Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 13 stycznia 2010, 11:26

autor: Marcin Łukański

Army of Two: The 40th Day - recenzja gry

Pierwsza część Army of Two dawała frajdę głównie podczas kooperacji z drugim graczem. Sequel pozwala dobrze bawić się również w pojedynkę, gdy za towarzysza broni mamy sztuczną inteligencję.

Recenzja powstała na bazie wersji X360. Dotyczy również wersji PS3

Jest ich dwóch. Znani są z ciętego języka. Mają śmieszne maski oraz cały arsenał niebezpiecznych zabawek. Army of Two powraca. I to w całkiem niezłym stylu.

Nie ma co ukrywać, że pierwsza część przygód Salema i Riosa nie została przyjęta zbyt ciepło. Na szczęście producent wyciągnął odpowiednie wnioski i przygotował grę o wiele bardziej dopracowaną, znacznie efektowniejszą i – co najważniejsze – sprawiającą frajdę nie tylko w trybie współpracy. W stosunku do pierwszej części misje są o wiele ciekawsze, system współpracy bardziej urozmaicony, a sztuczna inteligencja wirtualnego kompana ulepszona.

W Army of Two: The 40th Day główni bohaterowie mają nie lada problem. Lądują bowiem w samym centrum rozpadającego się Szanghaju. Prosta i dobrze płatna misja, na którą zostali wysłani, przeradza się w prawdziwe piekło. Ktoś zorganizował masowy atak na miasto i doprowadził do sytuacji rodem z filmu 2012. Wysadzane budynki rozpadają się, lecące z nieba rakiety niszczą wieżowce, spadają samoloty, na ulicach wybuchają pożary i wszędzie panuje totalny chaos. W epicentrum tego ognistego kotła znajduje się dwóch dzielnych najemników, a cel ich prostej misji zostaje zmieniony. Muszą odkryć, kto stoi za niemal całkowitym zniszczeniem Szanghaju.

Dwuosobowa armia powraca w efektowny sposób.

W tym właśnie miejscu do akcji wkracza gracz (tudzież dwóch graczy). Wcielając się w jednego z najemników, musimy przebrnąć przez siedem rozdziałów i doprowadzić do unicestwienia przyjemniaczka stojącego za sabotażem całego miasta. Owe siedem rozdziałów jest po brzegi wypełnione efektowną akcją. Każda z misji to prawdziwy pokaz fajerwerków, który jest świetnie przemyślany i w ogóle się nie nudzi. To kwintesencja dynamicznej akcji, niepozwalającej nawet na krótką chwilę wytchnienia. Salem i Rios co rusz pakują się w coraz większe kłopoty, a walące się (dosłownie) naokoło nich miasto potęguję dynamikę zabawy. Producentowi udało się pokazać zagładę Szanghaju w sposób niezwykle przyciągający uwagę.

Niestety poszczególne rozdziały są dość krótkie i aby ukończyć grę, wystarczy około pięciu godzin. Co prawda jest to czas spędzony w nieustannym napięciu, jednak na końcu zabawy pozostaje dość silne uczucie niedosytu. Dodatkowo wszystkie misje są bardzo liniowe i cały czas jesteśmy prowadzeni za rączkę jedyną słuszną drogą. Nie sposób się zgubić, bo do miejsc, do których nie powinniśmy wejść, po prostu nie możemy się dostać.

Podstawowy system rozgrywki nie uległ rewolucyjnym zmianom. Pojawia się jednak kilka ciekawych innowacji, które powodują, że gra momentami przyjemnie zaskakuje i nie jest monotonna. Podobnie jak w pierwszej części cały czas (z drobnymi wyjątkami wynikającymi z konstrukcji fabuły) podróżujemy razem z naszym kompanem. Tak samo jak poprzednio znajdziemy tutaj system aggro, który również nie uległ zmianom. Znajdziemy też znajome sceny, w których Rios i Salem stoją plecami do siebie i ostrzeliwują się naokoło. I to właściwie tyle podobieństw.

Na szczęście producent postarał się i urozmaicił zabawę, dodając kilka nowych elementów. Na przykład Rios i Salem mogą teraz udawać poddanie się. Najemnicy unoszą ręce i klękają, sygnalizując chęć złożenia broni. Przeciwnicy zaczynają się wtedy powoli zbliżać, a my w każdej chwili możemy szybko wyciągnąć zza pazuchy jakąś pukawkę i korzystając ze spowolnienia czasu wystrzelać nieprzyjaciół. Można tę umiejętność zastosować na dwa sposoby. Albo najemnicy razem markują poddanie się, albo robi to tylko jeden z nich, a drugi zachodzi przeciwników z flanki i strzela jak do kaczek. Całość została bardzo sprytnie pomyślana i powoduje, że po zlikwidowaniu w ten sposób oddziału przeciwników na naszej twarzy pojawia się mimowolny uśmiech.

Rozbudowany został również system GPS, który teraz pozwala oznaczać przeciwników dla naszego kompana. Dzięki temu, niezależnie od tego, gdzie znajdują się „otagowani” wrogowie, każdy z graczy ich widzi. Funkcja ta umożliwia budowanie bardziej zaawansowanych taktycznie akcje i bardzo dobrze sprawdza się w praktyce.

Zabić czy tylko związać? W grze istnieje system wyborów moralnych,choć nie jest zbyt rozbudowany.

W grze funkcjonuje również swoisty system wyborów moralnych. Co pewien czas zdarzają się sytuacje, w których musimy podjąć kluczowe decyzje: czy zastrzelić strażnika i zabrać broń z depozytu, czy zdradzić kogoś dla pieniędzy etc. Dodatkowo w czasie zabawy natrafiamy na zakładników, których możemy uwolnić lub zostawić na pastwę losu. Często też możemy naszych przeciwników po prostu związać lub zamordować z zimną krwią. Każda z tych decyzji zwiększa lub zmniejsza nasz współczynnik moralności, co samo w sobie jest całkiem ciekawym urozmaiceniem, ale niestety tylko nim. Pomysł nie został według mnie należycie wykorzystany i nasze wybory mają głównie wpływ na to, czy w danym momencie dostaniemy pieniądze, broń, czy może nic z tych rzeczy. To troszkę za mało i po pewnym czasie tak naprawdę przestajemy zwracać uwagę na fakt, czy nasze działania są dobre, czy też naganne.

Jeśli już mowa o broni, to warto zwrócić uwagę na możliwość kupowania ulepszeń. Oczywiście coś takiego występowało i w pierwszej części gry, ale tutaj opcja ta została rozbudowana. Możemy nabyć znacznie więcej, a to co kupimy ma większy wpływ na samą rozgrywkę. Zwiększymy nie tylko moc broni, pojemność magazynka, siłę aggro, ale również wpływamy na przykład na rodzaj ataków w czasie walki wręcz.

Producent chwalił się przed premierą, że znacznie ulepszona zostanie sztuczna inteligencja naszego kompana oraz przeciwników. O ile u naszego towarzysza faktycznie można zauważyć pozytywne zmiany, o tyle w przypadku naszych wrogów już nie bardzo. Oponenci potrafią zachowywać się wyjątkowo głupio i często zdarza się, że po prostu wybiegają nam przed lufę. Ponadto, gdy ustawimy się w odpowiednim miejscu, możemy po kolei zdejmować przeciwników pakujących się bezmyślnie na pole walki. Jak łatwo się domyślić stopień trudności gry w późniejszych etapach nie wynika z wysublimowanych taktyk stosowanych przez wrogów, lecz z ich rosnącej liczebności.

Na szczęście we wspomnianym już zachowaniu partnera widać poprawę. Co prawda zdarzają się sytuacje, w których zupełnie bezsensownie ginie, lub – zamiast nas uleczyć – ciągnie w bliżej nieokreślone miejsce, ale bardzo często można polegać na jego umiejętnościach. Nie tylko potrafi dostosować się do naszych działań (np. gdy wyjmiemy karabin snajperski i wycelujemy w przeciwnika, on również wyciągnie taką broń, ale namierzy innego wroga), co niejednokrotnie ratuje nas z prawdziwych tarapatów. Nie zmienia to jednak faktu, że gra sprawia najwięcej frajdy w kooperacji. Ze znajomym możemy bawić się zarówno przez sieć, jak i w trybie split screen. Cała gra jest wprost wypełniona sytuacjami, w których wymagane jest współdziałanie dwóch osób i chociaż sztuczna inteligencja wirtualnego towarzysza sprawdza się całkiem dobrze, to jednak walka u boku żywej osoby jest nieporównywalnie ciekawsza.

W grze korzystamy z kilku nowych trików.Tutaj Salem udaje, że się poddaje. Sprytne.

Oprawa graficzna drugiej części Army of Two jest nie tyle lepsza od tej z pierwszej odsłony, co zaprezentowana w bardziej interesujący sposób. Poszczególne lokacje mogą pochwalić się nie tylko różnorodnym wykonaniem, ale również urozmaiconą kolorystyką. Pełne kontrastów barwy z początku gry przeradzają się powoli w niemal czarno-białe, spopielone otocznie, aby na końcu zaatakować gwałtowną i wyrazistą czerwienią. Wykonanie pod względem technologicznym nie stoi na najwyższym możliwym poziomie, ale pod względem artystycznym broni się całkiem nieźle.

Szczerze mówiąc, po dość średnim Army of Two nie spodziewałem się wiele po drugiej części gry. Ku memu zdziwieniu otrzymaliśmy produkcję naprawdę dobrą, efektowną i urozmaiconą. Co więcej, z Army of Two: The 40th Day można miło spędzić czas, nawet grając samemu. Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli mamy możliwość zaproszenia do gry znajomego, to przygody Salema i Riosa powinniśmy ukończyć właśnie w trybie kooperacji. Dobra zabawa gwarantowana.

Marcin „Del” Łukański

PLUSY:

  • bardziej rozbudowane elementy współpracy;
  • efektowna, dynamiczna i szybka akcja;
  • ulepszona SI wirtualnego towarzysza.

MINUSY:

  • krótka i liniowa rozgrywka;
  • słaba SI przeciwników;
  • niewykorzystany w pełni system wyborów moralnych.
Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

AntaresHellscream Ekspert 26 kwietnia 2014

(PSP) Najemnicy Salem i Rios przypuścili atak na ekrany PSP . Zobaczmy czy ich desant zakończył się powodzeniem…

5.0
Army of Two: The 40th Day - recenzja gry
Army of Two: The 40th Day - recenzja gry

Recenzja gry

Pierwsza część Army of Two dawała frajdę głównie podczas kooperacji z drugim graczem. Sequel pozwala dobrze bawić się również w pojedynkę, gdy za towarzysza broni mamy sztuczną inteligencję.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.