Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 14 lutego 2024, 13:50

autor: Adam Kusiak

„Przepraszam, że spuściłem na was nalot” to kwestia, której bardzo szybko nauczyłem się w Helldivers 2

O ile skala sukcesu gry Helldivers 2 jest pewnym zaskoczeniem, to w sumie wydaje się on dość logiczny – weterani Magicki potrafią robić co-op jak mało kto. Humor i friendly fire były zawsze wpisane mocno w DNA projektów szwedzkiego studia, ale dopiero porzucenie perspektywy „top down” z poprzednich gier zapewniło gigantyczny sukces.

Generalne założenia Helldivers nie zmieniły się od części pierwszej: dostajemy naszego żołnierza, statek-hub, latamy po planetach i z pomocą kolegów wybijamy robaki w imię demokracji. Jednak postawienie na perspektywę TPP (plus widok z pierwszej osoby przy celowaniu) diametralnie podkręciło to, jak odczuwamy chaos widoczny na ekranie. Nasze postacie grzęzną w błocie, kucają do przeładowania karabinu maszynowego, ogień z nalotów przesłania niebo – to jest imersja, której wcześniej mi bardzo brakowało. A jak starcia wyglądają w nocy we mgle? Bajka.

Stress test (gracza)

To, czego nie chciałem doświadczyć, to przeładowane serwery, na które trzeba się było dobijać, cisnąc ostro lewy przycisk myszy. Następnie czekała mnie walka z dołączeniem do sesji innego użytkownika. Kiedy już większość niedogodności została pokonana, dostałem na deser problem z odbieraniem po zakończeniu misji waluty, za którą można odblokowywać nowe zbroje, giwery i emotki. Dlaczego nikt nie zrobił porządnego stress testu przed premierą?

W przeciwieństwie do gier typu Vermintide, gdzie najlepsze doświadczenie to to, kiedy nikt nie polegnie w czasie przechodzenia całej mapy, co-op w Helldivers 2 działa bardziej na zasadzie „wskocz-wyskocz” i bierze pod uwagę, że zginiemy na wiele głupich sposobów. Oczywiście jest pewien próg, gdzie trzeba się spiąć, ale początkowo nie jest on szczególnie widoczny. W grze nie ma niestety botów AI, które zastąpiłyby nam żywych graczy, przy czym rozgrywkę z tzw. „randomami” oceniam dość pozytywnie. Klasycznie zdarzają się akcje, gdzie ekipa bardziej doświadczonych helldiverów ciągnie nas po całej mapie, żeby wykonać każde, nawet najmniejsze czy ukryte zadanie poboczne.

Komentuje Przemek „Łosiu” Bartula

Dwie rzeczy decydują w moim przypadku o zachwycie… tak, dosłownie, zachwycie nad Helldivers 2. Po pierwsze: to najlepszy klimat rodem ze Starship Troopers, jaki kojarzę w grach. Nie przypominam sobie, aby w innych produkcjach tego typu zabijanie robali było tak satysfakcjonujące i mięsiste, a w kilka grałem, począwszy od wydanego w 2000 roku Starship Troopers: Terran Ascendancy. Rzecz jasna, oficjalnie Helldivers 2 nie jest grą osadzoną w tym uniwersum, no ale wiecie jak jest.

Po drugie: rewelacyjnie wręcz zaprojektowany gameplay, sterowanie i interfejs. W większości gier potrafię znaleźć i wymienić te elementy rozgrywki, które psują mi immersję, bo zamiast walczyć z przeciwnikiem czy chłonąć fabułę, walczę ze źle zaprojektowaną mechaniką. Tymczasem Helldivers 2 porywa swoją płynnością. Zaczynasz grać i po chwili orientujesz się, że wszystko jest bezproblemowe, nieinwazyjne i nie wymaga irytującego wyrobienia sobie nowych nawyków. Wchodzisz w to jak w dobrze znoszone jeansy i po prostu czerpiesz 100% satysfakcji z tego, co dzieje się na ekranie. Wzór do naśladowania dla innych deweloperów.

Mapy, na których walczymy z robalami albo robotami w Helldivers 2, są proceduralnie generowane, przy czym liczba typów misji do wykonania jest dość spora – od prostego niszczenia gniazd po rzeczy tak nietypowe jak przeprowadzanie ewakuacji schronu pełnego cywili. Biorąc pod uwagę, że Helldivers 2 to produkt-usługa, z czasem zobaczymy zapewne jeszcze więcej zróżnicowanej zawartości; ja osobiście czekam na sterowanie mechami i czołgami.

Zapach napalmu o poranku

Helldivers 2 zachowało swoją flagową mechanikę z „jedynki”, czyli przyzywanie wsparcia przez stratgemy. Mamy tu widowiskowe ataki z orbity, stawianie pól minowych, zrzut skrzyni ze specjalną bronią i wiele innych opcji dla osób lubiących zapach napalmu o poranku. To, co stanowi miłą niespodziankę, to możliwość zmieniania opcji związanych z naszą bronią. Jeśli przeszkadza nam zbyt mocny poziom przybliżenia na karabinie, możemy przytrzymać R i zmniejszyć procent przybliżenia lub tryb ognia/szybkostrzelność. Gra aż prosi się o system modyfikacji uzbrojenia, może nie na poziomie Escape from Tarkov, ale jednak.

Cieszę się, że mimo pewnych wątpliwości (czy będzie z kim grać?) ostatecznie pociągnąłem za spust i kupiłem tę grę. Stosunek zabawy do ceny (169 zł na Steamie) jest dla mnie zawsze bardzo istotny, i tutaj Arrowhead Games nie zawiodło. Jeśli martwicie się o takie rzeczy jak konieczność posiadania konta PSN, to śpieszę poinformować, że nie jest ono tak naprawdę wymagane; można kliknąć „pomiń” w sytuacji, kiedy gra o nie pyta.

Komentuje Mikołaj „Mikos” Łaszkiewicz

W ogóle nie czekałem na Helldivers 2, bo gry kooperacyjne to kompletnie nie moja bajka, a na dodatek od początku roku nadrabiałem zaległości w innych tytułach. Kiedy jednak pojawiła się możliwość sprawdzenia, to skusiłem się i... zdecydowanie nie żałuję. Helldivers 2 to przyjemna odtrutka na gry wieloosobowe klepane "od formy". Nie potrafię tego do końca wyjaśnić, ale połączenie bardzo satysfakcjonującego strzelania, konieczności kooperowania z innymi graczami i ładnej grafiki po prostu wciąga.

Gra ma też swoje momenty. Szczególnie w pamięć zapadła mi sytuacja, w której razem z moimi (losowo dobranymi) towarzyszami musieliśmy wykonać jakąś banalną misję, a potem ewakuować się do statku. Problem pojawił się wtedy, gdy okazało się, że wszyscy zużyliśmy swoje zapasy zaopatrzenia w trakcie walki z kosmicznymi robalami i podczas oczekiwania na statek musieliśmy bronić się w zasadzie wyłącznie walką wręcz – a jakby tego było mało, ktoś strzelił komuś w plecy i zostało nas trzech (tak, w Helldivers 2 ogień sojuszniczy pełni ważną rolę). Ostatecznie eksfiltracja się udała, ale dreszczyk emocji towarzyszył nam do końca. Gra zyskała dużo w moich oczach, bo każda ekspedycja jest ciekawa, ma jakieś tło, w trakcie pojawiają się jakieś twisty i bonusy, a aspekt kooperacji został zrealizowany na poziomie mistrzowskim.

Adam Kusiak

Adam Kusiak

Współpracę z GRYOnline.pl rozpoczął w 2011 roku jako redaktor w działach Newsroom i Encyklopedia; obecnie senior SEO specialist wspierający serwisy grupy Webedia Poland. Uwielbia symulatory lotnicze i gry strategiczne, w które zagrywał się jeszcze w latach 90. na Amidze 500; naturalnie jego ulubionym studiem jest MicroProse, zaś ulubionym twórcą – Sid Meier. Stanowi także chodzącą encyklopedię sprzętu wojskowego. Ukończył specjalizację amerykanistyka na Wydziale Stosunków Międzynarodowych na Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Na portalu X pisze o strategiach jako tbonewargames.

więcej