autor: Maciej "Shinobix" Kurowiak
Super Mario Galaxy - recenzja gry
Wszystkim producentom życzmy tylu świetnych pomysłów, a nam, graczom, tak znakomitych tytułów. Pozycja obowiązkowa dla każdego posiadacza Wii i zarazem zdecydowanie najlepsza na tę konsolę.
Recenzja powstała na bazie wersji Wii.
Gdy w latach 90. badania wykazały, że hydraulik Mario jest lepiej rozpoznawany niż Myszka Miki, zaskoczeni byli wszyscy... z jednym wyjątkiem. Nintendo już wtedy władało masową wyobraźnią graczy właściwie w każdym wieku i doskonale zdawało sobie sprawę, jak tego kapitału nie roztrwonić. By zrozumieć ten fenomen, należy cofnąć się do połowy lat 80. W naszej ojczyźnie nie brakowało wtedy tylko octu i musztardy, a każda rzecz przywieziona z Zachodu była traktowana co najmniej jak relikwia. Wówczas to narodził się Mario – wcześniej występujący tylko gościnnie w innych produkcjach Nintendo, teraz pojawił się we własnej grze pt. Super Mario Bros. Podczas gdy cały świat zagrywał się w przygody Maria, u nas (zakładając, że ktoś miał w rodzinie kogoś bardzo obrotnego) można było co najwyżej pograć na gumowej klawiaturze ZX Spectrum 48k spiętej z magnetofonem szpulowym i łatwopalnym telewizorem. Nasz kraj, jak i cały blok wschodni, ominęła moda, która wówczas porwała miliony graczy na całym świecie. Sama tylko pierwsza cześć cyklu sprzedała się w ilości przekraczającej 40 mln egzemplarzy. Nic więc dziwnego, że u nas Mario kojarzony jest przez przeciętnego zjadacza chleba z dziwaczną fanaberią czy japońskimi gadżetami dla dzieciaków, podczas gdy w Japonii i w USA przywodzi na myśl wspomnienia legendarnej konsoli NES, dzieciństwa i początku przygody z grami. Żelazna kurtyna dzieliła nie tylko politycznie i militarnie, ale kulturowo przede wszystkim. Jeśli ktoś zapyta, kto przez ostatnie dekady kręcił i kręci kulą ziemską, to odpowiedź jest prosta: Nintendo i ich Mario wraz z dwustoma milionami sprzedanych egzemplarzy samych tylko gier z tej serii, nie licząc ton zabawek, ręczników, ciuchów i wszystkiego, gdzie można nadrukować hydraulika z wąsami. Przy tej niebotycznej ilości bestsellerowe serie jak Halo, Warcraft czy Tomb Raider to produkcje niszowe.

Legenda Mario to nie tylko zjawisko popkulturowe, ale przede wszystkim doskonałe gry, które przyczyniły się do takiego, a nie innego statusu koncernu z Kyoto w branży. Produkcje przechodziły więc od starożytnych już dwuwymiarowych platformówek, które zdefiniowały zasady projektowania gier w tym gatunku na wiele lat, po rewolucyjne Super Mario 64 przenoszące rozgrywkę w trzeci wymiar w stylu godnym japońskich mistrzów. Co prawda Super Mario Sunshine budził mieszane opinie zarówno wśród graczy jak i krytyków, ale wciąż zachowywał względnie wysoki poziom we wszystkich elementach rozgrywki. Nintendo zawsze słynęło z innowacyjnych produktów, a ich Wii, któremu wróżono katastrofę, jest obecnie najbardziej rozchwytywaną z konsol. Nie idzie to niestety w parze z jakością produkowanych na tę konsolę gier i właściwie poza ścisłą czołówką trudno szukać większej liczby interesujących tytułów. Na szczęście i tym razem z pomocą przychodzi wąsaty superbohater i jeśli komuś od ostatniej imprezy z Wii Sports w roli głównej zakurzyła się konsola, to czas przynieść ją ze strychu. Nadchodzi Super Mario Galaxy i wiedzieliśmy, że to będzie dobra gra. Ale nie, że aż tak dobra.