Starlink: Battle for Atlas – No Man's Sky z zabawkami - Strona 2
Ubisoft za pomocą Starlinka atakuje podupadający rynek gier wykorzystujących do działania zabawki, na którym wcześniej polegli tacy giganci jak LEGO czy Disney. Szaleństwo? Niekoniecznie, bo za tą kosmiczną grą akcji stoi całkiem ciekawy pomysł.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Ścieżka Atlasa
Nawet jeśli perspektywa majstrowania przy zabawkach niespecjalnie nas rajcuje, Starlinka wciąż warto mieć na oku, zwłaszcza jeśli z rozrzewnieniem wspomina się X-Winga, a No Man’s Sky nawet po wszystkich aktualizacjach wciąż nie jest grą, która zaspokajałaby nasze potrzeby eksploracji kosmosu.
W Battle for Atlas przyjdzie nam zwiedzić sporej wielkości otwarty świat (jakżeby inaczej, skoro za produkcją stoi Ubisoft), na który złożą się planety tytułowego systemu Atlas oraz przestrzeń pomiędzy nimi. To, jak wyglądać będzie odwiedzane przez nas uniwersum oraz sama rozgrywka, w dużej mierze uzależnione zostanie od tego, z którymi z licznych kosmicznych ras postanowimy zawrzeć sojusz.

Tak jak w No Man’s Sky otrzymamy tu możliwość płynnego przechodzenia od eksploracji gwiezdnej próżni do wchodzenia w atmosferę wybranego globu i następnie podróżowania tuż nad jego powierzchnią. Podobnie też jak w produkcji Seana Murraya szybkie zbliżanie się do planety wiąże się z mało przyjemnym widokiem nagle dorysowujących się na naszych oczach obiektów – przynajmniej tak to wygląda na udostępnionych materiałach z gry.
Dziwi mnie, że twórcom tak bardzo zależy na umożliwieniu graczowi płynnych przejść z kosmosu na powierzchnię planet, skoro dzisiejsze urządzenia ewidentnie sobie z tym nie radzą i efekt częściej razi brzydotą, niż imponuje. Nie licząc tego nieprzyjemnego elementu, Starlink wygląda w porządku, choć opadu szczęki raczej nie wywoła. Oprawa jest dość kolorowa, a planety zdają się cechować sporą różnorodnością wizualną.
Szybko, podrzuć mi miniguna!
Gra oferować będzie powoli wymierający w dzisiejszych czasach lokalny tryb multiplayer, umożliwiający zabawę dwóm graczom na podzielonym ekranie. Twórcom bardzo zależało, żebyśmy mogli fizycznie wymieniać się modułami statków.

Bitwa o kosmos
Większość czasu ze Starlinkiem spędzimy walcząc. Starcia prezentować się będą inaczej w zależności od tego, czy dojdzie do nich na powierzchni planety, czy w kosmosie. Przy tym drugim wariancie nasz pojazd poruszać się ma znacznie szybciej, żebyśmy nie zasnęli podczas podróży od jednego ciała niebieskiego do drugiego, ale w zamian nasze możliwości manewru zostaną ograniczone.
Wśród naszych oponentów wyróżnią się większe bestie. Powalczymy na przykład z czworonożnym gigantem, którego powalenie wymagać ma ostrzeliwania konkretnych słabych punktów – te pozostaną odsłonięte jedynie przez parę krótkich chwil. Pomiędzy takimi większymi bestiami oczywiście plątać będzie się także zwyczajne mięso armatnie.

Jeszcze zabawki nie umarły?
Starlink: Battle for Atlas na pierwszy rzut oka wygląda na mocno spóźniony projekt, który miał podczepić się pod sukces Skylandersów, ale jego produkcja za bardzo się wydłużyła i całość przespała najbardziej dogodny moment na rynkowy debiut. Po bliższym przyjrzeniu się temu tytułowi stwierdzam jednak, że jest tu potencjał, który ma szansę wskrzesić zapomnianą modę na łączenie światów gier elektronicznych i zabawek. Nie da się przy tym nie zauważyć, że to pierwsza gra tego typu, skierowana do dzieci raczej po „trzydziestce”.
Modułowość modeli statków kosmicznych, dzięki której stanowiące część doświadczenia akcesoria nie będą służyć jedynie do zbierania kurzu, a staną się częścią zabawy, ma szansę okazać się właśnie tym, czego ten rodzaj rozrywki potrzebował. Sama rozgrywka wygląda natomiast mniej oryginalnie, ale za to całkiem solidnie, co na gatunkowym bezrybiu może wystarczyć, by do zabawy przyciągnąć także starszych odbiorców, spragnionych po prostu porcji solidnej kosmicznej akcji.