Widzieliśmy Resident Evil: Village - 4 + 7 = 8 i to świetna wiadomość dla fanów - Strona 2
Przyznam się bez bicia – od pierwszych zapowiedzi Resident Evil: Village nie byłem przekonany do nadchodzącego tytułu. Kiedy jednak zobaczyłem go w akcji, wiele się zmieniło.
Przeczytaj recenzję Recenzja Resident Evil Village - nie tylko randka z Lady Dimitrescu
What are You buying... sir?
Europejska wioska, zamek, kultyści, bystrzejsi od żywych trupów przeciwnicy atakujący w grupach, główny bohater podążający tropem porwanej młodej kobiety – świadomie lub nie Village co rusz czerpie garściami inspiracje z Resident Evil 4 – i na motywach się tu nie kończy. Jednym z takich smaczków jest powrót „sprzedawcy” z „czwórki” – postaci niezależnej, którą spotykamy kilkakrotnie w trakcie przygody.

W zapowiedzi celowo nie komentuję oprawy, bo z racji trwającej pandemii nie mogłem osobiście zagrać w tę grę, a jedynie oglądałem pokaz udostępniony przez twórców online. Tym samym uważam, że nie jest to do końca fair, by na bazie skompresowanego wideo oceniać jakość grafiki, płynność i inne aspekty wizualne, gdyż byłoby to krzywdzące dla pracy deweloperów oraz samej gry i niezgodne z jej faktycznym stanem. Niemniej jestem zdania, że Resident Evil: Village raczej nie będzie za bardzo odbiegać pod względem grafiki i działania od tego, co widzieliśmy np. w tymczasowo dostępnym demie na PS5.
W Village szemranego jegomościa z RE4 zastępuje Duke, równie tajemniczy i chyba ciut bardziej przyjazny oraz elokwentny mężczyzna, który oprócz tego, że odkupi od nas zebrane graty (czyżby miały powrócić opcjonalne skarby i medaliony?), zaoferuje też asortyment wszelakiej maści przedmiotów leczących, ulepszeń czy amunicji. I nie ukrywam, to ostatnie może napawać niepokojem – w „czwórce” nie dało się ot tak dokupić sobie nabojów, przez co, choć w tej części było zdecydowanie więcej akcji niż horroru, nadal trzeba było starannie zarządzać ograniczonymi zasobami. Trochę się boję, czy możliwość nabycia amunicji nie sprawi, że zabawa stanie się łatwiejsza, niż powinna być, ale na tę chwilę zaufam deweloperom co do balansu ekonomii gry.
Odnosząc się do samego ekwipunku i zasobów, warto jeszcze wspomnieć, że Village zaoferuje dodatkowe składniki, takie jak proch czy substancje chemiczne, których nie było w części siódmej (ale np. pojawiły się w pewnej postaci w zeszłorocznym Resident Evil 3). Jak przystało na tę serię, otrzymamy także uproszczony system craftingu, na który wpływ będą mieć znajdowane w ograniczonych ilościach zasoby oraz jeszcze bardziej ograniczone miejsce w plecaku bohatera. Nie wywróci to rozgrywki do góry nogami, a jedynie lekko ją usprawni – dla mnie wystarczy.
Wow, what a Village!
Więcej akcji, większa różnorodność przeciwników, świetny klimat, prawdopodobnie najlepszy „stalker” w historii serii i garść trafionych nawiązań do jednej z moich ulubionych odsłon cyklu oraz kilka usprawnień formuły – tak w dużym skrócie mogę opisać moje bardzo pozytywne wrażenia z pokazu Resident Evil: Village.
Czy będzie to najlepsza odsłona serii od lat? Szczerze na to liczę i wydaje mi się, że jest to jak najbardziej możliwe, wnioskując ze wczesnych partii rozgrywki, które widziałem. Jeśli dotąd nie jesteście przekonani, polecam zainteresować się ograniczonym czasowo demem, które dostępne będzie jeszcze przez chwilę przed premierą (na Steamie i Xboksach – od 29 kwietnia do 2 maja, na konsolach Sony – od 24 do 25 kwietnia), bowiem wszystko wskazuje na to, że w ramach niego będzie można zapoznać się z dużą częścią tego, co oglądałem na pokazie. Sam jednak nie skorzystam, bo pierwszy raz od dawna skusiłem się na pre-order i coś czuję, że była to dobra decyzja.
O AUTORZE
Od czasu pierwszego kontaktu z Resident Evil 4 jestem wielkim fanem survival horrorów Capcomu (choć nie ukrywam, że zawsze bardziej wolałem podejście do gatunku charakterystyczne dla konkurencyjnego Silent Hill Konami). Przynajmniej raz (a w większości przypadków nawet kilkakrotnie) przeszedłem wszystkie odsłony z głównego nurtu serii, liznąłem też trochę lepszych spin-offów i pobocznych części. Moje ulubione gry z tego cyklu to „jedynka” (zarówno pierwowzór z PSX-a, jak i remake z GameCube’a) oraz „czwórka”, ale dużym sentymentem darzę też Resident Evil VII: Biohazard i kapitalny remake Resident Evil 2. Tęsknię za kooperacją niczym w Resident Evil 5 i cieszę się, że seria porzuciła z czasem widowiskowość z Resident Evil 6.