Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 22 listopada 2011, 11:11

The Elder Scrolls V: Skyrim - recenzja - mamy grę roku?

The Elder Scrolls V: Skyrim uderzył mocno i na tyle skutecznie, że straciliśmy dla niego głowy. Czy nowy produkt Bethesdy jest murowanym kandydatem do tytułu gry roku? Na to pytanie odpowiadamy w recenzji.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  • świetnie zaprojektowany, obszerny świat z pięknymi lokacjami;
  • klimat, klimat i jeszcze raz klimat;
  • stopień immersji nieosiągalny dla innych tytułów;
  • ogromna swoboda działania;
  • questy losowe, stanowiące doskonałe uzupełnienie zwykłych zadań;
  • świetne misje Gildii Złodziei i Mrocznego Bractwa;
  • usprawniony w stosunku do Obliviona system rozwoju postaci;
  • dobrze zrealizowana walka w czasie rzeczywistym;
  • oprawa audio ze wskazaniem na muzykę.
MINUSY:
  • fabuła, dialogi;
  • rozczarowujące smoki;
  • wymagające poprawek błędy techniczne.

Nie jestem zaślepionym miłośnikiem Morrowinda, ale podzielam zdanie wielu fanów serii The Elder Scrolls, którzy twierdzą, że Oblivion Bethesdzie nie wyszedł. Masa niepotrzebnych uproszczeń i kiepskie rozwiązania koncepcyjne sprawiły, że o tej grze zacząłem myśleć dobrze dopiero po zainstalowaniu kilku amatorskich modyfikacji. Niedopracowana „czwórka” miała oczywiście wpływ na podejście do kolejnych dokonań Todda Howarda i spółki. Przyznaję się bez bicia – po Skyrimie nie oczekiwałem żadnych cudów, byłem wręcz przekonany, że jego twórcy wysmażą kolejny produkt z cyklu „bez modów nie podchodź”. Jak się jednak okazało, moje obawy nie znalazły potwierdzenia w rzeczywistości. Choć piąta odsłona sagi The Elder Scrolls nie jest pozbawiona wad i tak jest to jeden z najlepszych erpegów ostatnich lat oraz najpoważniejszy kandydat do tytułu gry roku 2011. Dlaczego?

Powodów jest kilka, a pierwszym z nich jest przedstawiony w grze świat. Wizyta w słynącej z surowej aury prowincji to absolutnie fantastyczne doświadczenie. Choć powszechnie wiadomo, czego można spodziewać się po skutej lodem krainie, projektanci pamiętali, że największym wrogiem dobrej zabawy jest monotonia – w rezultacie, mimo iż otulone białym puchem tereny faktycznie przeważają, to jednak nie brakuje również innych, odmiennych wyglądem lokacji. Pokłony twórcom należą się także za kapitalne miejscówki. Posępny klasztor na szczycie Gardła Świata to widok, którego nigdy nie zapomnicie, podobnie zresztą jak tonącego w obfitych opadach śniegu monumentalnego pomnika Azury. Każdy amator eksploracji, który lubi czerpać przyjemność ze zwiedzania świata, nie będzie nowym produktem Bethesdy zawiedziony. Dla samej możliwości podziwiania wirtualnych landszaftów warto pomyśleć o kupnie tej gry.

Powód drugi to klimat. Skyrim to kraina Nordów, mężów odważnych, zahartowanych w boju, którzy siłą wydzierają niegościnnej ziemi swoje miejsce do życia. Twardy charakter ludzi z Północy został oddany po prostu perfekcyjnie, w wyniku czego obcowanie z nimi dodaje grze specyficznego uroku. Wpływ na kapitalną atmosferę mają także nowe lub dawno niewidziane stwory, które zasiliły bestiariusz. Najznamienitszymi reprezentantami tej pierwszej grupy są oczywiście smoki, które już na początku przygody robią piorunujące wrażenie. Powracający wrogowie to np. giganci, ostatnio obecni w Daggerfallu. Opiekujące się mamutami olbrzymy budzą swoją posturą tak wielki respekt, że przez długi czas mimowolnie omija się je szerokim łukiem, całkiem słusznie zresztą.

Ostatnim czynnikiem decydującym o nieziemskim klimacie Skyrima jest pogoda. Gdy w trakcie wędrówki napotykamy burzę śnieżną i nagle widoczność zostaje ograniczona do kilkudziesięciu metrów, ciarki przechodzą po plecach. Kiedy zaś na nocnym niebie pojawia się zorza polarna, natychmiast zatrzymujemy się, by podziwiać fantastyczny widok. Nie ma żadnej przesady w stwierdzeniu, że w kwestii kreowania nastroju ludzie z Bethesdy przeszli samych siebie i powyższe przykłady są tego najlepszym dowodem.

Zdaniem Verminusa: Ja na razie nie chcę grać w nic innego. Ilość kombinacji w rozwoju postaci, obranej kolejności zwiedzania świata czy odkrywania urokliwych miejscówek jest poza zasięgiem większości gier. Skyrim wciąga jak bagno! Moja ocena: 10/10.

Na plus można zaliczyć nie tylko ogólną otoczkę, ale również mechanikę rozgrywki. Tutaj na plan pierwszy wysuwa się szeroko rozumiana swoboda działań. Serię The Elder Scrolls od dawna kocham przede wszystkim za to, że po obowiązkowym prologu mogę kompletnie zignorować kolejny punkt zadania głównego, obrócić się na pięcie i iść tam, gdzie mnie oczy poniosą. Skyrim nie jest pod tym względem wyjątkiem. To ogromny teren do zwiedzania, mnóstwo stworów do ubicia, rozmaite aktywności dodatkowe (kowalstwo, alchemia, zaklinanie przedmiotów, a nawet tak przyziemne, typowo Gothicowe rzeczy, jak praca w tartaku czy gotowanie), no i oczywiście cała masa zadań do wykonania – zarówno tych dużych, rozbudowanych, jak i tych mniejszych, losowych. Żeby ogarnąć z grubsza to wszystko, będziemy musieli poświęcić co najmniej sto godzin, a nie mówię wcale o dokładnym eksplorowaniu każdej jaskini czy grobowca, pochłaniającym zazwyczaj sporo czasu. Skyrim to bodaj najobszerniejsze RPG ostatnich lat, a fakt, że mamy pełną dowolność w jego smakowaniu, czyni go daniem absolutnie wyjątkowym.

Zdaniem Gambrinusa: Skyrim oferuje znacznie więcej niż jakiekolwiek wyreżyserowane, pompujące adrenalinę momenty w konkurencyjnych światach złożonych z ciągu prostych korytarzy. Tutaj każda wyprawa to osobna, zapadająca w pamięć historia. W krainie Skyrim trzeba zawsze uważać na pierwszy krok, bo gdzie nas nogi poniosą? Nie wiadomo. Moja ocena: 10/10.

Dużą zaletą gry jest też jasny i klarowny rozwój bohatera, który tradycyjnie został oparty na rzeczywistym treningu, a nie branych z kosmosu punktach doświadczenia. Budowanie postaci w Skyrimie uzależnione jest od tego, jak często i sprawnie korzystamy z dostępnych umiejętności. Jeśli zamierzamy poprawić blokowanie ciosów tarczą, to tej ostatniej musimy używać w starciach non stop. Analogicznie nie podszkolimy otwierania zamków wytrychem, jeżeli nie będziemy systematycznie przy nich dłubać. Ciągła praktyka czyni mistrza, a gdy w końcu doczekamy się awansu na wyższy poziom, możemy wybrać jedną z unikatowych cech, zwiększających w rozmaity sposób nasze zdolności. Co ważne, autorzy posiedzieli nad całym systemem, dzięki czemu udało się im zrobić krok naprzód w stosunku do Obliviona. Zniknęły niepotrzebne talenty, takie jak np. akrobatyka, inne zmodyfikowano lub dorzucono zupełnie nowe. Wprowadzenie perków wymusiło bardziej przemyślany rozwój postaci, zwłaszcza że bonusów nie otrzymujemy już z marszu jak w „czwórce” i trzeba dokonywać trudnych wyborów. Bohaterowie w Skyrimie nie są już tak uniwersalni jak w poprzednich odsłonach cyklu. Niby przy dużym samozaparciu nadal możemy wyszkolić każdą umiejętność na maksa, ale nie oznacza to, że dostaniemy wszystkie przypadające z tego tytułu profity.

Dopracowanie widać też w innych aspektach rozgrywki. Autorzy wzięli sobie do serca narzekania fanów dotyczące dopasowywania siły wrogów do naszej postaci i znacznie ulepszyli ten system. Teraz od początku zmagań spotykamy stwory, na które nie warto się porywać (wspomniane wcześniej mamuty czy giganty), ale odczuwamy też wyraźnie wzrost przewagi w walce przeciwko słabszym przeciwnikom. Żeby nie było zbyt łatwo, wśród każdej grupy wrogów na bieżąco pojawiają się coraz mocniejsze osobniki, więc nawet po kilkudziesięciu godzinach rozgrywki znajdzie się ktoś, kto będzie w stanie mocno nas pokiereszować. Ta zasada dotyczy niemal wszystkich rodzajów rywali – wyjątkiem są smoki i jest to, niestety, jedna z największych wad gry.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Co najbardziej interesuje cię w The Elder Scrolls V: Skyrim?

Eksploracja ogromnego świata.
53,5%
Główny wątek fabularny.
14,2%
Questy poboczne.
7,9%
Nie interesuje mnie Skyrim.
24,4%
Zobacz inne ankiety
Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

Draugnimir Ekspert 25 marca 2016

(PC) The Elder Scrolls to jedna z moich ukochanych serii gier, ale przy Skyrimie miłość do niej trochę zardzewiała. Owszem, badanie sekretów Tamriel znów skradło mi setki godzin i bawiłem się przez ten czas znakomicie, jednak chyba już jestem za stary, by w pełni doceniać to, co reprezentuje sobą dziś The Elder Scrolls. W piątej części seria stała się zbyt sandboksowa, zbyt casualowa i zbyt konsolowa. Prowincja Skyrim zachwyca klimatem, ale to już nie jest ten nieprzyjazny świat, w którym trzeba się odnaleźć na własną rękę, za który pokochałem Morrowinda. Choć i tak wypada lepiej niż w Oblivionie.

8.5

eJay Ekspert 4 grudnia 2011

(PC) Skyrim to nie tylko ciekawa fabuła i mnóstwo questów do wykonania. To przede wszystkim ogromny, przykryty śniegiem i obity chłodem świat, w który można uwierzyć.

10
Recenzja gry The Thaumaturge. Urzeka polskością, nuży gameplayem
Recenzja gry The Thaumaturge. Urzeka polskością, nuży gameplayem

Recenzja gry

The Thaumaturge ma niespecjalnie zajmujący gameplay, a wyglądem momentami przypomina pierwszego Wiedźmina, jednak pod tą warstwą kryje się naprawdę przyjemna gra, oferująca wiele smaczków i wyróżniająca się ciekawą fabułą.

Recenzja gry Final Fantasy VII Rebirth. Wielka, piękna, bezkompromisowa
Recenzja gry Final Fantasy VII Rebirth. Wielka, piękna, bezkompromisowa

Recenzja gry

Reguły zawsze były oczywiste – gry są albo krótkie i intensywne, albo długie i powtarzalne. Prosta zasada. Jednak Final Fantasy VII Rebirth przy całym swoim ogromie potrafi jakimś cudem zaskakiwać, angażować i ani myśli zwalniać przez dziesiątki godzin.

Recenzja gry Banishers: Ghosts of New Eden. Ni śmierć, ni budżet nie powstrzyma zakochanych
Recenzja gry Banishers: Ghosts of New Eden. Ni śmierć, ni budżet nie powstrzyma zakochanych

Recenzja gry

Sześć lat po wydaniu średniego Vampyra twórcy Life Is Strange znów celują w gatunek RPG. Tym razem poszło im znacznie lepiej. Banishers: Ghosts of New Eden udanie łączy rozgrywkę a la God of War z klimatem, jakiego nie powstydziłby się Wiedźmin.