autor: Luc
Recenzja gry Dying Light: The Following - ostry skręt w kierunku Far Cry'a
Jedna z ciekawszych gier z zombiakami właśnie doczekała się pokaźnego rozszerzenia. The Following stara się nie tyle bazować na Dying Light, co popychać go w nowym kierunku, choć chwilami zapomina chyba o tym, że nie każda zmiana jest zmianą dobrą.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- ogromny nowy obszar do zwiedzania, duża swoboda;
- nie najgorszy główny wątek i mnóstwo ciekawych zadań pobocznych;
- wciąż świetna oprawa graficzna;
- sieczenie zombie mimo swej chaotyczności sprawia satysfakcję;
- poszerzony rozwój postaci;
- nowość w formie pojazdów...
- ...którymi nie zawsze da się odpowiednio dobrze poszaleć;
- zbyt mało parkouru;
- mimo ciekawej otoczki misje sprowadzają się do tego samego;
- nadal nie najlepiej zbalansowane psucie się broni, a także części samochodowych;
- rozgrywka staje się nocą dość uciążliwa z uwagi na otwartość terenu.
Aż chciałoby się powiedzieć: „Techland zombiakami stoi”. Najpierw mieliśmy Dead Island, później Dead Island: Riptide, a niedawno Dying Light, które zresztą swego czasu recenzowałem. Przy ostatniej pełnoprawnej produkcji polskiego studia z nieumarłymi w roli głównej bawiłem się całkiem nieźle i choć kilka decyzji twórców nie do końca przypadło mi do gustu, w ogólnym rozrachunku gra prezentowała się dobrze. System parkouru okazał się świetny, opcja rozwijania bohatera także nie budziła zastrzeżeń i pomimo swoich bolączek Dying Light niemal z miejsca stało się pozycją obowiązkową dla fanów zombiaków. Dodatek The Following stara się podążać tą samą ścieżką (gra słów jak najbardziej zamierzona!), ale robi to w sposób dość niespotykany we współczesnych produkcjach – zamiast rozwijać jedynie dotychczasowe rozwiązania, niektóre elementy wywraca wręcz do góry nogami, oferując rozgrywkę, jakiej do tej pory jeszcze nie widzieliśmy. Jak się to sprawdza?
Matka Cię utuli
Zanim zaczniemy analizować dokładniej, czy i komu takie posunięcie Techlandu przypadnie do gustu, kilka słów o tym, co w ogóle w The Following robimy. Ponownie wcielamy się w etatowego postapokaliptycznego bohatera, czyli Kyle’a Crane’a. Po uporaniu się z bandziorami Raisa i względnym okresie spokoju problemy w naszym przyczółku ocalałych powracają, niestety, ze zdwojoną siłą. Zapasy antyzymy, dzięki której „jakoś to wszystko działało”, zaczynają się z wolna kończyć, a to oznacza konieczność wybrania się w poszukiwaniu zamiennika. Na szczęście (lub nieszczęście) w tym samym czasie docierają do nas plotki na temat niejakiej Matki oraz wiernych jej Dzieci Słońca... całkowicie odpornych na ugryzienia zombie. Brzmi to nieprawdopodobnie, ale biorąc pod uwagę sytuację, Crane nie ma większego wyboru i wyrusza w podróż poza miasto w nadziei odnalezienia odpowiedzi i pomocy.
Zazwyczaj jest w okół nas mnóstwo wolnej, jasnej przestrzeni, ale pod koniec klimat staje się znacznie gęstszy i mroczniejszy.