autor: Grzegorz Bobrek
Strażak sam przeciwko Chimerze - graliśmy w Resistance: Burning Skies - Strona 2
Resistance: Burning Skies będzie pierwszym FPS-em na Vitę. We fragmencie kampanii fabularnej sprawdziliśmy, jak nowa konsola Sony radzi sobie z inwazją Chimery na USA.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.

Nieco słabsze wrażenie robi projekt poziomów. Tutaj najmocniej w oczy rzucają się ograniczenia konsoli. Choć od strony graficznej tytuł przygotowano solidnie, widać, że oprawę dopieszczono kosztem rozmachu etapów. Zdecydowaną większość czasu spędziłem w prostych tunelach, lepiej i gorzej ukrytych za fasadą uliczek, ruin czy podwórzy. Jeśli narzekaliście na liniowość Call of Duty, tutaj będziecie rwać włosy z głów. Drogi do celu nie wskazuje żadna świetlista linia na podłodze ani strzałka nad karabinem – nie ma takiej potrzeby, bo kolejne posunięcia są jasne jak słońce. Nawet ultratajne kostki porozrzucane są w całkowicie oczywistych punktach, do których nie trzeba zbaczać z trasy (nie ma gdzie zboczyć, ot co), tylko mieć oczy szeroko otwarte i zaglądać za rozstawione tu i ówdzie skrzynie.
Dziwnym pomysłem na urozmaicenie rozgrywki są wstawki polegające na ratowaniu różnych osób z opałów. Nasz bohater jest niepozornym strażakiem, który swój potencjał odkrywa w dniu inwazji Chimery na Stany Zjednoczone. Stąd jego znak rozpoznawczy, urocza siekiera idealnie pełniąca funkcję broni przy bliskich spotkaniach z „robalami”. Twórcy nie chcieli najwyraźniej poprzestać na toporku, jako jedynym widocznym atrybucie chlubnego zawodu protagonisty, postanowili więc dorzucić proste sekwencje, w których dzielny strażak może się wykazać. Przeważnie sprowadza się to do przeniesienia delikwenta na plecach do określonego punktu czy też rozbicia drewnianych drzwi. Co zabawne, wygląda na to, że sami projektanci nieco się tych fragmentów wstydzą, bo urywają je absurdalnie szybko, co tylko potęguje wrażenie dodania ich na łapu-capu.

Równie nagle zakończyła się też ostatnia, trzecia, misja z testowej wersji. Na standardowym poziomie trudności przejście ich wszystkich zajęło mi około dwóch godzin, a z tego, co zauważyłem na liście trofeów, na kampanię złoży się zaledwie sześć etapów. Obawy o długość trybu fabularnego są zatem całkowicie uzasadnione. Ratunkiem może okazać się multiplayer, pomyślany dla maksymalnie ośmiu graczy, ale jego nie miałem jeszcze szansy przetestować.
Mimo wszystkich wad i przypadłości konsolowego FPS-a z poprzedniej epoki skreślanie Resistance: Burning Skies byłoby grubym błędem. Satysfakcjonująca mechanika, udanie przełożone sterowanie z nienachalnym wykorzystaniem możliwości ekranu dotykowego oraz kapitalny arsenał w sumie wydają się składać na jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą pierwszoosobową strzelaninę na platformy przenośne. A że konkurencja na tym polu jest słaba, to już inna bajka.