Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 18 sierpnia 2016, 12:43

W oparach superbohaterskich pierdów – graliśmy w South Park: The Fractured But Whole

Pokaz South Park: The Fractured But Whole nie pokazał nic rewolucyjnego w zakresie samej rozgrywki, natomiast zabawa z użyciem Nosolusa z pewnością jest doświadczeniem, którego branżowi dziennikarze – a przynajmniej ich nozdrza – nie zapomną na długo.

W oparach superbohaterskich pierdów – graliśmy w South Park: The Fractured But Whole - ilustracja #1

Trudno było oczekiwać, by po zaskakującym sukcesie gry South Park: Kijek Prawdy jej kontynuacja siliła się na całkowite zmiany w konwencji czy rewolucje w mechanikach. Toteż na pokaz sequela na Gamescomie szedłem z przekonaniem, że dobrze wiem, co mnie czeka – ot, kolejny RPG, przeznaczony przede wszystkim dla fanów serialu, w który przyjemnie będzie pograć, nawet jeśli poważniejsze nowości można policzyć na palcach u ręki Cartmana. I w kwestii rozgrywki się nie myliłem: choć są oczywiście świeże rozwiązania, The Fractured But Whole (powodzenia w tłumaczeniu tytułu!) to w dużej mierze po prostu ta sama produkcja, co dwa lata wcześniej, tyle że z superbohaterami w roli głównej. Mimo to prezentacji Ubisoftu nie zapomnę przez długi czas – ostatecznie to dzięki niej byłem w stanie przekonać się, jak długo może wytrzymać bez powietrza naprawdę zdesperowany człowiek...

W oparach superbohaterskich pierdów – graliśmy w South Park: The Fractured But Whole - ilustracja #3

Prezentacja South Park: The Fractured But Whole na gamescomie była szczególna pod jednym względem: miałem okazję sprawdzić w akcji „urządzenie do rozszerzonej rzeczywistości”, zwane Nosulus, które zakładało się na nos, by w pełni „poczuć” rozgrywkę. Przedstawiciel Ubisoftu twierdził, że firma pracowała nad nim długie miesiące, zatrudniając do pomocy producentów perfum – choć to zapewne kompletna bzdura, biorąc pod uwagę fakt, że gadżet jest dostępny wyłącznie na targach. Może to i lepiej – dzięki temu więcej osób uniknie tego losu, który spotkał mnie, gdy z głupią odwagą postanowiłem ograć omawianą produkcję z tym urządzeniem na nosie. Deweloperzy nie pieścili się z dziennikarzami i za każdym razem, gdy postać pierdziała (a ci, którzy przeszli Kijek Prawdy, wiedzą, że pierdzi się tu dość często) traktowali nasze nozdrza okrutnym smrodem, który sprawiał, że większość prasy – ze mną na czele – swoje dwadzieścia kilka minut rozgrywki przetrwała na zaledwie paru wdechach. Oby inni twórcy nie podchwycili pomysłu…

Odkładając jednak na bok szalenie innowacyjnego Nosulusa, który jak ulał pasował do konwencji South Parka, w pierwszych minutach The Fractured But Whole towarzyszyło mi nieodłączne uczucie deja vu. Ani oprawa graficzna, ani podstawowe mechaniki nie zmieniły się w najmniejszym stopniu – za małą ewolucję można co najwyżej uznać fakt, że przedmioty automatycznie wpadają do naszego ekwipunku, co, biorąc pod uwagę fakt, że nie mamy tu żadnych ograniczeń co do liczby noszonych przedmiotów, zdecydowanie jest plusem. Wizualnie to nadal wierna symulacja tego, jak wygląda serial. W porównaniu do Kijka Prawdy jest jednak nieco bardziej efektownie – zmiana konwencji z fantasy na komiksy o superbohaterach sprawiła, że w walkach co chwila widzimy błyskające pioruny, potężne ciosy oraz ataki specjalne, a zróżnicowane, amatorsko sklecone kostiumy czynią produkcję jeszcze bardziej kolorową.

Cieszy fakt, że Ubisoft po raz kolejny nie ma zamiaru ograniczać się w żadnym stopniu polityczną poprawnością. Już na zwiastunach widać było, że bezlitosne ostrze southparkowego humoru dosięgnie każdego – od wielkich wytwórni aż po niepełnosprawnych. Oczywiście dialogi nadal są na tym samym poziomie – dozwolone wyłącznie od lat osiemnastu, choć najbardziej rozbawiłyby graczy znacznie młodszych. W rzucaniu wulgaryzmami i obraźliwymi tekstami ponownie bryluje Cartman, do którego superbohaterskiej drużyny dołączamy po tym, jak grupa dzieciaków postanowiła stworzyć własne filmowe uniwersum. Tworzymy więc własne komiksowe alter ego o mrocznej przeszłości (w której główną odgrywa pamiętna noc, kiedy przyłapaliśmy swoich rodziców na intymnych zabawach w sypialni) i łączymy siły z ekipą podobnych nam śmiałków – Coonem, Człowiekiem Latawcem i Supercraigiem – by uratować miasteczko przed niecnymi planami Profesora Chaos, Mysteriona, Wonder Tweeka i resztą złoczyńców. The Fractured But Whole bez skrupułów wyśmiewa wszystkie schematy, znane nam dobrze za sprawą filmów Marvela czy DC, przyprawiając to dostateczną ilością popkulturowych nawiązań oraz kloacznego humoru, by zadowolić każdego fana serialu.

W kwestii rozgrywki druga część serii ma w sobie zdecydowanie więcej „RPG-owości”. To nadal gra o bardzo prostej mechanice – co absolutnie nie przeszkadza – pojawiło się jednak więcej klas, możliwość łączenia ich w pożądane kombinacje, a także zmieniania w trakcie przygody. W trakcie Gamescomu miałem okazję przetestować wyłącznie Speedstera, ogólnie jednak opcji będzie aż dwanaście – trzy razy więcej, niż w Kijku Prawdy. Ponadto ponownie otrzymamy możliwość kolekcjonowania różnorodnych znajdziek, a niektóre lokacje odwiedzimy tylko po zwerbowaniu do naszego zespołu konkretnych herosów – dla przykładu Człowiek Latawiec pozwoli nam na dotarcie do najwyższych platform. Niestety, trudno powiedzieć, w jaki sposób ulepszymy umiejętności sterowanego przez nas bohatera, bo Ubisoft nie pokazał, jak wygląda drzewko rozwoju.

Pewnych zmian doczekała się także walka. Starcia nadal są turowe i gdy opanuje się podstawy, nie powinny sprawiać większych trudności, jednak pierwsze walki mogą być sporym zaskoczeniem dla osób przyzwyczajonych do pojedynków w Kijku Prawdy. Przede wszystkim, możemy poruszać się po polu bitwy, by zrobić jak najlepszy użytek z wyprowadzanego przez nas ataku. Ustawienie miało spore znaczenie w przypadku mojego Speedstera, który odpowiednio wymierzonym ciosem mógł zaatakować dwóch przeciwników naraz lub przesunąć wroga o kilka metrów do tyłu. Pojawiają się też specjalne ataki, wyprowadzane po uprzednim naładowaniu – uruchamia się wówczas animacja, dokładnie prezentująca, jak spuszczamy komuś łomot. Inna sprawa, że z równie ciekawych umiejętności korzystają chętnie nieprzyjaciele: rażą błyskawicami, zamrażają lub dzięki teleportacji zamieniają się miejscami z innym bohaterem. Fajną ciekawostką są też wydarzenia losowe, wpływające na obraz bitwy – możliwe, że w trakcie walki nadjedzie samochód, co zmusi nas do chwilowego zejścia na chodnik i rzucenia paroma obelgami w stronę kierowcy.

Sesja z The Fractured But Whole upłynęło więc na całkiem przyjemnej zabawie w oparach bardzo nieprzyjemnych zapachów. Pokaz na Gamescomie tylko potwierdził to, co wiedzieliśmy w zasadzie od czasu pierwszych zapowiedzi – jeśli komuś spodobał się Kijek Prawdy, to kontynuacja na pewno nie zawiedzie jego oczekiwań. To nadal produkcja pod kątem mechaniki bardzo prosta, ale skoro pomimo tego „jedynka” w 2014 roku zebrała kilka tytułów gry roku, to czy ta prostota ma być w tym przypadku jakąkolwiek wadą? Nie sądzę – tym bardziej, że ostry, bezczelny humor i stylizowana na serial oprawa wizualna z pewnością fanów South Parku do siebie przyciągnie. A i reszta graczy może liczyć na całkiem przyzwoite RPG z zupełnie nieprzyzwoitymi żartami o kupie.

Jakub Mirowski

Jakub Mirowski

Z GRYOnline.pl związany od 2012 roku: zahaczył o newsy, publicystykę, felietony, dział technologiczny i tvgry, obecnie specjalizuje się w ambitnych tematach. Napisał zarówno recenzje trzech odsłon serii FIFA, jak i artykuł o afrykańskiej lodówce low-tech. Poza GRYOnline.pl jego materiały na temat uchodźców, migracji oraz zmian klimatycznych publikowane były m.in. w Krytyce Politycznej, OKO.press i Nowej Europie Wschodniej. W kwestii gier jego zakres zainteresowań jest nieco węższy i ogranicza się do wszystkiego, co wyrzuci z siebie FromSoftware, co ciekawszych indyków i tytułów typowo imprezowych.

więcej

South Park: The Fractured But Whole

South Park: The Fractured But Whole