Zdaję sobie sprawę że znaczna większość forumowiczów mieszka jeszcze z rodzicami, ale ku przestrodze...
Od kilku lat mieszkamy z dziewczyną w nie swoim, lecz wynajętym mieszkaniu. Aktualnie jest to 2 pokojowe mieszkanko, a ze względów finansowych drugi pokoik podnajmujemy.
Mieszkaliśmy już z różnymi ludźmi.
Mężczyźni, kobiety, studenci, pracujący z tytułem mgr, pracujący bez matury, nawet raz z obcokrajowcem. Jednego mnie to wszystko nauczyło. Najlepiej mieszka się z Kobietami(!) a faceci to najczęściej fleje. Szczególnie jeśli dopiero co uciekli mamie ze smyczy- pierwszy raz wypije za dużo alkoholu i potem zamiast haftować do, to haftuje na kibel.
Jeden nie umie się umyć, drugi nie wie jak obsłużyć mopa/ścierkę. Szczytem bezradności było jak Mgr. 'Automatyk' nie potrafił obsłużyć pralki! Były nawet pytania "jak to moja kolej na sprzątanie łazienki? Nooo dooobra zrobie to *foch* (...) jak się używa domestosu?". Za to ekstremum buractwa wykazał Serb którego (uwaga!) denerwował fakt że gotujemy obiady (sam jadał w pracy) i miał wąty (wonty?) że po nim nie zmyliśmy naczyń.
Kobiety tak jak każdy mają swoje wady (największą jest zajmowanie łazienki z rana), ale przynajmniej myją się zanim zaczną śmierdzieć tak, że lamperia ze ścian spada. Są też bardziej zaradne! Potrafią po sobie sprzątnąć, radzą sobie z pralką i nie kradną papieru toaletowego ==" Zabijesz strasznego-paskudnego pająka w ich pokoju? Podziękują i jeszcze poczęstują ryżem na mleku z jabłkiem :P
Drodzy przyszli najemcy! Pamiętajcie że robiąc siarę, wystawiacie świadectwo nie tylko sobie, ale również rodzicom którzy to mieli was przygotować do dorosłego życia.
Mieszkałam z różnymi ludźmi. Niektóre baby swoim flejostwem przewyższały wszystkich niechlujnych facetów razem wziętych. :)
Megera_ - oczywiście że masz racje :) Takie też się zdarzają. Ale patrząc statystycznie to większymi niechlujami okazali się być faceci. Podaj parę przykładów,m a ja spróbuję je przebić ;)
Lysac - większość ma ;))
hopkins - nie no racja, ja wystawiam opinie tylko na podstawie tego co sam doświadczyłem. No i tak mówiąc szczerze wystarczy przejść się do jakiegoś akademika. Udziewczyn zazwyczja jest tylko burdel, a u facetów dodatkowo wali niemiłosiernie
Dacie wiarę że jeden koleś spał ze swoimi brudnymi rzeczami?
Pewnego dnia wstałem rano i wybrałem się do kuchni w celu zaparzenia kawy. Niestety mojego kubka nie było. Zacząłem szukać ... znalazłem w pokoju lokatorki, a w kubku pety ...
Mieszkałem na 4 stancjach, i każdy właściciel nie mógł się mną zachwycić, jeżeli chodzi o kulturę mieszkania. Tak więc nie generalizuj.
Ale czymś co 100x przekroczyło granice brudu nawet u neandertala, było zostawienie na środku wanny przez jedną ze współlokatorek zużytego tamponu. Nie mam nic do kobiecej biologii, ale myślałem że puszczę pawia
Uprzedzając pytanie co do zmian mieszkania - dwa razy zawinił właściciel, raz właściciel musiał sprzedać mieszkanie, a raz znalazłem tańsze i bliższe uczelni.
+ bab jest też taki że można zaruchać
gnoll tym tamponem to mnie rozbroiłeś :D
Generalizuje, bo takie a nie inne mam doświadczenia. Mam już trochę dość podnajmowania- a dzieląc się moimi spostrzeżeniami na forum, mam okazję lekko odreagować. Zapewniam Cie że jesteś jednym z nielicznych ułożonych gości. Albo ja po prostu mam do takich różnych pecha.
Ale jak już napisałeś o zachwycie właścicieli...
Gdy wprowadzałem się do obecnego mieszkania, właścicielka rozpływała się nad tym, jaki to poprzedni lokator był suuuuper-cycuś-glancuś. Wchodzimy do środka a tam oprócz ogólnej zawieruchy: włosy ze strzyżenia w całej łazience, garczki w szafkach z nieumytymi resztkami obiadów. Wszystkie garczki. No i oczywiście lodówka capiła że aż strach. Ścianę w pokoju gość podziurawił pinezkami żeby móc sobie pozawieszać plakaty... Dodatkowo gość rozliczając się z nimi pozaniżał stany liczników, co wyszło na jaw dopiero gdy przezornie spisałem je przed podpisaniem umowy :P
Ja nie wiem na kogo trafiałeś, ale coś czuję w kościach że miałeś duże "wymagania" co do współlokatorów :) Zawsze mieszkałem w minimum trójce, dodatkowo obok mieszkał zawsze ktoś jeszcze, i oprócz niepokoi z łazienką i internetem, nie mieliśmy większych problemów. Smrodu nie było, czasami fakt, gary były - ale skuteczny opierdol działał cuda :)
Akademik to co innego, w życiu bym tam nie zamieszkał - wspólna kuchnia to koszmar, tak samo łazienka - brud i smród aż odrzucał. Dla mnie to była menelnia, akademik bardziej przypominał schronisko św. Brata Alberta, niż dom studencki.
gnoll - może i ze mną jest coś nie tak i za dużo wymagam, ale naprawdę - mieszkając z fruźkami nie było problemu się dogadać. Potrafiliśmy wspólnie zjeść, pogadać, pożyczyć sobie kasę, czy pomóc. Z facetami zazwyczaj było opornie- jeden nie sprzątał wcale, drugi dosłownie śmierdział a trzeci miał o wszystko pretensje i o wszystko się wykłócał. Tylko z jednym mieszkało się naprawdę super, do czasu gdy nie wyjechał za granicę nie rozliczając się wcześniej z pieniędzy...
Edit:
statystyki: 7 współlokatorów do tej pory, w tym 2 dziewczyny.
Edit2: z obiema Paniami nadal mamy kontakt. Reszta to już są obcy ludzie i nawet na ulicy nie poznają