Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Hyde Park 19 lipca 2002, 14:22

autor: Shuck

Rzeżucha

Opowieść z której można się nauczyć kilku rzeczy o zbójeckich technikach walki, lądowania, odkrywania, reperowania, dyplomacji, czczenia, a także dowiedzieć się, co do tego wszystkiego ma rzeżucha.
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.

Artusj podniósł się z ziemi prostując ostrożnie kości w oczekiwaniu niezliczonych ilości siniaków powstałych wskutek jego niewprawnego lądowania. Nie znalazł jednak żadnych - skafander Tentyzowej roboty spisywał się nadspodziewanie dobrze. O kilkanaście kroków dalej sam wynalazca usiłował stanąć na nogi, ale zaplątany bez reszty w spadochron nie był tego w stanie zrobić o własnych siłach. Jego wysiłki wydobycia się ze spowijającej go czaszy i to tak, żeby Artusj niczego nie zauważył spaliły na panewce.

- Chodź no tu, mądralo! - zakrzyknął gniewnie. - Nóż masz na prawej nogawce.

Ślinecker odpiął spadochron i ruszył w stronę przyjaciela dobywając ostrza.

- Jak cię dobić?

- E...! - żachnął się Shuck. - Poodcinaj te cholerne linki.

- Acha, o to ci idzie - udał Artusj zrozumienie i uwolnił przyjaciela. - Ciężko się tu coś chodzi.

Tentyz w odpowiedzi wyszarpnął z kieszeni na brzuchu jakiś najeżony antenkami i rurkami przyrząd z niewielkim wyświetlaczem ciekłokrystalicznym na przedniej ściance i podobnie zminiaturyzowanej klawiaturce. Przez chwilę biegał po niej palcami, klnąc, ilekroć grube rękawice nie pozwalały mu trafić w ten czy inny klawisz, zwracając się z trzymanym przed sobą urządzeniem w różne strony, by na koniec odwrócić się do Artusja.

- Nic dziwnego. Mamy tu półtora g.

- Oooo... - zajęczał Ślinecker. - A ja akurat jestem taaaki zmęczooony.

- Ty zawsze jesteś zmęczony - odparł Shuck zwięźle i na powrót zajął się studiowaniem wskazań na ekraniku. - Żadnego większego promienowania nie znajduję. Ciśnienie w normie. Temperatura 288 stopni Kelvina - zakomunikował.

- To znaczy?

- Chłodny jesienny wieczór.

- To mów tak od razu. - Artusj rozejrzał się dookoła, ale nie nasycił wzroku niczym atrakcyjnym. Ze spowijającej wszystko mgły, wijącej się szczęśliwie na kilka metrów a nie kilometrów od podłoża, wyłaniały się kształty osadzonych w drobnym żwirze większych kamieni, czasami sporych głazów, wszystkich ciemnych lub wręcz czarnych, o ostrych, nieregularnych kształtach nie dotkniętych łagodzącą ręką erozji. Wszystko lekko rozświetlone rozproszonym, dochodzącym z odległej gwiazdy, niebieskawym światłem. Wszystko w idealnym spokoju, nie rozpraszane najlżejszym wiaterkiem. - Ta mgła to z wody?

- Chciałbyś. Tu jest prawie wyłącznie dwutlenek węgla, a reszta to trochę tlenu, ale ozonu, i odrobina helu. Nie pooddychamy sobie, ale nie musimy paradować w tych przyciężkich skafandrach, wystarczy maska. Nawet nie będzie trzeba targać butli, bo dam radę tak przeprogramować filtry, żeby majstrowały z tego powietrza jakieś nam bliższe. Trochę tlenu, a do pełna uzupełnimy helem?

- Brzmi smakowicie, ale zanim powskakujemy w kostiumy plażowe, sprawdź z łaski swojej drobnoustroje, czy w ogóle życie organiczne.

- Życie organiczne w takim stężeniu ozonu? Zwariowałeś.

- Bakterie plenią się wszędzie.

- Dobra - skapitulował Shuck - ale analiza trochę potrwa.

- To włącz to badziewie i ruszamy do statku.

Tentyz spojrzał na ekranik swojego wszystkozadaniowego urządzonka i wskazał ręką kierunek:

- Tamtędy.

Zanim jednak zbóje ruszyli w zadanym kierunku Artusj wymógł na przyjacielu pochowanie porzuconych i pokiereszowanych spadochronów do plecaków argumentując, że nigdy nie wiadomo, co się kiedy do czego przyda. Shuck przyznał mu niechętnie rację, ale wymógł na nim zwinięcie swojego spadochronu argumentując, że ma ręce zajęte przeprowadzaniem skomplikowanych pomiarów, których się nijak nie da przerwać. Zresztą mogło i tak być.

Do miejsca katastrofy przyjaciele mieli do przejścia dobre kilkaset metrów, która to odległość dla nóg przywykłych do nikłej grawitacji panującej ostatnimi czasy w zbójeckim statku, dodatkowo zmuszonych utrzymać niebanalny ciężar skafandrów, przedstawiała sobą nie lada problem. Przed nimi z gęstej mgły wyłaniały się kształty kolejnych głazów i osypisk skalnych przesuwających się majestatycznie obok idących i niknących za ich plecami na powrót we mgle. Rozbity statek znajdował się już o kilkadziesiąt kroków (według wskazań przyrządu), gdy Tentyz zakomunikował głosem nie znoszącym sprzeciwu:

- Zero. Ani śladu substancji białkowych. Powietrze jest jak wysterylizowane.

- W takim razie - Artusj odgarnął ręką przesłaniające mu drogę chabazie, wyrastające ze spoczywającego obok głazu, do złudzenia przypominające paproć czy inny fraktal - co to jest?

Shuckapaper podniósł wzrok znad swojego próbnika i obdarzył nie-wiadomo-co badawczym spojrzeniem. Podszedł bliżej i przytknął swoje urządzenie jedną z rurek do jednego z liści. Trwało to chwilę zanim zakończył obadywnie cuda i oznajmił:

- To jest jakaś struktura na bazie krzemu. Nieorganiczna.

- Taka elastyczna? - Artusj nie dawał za wygraną.

- Ano. Takie dziwo. Zostaw to paskudztwo i idziemy dalej.

- Może by trochę nazrywać, do badań? - zaproponował Ślinecker i urwał z trudem jedną łodygę. Rozległ się świst rozhermetyzowującego się rękawa i zbój rzucił na ziemię oderwany kawałek ni to kryształu, ni to rośliny, by spojrzeć na rozciętą rękawicę. - Ups.

- Zraniło cię? - zaniepokoił się Shuck pochylając się nad dłonią przyjaciela.

- Nie, ale mało brakowało. Co to za ścierwo?

- Ostre. Potem urządzimy sobie z pomocą tego czegoś zawody szermiercze, a ty się pohamuj ze zrywaniem kwiatków dla Junetki dopóki nie wyczaję tu jakichś stokrotek.

- Chciałem wziąć do badań. Wiesz, że interesują mnie obce kultury.

- Jasne. - Shuck skinął głową.