filmomaniak.pl Newsroom Filmy Seriale Obsada Netflix HBO Amazon Disney+ TvFilmy

Filmy i seriale

Filmy i seriale 3 marca 2020, 15:21

autor: Anna Garas

Recenzja Altered Carbon – sezon 2. to już nie jest Blade Runner na sterydach

Drugi sezon Altered Carbon od Netflixa bardziej niż Blade Runnera na sterydach przypomina The Expanse. Jest poważniej, ciemniej, bardziej przyziemnie... i tylko katany żal.

Mieliście kiedyś ochotę dać sobie w mordę? Tak zwyczajnie, po ludzku – czasem powie się czy zrobi coś tak głupiego, że w sumie nic innego nie pozostaje. Trudno jednak dobrze się zamachnąć, żeby trafić we własną szczękę z właściwym impetem. Normalny człowiek dać sobie w mordę nie może. A Takeshi może.

  1. Gdzie obejrzeć: na Netflixie
  2. Od kiedy: 27 lutego
  3. Ile odcinków: 8, każdy po ok. 50 minut
  4. Kto jest twórcą: Laeta Kalogridis
  5. Skąd znamy tego aktora: Anthony Mackie gra Falcona w MCU

Nie chodzi tylko o to, że Takeshi Kovacs jest człowiekiem niezwykłym – a jest, o czym drugi sezon Altered Carbon przypomina w przezabawnej scenie obejmującej kosmiczną yakuzę i Takeshiego zbierającego oklep tylko dlatego, żeby pokazać, iż w każdej chwili mógłby przestać zbierać i w ogóle zbiera jedynie z uprzejmości. Takeshi jest byłym elitarnym żołnierzem służb specjalnych, silnym duchem, ciałem i ponurą miną, napędzanym czystą whisky i testosteronem. W dodatku teraz, gdy dostał nowe ciało z nowymi upgrade’ami (i nowego aktora), spluwy same wskakują mu do rąk. Poważnie, ma w dłoniach magnetyczne wszczepy; cyk – i giwera jest, nawet schylać się nie trzeba. No sami widzicie, że bardziej się nie da.

Tym większy dyshonor, gdy okazuje się, że ktoś – nie zdradzę kto – pomyka sobie w jego starym ciele; nie tym z zeszłego sezonu, ale z lat młodości. No nic, tylko dać sobie w mordę.

Takeshi w ryj może dać. Także sobie. - Recenzja Altered Carbon – sezon 2. to już nie jest Blade Runner na sterydach - dokument - 2020-03-03
Takeshi w ryj może dać. Także sobie.

Nowy sezon, starzy znajomi

O ile pierwszy sezon Altered Carbon przypominał grę w cyberpunkowe bingo – bo to i latające samochody, i cyberprzestrzeń, i dehumanizacja, i megamiasto w deszczu – o tyle „dwójka” skręca w stronę typowego SF i bardziej niż z Blade Runnerem kojarzy się z The Expanse. Przenosimy się z Ziemi na Harlan’s World – miejsce, gdzie wydobywa się unikatowy surowiec niezbędny do produkcji przechowujących świadomość wszczepów; miejsce, gdzie ponad trzy wieki temu urodził się Takeshi Kovacs i gdzie rozpętała się rebelia pod przywództwem Quellcrist Falconer, wspomnienia której mieliśmy okazję oglądać w licznych retrospekcjach. Dowiadujemy się, kto zamieszkiwał tę planetę przed skolonizowaniem jej przez ludzi, i na jaw wychodzą grzechy ojców. Robi się bardziej kameralnie. Przestrzenie są mniejsze, intrygi jakby bardziej prozaiczne, a Takeshi ma o wiele większą swobodę działania – nikomu nie musi się tłumaczyć. Ma nawet własny hotel z wierną SI o imieniu Poe na pokładzie.

Złoli występuje tutaj dwoje. Pułkownik Carrera to wojskowy na usługach rządu, a prywatnie stary znajomy, którego tożsamości spoilować nie będę. Gubernator Danica to zarządca planety, a prywatnie jedyna córka człowieka, który ten glob odkrył. Ona ma włosy spięte w kok i trupy w szafie, on ma puchatą brodę i Takeshiemu za złe. Niestety, nie schodzą się, zamiast tego próbując rozładować buzujące między nimi emocje intensywnym knuciem i kopaniem dołków, co od czasu do czasu skutkuje eskalacją przemocy. Ogląda się ich bardzo miło.

Gubernator Danica knuje uparcie i skrycie, pułkownik Carrera – energicznie i dynamicznie. - Recenzja Altered Carbon – sezon 2. to już nie jest Blade Runner na sterydach - dokument - 2020-03-03
Gubernator Danica knuje uparcie i skrycie, pułkownik Carrera – energicznie i dynamicznie.

Fabułę pierwszego sezonu napędzały kryminalna intryga i przyjemna dynamika relacji między Takeshim a porucznik Ortegą, drugi zaś niemal w całości skupia się na postaci Quellcrist: miłości Takeshiego, wynalazczyni, rewolucjonistki i wroga publicznego numer jeden. Tak więc Takeshi biega najpierw, żeby ją znaleźć, a potem biega wokół niej, żeby się jej nic nie stało, ewentualnie biega za nią, gdy kobieta odpala tryb Terminatora i wyrusza kogoś zabić. Niezupełnie z własnej woli – ewidentnie coś złego spotkało ją w ciągu tych 300 lat. Tylko co?

Bezzębna rewolucja

W tym momencie mamy wrażenie, że serial już, już coś nam powie, rozwinie zasygnalizowany wcześniej wątek naszej relacji z ciałem. Czy rzeczywiście to tylko rękaw, a raczej rękawiczka, którą można wymieniać, jak często się chce i bez skutków ubocznych? Czy jesteśmy wyłącznie naszą świadomością, czy może to nasze ciało tę świadomość określa, więc z każdą zmianą fizycznej powłoki coś się traci? Czy to sama nieśmiertelność sprawia, że elity są tak zdegenerowane, czy też funkcjonowanie w zamrożonych w czasie i niestarzejących się ciałach? A co z ludźmi żyjącymi w ciałach, które są dla nich niewłaściwe?

Ale nie niczym takim Altered Carbon nie jest zainteresowane

No to może rewolucja? Mamy w końcu bohaterkę o wyrazistych poglądach, i to tu i teraz, a nie zakopaną we wspomnieniach o przewrocie, który skończył się mnóstwem trupów. Może byłby to czas zastanowić się, czy i dlaczego w ogóle są sprawy, za które warto ginąć? W co wierzy sam Takeshi – czy popiera ideały Quellcrist, czy wolałby ratować ją przed nią samą? Ale to wszystko też się gdzieś rozmywa, a rzeczona Quellcrist podejrzanie często bywa sprowadzana do roli kogoś, kim trzeba się opiekować i kto nie wie, co dla niego dobre. Rewolucja, jak większość rzeczy w tym sezonie, okazuje się dość bezzębna. 

Gdzieś tam, za horyzontem, czeka lepsze jutro i lepszy scenariusz. - Recenzja Altered Carbon – sezon 2. to już nie jest Blade Runner na sterydach - dokument - 2020-03-03
Gdzieś tam, za horyzontem, czeka lepsze jutro i lepszy scenariusz.

Smutne absy Takeshiego

Wszystkiego jest tu trochę mniej: blichtru mniej, neonów mniej, golizny mniej, pomysłowych miejsc mniej. Kolory już nie tak ostre, mordobicia nie tak efektowne, a i Takeshiego torturuje się tutaj jakoś tak bez przekonania. Jedynie absów wciąż mamy tyle samo, tylko teraz są to smutne absy smutnego Takeshiego, który znalazł swoją dziewczynę, ale wciąż mu źle. Trudne jest życie.

Rzucają się w oczy pomniejsze głupoty, jak zatwardziali złole, którzy oburzają się, że inni złole robią rzeczy nielegalne; od czasu do czasu narracja z offu podsuwa garść przemyśleń Takeshiego, choć wolałabym, by ten zatrzymał je dla siebie. Dowiadujemy się też, że w dobie cyberwszczepów i tortur w VR wojsko absolutnie nie było w stanie wpaść na inny sposób zapewnienia sobie całkowitego posłuszeństwa żołnierzy niż – uwaga, proszę się czegoś złapać – wszczepianie im wilczych genów. Wilk to, jak wszyscy wiemy, zwierzę z gruntu hierarchiczne i w wykonywaniu rozkazów równie sumienne co roomba, a przy tym bardziej puchate. Sam profit. Wszystko to jest tylko podbudową pod scenę, w której pułkownik Carrera rzuca w kierunku Kovacsa tekstem tak głupim, ale to tak głupim, że z zażenowania mózg zwija się w trąbkę i wypełza przez ucho. Jup, chodzi o to, który z nich jest samcem alfa.

Who’s your daddy? - Recenzja Altered Carbon – sezon 2. to już nie jest Blade Runner na sterydach - dokument - 2020-03-03
Who’s your daddy?

Falcon daje radę

Z braku treści i wizualnych wodotrysków przez osiem odcinków drugiego sezonu przed ekranem trzymają nas aktorzy. Anthony Mackie świetnie radzi sobie jako ten kameralny Kovacs, nadając postaci złożonej wcześniej z ostrych kątów i wysuniętej żuchwy bardziej ludzki rys i aż szkoda, że nie partneruje mu już Martha Higareda jako porucznik Ortega. Renée Elise Goldsberry jako Quellcrist jest odpowiednio władcza i charyzmatyczna – o ile akurat fabuła nie każe jej pokazywać tej wrażliwszej strony, żeby Takeshi miał się kim opiekować. Paradoksalnie najbardziej na emocjach gra postać Poego (Chris Conner), SI, która się zgliczowała i co jakiś czas traci dane z pamięci podręcznej – jedyna opcja: reset. Poe cierpi pięknie, zmagając się z własną nieprzydatnością i widmem czegoś, co w sumie równa się śmierci.

Pierwszy sezon, choć nie udało mu się pociągnąć intrygi do końca, miał w sobie żywiołową energię i pewność siebie. „To nie ma sensu” – mówił – „ale zobacz, jak oni się wszyscy pięknie biją po twarzach, no patrz, jedyne, czego ta scena potrzebuje, to bonusowa katana”. I katana wjeżdżała na scenę, i oglądało się to dobrze. Teraz… no nie ma katany, gdzieś zabrakło fantazji; za każdym razem, gdy już wydaje się, że w danym momencie na pewno nastąpi coś spektakularnego, akcja rozłazi się w szwach, jakby ktoś na planie przypominał: „No ale ludzie, my nie mamy na to budżetu”. Wciąż jest to dość bezbolesne i jeśli polubiliście tych bohaterów albo szukacie czegoś do obejrzenia przy obiedzie, to jest to niezły pomysł. Ale tylko niezły.

O AUTORCE

Szkaluję, bo kocham – uważam, że zasługujemy na SF, które i dobrze wygląda, i ma coś do powiedzenia. Moje wrażenia z pierwszego sezonu możecie przeczytać tutaj.

Anna Garas

Anna Garas

Ukończyła Kulturoznawstwo na Uniwersytecie Gdańskim, a potem przeniosła się do Krakowa, gdzie na dokładkę skończyła Projektowanie i Badanie Gier Video na Uniwersytecie Jagiellońskim. W GRYOnline.pl szefowała Encyklopedii Gier i filmowej bazie danych Filmomaniaka, od czasu do czasu wspierając newsroomy przy korekcie; obecnie szefowa działu Publicystyki. Po pracy pielęgnuje stale rosnący gąszcz domowych roślin i jednego kota imieniem Zocha. Lubi gry dziwaczne, nietypowe i ponure, choć nie pogardzi cosy gierkami o uroczych zwierzątkach.

więcej