Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Publicystyka

Publicystyka 6 kwietnia 2013, 12:00

autor: Szymon Liebert

Tak się pisało - historia prasy o grach komputerowych w Polsce

Rynek prasy komputerowej w Polsce ciągle topnieje. Zobaczmy jak kiedyś radziły sobie czasopisma, w tym kultowe Top Secret, Secret Service i Gambler.

Spis treści

Top Secret – pierwsze polskie pismo o grach

Pierwszy numer Top Secretu – początek legendy. - 2013-04-05
Pierwszy numer Top Secretu – początek legendy.

Ciekawostka: „Zerowy” numer Top Secretu był tak naprawdę specjalnym wydaniem Bajtka, poświęconym właśnie grom komputerowym. Bajtek wypuścił też między innymi specjalny numer zatytułowany 7 wspaniałych gier.

O Top Secrecie można napisać felieton rzekę, co zresztą w przeszłości już zdarzało się nie raz i nie dwa. Tego czasopisma nie da się bowiem nie traktować emocjonalnie. Żeby trochę uporządkować temat, zacznijmy może od spraw kadrowo-technicznych. Pierwszy numer został wydany w październiku 1990 roku przez wydawnictwo Bajtek na fali popularności działu „Co jest grane”. Redaktorem naczelnym został Marcin „Martinez” Przasnyski, udzielający się wcześniej we wspomnianym dodatku do Bajtka. Martinez prowadził Top Secret, wydawany wtedy jako dwumiesięcznik, przez niecałe dwa lata, aby w numerze 9. pożegnać się z tą funkcją. Rozłam, w wyniku którego z pisma odszedł także Waldemar „Pegaz Ass” Nowak, wytłumaczono chęcią ukończenia studiów i uporządkowania spraw osobistych przez obu panów. Od 1992 do 1996 Top Secret prowadził Marcin „Borek” Borkowski, który odpowiada za stworzenie wielu kultowych motywów. Większość z nich wiązała się z dość lekkim traktowaniem tak poważnego problemu, jakim jest prowadzenie czasopisma o grach. W tych pionierskich czasach Borkowski i spółka mogli pozwolić sobie na wiele – tworząc trudny do określenia twór, który pokochali gracze.

W dziedzinie przecierania szlaków i jednocześnie oryginalności tego, co znajdowało się w każdym z numerów, Top Secret nie ma sobie równych. Za redakcji Martineza, czyli do 1992 roku, ustalono pewne przyzwyczajenia, z których korzysta się do dzisiaj. To w Top Secrecie poznaliśmy ksywki autorów zamiast ich nazwisk. Już tutaj pojawiały się także artykuły niedotyczące bezpośrednio gier. Najważniejsze jest to, że ze względu na specyfikę rynku oraz samych odbiorców magazyn znacząco różnił się od tego, jak wyglądają obecne czasopisma. Zwykle był on wypełniony po brzegi dosłownymi i dość prostolinijnymi opisami gier, zawierającymi nie tyle recenzje, co porady odnośnie grania, a czasami kompletne solucje z ręcznie rysowanymi mapami. Mówiąc skrótowo, Top Secret starał się wychowywać graczy i pomagać im w poznawaniu gier, które przecież rządzą się swoimi prawami. Od samego początku istnienia pisma szczególnie ważne było wyjście naprzeciw czytelnikowi i budowanie z nim relacji – także poprzez mitologizowanie życia i pracy redaktorów. W tym ostatnim przypadku prawdziwą kreatywnością wykazał się następca Przasnyskiego na fotelu „prezesa”, czyli Marcin Borkowski, który wprowadził pismo w bodaj najbardziej „wyskokowy” okres.

Jedną z legend, jaka powstała w Top Secrecie był Krzysiu Kubeczko, niezłomny miłośnik komputera Atari, który słał do redakcji listy broniące swojej ulubionej platformy. Aleksy „Alex” Uchański, wieloletni redaktor Top Secretu, później pracujący w wielu innych magazynach, wspominał, że Kubeczko „był integralną częścią TS-a, przygody dziesiątków tysięcy ludzi”. Niestety, najwierniejszy fan Atari i w pewnym sensie archetypowy polski fanboj zginął w wypadku samochodowym w 1999 roku. Uchański przywołuje jego postać przy każdej okazji tego typu: „Tylko w taki sposób mogę teraz oddać Mu cześć”.

Marcin Borkowski został redaktorem naczelnym w 1992 roku po wspomnianym rozłamie i od początku podyktował kierunek, w jakim miał zmierzać Top Secret. Tym kierunkiem była anarchia. Borkowski, mający na koncie stworzenie bodajże pierwszej polskiej gry komputerowej (Puszka Pandory) i prowadzenie rubryki „Klan IBM” w Bajtku, przygotował swój debiutancki numer Top Secretu właściwie w pojedynkę. Żeby ukryć ten fakt przed czytelnikiem nieświadomym burzliwych zmian, jakie zaszły w redakcji, podpisał artykuły różnymi pseudonimami: Borek, Naczelny, Kopalny czy Prof. Dżemik. Każdy z nich z czasem doczekał się własnych przygód, powiedzonek i osobowości. Dystans Borkowskiego do swojej funkcji i późniejsze decyzje odnośnie stylu Top Secretu sprawiły, że stał się on jeszcze bardziej nieprzewidywalny niż kiedykolwiek.

Styl Top Secretu było widać już we „wstępniaku”. Tutaj autorzy żartują z własnego braku punktualności. - 2013-04-05
Styl Top Secretu było widać już we „wstępniaku”. Tutaj autorzy żartują z własnego braku punktualności.

Tak pokręconego, imponująco nieskładnego, szalonego i otwartego na absurdalne żarty magazynu w Polsce nie było i prawdopodobnie nie będzie. W Top Secrecie realizowano niemal wszystkie zwariowane pomysły redaktorów i mitologizowano istnienie zarówno prawdziwych, jak i fikcyjnych postaci. Doskonałym przykładem są kultowe komiksy o przygodach Naczelnego, Kopalnego, Dżemika, a później Sir Haszaka i innych. Równie ważne było to, że sporo miejsca oddano graczom, którzy mogli głosować na ulubione gry, dzielić się informacjami i w końcu słać listy. Te trafiały do kilku działów – humorystycznych „dyzgraficy” czy „superów” lub po prostu „listów” (odpowiadał na nie między innymi Aleksy Uchański). Rezultatem było pismo, które czytało się od deski do deski, wyłapując kolejne drobne żarty i żarciki jego autorów lub czytelników.

Przygody Kopalnego, Naczelnego i Dżemika przeplatały się z grami – np. z kultowym Another World. - 2013-04-05
Przygody Kopalnego, Naczelnego i Dżemika przeplatały się z grami – np. z kultowym Another World.

Niestety, nieprzewidywalność Top Secretu przekładała się także na inne aspekty, w tym cykl wydawniczy czy jakość dystrybucji. Pamiętam doskonale, że kupno niektórych numerów w mojej okolicy graniczyło z cudem i było prawdziwym wyzwaniem. Człowiek nie miał pewności, czy magazyn już został rozesłany do kiosków ani gdzie można go znaleźć. Luźne podejście do zawartości pisma i chęć pozostania wiernym absurdalnemu poczuciu humoru prawdopodobnie stały się też przekleństwami Top Secretu, budując wizerunek braku profesjonalizmu i zamykając pismo na nowych czytelników, nierozumiejących powtarzanych regularnie żartów. Po paru latach od debiutu tej legendy na rynku było kilka alternatywnych propozycji. Nie pomogło także to, że problemy miało całe Wydawnictwo Bajtek. Top Secret uległ kalkulacjom i nudzie pod koniec 1996 roku. Bezpośrednią przyczyną zamknięcia pisma i całego wydawnictwa było bankructwo Agrobanku, z którego korzystała Spółdzielnia Wydawnicza Bajtek. Wydaje się jednak, że zmieniły się także oczekiwania odbiorców, szukających bardziej rzeczowych, lepiej zrealizowanych i mniej zwariowanych treści. Lub po prostu oczekujących, że do zdobycia następnego numeru ich ulubionej lektury nie będzie trzeba organizować wyprawy na drugą stronę miasta.

Absurdów wewnątrz redakcji i pisma było znaczne więcej. Słaby rynek firm mogących dać reklamy i formuła, niekojarząca się z poważnym periodykiem, sprawiły, że reklamodawcy omijali TS-a szerokim łukiem. Brak działu reklamy nie pomagał w zbieraniu ogłoszeń, podobnie jak nałogowe opóźnienia w ukazywaniu się w kioskach. Jeśli dodamy do tego kłopoty z kolportażem, nie najlepszy papier, początkowo kiepską szatę graficzną, objętość mniejszą od konkurencji i niezbyt dobrą redakcję tekstów (se moi), to dochodzimy do wniosku, że ukazywanie się pisma przez prawie 5 lat jest drugim cudem nad Wisłą. – Dariusz „Sir Haszak” Michalski, jeden z redaktorów Top Secretu.