autor: Krzysztof Gonciarz
Call of Duty: Black Ops - E3 2010 - Strona 2
Treyarch ma przed sobą trudne zadanie - zastąpić Infinity Ward w charakterze głównego producenta gier z serii Call of Duty - dlatego wszyscy z niecierpliwością oczekują Black Ops - najnowszego dzieła tego studia.
Przeczytaj recenzję Call of Duty: Black Ops - recenzja gry
Uruchamia się spowolnienie czasu, widać drobinki rozbitego szkła. Oddział bez problemu pokonuje wroga, przechodzimy dalej. Zaczynamy tradycyjną sekcję snajperską, rozpoczętą ogranym już w tej serii schematem: „jest dwóch, wybierz jednego, a ja zdejmę drugiego”. Tyle że strzelamy z kuszy. Po kilku trupach snajpienie przestaje zdawać egzamin i przełączamy się na wybuchową amunicję dla tej broni – strzelamy granatami! Cicha operacja się skończyła, wrogowie sypią się ze wszystkich stron, wyje alarm.
Po dłuższej strzelaninie udaje nam się odłączyć zasilanie od stacji przekaźnikowej i tym samym wykonujemy jeden z celów misji. Rozpoczyna się dramatyczna ucieczka po wąskiej ścieżce u zbocza góry, urozmaicona rozpadającym się otoczeniem – przypomina się słynny kontenerowiec. Na końcu bohater wykonuje iście base-jumpingowy skok w przepaść. Czy ma spadochron? Tego już nie wiemy, bo na tym kończy się prezentacja tego poziomu.
Zaśnieżoną Rosję zamieniamy na tropikalny Laos w misji pod tytułem Payback. Akcja dzieje się w 1968 roku. Rozpoczynamy od zniszczenia obozowiska wroga z użyciem granatnika. Strzały wywołują ogromne (aż przegięte, ale co z tego) eksplozje. Ogólnie typowe starcie dla współczesnych Call of Duty – dużo przeciwników o znanym dobrze AI. W pewnym momencie mała dekonspiracja, bo prezentujący produkt człowiek z Treyarchu jak na moje oko gra z włączoną nieśmiertelnością. Razem z kompanem porywamy helikopter Hind. Po chwili możemy nim swobodnie sterować! Pod gałkami wszystkie wymiary, pod triggerami – rakiety i karabiny maszynowe. Przelot nad rzeką to niczym nieskrępowana demolka. Niszczymy budynki, obozowiska wroga, składy paliwa, stacje przeciwlotnicze oraz inne śmigłowce – eksplozje są jeszcze bardziej przegięte, ale wyglądają cudnie. Przypominają się naloty dywanowe z Czasu Apokalipsy i dobrze znane hasło o zapachu napalmu.
Dwie misje, jedno podejście – intensywna akcja z nieszablonowymi, interaktywnymi przerywnikami. Całe Call of Duty. Black Ops nie przyniesie żadnej rewolucji, ale czuję, że Treyarch udowodni klasę w tej trudnej dla serii sytuacji. Silnik znany z Modern Warfare zaczyna już co prawda wyglądać trochę archaicznie i w galaktyce tegorocznych FPS-ów Call of Duty zapewne nie okaże się już tak wielkim wydarzeniem jak rok temu, ale na pewno warto będzie rzucić nań okiem. Mam tylko nadzieję, że będzie to zamknięcie pewnego etapu w historii tej wielkiej serii. Te gry zawsze się bronią przed zarzutem o wtórność, bo są po prostu dobrze wyreżyserowane, ale jednak w 5 lat po przełomie wypadałoby pójść krok naprzód. Nawet, jeśli wydawcą jest Activision.
Krzysztof „Lordareon” Gonciarz