Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 26 września 2007, 14:13

autor: Bartosz Sidzina

TMNT - Wojownicze Żółwie Ninja - recenzja gry

TMNT to produkt grywalny i całkiem udany, jednak stanowi zabawę na góra dwie, trzy godziny. Wciąż powtarzany schemat, brak rozbudowanego systemu walk oraz niski poziom trudności powoduje, że gra bardzo szybko się nudzi.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Ostatnimi czasy reżyserzy filmowi zaczęli reaktywować stare hiciory. I to w dodatku hiciory, które będąc małym szkrabem oglądałem z rozdziawioną gębą na dobranockę. Poniekąd fajna sprawa, bo technika poszła mocno do przodu i dzięki temu film mimo kiepskiej fabuły może przyciągnąć efektami specjalnymi, które jak np. w przypadku Transformers naprawdę miażdżą, jednak fabuła wymyślona na siłę już nie bardzo cieszy się uznaniem. Bajek, które tak namiętnie oglądałem, było sporo: X-Men, Spider-Man, Batman, lecz żadna z nich nie równała się z Wojowniczymi Żółwiami Ńinja. Leonardo, Raphael, Donatello i Michaelangelo.

Pierwszy komiks z udziałem tych niezwykłych bohaterów ujrzał światło dzienne w 1984 roku, a później stworzono jeszcze m.in. dwa seriale animowane oraz cztery filmy pełnometrażowe, z czego jeden właśnie wchodzi na ekrany kin. Co prawda nie miałem jeszcze okazji go obejrzeć (co z pewnością nadrobię w najbliższym czasie), ale trafił mi się zaszczyt zagrania w grę stworzoną właśnie na jego podstawie. Gra miała swoją premierę w marcu bieżącego roku, lecz do Europy zawitała dopiero teraz. Żerując na premierze kinowej programiści po raz kolejny próbują zarobić na piwo i waciki sięgając do naszych kieszeni. Kolejny wyzysk graczy i fanów żółwi? Totalna kicha, jak w przypadku Transformers: The Game, czy może produkt godny polecenia? Czytajcie dalej.

Już nie robią takich budynków jak kiedyś...

Cztery żółwie zabłądziły. Każdy z nich postanowił ruszyć własną drogą. Leonardo z polecenia mistrza Splintera wyruszył do Ameryki Południowej na poszukiwania cennego medalionu posiadającego ogromną moc, kiedy w tym samym czasie Raphael przywdziewa kostium Nocnego Strażnika wymierzając sprawiedliwość opryszkom i złoczyńcom na ulicach miasta. Pozostała dwójka – Mike oraz Donatello zakładają własny biznes organizując przyjęcia dla dzieci. Pewnego dnia cała rodzina spotyka się znów w komplecie. Muszą stawić czoła przeciwnościom losu, by uratować rodzinne więzi i pokonać największych rywali. Mowa tu oczywiście nie tylko o samym Shredderze, ale także o tajemniczym miliarderze, który zdaje się być powiązany z Klanem Stopy... Szykuje się afera na wielką skalę. Co to takiego, już Wam niestety nie mogę zdradzić, musicie chwytać za kontrolery i dowiedzieć się sami. Fabuła przedstawiona jest w grze w formie wspomnień. Już jako pogodzona i silna rodzina, żółwie opowiadają Splinterowi o swoich postępkach. Przed każdą z misji historia zostaje pchnięta nieco do przodu (w formie komiksu), a kolejny jej kawałek rozgrywamy my sami. Generalnie rzecz biorąc, jeśli pozbieramy wszystkie levele do kupy i połączymy je z „odprawami” misji, otrzymamy spójną całość.

Jak wygląda rozgrywka? Po rozpoczęciu każdego poziomu na ekranie pojawiają się cyfry odliczające sekundy do startu, co nadaje grze posmak wyścigu. Na początku myślałem, że czas gra pierwsze skrzypce i jeśli się nie pośpieszę, będę musiał przechodzić level od nowa. Jednak okazało się, że podczas podsumowania danej misji podliczany jest właśnie czas, w jakim ukończyliśmy poziom, oraz kilka innych współczynników, takich jak walka z przeciwnikiem (im mniej ciosów przyjęliśmy tym pasek wyższy), liczba zebranych monet porozrzucanych po planszy, a także efektywność wykonania specjalnych rodzinnych ataków/ruchów. Za całokształt przydzielony zostaje nam medal. W zależności od jego stopnia, odblokowywana jest runda dodatkowa, tzw. wyzwanie oraz otrzymujemy punkty w postaci żółwich skorupek. Te z kolei możemy wykorzystać, do zakupienia bonusów (grafik i filmów itp.).

W grze dostępnych jest 16 misji, z czego by osiągnąć 100% postępu, musimy całość przejść ponownie. Dlaczego? Otóż dla hardkorowców i starych wyjadaczy przygotowane zostały alternatywne drogi oraz dodatkowe monety do zebrania.

Na pierwszy rzut oka, TMNT przypomina jakby trylogię Prince of Persia. Podobieństwo to polega na pokonywaniu przeszkód. Akrobacje, z jakimi przyjdzie się nam spotkać, to m.in. bieg po ścianie, odbijanie się od ścian w górę, huśtanie na drążkach, podwójne skoki czy chwytanie się półek. Ale wróćmy jeszcze do samej rozgrywki. Większa jej część to właśnie wspomniana akrobatyka, przepleciona z dość nudnymi pojedynkami. Natrafiając na jakieś większe pomieszczenie (hangar, parking itp.) możecie być pewni, że czeka Was walka z wrogiem.

Prawie jak Chuck Norris.

Przeciw komu walczymy? Jest kilka grup przeciwników, których spotkamy w zależności od lokalizacji. Są to m.in. milicjanci (misja Leonarda w Ameryce Południowej), Purpurowe Smoki, Czarne Aligatory (grupa maniaków elektroniki, rządzących kanałami) oraz wspomniany wcześniej Klan Stopy, występujący chyba w grze najczęściej. Oprócz nich, na końcu poszczególnych poziomów będą czekać na nas bossowie. Jest ich dokładnie piątka, a pokonanie ich nie należy do czynności trudnych, aczkolwiek trzeba poświęcić chwilkę na „rozkminienie” systemu.

Skoro już przy eksterminacji jesteśmy, warto wspomnieć „z czym to się je”. Otóż każdy z żółwi, jak każdy dobrze wie, posiada swoją unikalną broń. Leonardo ma katany, Raph dwa miecze sai, Mike nunchaku, a Donatello kij bo. Porównałem grę do PoP-a, ale nie myślcie, że spotkacie tu jakieś megawypasione kombosy czy akcje nie z tej ziemi. Każdy z bohaterów ma tylko jedno własne kombo oraz możliwość kopnięcia przeciwnika. Jest jeszcze pasek gniewu, który wypełnia się wraz z każdym kolejnym pokonanym przeciwnikiem, jednak po wypełnieniu nie daje on nic efektywnego poza szybkim wybiciem wroga. Sytuacja jest jednak nieco lepsza, jeśli możemy wykonywać ataki rodzinne. Wtedy to w zależności od aktualnie wybranej postaci, we współudziale jednego z braci, przeprowadzamy ataki specjalne. Są bardzo widowiskowe i w przypadku walki z bossami bardzo skuteczne.

Oprawa graficzna TMNT nie należy do mocnych. Oczywiście, jest przyjemna dla oka i całkiem ładnie wygląda, jednak przy dzisiejszych możliwościach technologicznych, grzechem było z nich nie skorzystać. Do odpalenia gry wystarczy słaby komputer uzbrojony w kartę graficzną wspierającą obsługę Pixel Shader 1.1 (GeForce 3 i wzwyż). Co więcej, gra wygląda niemal identycznie na każdej platformie, na jakiej została wydana (PC, X360, PS2, GC, Wii). O ile poszczególne elementy, takie jak modele postaci, zostały wykonane bardzo ładnie, o tyle np. samochód zaparkowany na parkingu, gdzie toczymy walkę, wygląda jak trapez równoramienny.

Muzyka w TMNT stoi na naprawdę przyzwoitym poziomie. Co więcej, autorzy gry zamiast iść na łatwiznę i wykorzystać pochodzące z filmu utwory, zainwestowali w zupełnie nową oprawę muzyczną. Jej przygotowaniem zajęli się Cris Velasco oraz Sascha Dikicyan. Ci utalentowani kompozytorzy dość mocno przysłużyli się branży gier, tworząc muzykę do takich produkcji jak Dark Messiah of Might and Magic czy Splinter Cell: Double Agent. W efekcie dostaliśmy połączenie muzyki poważnej z rockiem i elektronicznymi, nowoczesnymi brzmieniami. Taka ścieżka dźwiękowa świetnie współgra z akcją, w której dzielne Wojownicze Żółwie Ninja stawiają czoła hordom przeciwników. Jedyne, co mnie po pewnym czasie zaczęło irytować, to odzywki naszych bohaterów. Na początku zabawy teksty typu: „zajefaaajnieee”, „zarąbiścieee”, „normalnie wypaaas” nie przeszkadzają, jednak po godzinie ma się ochotę pogryźć głośniki.

Spadamy stąd? Spadamy!

Podsumowując, TMNT to produkt grywalny i całkiem udany, jednak stanowi zabawę na góra dwie, trzy godziny. Wciąż powtarzany schemat, brak rozbudowanego systemu walk oraz niski poziom trudności powoduje, że gra bardzo szybko się nudzi. Pomimo że autorzy przygotowali alternatywne drogi, o których wspominałem, wątpię, by komukolwiek chciało się przechodzić tytuł ponownie. Rozgrywka jest bardzo szybka, a jednocześnie banalna – rzadko kiedy zatrzymujemy się w miejscu, by pomyśleć, jak tu pokonać przeszkodę. Może gdyby wydawcy zamiast inwestować w odmienną, rozbudowaną ścieżkę dźwiękową, skupili się na samej rozgrywce, ocena byłby znacznie wyższa.

Bartosz „bartek” Sidzina

PLUSY:

  • szybka akcja;
  • dynamizm;
  • całkiem ciekawa historia;
  • muzyka.

MINUSY:

  • wciąż powtarzany schemat;
  • ubogi system walki;
  • w kółko powtarzane odzywki bohaterów;
  • szybko się nudzi;
  • grafika mogłaby być o niebo lepsza.
TMNT - Wojownicze Żółwie Ninja - recenzja gry
TMNT - Wojownicze Żółwie Ninja - recenzja gry

Recenzja gry

TMNT to produkt grywalny i całkiem udany, jednak stanowi zabawę na góra dwie, trzy godziny. Wciąż powtarzany schemat, brak rozbudowanego systemu walk oraz niski poziom trudności powoduje, że gra bardzo szybko się nudzi.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.