Bez dyplomu zarobisz więcej
Ładne słowa padły w artykule: To nie jest kraj dla wykształconych ludzi (prawdopodobnie w rozumieniu TYLKO wykształconych bez krzty zaradności).
BTW: Jest ktoś po zawodówce?
http://biznes.onet.pl/bez-dyplomu-zarobisz-wiecej,18563,4862857,1,news-detal
Po prostu nikt nie potrafi się przełamać żeby mainstream w końcu zrozumiał że "po prostu studia" są nic nie warte.
Dobre studia, trudne, elitarne - to co innego. Ale zwykły statystyczny magister nic nie znaczy. NIC. A nawet mniej niż nic bo to zawsze 5-6 lat doświadczenia zawodowego mniej.
Exactly.
Duzo lepiej w tym momencie byc hydraulikiem niz powiedzmy magistrem po rozmaitych "politologiach i archeologiach srodziemnomorskich" - przynajmniej pod wzg. finansowym.
Ja niedawno skończyłem, teraz chodzę do liceum dwuletniego.
Zawodówki to dosyć trudny temat, w społeczeństwie jest zakorzeniona myśl że do ZSZ idą tylko nierozgarnięci, debile, idioci itp. Faktycznie, jest sporo takich, ale czy w liceum/technikum/ albo na studiach nie znajdzie się takich samych przypadków? Dużo osób z ZSZ ma problemy z nauką albo z sytuacją materialną - chcą jak najszybciej i najprościej skończyć szkołę i podjąć pracę, co "zawodówa" ułatwia, bo nauki tam w zasadzie nie ma, najważniejsze są praktyki. Po 2-3 latach praktyki delikwent będzie miał jakieś pojęcie o fachu który chce wykonywać, a jeśli chce tylko pracować u kogoś to żadna inna edukacja nie jest mu potrzebna.
Ja poszedłem do ZSZ po tym jak odpadłem z technikum informatycznego przez własną głupotę (czyt. za bardzo się po gimnazjum cwaniakawało i niektórzy nauczyciele nie polubili, gimbaza to najgorszy wymysł jaki mógł powstać).
Teraz nie żałuję, potrafię zrobić z drewnem kilka przydatnych rzeczy, ale jednak żeby osiągnąć poziom otwarcia własnego zakładu trzeba pracować jeszcze ładnych kilka lat w zawodzie.
A póki jestem młody - chcę zdać maturę i mieć wolną drogę na studia, gdybym się kiedyś chciał wybrać :).
Gdy widze absolowentow uniwerkow, ktorzy w CV wala bledy jeden po drugim to mam wrazenie, ze "nierozgarnieci, debile, idioci itp." trafiaja sie obecnie wszedzie.
Dobrym przykładem na to są np. wszelkiego rodzaju "majstrowie" którzy są po zawodówkach. Mam u siebie bardzo duży remont, trochę sobie z nimi pogadałem i dowiedziałem się że każdy z nich wyciąga gdzieś tak koło 6000 zł na miesiąc a terminami są zawaleni do jesieni...ale przyszłego roku.
A może to nie jest świat dla wykształconych ludzi?
http://www.dailymail.co.uk/news/article-2029593/1-5-graduates-earning-school-leaver.html
http://www.dailymail.co.uk/news/article-1201486/Half-university-graduates-poor-pay-student-loans-struggling-lucrative-jobs.html
Kiedy podejmowałem decyzję o olaniu studiów było mi ciężko i czasami nadal jest - rodzice trują dupę, znajomi się krzywią, mocno się bałem jak to będzie. Minęły już ponad 2 lata i w końcu wiem, że lepszej decyzji podjąć nie mogłem - tym bardziej, że wielu naprawdę zdolnych znajomych po prostu powtarza rok za rokiem - kumpela-olimpijka już drugi raz z rzędu, bo jakaś $rwa na jej uniwerku przepuściła z całego roku 6 osób. Uczelnia podobno nic jej nie może zrobić. Jak tak dalej pójdzie to gdy znajomi będą kończyć studia ja będę kończył urządzać własne mieszkanie. Chciałem zawsze postudiować w UK, teraz nawet mam za co, ale też nie jestem do końca pewien czy jest sens. Nawet na Oxbridge. Chyba tylko dla znajomości i ewentualnych wymian.
Po zawodówce nie jestem, ale pół roku temu pomagałem w remoncie mieszkania mojej babci i cholernie spodobało mi się podwieszanie sufitów, układanie paneli itd. Praca IMHO wbrew pozorom lekka (wykonywałem dużo cięższe), wymagająca kombinowania a zarobić na tym można nieźle - 3000-4000 zł to myślę taka miesięczna średnia, jak się robi glazurę można to śmiało podwoić. Robota przy komputerze którą wykonuję na co dzień wydaje mi się dużo trudniejsza i o dziwo bardziej męcząca.
Wykrztałcenie jest pszereklamowane.
spoiler start
dla wszystkich debili i ignorantów - tak, ja to specjalnie
spoiler stop
Ale jakby wszyscy nagle olali studia to też było by nieciekawie. Trzeba po prostu się pogodzić z faktem, że niektóre kierunki studiów są tylko dla satysfakcji albo 'mgr' przed nazwiskiem. Tyle na ten temat.
To jest normalne, że jak ktoś idzie do jakiejś "Wyższej Szkoły czegoś i czegoś" na najbardziej oblegany kierunek w tym roku, to nie ma szans na zatrudnienie.
[8] Hm. To jest dobry argument za studiowaniem.
[9] To jest normalne, że jak ktoś idzie do jakiejś "Wyższej Szkoły czegoś i czegoś" na najbardziej oblegany kierunek w tym roku, to nie ma szans na zatrudnienie.
Alez jest, tylko trzeba dobry kierunek wybrac. :)
Artykuł metodologię ma kiepską. Porównuje zarobki jednego przypadku ze średnimi zarobkami innych zawodów.
Przecież nie każdy lekarz zarabia te 4000 zł miesięcznie, ale wielu z nich robi właśnie specjalizacje, na której zarobki są marne, a i wielu z nich zarabia powyżej 10 000 zł miesięcznie.
Jakkolwiek oczywiste jest, że magistrów się u nas produkuje za dużo. Teoretycznie wypuszcza się dużo absolwentów, a rynek potem dobiera najlepszych. Im więcej magistrów, tym większa konkurencja na rynku ich zawodów, a więc tym lepiej dla rynku.
Być może taki system by działał gdyby nowych magistrów wypuszczałyby głownie kiepskie szkółki, gdzie ludzie idą tylko dla dyplomu. Niestety, dzięki obecnym zasadom dofinansowywania państwowych szkół wyższych, gdzie liczy się ilość studentów studiów stacjonarnych, nawet najlepsze szkoły trzymają na studiach kogo się da kosztem obniżenia jakości uczenia wszystkich. A więc ci najlepszy i tak na tym tracą.
Nie bez znaczenia są też zjawiska socjologiczne związane z "deelitaryzacją" wyższego wykształcenia.
[11] Gdzies czytalem tekst o "mlodej lekarce" co wyciaga jakies 14 K miesicznie ale za 350 godzin, 2 dni wolne w miesiacu (kiedy odsypia zaleglosci) i calkowita rezygnacje z zycia prywatnego. Zamierza tak pociagnac pare lat.
[11] Przyjmij zatem inną wykładnię: staż pracy/doświadczenie.
"Do lopaty" to sensu nie ma - trzeba isc w KONKRETNY zawod i byc fachowcem - stolarz, hydraulik, kafelkarz - ci zawsze beda mieli robote, mniej czy wiecej, ale na chlebek im starczy.
@graf_0
To nie do końca tak. Nieprawdziwe jest założenie, że wykształcenie ma jakikolwiek bezpośredni związek z zarobkami. Wykształcenie określa konkretną wiedzę, zarobki definiowane są przez zapotrzebowanie na określone usługi. Te dwie sfery pokrywają się tylko wtedy, kiedy te dwie sfery nakładają się na siebie.
Nawiasem mówiąc, czytając różne artykuły na ten temat, doszedłem do wniosku, że trzeba naprawdę mało wiedzieć o świecie (a moim zdaniem dziennikarz powinien wiedzieć więcej niż przeciętny człowiek), aby "odkrywać", że ludzie "po prostu wykształceni" nie zarabiają wielkich pieniędzy. Edukacja nie służy do zarabiania. Przedstawiciele inteligencji rzadko zarabiali dużo. Wielcy artyści często żyli w ubóstwie (chyba że znaleźli mecenasa), a wielcy wynalazcy radzili sobie dobrze głównie wtedy gdy pracowali na państwowej posadzie, albo mieli inne źródła dochodu (byli np.: przedsiębiorcami jak Alfred Nobel).
Dodajmy do tego, ze rynek nie szuka ludzi "wykształconych" czy też "niewykształconych", a ludzi wykonujących konkretną pracę. Jeżeli rozwija się technologicznie - potrzebuje techników, kiedy jest boom demograficzny - potrzeba nauczycieli (więcej uczniów) a po jakimś czasie - budowlańców (nowe mieszkania). Dużo zależy też od miejsca - w kraju, którego język jest mało popularny tłumacze z najpopularniejszych języków są bardziej potrzebni niż w krajach, w których językiem urzędowym jest właśnie język popularny etc.
A nawet mniej niż nic bo to zawsze 5-6 lat doświadczenia zawodowego mniej.
Skąd przekonanie, że nie można jednocześnie studiować i pracować? :8)
@smuggler
Niekoniecznie. Wszystko zależy od przygotowania. Ogólnie rzecz biorąc, im węższa specjalizacja w zawodzie nie wymagającym specjalnych egzaminów, tym mniej jest warte samo wykształcenie. Przykładowo, jeżeli ktoś studiował np.: stosunki międzynarodowe albo politologię, a przy tym interesował się tematem, jeździł na konferencje, stażował, zawierał znajomości i ogólnie zdobywał wiedzę praktyczną o branży, to zostanie zatrudniony w np.: ambasadzie czy jakimś politycznym think-tanku znacznie prędzej niż pozostali ludzie z jego roku, którzy poprzestali wyłącznie na zdawaniu egzaminów. A w wąskich branżach popyt jest zwykle mniejszy niż podaż.
Skrajnością powyższego mechanizmu jest w tym przypadku preferowanie ludzi nie posiadających formalnego wykształcenia, ale posiadających bardzo szeroką i głeboką wiedzę w danej dziedzinie. Niektórzy pracodawcy wychodzą bowiem z założenia, że człowiek, który bez żadnego przymusu zdobył wiedzę większą niż na studiach, jest bardziej zmotywowany do pracy i zdobywania kwalifikacji.
Gdy widze absolowentow uniwerkow, ktorzy w CV wala bledy jeden po drugim to mam wrazenie, ze "nierozgarnieci, debile, idioci itp." trafiaja sie obecnie wszedzie.
Zły pieniądz wypiera dobry. Patrząc na ostatnie reformy edukacji obawiam się, że przez jakiś czas lepiej nie będzie. Moim zdaniem problem ten wynika z przekonania, że "bez dyplomu nie dostanie się pracy" które sprzyjało wysypowi badziewnych szkółek wyższych. Kiedy do ludzi dotrze, że dla pracodawcy liczą się zwykle umiejętności, najsłabsze szkoły odpadną utrącone środkowym palcem niewidzialnej ręki rynku.
@EspenLund
Zawodówki to dosyć trudny temat, w społeczeństwie jest zakorzeniona myśl że do ZSZ idą tylko nierozgarnięci, debile, idioci itp.
Dodaj jeszcze przekonanie, że praca wykonywana przez takich ludzi to "praca nie wymagająca wysiłku umysłowego, a więc mało warta", stąd i zdziwienie, kiedy nagle okazuje się, że hydraulik czy kafelkarz zarabia więcej niż człowiek po studiach. Ja na ogół wtedy mówię, że skoro to takie banalne, to niby czemu taki wykształcony człowiek miałby płacić majstrowi, skoro ze swoją wiedzą oraz inteligencją na pewno potrafi taką "prostą" pracę wykonać sam. Chociaż nawet wtedy czasami nie dociera :8)
[12] --> Należało by zatem obliczać średnią stawkę godzinową dla danego zawodu. Problem jest jednak taki, że dużo zawodów ma nienormowany czas pracy. Zresztą facet z artykułu, który "wyrobił sobie opinię solidnego i pracowitego" pewnie też nie rzuca narzędzi gdy wybije 16:00.
[13] --> I co ta "wykładnia" ma dać? Facet ma doświadczenie siedmiu lat pracy za sobą, jak wynika z artykułu. Nawet więcej, bo jak ktoś pisał, praktyki w szkole to też doświadczenie.
dorzucmy do tego:
http://wyborcza.pl/1,75480,10369723,Czyszcze_fugi_szczoteczka.html
i faktycznie, niekiedy dyplom jest bez sensu...
Zacząłem dochodzić do wniosku, że wybrałem źle wybierając liceum. Znając siebie na tyle dobrze, mogę powiedzieć, że z moim zapałem i motywacją do nauki, popełniłem błąd. Mam nadzieję, że ta perspektywa się zmieni.
"Niestety już się tak w Polsce przyjęło, że powinno się iść na studia, nie ważne na co, byleby móc pochwalić się dyplomem i tytułem magistra przed nazwiskiem."
Nie edukujcie sie i czytajcie onet.
Kocyk -> czytając ten artykuł naprawdę zacząłem się zastanawiać, czy może rzeczywiście jest tak ciężko na rynku pracy, ale wystarczy się wczytać, aby zauważyć parę ciekawych zdań, takich jak:
"Przy wyborze studiów kierowałam się sercem, nie rozumem. Studia były ciekawe, ale dziś zamiast psychologii wybrałabym farmację."
"Jasne, że mógłbym wyjechać, ale nie po to się uczyłem"
"Oferowali mi staże w urzędzie, ale na trzy miesiące bez możliwości przedłużenia. Skoro wiem, że z tego nic nie będzie, szkoda mi czasu"
Otoz to. Wybieram sobie kierunek a potem mam oczekiwania, a w ogole nie po to sie uczylem, zeby samemu szukac pracy, mi sie nalezy.
Studia są przereklamowane i to mocno.
Oczywiście na renomowane uczelnie techniczne czy akademie lekarskie z sensownymi kierunkami, które warto kończyć, ale te wszystkie prywatne wyższe szkoły handlu, prawa, biznesu itp itd to można sobie o kant dupy potłuc.
Ostatnio musiałem przerobić garnitur, przy tej okazji porozmawiałem sobie trochę z panią krawcową.
Okazuje się, że taka pani, która kończyła zwykłą szkołę zawodową zarabia w tym momencie więcej niż moje znajome panie magister, które kończąc swoje kierunki w ogóle nie mogą znaleźć pracy, a jak już znajdą to w ogóle nie ma ona niczego wspólnego z ich wykształceniem.
W zeszłym miesiącu dałem ogłoszenie, że przyjmę do pracy ślusarza i co?
Mimo że bezrobocie w Radomskiem jest jedno z najwyższych w kraju to miałem JEDEN telefon odnośnie pracy i to od 55letniego pana.
Ja się pytam gdzie będzie nasz kraj jak za kilka (-naście) lat zostaną sami magistrowie, a mechaników, ślusarzy, spawaczy itp itd po prostu nam zabraknie?
Kyahn - dokładnie o to chodzi. Trzeba tylko zwrócić uwagę że na pewno jest sporo młodych bez studiów którzy by się na tego ślusarza nadali, ale brak im jakichkolwiek kompetencji.
Po prostu mamy przekręconą strukturę gospodarki.
Gdy są fabryki, gdy są kopalnie, gdy są zakłady wytwarzające proste przedmioty, czytaj warsztaty, to mamy "klasę robotniczą". I oni powinni generować popyt na umiejętności ludzi wykształconych, po studiach - czy to inżynierów, czy managerów, czy filologów.
Ale system się sypnął. Jest za mało ludzi którzy produkują czy ogólnie pracują mięśniami a za dużo tych co chcieliby pracować głową.
Ja tam sie ciesze, ze udalo mi sie znalezc prace nie zwiazana ze studiami, bo przerazalaby mnie mysl, ze przez 40 lat pracy zawodowej bede robic cos, co wybralam, kiedy mialam 19 lat. Nie wiem, skad u nas takie cisnienie, zeby 'robic to, co sie studiowalo': studia maja ludzi nakierunkowac, nauczyc logicznego myslenia i jesli nie jestes specjalista, mozesz wszystkiego sie poduczyc.
Po prostu nikt nie potrafi się przełamać żeby mainstream w końcu zrozumiał że "po prostu studia" są nic nie warte.
Aha, fajnie. Dzięki za uświadomienie mi, że zmarnuję następne 3 lata mojego życia...
A o tym, że studia są zbędne mówią zazwyczaj ci którzy nigdy na studiach nie byli...
[5] Jak ja widzę jak ty piszesz sam do siebie to też zastanawiam się jakim cudem robisz w gazecie...
Ludziom z papierkiem "magister" przewraca się w głowach ... Znajomy ostatnio opowiadał jak do jego ojca firmy przechodzi pan na rozmowę o pracę i na pytanie "Ile chciałby zarabiać ?" odpowiada "Myślę, że 5-6 tysięcy na początek byłoby dobre" - kandydat skończył "Wyższą szkołę menadżerską" czyli prywatny gniot.
Prawda jest teraz, że prawdziwy majster, znający się na fachu zarabia bardzo dobre pieniądze. Rodzice wybudowali domek na działce ostatnio i są świadkami tego :)
Właśnie wychodzę bronić dyplom na studiach licencjackich. Czyli mówicie, żeby jednak oblać?
Ja znam takiego co jest po podstawówce i zatrudnia 200 osób...
pasterka, zawsze mnie zastanawiało to, że ludzie przypisują studiom jakieś niesamowite właściwości, tak jak Ty przed chwilą :)
W jaki sposób skostniałe, PRL-owskie studia uczą logicznego myślenia? To my się z tym nie rodzimy? Ktoś kto zdał maturę rozszerzoną z matematyki, polskiego i angielskiego na 90%+ i poszedł na UJ wtajemniczy się tam w wyższe poziomy logiki? Chyba w dziekanacie, jak weźmie drugi kierunek i się okaże, że nie przepiszą mu przedmiotów bo mimo, że to to samo i tyle samo punktów ECTS to po prostu "nie i koniec"? Jak będzie się rejestrował w USOS-ie "na czas" i najłatwiej będą mieli w życiu ci z najniższym pingiem? Jak trzeba będzie się starać o stypendium, ale nikt włącznie z dziekanem nie będzie wiedział jak?
Chyba, że o innej logice mówisz, chętnie posłucham. Bo to, że studia uczą logiki to słyszę od dawna a po inteligentnych znajomych widzę głównie zniechęcenie a nie rozwój. Nawet na najlepszych uczelniach kraju. Trudno się zdziwić, bo na państwówkach ciągle obowiązuje "logika Poczty Polskiej", ewentualnie TPSA, nazwij jak chcesz.
Argument z "nakierunkowaniem" też dupny - nie ten kraj, u nas są sztywne ramy - idziesz na jakiś kierunek, to już na nim zostaniesz. Jak Ci się zachce drugiego, to są dopiero schody i utrudnienia. A na zachodzie traktowaliby Cię wyjątkowo. To nie Anglia gdzie przez 4 lata studiów rok siedzisz w dowolnym kraju europejskim i rok poza kontynentem. To poszerza horyzonty. Dziewczyna na UW miała dokładnie dwie drogi wyboru (specjalizacje), na sztandarowym kierunku. Dystans wykładowcy > studenci porównywalny do stosunków Białego Domu i Kremla w czasach Zimnej Wojny. Daleko nam do śniadań z wykładowcami czy mówieniu sobie po imieniu.
i jesli nie jestes specjalista, mozesz wszystkiego sie poduczyc.
Nie wiem co przez to rozumiesz, ale nauczyłem się sam bez niczyjej pomocy pracy w IT i nieźle na tym zarabiam, IMHO jest wręcz przeciwnie - dużo łatwiej jest się nauczyć samemu rzeczy technicznych - bo źródeł jest w opór. Chyba, że mówimy o lekarzach i kilku innych zawodach.
Z całym szacunkiem, wolę się już uczyć sam, niż u jakichś polskich profesorów którzy są znani z tego, że są znani, trzeba się im kłaniać w pas i włazić w dupę a w tym samym czasie eksperci światowej sławy piją piwo ze studentami na Oxfordzie :) Nie ujmując nikomu, bo zdarzają się wyjątki.
Łyczek --> Prawo jest tylko magisterskie, licencjat bronię z drugiego kierunku :)
Lysack - jest ciezko na ryku pracy dla takich magistrow, inni mysle ze powinni znalezc trace bez problemu
sam znam teraz studentow, ktorzy trzepia ladna kase, glownie z IT co prawda...
a co do samych studiow - ja powiem, ze to super czas, przedluzenie mlodosci, u niektorych na pewno beztroski, ja musialem sam na nie zarobic wiec nie bylo tak rozowo, ale jednak bylo to swietne 6 lat zycia, czas kiedy duzo sie bawilo, poznalo wielu swietnych ludzi itp
sama nauka jest tylko dodatkiem i choc ja akurat mialem na obu kierunkach stypendium naukowe (bez tego bym sie nie utzrymal) to wiedzy praktycznej stamtad nie wynioslem, podobnie jak bartek, wszystkiego musialem nauczyc sie sam, niektore rzeczy po prostu mi wskazano na uczelni
ja wiem jedno, bez mojego papierka nie dostalbym obecnej roboty i nie zarabial 10x wiecej niz marzylem kiedys...
[26] Gdzies wyczytalem ze typowy Amerykanin w czasie zycia zawodowego wykonuje 4 ZUPELNIE rozne zawody - czyli calkowicie sie przekwalifikowuje. U nich to norma, sie czyta rozmaite biografie to "sprzedawal samochody, byl fotoreporterem, montazysta w fabryce Boeinga a obecnie miszka na farmie z zona i 3 dzieci" (bo majatke zrobil na pisaniu :P). A u nas "skoro jezdem magistrem farmacji, to na emerytiure tez przejde jako farmaceuta". Fajnie, ale juz dzis mam wrazenie, ze na kazda klatke schodowa przypada jedna apteka w poblizu... wiec sie moze okazac, ze jednak nie. A zaproponuj takiemu, zeby np. otworzyl sklep z uzywanymi krokodylami (bo akurat jest popyt...) to foch, bo nie po to studiowal, zeby stac za lada!
[27] Moze dlatego, ze wiem iz to nie jest gazeta (i wiem jeszcze pare rzeczy). :p Dodam, ze formalnego wyksztalcenia dziennikarskiego nie mam. I jak widac mozna, bo jesli mi od 15 lat za to placa, to albo znam sztuczki Jedi ("tego redaktora szukacie") albo jednak szefostwo uwaza, ze wiem co robie i robie to dobrze. No i moze zamiast "myslec czemu ktos ma prace" to ja po prostu poszedlem i udowodnilem, ze bede wlasciwa osoba na wlasciwym miejscu, nie majac na to zadnych "papierow".
Polacy właśnie odbierają i jeszcze przez jakiś czas będą odbierać lekcję życia w tym temacie. Cyniczni, pozbawieni jakiegokolwiek etosu pracownicy i wykładowcy szkół wyższych. Rodzice, którzy swoim dzieciom powtarzali przez lata "ucz się bo, bo skończysz z łopatą" - wierzący naiwnie, że dyplom uczelni wyższej zapewni im życie w innym świecie. Kolejne rządy całkowicie ślepe na szkolnictwo zawodowe, a wreszcie nadymające się i chełpiące wynikami, z których wynikało, że młodzi Polacy są najlepiej wykształceni w Europie - słowo klucz: formalnie wykształceni.
Większość studentów nigdy nie powinna zostać studentami. Nie dlatego, że jest gdzieś taka niepisana czy pisana zasada, tylko dlatego, że nie są w stanie skorzystać ze studiowania. I to na żadnej płaszczyźnie - zawodowej, intelektualnej, rozwijania zainteresowań. Ci ludzie rzeczywiście powinni byli rozwijać się gdzie indziej i stracili zazwyczaj kilka lat życia na podtrzymywanie ułudy, że papierek magistra daje "wyższe" wykształcenie.
Ale też nikt w tym kraju nie pomaga dzieciakom rozpoznawać swoich zdolności, wszystkich przepycha się bezmyślnie z klasy do klasy, stosując tę samą filozofię bezmyślnego naganiania na studia "wyższe".
Nie miejmy złudzeń - wszystkim nam przyjdzie za to zapłacić.
[36] Fajnie sie czasem w 100% zgodzic.
Ale nikt w tym kraju nie pomaga dzieciakom rozpoznawać swoich zdolności, wszystkich przepycha się bezmyślnie z klasy do klasy, stosując tę samą filozofię bezmyślnego naganiania na studia "wyższe".
A wujek Jarek bierze ich w obronę, zatrudnia do teledysków ze szklanymi drzwiami, i sugeruje, że jak dojdzie do władzy to da wszystkim pracę.
Podczas gdy powinno się o tym bez ustanku bębnić - żadna praca nie hańbi.
smuggler - tylko u nas malo kto chce w ogole zmienic miasto, o kraju nie wspominajac
ja staram sie wyciagnac do siebie znajomych z poprzedniej pracy, zarobki oferowane to 30-40tys w przeliczeniu na zlote
moze z 10%-20% da sie w ogole namowic na wyslanie CV a na przeprowadzke jesczze polowe mniej
a co do zmiany zawodu - wliczajac w to prace podczas stydiow to pewnokazdy z nas pracowal w conajmniej 4 zawodach:)
a na powaznie, wyobrazasz sobie teraz rzucic wszystko i zaczac totalnie nowa prace? nauczyc sie wszystkiego na nowo i zarabiac pieniadze, ktore pozwala ci i rodzinie sie utrzymac? nie jest latwo zrobic cos takiego...
A tym ludziom z papierkiem doktora tez sie w glowach przewraca?
Pomysl sobie ze w wieku 28-29 lat po latach studiow, praktyk, kursow etc, jakis pacanek zaproponuje ci 2000PLN, noz normalnie mu nogi lizac z radosci.
bartek --> moim zdaniem, takie powinno byc zadanie studiow, jak jest w praktyce to roznie bywa. Nie sadze, zeby magiczny papierek od razu sprawial, ze ktos jest guru w logice, chyba wziales moja wypowiedz za bardzo do siebie ;-). Ja sama skonczylam anglistyke, obecnie pracuje w IT (po drodze pracowalam jako researcher i tester gier) i sobie to chwale. Studia wspominam milo i nie zaluje, ale nie chcialabym juz wracac do tlumaczen/uczenia.
Na studia sie idzie tylko i wylacznie dla samego siebie. Ten kto chce sie uczyc to idzie na studia. Ludzie sa na tyle glupi, ze nie ida wedlug wlasnego rozumu lecz z tlumem. Tez nie rozumialem tej wyzszosci LO na zawodowkami i technikum. Ta sztuczna wyszosc lansowali wlasnie debile z LO. Ja bylem w prywatnym LO o profilu prawnym ale nie widzialem sensu tam siedziec. Byc tam tylko po to zebym powiedzial ,ze jestem w takiej szkole bo fajnie to brzmi? Debilizm.
Zawodowka i technikum sa 100 razy lepsze od debilnego LO. Po zawodowce masz zalatwione praktyki ( ktore i tak robisz na studiach ), lata przepracowane na emeryturze, po praktykach zazwyczaj zostaje sie na miejscu pracy ( czyli masz prace ), tytul technika ... , dyplom ukonczenia kursow, mature, dyplom z egzaminow zawodowych. Czyli w wieku cos okolo 20 lat masz wizje na pszyszlosc.
Po LO masz az uwaga ..... mature! Brawoooo.
Pozniej na studia bo przeciez nic nie umiesz, nie chodizles jeszcze do pracy wiec nie wiesz co to jest praca i staranie sie o nia, nie wiesz jak chcialbys pracowac i gdzie no i nie maszzadnego wyksztalcenia w kierynku praca. Dla tego ludzie ida na studia bo po LO nie wiedza co z soba zrobic.
Co do samych studiow to tutaj czlowiek calkowicie potrafi sie zmienic. Tam jest szacunek, uczysz sie jak do kogo mozesz sie odezwac, kto i na co moze sobie pozwolic. Uczysz sie zycia z ludzimi i byc miedzy nimi. Pierwszy rok jest zawsze najlepszy bo przychodza dzieciaki ze srednich szkol rzucaja txtami do profesora jak do nauczyciela w liceum. Szybko sa ustawieni i fanie sie na to patrzy :)
Tak was czytając to rzeczywiście nic mi nie pozostaje - rzucę studia i przekwalifikuje się na elektryka wysokich napięć
Taaak ... każdy z was mówi, że żadna praca nie hańbi a ile to razy naśmiewaliście się z Mirencjuma, że pracuje jako kierowca autobusu ?Ile razy stwierdzaliście, że jest to praca gorszej kategorii ?
Tak w kwestii formalnej : studiuje prawo oraz administrację, na państwowym uniwersytecie, aktualnie staram się o przyjęcie do pracy w firmie zajmującej się ubezpieczeniami. Gimbus i kolejny bezrobotny ze mnie ...
Felcart -> prędzej lichwiarz bo ubezpieczenia to taki sam hazard jak kasyno
pasterka, spoko. Tester gier - kto o tej robocie nie marzył! :)
Felcart, jeśli uważasz, że śmiejemy się z szofera bo jeździ autobusami to chyba nigdy nie czytałeś jego tematów.
aktualnie staram się o przyjęcie do pracy w firmie zajmującej się ubezpieczeniami
Ja też się staram. O bycie drugim Billem Gatesem ]:->
Lepiej napisz, jak już coś osiągniesz :) Mam kilka osób z rodziny w ubezpieczeniowce i nie zazdroszczę, ale może Tobie się poszczęści.
Bartek
Świetnie. Daj znać potem czy ci się udało zostać Billem Gatesem.
Doszedłem ostatnio do wniosku, że na chwile obecną obowiązki na studiach są na tyle małe, abym mógł podjąć pracę, związaną z kierunkami moich studiów.
Trzeba tez rozgraniczyc pewne sprawy. Studia to inwestycja w siebie. Rozwijaja czlowieka w przeciwienstwie do nieskomplikowanej pracy, ktorej mozna sie podjac juz po zawodowce i klasc te zasrane kafelki cale zycie. Nie chodzi tylko o znalezienie pracy dzieki studiom ale o poszerzanie swojej wiedzy. Moim zdaniem zaraza sa prywatne uczelnie, ktore za pieniadze rozdaja dyplomy osobom nadajacym sie jedynie do tych kafelek, a pozniej te dziwia sie, ze nie ma dla nich pracy w administracji itd.
Nie bede sie edukowac bo i tak nie wykorzystam tego w pracy - nie jest to zdecydowanie podejscie inteligentnej osoby.
Jest mały szczególik, który artykuł skrzętnie pomija.
Owszem, w prostej pracy często dostaje się na starcie więcej niż w jakiejś wymagającej wykształcenia, ale później dynamika wzrostu płacy jest żadna, w odróżnieniu od bardziej wymagającej pracy.
I często po 10 latach robotnik dalej zarabia prawie tyle samo, a "wykształciuchowi" pensja urosła trzykrotnie. I juz wtedy tak wesoło nie wygląda.
[51] Ty do studiowania dorabiasz ideologię, tynkarz robi swoje i ma praktyczne do świata podejście - że papierem brzucha nie zapełnisz. Po za tym chwila - prosty człowiek też skupia się na swoim rozwoju, ale w nieco innym kierunku i przykłada do tego mniejszą wagę.
[52] Nie ma na to reguły. W obydwie strony.
xanat0s --> OK, obroniłem się. Iść do szefa prosić o 300% podwyżki?
Gratuluję! Jeżeli Twój szef jest z awansu, to Twoja kariera w tej firmie może być wyhamowana. Szefowie nie lubią bardziej od siebie wykształconych podwładnych. Czują się zagrożeni i starają się te zagrożenie zminimalizować lub wyeliminować całkowicie. Obawiam się czy nie przeniesie Cię do magazynu liczyć pudła.
mirencjum --> Mój post oczywiście był ironiczny, poza tym mi coś takiego nie grozi. W kancelarii szefami są sami adwokaci/radcowie prawni i taki żuczek z licencjatem z bezpieczeństwa wewnętrznego nie jest dla nich żadnym zagrożeniem :)
Zresztą podwyżka też mi nie grozi, ale to na marginesie :d