Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 4 listopada 2005, 12:46

autor: Jacek Hałas

Dead Man's Hand - recenzja gry

Dead Man’s Hand broni się umiejscowieniem akcji na pomijanym przez producentów gier Dzikim Zachodzie. Tak na dobrą sprawę od czasu pamiętnych Outlaws nie mieliśmy do czynienia z udanymi tytułami osadzonymi w tych realiach.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Obserwując wydawane współcześnie PeCetowe gry akcji, można dojść do kilku wniosków. Producenci wielu dynamicznych strzelanek sądzą zapewne, iż efektowna oprawa audiowizualna w zupełności powinna wystarczyć do wypromowania ich najnowszego tytułu. Młodzież na wizualne fajerwerki w większości przypadków bezproblemowo daje się nabierać, starsi stażem gracze oczekują jednak czegoś więcej – interesujących realiów rozgrywki, czy też wielu ciekawostek związanych z jej właściwym przebiegiem. Dead Man’s Hand jest produktem zdecydowanie zaliczającym się do tej drugiej grupy. To wyjątkowo klimatyczny FPS, który z całą pewnością nie przypadnie jednak do gustu sympatykom efektownych pozycji pokroju drugiej części Serious Sam’a. Przestarzały engine skrywa jednak w sobie sympatyczną strzelankę, przy której mile można spędzić co najmniej kilka jesiennych wieczorów. Po szczegóły zapraszam do dalszej części recenzji.

Widziałem ooorrłaa... i go zabiłem. ;-)

Fabuła omawianej zręcznościówki jest prosta jak konstrukcja cepa. Dead Man’s Hand broni się jednak umiejscowieniem akcji na pomijanym do niedawna przez producentów gier Dzikim Zachodzie. Tak na dobrą sprawę od czasu pamiętnych Outlaws nie mieliśmy w zasadzie do czynienia z udanymi tytułami osadzonymi w tego typu realiach. Z oczywistych względów pomijam żałosne produkcje pokroju sprzedawanego w naszym kraju Wanted Guns. Developerzy najwyraźniej zaczynają się jednak przebudzać, gdyż na chwilę obecną mamy zapowiedziane co najmniej trzy zbliżone tematycznie produkcje. Mowa tu o trójwymiarowej kontynuacji Desperados, konsolowym GUN oraz Call of Juarez, produkowanym zresztą przez rodzime studio Techland. Wszystko to wynika jednak z opóźnień związanych z polską premierą Dead Man’s Hand. Tytuł ten przed długi czas był bowiem monopolistą tej konkretnej gałęzi rynku.

W trakcie gry wcielamy się w niejakiego El Tejona, członka jednego z najbardziej znanych na Dzikim Zachodzie gangów o nazwie The Nine. Główny bohater zostaje zdradzony przez swych niedawnych kamratów, w wyniku czego zamierza się na nich zemścić. Jak można się domyślić, cała zabawa koncentruje się na tropieniu i eliminowaniu kolejnych członków gangu. Pod sam koniec będziemy z kolei musieli w efektowny sposób rozprawić się z jego przywódcą. Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów na temat zakończenia recenzowanej gry. Osobiście przyznam, iż specjalnie mnie ono nie powaliło, aczkolwiek i tak było o wiele lepsze od tego, co zazwyczaj serwują nam producenci innych strzelanek.

Dead Man’s Hand posiada przede wszystkim dość ciekawie zrealizowany singleplayer. Autorzy gry przygotowali kilkanaście zróżnicowanych poziomów. W kilku miejscach możemy również przystępować do zadań nieobowiązkowych. Opisywana strzelanka została zbudowana na bardzo zbliżonym schemacie do wielu innych tego typu produkcji. Zabawa przebiega niestety w bardzo liniowy sposób. Co więcej, przeciwnicy niemal zawsze pojawiają się w tych samych miejscach. Tego typu scenki są bowiem w pełni wyreżyserowane. Na pocieszenie dodam, iż AI komputerowych oponentów stoi na zadziwiająco (jak na niskobudżetową strzelankę) wysokim poziomie. Atakującym nas bandytom dość często zdarza się wykonywać efektowne uniki. W wielu sytuacjach próbują również szukać schronienia, zza którego będą mogli prowadzić bezpieczny ostrzał. W trakcie zabawy zdarzają się oczywiście sytuacje, w których bandyci pchają się nam wręcz pod lufę, ale na całe szczęście takie akcje zaliczają się do rzadkości.

Typowy przykład ogromnej gościnności mieszkańców lasu.

Jednym z podstawowych atutów Dead Man’s Hand jest spore zróżnicowanie miejsc, które przyjdzie nam odwiedzić. Zdecydowanie najczęściej pojedynki odbywają się w mniejszych bądź większych miasteczkach. Także i tu zadbano o sporą różnorodność. Raz mamy bowiem do czynienia z badanym po zmroku i pozornie opuszczonym fortem, a już za chwilę toczymy efektowne pojedynki w saloonie, czy też przemierzamy kolejne uliczki w palącym słońcu. Bardzo klimatycznie wypadły również poziomy rozgrywane na cmentarzysku, w lesie, czy nieczynnej od jakiegoś czasu kopalni. Pomimo tego, iż poszczególne poziomy nie są zbyt długie, przemierza się je ze sporym zaciekawieniem. Na uwagę zasługują również dodatkowe atrakcje, którymi w trakcie zabawy możemy zostać uraczeni. W jednym z etapów główny bohater może na przykład przejąć kontrolę nad ogromną armatą, tak aby utorować sobie dalsze przejście. Na uwagę zasługują również poziomy rozgrywane na grzbiecie pędzącego rumaka. Pomimo tego, iż można doszukać się w nich licznych uchybień, są niezwykle dynamiczne i jednocześnie dość wymagające. Przeciwnicy mogą się bowiem czaić niemal wszędzie. Skoro już wspomniałem o poziomie skomplikowania zabawy, to zdecydowanie warto byłoby ten temat rozwinąć. Tradycyjnie dla tego typu strzelanek do wyboru mamy trzy stopnie trudności. Na najniższym praktycznie się nie ginie, dwa pozostałe bywają natomiast wymagające, tym bardziej, iż stan gry zapisywany jest dopiero po ukończeniu danego etapu. W przypadku ewentualnej porażki należy go więc powtarzać.

Kolejny ciekawy element gry związany jest z punktowym nagradzaniem naszych poczynań. Cały system działa na zbliżonej zasadzie do combosów znanych z wydanej jakiś czas temu gry Total Overdose. W tamtej produkcji punktowane były przede wszystkim efektowne zabójstwa, w opisywanej strzelance dochodzi do tego destrukcja otoczenia. Większość napotykanych w trakcie zabawy obiektów (szyby, lampy naftowe, wazy, krzesła itp.) możemy niszczyć, dzięki czemu jesteśmy obdarowywani kolejni punktami oraz jednocześnie zapełniamy widoczny na ekranie pasek. Jakie jest jego działanie? Po jego częściowym lub całkowitym zapełnieniu możemy korzystać z alternatywnych metod ostrzału. W większości sytuacji pozwala to na sprawniejszą eliminację pojawiających się bandytów. Co więcej, w znacznie prostszy sposób możemy wtedy zdobywać kolejne punkty. Prędzej czy później taki combosek się jednak zakończy. Mimo wszystko budowanie ładnych wyników punktowych sprawiało mi zazwyczaj sporą przyjemność. Szkoda tylko, iż same punkty nie mają przełożenia na żadne „realne” prezenty. Jedyne co możemy zrobić, to po zakończeniu danego etapu ponownie do niego przystąpić, tak aby pobić wypracowany wcześniej rekord. Korzystając z okazji warto również wspomnieć o możliwości przystępowania do gry w pokera. Opcja ta pojawia się przed rozpoczęciem każdego etapu. W zależności od osiągniętego wyniku możemy liczyć na dodatkową amunicję, czy inne profity. Szkoda tylko, iż gra oszukuje, w wyniku czego niemal zawsze możemy liczyć na świetne ułożenie kart.

Prototyp broni czaszkowej nie cieszył się niestety zbyt dużym powodzeniem ze strony potencjalnych nabywców.

Arsenał dostępnych broni nie jest może zbyt rozbudowany, ale zdecydowanie jest w czym wybierać. Do naszej dyspozycji oddano różnorakie rewolwery, strzelby, czy proste karabiny. Każda z broni ma swoje zalety, ale i wady. Niektóre giwery są wolne, ale jeden strzał wystarczy do powalenia najsilniejszego nawet bandyty. Inne są z kolei niezwykle celne, tracą jednak przy tym na sile rażenia, przez co trzeba mierzyć w głowy napotykanych przeciwników. Nie zapomniano również o możliwości podsyłania bandytom różnorakich „prezentów”, na przykład w postaci laski dynamitu. O inteligencji komputerowych przeciwników co nieco już powiedziałem. Dodam tylko, iż w grze zastosowano bardzo udany model fizyczny, dzięki któremu niejednokrotnie można być świadkiem wielu efektownych przewrotów, czy upadków z dużych wysokości (niczym w klasycznych filmach akcji ;-)). W trakcie zabawy spotykamy też wielu bossów, będących oczywiście członkami wspomnianego już wcześniej gangu. Szkoda tylko, iż znaczną część łotrów likwiduje się w bardzo zbliżony sposób – napełniając opisany wcześniej pasek, a następnie korzystając z alternatywnego trybu ostrzału. Jedynie w kilku sytuacjach trzeba się nieco bardziej wysilić, na przykład podrzucając dynamit w ściśle wyznaczone miejsca.

Recenzowany shooter posiada również dość rozbudowany multiplayer. Zagorzałych miłośników wieloosobowych starć jego możliwości zapewne nie powalą na kolana, aczkolwiek udało mi się przy nim mile spędzić kilka godzin. Dead Man’s Hand posiada cztery główne tryby multiplayer – Deathmatch, Team Deathmatch, Bounty oraz Posse. Dwóch pierwszych nie muszę chyba nikomu objaśniać. W trybie Bounty wszyscy zawodnicy polują na jedną określoną osobę, za którą wyznaczona została tytułowa nagroda. Trzeba przyznać, iż zabawa ma wyjątkowo dynamiczny przebieg, gdyż plansze zostały skonstruowane w taki sposób, aby uniemożliwić uciekinierowi przyczajenie się na dłużej w jednym miejscu. W Posse gracze łączą się z kolei w team’y i odpierają ataki kontrolowanych przez sztuczną inteligencję bandytów. Pozostając jeszcze przy kwestii przebiegu rozgrywki, zabawa multiplayer odbywa się w nieporównywalnie szybszym tempie od potyczek singlowych. Stało się tak między innymi dzięki przyśpieszeniu znajdujących się na planszy postaci. Warto również dodać, iż w przypadku braku odpowiedniej ilości chętnych do zabawy graczy kolejne sloty można uzupełnić sterowanymi przez komputer botami.

Gdzie tu się parkuje? ;-)

Oprawa wizualna Dead Man’s Hand zdecydowanie stanowi jeden z jej najsłabszych punktów. Recenzowana strzelanka działa na przestrzałej wersji silnika Unreala i doskonale to niestety widać. Uproszczenia objawiają się zarówno w modelach poszczególnych postaci, jak i w ubogim wystroju otoczenia. W ramach pocieszenia dodam, iż gra ma wyjątkowo niskie wymagania sprzętowe, co szczególnie powinno ucieszyć posiadaczy słabszych konfiguracji sprzętowych. Nieporównywalnie lepiej prezentuje się za to oprawa dźwiękowa. Mam tu przede wszystkim na myśli doskonale dobrane utwory muzyczne. Nieco słabiej prezentują się kwestie wypowiadane przez poszczególne postaci. Momentami można odnieść wrażenie jak gdyby wypowiadane one były przez zaledwie dwóch-trzech zatrudnionych na potrzeby tej produkcji aktorów.

Dead Man’s Hand nie jest w stanie oczarować gracza przepiękną oprawą audiowizualną, czy zniewalającym multiplayerem. Jest to jednak bardzo solidna zręcznościówka, przy której można się świetnie bawić. Szkoda tylko, iż gra jest dość krótka, aczkolwiek na wyższych poziomach trudności zabawa momentami bywa bardzo wymagająca. Podsumowując, to obowiązkowa pozycja dla sympatyków klasycznych westernów oraz wszystkich tych, którzy nie mogą doczekać się na przypomniane we wstępie tej recenzji produkcje.

Jacek „Stranger” Hałas

PLUSY:

  • klimat Dzikiego Zachodu;
  • przyzwoity singleplayer i w miarę udany multiplayer;
  • ciekawie zrealizowany pomysł ze zdobywaniem punktów;
  • dodatkowe atrakcje (przejażdżki na koniu, poker itp.);
  • oprawa dźwiękowa;
  • wymagający przeciwnicy, liczni bossowie.

MINUSY:

  • przestarzała grafika;
  • zbyt krótka;
  • niezbyt przekonujący wątek fabularny.

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Dead Man's Hand - recenzja gry
Dead Man's Hand - recenzja gry

Recenzja gry

Dead Man’s Hand broni się umiejscowieniem akcji na pomijanym przez producentów gier Dzikim Zachodzie. Tak na dobrą sprawę od czasu pamiętnych Outlaws nie mieliśmy do czynienia z udanymi tytułami osadzonymi w tych realiach.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.