Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 9 marca 2009, 14:22

autor: Adam Kaczmarek

Dark Sector - recenzja gry na PC

Dark Sector pojawił się na konsolach blisko rok temu. Premierę wersji na komputery osobiste można więc uznać za niespodziankę. Czy warto wcielić się ponownie w Haydena Tenno?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Dark Sector na PC? Toż to zaskoczenie! Blisko rok od premiery wersji konsolowej ludzie z Digital Extremes postanowili podzielić się swoją pracą z właścicielami komputerów osobistych. Czy konwersja tytułu, który nie osiągnął sukcesu, jest aktem desperacji, czy może przemyślanym krokiem ku zagarnięciu części maniaków klawiatury i myszy? Podejrzewam, że ani jedno, ani drugie. Dark Sector nie jest pozycją, której warto budować ołtarzyk.

Fabuła rozgrywki koncentruje się wokół misji Haydena Tenno, który wyrusza do postsowieckiego miasteczka w celu pojmania groźnego terrorysty. Ów czarny charakter grozi rozsianiem wyjątkowo paskudnego wirusa. W trakcie akcji bohater zostaje ranny, a następnie poddany mutacji przez tajemniczego Mezgera. Rezultatem wypadku jest wyrastające z prawej dłoni Haydena ostrze-bumerang, którym może szlachtować wrogów, odcinać kończyny czy zdobywać przedmioty na odległość (m.in. broń i amunicję). Ażeby było jeszcze ciekawiej, w trakcie rozgrywki bohater zyskuje coraz lepsze umiejętności bojowe, pozwalające efektywniej wykańczać grupy przeciwników. Mutacja ma również swoje słabe strony. Wyszkolony agent nie może korzystać dłużej ze zdobytej broni z zainstalowanym chipem, a jedynie obsługiwać pukawki zakupione u handlarza.

Główny bohater prezentuje się nieźletylko do momentu, kiedy zdejmie maskę.

Po obejrzeniu zakończenia Dark Sector złapałem się za głowę. Nie dlatego, że było rozczarowujące. Było konsekwentne i doskonale podsumowujące fabułę, jaką zmajstrowali spece z Digital Extremes. Przypomnę, że według pierwotnych planów akcja gry miała toczyć się w kosmosie. Po kilku miesiącach autorzy doszli do wniosku, że przeniosą historię do wschodniej Europy. Czy zmiana klimatu wyszła grze na dobre? Bynajmniej. Hayden Tenno charyzmą dorównuje tylko kultowemu Michaelowi Dudikoffowi z ery filmów na VHS. Nie bójmy się określić go mianem kloca drewna – choć, dopóki nie zdejmie maski, wszystko jest jeszcze do przyjęcia. A jak wygląda przebieg historii? Bohater włóczy się po ulicach nadmorskich miasteczek i spotyka kolejne postacie próbujące w przerywnikach dogłębnie omówić sytuację. Problem leży w tragicznie napisanych dialogach. Tenno oraz wyskakujący jak króliki z kapelusza drugorzędni herosi nie zadają sobie trudu, aby przeprowadzić owocną rozmowę. Ponadto gracz nic nie wie o przeszłości protagonisty. Skąd zna tych ludzi, skąd zna Mezgera, co doprowadziło do mutacji… Nic. Użytkownik musi dopowiedzieć sobie resztę, aby fabuła miała jakiekolwiek sens. Zakończenie w stylu (bez spojlerów) „zabili go i uciekł” trafnie wpisuje się w ten schemat.

Pomijając fakt, że rozwiązanie fabularne nie jest warte przejścia wszystkich 10 rozdziałów, to początek nie zwiastuje tragicznego ciągu przyczynowo-skutkowego poczynań Haydena. Czarno-biały filtr widoczny na ekranie buduje jakąś tam otoczkę tajemnicy, co nawet wciąga. Niestety, po uzyskaniu ostrza rozgrywka staje się monotonna i nudna, a to już fajne nie jest. Owszem, zabawa odcinającym głowy, ramiona i nogi bumerangiem daje sporo satysfakcji, ale tylko przez 3-4 godziny rozgrywki. W dalszych etapach DS nieudolnie naśladuje Gears of War, aplikując przy tym zdecydowanie za mało epickości. Walki toczą się w ciasnych uliczkach i korytarzach, a brak efekciarskich wstawek odziera grę z wyrazu. Kolejne starcia polegają bowiem na znalezieniu osłony, a następnie regularnym wychylaniu się i rzucaniu ostrzem, pozbawiając przy tym wroga kończyn. Nijak nie przydaje się zmiana taktyki, gdyż ta jest skuteczna w 95% przypadków.

Niewiele lepiej prezentują się przeciwnicy. Żołnierze z karabinami i tarczami, zombie, mutanty, jakieś niewidzialne stworki – to w zasadzie wszystko, nie licząc kilku bossów, których przejście to kaszka z mleczkiem. Powtarzalność grup wyskakujących na Haydena kłuje w oczy. Przydałby się większy wachlarz oponentów i bardziej urozmaicone ataki z ich strony. Dość standardowo twórcy potraktowali również broń. Nie ma tu nic nadzwyczajnego, ot kilka kałachów, pistolety i shotguny. Jedynym ciekawszym pomysłem jest możliwość zwiększenia parametrów posiadanej pukawki u handlarza poprzez aplikację zdobytego wcześniej ulepszenia. Niezłe rozwiązanie, wpływające na poziom trudności rozgrywki. Handlarza spotykamy w kanałach raz na jakiś czas, a dzięki zgarniętym z ulicy rublom możemy dokonać zakupu lepszego oręża.

Model walki cierpi na syndrom maksymalnego lenistwa deweloperów. Hayden wymachuje ostrzem bez ładu i składu, w mocno ograniczonym zakresie. Sytuację odrobinę ratują bardzo brutalne i krwawe wykończenia. Wykonanie ich nie stanowi żadnego problemu, gdyż sztuczna inteligencja wrogów stoi na wyjątkowo żenującym poziomie. Mutanty i żołnierze nie kwapią się do śmielszych ataków, stoją jak wryci, a ruszają się właściwie tylko wycofując się z zajmowanych pozycji. Większych atrakcji pomiędzy starciami nie odnotowałem. Co prawda, w kilku miejscach zaaplikowano zagadki logiczne, ale rozwiązuje się je w okamgnieniu. Większość z nich opiera się na schemacie „znajdź źródło energii i otwórz drzwi lub spal organiczną barierę”. Nic specjalnego, ale jakieś urozmaicenie to jest.

Używanie niewidzialności umożliwia Haydenowiprzedarcie się przez pokoje z kamerami ochrony.

Technologicznie Dark Sector nie wyróżnia się na tle konkurencji. Rok temu nie szokował – nie zaskakuje również i teraz. Niektóre poziomy są skonstruowane nieciekawie. Denerwujące są zwłaszcza liczne uproszczenia w kwestii uszczegóławiania krajobrazu. Twórcy doszli do wniosku, że kilka, tworzących dany etap, ulic na krzyż nie potrzebuje zbyt wielkiej liczby detali, aby podkreślić wschodnioeuropejski klimat lokacji. Co rusz spotykamy więc te same śmietniki, worki, plakaty, reklamy, zdezelowane wozy, a nawet kwietniki. Zdecydowanie najlepiej z całej gamy obiektów prezentują się postacie – pokryte dobrymi teksturami, ładnie oświetlone, ale z kiepską mimiką. Niezgorzej wypada udźwiękowienie. Głos bohaterom podkładają nie do końca anonimowe twarze kina i telewizji – Michael Rosenbaum (Tajemnice Smallville) oraz Jurgen Prochnow (Das Boot). Na dokładkę słyszymy również Dwighta Schultza (Murdock z Drużyny A). Aż żal, że tak niezły dobór wokali został zmarnowany w żenujących dialogach. Muzyka przygrywająca w trakcie wyrzynania wrogów to dzieło mało znanego Keitha Powera. Facet odwalił naprawdę niezłą robotę, wprowadzając w aurę tajemniczości odrobinę ambientu i elektroniki.

Podsumowując, Dark Sector to zwykły przeciętniak, którego elementy składowe zostały wykonane niedokładnie albo po prostu słabo. Przejście 10 rozdziałów nie zajmuje zbyt wiele czasu. Ponadto oprawa graficzna nie oszałamia jakością i wyglądem. Dziełu Digital Extremes wyraźnie brakuje „jaj”, gdyż swoje najlepsze pomysły tak naprawdę kopiuje ze sprawdzonych wzorców. Dla zdruzgotanych optymalizacją GTA IV na PC mam jednak dobrą wiadomość. Konwersja jest wykonana należycie i działa bez zarzutów. Pytanie brzmi: po co PeCetowi tak słaby tytuł? Szczególnie, kiedy obok na sklepowej półce stoi Gears of War w podobnej cenie.

Adam „eJay” Kaczmarek

PLUSY:

  • zabawa z ostrzem-bumerangiem;
  • niezła muzyka;
  • wygląd postaci;
  • poprawna, dobrze zoptymalizowana konwersja na PC.

MINUSY:

  • tragiczna, mało interesująca fabuła;
  • kiepski główny bohater;
  • monotonia kolejnych walk;
  • sztuczna inteligencja przeciwników;
  • słabo wykonane lokacje, powtarzalne detale i obiekty.
Dark Sector - recenzja gry na PC
Dark Sector - recenzja gry na PC

Recenzja gry

Dark Sector pojawił się na konsolach blisko rok temu. Premierę wersji na komputery osobiste można więc uznać za niespodziankę. Czy warto wcielić się ponownie w Haydena Tenno?

Dark Sector - recenzja gry
Dark Sector - recenzja gry

Recenzja gry

Zaprezentowany kilka lat temu zwiastun, pokazujący przemykającą mrocznymi korytarzami statku kosmicznego postać w futurystycznym skafandrze, pobudził wyobraźnię i sprawił, że u wielu graczy program znalazł się na liście najbardziej oczekiwanych tytułów.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.