autor: Maciej Makuła
Halo: Reach - pierwsze spojrzenie - Strona 3
Sprawdzamy, jak Bungie stara się poprawić formułę kampanii w najnowszej grze z serii Halo, noszącej podtytuł Reach.
Przeczytaj recenzję Halo: Reach - recenzja gry
Gdy już więc rozwikłana zostaje zagadka tożsamości naszego wroga – Noble Team postanawia zbadać dalszą okolicę. I tutaj kolejne novum, w grze pojeździmy cywilnymi pojazdami. Na pierwszy ogień idzie Tarpan XXVI wieku, w istocie pozbawiony jakichkolwiek walorów bojowych. Za jego sterami zasiada nasz bohater, na plandekę wskakuje kompan z ciężkim karabinem i tak przygotowani rozpoczynamy podróż drogą wzdłuż futurystycznego zagonu (nie wiem, niestety, co tam w przyszłości sieją). Zabrakło może okrzyku „kierunek, remiza!”, ale za to oddział wjeżdża w stadko przerośniętych kur, które okazują się być strusiopodobnymi przedstawicielkami lokalnej fauny. Bo to kolejna chwalona przez autorów gry rzecz – w trakcie naszej przygody poznawać będziemy także lokalne żyjątka.
Z pokładu naszego krążownika szos odbieramy kolejny warty sprawdzenia sygnał, zaczyna padać deszcz, trafiamy do osady w pobliżu bagien i... niestety ten moment prezentujący wszystko pan z Bungie uznaje za najwłaściwszy, by pokaz przerwać. Daje się jeszcze, na szczęście, później przepytać wraz z kolegą (na miejscu byli Niles Sankey i Brian Jarrad z Bungie).
O kampanii słów kilka
Udaje się w końcu sprecyzować, co dla ludzi z Bungie oznacza, że kampania będzie miała bardzo otwartą strukturę. Nie chodzi bynajmniej o zrobienie z niej tzw. „sandboksa” czy nawet kolejnego ODST (gdzie miasto, które swobodnie eksplorowaliśmy, było punktem wyjścia dla poszczególnych misji). Zwyczajnie obszary zwiedzane w grze będą bardzo rozległe i w ich obrębie napotkamy na różne drogi prowadzące do celu.
Pojawi się naturalnie tryb kooperacji umożliwiający sprzymierzenie się z czterema innymi żywymi graczami (dwoma na podzielonym ekranie). I tutaj ciekawa sprawa – kolejne osoby nie będą zastępować kolejnych członków Noble Team, a po prostu dołączą do drużyny, zwiększając jej stan osobowy. Wbrew obawom tak liczna załoga łatwo mieć nie będzie (ale o odpowiednio wyśrubowany poziom trudności osoby znające osiągnięcia Bungie raczej martwić się nie powinny).

Istotną sprawą jest też brak podziału bohaterów na postacie do multi i singla. W poprzednich bowiem grach w trybie dla jednego gracza sterowaliśmy Master Chiefem z pomagierami (tudzież Rookiem w ODST), a w multiplayerze osobnym, wykreowanym tylko w tym celu, żołnierzem. Tymczasem w Reach stworzymy naszego spartanina, którym będziemy walczyć zarówno w sieci, jak i przechodzić kampanię. Tym samym, odpalając wstęp gry, każdy zobaczy swój, odpowiednio spersonalizowany, hełm.
Bungie ewidentnie przyjrzało się trendom, jakie pojawiły się na rynku wraz z premierą Modern Warfare (mowa o dużej ilości efektownych „przerywników” i skryptów). Jest to jeden z powodów, dla których widzimy podobne i w nowym Halo. Naturalnie są to zupełnie odmienne gry i nigdy nie zostaniemy zmuszeni, by „brać w nich udział” (przytoczone przyglądanie się ciałom można „ominąć”, po prostu idąc gdzie indziej).
Nie dano nam pobawić się, nawet nie pokazano przez szybkę potyczek w przestrzeni kosmicznej (kolejna ciekawostka). Za to zapewniono nas, że w trakcie kampanii zwiedzimy także miasto („większe niż w ODST”). O nowym Firefight (czyli survivalu), Forge (czyli edytorze), trybach rozgrywki, rankingach, walucie, zmianach w systemie walki czy mechanice gry – opowiem w następnym artykule.
Pierwsze wrażenia można podsumować słowami, których nietrudno się domyślić – że będzie więcej, lepiej i fani na pewno będą zadowoleni. Miejmy jednak też nadzieję, że Bungie utrzyma poziom kampanii, który widzieliśmy na pokazie – bo naprawdę da się tu dostrzec spory postęp, który być może przekona do Halo nowych graczy.
Maciej „Von Zay” Makuła