Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 20 lutego 2017, 09:01

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Horizon Zero Dawn – więcej takiego postapo! - Strona 2

Na Horizon Zero Dawn czekaliśmy długo, niecierpliwie chłonąc kolejne materiały graficzne, serwowane przez twórców. Teraz, po kilkudziesięciu godzinach z tytułem, wiemy, że było warto wyglądać tego sandboksowego RPG-a. To kolejny świetny „ex” PlayStation.

Im dalej, tym lepiej

Świat przyszłości to nie tylko prymitywna infrastruktura. Fabryki pradawnych wciąż działają!

I kiedy po tych trzech pierwszych godzinach w końcu wyruszyłem, by poznać resztę uniwersum gry, stało się coś, czego się nie spodziewałem. Z każdą kolejną minutą ten zrujnowany świat robił się coraz ciekawszy, coraz bardziej wciągający. Ani się obejrzałem, a już po uszy siedziałem w intrydze, poznając, wręcz chłonąc to, co przygotowali Holendrzy z Guerrilla Games. Grafika, muzyka, mechanika rozwoju postaci i walki z przerośniętymi maszynami – wszystko to składa się na wspaniałą przygodę, która wciągnęła mnie bez reszty na kolejne trzydzieści godzin.

Nie ma co się oszukiwać. Owo coraz lepsze wrażenie to głównie zasługa prześlicznej oprawy graficznej. Tereny, po których przychodzi nam się poruszać, są mocno zróżnicowane. Od śnieżnych pustkowi, przez zielone doliny, na spieczonej słońcem pustyni kończąc – w każdym z tych miejsc gra generuje niezapomniane widoczki. Kampania marketingowa skupiała się głównie na zalesionej przestrzeni, ale niech Was nie zdziwi, jeżeli w pewnym momencie zwiedzana okolica zacznie przypominać Monument Valley – wszak akcja rozgrywa się na obszarze zniszczonych Stanów Zjednoczonych.

Wystarczy się trochę rozejrzeć, by dostrzec wioski i faktorie handlowo-graniczne, ruiny zniszczonych przez czas i klimat drapaczy chmur, wciąż działające fabryki robotów czy nawet wielkie miasto, do którego kierujemy się jeszcze w dość początkowej fazie rozgrywki. Odradzająca się cywilizacja pokazana została w mniej i bardziej zaawansowanych formach. W obozie pełnym bandytów wyposażonych w prymitywną broń do walki wręcz nagle pojawia się herszt trzymający wielką „pukawę”, zwiniętą z jakiejś groźnej machiny. O dziwo, taki miszmasz pomysłów zupełnie nie psuje immersji.

Jeden z magicznych momentów oprawy graficznej.

Standardowy element rozbudowanych sandboksów: ikonki, wskaźniki...

Elektroniczni mordercy

Recenzja gry Horizon Zero Dawn – więcej takiego postapo! - ilustracja #4

Recenzja gry została napisana w efekcie zabawy na normalnym poziomie trudności. Wyższe poziomy oferują odpowiednio trudniejsze wyzwania – przeciwnicy otrzymują mniej obrażeń, a zioła lecznicze przywracają mniejszą liczbę punktów życia. Warto podkreślić, że już na standardowym poziomie gra oferuje całkiem poważne wyzwanie, potrafiąc sprowadzić nas do parteru nawet pod koniec kampanii.

Kwintesencją zabawy nie są jednak walki z ludźmi (choć tych nie brakuje), tylko zmagania z maszynami terroryzującymi świat przyszłości. Na samym początku Aloy znajduje urządzenie komunikacyjne, nazywane w grze fokusem, a służące przede wszystkim do oznaczania wrogów czy wyszukiwania podatnych na zniszczenia miejsc w pancerzach robotów. Naszym zadaniem jest taki dobór broni do celu, by osiągać jak największą skuteczność. W związku z tym zdecydowano się na wprowadzenie kilku rodzajów obrażeń i odporności.

Odnalezienie szybciej ulegających uszkodzeniu części pancerza mocno ułatwia starcie, a w późniejszej fazie rozgrywki jest wręcz nieodzowne. Wykorzystując zdobytą w ten sposób wiedzę, wkraczamy do akcji. Fokus służy także do tropienia śladów. Wtedy, niczym Geralt w Wiedźminie, podążamy za wirtualnie naniesionymi na powierzchnię śladami pozostawionymi przez cele misji. Warto także wspomnieć o innej ciekawej funkcji tego urządzenia, pozwalającej na wyświetlenie marszruty patrolu, co upraszcza przekradanie się pomiędzy wrogami.

Tu kolejna niespodzianka. Bawiąc się w podchody z przeciwnikami, gros czasu spędzamy na skradaniu się. Wysoka trawa i niektóre obiekty sprzyjają takiemu podejściu i zadawaniu krytycznych obrażeń. W przypadku silniejszych wrogów niebagatelną rolę odgrywa też przygotowanie pola walki. Pomagają w tym liczne gadżety, z których najprzydatniejsze są tzw. potykacze, czyli znajdujące się pod napięciem liny, które – jeśli rozmieści się je w strategicznych punktach – ułatwiają rozprawienie się z robotami. Oprócz tego mamy kilka rodzajów min czy szeroko reklamowaną w przedpremierowych filmikach linkę, która potrafi ograniczyć ruchy oponenta, przytrzymując go w pewnej odległości.

Od czasu do czasu będziemy mieli okazję skorzystać z bardziej zaawansowanych pukawek.

Jak już być może zauważyliście, bardzo istotna jest tu taktyka. Warto posiadać także kilka pancerzy wraz z modyfikatorami, czyniącymi postać odporną na niektóre obrażenia – a w miarę postępów w grze i eksploracji kotłów, będących de facto działającymi fabrykami, wciąż produkującymi maszyny, stopniowo będziemy mogli zdominować coraz więcej modeli machin. Dzięki temu wraz z nauczeniem się odpowiedniej umiejętności staną się one naszymi sojusznikami lub wręcz wierzchowcami, na grzbiecie których będziemy zwiedzać kolejne zakamarki mapy.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej