Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Ghostwire: Tokyo Przed premierą

Przed premierą 4 lutego 2022, 17:12

Ghostwire: Tokyo będzie dziwne - i dlatego na nie czekam

Pół godziny z Ghostwire: Tokyo pozostawiło mnie z paroma pytaniami na temat natury samej gry. Pokaz rozbudził jednak we mnie mocny entuzjazm i apetyt na więcej za sprawą atmosfery, którą już teraz najchętniej bym pochłonął.

Przeczytaj recenzję Recenzja Ghostwire: Tokyo - ani hit, ani kit

Artykuł powstał na bazie wersji PS5.

Dzięki uprzejmości Bethesdy miałem okazję obejrzeć przedpremierowy pokaz Ghostwire: Tokyo, za które odpowiada Kenji Kimura i studio Tango Gameworks znane z obydwu odsłon The Evil Within. Nie będę oceniał samej rozgrywki, bo i jest na to jeszcze za wcześnie, i widziałem zbyt mało. Niemniej stało się dla mnie jasne, że twórcy dostarczą bardzo klimatyczną przygodę w nietuzinkowym stylu. Fani posępnych klimatów i osoby zafascynowane kulturą Japonii powinni mieć ten tytuł na oku.

Nie jest zaskoczeniem, że Ghostwire: Tokyo zabierze nas na wycieczkę do stolicy Japonii. A konkretnie – do Shibui, jednej z najbardziej popularnych i zatłoczonych dzielnic tego miasta. To nie pierwsza gra, której akcja toczy się w tym miejscu. Japończycy lubią w końcu tworzyć swoiste laurki dla tej lokacji i co jakiś czas pozwalają nam pobiegać po jej wirtualnym odpowiedniku. Shibuya w grach przybiera różne oblicza. Tym razem jest opustoszała niczym w netflixowym serialu Alice in Borderland.

W świecie gry dochodzi do pewnego incydentu, za którym stoi człowiek w masce demona hannya. Wszyscy ludzie tajemniczo przepadają bez śladu – w tym rodzina i ukochana siostra głównego bohatera. Protagonista jakimś cudem uniknął tego losu i zamiast tego połączył się z widmem łowcy duchów, który jest w grze nie tylko jego najważniejszym sojusznikiem, ale i przewodnikiem po spirytystycznym świecie zdominowanym przez japoński folklor, demony i duchy yokai. Nasz towarzysz posiada własną, owianą tajemnicą motywację, a także pełni funkcję narratora i środka ekspozycji, cały czas wchodząc w interakcje i rozmawiając z postacią sterowana przez gracza.

Przyznaję się – jestem wielbicielem japońskich klimatów i azjatyckiej mitologii. Pierwsze zwiastuny Ghostwire: Tokyo jednak nie do końca mnie przekonały. Oszczędne zajawki i fragmenty rozgrywki o statycznej kamerze sprawiły, że nie wiedziałem, czego się w sumie spodziewać po zespole Shinjiego Mikamiego – legendarnego twórcy, któremu zawdzięczamy takie serie jak Resident Evil, Dino Crisis czy nowsze The Evil Within. Byłem bardziej na nie, choć za grą stały ciekawe nazwiska.

Teraz wiem jedno. Ghostwire: Tokyo będzie pozycją cholernie dziwną i strasznie mnie to kręci. Zdumienie może pojawić się już po pierwszym wejściu do sklepu wewnątrz gry. Za ladą ujrzymy bowiem miauczącą nekomatę – ducha o postaci kota w roli sprzedawcy. Handel z kocią zjawą? Wchodzę w to! Dalej mamy zbierane w trakcie rozgrywki dusze. Te wymieniamy z kolei w budkach telefonicznych, które zmieniają się w specjalne urządzenia do konwersji energii duchowej. A może chcecie szybko przenieść się na dach wieżowca? Nic trudnego, złapcie się latającego tengu i w okamgnieniu zaczniecie podziwiać miejską panoramę ze szczytów budynków.

Do tego dziwny charakter gry potęgowany jest przez groteskowy artstyle w piękny sposób łączący przeciwności. Z jednej strony mamy współczesne, nowoczesne Tokio, opustoszałe na skutek niejasnej apokalipsy, a z drugiej tradycyjny folklor znany z dawnych mitów i wierzeń. Wygląda to super, zdążyło mnie zaciekawić i nie mogę się doczekać, aż sam zacznę zwiedzać te lokacje.

Szczególnie że nawet w trakcie krótkiego pokazu dało się dostrzec, iż przygotowane miejscówki zapowiadają się całkiem różnorodnie. Choć znów osoby lubujące się w japońskich klimatach mogą uznać je za archetypy odhaczone przez twórców. Zwiedzimy tu bowiem piękne parki z kwitnącą wiśnią, zrujnowane dzielnice i duszne wnętrza budynków, gdzie otoczenie i wystrój płynnie zmieniają się w czasie rzeczywistym. Wyglądało to tak, jakby dwa światy zaczęły się nagle przenikać. W takich scenach gra przypomina horror i koszmar na jawie, a klimat staje się bardziej posępny.

W ogóle samo uniwersum Ghostwire: Tokyo wydaje się niesamowicie interesujące. Nie trafimy tu do dużego otwartego świata. Zamiast tego przyjdzie nam przemierzać bardziej skondensowane lokacje pełne ciasnych uliczek i przestrzeni zdominowanej przez egzotyczne yokai. Nie zabraknie przy tym elementów z popularnych gier – takich jak skanowanie otoczenia czy świątynie, które po oczyszczeniu odkrywają i otwierają kolejne fragmenty mapy itd. Wspomnę, że bardzo spodobało mi się jedno z zadań pobocznych, w którym za pomocą miski z ryżem bohater musiał uratować zashiki-warashi – psotnego i złośliwego ducha. Fani japońskiej mitologii powinni być ukontentowani i zachwyceni. Cała reszta być może zainteresuje się kulturą i wierzeniami Japończyków.

Same ulice nie są bezpieczne. Spotkamy na nich dusze ludzi, których fizyczne ciała zniknęły – jedna z mechanik skupia się na ich ratowaniu i przywracaniu do zaginionego ciała. Stoczymy też wiele walk z dziwnymi przeciwnikami. Osobami bez twarzy, oponentami ubranymi w garnitury i z parasolkami w dłoni – ci wyglądają co najmniej niepokojąco. Podobnie jak przerażające demoniczne kobiety w karmazynowych sukniach.

Walka odbywa się przy użyciu gestów i swego rodzaju magii. Bohater wyprowadza specjalne techniki za pomocą dłoni. Posyła we wrogów duchowe pociski, a potem wyrywa z przeciwników rdzenie. To styl walki łowcy duchów, z którego główny bohater zaczyna korzystać po połączeniu się z tajemniczym sojusznikiem. Wygląda to efekciarsko, choć nieco mało dynamicznie, i mam pewne obawy, czy starcia będą wystarczająco angażujące, by nie stać się monotonnym obowiązkiem. Żywię jednak nadzieję, że będzie dobrze – zwłaszcza na wyższych poziomach trudności. Możliwe, że dość spokojny charakter potyczek to kwestia pokazu.

Jestem za to przekonany, że unikalny klimat Ghostwire: Tokyo będzie zdecydowanie jednym z najważniejszych i najciekawszych elementów tej przygody. Zostałem totalnie kupiony wizją tego świata i miłym dla oka, mocno artystycznym stylem wizualnym. Technicznie tytuł ten może nie wychyla się poza obecnie panujące standardy branży, ale kierunek kreatywny prezentuje się kapitalnie. Pod paroma względami będzie to na pewno gra wyróżniająca się mocno z tłumu monotonnych produkcji. Czuć japońską szkołę połączoną jednak z paroma trendami Zachodu. Jak to wyjdzie w praniu? Zobaczymy.

Nie mam bladego pojęcia, czy to wystarczy, by gra odniosła sukces. Ja jednak na pewno dam twórcom szansę. Atmosfera ogromnie mi się spodobała i pomimo paru obaw liczę na tytuł, który zachwyci wykreowanym światem i nastojem. Nie zrażajcie się egzotyczną wizją tego projektu – wiele wskazuje na to, że będzie to jedna z najlepszych i wyjątkowych cech całej gry. Zdecydowanie czekam na więcej, jestem ciekawy tej produkcji i tego, jaki kształt ostatecznie przybierze. Cała otoczka okołogameplayowa mocno trafiła w mój gust i od pokazu zacząłem faktycznie wyczekiwać premiery. Liczę, że będzie to jeden z czarnych koni 2022 roku na konsoli PlayStation 5.

O AUTORZE

Jestem fanem twórczości i stylu Shinjiego Mikamiego, więc siłą rzeczy śledzę losy jego uczniów z Tango Gameworks. Do Ghostwire: Tokyo podchodziłem jednak z rezerwą ze względu na długą ciszę wokół tego projektu i nie najlepiej wyglądające materiały. Teraz jednak wiem, że miszmasz współczesnego Tokio i japońskiego folkloru w klimatach horroru na pewno sprawdzę tuż po premierze.

Sebastian Kasparek | GRYOnline.pl

Sebastian Kasparek

Sebastian Kasparek

W GRYOnline najlepiej czuje się w dziale publicystyki, a czasem zajmuje się również recenzjami. Fan kultury wszelakiej, który sięga po dzieła zarówno z górnej, jak i z najniższej półki. Najbardziej lubi zanurzać się w grach niszowych i w produkcjach ciężkich do jednoznacznego zdefiniowania. Docenia analityczne i krytyczne podejście przy obcowaniu z tworami kultury. Preferuje gry unikalne, dziwne, szalone wizualnie i odważnie poruszające ciekawsze zagadnienia narracyjne. Uzależniony od produkcji wysokooktanowych, bijatyk, wielkich robotów i klimatów arcade. Miłośnik studia Grasshopper Manufacture. Lubi nadrabiać zapomniane „hidden gemy” sprzed lat, zwłaszcza z Japonii. Ciekawy gier i ludzi stojących za nimi. Silnie uzależniony od kina. Psychofan Madsa Mikkelsena i Takashiego Kitano. Kocha również mangi Inio Asano i estetykę Tsutomu Niheia. Na forum pisze pod ksywką Junkie.

więcej

STALKER 2 – jak może wyglądać powrót do Strefy?
STALKER 2 – jak może wyglądać powrót do Strefy?

Przed premierą

W jednym z „fałszywych” zakończeń gry S.T.A.L.K.E.R.: Cień Czarnobyla bohater wyraża życzenie: „Chcę, by Zona zniknęła”. I rzeczywiście, cykl, który dał nam Strefę, zaginął na lata – aż teraz nagle zapowiedziano jego kontynuację. Czy to może się udać?

Valheim to jeden z najlepszych survivali, w jaki kiedykolwiek grałem!
Valheim to jeden z najlepszych survivali, w jaki kiedykolwiek grałem!

Przed premierą

Na rynku jest już mnóstwo gier tego gatunku, ale mało która startując z pułapu Early Access szturmem podbiła serca graczy, uzyskując 96% pozytywnych opinii spośród niemal 17 tysięcy wystawionych recenzji. Czy Valheim zasłużył na ten zachwyt?

Inner Chains - nadciąga nowy, polski i mroczny FPS
Inner Chains - nadciąga nowy, polski i mroczny FPS

Przed premierą

Debiutancka produkcja studia Telepaths’ Tree kusi klimatycznym światem wykorzystującym potencjał silnika Unreal Engine oraz obietnicą połączenia horroru z wartką akcją i interesującą opowieścią.