Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Hyde Park 20 sierpnia 2001, 09:39

autor: Redakcja GRYOnline.pl

Opowieść GRY-OnLine

Wciągająca opowieść osadzona w krainie fantasy „Fearunie”, w której stali bywalcy naszego forum, m. in. zdradziecki „Niewolnik”, piękna choć śmiertelnie niebezpieczna „Queen of Hearts” oraz tajemniczy „le Diable Blanc” ukazują swój potencjał literacki..
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.

Odszedłszy na bezpieczną odległość, tak by nikt nie mógł go usłyszeć, wyciągnął z kieszeni amulet przyzwania i wyszeptał: Arktusie, przybądź na me wezwanie...

... na polance nagle zawiał mały wiaterek, który uformował z płatków śniegu tajemniczy wir, z którego dobywał się głos, przypominający muzykę...

- Dlaczego mnie wzywasz Leo? Czyż nie mieliśmy się spotkać na Lodowej Przełęczy?

- Tak magu - odparł Leo- masz rację. jednakże plany uległy zmianie. najpierw napadła mnie wataha wilków, a potem wpadłem w łapy tego mocarnego gbura, który dybie na me życie...Sprawę skomplikowała dodatkowo obecność maga Matchausa i jego uczennicy Magini, którzy dziwnie coś dla mnie wyglądają, jak by domyślali się celu naszego spotkania....

- Nimi się nie martw, w odpowiedniej chwili wkroczę do akcji i wtedy się z nimi rozprawię...

- Och, twe słowa są jak miód dla moich uszu, magu - wyszeptał Leo - Chciałbym jeszcze....

Jego słowa przerwał okrutny wrzask dochodzący ze strumienia.

- Musze kończyć - odparł Leo do maga, który rozpłynął się w zamieci śniegu. - Wkrótce znów się z tobą skontaktuję...

Pozwiedzał Leo i pobiegł nad strumień by zobaczyć co się stało. No tak, tego można się było spodziewać. Kapłan Bachusa, Adamus, którego Magini poprosiła o zaczerpnięcie wody ze strumienia, zrobił to tak niefortunnie, że wpadł razem z garem do wody i wrzeszczał teraz w niebogłosy:

- Ratunku, dobrzy ludzie !!! Nie znam czaru pływania i jeśli mi nie pomożecie, utopie się pewnie w tej głębi !!!

Rozbawiona sytuacją Magini weszła do strumienia i stanąwszy obok Adamusa w wodzie po kostki powiedziała swym ciepłym, czarującym głosem:

- Wstań biedaku, bo Ci kolanka zimna woda doszczętnie powykręca, a i lumbago za krzyże Cię chwycić gotowe...ha, ha, haa...

- Wolał bym, byś to Ty Pani zechciała mnie chwycić za ....ale nie dokończył, gdyż dziewczyna spojrzała na niego takim wzrokiem, że dał sobie spokój.

Wraz z Leo który pomógł jej wydobyć kapłana ze strumienia skierowali swe kroki w stronę ognia, przy którym leżał Matchaus.

- No to ładnie żem się popisał w jej oczach- myślał zły Adamus, a woda wylewała mu się z uszu, nie mówiąc o jego długiej siwej brodzie pełnej zieleniny i wszelakiego plugastwa zamieszkującego okoliczne strumienie...

...tymczasem MarCamper z Kiowasem dzielnie czaili się na grubego zwierza ukryci przezornie w kępie jałowca.

- Nie kręć się krasnoludzie, bo zwierzyna poucieka.

- Nie mogę, gałązka mi w tyłek włazi.

- No ja z pewnością nie pomogę ci jej wyjąć - zaznaczył z obrzydzeniem MarCamper.

- Nie bądź taki mądrala, bo cię mogę uszkodzić - wysapał krasnolud.

- Najpierw musiałbyś mnie złapać góro mięcha!! - zaśmiał się łowca.

- O rzesz ty w mordę...-zaperzył się Kiowas i już miał wyciąć lewego haka w brodę współtowarzysza, gdy nagle zza drzew wypadł ogromny, buchający parą z nozdrzy...bóbr?

- Ty, to jakiś mutant, widziałeś kiedyś takiego olbrzyma? - zapytał krasnolud łowcę.

- E, nie z takimi zwierzakami już sobie radziłem. Złapię go gołymi rękoma, tylko patrz...- uśmiechnął się nieskromnie pewny siebie MarCamper.

Po czym zaczął się skradać w stronę bobra...

Niedługo potem MarCamper z Kiowasem wrócili do obozu. Ten ostatni taszczył na plecach okazałego wyrośniętego bobra.

- A niech to czort tasmański strzeli! Odzwyczaiłem się już od targania takich ciężarów - krasnolud zrzucił zwierze na trawę - ale za to będzie niezłe żarełko! - Kiowas głośno zamlaskał oblizując swe wielkie wąsiska.

Niezła robota Campuś, ale bez mojej pomocy sam byś go nie złapał! - krasnolud głośno cmoknął - popatrz jak Cię dziabnął!

I rzeczywiście MarCamper był trochę poszarpany, i zmachany usiadł na trawie.

Magini obejrzała go dookoła - nic Ci nie będzie! - po czym rzuciła kilka zaklęć uzdrawiających. MarCamper spojrzał na nią z wdzięcznością i uśmiechnął się nieznacznie.

Godzinę później towarzysze podróży leżeli dookoła ognia odpoczywając po sutym posiłku. Adamus podczas posiłku starał się jak tylko mógł by być najbliżej Magini i każdą możliwą sytuację wykorzystywał by ją dotknąć lub choć otrzeć o jej smukłą kibić.

W pewnym momencie po jednym z takich „otarć” Czarodziejka wyszeptała kilka słów, i zaraz po tym Adamus podskoczył jak oparzony.

- Hej co.. co jest grane! Kto mi to zro... Magini! Co to... co to jest do stu tysięcy zdechłych Brutusów!

- To nic takiego - Magini uśmiechnęła się szeroko - rzuciłam na ciebie czar wzmocniona kamienna skóra - żaden wróg nie zrobi Ci teraz krzywdy! - Magini uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

- a..aale ja nie mam czucia w rękach.. i w ogóle nie mam czucia! - Kapłan zdenerwował się.

- aaa.. to... - Magini pokiwała głową po czym zaczęła się śmiać - to tylko taki skutek uboczny - wszyscy obecni też już tarzali się ze śmiech widząc szamotaninę kapłana. - ale nie przejmuj się - Magini próbowała się uspokoić - do rana Ci przejdzie.