Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 21 stycznia 2011, 09:10

autor: Jakub Wencel

Torchlight II - przed premierą

Po udanym Torchlight Runic Games uderza po raz kolejny z niezobowiązującą, dynamiczną grą hack’n’slash, nawiązującą do najlepszych tradycji gatunku. Czy tym razem ta produkcja ma szansę wskoczyć do pierwszej ligi.

Gdyby opisać językiem gier RPG drużynę, jaką tworzą deweloperzy ze studia Runic Games, to z pewnością uzyskalibyśmy garść statystyk, których raczej nie można się powstydzić. Szczególnie kiedy przejdziemy do kwestii doświadczenia – choć sama firma nie ma zbyt bogatego dorobku, to bynajmniej nie składa się z żółtodziobów. Jej członkowie pracowali wcześniej przy takich tytułach jak Hellgate: London, Fate czy przede wszystkim legendarne Diablo. Trudno o lepszą rekomendację dla twórców aspirujących do kontynuowania tradycji niezobowiązujących erpegów, mogących na pierwszy rzut oka poszczycić się rozpoznawalną etykietką hack’n’slasha.

I rzeczywiście – gdy przyszło co do czego, Runic Games stanęło na wysokości zadania. Wycieczka w głąb pełnych potworów, artefaktów i złych mocy podziemi, w jaką zabrali nas w wydanym w 2009 roku Torchlight, choć przebiegała raczej utartymi szlakami, zapewniała kilkanaście godzin dobrej zabawy. Tytuł ten okazał się na tyle dużym sukcesem, że zapowiedziano nie tylko jego kontynuację, ale zaczęto nawet przebąkiwać o powrocie do projektu Torchlight MMO, który tak naprawdę miał zostać stworzony w pierwszej kolejności. Na tę drugą produkcję będziemy musieli jeszcze trochę poczekać, a w międzyczasie Torchlight II trafi w niecierpliwe ręce graczy już późną wiosną.

Jakby wbrew hasłu „więcej tego samego” Runic Games pokusiło się o ciekawą i dość niekonwencjonalną innowację. Z trzech grywalnych klas (Alchemik, Niszczyciel, Pogromca) nie ostanie się żadna, a do dyspozycji dostaniemy zupełnie nowy zestaw postaci. Będzie ich cztery i póki co znamy szczegóły dotyczące dwóch z nich. Railman jest bohaterem niemalże wyjętym z cyberpunkowego uniwersum, wywodzącym się z mieszczańskiej klasy pracującej, który zdecydowanie najlepiej czuje się w starciu bezpośrednim. Z kolei atutem Outlandera jest szybkość i skuteczność w ataku na dystans (choć nie brakuje mu i wytrzymałości). Jak widać, mimo że twórcy starają się nieco przełamać schematy gatunku, to jednak nie należy spodziewać się, by rozgrywka jakąkolwiek z tych postaci nosiła szczególne znamiona oryginalności – Railman to bowiem zwykły wojownik, a Outlander będzie nieco podkręconym łowcą.

Akcja przeniesie się na powierzchnię.

Nie musi to być oczywiście wada – szczególnie, że Runic Games pozwala na swobodę w innym aspekcie. Mianowicie od stóp do głów określimy wygląd naszego bohatera, decydując o jego fryzurze, kolorze skóry i płci. Powróci znany z poprzedniej części system „przejścia na emeryturę”. Gdy nasz heros zdobędzie już satysfakcjonującą nas ilość doświadczenia i wzbogaci się o cenny ekwipunek, będziemy mogli odesłać go na zasłużony odpoczynek, przekazując jego rzeczy i umiejętności zupełnie nowej postaci.

Powrócą też znane z poprzedniej części zwierzęta, towarzyszące nam podczas rozgrywki. Do obecnych poprzednio psa i kota dołączy fretka, dostępna w pierwszym Torchlight wyłącznie jako bonus po zakupieniu edycji Encore. Podobnie jak bohaterowie mają one rozwijać się wraz z postępami w grze. Runic Games obiecuje dodatkowo, że będzie to jeden z elementów produkcji, który doczeka się konsekwentnego ubogacania po premierze podstawowej wersji tytułu. Możemy więc spodziewać się, że nasi herosi dostaną jeszcze kilku towarzyszy do swojej dyspozycji, a także, że ci obecni wcześniej zyskają garść nowych zdolności.

To, że wcielimy się w jedną z zupełnie nowego grona postaci, nie pozostanie bez wpływu na fabułę. Historia rozpocznie się, gdy nasz bohater stanie przed misją ocalenia świata przed dziesiątkującym rasę mistycznych Estherian tajemniczym złem. Podążając topem zaginionego Alchemika, który również podejmie się tego zadania, przemierzy kontynent Vilderan i przy wsparciu Syl, jednej z ostatnich pozostałych przy życiu estheriańskich Obrończyń, spróbuje dokończyć doniosłe dzieło przeciwnika.

Sama kampania dla pojedynczego gracza będzie przygodą na dużo większą skalę niż w pierwszej części. Przede wszystkim opuścimy w końcu duszne podziemia i staną przed nami otworem przestrzenie kontynentu Vilderan – wraz z jego miastami, wsiami, lasami i resztą zakamarków. Lokacje mają być generowane całkowicie losowo, w dodatku w sposób, który będzie sprawiał wrażenie, że zostały one starannie zaprojektowane. Runic Games zapowiada koniec z pustymi połaciami terenu i setkami błąkającymi się po nich bez celu potworów. Niejednokrotnie mamy być zaskoczeni niespodziewanym atakiem bestii i pomysłowym rozlokowaniem ich na poziomach. Świat gry będzie żył – obecny ma być cykl dnia i nocy, a także zmienne warunki pogodowe. W miastach spotkamy postacie, z którymi pohandlujemy i od których dostaniemy misje poboczne. Natkniemy się ponoć także na znajome twarze z poprzedniej części.

Jednym z założeń przyjętych przy produkcji sequela, było – jak twierdzą twórcy – uczynienie interfejsu na tyle intuicyjnym i wygodnym w obsłudze, że grę da się ukończyć „z jedną ręką związaną za plecami”. Ile w tym prawdy? Na pewno interfejs doczeka się gruntownego przebudowania. Znaczniki, informujące o stanie zdrowia i many, powędrowały poza główny pasek w dole ekranu, a dostęp do przedmiotów, z których korzystamy podczas rozgrywki, ma być dużo łatwiejszy. Twórcy niewątpliwie celują tym razem w bardziej mainstreamową grupę odbiorców (czego innym przykładem może być brak konieczności targania ze sobą specjalnych magicznych zwojów, by identyfikować przedmioty), ale nawet najwierniejsi miłośnicy gier hack’n’slash nie powinni obrazić się za te zmiany. Szczególnie, że ci niepozbawieni ambicji twórczych dostaną specjalną aplikację moderską TorchEd, dzięki której będą mogli przysłowiowymi „kilkoma kliknięciami myszką” stworzyć własne przygody.

Mapy będą generowane losowo, ale autorzy obiecują, że będąsprawiać wrażenie wcześniej zaprojektowanych.

Chyba największą innowacją Torchlight II będzie wprowadzenie trybu multiplayer. W kooperacji wspomoże się nawzajem od 2 do 4 graczy, czy to znajomych, czy skojarzonych za pomocą systemu wyszukującego towarzyszy do wspólnej rozgrywki, biorącego pod uwagę poziom doświadczenia wybranego herosa,. Zważywszy, że każdy z uczestników zabawy może mieć do dyspozycji jeszcze zwierzęcych pomocników, wygląda, że sieciowe potyczki w Torchlight wypadną naprawdę efektownie. Szczególnie, że rozwiązano jedną z większych bolączek tego typu tytułów – „podbieranie” sobie nawzajem przez graczy wypadających z martwych przeciwników przedmiotów. Będziemy mogli bowiem podnieść skarby z ciał tylko tych wrogów, których sami zabiliśmy albo przy zabiciu których uczestniczyliśmy w największym stopniu (przy małej różnicy lub w przypadku bossów łup będzie prawdopodobnie dzielony). Pojawi się także tryb PvP, ale jak twierdzą sami twórcy, należy go traktować raczej jako ciekawostkę, dzięki której da się sprawdzić, czy nasza postać jest silniejsza od postaci kolegi. Multiplayer ma być dostępny przez Internet i przez LAN.

Torchlight II zapowiada się na sequel, do którego na etapie suchych informacji nie da się przyczepić. Właściwie każdy element w porównaniu z wcześniejszą odsłoną został rozwinięty, poprawiony bądź wzbogacony, przy zachowaniu tego, co sprawdziło się w niej bezdyskusyjnie – doskonale konserwującej tytuł, bajkowej oprawy graficznej, samej konwencji niezobowiązującego hack’n’slasha i nawet tak żartobliwych elementów rozgrywki, jak pamiętne łowienie ryb. Choć zapowiadana na maj premiera gry z pewnością nie zawojuje nagłówków serwisów informacyjnych, to Runic Games profesjonalnym machnięciem ręki po raz kolejny bez problemu oczaruje spragnionych takiej rozgrywki fanów.

Jakub „Taven” Wencel

Torchlight II

Torchlight II