Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 2 kwietnia 2010, 08:23

Prison Break: The Conspiracy - recenzja gry

Niesłusznie skazany na śmierć morderca kontra podający się za więźnia agent, czyli krótka opowieść o tym, jak z popularnego serialu zrobić uproszczoną skradankę.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Gry tworzone na podstawie popularnych filmów i seriali telewizyjnych nie prezentują na ogół wysokiego poziomu. Z niewiadomych względów autorzy nie przykładają się tak mocno do nich jak do innych tytułów, w rezultacie czego otrzymujemy zazwyczaj średnie, a czasem słabiutkie produkcje, których jedynym motorem napędowym okazuje się znana marka. Oczywiście zdarzają się chlubne wyjątki – wystarczy przypomnieć przygodówki z Indianą Jonesem w roli głównej czy gry z serii Star Wars – ale potwierdzają one tylko regułę. Produkty bazujące na znanych filmach to po prostu niedopracowane przeciętniaki, co ostatnio potwierdził nie tylko Avatar, ale również Aliens vs Predator i Saw. Jak na tym tle prezentuje się Prison Break? Zobaczcie sami.

Opowieść o genialnym inżynierze Michaelu Scofieldzie, który postanowił wyciągnąć z więzienia skazanego na śmierć brata, okazała się wielkim hitem 2005 roku. Prison Break cieszył się tak dużym powodzeniem, że stacja Fox zdecydowała się wyjść poza zaplanowaną wcześniej formułę i zamiast trzynastoodcinkowego miniserialu zafundowała widzom długi tasiemiec, zabawiający ich przez trzy kolejne lata. Co prawda przygody braci z epizodu na epizod stawały się coraz bardziej absurdalne, ale wiernym fanom najwyraźniej to nie przeszkadzało, bo Prison Break ogromną oglądalnośćnotował praktycznie do końca emisji. Gra komputerowa, którą teraz się zajmiemy, odwołuje się do zdecydowanie najlepszego, pierwszego sezonu serialu. Michael Scofield i Lincoln Burrows przebywają w więzieniu Fox River i przygotowują się do wielkiej ucieczki, która ma uratować drugiego z braci od śmierci na krześle elektrycznym.

Jak na skradankę przystało, przez większość gryukrywamy się przed wzrokiem przeciwników.

Głównym bohaterem gry jest Tom Paxton – pracownik tzw. Firmy, czyli pozarządowej organizacji, która odpowiada za sfingowanie morderstwa, jakiego rzekomo dokonał Burrows. Agent zostaje przysłany do Fox River w tym samym czasie co Michael Scofield, a celem jego wizyty jest dopilnowanie, by starszy z braci szczęśliwie dożył do daty egzekucji. Istotne jest to, że Firma nie wykorzystała swoich wpływów, by wprowadzić swego człowieka do grona pracowników placówki. By mieć lepsze baczenie na poczynania kłopotliwego rodzeństwa, Paxton przybywa do więzienia jako skazaniec. Tym samym jego zadanie od samego początku jest bardzo utrudnione.

Autorzy sprytnie posłużyli się fabułą serialu, by stworzyć całkiem sensowną i trzymającą się kupy opowiastkę o poczynaniach agenta Firmy. Paxton nie uczestniczy bezpośrednio w przygotowaniach do wielkiej ucieczki, ale jest świadkiem związanych z nimi wydarzeń, tych samych, które widzieliśmy wcześniej na ekranach telewizorów. Niektóre sceny są żywcem wyjęte z pierwowzoru, jak np. zajście z udziałem Scofielda i C-Note’a, kiedy ten drugi nie chce oddać Michaelowi pożądanych przez niego tabletek. Znajomość serialu nie jest konieczna, by zrozumieć fabułę gry, ponieważ bohater wielu istotnych rzeczy dowiaduje się wskutek prowadzonego przez siebie śledztwa, ale niewątpliwie ogromnie ułatwia rozeznanie w sytuacji, zwłaszcza, że produkt firmy ZootFly po prostu nie jest w stanie pokazać wszystkiego. Dobrym przykładem jest tu narastający konflikt pomiędzy Abruzzim i T-Bagiem. Każdy, kto widział pierwszy sezon Prison Break, wie doskonale, dlaczego mafiozo został odesłany do szpitala z podciętym gardłem – w grze scysja pomiędzy bandziorami została sprowadzona na drugi plan, więc jeśli nie zna się pierwowzoru, można mieć uczucie niedosytu.

Autorzy zadbali, żeby kluczowe postacie zostały zagrane przez tych samych aktorów, których podziwialiśmy przez kilka lat w serialu. W Prison Break: The Conspiracy pojawiają się więc wirtualne odpowiedniki Michaela Scofielda, Johna Abruzziego, Milesa „C-Note’a” Franklina, Lincolna Burrowsa, Theodore’a „T-Baga” Bagwella, Fernanda Sucre oraz jednego ze strażników – Brada Bellicka. Pozostałych pensjonariuszy Fox River zastąpiono innymi modelami, niemającymi nic wspólnego z rzeczywistością – prawdopodobnie ze względu na brak zgody do użycia ich wizerunku. Psuje to trochę obraz całości, zwłaszcza że niektórzy z nich często stają na drodze Paxtona. Tak jest np. w przypadku Charlesa Westmorelanda.

Sama gra jest typową skradanką i na pierwszy rzut oka zrealizowana jest niezwykle sprawnie. Po dostaniu się do strzeżonej strefy (czyli wszystkich lokacji poza głównym blokiem więzienia oraz spacerniakiem) Paxton zaczyna poruszać się wolniej i ciszej, co ma niebagatelne znaczenie, gdyż strażnicy oraz inni pracownicy Fox River mogą więźnia nie tylko zobaczyć, ale również usłyszeć. By uniknąć wzroku przeciwników, bohater może ukrywać się za przeszkodami, a także wchodzić do licznych szafek, gdzie nigdy nie zagląda żaden z patrolujących teren klawiszy. Tom potrafi również uchylać lekko drzwi, by w spokoju zobaczyć, co dzieje się po ich drugiej stronie, odkręcać drzwiczki od skrzynek z bezpiecznikami, by wyłączyć prąd, otwierać zamki wytrychem a także przenikać do kanałów wentylacyjnych, które wiją się przez cały kompleks. Korzystanie z tych wszystkich umiejętności jest oczywiście kluczowe, by osiągnąć stawiane przed nami cele. Trzeba przyznać, że autorzy postarali się i choć gra zawiera wiele powtarzalnych elementów, rozgrywka nie nudzi się tak szybko, jak miało to miejsce np. w Saw.

Walki na pięści to jeden ze słabszych elementów gry.

Zastosowanie ciekawych rozwiązań to jednak trochę za mało, by uznać Prison Break za godnego reprezentanta gatunku. Wada jest jedna, ale za to ogromna – w grze brak jakiegokolwiek elementu zaskoczenia, który w tego typu produkcjach dodatkowo podnosi adrenalinę. W 95% przypadków zmagania toczą się według ściśle ustalonego planu, a gracz nie może sobie pozwolić na jakąkolwiek inwencję. Rezultat jest taki, że kolejne etapy pokonujemy schematycznie – bohater musi domyślić się, w jaki sposób obejść strażników, a następnie zamienić teorię w praktykę. Każdy błąd jest surowo karany. W przypadku wykrycia rozgrywka natychmiast zostaje przerwana i całą sekwencję trzeba powtórzyć od początku. Zapomnijcie o sytuacjach, w których poczynania bohatera wywołują alarm, a ten musi w ułamku sekundy podjąć starania uniemożliwiające jego schwytanie. Gra nie oferuje jakiejkolwiek swobody, nie można zastosować tu żadnych nieprzewidzianych w scenariuszu działań. Akcja toczy się jak po sznurku, a wszelkie próby pójścia pod prąd kończą się dla agenta Paxtona fatalnie.

Produktowi firmy ZootFly niewątpliwie szkodzi też totalne położenie innych elementów niż skradankowe. Od czasu do czasu bohater odzyskuje wolność i może np. przejść się po spacerniaku, ale niewiele z tego wynika. Więźniowie nie mają nic sensownego do powiedzenia, nie ma tu również żadnych misji pobocznych, które umożliwiałyby zajęcie się na chwilę czymś zupełnie innym. Prison Break pozwala jedynie podszkolić umiejętności bokserskie na worku treningowym, wziąć udział w serii nielegalnych pojedynków z innymi więźniami oraz wytatuować sobie ciało. Elementy te, poza treningiem, nic nie wnoszą do samej rozgrywki i jeśli nie chcemy otrzymać Osiągnięć za ich wykonanie, można je kompletnie zignorować.

System walki w Prison Break: The Conspiracy ogranicza się do dwóch prostych uderzeń pięścią – szybkiego, ale niezadającego wielu obrażeń ciosu oraz wolnego, ale za to mocnego. Można też przejść do bloku oraz stosować kontrataki, choć nie jest to konieczne. Potyczki są banalnie proste i nie mają nic wspólnego z jakąkolwiek taktyką. Szczerze mówiąc, w całej grze wystarczy walić na oślep serią szybkich ciosów, stosując blok, gdy jakimś cudem sytuacja wymyka się spod kontroli, by położyć każdego przeciwnika, jaki staje Paxtonowi na drodze. O wiele więcej problemów sprawiają natomiast quick time eventy. Podczas zmagań jesteśmy świadkami kilku ciekawie zaprojektowanych scen, w których należy wciskać pokazywane na ekranie klawisze. Problem polega na tym, że gra wyświetla symbole bardzo szybko i trzeba mieć naprawdę niezły refleks, by przejść przez cały proces za pierwszym podejściem. Na szczęście układ klawiszy pozostaje przez cały czas taki sam, więc w przypadku kolejnych niepowodzeń można nauczyć się całej sekwencji na pamięć.

Odmieniony Charles Westmorelandi jak najbardziej poprawny John Abruzzi.

Oprawa audiowizualna w Prison Break: The Conspiracy może się podobać, oczywiście przy założeniu, że w kwestii grafiki nie oczekujemy fajerwerków na miarę Crysisa. Fanów ucieszy przede wszystkim to, że kluczowi dla rozgrywki wirtualni bohaterowie przypominają aktorów, którzy wystąpili w serialu – na ewentualne inne niedociągnięcia można już przymknąć oko. Mnie osobiście podobał projekt lokacji. Choć zabawa toczy się na terenie zamkniętego i niezbyt dużego kompleksu, autorom udało się stworzyć ciekawe, różnorodne obszary, które nie nużą po dwóch godzinach zmagań. Na plus zapisuję grze również muzykę. Słyszymy tu wybrane utwory irańskiego artysty Ramina Djawadiego, które zostały skomponowane na potrzeby serialu. Są naprawdę niezłe, więc cieszy to, że autorzy uzyskali zgodę na ich wykorzystanie.

Prison Break: The Conspiracy nie jest dziełem wybitnym – mamy tu do czynienia ze stosunkowo prostą produkcją na jeden wieczór (gra jest bardzo krótka), która powinna usatysfakcjonować fanów serialu, ale sama nie wnosi niczego ciekawego do reprezentowanego przez siebie gatunku. Gdyby autorzy dopracowali system walki, dali graczowi nieco większą swobodę i przede wszystkim pozwolili mu podejmować decyzje, ratujące skórę w przypadku wystąpienia zagrożenia, nota byłaby wyższa. Hardcore’owi miłośnicy skradanek, szukający w Prison Break konkurenta dla Thiefa, mogą śmiało odpuścić sobie ten tytuł. Pozostali gracze, zwłaszcza ci mniej wymagający, którzy są w stanie przymknąć oko na uproszczenia i nie do końca dopracowaną mechanikę rozgrywki, będą się bawić całkiem nieźle, a już na pewno świetnie, jeśli dodatkowo są wielbicielami serialu. Mnie osobiście produkt firmy ZootFly na kolana nie powalił, ale nie będę ukrywać – po ujrzeniu napisów końcowych pozostawił lepsze wrażenie niż np. Saw.

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

PLUSY:

  • nieźle wpleciony wątek Paxtona w wydarzenia znane z serialu;
  • sporo smaczków dla fanów pierwowzoru, obecność najważniejszych bohaterów;
  • niezła, choć zbyt uproszczona, część skradankowa;
  • spore urozmaicenie lokacji mimo tak zawężonego obszaru działania.

MINUSY:

  • brak możliwości reakcji na wykrycie bohatera;
  • fatalnie zrealizowany system walki;
  • bardzo mała swoboda działania;
  • zdecydowanie zbyt krótka;
  • źle zrealizowany system save’ów, który dokonania gracza zapisuje na stałe dopiero po ukończeniu większego fragmentu rozgrywki.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Prison Break: The Conspiracy - recenzja gry
Prison Break: The Conspiracy - recenzja gry

Recenzja gry

Niesłusznie skazany na śmierć morderca kontra podający się za więźnia agent, czyli krótka opowieść o tym, jak z popularnego serialu zrobić uproszczoną skradankę.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.