Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 7 kwietnia 2003, 10:52

autor: Borys Zajączkowski

Szymek Czarodziej - recenzja gry

Simon the Sorcerer 3D to typowa gra przygodowa z sympatycznym czarodziejem Simonem w roli głównej, tym razem z nową, trójwymiarową szatą graficzną.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

O wymierzaniu tego szlachetnego gatunku jakim są gry przygodowe, powiedziano i napisano już wiele, a dyskusja o tym, czy przygodówki wymrą, czy nie wymrą, trwać będzie aż wymrą. :-/ Póki co, jakby na złość głosicielom rychłej ich śmierci, zaczęło się pojawiać sporo dobrych tytułów, które wprawdzie coraz to mniej klasyczne gry przygodowe przypominają, lecz z całą pewnością grami przygodowymi są. I to dobrymi. Tymczasem niespodziewany gwóźdź do trumny wbić może sam umierający, jak się okazuje. I to umierający, który nie tylko niegdyś miał się bardzo dobrze, lecz nawet więcej: stanowił odrębną jakość w czasie, gdy gier przygodowych było zatrzęsienie i trudno było się ich autorom zdecydować na to, co od kogo skopiować. Mam na myśli oczywiście obie części „Simona the Sorcerera” – przygodówki wciągającej a przy tym okraszonej sporą dozą ciętego i niewymuszonego humoru. Tytułowy Simon, nie do końca podług swej woli stający się równie tytułowym sorcererem, człowiek co najmniej młody, snuł się po baśniowej krainie powłócząc nogami, jak każdy zmęczony życiem nastolatek. Przy byle okazji słuchał walkmana, na średniowieczną maszynę do tortur mówił zgodnie z prawdą „Iron Maiden”, a na kowadło również prawdziwie i nie mniej dowcipnie: „heavy metal”. I co się z tym nastolatkiem po dziesięciu latach stało? Zestarzał się. I to zestarzał się nieładnie. Jego naturalne poczucie humoru zastąpiły wymuszone i często niesmaczne komentarze, jego przygody stały się nudne, sterowanie jego poczynaniami niewygodne, a sama gra przeraźliwie brzydka. Wielka to strata dla miłośników gatunku i hektolitry wody na młyn wieszczy jego końca.

To znaczy... (tak, żeby nie mieszać od razu z błotem gry przecież wyczekiwanej, w której gro ludzi pokładało niemałe nadzieje) jeden element „Szymka czarodzieja” godzien jest uwagi a nawet pochwały. Jest nim udźwiękowienie gry. Wiele jednakże o dźwiękach i muzyce przeważnie napisać się nie da. Jak są złe, to są złe, jak są dobre, to są dobre. W „Szymku” są dobre. Nawet rodzimi lektorzy, mój ulubiony temat do narzekania, odwalili kawał dobrej roboty i ich głosy mile brzmią dla ucha. Oczywiście ich anglojęzyczni koledzy jak zwykle spisali się nieco lepiej, ale nie pojawia się pomiędzy nimi tak wielka przepaść, jak to nader często zwykło się zdarzać.

Inna rzecz, że same dialogi przeważnie są nudne, mało zabawne i po włączeniu napisów z przyjemnością byśmy sobie przydługie pogawędki darowali, a tego zrobić się nie da. Rozmowy w grze są po prostu za długie, za nudne i za mało śmieszne. No, chyba że ktoś zrywa boki słysząc:

- Przedwcześnie zrywając owoc brzoskwini spowodujesz czyjąś śmierć!

- Jakoś to przeżyję.

Pomijając już fakt, że to jeden z najśmieszniejszych dowcipów w grze, gracz, którego ten rodzaj humoru przyprawia o spazmy śmiechu, ma niewielkie szanse na rozwiązanie jakiejkolwiek zagadki. Delikatnie rzecz ujmując.

Same zagadki zaś bywają wcale interesujące, acz pomyślane zostały w zgodzie z regułą, która każe wymagać od graczy coraz to mniej kombinowania. Gry stają się coraz to łatwiejsze i coraz to bardziej zręcznościowe. Szymek zmuszony jest zatem od czasu do czasu do wykazania refleksu lub celności, a od przemęczenia myśleniem ratuje go często tak wiele podpowiedzi, że aż głupio. Generalnie najtrudniejsze w grze jest poruszanie się postacią Szymka. O ile bowiem na świeżym powietrzu sterowanie jego chodem lub biegiem trzyma się zasad popularnych gier z widokiem TPP, o tyle wewnątrz budowli i pomieszczeń filmowanie bohatera zostało pomyślane tak, jak onegdaj w „Alone in the Dark”. Przy czym stacjonarnie rozmieszczone kamery usytuowane zostały często w takiej odległości od siebie, że bywa, iż postać Szymka zdąży zniknąć już z pola widzenia jednej kamery, a jeszcze nie pojawia się w następnej.

Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku

Recenzja gry

Czy to się mogło udać? Czy mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi The Inquisitor na motywach cyklu o Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary mógł ostatecznie okazać się porządną grą? Niestety nie mam dobrych wieści.

Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema
Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema

Recenzja gry

Stanisław Lem długo – za długo – czekał na swój czas w świecie gier wideo. Myślę, że byłby rad widząc, jak polskie studio Starward Industries przeniosło jego Niezwyciężonego do interaktywnego medium. Co nie musi oznaczać, że to wybitna gra.

Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi
Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi

Recenzja gry

Return to Monkey Island to gra, w której w końcu, po tylu latach, wielu z nas odkryje sekret Małpiej Wyspy. Prowadzi do niego ciepła, kolorowa i nostalgiczna przygoda zamknięta w pomysłowej, świetnie napisanej, metatekstualnej przygodówce.