Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 19 listopada 2004, 09:36

autor: Adam Kaczmarek

NHL 2005 - recenzja gry

„Nowa edycja NHL jest gra bardzo solidną. Nie wiem jednak, czy warto w nią zainwestować pieniądze, gdy posiadamy zeszłoroczna edycję. Owszem, do ręki dostajemy produkt z nowościami, bardzo ładną oprawą, licencją i wysoką grywalnością”.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Za oknem szaro i deszczowo. Zima zbliża się wielkimi krokami. Większość graczy zaciera ręce, bo wiedzą, że pod koniec roku wychodzą ich długo wyczekiwane hity. Mając miesiąc wolnego czasu trzeba się jednak czymś zająć. Ja postawiłem na produkt EA Sports. Przyczyna była prosta. Jestem fanem hokeja, a sytuacja za oceanem wcale nie napawa mnie optymizmem. Najpopularniejszej lidze hokejowej świata grozi bankructwo, a co za tym idzie, moi ulubieni zawodnicy nie wiedzą jeszcze, gdzie będą grać. Mariusz Czerkawski znalazł tymczasowe zatrudnienie w lidze szwedzkiej, natomiast obecnie grający w Czechach Jaromir Jagr wybiera się niedługo do Moskwy, by grać w klubie Romana Abramowicza. Trwający od wakacji lokaut powinien zakończyć się na początku grudnia. Wtedy też szefowie NHL zadecydują, czy liga będzie grać, czy jednak magnaci finansowi utworzą zupełnie nowe rozgrywki. W takiej sytuacji ta szansa, aby po raz ostatni ujrzeć hokej w wersji amerykańskiej wydaje się jedyną, nawet jeśli oznaczałoby to wpatrywanie się monitor kilka godzin dziennie. Dzięki EA Sports możemy prawdopodobnie ujrzeć to, czego nie zobaczymy w ciągu najbliższych 6 miesięcy. Dlatego tym bardziej ucieszyłem się, gdy w moje ręce trafiła najnowsza edycja NHL, tym razem z numerkiem 2005.

Zawód wykonywany – Hokeista

Na estetycznym pudełku DVD widnieje jeden z najlepszych obecnie zawodników – Markus Naslund. Zapewne gwieździe Pittsburgh Penguins EA zapłaciło dużą sumkę pieniędzy, aby ów zawodnik użyczył swojego wizerunku. Jednak prawdziwego gracza interesuje zawartość pudła, a nie jego wygląd. W środku znajdziemy instrukcję, klucz potrzebny do zainstalowania gry oraz 2 płyty CD z grą. Pierwszy minus – jedna z płyt zapakowana jest w niewygodną i łatwo niszczącą się kopertę. Można to było rozwiązać lepiej. W sumie to drobnostka, ale komfort instalacji jest przez to mniejszy. Po włożeniu płyty wskazuje folder docelowy i zaczynam instalację. Tu dosyć miłe zaskoczenie. EA Sports przyzwyczaiło mnie, że podczas tego procesu pojawiają się liczne bajery rozpraszające wzrok np. screeny z gry czy nawet podpowiedzi co do rozgrywki. Teraz to wszystko poszło w niepamięć i uraczeni jesteśmy jedynie paskiem stanu instalacji.

Minęło 10 minut, zrobiłem standardowo restart komputera i zacząłem grać. Oczom ukazuje się pan Naslund reklamujący grę. Trwa to może 8-10 sekund. Gdzie jest jakieś intro zachęcające do grania? Rozumiem oszczędności estetyczne dotyczące instalacji, ale intro powinno być, szczególnie że sama gra jest bardzo dynamiczna i ładna. Niedosyt ten rekompensuje nam menu. W przeciwieństwie do wersji 2004, jest ono bardzo funkcjonalne i ładne. Wystarczą zaledwie 3 kliknięcia i już znajdujemy się tam gdzie chcemy być. Opcje są standardowe. Dotyczą grafiki, dźwięku i sterowania. Możemy przejrzeć listę piosenek, jakie atakują nasz słuch w menu i podczas meczu. Nieco osobnym menu jest Menu Zasad (Rules). Tu możemy ustawić poziom realizmu naszej gry. Można wyłączyć wszelkie zasady hokeja amerykańskiego (np. spalony na niebieskiej lub Faceoff). Tyle wędrowania po opcjach. Czas pokazać co nowego ma do zaoferowania NHL 2005.

Hokeista i jego nowości

EA Sports zawsze potrafiło zareklamować nowości w swoich grach (sławne „First Touch” przy FIFIE 2005). Tak samo jest i tutaj. Skupmy się na rzeczach widzianych gołym okiem już w menu. Są to 2 tryby rozgrywki. Pierwszy z nich to Free4All. Polega on na graniu do jednej bramki. Wybieramy jednego z kilkunastu najlepszych graczy, ustalamy do ilu strzelonych goli gramy (lub ile trwa mecz) i zaczynamy. Lodowisko zostało ograniczone bandami niedaleko pierwszej niebieskiej linii. Możemy grać 2 na 1 tzn. wybieramy sobie napastnika, którym kierujemy, a komputer dodaje nam 2 obrońców, którzy przeszkadzają nam, jak tylko mogą, w zdobyciu bramki. Zabawa jest całkiem fajna, gdy mamy jeszcze obok siebie kolegę z padem. Jeśli do tego dodamy możliwość włączenia trybu Big Head Mode to czasem można się nawet pośmiać. Tryb ten najlepiej sprawdza się w gronie 4 osób grających na jednym komputerze. Wtedy zabawę można nazwać przednią. :-)

Kolejnym trybem jest Puchar Świata. Do naszej dyspozycji oddano 8 najlepszych reprezentacji narodowych. Próżno szukać wśród nich Polski. Wielka szkoda, bo jak słyszę, że na zgrupowania przylatują nasze asy – Czerkawski i Oliwa, to mam ochotę dokopać Kanadyjczykom. :-) Nic to, pozostają nasi sąsiedzi Czesi, z Jagrem i Haszkiem na czele. Nimi można rozgromić każdego. System rozgrywek polega na meczach „każdy z każdym”.

Przejdźmy teraz do nowości, których odkrycie wymaga nieco dłuższego czasu. Dwa z nich dotyczą rozgrywki. Panowie z EA Sports wbudowali w mecz trenerski notes z rodzajem rozgrywania akcji. Taki notes włącza się automatycznie przy przerwie w meczu. Wtedy błyskawicznie wybieramy rodzaj zagrywki (musimy to zrobić naprawdę szybko, bo przerwa trwa krótko) i dzięki temu możemy efektownie przerwać akcję przeciwnika bądź, w przypadku ataku ofensywnego, niekonwencjonalnym podaniem podać do kolegi ustawionego przed bramką. Pomysł jest naprawdę świetny i sprawdza się znakomicie. Szkoda tylko, że ilość takich zagrań została mocno ograniczona. Drugi z pomysłów ma niestety swoje wady. Jest nim tzw. Open Ice Support (a także Control Ice Support). Polega on na grze bez krążka. Pomysł ten zapożyczony jest z FIFY (odpowiednik Off the Ball). Jednak o ile w defensywie pomysł ten sprawdza się naprawdę dobrze (można wezwać szybko pomoc i podwoić krycie) to w ofensywie kuleje.

Mariusz Czerkawski jak zwykle w formie...

W czasie ataku użycie tego zagrania powoduje pozostawienie zawodnika z krążkiem na pastwę losu. Komputer wykorzystuje to bezwzględnie. Zanim wystawimy się na pozycję drugim zawodnikiem, musimy już wracać, bo straciliśmy krążek. Manewr ten zostawiam naprawdę zapalonym i zręcznym graczom. Zapewne wielu z nim opcja ta pomoże w wygrywaniu meczy, mi jednak bardziej przeszkadzała.

Kolejną drobnostką wprowadzoną w wersji 2005 jest wskaźnik „Chemistry”. Pojawia się on przy kompletowaniu składu zespołu. Pokazuje on, w jaki sposób dopasowali się zawodnicy względem siebie. Dwie gwiazdy grające obok siebie będą powodować konflikty w prowadzeniu gry. Dlatego najlepiej w każdej formacji mieć klasowego zawodnika, a razem z nim graczy słabszych, ale bardziej pożytecznych (od brudnej roboty).

Ostatnią z nowości jest e-mail w trybie Dynasty. To pomysł również zapożyczony z najnowszej FIFY (a może to FIFA zapożyczyła wszystko od NHL? Sam już nie wiem :-) ). To nasze źródło informacji o rozgrywkach i drużynie. To tutaj czytamy wszelkie wiadomości z hokejowego świata. Otrzymujemy informacje o kontuzjach, transferach, wynikach, zwycięzcach plebiscytów itd. Ogólnie mówiąc e-mail w tej grze pełni taką samą funkcję jak ten w rzeczywistości.

Hokeista chce grać. Ale jak?

Do naszej dyspozycji oddano łącznie 7 trybów. Exhibition pozwala nam na rozegranie szybkiego pojedynku bez zbędnego grzebania w opcjach. Z kolei Season dam nam możliwość rozegrania całego sezonu (do wyboru: 29, 58 lub 82 spotkania). Można tu skorzystać z opcji Fantasy Draft. Polega on na wybieraniu kolejnych zawodników z listy i utworzeniu własnej drużyny. Zespoły ustawione są w losowej kolejce i po kolei każdy wybiera jednego gracza. O Pucharze Świata i Free4All już pisałem wcześniej. Elite Leagues pozwala nam na granie drużynami z 3 europejskich lig: szwedzkiej (Elitserien), fińskiej (SM-Liiga) oraz niemieckiej (DEL). Co ciekawe każda z nich rządzi się własnymi prawami (reguły różnią się czasem diametralnie). Mogą być dozwolone podania przez 2 linie, w przypadku ligi niemieckiej mecz nie może zakończyć się remisem, a najlepszy strzelec w lidze fińskiej nosi złoty kask. Play Online pozwala nam za to na rozegranie meczy z żywymi przeciwnikami poprzez Internet. Najbardziej grywalną jednak opcją jest Dynasty Mode. Tryb ten jest bardzo podobny do tego z wersji 2004. Możemy w ciągu 10 sezonów zbudować swój wymarzony zespół.

W czasie przedmeczowego show bramkarze się nudzą...

Dynasty jest o tyle ciekawym trybem, iż o naszych poczynaniach i pozycji w tabeli decydują finanse. To od nas zależy, ile kosztować będą bilety na pojedynczy mecz lub playoffy (o ile się do nich zakwalifikujemy). Ponadto mamy wpływ na procent zysków ze sprzedaży pamiątek. Niestety są dwie strony medalu ustanawiania cen. Z jednej strony zysk na początku możemy mieć ogromny, można pozwolić sobie na wysokie kontrakty i lepszych zawodników. Z drugiej strony jednak liczba kibiców z meczu na mecz zmniejsza się, a to oznacza mniejszy dochód. Nie warto więc ustanawiać wysokich cen za bilety (co innego playoffy, tu bilety musza być drogie i to bardzo). Wskaźnik zadowolenia kibiców widoczny jest w dolnym rogu w menu Finansów. Jeśli już o menu trybu Dynasty piszę, muszę wspomnieć, iż jest ono bardzo funkcjonalne. Podzielone jest na 5 części, każda odpowiada za coś innego. Wśród nich mamy opcje trenerskie (można wybrać rodzaj treningu, zagrywki, strategię itd.), menedżerskie (kupno/sprzedaż zawodników, przedłużanie kontraktów, rozglądanie się za talentami), meczowe (można zadecydować, czy gramy sami, czy też komputer ma zasymulować jedynie wynik), a także infrastrukturę (można wybudować salę gimnastyczną, poprawić transport na mecze wyjazdowe, a także zatrudnić specjalistów – wszystko ma wpływ na morale i formę zawodników). Po każdym sezonie mamy możliwość przebrnięcia przez draft młodych zawodników (nie zawsze talentów). Wybieramy pięciu nowych graczy, których statystyki początkowo opisane są przez naszych scoutów kolorową literą. I tak z sezonu na sezon, aż wreszcie dobrniemy do playoffów i wygramy mecz o Puchar Stanleya.

Hokeista wygląda i śpiewa ładnie

Graficznie NHL 2005 stoi na bardzo wysokim poziomie. Jakość tekstur, animacja po prostu zachwycają. Twarze zawodników wykonane są perfekcyjnie. Nie można przyczepić się również do strojów, masek bramkarzy i innych drobnych detali. Publiczność wykonana jest w pełnym 3D. Gdy wstają podczas odgrywania hymnów wyglądają świetnie. Dopiero później widzimy, że twarze kibiców dosyć często się dublują, ale na taki drobiazg można przymknąć oko. Przy rozpoczęciu gry, na tafli zaczyna się prawdziwe show, błyskają flesze aparatów. Zawodnicy wjeżdżają na lodowisko przez specjalną lodową bramę. Pod dachem hali rozwieszone są flagi państwa, gdzie rozgrywany jest mecz. Na ławce rezerwowych trwają zażarte dyskusje. Trener przekazuje zawodnikom ostatnie wskazówki. Podczas meczu podziwiamy fantastyczną animację zawodników. Wszystko wygląda bardzo naturalnie. Bójki, upadki, zderzenia wyglądają dramatycznie, niczym w rzeczywistości.

Obrońca zrobi wszystko, aby przeciwnik nie strzelił bramki.

Po strzeleniu bramki kibice rzucają na lód czapki w geście szacunku dla strzelca. Sami zawodnicy potrafią się również oryginalnie cieszyć. Zakres ruchów jest ogromny. To, co zrobili panowie z EA Sports to perfekcja. Od poziomu grafiki nie odstaje muzyka. Soundtrack jest bardzo dobry, szkoda tylko, że piosenek jest mało – dziewięć. Cała estetyka gry zasługuje na medal (nawet złoty).

Wady i niedopracowania pana Hokeisty

Niestety NHL 2005 nie jest grą perfekcyjną. Daleko jej nawet do miana gry bardzo dobrej. Składa się na to kilka czynników. Po pierwsze nie ma edytora zawodników. Edytor ten w poprzednich wersjach pozwalał na stworzenie samego siebie, a co za tym idzie, zwiększał frajdę. Istnieje tylko Edytor do tworzenia drużyn, jednak wydaje się, że został on dodany na siłę, zakres jego możliwości został mocno ograniczony. Kolejną wadą jest brak kilku bardzo ważnych statystyk. Nie ma klasyfikacji strzelców ligi. Można przejrzeć tylko listę strzelców swojego zespołu. W ten sposób panowie z EA Sports utrudnili nam zadanie w szukaniu bardzo wartościowych graczy, którzy mogliby wzmocnić nasz zespół. Nie ma też ogólnego kalendarza dla ligi, mamy wgląd tylko w kalendarz zespołu, jaki my prowadzimy.

Kolejnym minusem jest opcja symulacji meczy. Nie powiem, bardzo pomaga to przy długim sezonie, ale komputer strasznie oszukuje w wynikach. Zakładamy, że mamy zespół marzeń, świetny zespół, wszyscy zawodnicy są w formie itd. Wygrywamy sami pierwsze 5 spotkań z rzędu. Chcemy potem oddać w ręce komputera nasz zespół. I co się dzieje? Kolejne 5 spotkań przegrywamy. Algorytm nakazuje zrównanie wygrywanych meczy do ok. 45-50%. Jest to trochę wkurzające, ale udało mi się przebrnąć jeden sezon bez symulacji meczu.

Wady znajdujemy również w samej rozgrywce. Jest ona bardzo efektowna, szybka, emocjonująca, ale... No właśnie. Tego wszystkiego jest zdecydowanie za dużo, gra jest niesamowicie chaotyczna. Czasem na lodowisku rozgrywają się iście dantejskie sceny (6 zawodników leży od uderzeń, 3 kolejnych pada... co z nimi jest?). Bijatyki można wszczynać co 2-3 minuty (wystarczy mieć w zespole prowokatora z dużym współczynnikiem Fighting). Za dużo jest tzw. „hitsów” czyli uderzeń w zawodników. Norma, jaka przypada na mecz, wynosi około 50, co jest rezultatem niesamowitym biorąc pod uwagę, że najkrócej można grać 15 minut (5 minut na tercję). Co ciekawe, sędziowie nic sobie z tego nie robią, kary widywane są bardzo rzadko.

O wadach Open Ice Support już pisałem, więc nie będę się powtarzał, tylko powiem, że ta wada wynika raczej z mojego sposobu grania, bo innym może się to przydać. Niektóre zagrania komputera budzą podziw, a niektóre śmiech. W 95% sytuacji, komputer zamiast strzelać z dystansu, próbuje wejść z krążkiem do bramki. Jego niedopracowane AI można również zauważyć w sposobie prowadzenia akcji. Nie rozgrywa zamków, podaje prosto nam pod nogi itd. Dopiero przy Power Play (przewadze jednego zawodnika) budzi się z letargu i nagle gra jak mistrz. Można za to pochwalić jego grę obronną. Na najwyższym poziomie trudności strzelenie więcej niż 3 bramek w meczu graniczy z cudem, a i w ataku potrafi zagrać niekonwencjonalnie (mimo wymienionych wcześniej błędów).

Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?

Podsumowanie dokonań naszego sportowego bohatera

Nowa edycja NHL jest gra bardzo solidną. Nie wiem jednak, czy warto w nią zainwestować pieniądze, gdy posiadamy zeszłoroczna edycję. Owszem, do ręki dostajemy produkt z nowościami, bardzo ładną oprawą, licencją i wysoką grywalnością. Jednak brakuje mu kilku naprawdę istotnych cech, dzięki którym uznać można by było najnowsze dzieło EA Sports za grę na wysokim poziomie. Z pewnością fani i tak zaopatrzą się w tę pozycję, bo dla nich NHL to magia. Rozpoczął się już listopad. Myślę, że w perspektywie nadchodzących świąt uznać można NHL 2005 za miły prezent pod choinkę...

Kto pierwszy do sklepu po grę...

Adam „eJay” Kaczmarek

PLUSY:

  • świetna grafika i bardzo dobra muzyka;
  • magia NHL;
  • tryb Free4All;
  • parę nowych innowacji w zakresie rozgrywki (trenerski notes i system Open Ice Support);
  • 3 ligi europejskie gratis;
  • grywalność;
  • ostatnia szansa obejrzenia NHL (prawdopodobne bankructwo ligi).

MINUSY:

  • na lodowisku czasem jest za duży chaos;
  • brak niektórych, ważnych dla gry statystyk;
  • AI komputera;
  • gdzie się podział edytor zawodników?
  • brak tak naprawdę jakiejś rewolucji (stary, dobry NHL).
NHL 2005 - recenzja gry
NHL 2005 - recenzja gry

Recenzja gry

„Nowa edycja NHL jest gra bardzo solidną. Nie wiem jednak, czy warto w nią zainwestować pieniądze, gdy posiadamy zeszłoroczna edycję. Owszem, do ręki dostajemy produkt z nowościami, bardzo ładną oprawą, licencją i wysoką grywalnością”.

Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji
Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji

Recenzja gry

Wielki był mój smutek spowodowany tym, że po premierze Top Spina 4 w 2011 roku nie doczekałem się nigdy Top Spina 5 (a czekałem całe 13 lat). Dzisiaj zaś dostałem TopSpin 2K25 i… sam nie wiem, co o nim myśleć.

Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra
Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra

Recenzja gry

EA Sports FC 24 to duchowy spadkobierca serii FIFA, który na każdym kroku stara się podkreślać swoją odmienność od poprzednich odsłon serii. Nie jest to jednak rewolucja, EA Sports nie wywróciło gry do góry nogami – i dobrze.