni – nic nie poczuł. Sięgnął do niej i dokładnie sprawdził zawartość. Tak dokładnie jakby nie mógł uwierzyć w brak tego, co kosztowało go tyle pracy.
Gdy już odzyskał ostrość obrazu zobaczył obok zwłoki Bassa. Okazało się, że złodziej był w domu zleceniodawcy. Zastanawiał się czemu został tu przyniesiony. Usłyszał głosy. Jego znajomi z domu Verminusa właśnie podpalali budynek. Garret popatrzył na martwego gospodarza. „Ty stary obżartuchu. Chciałeś ugrać za wiele i gdzie cię to zaprowadziło? A co gorsza kto mi teraz zapłaci…” – pomyślał. „Właśnie! Ty i twoje nawyki”. Garret przeszukał kieszenie Bassa. Wiedział, że miał on w zwyczaju bawić się ozdobną srebrną wykałaczką, którą tak obleśnie wydobywał resztki jedzenia spomiędzy zębów, gdy dawał mu instrukcje odnośnie skoku. Ale w kieszeniach nic nie znalazł. Zrezygnowany szukał innego wyjścia, aż w akcie desperacji sprawdził jeszcze usta Bassa. Widać zaskoczyli go nie mniej niż Garreta. Srebro nie było najlepszym materiałem na wytrych, ale zamki kajdan też nie należały do najbardziej zaawansowanych.
Garret zaczął szukać wskazówek. Znalazł notkę przysłaną do Bassa. Widniała na niej pieczęć cechu medyków. Znalazł w niej informacje o spotkaniu, a nieopodal leżała kartka, na której Basso zapisywał swoje uwagi. Złodziej pod presją czasu nie czytał ich. Wiedział, że każdy paser musi mieć ukryte wyjście na wypadek nieprzyjemnej wizyty. Lata doświadczenia sprawiły, że Garret szybko je znalazł.
Z notatek wynikało, że Basso odkrył, iż Verminus na zlecenie cechu medyków wykradł kiedyś recepturę na jakąś cudowną maść czy miksturę od ich konkurencji, by nie psuć im sprzedaży. Jej produkcja zniszczyłaby ich interesy. A nikt nie lubi gdy psuje się jego interesy. Oni do tego mieli władzę i byli piekielnie bogaci. Verminus przechytrzył ich. Zamiast sprzedać przepis kazał utrzymywać się do końca życia na poziomie arystokraty, a jeśli stałaby mu się krzywda przepis miał trafić w ręce wrogów cechu.
Szczęście dopisywało dziś Garretowi. No, może zaczęło mu w końcu dopisywać – z dachu budynku zobaczył zbirów, którzy podpalili dom Bassa. Doprowadzili go do domu Verminusa. Z bezpiecznej odległości obserwował dziewczynę, która w nerwowej atmosferze kazała swoim ludziom przeszukać każdy zakamarek, po czym przeszła do innej komnaty. Siedział tam Steve, związany. Przesłuchiwała go dobrą chwilę raz uwodząc, raz tworząc sztyletem paskudne blizny na jego ciele. Uważała go za wspólnika Verminusa, tego, który wie, gdzie jest ukryta prawdziwa Perfekcyjna Formuła. „Jak to?” - pomyślał złodziej – „To receptura, którą miałem w ręku była fałszywa?”. Gdy nadarzyła się okazja po kolei likwidował zbirów. Na koniec poszedł do Maggie, by zadać jej kilka pytań, ale ona uśmiechnęła się i rzuciła na Garreta ze sztyletem. Nadziała się wprost na jego ostrze. Steve ostatnim tchnieniem powiedział, że nie ma Perfekcyjnej Formuły, to był przekręt ich życia. Złodziej ostatni raz podszedł do Maggie. Z jej twarzy nie zniknął cierpki uśmiech i nadal pachniała różami. Garret odgarnął jej włosy z twarzy, zerwał z jej szyi Gwiazdę Polarną i powiedział „Chciaż ty mnie nie opuścisz. Aż do momentu gdy dostanę za ciebie ładną sumkę, rzecz jasna…” po czym wstał i odszedł. W cieniu i po cichu, tak samo jak przyszedł.
Właściwie to więcej czasu spędziłem na przycinaniu tego do właściwej długości (Znaków bez spacji 2995), niż samym pisaniu :D Ale mam nadzieję, że się spodoba:
Garrett ocknął się zaledwie kilkanaście minut później. To było dziwne. Żył i nie obudził się w celi. Szybkie sprawdzenie wyposażenia i był już pewien, że zniknęła jedynie Formuła. Czyżby zatem ktoś chciał w ten sposób przeciągnąć Złodzieja na swoją stronę? Tylko skąd wiedział o miejscu spotkania?
- Maggie. - Wygląda na to, że będzie musiał odwiedzić posiadłość Lorda Verminusa raz jeszcze.
Dotarcie na miejsce zajęło chwilę. Teraz jednak, gdy pozornie wszystko było przygotowane czuł się... nieswojo. To było dziwne wchodzić do posiadłości osoby, którą zamierza się okraść nie starając się nawet ukrywać. Nie było jednak innego wyjścia. Maggie wiedziała już o nim odrobinę i spodziewała się jego przybycia. Lepiej więc było przynajmniej pozornie przyjąć swoją porażkę. To nie było, jednak działanie w jego stylu i oby nie tylko on tak myślał.
Wiedział, gdzie go oczekują. Po drodze, jednak nie napotkał żywej duszy, co wykorzystał zostawiając na schodach niewielką kulę. Tak, jak się spodziewał. W obszernej komnacie dawniej należącej do Lorda poza Maggie było jeszcze kilku strażników. Doliczył pięciu, wszyscy z kuszami. Trzech za jego plecami i dwóch po drugiej stronie komnaty. Garretta starał się wyglądać na nie wzruszonego, choć irytowała go ilość światła jaką dawał żyrandol nad nim. W pokoju praktycznie nie było cienia i Złodziej czuł się z tym naprawdę źle.
- Oh, sam Mistrz Złodziei. Kto mógł się spodziewać? - Spytała Maggie uśmiechając się niewinnie.
- Formuła.
- To? - Dziewczyna pozwoliła sobie pomachać mu Formułą przed nosem - Oczywiście należy do Ciebie. Ale...
- Powinienem się jakoś zrekompensować za przetrzymanie jej dla mnie?
- Czytasz mi w myślach. - Maggie uśmiechnęła się lekko. - Widzisz jest ktoś, kto nie zaakceptuje moich praw do tego miejsca. Zabijesz go. Oczywiście możesz odmówić, ale wtedy pozostaniesz z niczym.
- Rozumiem. Zatem chyba nie mam innego wyjścia...
W zaledwie kilka sekund po tych słowach uruchomiła się niespodzianka, która zostawił na schodach wywołując głośny huk i przeciągły gwizd. To sprawiło, że wszyscy, jak jeden obrócili się w stronę wejścia do pokoju. Poza Garretem. Granat dymny upadł na środek pokoju, a jego detonacja zbiegła się z salwą z przeciwległej strony pokoju. Złodziej jednak zanurkował nisko, przetaczając się po podłodze i oba pociski przecięły powietrze na nim. Jeden pozbawił życia kusznika tuż obok. Strażnik przy oknie nie zdążył zareagować. Cios w skroń lekko go otumanił, lecz jego napastnik już był za nim mocnym szarpnięciem odwracając go twarzą do stojącego w drzwiach. Dzięki temu to on, a nie Garrett oberwał pociskiem. Jego towarzysz zbladł, uświadamiając sobie, że teraz to Złodziej ma przewagę, gdyż ten właśnie mierzył do niego z kuszy. Miast jednak w przeciwnika Garrett strzelił w łańcuch przytrzymujący żyrandol. Ten z głośnym hukiem upadł na ziemię, gasnąc. Zapanował chaos, który Maggie starała się opanować krzycząc na podległych Jej ludzi, pomiędzy kolejnymi atakami kaszlu. Dzięki temu Mistrz Złodziei wiedział, gdzie stoi. Skoczył naprzód płynnym ruchem wyciągając pałkę, a gdy dziewczyna dostrzegła w dymie niewyraźny kształt było już za późno. Celny cios w skroń pozbawił Ją przytomności. Wystarczyło chwycić to po co przyszedł i ulotnić się nim dym się rozwieje. Ponownie skorzystał z okna. W kilka sekund później stał już w bezpiecznej odległości od posiadłości, w której zrobiło się głośno, gdyż wszyscy rzucili się szukać Złodzieja. Ten zaś zlewając się z ciemnością przysiągł sobie, że ktoś mu słono dopłaci za wpakowanie go w kłopoty.
,,Mrok spowił nieprzytomne ciało Garretta, a on sam leżał nieruchomo tak jakby sen skradł mu duszę. Czas mijał nieubłaganie, a mimo to noc wydawała się jakby trwała wiecznie. Garrett się ocknął, pomacał ręka potylicę, lecz ból nie wydawał się tak silny jak mógłby przypuszczać. Uderzenie nie było silne, ale niezwykle precyzyjne. Po szybkiej kontroli zawartości ukrytych skrytek zauważył brak Formuły.
-Czas zamienić z kimś słowo twarzą w twarz lub pałką w łeb. - Pomyślał Garrett i udał się szybkim krokiem do posiadłości Lorda Verminusa.
Rezydencja wyglądała niezwykle podejrzanie, cały budynek był okryty atramentem nocy, a samej posiadłości pilnowało raptem paru młodych strażników.
Bez najmniejszych przeszkód Garrett dostał się do środka i ogarnęła go głęboka cisza. Nie było słychać rozmów strażników, ani nawet chrapania. Zachowując czujność Garrett udał się do pokoju Maggie na rozmowę. W pokoju jej nie było. Posiadłość wyglądała na opuszczoną. Nic bardziej mylnego. Instynkt podpowiedział Garrettowi, by ten sprawdził jeszcze komnatę Verminusa. Jak pomyślał, tak zrobił. Ostrożnie wszedł do środka. Cisza zamieniła się w głuchy odgłos mantry, a leżący przy łóżku złoty sygnet przykuł uwagę mistrza złodziei. Na pierścieniu widniał symbol wyglądający jak ryba w niepełnym okręgu. Na rybie znajduje się okrąg z punktem w środku, a nad nią również punkt. Garret od razu zauważył, że ten symbol to "Trzecie Oko Szachraja" - symbol Pogan.
Garrett jeszcze bardziej czujny przekroczył próg wiodący do sekretnych, mroczniejszych części posiadłości. Schody po których schodził były wąskie i słabo oświetlone. Po przekroczeniu ostatniego progu Garrett znalazł się w pomieszczeniu z pasem cel, jedna przy drugiej. W jednej z nich wydobywał się dosyć uporczywy, mający problem z prawidłową intonacją głos Mad Matta.
- "No to jak mój przyjacielu, wyśpiewasz mi wszystko co chcę wiedzieć czy mam połamać twoje złodziejskie paluszki? - zarechotał - "Niczego ode mnie nie wyciągniesz i tak wiesz więcej ode mnie." - Odpowiedzial Basso.
- "Jak śmiesz się tak do mnie odzywać." - Krzyknął Matt, próbując się powstrzymywać(czasem siłą) przed podnoszeniem głosu.
Garrett niepostrzeżenie zaszedł Matta od tyłu, ogłuszając go.
- "Jak miło Cię widzieć. Ale dotarcie tutaj mogłoby Ci zająć trochę mniej czasu. Mimo to masz u mnie kielicha..." - powiedział Basso z nieskrytym uradowaniem.
- "Klient nas wykiwał? Bo jeśli to Ty zdradziłeś tajemnicę handlową to lepiej byłoby dla ciebie, jakbym wcale tu się nie pojawił." - odrzekł Garrett.
- "Okazuję się bowiem Mistrzu Garretcie, że nasz klient właśnie przeprowadza jakiś rytuał przywołania Szachraja. Jak się okazuje, chcą wykorzystać ciało Lorda Verminusa jako naczynie dla samego Szachraja." - wyjaśnił Basso.
- "Ta doskonała Formuła ma w tym pomóc? - po chwili zastanowienia Garrett dodał - "Zresztą nie chcę wiedzieć. Czas tym razem zepsuć tę noc komuś innemu."
Garrett uwolnił Basso i udał się prędko w głąb korytarzy, prosto do sali, gdzie odbywał się rytuał. Był tam ołtarz znajdujący się w środku Heptagramu, na którym leżało truchło Lorda Verminusa. Przy ołtarzu trzymając oburącz karmazynowy kielich a w nim substancja wytworzona dzięki formule. A przed ołtarzem stoi spora grupa wyznawców, w tym także lordowska straż. Powtarzający słowa Szamanki Maggie niczym modlitwę.
Basso dołączył do Garretta. - "Trzeba działać, zanim sprawy bardziej się skomplikują." - zaszeptał Basso. "Ty lepiej nic mi nie mów o komplikacjach, ale masz rację." - odpowiedział cicho Garrett.
Wyciągnąwszy kuszę, po chwili wahania Garrett oddał celny strzał prosto w krtań szamanki, przerywając tym samym rytuał. Straż oraz reszta wyznawców ruszyła w bój przeciwko mistrzom złodziei i gdyby nie bomby błyskowe, kilka celnych strzał z kuszy w kończyny strażników, jak i zamęt który przy tych działaniach powstał, Ci już byli martwi. Trupy pogan rozścieliły salę. Dla pewności, że rytuał nie zakończył się powodzeniem, Garrett oddał ostatni bełt prosto w lordowską czaszkę.
- "Następnym razem upewnij się, kto zleca nam zadania. Chyba, że chcesz żebym zmienił profesję i czynić honory jako cel pierwszej misji." - Odrzekł Garrett po czym zniknął wraz z cieniem nocy, która równym tempem ustępowała światłu dziennemu.
- "Dobrze się spisałeś Garrett. Wieczorem wypijemy sobie po szklaneczce, a jutro będę mieć dla Ciebie specjalne zadanie, które z pewnością Ci się spodoba. Zasłużyłeś sobie, oj zasłużyłes."
Płuca płonęły żywym ogniem, lodowata woda wdzierała się do ust, uszu i nosa, a potem nagle wszystko ustało.
Wydarzenia ostatnich godzin pamiętał jak przez mgłę, ale jedno nie dawało mu spokoju: został okradziony. „Ironia losu” pomyślał i zaczął rozglądać się po okolicy. Pierwsze co przykuło jego uwagę to miejsce w jakim się znajdował. Nie pamiętał, żeby wybrał się do doków. Drugie były nietypowe ślady butów przy brzegu.
- Szpotawy Jake. - Splunął na ziemię. - Wygląda na to, że muszę złożyć Maggie wizytę. - Spojrzał w górę, powoli zaczynało świtać, po czym rozpłynął się w mroku.
Była tam gdzie widział ją po raz ostatni, w komnacie Verminusa. Stała do niego tyłem i właśnie dolewała sobie trunku do kryształowego kieliszka, wyraźnie świętując, kiedy rozległy się nierówne kroki, a po nich pukanie. „Jake” domyślił się złodziej „pewnie przyniósł jej Perfekcyjną Formułę. Tym lepiej dla mnie.” Drzwi zamknęły się, a Meggie wróciła do kieliszka kładąc Formułę obok na barku. Garret uśmiechnął się do siebie „to będzie łatwiejsze niż myślałem”. Bezszelestnie znalazł się za dziewczyną i szybkim ruchem sięgnął po cenną kartkę. Prawie wrzasnął kiedy jego ręka przeszła na wylot. Spróbował jeszcze raz.
- To bezcelowe. - usłyszał damski głos dochodzący zza jego pleców. - Nigdy ci się nie uda.
Odwrócił się na pięcie i natychmiast tego pożałował. Niecałe kilka kroków od niego stała kobieta cała poznaczona głębokimi ranami ciętymi, z których wciąż ciekła krew zlewając się z czerwienią jej sukni.
- Spokojnie ona nas nie słyszy – nieznajoma ruchem podbródka wskazała Meggie, która właśnie razem z Formułą opuszczała pokój – i nie widzi.
- Kim jesteś? - Garret z trudem hamował wściekłość, był tak blisko.
- Leanna. - Przedstawiła się wyciągając rękę. Nie uścisnął jej. - Garret jak sądzę. - Cofnęła dłoń zmieszana.
- Leanna nie żyje. Chcesz mi wmówić, że zacząłem widzieć duchy?- Przerwał jej chłodno.
- Nie. Próbuję w możliwie najmniej bolesny sposób uświadomić ci, że jesteś martwy, a konkretnie rzecz ujmując stałeś się duchem, widmem nazywaj to jak chcesz. - Złodziej milczał skonsternowany, więc mówiła dalej. - Wiesz jaka jest Maggie. Wolała dać ci Formułę, a potem za jednym zamachem pozbyć się świadka morderstwa i odzyskać co jej. Pewnie wmawia wszystkim, że to ty zabiłeś Verminusa.
- Muszę iść.
- Co? Dokąd? Stój! Nie rozumiesz?! Już nic nie możesz zrobić! Zostań ze mną! - W jej głosie pobrzmiewała rozpacz i... samotność.
- Muszę wiedzieć po co to wszystko. - Odszedł nie odwracając się ani razu.
- Co!!! - Krzyk Maggie poniósł się echem po całej rezydencji. Chwilę później ze ściany obok wynurzyła się głowa Garreta. - To nie może być puste! Tu miał być tekst Perfekcyjnej Formuły! - oglądała kartkę pod różnymi kątami, ale niczego nie dostrzegła. W końcu sfrustrowana rzuciła nią w kąt pomieszczenia wkładając w to całą swoją złość. - Ktoś mi za to zapłaci. - Wściekła wysyczała przez zęby i wyszła z pokoju.
Zrezygnowany złodziej ruszył w stronę obecnie bezwartościowego świstka. „Czyli cała ta afera o zwykłą, pustą kartkę. Ktoś kto zlecił tę kradzież musiał się świetnie bawić.” Spojrzał z góry na Perfekcyjną Nie-formułę i zamarł w bezruchu. Nie była pusta. Ukląkł żeby przyjrzeć się jej bliżej i zaczął czytać. Nie był w stanie zrozumieć ani słowa, ale kiedy skończył, świat wokół niego zawirował.
- Zobaczysz, to będzie banalna robota. Wejdziesz, złapiesz Formułę i wyjdziesz. Verminus nawet się nie zorientuje, że ktoś go obrobił. Garret czy ty mnie w ogóle słuchasz? - Basso wyglądał na wyraźnie poirytowanego. - Bierzesz tę robotę?
- Nie tym razem.
Garret znajdował się w ogromnej rezydencji, ścigały go ciemne postacie, lecz gdy tylko próbował się ukryć wszystko dookoła znikało , zostawiając go samego, bez szansy na ratunek. Sen minął krótko przed przebudzeniem przez migające światło latarni, po zmrużeniu oczu, dostrzegł znajomą postać. Basso stał tam w swoim kapeluszu i stroju który był parodią eleganckiego. Po zawieszeniu latarni zobaczył że złodziej nie śpi, wydął swoje rybie usta i chytrze się uśmiechnął, choć było widać że jest nie zadowolony. Po chwili się odezwał,- No to powiesz co się stało?, mój czas jest drogi, jak ta formuła, zresztą ten lokal też nie jest tani-. Głowa Garretta wciąż pulsowała od bólu,-Auu... nie jestem pewien ale... -.Przeszukał swoje wyposażenie by stwierdzić że oprócz formuły brakuje naszyjnika z ostatniej misji. Mogło być gorzej. Paser pochylił głowę by rozmawiać szeptem- Co z formułą?-.Garret pokiwał przecząco głową. Paser wyprostował się energicznie i machnął zawiedziony rękoma - Przecież nie schowałem jej w zaułku,gdzie byłeś?- [b]Wybornie szła mi karta, a kiedy dotarłem na miejsce chyba przestraszyłem twoich znajomych.
- Widziałeś kto to?-. W odpowiedzi Basso wykrzywił przecząco twarz.- A więc przegrywałeś grając w karty, kiedy ja byłem okradany? -Skąd ten pomysł?.Ehh...tak przegrałem. Jak masz mi coś do zarzucenia lepiej powiedz czemu Mistrz Złodziei dał się podejść
- Żebyś zobaczył jak się kończy niepunktualność-. Po uspokojeniu się wyjaśnili sobie resztę informacji. Ustalili że Paser dowie się czegoś o tej sytuacji i popyta kto chce sprzedać podwójnie ukradziony medalion, a Garret się wyleczy i poczeka na rozwój wydarzeń. Przeszkodziły im tylko karczemne dziewki. Garret wyjaśnił Paserowi że mu na ból głowy nie pomaga to co jemu i polecił by od razu zabrał się do pracy. Dziewka umówiona z Basso nie kryła zawodu z tego powodu.
Garret już dawno zorientował się do której karczmy zabrał go Basso. Po doprowadzeniu się do porządku, zamówił przy barze specjalność dnia. Usiadł jak zawsze plecami do rogu karczmy w cieniu. Pomyślał nad ostatnim oszałamiającym wydarzeniem, czuł tam charakterystyczne perfumy,
o ile zaułki tak ostatnio nie pachną to była tam Maggie. Miała pomocników, nie mogła go powalić sama, nie żeby ujmował złodziejce ukrytych atrybutów, ale po prostu cios padł z góry zadany przez kogoś wysokiego. Rozmyślania Garretta przerwał bogaty jegomość, który chciał się uraczyć
jakimś chamskim napojem, w końcu okazja czyni złodzieja. Nie była to jedna z biedniejszych karczm, w których cieszył się sławą wielkiego sportowca, a tamtejszym sportem narodowym było złodziejstwo. W tej karczmie mało kto go znał i wkrótce drogi sztylet jegomościa
który dumnie trzymał przy pasie, zdobił teraz torbę nowego właściciela. Po czasie zobaczył Basso
dumnego z siebie, Paser od razu zabrał się do mówienia. - Wiem kto to był, szybko znalazłem pasera mającego ten medalion, on znowu ze strachu przed tobą od razu opisał sprzedawce-. Po dokładnym wysłuchaniu opisu, Garret pokazał Basso by podszedł z nim do człowieka, wyglądającego jak z opisu. Przestraszył się, ale nie uciekał, w końcu Garrret chwycił go za kołnierz i zaczął nim szarpać- Po co mnie śledzisz, to ty mnie zaatakowałeś?-. Przestraszony człowiek z łysą głową i twarzą jak zakapior odpowiedział – spokojnie mam propozycje – gadaj!. -Mieliśmy sprzedać formułę kolesiowi umówionemu z Maggie, straszny gość zakapturzony, milczący, nie dało się go zapamiętać. Maggie poszła za nim by sprawdził formułę, nagle latarnie zaczęły gasnąć, zrobiło się zimno, usłyszeliśmy urwany krzyk. Próbowaliśmy uciekać ale jego pomocnik powiedział że mamy znaleźć prawdziwą formułę i drugą też, albo nas znajdzie-. Wtrącił się zdziwiony Basso – Co zabrali ci podróbkę?, Garret ciągle mnie zaskakujesz -, Garret uśmiechnął się w odpowiedzi – Dobrze wiedzieć że były dwie-. Zakapior znowu zaczął mówić – Stłukliśmy kolesia który miał drugą, ale mojego kumpla już ktoś załatwił, więc co ty na to oddajemy formuły i dzielimy się po połowie? - Ciekawa propozycja,ale przeoczyłeś jedno, wszystko co masz jest już moje-. Kiedy łysy nieszczęśnik zaczął gorączkowo przeszukiwać swój pas, Mistrz Złodziei znikał już w cieniach karczmy.
Złodziej ocknął się, i zorientował się, że siedzi związany w niemal pustym pokoju. Szybko uporał się z niezłymi węzłami, po czym z wytrychem podszedł do drzwi przed nim. Wchodził w pułapkę, ale pozbawiony swoich zdobyczy oraz ekwipunku nie miał wielkiego wyboru.
Wszedł śmiałym krokiem do skromnie urządzonego pokoju, w którym znajdowała się tylko szafa, łoże, stołek i dywan na podłodze. Spodziewał się tu każdego, dosłownie każdego, ale nawet przez sekundę nie pomyślał o pucułowatym wartowniku pilnującym drzwi do rezydencji. Ten miał na sobie strój z szarej skóry, kaptur i... łuk Garetta. Siedział na oparciu okna z przewiązaną linką i wiadomym było, że lada moment opuści się i zniknie w mroku. Garett stojący w progu drzwi nie miał szans, by go dopaść, nim tamten ucieknie.
- Ty jesteś... Warchlak? - wypalił Złodziej. Jego rozmówca roześmiał się i odparł:
- Srodze mnie rozczarowałeś, Garett. Może się starzejesz? Nie zauważyłeś mnie odkąd zacząłem podążać twoim śladem w rezydencji! Nie zauważyłeś mnie w ciemnym zaułku! Jeszcze ta przemoc. To nie w twoim stylu. - eks-wartownik miał naprawdę rozczarowaną minę. - Nie mówiąc już o naszej przebiegłej damie w opałach. Zrobiła nas obu, nie ma co.
- Kim jesteś?
- Hmm. Może Nowym Złodziejem? - zapytał onieśmielonym głosem – Może głupawym strażnikiem z rezydencji, Prosiakiem? A może...? - przerwał na moment - Gdybyś uważnie słuchał i kojarzył fakty pewnie byś już wiedział! To oczywiste, że miałem pilnować Verminusa. Ten dureń był nam potrzebny, bo ma pieniądze i władzę. Nie tylko ty zawiodłeś dziś wieczór, ja także. Spuszczając z oka małą Maggie, kiedy obserwowałem ciebie, popełniłem niewybaczalny błąd. Na szczęście drugie rozdanie i Formuła należą do mnie. A właśnie, jak myślisz, czym jest Formuła?
Garett milczał.
- Ha! O ileż prościej byłoby znając odpowiedź na to jedno pytanie. Zadaj je tym, którzy cię mi wystawili. Uroczej Młotodzierżczyni Maggie i sprzedajnemu Basso. A teraz, żegnaj Złodzieju! - szybkim ruchem wychylił się za okno.
- Gówno wiesz, Warchlaku. - stwierdził spokojnie Garett. - I gówno masz.
- Hmm. Mocne słowa, jak na kogoś, komu właśnie skradziono broń. - przez chwilę obaj mierzyli się wzrokiem - Co masz na myśli? - odparł w końcu młodszy z mężczyzn powracając do wygodnej pozycji w ramie okiennej.
- To, co trzymasz w wewnętrznej kieszeni kurty, to nie Formuła. Ukryłem ją i wziąłem ze sobą falsyfikat wiedząc, że mnie śledzisz.
Po długiej chwili nerwowego milczenia w końcu zeskoczyła bezgłośnie na dywan i dobyła łuku.
- Bez sztuczek. Mam łuk i nóż za pasem, a ty nie masz czym się podrapać po tyłku. Gadaj, Garett. Gdzie jest Formu...
Złodziej nie czekał i ani myślał o gadaniu. Błyskawicznie obrócił się bokiem do przeciwnika tak, by strzała, którą tamten wystrzelił miała mniejsze szanse na trafienie go. Sztuczka opłaciła się, Złodziej oberwał w ramię. Nim zdołał cokolwiek poczuć zdążył szarpnąć za dywan, na którym stał jego oponent. Postać z łukiem runęła na ziemię i po chwili czuła już na gardle własny nóż przyłożony do szyi przez Złodzieja.
- Muszę przyznać, że jesteś naprawdę niezły. Zapomniałeś jednak, że w tym fachu najważniejsze jest... oszustwo. Wiem, że ani Maggie, ani Basso mnie nie wystawili. Ach, i zapomniałbym, to JEST prawdziwa Formuła. - powiedział Złodziej sięgając po swoją zdobycz.
Usłyszeli pukanie do drzwi.
- Harley, otwieraj! Młotodzierżcy rozpracowali naszą siatkę, musimy się zmywać i to czym prędzej! Harley!
- Ładny pokój. Cokolwiek masz... - powiedział Złodziej znikając za oknem, a ostatnie z jego słów zagłuszył wiatr.
Krople deszczu delikatnie muskały jego twarz, gdy unosił swe ociężałe powieki. ,,Ból” – to pierwsza myśl, która przeszyła jego umysł gdy odzyskał przytomność, powolnym ruchem dłoni złapał się za potylicę, która w tym momencie pulsowała dla niego żywym ogniem. Podniósł się i rozejrzał dokoła, nie był już bowiem w umówionym miejscu lecz w jakieś bocznej uliczce, leżał pomiędzy jakimiś beczkami, ktoś wyraźnie nie chciał by wzbudzał sensacje. „Formuła … cały wysiłek na marne” zaklął cicho i zgrzytnął zębami. Wyszedłszy na główny trakt zacisnął tylko swe wściekłe pięści i ruszył żwawo przed siebie a kroki swe skierował na umówione spotkanie, właśnie tam gdzie miał się spotkać z Basso. Gdy dotarł na miejsce zastał swego zleceniodawcę jak siedział w najlepsze na ławeczce i drapał się po brodzie. Gdy ujrzał Garretta uśmiechnął się tylko kątem ust i rzekł – Spóźniłeś się, masz formułę?. Złodziej jednakże jako odpowiedź wyprowadził cios w brzuch człowieka a ten padł skulony na ziemię. Basso załkał cicho i rzekł drżącym z przerażenia głosem - Dlaczego?! Chwila, czekaj … co robisz?! - po tych słowach padł kolejny cios ten tym razem wymierzony został w szczękę niedoszłego kupca. Złodziej odetchnął z ulgą, klęknął przed wijącym się z bólu paserem i rzekł całkowicie spokojnym głosem jak to z resztą miał w zwyczaju –Właśnie Basso, dlaczego? Tak ciężko było po prostu zapłacić nieprawdaż? – i wymierzył mu kolejny cios w szczękę – Gdybym nie zdążył na czas, Maggie mogła, by nie żyć i tak mi dziękujesz za ratowanie swoich ludzi?. Basso złapał się za twarz i splunął w bok juchą z krwawiącej wargi, po czym wręcz się wydarł – Maggie?! Przecież ona jest od ciebie! Przyszła do mnie po zapłatę dla ciebie i mówiła że zaraz przyjdziesz z formułą! – po tych słowach odruchowo zasłonił twarz i skulił się na wypadek kolejnych ciosów. Jednakże zamiast tego złodziej po prostu ruszył biegiem przed siebie, wszystko dla niego bowiem stało się jasne. Po kilku chwilach był już przed rezydencją Verminusa wdrapał się na mur tak samo jak poprzednim razem, o dziwo nikt nie zauważył liny zwisającej w zacienionym odcinku muru. Gdy przedostał się już na teren pałacyku ujrzał kulawego Jake’a, który akurat pełnił wartę przy frontowym wejściu, złodziej stanął przed kolejnym wyborem … utorować sobie drogę po trupach czy oszczędzić tylu ile się da. Na nieszczęście dla strażników Garrett postanowił dać upust wściekłości i podszedł bezszelestnym krokiem do wartownika, gdy ten na dosłownie chwilę odwrócił wzrok, nie zdążył nawet krzyknąć, włamywacz jednym szybkim ciosem otwartej dłoni w gardziel zmiażdżył mu krtań. Ciało osunęło się po chwili na ziemie popadając w przedśmiertne konwulsje. Bez większych ceregieli Garrett ruszył dalej, gdy postawił swe kroki w głównym holu rozejrzał się tylko czy nikt go nie usłyszał i ruszył schodami na górne piętra budynku. Przed wejściem do sypialni Maggie ujrzał jeszcze dwóch strażników, nie patyczkując się jednak wyjął swój łuk i napiąwszy cięciwę zdjął obu z nich. Gdy obaj leżeli już martwi wszedł do jej pokoju, tak jak poprzednio dało się wyczuć woń perfum unoszących się w powietrzu. Zastał ją siedzącą na łóżku, wyraźnie czekała na niego – Zatem … już to rozgryzłeś, nieprawdaż? – rzekła cicho wzdychając przy tym. Złodziej nie odpowiedział, spojrzał tylko na stolik, na którym leżała wypchana sakwa oraz formuła, po krótkiej chwili podszedł do kobiety i jednym szybkim ruchem skręcił jej kark. Po tym odszedł zabierając ze sobą złoto i formułę, spytacie pewnie co stało się z, nim potem … cóż to już zupełnie inna historia.
Krople deszczu delikatnie muskały jego twarz, gdy unosił swe ociężałe powieki. ,,Ból” – to pierwsza myśl, która przeszyła jego umysł gdy odzyskał przytomność, powolnym ruchem dłoni złapał się za potylicę, która w tym momencie pulsowała dla niego żywym ogniem. Podniósł się i rozejrzał dokoła, nie był już bowiem w umówionym miejscu lecz w jakieś bocznej uliczce, leżał pomiędzy jakimiś beczkami, ktoś wyraźnie nie chciał by wzbudzał sensacje. „Formuła … cały wysiłek na marne” zaklął cicho i zgrzytnął zębami. Wyszedłszy na główny trakt zacisnął tylko swe wściekłe pięści i ruszył żwawo przed siebie a kroki swe skierował na umówione spotkanie, właśnie tam gdzie miał się spotkać z Basso. Gdy dotarł na miejsce zastał swego zleceniodawcę jak siedział w najlepsze na ławeczce i drapał się po brodzie. Gdy ujrzał Garretta uśmiechnął się tylko kątem ust i rzekł – Spóźniłeś się, masz formułę?. Złodziej jednakże jako odpowiedź wyprowadził cios w brzuch człowieka a ten padł skulony na ziemię. Basso załkał cicho i rzekł drżącym z przerażenia głosem - Dlaczego?! Chwila, czekaj … co robisz?! - po tych słowach padł kolejny cios ten tym razem wymierzony został w szczękę niedoszłego kupca. Złodziej odetchnął z ulgą, klęknął przed wijącym się z bólu paserem i rzekł całkowicie spokojnym głosem jak to z resztą miał w zwyczaju –Właśnie Basso, dlaczego? Tak ciężko było po prostu zapłacić nieprawdaż? – i wymierzył mu kolejny cios w szczękę – Gdybym nie zdążył na czas, Maggie mogła, by nie żyć i tak mi dziękujesz za ratowanie swoich ludzi?. Basso złapał się za twarz i splunął w bok juchą z krwawiącej wargi, po czym wręcz się wydarł – Maggie?! Przecież ona jest od ciebie! Przyszła do mnie po zapłatę dla ciebie i mówiła że zaraz przyjdziesz z formułą! – po tych słowach odruchowo zasłonił twarz i skulił się na wypadek kolejnych ciosów. Jednakże zamiast tego złodziej po prostu ruszył biegiem przed siebie, wszystko dla niego bowiem stało się jasne. Po kilku chwilach był już przed rezydencją Verminusa wdrapał się na mur tak samo jak poprzednim razem, o dziwo nikt nie zauważył liny zwisającej w zacienionym odcinku muru. Gdy przedostał się już na teren pałacyku ujrzał kulawego Jake’a, który akurat pełnił wartę przy frontowym wejściu, złodziej stanął przed kolejnym wyborem … utorować sobie drogę po trupach czy oszczędzić tylu ile się da. Na nieszczęście dla strażników Garrett postanowił dać upust wściekłości i podszedł bezszelestnym krokiem do wartownika, gdy ten na dosłownie chwilę odwrócił wzrok, nie zdążył nawet krzyknąć, włamywacz jednym szybkim ciosem otwartej dłoni w gardziel zmiażdżył mu krtań. Ciało osunęło się po chwili na ziemie popadając w przedśmiertne konwulsje. Bez większych ceregieli Garrett ruszył dalej, gdy postawił swe kroki w głównym holu rozejrzał się tylko czy nikt go nie usłyszał i ruszył schodami na górne piętra budynku. Przed wejściem do sypialni Maggie ujrzał jeszcze dwóch strażników, nie patyczkując się jednak wyjął swój łuk i napiąwszy cięciwę zdjął obu z nich. Gdy obaj leżeli już martwi wszedł do jej pokoju, tak jak poprzednio dało się wyczuć woń perfum unoszących się w powietrzu. Zastał ją siedzącą na łóżku, wyraźnie czekała na niego – Zatem … już to rozgryzłeś, nieprawdaż? – rzekła cicho wzdychając przy tym. Złodziej nie odpowiedział, spojrzał tylko na stolik, na którym leżała wypchana sakwa oraz formuła, po krótkiej chwili podszedł do kobiety i jednym szybkim ruchem skręcił jej kark. Po tym odszedł zabierając ze sobą złoto i formułę, spytacie pewnie co stało się z, nim potem … cóż to już zupełnie inna historia.
Garrett wślizgnął się zwinnym ruchem do pokoju. Cel jego misji znajdował się tuż przed nim. Szkatułka leżała na hebanowym blacie sekretarzyka. Ostrożnie wyciągnął rękę po swój łup. Zastygł, gdy katem oka dostrzegł poruszającą się w półmroku niewielką sylwetkę. Czarno-biały kocur wskoczył na drogocenny mebel i dostojnie usadowił się na szkatułce. „Przeklęty sierściuch” pomyślał Garrett. Nigdy nie lubił kotów.
- A kysz! - próbował przepędzić zwierzaka.
- Garrett, gdzie Formuła?
Złodziej zamrugał ze zdziwienia i z lekkim niedowierzaniem spojrzał jeszcze raz na kota.
- Gdzie Perfekcyjna Formuła złodzieju od siedmiu boleści?- powtórzył z naciskiem kot.
- Koty nie mówią.-stwierdził stanowczo Garrett.
-Jakie koty? Co ty chrzanisz Garrett? Aż tak mocno oberwałeś? Oprzytomnij wreszcie!
Obraz zaczął się rozmywać. Wyczuł parę silnych rąk mocno nim potrząsających. Przed jego oczyma zmaterializował się wizerunek Bassa. Wspomnienia nocy powróciły. Dłoń złodzieja mimowolnie powędrowała w kierunku schowanej Formuły. Niepokojąca pustka, na którą natknęły się palce Garretta potwierdziły najgorsze przypuszczenia.
- A niech cię… Akurat teraz musiałeś dać się tak głupio podejść?
- To może wytłumaczysz mi swój brak punktualności?
- Nagła rewizja. Podpuszczenie strażników było sprytnym zagraniem, ale nie mogła wiedzieć, że byłem gotowy na taką ewentualność.
- Kogo masz na myśli?
- Maggie. Wystawiła nas obu. Zawsze pracowała dla tego, kto daje najwięcej. Nie sadziłem, że ktoś przebije moją ofertę. Słuchaj Garrett, ta Formuła wiąże się z ogromnymi zyskami. Podejrzewam gdzie Maggie mogłaby chcieć sfinalizować swoją transakcje.
- Czy ja dobrze rozumiem? Najpierw bez mojej wiedzy zaangażowałeś w tą misje jeszcze jedną osobę, po czym oczekujesz, że za tą samą stawkę będę naprawiał twoje błędy? Jeśli chcesz żebym się tym zajął musisz nieco dopłacić.
- Powinienem potrącić ci za twój brak rozwagi, ale niech ci będzie.- Niechętnie zgodził się Basso.
Garrett stąpał lekko po drewnianym podeście, zachowując z dawna wyuczone nawyki. Przylgnął na skraju opuszczonej wartowni i w bezruchu obserwował pogrążony w mroku wskazany przez Bassa zaułek. Już po chwili zjawiła się kobieca postać. Przystanęła w najciemniejszym kącie wyraźnie kogoś oczekując. Chwilę później z ciemności wychynęła kolejna sylwetka. Garrett nawet nie zauważył skąd nadeszła. W duchu przeklął swoją nieuwagę. Maggie bez zbędnych formalności oddała wspólnikowi cenny dokument. W odpowiedzi tajemnicza postać rzuciła jej przyjemnie brzęczącą, pękatą sakiewkę. Garrett przyjął dogodną pozycje do oddania strzału. Spokojnym ruchem sięgnął po strzałę. Ramiona łuku powoli naginały się pod wpływem siły złodzieja. Nie czekając na dalszy przebieg akcji wypuścił strzałę. Niespodziewanie klient Maggie zgiął się w pół unikając zabójczego ataku. Strzała minęła swój cel i przyszpiliła do muru płaszcz kobiety. Garrett co prędzej rzucił się w pogoń za uciekającym nieznajomym. Jeszcze raz wymierzył i wypuścił strzałę. Grot przechwycił formułę w locie, zaś szaty uciekiniera opadły na ziemię jakby ich zawartość wyparowała. Garrett docierając na miejsce dostrzegł pod swoimi stopami studzienkę. W czeluści kanałów panował mrok znacznie gęstszy i bardziej niepokojący niż ciemność w której skąpane było miasto. „ Nie wpatruj się zbyt długo w otchłań bo otchłań zacznie się wpatrywać w ciebie” przypomniał sobie stare powiedzenie.
Mimo że Garrett ostatecznie zdobył Formułę i sakiewkę Maggie, to wciąż zastanawiała go tajemnicza postać.
Uhh.. nie zdążyło zapisać mi grafiki teraz wersja już z oprawą graficzną:
Garrett wślizgnął się zwinnym ruchem do pokoju. Cel jego misji znajdował się tuż przed nim. Szkatułka leżała na hebanowym blacie sekretarzyka. Ostrożnie wyciągnął rękę po swój łup. Zastygł, gdy katem oka dostrzegł poruszającą się w półmroku niewielką sylwetkę. Czarno-biały kocur wskoczył na drogocenny mebel i dostojnie usadowił się na szkatułce. „Przeklęty sierściuch” pomyślał Garrett. Nigdy nie lubił kotów.
- A kysz! - próbował przepędzić zwierzaka.
- Garrett, gdzie Formuła?
Złodziej zamrugał ze zdziwienia i z lekkim niedowierzaniem spojrzał jeszcze raz na kota.
- Gdzie Perfekcyjna Formuła złodzieju od siedmiu boleści?- powtórzył z naciskiem kot.
- Koty nie mówią.-stwierdził stanowczo Garrett.
-Jakie koty? Co ty chrzanisz Garrett? Aż tak mocno oberwałeś? Oprzytomnij wreszcie!
Obraz zaczął się rozmywać. Wyczuł parę silnych rąk mocno nim potrząsających. Przed jego oczyma zmaterializował się wizerunek Bassa. Wspomnienia nocy powróciły. Dłoń złodzieja mimowolnie powędrowała w kierunku schowanej Formuły. Niepokojąca pustka, na którą natknęły się palce Garretta potwierdziły najgorsze przypuszczenia.
- A niech cię… Akurat teraz musiałeś dać się tak głupio podejść?
- To może wytłumaczysz mi swój brak punktualności?
- Nagła rewizja. Podpuszczenie strażników było sprytnym zagraniem, ale nie mogła wiedzieć, że byłem gotowy na taką ewentualność.
- Kogo masz na myśli?
- Maggie. Wystawiła nas obu. Zawsze pracowała dla tego, kto daje najwięcej. Nie sadziłem, że ktoś przebije moją ofertę. Słuchaj Garrett, ta Formuła wiąże się z ogromnymi zyskami. Podejrzewam gdzie Maggie mogłaby chcieć sfinalizować swoją transakcje.
- Czy ja dobrze rozumiem? Najpierw bez mojej wiedzy zaangażowałeś w tą misje jeszcze jedną osobę, po czym oczekujesz, że za tą samą stawkę będę naprawiał twoje błędy? Jeśli chcesz żebym się tym zajął musisz nieco dopłacić.
- Powinienem potrącić ci za twój brak rozwagi, ale niech ci będzie.- Niechętnie zgodził się Basso.
Garrett stąpał lekko po drewnianym podeście, zachowując z dawna wyuczone nawyki. Przylgnął na skraju opuszczonej wartowni i w bezruchu obserwował pogrążony w mroku wskazany przez Bassa zaułek. Już po chwili zjawiła się kobieca postać. Przystanęła w najciemniejszym kącie wyraźnie kogoś oczekując. Chwilę później z ciemności wychynęła kolejna sylwetka. Garrett nawet nie zauważył skąd nadeszła. W duchu przeklął swoją nieuwagę. Maggie bez zbędnych formalności oddała wspólnikowi cenny dokument. W odpowiedzi tajemnicza postać rzuciła jej przyjemnie brzęczącą, pękatą sakiewkę. Garrett przyjął dogodną pozycje do oddania strzału. Spokojnym ruchem sięgnął po strzałę. Ramiona łuku powoli naginały się pod wpływem siły złodzieja. Nie czekając na dalszy przebieg akcji wypuścił strzałę. Niespodziewanie klient Maggie zgiął się w pół unikając zabójczego ataku. Strzała minęła swój cel i przyszpiliła do muru płaszcz kobiety. Garrett co prędzej rzucił się w pogoń za uciekającym nieznajomym. Jeszcze raz wymierzył i wypuścił strzałę. Grot przechwycił formułę w locie, zaś szaty uciekiniera opadły na ziemię jakby ich zawartość wyparowała. Garrett docierając na miejsce dostrzegł pod swoimi stopami studzienkę. W czeluści kanałów panował mrok znacznie gęstszy i bardziej niepokojący niż ciemność w której skąpane było miasto. „ Nie wpatruj się zbyt długo w otchłań bo otchłań zacznie się wpatrywać w ciebie” przypomniał sobie stare powiedzenie.
Mimo że Garrett ostatecznie zdobył Formułę i sakiewkę Maggie, to wciąż zastanawiała go tajemnicza postać.
Zanim otworzył oczy, zebrał donośnym charknięciem zalegającą w podniebieniu krew i splunął gęsta wydzieliną. Później ujrzał ją, z jeszcze większą pewnością na twarzy, niż kiedy podawała truciznę Verminusowi.
-Ha - zaczęła z jeszcze większa pewnością – naprawdę myślałeś, że tak to się wszystko skończy? Nic Nie podejrzewałeś? Ty, książę złodziei?
-Pałka wymierzona w tył głowy skutecznie utrudnia myślenie - odparł. Chyba będę musiał zmienić wspólnika, na mniej...
-Basso ma z tym tyle wspólnego co i Ty, Garrecie – przerwała, domyślając się reszty zdania – Wami dwoma da się z łatwością manipulować. Perfekcyjna formuła... Moje wspaniałe narzędzie manipulacji – duma w każdym jej słowie niemal uderzała Garetta swym podmuchem – Wystarczyło kilka plotek we właściwych miejscach i właściwym czasie, aby ze zwykłego kawałka papieru powstało coś, co przyciągnęło uwagę każdego szemranego typa w tym mieście, a w konsekwencji Ciebie, Garrecie. Któż inny mógłby dostać się do tak dobrze strzeżonej rezydencji? Musiałam mieć Ciebie i Twoje zdolności, to – wyciągnęła z woreczka naszyjnik, który odbił sie w jej oczach takim blaskiem, że stworzył z nich idealna parę – było zbyt dobrze zabezpieczone. Garret wisiał przywiązany sznurem do sklepienia piwnicy, nie zdradzając po sobie krzty emocji.
- Ty masz swoje wytrychy Garrecie – ciągnęła – a ja mam waszą huć, niewiarygodne jak dobrze przyswajacie sobie informacje zaszeptane w łóżku. Basso połkną haczyk o tajemniczej formule. Verminus nawet nie zorientował się, że jego przybytek stał się marzeniem każdego pasera w mieście, a Ci tutaj – wskazała na straż stojącą tuż za nią – im wystarczy tylko spojrzenie.
-Skoro podzieliłam się swoim kunsztem z kimś kto w ogóle go zrozumie i mam pewność, że Twoje truchło nie wzbudzi podejrzeń, możesz już umrzec łacherze – jej demoniczność wezbrała do stopnia najnikczemniejszego z sukkubów.
-Doprawdy świetnie zagrane Maggie – u kącika jego ust można było dostrzec zawadiacki uśmiech – jeżeli twoje przemówienie podłaskotało już dostatecznie Twojego, pozwól, że teraz ja przemówię.
- Jak ja, Garret, książę złodzieji - jak to ujęłaś mogłem się nie domyślić? – Kontynuował niezykle spokojnie – Cóż... Przekonasz się, kiedy dokładnie obejrzysz sobie swoją gwiazdę polarną, a może raczej MOJĄ gwiazdę polarna.
Maggie z prędkością rozwścieczonej niedźwiedzicy dopadła do woreczka, przyjrzała się, poczerwieniała ze złości i krzyknęła – Ty podstępny łacherze!
- Wiesz, że tylko ja wiem gdzie ona jest, więc grzecznie mnie wypuścisz, a ja może wskażę Ci te miejsce.
- Jeżeli spróbujesz jakichś sztuczek –zginiesz! Wściekłość Maggie zasnuwała jej oczy jak gęsty dym.
Sekundę po rozwiązaniu Garreta gęsty dym zasnuwał oczy wszystkich oprócz jego samego.
Po chaotycznej krzątaninie w pomieszczeniu zostali tylko strażnicy i wściekła femme fatale.
Dopiero później w woreczku na naszyjnik Maggie dostrzegła, że w miejscu repliki znajduje się mała karteczka. Chwyciła ją drżącą ręką i przeczytała - „Dzięki za zlikwidowanie wszelkiego tropu odnośnie MOJEJ gwiazdy i do zobaczenia wkrótce –G.” Po chwili dostała migreny.
Miarowe dudnienie w głowie Garretta stopniowo zaczynało słabnąć. Powoli otworzył oczy, jednak nie zobaczył nic, poza małymi smugami światła. Wyczuwał, że grunt co chwilę lekko podskakuje. Poruszał się. Dopiero kiedy jego wzrok się przyzwyczaił, zorientował się, że to co widzi jest drewnianą skrzynią, a on znajduje się w jej wnętrzu. -Nieźle utknąłem – pomyślał. Spróbował podnieść głowę, lecz natychmiast uderzył w wieko, a ból stał się nie do zniesienia.
-Chyba się obudził – usłyszał jakiś głos z zewnątrz.
-Na razie zostawmy go w spokoju, przecież mamy dowieść go żywego – opowiedział drugi głos.
Garrett postanowił siedzieć cicho i powoli sprawdzać, czy cała jego amunicja została zabrana. Przeszukał wewnętrzne kieszenie stroju, skrytki za paskiem i cholewy u butów. Odetchnął. W ostatnim miejscu znalazł parę małych shurikenów. Zawsze coś – pomyślał.
Nagle poczuł że pojazd zaczyna zwalniać. Po kilkunastu sekundach zatrzymał się i usłyszał paru ludzi gorączkowo ze sobą rozmawiających. Niedobrze. Zaraz po tym poczuł, skrzynia z nim jest niesiona. Trwało to parę minut, aż wreszcie została opuszczona i otwarta. Garrett nie mógł nawet myśleć o ucieczce – stało nad nim czterech umięśnionych ludzi, którzy natychmiast go związali. Na oczy założyli mu przepaskę, tak aby nie mógł podejrzeć drogi powrotnej. Był wleczony do środka jakiegoś starego zamczyska. Nie wiedział kto go porwał, gdzie się znajduje i co się stało z Formułą. Był zdany jedynie na jakiś łud szczęścia.
Wkrótce ściągnięto mu przepaskę, a jego oczom ukazała się ogromna, okrągła sala. Wszędzie pełno było gobelinów, starych obrazów oraz wielkich okien. Naprzeciwko złodzieja postawiony był prymitywny tron. Siedział na nim mężczyzna w średnim wieku, ogolony na łyso, z lekkim wąsikiem. Co kawałek ustawieni byli strażnicy z pełnych zbrojach z halabardami w ręku. Garrett starał się nie okazywać strachu. Jednak kiedy usłyszał głos mężczyzny na tronie przeszły mu ciarki po plecach.
-A więc wreszcie się spotykamy, Garrecie, królu złodziei – powiedział z ironią mężczyzna. –Teraz, kiedy odwaliłeś całą brudną robotę za mnie, myślę że jesteś usatysfakcjonowany. Wydawałoby się, że jesteś trudniejszym przeciwnikiem – ciągnął dalej.
-Nie wiem nawet z kim mam do czynienia – odburknął zlodziej.
-A więc dobrze, przedstawię Ci się, choć dziwi mnie, że mnie nie poznajesz. Jestem Cahir, brat Verminusa i zarazem jego największy wróg. Nawet nie wiesz jaką przysługę mi oddałeś pozbawiając go życia.
-Nie ma sprawy – odrzekł ponuro Garrett. – Szkoda tylko, że ty też nie możesz podzielić jego losu.
Mężczyzna zaśmiał się.
-Dlaczego zaczynasz rozmowę tak agresywnie? – spytał nieco przychylniejszym tonem mężczyzna. – Fakt, może warunki podróży nie były za wygodne, ale to nie powód, żeby się tak wściekać. Sprowadziłem Cię tutaj, bo mam dla Ciebie ciekawą propozycję.
Garrett dalej milczał. Cahir zaczął ciągnąc dalej.
-Czyż nie interesuje Cię tylko zysk, złodzieju? A może chodzi tutaj o coś więcej niż tylko pieniądze? Jaki jest twój główny cel? Co chcesz osiągnąć poprzez kradzież formuły?
Złodziej był zbity z tropu. Nie wiedział co odpowiedzieć.
-A może chciałbyś pracować dla mnie? – mówił dalej mężczyzna. –Uznajmy że Formuła była twoim pierwszym zleceniem. Oczywiście zapłacę Ci tyle co Basso. Od razu powiem, że znalazłbym jeszcze parę zajęć dla Ciebie. Co ty na to?
Trudno podejmować decyzję, kiedy jest się otoczonym przez strażników – pomyślał Garrett. Chyba nie mam innego wyboru, muszę się zgodzić.
- Dobra, umowa stoi. Jakie jest moje kolejne zadanie?
Trochę po terminie, ale myślę, że wkład zostanie doceniony :)
Wiem, że zasady są zasadami, ale proszę mi wybaczyć spóźnienie. Praca była gotowa o 23:40, ale nie wiedziałem, że nie mogę dołączyć tutaj więcej niż 1 grafiki, więc musiałem szukać serwera do zdjęć, a do tego mam straszny problem z internetem. Jak pech to pech. Spóźniłem się tylko o 50 minut(i to nie ze swojej winy, bo wszystko miałem gotowe już o 23:40, ale jak mówiłem, miałem problemy z internetem i grafikami), a nad swoją pracą starałem się bardzo długo i włożyłem w nią wiele trudu :( Naprawdę proszę jej nie dyskwalifikować. Pozdrawiam, Julion.
Moja praca ma 2981 znaków, na początku miała ok. 8500, ale z powodu regulaminu musiałem ją drastycznie pociąć, przez co niektóre wątki są widocznie skrócone. Na końcu przesyłam także 4 rysunki i 1 zdjęcie - wszystko zostało wykonane przeze mnie (są podpisane, aby nie było żadnych podejrzeń o plagiat) :)
A oto i opowiadanie:
Obudziłem się w dziwnej sali pełnej Pogan. Leżałem na misternie wykonanym ołtarzu, przyozdobionym rubinami i złotem. Pozbawiono mnie ekwipunku. Byłem ubrany w szatę ze znakiem Ludu Leśnego na piersi. Obok mnie leżał martwy Verminus. W moją stronę szedł zakapturzony człowiek ze sztyletem w jednej dłoni i Perfekcyjną Formułą w drugiej. Gdy był blisko mnie, zamknąłem oczy i udawałem, że jeszcze się nie obudziłem. Kiedy Poganin podniósł ostrze, złapałem jego rękę i zabrałem mu sztylet, który następnie wbiłem w gardło napastnika. Krew trysnęła na Formułę. Zaczęła się spalać i biło z niej oślepiające światło. Na oślep pobiegłem w stronę wyjścia.
Dotarłem do pomieszczenia ze schodami na wprost, drzwiami po lewej i odnogą jaskini po prawej. Podszedłem do drzwi i w dziurce od klucza ujrzałem Maggie. Nagle usłyszałem Pogan.
-Dalej, bracia! Nie myślcie o Formule! Musimy odnaleźć tego bandytę! Aby nasz miłościwy pan, Szachraj, mógł wskrzesić Lorda Verminusa, potrzebuje ofiary!
-Muszę szybko znaleźć swój ekwipunek. Bez niego nie mam szans, by stąd uciec – pomyślałem.
Udałem się w prawą stronę. Poganie ruszyli schodami w górę. Po chwili dotarłem do pomieszczenia z czterema kolumnami.
-Pusta komnata? Na pewno coś tutaj jest. Może powinienem sprawdzić te kolumny?
Dzięki uaktywnieniu przycisków na filarach dostałem się do skarbca. Jednak najważniejsze było to, że w rogu sali leżały moje rzeczy. Pośpiesznie zabrałem swój ekwipunek. Zdjąłem z siebie szatę Pogan i nałożyłem swój strój złodzieja. Kiedy byłem już gotowy, postanowiłem jeszcze przeszukać to miejsce.
Pośpiesznie otworzyłem stojącą obok szkatułkę. W skrzynce znalazłem kosztowności, a także mapę jaskini. Nagle znaleźli mnie kultyści. Miałem tylko chwilę na przemyślenie swojej taktyki. Poczekałem, aż Poganie do mnie podejdą, a następnie rzuciłem bombę dymną. Następnie wybiegłem z sali. Przy kolumnach ponownie wcisnąłem przyciski i tym samym uwięziłem Pogan w ich skarbcu. Po udanej akcji ruszyłem do więzienia Maggie. Gdy się tam znalazłem, otworzyłem drzwi wytrychem, a następnie zacząłem budzić dziewczynę.
-Maggie!
-Garret?! Co ty tu robisz
-Nie ma czasu na wyjaśnienia, musimy uciekać! – oznajmiłem.
Po tych słowach rozwiązałem Maggie i razem udaliśmy się w stronę schodów. W ostatnim pomieszczeniu znajdował się drewniany stół, kilka foteli i regał na książki, który zacząłem sprawdzać. Nic jednak nie znalazłem, ale Maggie udało się uaktywnić przełącznik ukryty pod stołem.
Dziewczyna ruszyła w stronę wyjścia.
Ujrzałem przy progu cień człowieka. Chciałem ostrzec towarzyszkę przed niebezpieczeństwem, ale było już za późno. Napastnik z nożem wyskoczył na dziewczynę, a następnie zadał jej kilka ciosów w pierś. Tajemniczym człowiekiem okazał się Szpotawy Jake, który przeżył atak kultystów.
-Co ja zrobiłem?! Myślałem, że znów nadchodzą tu ci Poganie. Błagam cię, nie rób mi tego, Maggie, nie umieraj! – krzyczał w rozpaczy Jake, najwyraźniej zdruzgotany swoim czynem.
Było jednak za późno. Maggie wyzionęła ducha.
Na początku nie wiedziałem, co mam zrobić, ale ostatecznie postanowiłem po prostu odejść.
-Przykro mi.
Nie byłem w stanie powiedzieć Jake’owi nic więcej.
Po tych słowach skierowałem się w stronę wyjścia z posiadłości i udałem się prosto do twojego biura.
-I tak to się skończyło, Basso. Nie mam Formuły, a w posiadłości Verminusa leży pełno trupów.
-Wybacz, że posłałem cię na taką rzeź, Garret. Nie sądziłem, że wynikną z tego takie problemy. No ale przynajmniej będziesz miał co opowiadać przy kufelku, prawda?
Perfekcyjna Formuła skrapiona krwią Poganina(rysunek):
[link]
Komnata z czterema kolumnami:
[link]
Szkatułka z kosztownościami(zdjęcie):
[link]
Mapa jaskini(rysunek):
[link]
Garret w biurze Bassa(rysunek):
[link]
Ech, pech mnie nadal nie opuszcza. Wygląda na to, że w mojej poprzedniej wiadomości nie pokazują się linki do zdjęć. Oprócz tego nie wkleiłem linka do zmodyfikowanego rysunku, a więc ponownie zamieszczę tu swoje opowiadanie wraz z działającymi linkami(mam nadzieję).
Opowiadanie:
Obudziłem się w dziwnej sali pełnej Pogan. Leżałem na misternie wykonanym ołtarzu, przyozdobionym rubinami i złotem. Pozbawiono mnie ekwipunku. Byłem ubrany w szatę ze znakiem Ludu Leśnego na piersi. Obok mnie leżał martwy Verminus. W moją stronę szedł zakapturzony człowiek ze sztyletem w jednej dłoni i Perfekcyjną Formułą w drugiej. Gdy był blisko mnie, zamknąłem oczy i udawałem, że jeszcze się nie obudziłem. Kiedy Poganin podniósł ostrze, złapałem jego rękę i zabrałem mu sztylet, który następnie wbiłem w gardło napastnika. Krew trysnęła na Formułę. Zaczęła się spalać i biło z niej oślepiające światło. Na oślep pobiegłem w stronę wyjścia.
Dotarłem do pomieszczenia ze schodami na wprost, drzwiami po lewej i odnogą jaskini po prawej. Podszedłem do drzwi i w dziurce od klucza ujrzałem Maggie. Nagle usłyszałem Pogan.
-Dalej, bracia! Nie myślcie o Formule! Musimy odnaleźć tego bandytę! Aby nasz miłościwy pan, Szachraj, mógł wskrzesić Lorda Verminusa, potrzebuje ofiary!
-Muszę szybko znaleźć swój ekwipunek. Bez niego nie mam szans, by stąd uciec – pomyślałem.
Udałem się w prawą stronę. Poganie ruszyli schodami w górę. Po chwili dotarłem do pomieszczenia z czterema kolumnami.
-Pusta komnata? Na pewno coś tutaj jest. Może powinienem sprawdzić te kolumny?
Dzięki uaktywnieniu przycisków na filarach dostałem się do skarbca. Jednak najważniejsze było to, że w rogu sali leżały moje rzeczy. Pośpiesznie zabrałem swój ekwipunek. Zdjąłem z siebie szatę Pogan i nałożyłem swój strój złodzieja. Kiedy byłem już gotowy, postanowiłem jeszcze przeszukać to miejsce.
Pośpiesznie otworzyłem stojącą obok szkatułkę. W skrzynce znalazłem kosztowności, a także mapę jaskini. Nagle znaleźli mnie kultyści. Miałem tylko chwilę na przemyślenie swojej taktyki. Poczekałem, aż Poganie do mnie podejdą, a następnie rzuciłem bombę dymną. Następnie wybiegłem z sali. Przy kolumnach ponownie wcisnąłem przyciski i tym samym uwięziłem Pogan w ich skarbcu. Po udanej akcji ruszyłem do więzienia Maggie. Gdy się tam znalazłem, otworzyłem drzwi wytrychem, a następnie zacząłem budzić dziewczynę.
-Maggie!
-Garret?! Co ty tu robisz?!
-Nie ma czasu na wyjaśnienia, musimy uciekać! – oznajmiłem.
Po tych słowach rozwiązałem Maggie i razem udaliśmy się w stronę schodów. W ostatnim pomieszczeniu znajdował się drewniany stół, kilka foteli i regał na książki, który zacząłem sprawdzać. Nic jednak nie znalazłem, ale Maggie udało się uaktywnić przełącznik ukryty pod stołem.
Dziewczyna ruszyła w stronę wyjścia.
Ujrzałem przy progu cień człowieka. Chciałem ostrzec towarzyszkę przed niebezpieczeństwem, ale było już za późno. Napastnik z nożem wyskoczył na dziewczynę, a następnie zadał jej kilka ciosów w pierś. Tajemniczym człowiekiem okazał się Szpotawy Jake, który przeżył atak kultystów.
-Co ja zrobiłem?! Myślałem, że znów nadchodzą tu ci Poganie. Błagam cię, nie rób mi tego, Maggie, nie umieraj! – krzyczał w rozpaczy Jake, najwyraźniej zdruzgotany swoim czynem.
Było jednak za późno. Maggie wyzionęła ducha.
Na początku nie wiedziałem, co mam zrobić, ale ostatecznie postanowiłem po prostu odejść.
-Przykro mi.
Nie byłem w stanie powiedzieć Jake’owi nic więcej.
Po tych słowach skierowałem się w stronę wyjścia z posiadłości i udałem się prosto do twojego biura.
-I tak to się skończyło, Basso. Nie mam Formuły, a w posiadłości Verminusa leży pełno trupów.
-Wybacz, że posłałem cię na taką rzeź, Garret. Nie sądziłem, że wynikną z tego takie problemy. No ale przynajmniej będziesz miał co opowiadać przy kufelku, prawda?
Grafiki:
Perfekcyjna Formuła skrapiona krwią Poganina(rysunek):
[link]
Komnata z czterema kolumnami:
[link]
Szkatułka z kosztownościami(zdjęcie):
[link]
Mapa jaskini(rysunek):
[link]
Garret w biurze Bassa(rysunek):
[link]
Garret w biurze Bassa po zmroku(rysunek w mroczniejszej wersji):
[link]
Pozdrawiam :)
...
Naprawdę przepraszam za to, co wyprawiam z postami, ale znowu nie działają linki. To chyba przez użycie edycji posta :/ Więc wklejam wszystko JESZCZE raz...
Opowiadanie:
Obudziłem się w dziwnej sali pełnej Pogan. Leżałem na misternie wykonanym ołtarzu, przyozdobionym rubinami i złotem. Pozbawiono mnie ekwipunku. Byłem ubrany w szatę ze znakiem Ludu Leśnego na piersi. Obok mnie leżał martwy Verminus. W moją stronę szedł zakapturzony człowiek ze sztyletem w jednej dłoni i Perfekcyjną Formułą w drugiej. Gdy był blisko mnie, zamknąłem oczy i udawałem, że jeszcze się nie obudziłem. Kiedy Poganin podniósł ostrze, złapałem jego rękę i zabrałem mu sztylet, który następnie wbiłem w gardło napastnika. Krew trysnęła na Formułę. Zaczęła się spalać i biło z niej oślepiające światło. Na oślep pobiegłem w stronę wyjścia.
Dotarłem do pomieszczenia ze schodami na wprost, drzwiami po lewej i odnogą jaskini po prawej. Podszedłem do drzwi i w dziurce od klucza ujrzałem Maggie. Nagle usłyszałem Pogan.
-Dalej, bracia! Nie myślcie o Formule! Musimy odnaleźć tego bandytę! Aby nasz miłościwy pan, Szachraj, mógł wskrzesić Lorda Verminusa, potrzebuje ofiary!
-Muszę szybko znaleźć swój ekwipunek. Bez niego nie mam szans, by stąd uciec – pomyślałem.
Udałem się w prawą stronę. Poganie ruszyli schodami w górę. Po chwili dotarłem do pomieszczenia z czterema kolumnami.
-Pusta komnata? Na pewno coś tutaj jest. Może powinienem sprawdzić te kolumny?
Dzięki uaktywnieniu przycisków na filarach dostałem się do skarbca. Jednak najważniejsze było to, że w rogu sali leżały moje rzeczy. Pośpiesznie zabrałem swój ekwipunek. Zdjąłem z siebie szatę Pogan i nałożyłem swój strój złodzieja. Kiedy byłem już gotowy, postanowiłem jeszcze przeszukać to miejsce.
Pośpiesznie otworzyłem stojącą obok szkatułkę. W skrzynce znalazłem kosztowności, a także mapę jaskini. Nagle znaleźli mnie kultyści. Miałem tylko chwilę na przemyślenie swojej taktyki. Poczekałem, aż Poganie do mnie podejdą, a następnie rzuciłem bombę dymną. Następnie wybiegłem z sali. Przy kolumnach ponownie wcisnąłem przyciski i tym samym uwięziłem Pogan w ich skarbcu. Po udanej akcji ruszyłem do więzienia Maggie. Gdy się tam znalazłem, otworzyłem drzwi wytrychem, a następnie zacząłem budzić dziewczynę.
-Maggie!
-Garret?! Co ty tu robisz?!
-Nie ma czasu na wyjaśnienia, musimy uciekać! – oznajmiłem.
Po tych słowach rozwiązałem Maggie i razem udaliśmy się w stronę schodów. W ostatnim pomieszczeniu znajdował się drewniany stół, kilka foteli i regał na książki, który zacząłem sprawdzać. Nic jednak nie znalazłem, ale Maggie udało się uaktywnić przełącznik ukryty pod stołem.
Dziewczyna ruszyła w stronę wyjścia.
Ujrzałem przy progu cień człowieka. Chciałem ostrzec towarzyszkę przed niebezpieczeństwem, ale było już za późno. Napastnik z nożem wyskoczył na dziewczynę, a następnie zadał jej kilka ciosów w pierś. Tajemniczym człowiekiem okazał się Szpotawy Jake.
-Co ja zrobiłem?! Myślałem, że znów nadchodzą tu ci Poganie. Błagam cię, nie rób mi tego, Maggie, nie umieraj! – krzyczał w rozpaczy Jake, najwyraźniej zdruzgotany swoim czynem.
Było jednak za późno. Maggie wyzionęła ducha.
Na początku nie wiedziałem, co mam zrobić, ale ostatecznie postanowiłem po prostu odejść.
-Przykro mi.
Nie byłem w stanie powiedzieć Jake’owi nic więcej.
Po tych słowach skierowałem się w stronę wyjścia z posiadłości i udałem się prosto do twojego biura.
-I tak to się skończyło, Basso. Nie mam Formuły, a w posiadłości Verminusa leży pełno trupów.
-Wybacz, że posłałem cię na taką rzeź, Garret. Nie sądziłem, że wynikną z tego takie problemy. No ale przynajmniej będziesz miał co opowiadać przy kufelku, prawda?
Grafiki:
Perfekcyjna Formuła skrapiona krwią Poganina(rysunek):
http://i.imgur.com/lYpfPON.jpg
Komnata z czterema kolumnami:
http://i.imgur.com/YtCGaWF.jpg
Szkatułka z kosztownościami(zdjęcie):
http://i.imgur.com/953yxmY.jpg
Mapa jaskini(rysunek):
http://i.imgur.com/Rkb9Huy.jpg
Garret w biurze Bassa(rysunek):
http://i.imgur.com/AznkxfB.jpg
Garret w biurze Bassa po zmroku(rysunek w mroczniejszej wersji):
http://i.imgur.com/N5qVlbt.jpg
:)
Nie wierzę, po prostu nie wierzę. Co za dzień. Tym razem linki do grafik działają, ale ucięło mały kawałek tekstu...
Muszę napisać czwartego posta pod rząd, za co serdecznie przepraszam. Już nie ta godzina na sprawdzanie prac. No ale nieważne. To, co tutaj wstawiam, jest ostateczną wersją(oby) opowiadania i grafik.
Opowiadanie:
Obudziłem się w dziwnej sali pełnej Pogan. Leżałem na misternie wykonanym ołtarzu, przyozdobionym rubinami i złotem. Pozbawiono mnie ekwipunku. Byłem ubrany w szatę ze znakiem Ludu Leśnego na piersi. Obok mnie leżał martwy Verminus. W moją stronę szedł zakapturzony człowiek ze sztyletem w jednej dłoni i Perfekcyjną Formułą w drugiej. Gdy był blisko mnie, zamknąłem oczy i udawałem, że jeszcze się nie obudziłem. Kiedy Poganin podniósł ostrze, złapałem jego rękę i zabrałem mu sztylet, który następnie wbiłem w gardło napastnika. Krew trysnęła na Formułę. Zaczęła się spalać i biło z niej oślepiające światło. Na oślep pobiegłem w stronę wyjścia.
Dotarłem do pomieszczenia ze schodami na wprost, drzwiami po lewej i odnogą jaskini po prawej. Podszedłem do drzwi i w dziurce od klucza ujrzałem Maggie. Nagle usłyszałem Pogan.
-Dalej, bracia! Nie myślcie o Formule! Musimy odnaleźć tego bandytę! Aby nasz miłościwy pan, Szachraj, mógł wskrzesić Lorda Verminusa, potrzebuje ofiary!
-Muszę szybko znaleźć swój ekwipunek. Bez niego nie mam szans, by stąd uciec – pomyślałem.
Udałem się w prawą stronę. Poganie ruszyli schodami w górę. Po chwili dotarłem do pomieszczenia z czterema kolumnami.
-Pusta komnata? Na pewno coś tutaj jest. Może powinienem sprawdzić te kolumny?
Dzięki uaktywnieniu przycisków na filarach dostałem się do skarbca. Jednak najważniejsze było to, że w rogu sali leżały moje rzeczy. Pośpiesznie zabrałem swój ekwipunek. Zdjąłem z siebie szatę Pogan i nałożyłem swój strój złodzieja. Kiedy byłem już gotowy, postanowiłem jeszcze przeszukać to miejsce.
Szybko otworzyłem stojącą obok szkatułkę. W skrzynce znalazłem kosztowności, a także mapę jaskini. Nagle znaleźli mnie kultyści. Miałem tylko chwilę na przemyślenie swojej taktyki. Poczekałem, aż Poganie do mnie podejdą, a następnie rzuciłem bombę dymną. Następnie wybiegłem z sali. Przy kolumnach ponownie wcisnąłem przyciski i tym samym uwięziłem Pogan w ich skarbcu. Po udanej akcji ruszyłem do więzienia Maggie. Gdy się tam znalazłem, otworzyłem drzwi wytrychem, a następnie zacząłem budzić dziewczynę.
-Maggie!
-Garret?! Co ty tu robisz?!
-Nie ma czasu na wyjaśnienia, musimy uciekać! – oznajmiłem.
Po tych słowach rozwiązałem Maggie i razem udaliśmy się w stronę schodów. W ostatnim pomieszczeniu znajdował się drewniany stół, kilka foteli i regał na książki, który zacząłem sprawdzać. Nic jednak nie znalazłem, ale Maggie udało się uaktywnić przełącznik ukryty pod stołem.
Dziewczyna ruszyła w stronę wyjścia.
W progu ujrzałem cień człowieka. Chciałem ostrzec towarzyszkę przed niebezpieczeństwem, ale było już za późno. Napastnik z nożem wyskoczył na dziewczynę, a następnie zadał jej kilka ciosów w pierś. Tajemniczym człowiekiem okazał się Szpotawy Jake, który przeżył atak kultystów.
-Co ja zrobiłem?! Myślałem, że znów nadchodzą tu ci Poganie. Błagam cię, nie rób mi tego, Maggie, nie umieraj! – krzyczał w rozpaczy Jake, najwyraźniej zdruzgotany swoim czynem.
Było jednak za późno. Maggie wyzionęła ducha.
Na początku nie wiedziałem, co mam zrobić, ale ostatecznie postanowiłem po prostu odejść.
-Przykro mi.
Nie byłem w stanie powiedzieć Jake’owi nic więcej.
Po tych słowach skierowałem się w stronę wyjścia z posiadłości i udałem się prosto do twojego biura.
-I tak to się skończyło, Basso. Nie mam Formuły, a w posiadłości Verminusa leży pełno trupów.
-Wybacz, że posłałem cię na taką rzeź, Garret. Nie sądziłem, że wynikną z tego takie problemy. No ale przynajmniej będziesz miał co opowiadać przy kufelku, prawda?
Grafiki:
Perfekcyjna Formuła skrapiona krwią Poganina(rysunek):
http://i.imgur.com/lYpfPON.jpg
Komnata z czterema kolumnami:
http://i.imgur.com/YtCGaWF.jpg
Szkatułka z kosztownościami(zdjęcie):
http://i.imgur.com/953yxmY.jpg
Mapa jaskini(rysunek):
http://i.imgur.com/Rkb9Huy.jpg
Garret w biurze Bassa(rysunek):
http://i.imgur.com/AznkxfB.jpg
Garret w biurze Bassa po zmroku(rysunek w mroczniejszej wersji):
http://i.imgur.com/N5qVlbt.jpg
Jeszcze raz przepraszam za całe zamieszanie.
Po pierwsze, proszę o wybaczenie małego 15 minutowego spóźnienia - złośliwość rzeczy martwych. Po drugie - w moim opowiadaniu w pewnym newralgicznym momencie pada słowo " Twojego", zamiast "Twoje ego" haha, no tak, niby czemu edytor miałby poprawiać właściwie napisane słowo. :D
No przecież są... tylko już wybrane :P
Chciałbym się zapytać organizatorów, czy moja praca jest brana pod uwagę mimo małego spóźnienia?
W regulaminie konkursu jest wyraźnie napisane, że zgłoszone przed i po czasie podanym w regulaminie prace nie będą rozpatrywane.
freeJah - jesteś organizatorem konkursu?
Niestety, jesteśmy zmuszeni trzymać się regulaminu. Prace zgłoszone o jakiekolwiek godzinie z datą 18.03 nie zostały wzięte pod uwagę przy wyborze zwycięzcy.
Julion - Nie, ale jest regulamin, który podejrzewam nie będzie łamany przez organizatorów :p
Jak to napisał mycha734
kto wie kiedy będą wyniku konkursu?
Dzisiaj :D
Mam nadzieję, że nie zamieszczą wyników o 23:59:59.
Mycha734 - wielka szkoda. Kurczę, to tylko niecałe 50 minut spóźnienia, naprawdę nie można zrobić wyjątku?Zwłaszcza, że nie tylko ja nadesłałem swoją pracę po północy.
W swoją pracę włożyłem wiele trudu, a spóźnienie, jak już mówiłem, nie wynikało z mojej winy. Więc ponawiam pytanie: nie można tym razem(ten jeden, jedyny raz) zrobić wyjątku dla mnie i dla innych osób, które nadesłały swoje prace po północy?
freeJaH - ale tu nie chodzi o łamanie regulaminu, lecz o wzięcie pod uwagę problemów, które uniemożliwiły wcześniejsze wysłanie pracy. Poza tym niecała godzina czasu to chyba nie tak dużo w porównaniu do ogromu pracy, który został wykonany, czyż nie?
Bez przesady, Julion spóźnił się kilkadziesiąt minut. Po co się tak sztampowo trzymać zasad?
freeJah - jestem kobietą ;)
Julion - pracę można było wrzucić chociażby dzień wcześniej, nie byłoby nerwów związanych z brakiem internetu/nadmiarem obrazków i.t.d.
Agrelm - zasady są zasadami i jesteśmy zobowiązani ich przestrzegać. Jeśli będziemy wprowadzać wyjątki to po jakimś czasie nie będzie sensu zupełnie pisać regulaminu. Daliśmy dość długi czas na zamieszczanie prac, tak więc nie ma tu mowy o zbytnim rygorze z naszej strony.
O tak, ja także czekam na wyniki z niecierpliwością. Zna ktoś może orientacyjną godzinę?
Uf, to tylko 6 godzin. A co to dla mnie. :)
mycha734 - A gdzie ja napisałem inaczej, bo nie mogę znaleźć mojej wypowiedzi? :D
Tutaj:
"21.03.2014 11:45
freeJaH
Julion - Nie, ale jest regulamin, który podejrzewam nie będzie łamany przez organizatorów :p
Jak to napisał mycha734"
;)
W takim razie wybacz :)
A gdzie będą wyniki opublikowane? Tutaj, czy gdzieś na stronie głównej gry-online.pl?
FreeJaH - żaden problem ;) Wyniki pojawią się na stronie http://thief.gry-online.pl/konkurs.asp w przeciągu najbliższej godziny :)
Gratulacje. A swoją drogą, może jakieś wyróżnienia, ot ciekaw jestem kto jeszcze się plasował w głowach redaktorów. :D
Gratuluję zwycięzcy! Popieram pomysł z wyróżnieniami, było by to ciekawe
No nieźle Ufekkk, mnie też się podoba to zakończenie, ale niedużo bardziej niż moje własne =)
Nie chcesz może sprzedać stroju? :]
Też mnie ciekawi kto tam się bił o podium i czemu ostateczny werdykt tyle trwał ;)
Do finałowej bitwy o pierwsze miejsce zakwalifikowali sie także: Ailim9, Morawski, BinolPL, Ellenaii, KhaosShadow, Sirh, wellmiller, Mithrandir18, GonzoOo oraz homie :)
Troszkę szkoda. że nie napisaliście że obrazki itd. będą miały tak małą wartość :) Niepotrzebnie się męczyłem :P
Gratuluje zwycięzcy :)
Miło czytać, że moja praca walczyła o podium :D
Porażka boli, ale konkurencja była strasznie silna, więc gratulacje dla zwycięzcy! No i pytanie do redakcji, kiedy następny tego typu konkurs!? :) Premiera The Elder Scrolls Online wydaje się być świetną okazją. Uniwersum daje wam duże pole do popisu, jeśli chodzi o kreatywne urządzenie kolejnej rywalizacji, jak i świetnej zabawy! :)
Tym trudniej przyjąć jakoś porażkę, gdy wiadomym jest, że było się branym pod uwagę. :D hahahaha. Ale to zapewne ten niby-pojazd po Łosia twarzy przeważył, który ot był zwyczajowym żartem. <--- to również jest żart. :D Cholera, aż mam ochotę zapytać kto miał jakoby II i III miejsce według redakcji. :D Więc pytam, mimo bólu egzystencjalnego. Kto miał według redakcji niejakie II i III miejsce? :D
Pytam rzecz jasna z ciekawości wrodzonej i ot by jakoś się może pocieszyć, a jednocześnie dobić, hahaha. :D
Jeszcze nie wiem kto wygrał, ale tak czy siak gratuluję zwyciężcy oraz życzę dobrych insestycji z nagrody. Dla mnie nagrodą jest to, że mogłem spróbować swoich sił.
O matko i wszystkie narody... Szczęka mi opadła do ziemi, jak zobaczyłam tam swój pseudonim! :D
Dziękuuuuuję pięknie! Ten dzień nie mógł być lepszy!
Konkurencja była przemocna, jak przeczytałam prace innych ludzi branych pod uwagę do podium. Tym bardziej człowiek się cieszy, że brał udział w takiej akcji :)
Jeszcze raz wielkie dzięki. Z tej powszechnej radości nie wiem czy dobrze wysłałam maila. To na ten kontakt "Konkursy" tak? Wiem, że durne pytanie, ale po prostu... Po prostu za dużo radości :D
Gdy emocje opadły, zapraszam po raz kolejny wszystkich fanów Garretta na polskie forum, gdzie nadal trwa (do północy dzisiejszego dnia) nasz wewnętrzny konkurs artystyczny. Szczegóły pod linkiem http://www.thief-forum.pl/viewtopic.php?p=143464#p143464
Ufekkk - Gratulujemy raz jeszcze! :) Dostaliśmy Twojego maila, wszystko jest w porządku :)
Jestem jasnowidzem, wiedziałem, że to Ufekkk wygra, jakoś tak jego praca się wyróżniła na tle innych.
Agrelm - dzięki, nie spodziewałem się poparcia ze strony innej osoby, która też brała udział w konkursie ;)
Szkoda, że nie wiem, czy moje opowiadanie miało szansę na zwycięstwo, bo nie zostało nawet wzięte pod uwagę.
Przy okazji mam pytanie co do alternatywnej wersji opowiadania. Garret ogłusza w niej Steve'a, który, jak wiemy, w pierwszej wersji opowiadania zostaje ogłuszony przez Garreta dopiero pod koniec, gdy złodziej spotka już Maggie. Co by się więc stało, gdybyśmy wybrali opcję, która spowodowałaby atak na strażników na schodach(=ogłuszenie Steve'a), a potem opcję uratowania Maggie(=Steve, który w przypadku wybrania wcześniejszej opcji, powinien być ogłuszony, a jednak odwiedza Maggie)?
Gratulacje zwycięzcy! :)
Jak się wyśpię po Pyrkonie, poczytam wyróżnione ;)
Ech... Nikomu się nie podobało moje, więc wracam do szufladowego pisania.