Aliens vs Predator - Pierwsze wrażenia (E3 2009) - Strona 2
Podczas E3 mieliśmy okazję przyglądnąć się dokładniej dwóm poziomom w grze Alien vs Predator. Już nie możemy doczekać się premiery!
Przeczytaj recenzję Aliens vs Predator - recenzja gry
O tym, że Predator jest prawdziwą maszyną do zabijania, wiemy nie od dziś, dlatego nie zdziwiło mnie, że rozgrywka tą postacią w Aliens vs Predator sprowadza się do ciągłych egzekucji nieświadomych niebezpieczeństwa przeciwników. Łowca porusza się głównie po drzewach, pokonując dystans za pomocą skoków i schodzi na ziemię tylko po to, żeby mordować przeciwników. W odróżnieniu od innych gier tego typu, skok nie jest przyporządkowany do jednego klawisza - gracz po prostu zaznacza kursorem miejsce, do którego chce się dostać, a Predator posłusznie udaje się we wskazanym kierunku. Żołnierzom udało się kilka razy poważnie zranić stwora, ale był to raczej wynik kiepskiej gry prowadzącego prezentację pracownika firmy Rebellion, niż rzeczywistych możliwości marines. Uzbrojeni po zęby przeciwnicy byli dosłownie rozrywani na strzępy za każdym razem, gdy Predator zbliżył się na wyciągnięcie ręki.
Zmagania po stronie Predatora nie powaliły mnie na kolana. Nie wiem, czy to wina źle dobranej do prezentacji misji, czy po prostu kampania potężnego łowcy jest taka nijaka, ale w zasadzie wynudziłem się okrutnie. Po zlikwidowaniu kilku żołnierzy niewiarygodne zdolności stwora przestały już robić jakiekolwiek wrażenie, zwłaszcza że z prawdziwym polowaniem nie miało to wiele wspólnego – Predator po prostu spadał z góry na wrogów i bez wysiłku dokonywał egzekucji. Nieco korzystniejsze wrażenie wywołała druga części misji, gdzie łowca musiał dokonać infiltracji małej placówki ludzi, położonej w środku dżungli. Tutaj rozgrywka wymagała już więcej uwagi, gdyż wokół roiło się od stacjonarnych środków obronnych, reagujących na ruch. Jednakże po wyłączeniu wszystkich działek z walki poprzez odcięcie zasilania w bazie, zabawa znów zamieniła się w krwawą i na dłuższą metę mało pasjonującą jatkę.
Misja Predatora miała oczywiście swoje świetne „momenty”. Widok głowy wyrywanej wraz z kręgosłupem, która zabierana jest następnie jako trofeum, jest po prostu bezcenny. Podobało mi się też pokonywanie przez bohatera jednego z zamkniętych przejść. Okazało się, że wrota można było sforsować jedynie poprzez udane skanowanie gałki ocznej. Łowca wyciągnął więc oderwany łeb jednego z zabitych wcześniej oficerów i szybciutko rozwiązał problem, przykładając wybałuszone oczy trupa do urządzenia. Boskie. Pod koniec prezentacji pojawił się jeszcze jeden ciekawy motyw. Był to przerywnik filmowy, który zwiastował nadejście nowego przeciwnika – Obcego zrodzonego w ciele Predatora. Przypuszczam, że okaże się on znacznie większym wyzwaniem niż pozostałe Ksenomorfy, ale na razie trudno powiedzieć na ten temat coś więcej.