autor: Maciej Kurowiak
Ninety-Nine Nights - przed premierą - Strona 2
Przygotować dodatkowe baterie do swoich padów, gdyż już teraz wiadomo, że gra nie ma dla nich żadnej litości! To nie jest nowe Kingdom Under Fire, ale raczej jatka z bitwą w tle.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Jatki, gdzie setki żołnierzy atakuje jednego dowódcę, wspomaganego przez swoją armię (nigdy na odwrót!), od lat w szczególny sposób przemawiają do serc i kieszeni Azjatów. Świetnym przykładem jest tu seria Dynasty Warriors, choć jej popularność w Azji nie przekłada się na sprzedaż na innych kontynentach i pozostaje ona raczej tworem lokalnym. O wiele lepiej mają się gry sprzedawane przez Phantagram, bardziej pomysłowe i zrobione ze zdecydowanie większym polotem. Kingdom Under Fire: Crusaders i późniejsze Heroes zyskały uznanie zarówno graczy, jak i krytyków i do dziś pozostają znakomitym wzorem dobrze zbalansowanej siekaniny i strategii.
Główną bohaterką N3 jest seksowna walkiria imieniem Inphyy, naturalnie drobnej, acz znakomicie wyprofilowanej postury i dzierżąca miecz po wielokroć przewyższający ją wagą. Inphyy nie jest nawet pełnoletnia, ma 17 lat, ale już jest członkiem templariuszy, a na szermierce zna się nie gorzej niż sławny Dante. Dziewczyna ma też już jasno określony w życiu cel: jak każda nastolatka w jej wieku, chce pomścić śmierć ojca zabijając przywódcę goblinów. Z czasem otrzymujemy też możliwość grania kolejnymi postaciami. Są to: Aspharr, brat Inphyy, nieskalany nierządem ni nieprawością żadną rycerz bez skazy; Dwingvatt, biały goblin pragnący pomścić śmierć swego brata i zabić Inphyy; Tyurru, czarodziejka, która chce sprawdzić się w obliczu wojny; najemnik Myifee i wreszcie nawrócony kryminalista Klarran. Każda postać rozgrywa więc własną kampanię, ale ich losy nierozerwalnie się ze sobą splatają.
Jeśli ktoś spodziewa się po N3 gry w stylu Kingdom Under Fire, ustalania strategii, rozstawiania wojsk, przeprowadzania zaplanowanych ataków, niech schowa swoje marzenia pod poduszkę. Ninety Nine Nights to siekanina, której najbliżej do wspomnianego Dynasty Warriors i gra nie opuszcza tej konwencji aż do ostatniego bossa. Hordy nacierających przeciwników służą tylko do tego, by pozamiatać je przy pomocy magii i miecza, a na ich miejsce mogły przybiec nowe, w liczbach przekraczających setki i tysiące. Nasi bohaterowie będą mieli do pomocy swoje własne armie, ale tak naprawdę to od naszych poczynań będzie zależał wynik bitwy.

Jak w wielu tego typu grach, możemy korzystać z prostego schematu rozwoju, a nasze umiejętności, możliwość używania nowych broni czy liczba używanych kombinacji ciosów, wzrastają wprost proporcjonalnie do liczby wymiecionych wrogich żołnierzy. Nie jest to zresztą specjalnie trudne, gdyż wojsk przeciwnika jest bez liku, a w miejscu świeżo ściętych łanów, natychmiast wyrastają nowe. Element strategiczny został ograniczony do minimum i do naszej dyspozycji jest zaledwie kilka rodzajów wojsk: łucznicy, piechota, ciężka piechota i pikinierzy. Jednostki te mają za zadanie ochraniać nasze flanki, a podstawowe komendy ograniczają się do ataku i obrony. Każdy z naszych bohaterów dysponuje innym wachlarzem kombinacji i broni, a co najbardziej interesujące, ich zastosowanie jest równie efektowne co ciosy stosowane przez Dantego czy samurajów z serii Onimusha.